Arkadia MUD MMORPG

Periodicus numer 10

Wywiad z Aderem, wyscig Kha'm'k-dze

o—————————————————————————–o
| Data wydania: czterdziesty pierwszy dzien pory Saovine |
| |
| |
| /)_(\ |
| ______( 0 0 )______ |
| /_/_/_/\` ’ `/\_\_\_\ |
| )’_'( |
| ____.””_””.____ |
| P E R I O D I C U S |
| |
. .
. .
Z powodu odejscia na urlop inz. Ulika oraz wycofania sie
Mistrzyni z zycia publicznego w kadrze Periodicusa zaszly znaczne
zmiany. Inz. Nimbus przejal stanowisko Redaktora Naczelnego, do
redakcji dolaczyl tez nowo wybrany Mistrz Krough oraz inzynierowie
Luctus oraz Hiir (znacz sie – ja).

Dziewiaty Numer Periodicusa obfitowal w artykuly – nigdy przedtem
nie przekazano czytelnikom az tyle tekstu w jednym egzemplarzu.
Wprowadzono tez wersje ozdobna w twardej oprawie, niestety, nie
cieszyla sie ona wielkim powodzeniem.

note ku pamieci zlozyl
Hiir, Redaktor Naczelny Periodicusa

W tym numerze:
* Wywiaz z IV Mistrzem CKN – Aderem………………..strona 1
* Magia mineralow………………………………..strona 2
* Lowca…………………………………………strona 3
* Opowiadanie bez tytulu………………………….strona 4
* Golabki w kapuscie……………………………..strona 5
* Materialy wybuchowe w gornictwie…………………strona 6
* Wielki Wyscig Kha’m’k-dze……………………….strona 7
* Dla kogo cla?………………………………….strona 8
. .
. .
| |
| |
o—————————————————————————–o

> przeczytaj strone 1

Zatytulowano: Wywiaz z IV Mistrzem CKN – Aderem

__ __ __ __ _____ _ ___
/ / /\ \ \/\_/\/ / /\ \ \\_ \/_\ / \
\ \/ \/ /\_ _/\ \/ \/ / / /\//_\\ / /\ /
\ /\ / / \ \ /\ /\/ /_/ _ \/ /_//
\/ \/ \_/ \/ \/\____/\_/ \_/___,’

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
z czwartym Mistrzem Cechu Kupcow Novigradzkich,
Krolem Handlu Zbrojami, Aderem!

Mistrz Ader przybyl do Novigradu jeszcze jako
mlody chlopak i w zasadzie natychmiast wstapil
do Cechu. Po paru latach ciezkiej pracy na rzecz
organizacji zalozyl swoj wlasny bank. Nie tak
dlugo potem zostal jednym z Radnych. Po smierci
owczesnego mistrza Torina, wplywowy juz handlarz
oraz bankier, Ader, zajal jego miejsce i godnie
piastuje urzad Mistrza, az do dnia dzisiejszego.
Jego polityka, ktora stara sie realizowac opiera
sie na maksymalizacji zyskow przy minimalizacji
kosztow, co znaczy li tylko tyle, ze ow czlowiek
jest zarowno bieglym kupcem jak i bystrym poli –
tykiem. To wlasnie dlatego redakcja Gnomiego
Periodyku wybrala go jako druga osobe, z ktora
przeprowadzony i zamieszczony zostal na lamach
pisma wywiad. Pytania zadawal Nimbus, gnomi
inzynier po fachu (ogr berserker z zamilowania).

Redakcja: Jak ocenia Mistrz dokonania swego
poprzednika, Mistrza Torina?
Ader: Coz… byl Mistrzem ledwie przez miesiac.
Zginal dosc nagle. Wiem, ze pochodzil z puszczy
Shekhal. Byl dobrym kupcem, niestety, zgubila go
wlasna chciwosc. Zreszta – gubi ona kazdego
Mistrza, predzej czy pozniej. Co zas sie tyczy
samego Torina – w wyniku pewnych operacji fina –
nsowych, potrafil nie spac kilka dni pod rzad…
I za to go zabito.
Redakcja: Przykra historia. Coz jeszcze moznaby
nadmienic o tym Mistrzu?
Ader: Niestety, reszta jest tajna i znana tylko
Radzie – tyle wiec jesli chodzi o Mistrza
Torina.

Redakcja: Jakie zmiany w Cechu wprowadzil Mistrz
za swojej kadencji?
Ader: Zbyt dlugo by wymieniac. Wprowadzilem na
przyklad Spolki i prawo nimi zarzadzajace. Do –
prowadzilem do powstania drugiego portu w Novi –
gradzie… dokonalem tez wielu pomniejszych
reform, ktore trudno nawet spamietac.

Redakcja: Dziekuje za te odpowiedz. Przejdzmy do
nastepnego pytania: Jakich zmian zamierza Mistrz
dokonac jeszcze za swojego 'panowania’ w Cechu?
Ader: Rozdzial faktorii dla Spolek. Obecnie ka –
zda Spolka moze korzystac z faktorii.

Redakcja: Rozumiem. Czy przed wyborem Mistrza,
kazdy kandydat winien posiadac swoj unikalny
program wyborczy?
Ader: Nie. Mistrz jest wybierany z Rady, ale
przewaznie przed zgonem Mistrz wskazuje swego
nastepce.

Redakcja: Czy zdradzi Mistrz kogo wybralby na
nastepce, przed odejsciem?
Ader: Tajne Tu Mistrz usmiechnal sie osobliwie

Redakcja: Przyjalem. Czy moglby Mistrz w takim
razie przyblizyc naszym czytelnikom proces rek –
rutacji w Cechu?
Ader: Rekrutacja na jakie stanowisko interesuje
redakcje?
Redakcja: Pelnoprawnego kupca.
Ader: A wiec po pierwsze trzeba umiec kras… to
znaczy 'targowac sie’. Umiec wyciagnac pieniadze
patrzac prosto w oczy. To rzadki dar. Reszta to
zas bulka z maslem, jak to mawiaja chlopi z
Ostrorogu. Po pozytywnym rozpatrzeniu podania
trzeba zebrac kilka poparc od Kupcow i Rady.
Przewaznie polega to na wykonaniu jakichs pros –
tych zadan. Czasem wystarczy rozmowa, by wyczuc
zylke do kupiectwa. Po zdobyciu poparc odbywa
sie egzamin. Potem masa pracy – najlepsi zostaja
kupcami, inni zostaja wypraszani.

Redakcja: Moze Mistrz przyblizyc codzienne zaj –
ecia kandydata? Rysuje mapy handlowe czy cos
w tym stylu? Prosze uprzejmie o konkrety.
Ader: Konkret? Prosze bardzo. 'Udac sie na Ard
Skellige. Zbadac sezonowosc wystepowania lososia
i znalezc najlepszy termin do polowu. Zwerbowac
grupe rybakow. Zarobic 400 zlotych monet majac
na wstepie 50, samemu nie lowiac.

Redakcja: Szczwane Mistrzu. Przejdzmy dalej…
Jakie byly Mistrza najwieksze sukcesy, a jakie
najwieksze porazki?
Ader: Zawodowe czy osobiste?
Redakcja: A jakie Mistrz uwaza za ciekawsze?
Ader: Nie mozna tego porownywac.
Redakcja: No to zawodowe. Zycie osobiste pozos –
tawmy osobistym.
Ader: A wiec najwiekszy sukces to bedzie zaloz –
enie pierwszego banku na Arkadii. Co zas sie
tyczy porazek – w zasadzie nie mialem… moze
poza odlozeniem w knajpie plecaka, ktorego zaw –
artosc wynosila sto monet bitych mithrylem. Po –
tem je na szczescie odzyskalem ale… no prawie
poszedlem do sarkofagu.

