Arkadia MUD MMORPG

Periodicus numer 14

Wywiad z RWT, Bajka Thenny Bruys

o—————————————————————————–o
| Data wydania: dwudziesty dziewiaty dzien pory Yule |
| |
| |
| /)_(\ |
| ______( 0 0 )______ |
| /_/_/_/\` ’ `/\_\_\_\ |
| )’_'( |
| ____.””_””.____ |
| P E R I O D I C U S |
| |
. .
. .
Kazdy, kto choc przez jeden numer pracowal w Redakcji wie, jak trudno
nieraz jest zlozyc wydanie. Chociaz w Periodicusie nie brakowalo
artykulow, niekiedy ciezko bylo zachowac rownowage pomiedzy literatura
lekka a fachowa. Wlasnie ten numer – trzynasty – okazal sie na tyle
pechowy, ze redaktorzy postanowili zwrocic sie z bardziej wyrazna
niz dotychczas prosba do czytelnikow o pomoc przy tworzeniu czasopisma.
Rozpisano specjalny konkurs (ktory okazal sie, niestety, niewypalem)
oraz zorganizowano ankiete, ktorej celem bylo zdobycie pelniejszej
wiedzy na temat zdania czytelnikow o Periodicusie.

note ku pamieci zlozyl
Hiir, Redaktor Naczelny Periodicusa

W tym numerze:
* Wywiad z Rada Wydzialu Truwerstwa………………..strona 1
* Mapy Swiata – Mahakam Poludniowy…………………strona 2
* Bajka Thenny Bruys……………………………..strona 3
* Wiersz Enefghara……………………………….strona 4
* Gwozdz………………………………………..strona 5
* Magia perfum (I)……………………………….strona 6
* Ankieta……………………………………….strona 7
. .
. .
| |
| |
o—————————————————————————–o

Zatytulowano: Wywiad z Rada Wydzialu Truwerstwa

__ __ __ __ _____ _ ___
/ / /\ \ \/\_/\/ / /\ \ \\_ _\/_\ / \
\ \/ \/ /\_ _/\ \/ \/ / / / //_\\ / /\ /
\ /\ / / \ \ /\ /_/ /_/ _ \/ /_//
\/ \/ \_/ \/ \/\____/\_/ \_/____/

z Natt, Kzanolem i Cannardem,
Radnymi Wydzialu Truwerstwa na oxenfurckim uniwersytecie

Ona: elfka o urzekajacej urodzie, zgrabna,
zwinna, smukla, delikatna niczym wiosenny
zefirek grajacy w koronach drzew, a zarazem
tajemnicza, niezbadana, ukrywajaca swe zdol-
nosci pod plaszczem skromnosci. Wychowana
w Puszczy Shaerrawedd, gdzie dzwieki muzyki
byly jej chlebem powszednim, a tony rodzime
przeplataly sie z dzwiekami typowymi dla jej
ojca, wychowanka Lasu Loren. Dziecinstwo
brutalnie przerwal najazd dh’oine, ktory
zmusil przyszla Radna do zmienienia spiewu
instrumentow na muzyke miecza i krwi. Wraz
z biegiem lat odlaczyla sie jednak od Koman-
da, odnajdujac sie na Uniwersytecie miasta
Oxenfurt, gdzie niebywaly talent muzyczny
pozwolil jej na szybkie przyjecie do grona
studentow, a zmiany wewnetrzne Katedry Tru-
werstwa doprowadzily, ze niebawem zostala
najstarszym czlonkiem obecnej Rady – Natt,
Pani Nocy!

On: krasnolud, ktory, chociaz urodzony
w Oxenfurcie, swe dziecinstwo spedzil pod
gora Carbon w Mahakamie. Z piesniami mial
glownie kontakt w karczmach, chociaz, jak
przyznaje, zaczal ukladac wlasne piosenki
drazac tunele w kopalni – jednej z wielkich
pasji. Bez wielkich uniesien czy przelomo-
wych zdarzen. Jego pierwsze podanie zostalo
odrzucone z uwagi na, jak wyjawia po latach,
wiersz, ktory nijak nie mogl sie spodobac.
Dzieki pomocy owczesnej Rady, w ktorej skla-
dzie juz znajdowala sie Natt, napisal swoj
najlepszy poemat i trafil na Wydzial. Poka-
znych rozmiarow projekt planow na przyszlosc
zaprezentowany przez niego w wyborach po
odejsciu radnego Vookasha, zaowocowal awan-
sem na najwyzsze stanowisko Katedry. Zywy
dowod na to, ze spiewac kazdy moze – Kzanol
Narag-Shathur!