Redakcja: Fascynujace. Ulubione jadlo i napitek?
Ader: Kurczak, ewentualnie bazant. Kiedys pija –
lem orzechowke. Teraz tylko sporadycznie alkohol
bowiem za bardzo szkodzi na intelekt. Lubie za
to owoce i ciasta.

Redakcja: Ma moze Mistrz jakas zyciowa maksyme?
Wazna dla Mistrza sentencje?
Ader: Mithryl niezarobiony to mithryl stacony!

Redakcja: No wiec juz ostatnie pytanie: Jakie
cechy ceni sobie Mistrz najbardziej wsrod kupcow
w Cechu?
Ader: Chciwosc. Wszystko inne z niej wynika.

Redakcja: W takim razie bardzo dziekuje za udz –
ielenie wywiadu.
Ader: Cala przyjemnosc po mojej stronie. Zegnam.
Redakcja: Do zobaczenia.

> przeczytaj strone 2
Zatytulowano: Magia mineralow

Wydzial Alchemii i Swiatopoznawstwa prezentuje:

Od niepamietnych czasow do kamieni przywiazywano ogromne
znaczenie. Ich fascynujaca barwa, gra swiatla, zadziwiajace
pochodzenie oraz wiele innych tajemniczych czynnikow zrobily
z nich niemalze przedmioty kultu. Umieszczane we wszystkich
mozliwych czesciach bizuterii, od pierscieni zaczynajac,
poprzez bransolety, kolczyki, wisorki czy medaliony, na
bogatych naszyjnikach konczac.
Specjalne, nadprzyrodzone wlasciwosci niektorych kamieni
i mineralow zostaly spisane i zaprezentowane ponizej.

*Bursztyn*
Bursztyn nie jest wlasciwie ani kamieniem, ani mineralem.
Tworzy sie z zakrzeplej przed wieloma laty (tak wieloma, ze
przecietny innostwor nie jest w stanie sobie takiej liczby
wyobrazic) zywicy. Najczesciej posiada barwe zoltawa oraz
zoltobrunatna, aczkolwiek trafiaja sie okazy biale, zielone,
niebieskie, a nawet czarne.
Przydaje sie podczas bolow migrenowych, problemow z krego-
slupem, przeziebieniu. Przy reumatyzmie zaleca sie stosowac
nalewke bursztynowa. W tym celu zalewamy niewielkie ilosci
bursztynu spirytusem (okolo 100 ml). Nastepnie stawiamy
miksture w cieplym miejscu na dziesiec dni, mieszajac co
jakis czas, ale tylko w stron zgodna z ruchem wskazowek
zegara. Nalewka tylko do uzytku zewnetrznego!

*Dwimeryt*
Niezwykle rzadki metal szlachetny. Wiekszosc wydobycia
pochodzi z Koviru. Praktycznie niedostepny, bizuteria, kto-
ra zawiera niewielkie kawalki dwimerytu osiaga niesamowite
ceny. W stanie wolnym posiada malo ciekawy kolor, stosuje
sie najczesciej stop z zelazem (kolor niebieski), miedzia
(zielony) badz cynkiem (brunatny z zielonkawa poswiata).
Wartosc dwimerytu jest tak wysoka z powodu jego niezaprze-
czalnie skutecznych wlasciwosci. Dzialanie antymagiczne
tegoz metalu jest tak wysokie, ze juz niewielkie kawalki sa
w stanie unieszczkodliwic zaklecie, nie za silne i rzucane
przez niezbyt wprawnego maga, ale jednak. Wieksze ilosci
obdarzaja wlasciciela absolutna aura antymagiczna. Przy tym
dziala ona w obie strony – wciaz mozna uslyszec o kutych
w dwimerycie obreczach, ujarzmiajacych zdolnosci magiczne
osob, na ktore zostaja zalozone.

*Kamien medrcow*
Zwany rowniez kamieniem madrosci, kamieniem myslicieli lub
kamieniem filozofow. Owo dzielo jest przedmiotem snow wielu
zabobonnych alchemikow, marnujacymi cale zycie nad odkryciem
tegoz kamienia. Powszechnie wiadomo, ze kamien medrcow ma
moc zamieniania dowolnego metalu (czy nawet przedmiotu)
w zloto. Ponadto jest niezbedny do wyprodukowania Eliksiru
Zycia. W zaleznosci od podan, Eliksir Zycia jest antidotum
i lekarstwem na wszelkie dolegliwosci lub tez napojem, ktory
gwarantuje niesmiertelnosc.
Obecna wiedza gnomich alchemikow dowodzi, ze Eliksir Zycia
nie jest mozliwy do otrzymania, a zamiana metalu w zloto
moze byc przeprowadzona i bez Kamienia, jednakze jej koszty
wielokrotnie przewyzszaja wartosc otrzymanego zlota.

*Kamien ksiezycowy*
Nazywany rowniez kamieniem kochankow. Posiada najczesciej
barwe srebrzysta lub srebrzystoniebieska (stad nazwa), jak
takze perlowobiala, kremowa, z odcieniami zolci. Raczej
trudny do znalezienia, w ystepuje w towarzystwie zyl srebra
i mithrilu.
Zwiazek tego kamienia z Ksiezycem sprawil, ze stal sie on
lekarstwem na wszystkie dolegliwosci kobiece, od bezplodno-
sci po karmienie niemowlat. Jego blask zmusza likantropa
czy inna istote zmiennoksztaltna do przemiany. Wlozony pod
jezyk przez kochankow podczas pelni Ksiezyca pozwala ujrzec
im przyszlosc zwiazku.

*Meteoryt*
Skala o niezwyklym pochodzeniu, a przez to bardzo rzadko
spotykana. Meteoryty sa odlamkami skalnymi o bardzo zlozonej
budowie pochodzacymi z Wielkiej Przestrzeni (Wszechswiata).
Widziane na nocnym, bezchmurnym niebie jako dlugie, cienkie
blyski, stad tez nazwa Spadajace Gwiazdy lub Lzy Bogow.
Barwe maja przerozna, najczesniej szaroczarna.
Tak unikalny kamien jak meteoryt przynosi wlascicielowi
niewyobrazalne szczescie w zyciu, bogactwa i duze powodzenie
u plci przeciwnej. Niestety, znane sa przypadki, w ktorych
spadajacy meteoryt zabil przypadkowe osoby. [ 1 ]

*Opal*
Nalezy on do kamieni polszlachetnych. Opal przyjmuje
najrozniejsze barwy, co wiecej, zdaje sie te barwy zmieniac.
W zaleznosci od struktury i budowy wewnetrznej okazu swiatlo
zalamuje sie wewnatrz niego i rozszczepia, tworzac wspanialy
efekt.
Opale od wiekow traktowano jako kamienie magiczne, symbole
madrosci, spokoju i zdrowia. Pomagaja przy klopotach ukladu
krwionosnego i nerwowego. Przywracaja sprawnosc oczom. Na
poludniu opale sa uwazane za kamienie nadziei.