I kolejny: mlody, pelen wdzieku i zapalu,
niezwykle charyzmatyczny, a przede wszystkim
z niewyczerpanym humorem Radny o najkrotszym
stazu. Dzieki pomocy przyjaciol z wloczegi
i nieokrzesanego hultaja stal sie, jak teraz
wspomina, mniej nieokrzesany. Od zawsze za-
fascynowany blaskiem slawy, wreszcie spotkal
Eliana, osobe, ktora jako pierwsza powaznie
przyjrzala sie jego poezji i zachecila do
zlozenia podania na Wydzial. Czekal dlugo,
acz ostatecznie dostal upragniona lutnie.
Poczatki zycia jako bard nie byly latwe, mu-
zyka nigdy nie stanowila prostego sposobu
na wzbogacenie sie, jednakze dzieki swym za-
letom zyskal wkrotce niesamowita popularnosc
wsrod sluchaczy kazdego rodzaju. Powiada sie
ze samym beknieciem potrafi podbic serca
tlumow. Ostatni z czlonkow Rady – Cannard!

Wywiad zostal przeprowadzony przez Hiira
w Oxenfurcie, miescie pozornie spokojnym,
z miejscowa ludnoscia pelna werwy i wiecznie
pragnaca narzucic nam swoje towarzystwo.

Redakcja: Kazdy wie, ze samemu latwiej jest
panowac, niz w trojke – jak wyglada podzial
obowiazkow w Radzie?
Cannard: Chaotycznie. (smiech)
Kzanol: Nie jest az tak zle. Podjalem sie
i staram realizowac kwestie zwiazane z doku-
mentacja kandydatow. Nie tylko koresponden-
cja, ale i nadzor nad tym, kto obecnie na
jakim etpie staran sie znajduje.
Cannard: Kzanol wnosi nieco systematyki
w nasza trojke.
Natt: Bynajmniej nie czuje sie usystematyzo-
wana.
Cannard: Natt, jako najstarsza, rozstrzyga
sprawy sporne dotyczace piesni. W miare mo-
zliwosci ja zajmuje sie nowymi piesniami,
chociaz inni Radni takze sie udzielaja.
Jesli tylko moge, zajmuje sie tez wprowa-
dzaniem nowosci i poprawianiem bledow.
Kzanol: Warto tez wspomniec, ze z naszym
opiekunczym hipopotamem, Kewim, chyba tez
Cannard najwiecej dyskusji prowadzi.
Natt: Wymien kiedy przy nim moje imie, zoba-
czysz, jak szybko ucieknie w panice.

Redakcja: No wlasnie, wspomniane juz piesni.
Czym musi sie charakteryzowac piesn, zeby
mogla zostac zapisana w spiewniku?
Natt: To pytanie, ktore nie ma odpowiedzi.
Kzanol: Po prostu musi byc dobra, i tyle.
Cannard: Piesni… Coz, podstawowa wada pie-
sni, ktore odrzucamy, to brak rytmu i slowa
nieprzystajace do owego swiata.
Natt: Ale nie zawsze brak rytmu dyskwalifi-
kuje piesn.
Kzanol: Bardzo trudno jest ocenic poezje na
podstawie kwestii bezwzglednych.
Cannard: To jest poezja i nie da sie podac
jedynie slusznej formuly. Ogolnie jednak nie
akceptujemy bledow ani plagiatow.