*Spaczen*
Niezwykly kamien o opalizujacej, ciemnozielonej barwie
przechodzacej w czern, aczkolwiek okazy o innym kolorze tez
mozna znalezc. Wystepuje prawie wylacznie na terenie Starego
Swiata, jedynie niewielkie probki znaleziono w Ishtar.
Spaczen jest kamieniem silnie przesyconym przez Chaos.
Stanowi on szczegolne niebezpieczenstwo dla ras mlodych,
podatnych na spaczenia. Mutacje wywolane przez ten kamien
moga przybrac rozne odmiany, a nabawic sie ich mozna bardzo
latwo. Czasem wystarczy skazenie rany, kiedy indziej znowu
samo uzywanie przedmiotu z wprawionym wen kamieniem, a nawet
przebywanie w poblizu spaczenia. Zarazone mutacja miejsce
mozna wtedy tylko amputowac, chociaz cudowne uzdrowienia po
gorliwej modlitwie sa wciaz przedmiotem badan wielu chcacych
znalezc lekarstwo na spaczen naukowcow.

inz. Hiir
z rodu Dlugonosych

> przeczytaj strone 3

Zatytulowano: Lowca

Lowca.

Samotnikiem byl od zawsze. Tak mu bylo, po prostu, wygodniej. „Nie musimy
sie nikomu spowiadac z tego, co robilismy ostatniej nocy i nikt nie marudzi,
ze o niej zapominamy”, myslal, usmiechajac sie z przekasem. I choc w bankach
lezaly stosy mithrylu nalezace li i jedynie do niego, nadal potrzebowal tego
poczucia obowiazku. Zajecia. Z potrzeby, jak mawial ironicznie, serca.
Zostal platnym morderca. Lowca glow, jak sie tytulowal.

Praca dawala mu uczucie spelnienia – czul sie wyjatkowy, najlepszy. Isto-
tnie, byl w tym fachu Mistrzem. Choc z poczatku zlecenia przychodzily rzadko
i nieregularnie, on sie nie zniechecal… Czekal. Wiedzial, ze ten swiat po-
trzebuje takich jak on, i choc moze o tym nie wie, to wkrotce (na pewno!) to
zrozumie. „Zawsze w koncu czuja potrzebe” wzdychal. Kolejna glowa odcieta od
martwego ciala byla jak zbudowanie gnomocypedu dla Wynalazcy, jak kolejna u-
dana transakcja dla kupca. „Niby takie nic, ale piekniejszego uczucia nad to
ogarniajace w chwili, gdy zakrwawione trofeum trafia w rece zleceniodawcy, a
twarz rozjasnia szeroki usmiech, nie zazasz z zadna kobieta…”

Kolejna dluga, wspaniala, pelna zlecen jesien. Zawsze zastanawial sie, co
w tej jesieni sprawia, ze czyta dlugie, pisane drzaca reka listy z prosbami,
by pozbyl sie niewygodnego meza, ojca czy kochanka, ze patrzy w zaciete, zle
twarze niegdysiejszych kochajacych mezczyzn… Cokolwiek by to nie bylo, raz
za razem w jego rece pojawialy sie pekate, brzeczace sakiewki, a bron, coraz
to nowa, pokryta byla sladami swiezo przelanej krwi… Taak, byl szczesliwy.
Raz tylko w ciagu tej jesieni bal sie o swe zycie. Skrociwszy o glowki kilku
malo znaczacych krasnoludow, stal sie poszukiwany i sledzony przez najwyzsze
mahakamskie wladze. Ba, nawet bogowie nie byli mu wtedy przychylni. Brak snu
i ciagle zycie w ukryciu zniosl jednak dobrze. A potem sprawa ucichla. Juz z
pelnym spokojem ruszyl sladami maloletniej krasnoludki, ktorej nieopatrznie
pozwolil sie wymknac z rak…

Czul juz zblizajaca sie euforie walki. Oddychal nierowno, spiesznie. Nikt
nie mial prawa go zauwazyc – byl schowany tak dobrze, ze sledzacy go Gladia-
torzy („pajace” – okreslal ich w mysli) nie zaszczycili jego dlugiego wysta-
jacego spomiedzy lisci nosa nawet przelotnym spojrzeniem. Mijaly minuty, nie
odczuwal jednak znuzenia. Czekal.

Traktem do zapomnianej przez bogow wiezy zblizalo sie ich kilkunastu. One
dwie byly jedynymi babami w calej tej, ekhem, kompanii. Szly rownym krokiem.
Ich dlugie warkocze podskakiwaly na plecach, smiech slychac bylo juz z odda-
li. Poznal ja. Nic sie nie zmienila, wlosy koloru ognia nieznacznie tylko u-
rosly, a poza tym byla taka sama, jak wtedy, gdy zniknela mu z oczu ostatnim
razem. Wolniutko wyszedl z ukrycia i usmiechnal sie. Paskudnie. Nie umial i-
naczej. Usmiech przybladl mu troche, gdy druga z krasnoludek, starsza i duzo
mniej przyjacielska, zaslonila smarkule wlasnym cialem. Bardzo nie lubil gdy
mu sie przeszkadzalo w pracy. Cos w hardym spojrzeniu tej starszej bylo zna-
jomego. Usmiechnela sie, beznamietnie i samymi wargami, i juz wiedzial, ktoz
to taki wszedl mu wlasnie w droge.

I wtedy Lowca Glow po raz pierwszy nie dopelnil zemsty, chowajac do kieszeni
plaszcza pergamin z rysopisem kolejnej ofiary. Starsza z krasnoludek poglas-
kala go po krotko ostrzyzonych wlosach i obie odeszly.

Nieczesto zdawalo mu sie pracowac za darmo – jednak takim krasnoludkom od
chwili, gdy sie usmiechna, nie sposob jest odmowic. Kilkoro padlo z jego re-
ki zupelnie za darmo, nastepne ofiary skrupulatnie oplacaly obie. Byly dobre
jesli chodzi o zlecenia – nie chcialy niczyjej smierci „ot tak”. Gineli jeno
zdrajcy.
Kolejne zlecenia. Niektore sprzeczne z interesami krasnoludek – te skrze-
tnie ukrywal przed orzechowymi i blekitnymi oczami. Niektore wymagajajace od
niego calkowitej dyskrecji, w innych pomagaly mu jak mogly one dwie. Byly a-
bsolutnie wspaniale. Zdradzaly, sledzily, szpiegowaly, byly po prostu nieza-
stapione. Lowczynie. Byly Lowczyniami.

„Bolala go kazda, nawet najmniejsza czastka ciala. Lamane palce, miazdzo-
ne kosci nog i rak, zebra gruchotane kopnieciami, skora na piersiach przypa-
lana zelazem. Umieral. Nie mowil jednak ani slowa, nie skarzyl sie. Cierpial
milczaco, z honorem. Byl bardzo honorowym skurwysynem. W chwili, gdy przebi-
li mu serce zdobiona halabarda, byl najzupelniej pewien, coz sie stalo. Ktos
zdradzil.”
Pierwszy raz w zyciu obudzil go jego wlasny krzyk. Choc smierc byla tylko
snem, bol w piersiach byl najzupelniej rzeczywisty. Z trudem opanowal drzace
cialo, podszedl do okna i odetchnal gleboko chlodnym powietrzem. Myslami byl
daleko – przypominal sobie slowa, ktore uslyszal niegdys od jednej ze swoich
pierwszych ofiar. „Jestes Lowca, prawda? Lowca zawsze pracuje sam… W takim
swiecie mozna ufac juz tylko sobie samemu… i komus, kto wlasnie przystawia
Ci swoja bron do skroni.”
– Lowca zawsze pracuje sam – powtorzyl polglosem. Sam zadrzal na dzwiek swo-
ich slow.