Redakcja: A wiec niech bedzie, nie istnieje
szablon na piesni. A jak to jest z samymi
kandydatami?
Natt: To kolejne trudne pytanie.
Cannard: Jestesmy rozni, rozne sa i podania,
staramy sie wiec byc elastyczni, ale mamy
tez swoje reguly.
Natt: Przede wszystkim podanie nie moze
zawierac bledow, czy to ortograficznych, czy
stylistycznych.
Kzanol: Kazde z nas ocenia podanie – niezbe-
dna jest wiekszosc glosow za, aczkolwiek
jezeli ktos jest wyraznie przeciw, nawet owa
wiekszosc nie wystarcza. Ja oceniam podanie
glownie na podstawie dwoch podstawowych kwe-
stii: talent i starannosc.
Cannard: Mnie podoba sie oryginalnosc.
Natt: Dla mnie w podaniu istotna jest takze
starannosc, owszem, ale rowniez motywacja.
Podanie „przyjmijcie mnie bo jestem dobry”
z gory jest u mnie przegrane, istotne sa ar-
gumenty.
Kzanol: A jestem dosc wymagajacy co do sta-
rannosci. Uwazam, ze takowe podanie winno
sie skladac, dopracowujac kazdy szczegol.
Wreszcie mozna to zrobic na spokojnie i sie
do tego przylozyc. Odrzucaja mnie zas proby
wzbudzenia w Radzie wspolczucia poprzez
opisywanie bardzo trudnego dziecinstwa. Wie-
le lepiej, gdy ktos napisze, ze mu dzbanek
na leb spadl, uslyszal muzyke i nagle go ol-
snilo.
Cannard: Najwazniejsze sa piesni – trzy pie-
sni. Istotne jest, zeby nie byly wulgarne.
Kzanol: Aczkolwiek chociazby delikatny ero-
tyzm jest mile widzany.
Cannard: Nie ma nic zlego w ironii czy tez
krytyce, ale poezja powinna opierac sie na
slowach pieknych, a nie na niewybrednych
epitetach.
Natt: Co zas sie tyczy ironii, paszkwile lub
groteski nadmiernie oczerniajace jakas osobe
nie sa mile widzane.

Redakcja: Mielismy nie tak dawno turniej,
dzieki ktoremu mozna bylo sie dostac na wy-
dzial z pominieciem standardowej procedury.
Byl on jakas nowoscia?
Natt: Przed wiekami porwalismy sie na zorga-
nizowanie takiego turnieju, ja oraz Silva-
rann. Wtedy to na Wydzial zostala przyjeta
Gwenn.
Cannard: Potem z roznych wzgledow zapomniano
o tym. Pomysl odnowienia zwyczaju padl od
Eliana i ode mnie. Wygrala go Asandra.

Redakcja: Pojawily sie wiesci na temat swego
rodzaju klopotow wewnetrznych po ostatnim
turnieju. Moge poprosic o szersze wiesci?
Cannard: W rzeczy samej, podczas turnieju
doszlo do pewnego konfliktu, prowadzacego do
nieciekawego zakonczenia.
Natt: Nalozylo sie na to kilka spraw. Radna
Srebrna wyraznie podupadla na zdrowiu, wiec
poprosila, bysmy znalezli kogos godnego na
jej miejsce, z pominieciem procedury wyborow
dla ulatwienia przekazania stanowiska. Jakos
jednak tej osoby nie wyznaczylismy i tak mi-
nal czas do turnieju. Doszlo na nim do buntu
studentow, znajacych dawniejsze dzieje Wy-
dzialu, niezadowolonych ze stagnacji jaka
miala miejsce w owym momencie. Poczatkowo
wszystko mialo byc zorganizowane polubownie,
jednak emocje wziely gore. Doszly do tego
pozniej jeszcze egzaminy – rzecz, o ktorej
spora grupa osob wiedziala wczesniej. Zosta-
lo to jednak zle odebrane, skutkiem czego
kilku studentow brutalnie pozegnalo sie
z Wydzialem – zniszczyli swoje instrumenty.
Wtedy to rozpisalismy nowe wybory, w wyniku
ktorych zostala powolana nowa Rada – taka,
jaka jest w obecnym stanie. Trzeba jednak
zaznaczyc, ze wiekszosc osob, ktore wziely
udzial w buncie, powrocily na Wydzial.

Redakcja: Sa jakies plany na przyszlosc od-
nosnie podobnych przedsiewziec?
Natt: Sadze, ze tak, chociaz zwiazane to
jest z ogromem przygotowan i, jak juz wiemy,
wybuchami roznych emocji.
Kzanol: Wydzial jest jak rodzina. Czasem
musimy sie tez troche poklocic, ale najwaz-
niejsze, ze klotnie potem ida na bok, zas
zycie toczy sie dalej.
Natt: Ciesze sie, ze wreszcie zaczales nas
tak traktowac.
Kzanol: Zawsze tak was traktowalem, a klocic
sie czasem trzeba. Wreszcie dziwne by bylo,
gdyby krasnolud i elfka zawsze zgodni byli,
co nie?
Natt nuci: E tam… dla mnie by to bylo
normalne, widac inaczej Cie wychowali.

Redakcja: Urocza rodzinka. Chodza wsrod stu-
dentow plotki, ze od ostatniej zmiany Rady
planowane sa znaczne reformy na Wydziale.
Co Radni moga powiedziec na ten temat?
Natt: Moga powiedziec glownie tyle, ze zale-
zy to od Niesmiertelnych.
Kzanol: Przede wszystkim Cannard stara sie
mocno pomagac studentom.
Cannar: Ano, poczatkowo mialem zamiar wpro-
wadzic nieco ozywienia na Wydziale, jednak,
jak Natt zaznaczyla, nie zalezy to tylko od
nas. Najpierw trzeba bylo usunac liczne
bledy w strukturze Wydzalu, ktore nagroma-
dzily sie przez lata. Mozna przejrzec piesni
wedlug autorow, trawaja prace nad urozmaice-
niem sposobu ich wykonania. Od jakiego czasu
isnieje tez mozliwosc wymiany instrumentu.
Kzanol: Ja, na ten przyklad, moglem wreszcie
stac sie jednym wielkim cymbalem. Choc pe-
wnie Natt stwierdzi, ze wiele sie nie zmie-
nilo.
Natt: Alez wreszcie sie zmienilo. Przestales
sie z tym ukrywac.
Cannard: Rozpoczelismy rozmowy z lutnikami
odnosnie nowych typow instrumentow, takze
planujemy przebudowac pomieszczenia.
Natt: Tam wlasnie beda organizowane wolne,
nieobowiazkowe wyklady, ktore juz wkrotce
sie rozpoczna.
Cannard: A takze powstanie cos dla gardla,
czyli upragniona karczma truwerska.

Redakcja: I pytanie na zakonczenie. Co sadza
Radni o tanich spiewakach ulicznych, ktorzy
mysla, ze tandetnym zafarbowaniem wlosow
czy blyskotkami na lnianych koszulach moga
zdobyc serca tlumow?
Natt: Jesli sa tacy, ktorzy gustuja w ich
zawodzeniu nie znajac i nie szanujac praw-
dziwej sztuki, niechaj sie nimi ciesza. Byle
tylko spiewacy owi nie dreczyli mych uszu.
Kzanol: Moja odpowiedz jest krotka i prosta.
Skoro w tem swiecie jest miejsce i na plusk-
we, i na wesz, i na wszola, to mysle, ze
i dla nich miejsce sie znajdzie.

Redakcja: Radni chcieliby moze dodac cos od
siebie?
Natt: Byc moze, aby kandydaci powaznie roz-
wazyli kwestie skladania podan i nie tracili
wiare w uzyskanie odpowiedzi. Ostatnio ten
czas znacznie sie skrocil – dowod na to, ze
Wydzial wraca do lat swietnosci.

Redakcja: I oby kwitl jeszcze bardziej, niz
przed laty. Dziekuje za wywiad!
>
>
>
Zatytulowano: Mapy Swiata – Mahakam Poludniowy