Belleteyn. Kto wybiera taka noc na zlecenie zabojstwa? Lowca sam nie dzi-
wil sie tej rudowlosej kobiecie – dla niego Belleteyn bylo takim samym dniem
jak wszystkie inne. Nie rozumial tych, ktorzy upijali sie przy swietle ognia
zarowno winem, jak i dotykiem i zapachem cial. Inna sprawa ze krasnoludki na
te noc rowniez zniknely, goraco tlumaczac sie urodzinami tej starszej. Taak,
jak znalo sie ja blizej nietrudno bylo uwierzyc iz urodzona jest wlasnie te-
go dnia… Badz co badz, cieszyl sie, ze zniknely. Od tamtego pamietnego snu
nie bral od nich zadnych ziol, nie pil z podawanego buklaka i staral sie nie
jesc nic, czym moglyby go… Nie, nie chcial o tym myslec. Ufal im. Kiedys.

– Nie otwieraj tej koperty – mruknela ciemnooka, przygryzajac nerwowo ko-
niec warkocza. – Mowie, ostaw. Kto normalny wysyla zlecenia w czyms takim?!
– A kto normalny wysyla jakiekolwiek zlecenia? – rzucil przez zeby obracajac
koperte w palcach. Fascynowaly go te zamaszyste runy wypisane krwistym atra-
mentem. Siegnal po sztylet i rozcial koperte.
– Baw sie sam – warknela krasnoludka, zamaszyscie podnoszac sie z lawy. – Ja
z Mala zrobimy sobie wakacje – urwala. Potarla piegowaty nos wierzchem dloni
i dokonczyla:
– Badz czujny, Lowco. Najlepiej spal ten list, nim przeczytasz…
W odpowiedzi parsknal smiechem.

Pergamin zapisany tym niezwyklym atramentem traktowal o pieciuset mithry-
lach nagrody za glowe pewnego „malo znaczacego acz niewygodnego” krasnoluda,
o ktorym Lowca wczesniej nawet nie slyszal. Piecset. Wyzej jak piecdziesiat,
to juz zaczynalo robic sie ciekawie. Piecset. Przeciagnal sie, pozbieral swe
rzeczy i z miejsca ruszyl na poszukiwania. „Piecset”, westchnal w myslach.

Ostatni szczur od krasnoludek przyszedl najwyrazniej znad Wstazki – widac
i one nie proznowaly. Obie ostatni raz probowaly namowic Lowce, zeby dal so-
bie spokoj z tym zleceniem. Przeczuwaly nieszczescie.

Nieszczescie jednak czekalo w ukryciu.

Znalazl go. Z pozoru nie wyroznial sie niczym szczegolnym – tylko jego o-
czy… gdyby Lowca kiedykolwiek patrzyl swoim ofiarom w oczy, przyznalby ra-
cje krasnoludkom. Cos bylo bardzo, bardzo nie w porzadku.

Dopiero po kilku dniach obserwowania ofiary mogl podjac jakakolwiek decy-
zje. Tym razem tez nie wahal sie dlugo – byl przeciez najlepszy w tym fachu.
Zaplanowal krasnoludowi lekka smierc – nawet go nie znal, w zleceniu nie mo-
wilo o dodatkowych torturach, poza tym nie lubil robic nic bez sensu. Zbrod-
nia doskonala. Jak setki innych, ktore popelnil.

Bylaby taka, gdyby nie to, ze jego ofiara nie byla kims przecietnym. Low-
ca przyjal zlecenie na demona. W chwili, gdy – poza wlasna krwia – nie dost-
rzegal juz nic, uslyszal przeszywajacy, krzyk.
– Krew dla Pana Krwi!
„Nie mial racji” – pomyslal Lowca, powoli przechodzac do historii. „Zaufalem
komus, kto wlasnie rozrywa mnie na kawalki, uwierzylem w jego pisane choler-
na krwia zlecenie. A one… to one byly Lowca. Nie ja. One sie nie pomylily.
Zdradzilem sam siebie…”

Gdyby ktos kiedys trafil do zapomnianej wioski, w ktorej Pan Krwi jeszcze
raz zatriumfowal, znalazlby obelisk opatrzony tabliczka „Lowcy – Lowczynie”.
Malo kto jednak zapuszcza sie w takie miejsca, by odwiedzic pamiatke smierci
legendarnego juz gnoma. A juz na pewno nikt nie pamieta, dlaczego Lowca zgi-
nal wlasnie tutaj. A krasnoludkom wystarczy, ze one wiedza, jak to bylo.

Zawsze wiedzialy wiecej.
___
`-._\ / `~~”–.,_
——>| Thenna Bruys `~~”–.,_
_.-’/ ’.____,,,,—-„””~~„`’

> przeczytaj strone 4
Zatytulowano: Opowiadanie bez tytulu

„Dzisiaj nie zgasne
wspomnienie twoich rak bedzie
katowac moje cialo…”
…zaspiewala szeptem plonacych purpura warg i odeszla z
podmuchem nocy. Wspomnienie…i zar splywajacy do opuszkow
palcow pieszczacych twoj policzek… Poddac sie…
zapomniec… oddac we wladanie ognia… NIE! Zrywasz sie z
glosnym okrzykiem ploszac nimfe twych marzen. Wyciagasz do
niej dlon. Na skraju waszych plonacych przed chwila oczu
wciaz tli sie ognik. Podsycacie go szeptem rozkochanych
ust. Cisi, niesmiali powoli… podchodzicie do siebie
skradajac sie na koncowkach palcow…odnajdujecie droge…
dawno zapomniana sciezka podazacie objeci wpol dochodzac
do polany waszego szczescia. Krzykiem pocalunkow opadacie
na siebie szukajac… szukajac wspolnej drogi doznan
cierpliwie bladzac to odnajdujac sie znow zatraceni w
plomiennym tancu cichych cial.Piekacy bol rozdziera ci bok
ale pieszczota paznokci jest Ci slodka.

Blysk ostrego swiatla.Krzyk.Slodycz ust. swiatla blysk.
Krzyk. Taniec cial.spiew.Zatraceni w marzeniach… w sobie
samych… w sobie nawzajem… Krzyk… swiatla… blysk!
Marzen spiew w przedswicie szczescia. I pocalunkow zar.
Ognia plas… wokol ust… Dloni spiew… szyi szept…
Ciala piesn… cichy kres… waszych sil… Slodka krwi…
zyj… krzyczysz ZYJ! Tamta twarz… oczu blask… usta…
i ich smak…
Tak zaczynalam czuly do Ciebie list Kochany… wiele
razy siegajac po pioro rzucalam nim, a jego roztrzaskane
lzy zbieralam do koszyczka mowiac, ze to na ladna pogode
jesli bedzie mi zle.Siadalam na oknie i wyskakiwalam przez
nie… wprost do ogrodu… albo w twoje ramiona… albo na
szary bruk. A potem ludzie omijali mnie szerokim lukiem,
kiedy spiewalam o szczesciu odchodzacej. Nie rozumieli. I
tylko Ty zbierales moje okruszki i chowales do koszyczka,
gdzie juz lezalo moje pioro pelne milosci dla Ciebie.
Zbierales mnie cierpliwie, kazdego dnia przychodzac pod
moje okno. Czasem… czasem zakwitalam slonecznikiem i
wtedy tuliles czolo do mojego kwiatu szepczac blagalnie
bym wrocila. A czasem bylam ptakiem… Rozwijalam potezne,
silne skrzydla i szybowalam nad Twoja glowa spiewajac Ci o
tajemnicach Tobie obcych, ktorych nigdy nie bedziesz mogl
dosiegnac.Wtedy krzyczales blagajac bym powrocila.Blagales
o bol szponow rozrywajacych Ci reke,ale chciales placic te
cene by moc czuc bicie mojego rozszalalego serca. Czasem
wracalam do Ciebie i wtedy poznawales slodki smak krwi.Ale
spogladales w moje oczy z uwielbieniem i nastepnego dnia
znowu wracales uparcie pod moje okno. A ja kazdej nocy
siadalam przy oknie i z wsciekloscia rzucalam piorem o
sciane nie mogac napisac do Ciebie listu… nie mogac
znalezc tych slow, ktore byly we mnie gdy bylam kwiatem,
sokolem badz martwa lezalam na bruku. O swicie wschodzilo
moje slonce usmiechajac sie do moich oczu, a ja odwracalam
wzrok niechetna temu zlotemu szczesciu, bo nie bylo to
Twoje szczescie…
Ktoregos dnia nie wyskoczylam przez okno. Przyszedles
jak zawsze o nieokreslonej porze i stales zawstydzony
swoja slaboscia.Nie rwales wlosow ani nie padles na kolana
blagajac bym wyskoczyla gdy w koncu ujrzales mnie w oknie.
Stalismy naprzeciw siebie obcy, obojetni, wrodzy. I chyba
wtedy dojrzala w nas milosc. Wskoczyles na parapet lekko
jak ja to zawsze robilam w twoje ramiona i lekko poniosles
mnie w swiat marzen. A zachodzace slonce usmiechalo sie do
moich oczu, ktorych nie odwracalam pelna wiary, ze jutro
jednak nadejdzie…
Kiedys…nie przyszedles pod moje okno. Stalam przy nim
caly dzien, a wiatr potargal moja zielona jak twoje oczy
sukienke. I tak umarla moja wiara. Wtedy usiadlam i
rozsypalam po podlodze okruszki mojego piora czekajac az
sie narodzi z wlasnych i moich suchych lez. Kiedy powstalo
siegnelam po nie i zaczelam pisac do Ciebie list. Slowa
byly lekkie i czule.Nie byly smutne.Nie mowily, ze tesknie
i umieram po stokroc bardziej niz umieralam nim
przyszedles. Slowa usmiechaly sie do mnie, a ja nie
odwracalam wzroku z pasja rzucajac je na biale karty.I tak
zastal mnie swit. Zamknelam pioro i spojrzalam we
wschodzace slonce. Usmiechnelam sie zloto i podeszlam do
okna wdychajac zapach wiatru. Potem poslalam pocalunek
wolnosci i zamknelam wiecznie… wiecznie otwarte okno.
Potem nadszedles Ty.Tak lekko wskoczyles na parapet jak ja
kiedys z niego zeskakiwalam w twoje ramiona. Pukales…
prosiles… groziles… A ja tanczylam po pokoju i czarna
mgielka mojej sukni migala Ci jedynie przed oczyma. I tak
zastala nas noc. Wtedy nie odszedles. To ja odeszlam.
Plecami stalam do okna, w ktorym Ty spogladales na mnie i
krzyczalam z bolu zaciskajac tylko piesci z dumnie
uniesiona glowa.
Umarlam. Zgaslo moje slonce gdy o swicie Ciebie nie
bylo. Wschod nie byl zloty. Wschod byl szary. Usmiechnelam
sie do tego wschodu i wrzucilam list do skrzynki
zapominajac podac adresata. Wrocilam do pokoju lekko i ze
smiechem, a ludzie patrzyli na mnie z podziwem kiedy
wyskakiwalam przez okno,tak lekko jak nigdy, by wyslac ten
list do Ciebie. Wychodzac zapomnialam zamknac okno i gdy
wrocilam Ty juz tam byles stojac na srodku pokoju z
opuszczona glowa i ramionami. Taki bezbronny pokazales
swiatu plecy. Nie podeszlam do Ciebie choc tyle czulosci i
szczescia bylo wtedy w moich ustach. Nie podbieglam na
lekkich skrzydlach choc swiat wtedy zaspiewal we mnie.
Omiotlam pokoj czernia sukni i opadlam przy biurku
siegajac po pioro i bialy papier do pisania listow.I wtedy
to sie stalo. smierc buchnela feeria barw kiedy rzuciles
sie na mnie szepczac zal. Nie wierzyles w zdziwienie w
moich oczach i zadales mi powolna chlodna smierc. A potem
odszedles zamykajac cicho za soba okno. A ja zostalam z
roztrzaskanym piorem, kropelka krwi na rozgryzionych
wargach i zlamanym sercem, ktore schowalam do zakurzonej,
pustej szuflady.
I za oknem rozszumiala sie jalowa pustynia. Slonce
wschodzilo palaco niszczac promieniami zycie. Ogrod umarl
pozostawiajac po sobie czarne kikuty szyderczo wymierzone
w moje okno. A ja nosilam dumnie glowe nie chcac pochylic
karku. A potem zobaczylam swoj cien. I bylam nim ja. I
krzyknelam wtedy tak jak Feniks gdy umiera. Ale nie
splonelam tecza jego ognia. Zgaslam jak blady plomien
swiecy i kolejny swit zastal mnie szara na srodku podlogi.
I kolejna noc nadeszla nie niosac ukojenia. A kolejny swit
zadrwil ze mnie. A kolejna noc przyniosla bunt. I wtedy
siegnelam po lzy piora i blagalam je swoimi lzami by
wzroslo.I stalo sie, ze pioro znalazlo cyniczna litosc dla
mnie i oddalo sie mojej dloni. I siadlam szara i pusta do
biurka. I wyjelam z szuflady zapomniane okruchy serca. I
zlozylam je przed soba. A potem slowa splynely na papier i
tak zastal mnie zadziwiony swit. A potem kolejna noc. Nad
ranem otworzylam okno i wykrzyczalam caly swoj bol i zal i
wyskoczylam do ogrodu roszac spalone kikuty szklanymi
perlami moich oczu. I wyslalam list do Ciebie zapominajac
podac adresata, a ludzie patrzyli na mnie ze zdziwieniem
kiedy szlam. I ofiarowali mi pusta biala przestrzen
rozsuwajac sie i odwracajac powoli wzrok. I wrocilam do
pokoju i unioslam glowe i wtedy… spojrzalam w Twoje
kochajace jak moje oczy…a moja sukienka… miala zielony
kolor… i z martwych wstala nasza nadzieja.
A potem trzymajac sie za rece wyskoczylismy lekko do
ogrodu i przez kwietne laki ruszylismy w strone… naszego
wlasnego szczescia…

@-)—)—–

Natt, Pani Nocy…

> przeczytaj strone 5

Zatytulowano: Golabki w kapuscie

## # # # # ,~
# ### # ## ### # # w kapuscie (’v)__
# # # # # # # # # ## # z sosem (/ („/
# # ### ## ### ### # # ## pomidorowym \__>’
## ^^

Rozdzial I – czyli kto i gdzie?

Choc kazdy z nas w czem innnem gustuje – tak na przyklad ogry
(to rzecz oczywista) za miensa kawalek gotowe som zabic, ylfy w
lesie zbierajom z drzew szyszki, a ludzie to juz zrom wszystko,
co siem do zezarcia nadaje – to jednak za miszczow gotowania u-
wazane som mieszkajomce daleko za morzem halflingi, co piekom i
rozdajom pyszne ciasteczka i majom wlochate nogi. Tako i kuzyni
ich, niziolki we wiosce pode Mahakamem osiadle w sztuce kulina-
rnej przodujom. U nich to wlasnie, w gospodzie ichniej „Pod ki-

lofem i oskardem” Brent pysznosci rozniste podaje, a najlepszom
z roznosci tych jest porcja golombkow w kapuscie…

Rozdzial II – czyli co to som golombki?

Golombek to takie cus jak kurczak, ino piorka ma biale i tro-
chu od niego jescio mniejsze. I takie golombki to majom nozki i
do tych nozek mozna przywiomzac wiadomosc, bo golombek jest mo-
ndry i zaniesie. I som jescio takie golombki z mienska i kapus-
tki i one som pyszne, ni to co te chude, biale kuraki.
Golombki, jak zem pisala w czemsci pirszej, najlepsiejsze zjesc
mozem u Brenta – jednak wiedzomc, jak golombka upichcic, mozemy
sami takowe robic. A jak? Nu trza miec pierwej wszystkie sklad-
niki. Jeno same nie wystarczom, trza jesio umic jesio je do ku-
py zlozyc, i to tak, coby wyglomdalo jak golombki (te Brenta, a
ni te kurczakowe).

Rozdzial III – czyli co bemdzie nam potrzebne?

nosci rozne, z ktorych siem golombka robi. Na poczomtek trza do
golombka miec miensko. Ile tego mienska to zalezy od tego, jaki
duzy bemdzie golombek i ile tych golombkow bemdzie. Miensko, co
to z niego bemdziem pichcic, musi byc koniecznie swieze coby ze
srodka golombka ni smierdzialo. Poza tem musi byc miensko dobre
do zmielenia – bo z kosciom to golombek siem ni uda. Tedy czeba
upolowac zwierzomtko – najlepij swinke albo krowke bo majom une
najlepsiejsze miensko do golombkow. Samo upolowanie to jesio ni
najtrudniejsze – potem trza powycinac to miensko, coby nie bylo
kosci, bo z kosciom niedobre. Jak jusio wytniem, to jescio trza
to miensko zmielic koniecznie (jak ni wie siem jak zmielic, mo-
zna je troszku przezuc i pogryzc i wypluc, chocia tym, co nasze
golombki bemdom jedli, nie trza o tym wspominac).
Poza mienskiem czeba jescio trochu przypraw. Przyprawy siem ku-
puje na targu w Gelibolu, albo u ylfa w Oxenfurcie albo jesio w
Novigradzie mozna, kaj najblizej, roznicy ni ma. Kupujemy sobie
trochu soli i pieprzu, coby miensko lepsze bylo, i cebulke albo
pietruche coby jesio pachnialo i smakowalo lepij.
Mus nam jesio kapustke miec – trza kupic na targu w Gelibolu, a
jak kto oszczemdny, to wyrwac niziolom z ogrodka, golombkom za-
jedno przeca.
Na koniec zajmujem siem jescio zrobieniem sosiku – jesio jednom
cebulke trza, pomidorow kilka, sol, pieprz, a jak kto lubi, pa-
pryke do smaku.

Rozdzial IV – czyli robim golombki!

Jak zbierzem jusio co trza, najtrudniejsza czemsc przed nami:
trza rondla zdobyc i drewno i mozem robic golombki.
Pirsza sprawa to mielimy miensko – o tym pisane w czemsci trze-
ciej. Po zmieleniu mienska czeba je przyprawic solom i pieprzem
i dodac zielsko, ino malo, dla smaku jeno. Kolejnom rzeczom som
kapusciane liscie: urywamy po jednym (czystymi rencami, coby ni
brzudzic golombkowej kapusty). Na lisciach ukladamy trochu mie-
nska i zawijamy, ino porzomdnie, coby miensko ni wylazilo. Bie-
rzemy rondla i ladujemy golombki w rzomdku, tak, coby lezaly se
na dnie kolo siebie, to nitrudne. Potem bieremy troszku wody ze
strumyczka, na ten przyklad i podlewamy troszeczke wodom. Czeba
tera podpalic drewno cosmy przyniesli i zaczomc gotowac, konie-
cznie pod pokrywkom. I jak golombki siem gotujom (bemdzie czuc,
po zapachu na pewno, jeno pamietac trza ze ma ni smierdziec jak
spalone mienso, ino jak golombek (ale ni ten bialy, z piorami!)
Kiedy golomby siem gotujom czas robic sosik. Do robienia sosiku
czeba rozgniesc pomidory (ino ni butem bo siem pobrudzi – mozna
walnomc mloteczkiem, na ten przyklad). Potem bieremy cebulke co
to jom pokroic trza i pomieszac z pomidorami. Dalej obrze dodac
troszku monki coby bardziej gemste bylo, i jesio porzomdnie wy-
mieszac na koniec i mozem polewac golombki (przez ten czas siem
na pewno zdomzom ugotowac.
Teraz golombki pewno som chocia podobne do tych co to je niziol
Brent podaje – czeba je na talerzu ulozyc albo z rondelka sobie
wyjesc, jak siem samemu sobie zrobilo. I chocia z golombkami to
roboty duzo, som pyszniaste i jesli czasu ni szkoda, to lepszej
potrawy znalezc nie sposob. ___
`-._\ / `~”–.,_
ze smakiem opisala: ——>| Thenna Bruys `~”–.,_
_.-’/ ’.____,,,,—-„~„`’

> przeczytaj strone 6

Zatytulowano: Materialy wybuchowe w gornictwie

Tytul: Stosowanie materialow wybuchowych w pracach gorniczych
Autor: Phssthpok, zwany Pirotechnikiem z Oxenfurtu

Materialy wybuchowe, choc niebezpieczne, sa bardzo przydatne w
prowadzeniu prac gorniczych. Przyspieszaja wydobycie i zwiekszaja jego
oplacalnosc. Nalezy jednak zauwazyc, ze w chwili obecnej ich stosowane
jest w fazie eksperymentalnej i uplynie jeszcze sporo czasu, nim wejda
do powszechnego uzytku.

Produkcja materialow wybuchowych nadajacych sie do zastosowania w
gornictwie nie jest trudna. Materialy mozna uzyskac w laboratorium
alchemicznym. Do produkcji niektorych wymagane sa co prawda dodatkowe
urzadzenia takie jak piece kowalskie. Proces produkcyjny wymaga jednak
duzej wiedzy i doswiadczenia, aby materialy byly odpowiedniej jakosci
i aby w trakcie produkcji nie wystapil wypadek.

Rodzaje materialow wybuchowych

Istnieja trzy podstawowe grupy materialow wybuchowych: kruszace,
inicjujace i miotajace. Jak sama nazwa wskazuje, materialy kruszace
sluza do kruszenia. Sa one wlasnie podstawowa +——————-+
grupa stosowana w gornictwie. Materialy |Materialy wybuchowe|
inicjujace takze maja zastosowanie w gornictwie. |dziela sie na: |
Sluza one zapalaniu trudno wybuchajacych |* kruszace |
materialow kruszacych. Natomiast materialy |* inicjujace |
miotajace moga byc stosowane jedynie w branzy |* miotajace |
wojskowej, poniewaz zaden przytomny gornik nie +——————-+
zamierzalby strzelac do scian, by uzyskac z nich urobek.

Gornicze materialy wybuchowe dodatkowo dziela sie na trzy grupy:
skalne, weglowe i powietrzne. Materialy skalne mozna stosowac tylko w
kopalniach, w ktorych nie wystepuje metan ani pyl weglowy. Materialy
weglowe z kolei uzywamy w kopalniach, w ktorych wystepuje pyl weglowy,
a nie wystepuje metan, a powietrzne – tam gdzie wystepuje metan, a nie
ma pylu weglowego. Stosowanie nieodpowiednich materialow moze
spowodowac niebezpieczny wybuch w wyrobisku.

Odrobina historii
Prace nad materialami wybuchowymi stosowanymi w gornictwie rozpoczal
autor tego artykulu na nieistniejacym juz Wydziale Technologii
Gorniczych i Eksploatacyjnych Uniwersytetu Oxenfurckiego. Wydzial
zostal niedawno zamkniety ze wzgledu na koniecznosc alokacji zasobow
na potrzeby militarne w zwiazku z grozacymi Redanii dzialaniami
wojskowymi ze strony Nilfgaardu. Prace byly prowadzone z niewielkim
zespolem studentow w opuszczonych kopalniach. Wyprobowano z pozytywnym
skutkiem stosowanie trzech rodzajow materialow wybuchowych: saletry
amonowej (dynamonow), trotylu i nitrogliceryny oraz ich mieszanek.

Jak udalo sie dowiedziec od mieszkajacego obecnie w Oxenfurcie (na
delegacji z Tretogoru) szefa redanskiego wywiadu, Dijkstry, podobne
prace sa obecnie prowadzone takze w Kovirze, na zlecenie panujacych
tam Thyssenitow. Kovirscy gornicy staraja sie zwiekszyc efektywnosc
wydobycia zlota (jak wiadomo, kovirskie kopalnie odpowiadaja za 80
procent produkcji zlota na swiecie). Istnieja podejrzenia, ze agenci
krola Esterada podajacy sie za oxenfurckich studentow wykradli prace
badawcze z Wydzialu Technologii Gorniczych i Eksploatacyjnych
przygotowane przez autora tego artykulu i na tej podstawie rozpoczeto
badania w Kovirze.

W chwili obecnej technologia produkcji i stosowania materialow
wybuchowych w pracach gorniczych jest na tyle dopracowana, ze przy
odpowiednich zasobach finansowych na urzadzenie laboratorium moze
zostac w niedalekiej przyszlosci zastosowana przez Stowarzyszenie
Gnomich Wynalazcow w mahakamskich kopalniach zelaza.

Technologia produkcji i stosowanie w praktyce

Technologia produkcji materialow wybuchowych jest zbyt skomplikowana,
+———————-+ by moc opisac ja w tym artykule. Warto jednak
|Do produkcji | wiedziec, ze do produkcji saletry amonowej,
|stosuje sie: | trotylu i nitrogliceryny stosuje sie nastepujace
|* cukier | materialy: cukier (gliceryna stosowana do
|* odpady bialkowe | produkcji nitrogliceryny to produkt uboczny
|* wode | fermentacji, ktory mozna tanio uzyskac na
|* powietrze | przyklad z mahakamskich browarow), gnijace
|* wegiel kamienny | ciala bialkowe (odpady roslinne i zwierzece),
+———————-+ woda, powietrze, wegiel kamienny. Jak widac,
zdobycie tych skladnikow nie powinno stanowic problemu.

Aby zwiekszyc wybuchowosc niektorych materialow, miesza sie je ze
srodkami takimi, jak maczka drzewna, sproszkowany wegiel drzewny lub
torf. Tak powstaja na przyklad dynamony (mieszanki saletry amonowej i
wspomnianych srodkow wspomagajacych). Tak przygotowane mieszanki nie
wymagaja stosowania materialow inicjujacych do zapalania.

Po wyprodukowaniu materialu wybuchowego nalezy go umiescic w
odpowiednim pojemniku. Doskonale nadaja sie do tego wyzlobione z
drewna rurki lub kawalki trzcin. Ladunek nalezy dobrze uszczelnic, na
przyklad glina, ale przedtem wprowadzic do niego lont zrobiony na
przyklad z liny konopnej. Powinien byc on na tyle dlugi, by umozliwic
gornikowi oddalenie sie od ladunku przed wybuchem.

Ladunek nalezy umiescic w wyzlobionej narzedziem gorniczym szczelinie
skalnej. Po jego zapaleniu nalezy uciekac tak szybko, jak tylko to
mozliwe, najlepiej ostrzegajac innych gornikow o grozacym
niebezpieczenstwie. Najbezpieczniej wydostac sie poza teren kopalni,
bowiem w razie zastosowania nieodpowiedniego materialu mozemy
spowodowac wybuch metanu lub wybuchowe zapalenie pylu weglowego.

Zagrozenia

Nieodpowiednie, nieodpowiedzialne i niepoparte odpowiednia wiedza oraz
doswiadczeniem stosowanie materialow wybuchowych moze miec bardzo
powazne konsekwencje, ze smiercia wlacznie. Wsrod studentow
prowadzacych badania nad materialami wybuchowymi na Uniwersytecie
zanotowano nastepujace uszkodzenia ciala i nie tyko:

1. Calkowite spalenie wlosow. Wlosy nie odrastaja. Wynik zapalenia
pylu weglowego.
2. Ogluchniecie na prawe ucho. Gluchota stopniowo przechodzi. Wynik
zbyt malej odleglosci od ladunku.
3. Nieodwracalne zmiany psychologiczne polegajace na panicznym strachu
przed wszelkimi glosnymi dzwiekami. W leczeniu.

Podsumowanie

Nad praktycznym wykorzystaniem materialow wybuchowych w gornictwie
warto sie powaznie zastanowic. Oczywiscie przed ich zastosowaniem
zalecane jest zatrudnienie badz wynajecie specjalisty, ktory doradzi
odpowiedni material i pomoze zorganizowac bezpieczna produkcje. Trudno
bowiem wyobrazic sobie, jak tragiczne moglyby byc konsekwencje gdyby
ktorys z mahakamskich gornikow, bedac w stanie zaawansowanego upojenia
alkoholowego, zastosowal nieodpowiedni material wybuchowy i zamiast
uciekac przed wybuchem podskakiwal radosnie spiewajac „Ho, ho, ho,
czekajcie klienty”.

> przeczytaj strone 7
Zatytulowano: Wielki Wyscig Kha’m’k-dze

\\ //
\\// // ielki
\/\\/
\\ //
\\// // yscig
\/\\/
|| //
||// ha’m’k-dze
||\\
|| \\

Kolejny Wielki Wyscig Kha’m’k-dze, organizowany przez Stowarzyszenie
Gnomich Wynalazcow, odbyl sie dnia jedenastego Czerwienca roku
piatego.
Trasa Wyscigu rozpoczynala sie w twierdzy pod gora Carbon i w tymze
miejscu sie konczyla. Zadaniem uczesnitkow bylo przebiec caly dystans
zahaczajac o dwa punkty kontrolne – w Rine i Nuln. Regulamin, jak
przystalo na Wyscig, nie przewidywal ograniczen co do sposobu
przemieszczania sie czy eksterminacji konkurencji.

Wbrew licznym obietnicom na starcie stawilo sie szescioro uczesnitkow
i tylu do mety dotarlo. Komisja Wyscigu nie stwierdzila naduzyc,
totez zaden z zawodnikow nie zostal zdyskwalifikowany. Kolejne miejsca
zajeli:

miejsce pierwsze, 1000 zlotych monet ufundowanych przez Cech
Kupcow Novigradzkich oraz nagroda dodatkowa Radnego Lindariona:
-=- GWERMAL -=-

miejsce drugie, 500 zlotych monet anonimowego sponsora:
-=- BRUMBAR -=-

miejsce trzecie, 200 zlotych monet od organizacji KRWOTOK:
-=- IBLIS -=-

miejsce czwarte, 100 zlotych monet od Kupca Wakahiko:
-=- THENNA -=-

miejsce piate, 100 zlotych monet od Kupca Wakahiko:
-=- SHANTE -=-

miejsce szoste, 100 zlotych monet od kupca Wakahiko, 50 zlotych monet
od Kierownika Krepa dla miejsca ostatniego:
-=- ZXAR -=-

Jak organizator chcialbym podziekowac wszystkim sponsorom za ufundowanie
cennych nagrod, wszystkim, ktorzy przylozyli sie do realizacji za ciagle
wsparcie, a w koncu uczestnikom Wyscigu za mila atmosfere po jego
zakonczeniu.

Zgodnie z planami, kolejny Wielki Wyscig Kha’m’k-dze zorganizowany
zostanie za rok. Wszystkich chatnych zapraszamy!

> przeczytaj strone 8

Zatytulowano: Dla kogo cla?

Okiem bialego lisa (1)

Dla kogo cla?

Wielu z nas nieraz myslalo: „Co za kretyni wladaja krajem
w ktorym zyc mi przyszlo! O ilez lepiej ja bym to wszystko zrobil!”
Jest to idea o tyle ciekawa, ze aktualni wladcy prawdopodobnie
mysleli tak samo, gdy jeszcze nie rzadzili. Co z kolei nasuwa
refleksje, ze kwestia rzadzenia nie jest tak prosta, jakby na
pierwszy rzut oka sie wydawalo…
Dlatego w Kovirze zespol tegich umyslow postanowil zajac
sie zagadnieniem: Jak wladac nalezy by panstwo rzadzone kwitlo?.
Juz slysze glosy: „Pff! Kovir i Poviss! Male ksiestewka na koncu
swiata! Wszak mawia sie powszechnie „Pogonic kogos do Poviss!”
albo „Zmykaj do Koviru!”. Co oni tam moga pozytecznego wymyslic?”
Jednakze osoba obdarzona bystrym umyslem (a za takich wszak wypada
uznac czytelnikow „Periodicusa”) gdy rozejrzy sie uwaznie dostrzeze,
iz otoczony jest przez przedmioty, ktore zaprzeczaja takiej opinii
o tychze krajach. Czyz nie kazdy uzywa poviskiej soli i czyz nie w
kazdej porzadnej karczmie szklanice nie sa wykonane z kovirskiego
szkla? Czyz nie w kazdym porcie dominuja wprost statki kupcow
wlasnie z tych krain? Jesli dolozymy do tego wiedze o bogactwach
naturalnych tamtejszych gor – nie mozna zaprzeczyc, ze Kovir i
Poviss staly sie prawdziwymi potegami handlowymi. Warto wiec moze
rozwazyc przemyslenia, ktore do tych sukcesow sie przyczynily?
Uczeni do swych wnioskow nie dochodzili jedynie metoda
akademickich dyskusji, lecz przez obserwacje i droga logicznego
wioskowania o naturze rozumnych istot. Porownywano systemy rzadow
roznych panstw i ich poczynania oraz efekty tychze – zarowno te
widoczne od razu, jak i, co wazniejsze, te dlugoterminowe.
Sprobujmy rozumowac jak oni w kwestii, ktora ostatnio
podgrzala atmosfere na dworach wszystkich krolestw. Rozeszla sie
pogloska o podniesieniu cel na wszelkie towary importowane do
Redanii i Novigradu. Nie zastanawiajmy sie w tej chwili, czy jest
to prawda. Zadajmy sobie kilka pytan godnych badaczy.
Po pierwsze: jaki jest cel takiego posuniecia? To wydaje
sie jasne. Rynek redanski zalaly ostatnio tanie i niezlej jakosci
wyroby z chwilowo nie wrogiego, ale jednak niechetnego Nilfgaardu.
Zagraza to interesom redanskich gildii rzemieslniczych i kupieckich,
ktore musialyby podjac wyzwanie, obnizyc ceny i koszty produkcji.
Zakaz handlu z Nilfgaardem nic by nie dal, gdyz wiekszosc towarow
z poludnia wedruje szlakami handlowymi przez Temerie, Aedirn czy
Kaedwen.Podniesienie cel ma zatem na celu poprawienie gospodarki
redanskiej, poprzez pomoc dla tamtejszych gildii i przy okazji
oslabienie handlu nilfgaardzkiego.
Czas na drugie pytanie: czy cel zostanie osiagniety? Na
pierwszy rzut oka – nie widac klopotow. Jednak na sprawy nalezy
spojrzec w szerszej perspektywie. Jakie beda konsekwencje? Gildie
poczuja sie pewnie: znow beda decydowac o cenach. Nic zatem ich nie
powstrzyma przed podwyzkami, ktore w tej sytuacji beda nieuniknione
(bo skoro mozna zarobic wiecej…). Zatem na poczatek zaplaca za cla
kupujacy. Potem i oni beda musiali podniesc ceny, by moc podolac tym
kosztom – co w rezultacie ponownie uderzy w kupcow i rzemieslnikow,
czyli w cala redanska gospodarke.
Byc moze nie jest to jasne, wiec zademonstruje ten schemat
na przykladzie. Gildia kowali podnosi ceny narzedzi rolniczych.
Rolnicy nabywaja je, bo musza, ale zaczyna im brakowac pieniedzy,
wiec stwierdzaja, ze podniosa ceny dostarczanej kupcom zywnosci.
Wobec tego i kupcy musza podniesc jej ceny. Kowale tez jesc musza
i po zakupie zywnosci stwierdzaja, ze zarobili mniej niz chcieli,
wiec znow podwyzsza ceny… I tak w kolko, az do bankructwa ktorejs
z tych grup – bo wszak pieniedzy ani towarow nie przybywa.
Poza tym decyzja o clach ma tez konsekwencje polityczne: Nie
wyobrazam sobie, by krolowie Foltest, czy Henselt pozwolili by
Redanii taki gest uszedl bezkarnie. Na pewno w rewanzu pojawia sie
cla na wszelkie towary redanskie, co pograzyloby handel tego
krolestwa.
Tak wiec mimo poczatkowych korzysci, utworzenie cel nie ma
najmniejszych szans na osiagniecie celu. Ceny beda rosnac, dopoki
wszyscy nie zbankrutuja, a i tak w pewnym momencie Nilfgaardczykom
oplaci sie przejac rynek, gdy beda mogli podyktowac ceny, ktore
nawet po wliczeniu oplat beda nizsze niz miejscowe.
Powie ktos: Rozwazania medrkow, wziete z sufitu! Bynajmniej –
wszak dokladnie to sie wydarzylo w bylych juz krolestwach Metinny
i Maecht. Im wojna celna z Nilfgaardem przyniosla ruine gospodarcza i
utrate suwerennosci. Ugiely sie nie przed mieczem, ale przed florenem.
Kolejne pytanie, ktore sie narzuca: co jest alternatywa? Czy
nie lepiej wpuscic nowe, tansze towary, nawet za cene korzysci wroga,
byle uchronic wlasna gospodarke? Tak, tak i jeszcze raz tak! Byc moze
spowoduje to upadek kilku wysoko postawionych czlonkow gildii, ale
zawzdy koszt bedzie mniejszy!
Pozostaje miec nadzieje w zdrowym rozsadku krola Vizimira i
jego doradcow, ale jakze czesto polityka dominuje nad tymze
rozsadkiem…Zagadnalem o to pewnego ministra rzadu redanskiego
oraz szefa wplywowej gildii, jednak miast odpowiedzi otrzymalem
stanowcza prosbe o oddalenie sie ubrana w slowa powszechnie uznawane
za wulgarne. Zatem niestety bardziej prawdopodobne jest, ze bedzie
trzeba juz wkrotce uczcic ruine gospodarki redanskiej chwila ciszy,
przerywana jeno chichotem z drugiej strony Jarugi…

Estwald Lapunov