|\ | Krzemienne
| \ | Wzgorza
TANTULLSKIE | \| |
WIERCHY /|\ T
/ | \ /|
I POPIELATA | o-T
KOTLINA | \|
| T Behemot
W GORACH MAHAKAM | o
T / \
\ / \
T<====>o<=>o o
o | \ /
/|\ T \ /
J<===>o-o-o-o<====>o-o | o
/|/|\|\| \ | zniszczony
o—o—o–o–o o-o-o-o o-T— most
/ \ / \ / \ | |/|/|/ | o
o o o o o R-o-o T / \ Gargulla
| \ / \ / \ \ o——o—-o | / \
o o o o o / \ | T<====>o<=>o o
\ / | / \ | / \ /
\ o o o | / \ | o \ /
\ / \ / \ \| / \| | o<====>o
o-o o—o o o-o o<====>o-o
/ \ / \ /
/ stozek o \ /
o | wulkanu \ /
\ * \ / Tantullus
\ | o
o–o–W-| |-G
|->S-S<-| ----------------------------------------------------- | | | G - grota za wodospadem | | J - opuszczona jaskinia niedzwiedzia | | R - ruiny twierdzy Smocze Siedliszcze | | S - glebsza czesc strumienia pod wodospadem | | T - trakt handlowy | | W - wodospad | | | | -*- szczelina umozliwiajaca dalsza wedrowke | | <==> sciezka gora/dol |
| |
| UWAGA! |
| Ze wzgladu na obecnosc wciaz aktywnego wulkanu |
| w poblizu Popielatej Kotliny zaleca sie jak |
| najwieksza ostroznosc podczas przebywania na tym |
| obszarze. |
| |
—————————————————–
>
>
Zatytulowano: Bajka Thenny Bruys

– Tatku, opowiedz nam bajke! – poprosila marchewkowowlosa krasnoludka,
starajac sie wdrapac na kolana swojemu ojcu, rzezbiacemu cos w kawalku drewna.
Niespecjalnie mu to przeszkadzalo – lubil swoje piegowate i ciemnookie corki,
nawet wtedy, gdy – przypadkiem albo calkiem zlosliwie – ciagnely go za brode,
czy piskliwymi i cieniutkimi glosami piszczaly o kolejna bajke. Dokladnie jak
teraz. Poglaskal corke po rudej glowie i posadzil ja na swoim kolanie – w kon-
cu mala umiala sluchac jak nikt, w dodatku zdawala sie szczerze wierzyc w to,
co mowil. Starsza, o wlosach bielutkich jak snieg, choc zdawala sie intereso-
wac bardziej najmlodszym Draco, niz historiami o wojnach i smokach, spojrzala
na rodziciela z nadzieja.
I juz po prostu nie mogl nie rozpoczac opowiesci.
– Bylo to jakies dwa… moze cztery… w kazdym razie jakis czas po tym.
jak poznalem ta strasz… znaczy, wasza mamusie kochana. Zaraza, to byla chyba
najpiekniejsza krasnoludka, jaka w zyciu widzialem. Warkocz miala jak
marzenie, o, taaki dlugi. A pomaranczowy bardziej, niz lepek Thennci, slowo wam
daje. No i w dodatku w loznicy sie okazala… hmm… ale o czym to ja mialem…
– zmieszal sie krasnolud, nagle stwierdzajac, ze jego male coreczki niekonie-
cznie powinny znac ukryte talenty swojej mamusi. Podrapal sie po swej kudlatej
glowie, uwaznie dobierajac w myslach slowa. Po chwili podjal swa historie.
– Tak wiec, bylo to zanim jeszcze zostalem niewol… mezem Waszej mamusi.
Zdaje sie w tym jej calym Mahakamie mieszkaly jeszcze jakies porzadne smoki,
a nie, jak teraz, jedno chuchro na cale gory zostalo. Kiedys Mahakamczyki to
byly prawdziwe chlopy, teraz co zdatniejszy do sluzby to do woja -taka Starosty
wola. Reszta nadal beczulki jedna za druga oproznia, czasem szczypnie ktorys
jaka elfke albo i niedzwiedzia na kawalki potnie i juz mysla ze chlopy… Temu
to wlasnie Mahakamki do nas, na kraniec swiata wedruja, tu z reszta krasnolud-
kom lepiej w.. – urwal, przygryzajac warge. Marchewkowowlosa podniosla na niego
powazne spojrzenie ciemnych oczu i poprosila piskliwie:
– Tatusiu, ale o wojaczce mow! O smokach! O krasnoludach, co brody ich ziemi
siegaja, a pod jednym cieciem topora pada troll…
– Albo o piratach opowiedz, tatku! O piratach, jak na statki napadaja i
elfki do niewoli biora coby potem przechedo… – bialowlosa szybciutko zatkala
sobie piegowata buzie reka. Wiedziala, ze tatus jakos nie bardzo chetnie wspo-
mina o tym w swoich historiach. Nie rozumiala tylko, dlaczego. Spodziewala sie
najgorszego. Biedaczek.
– Nie, nie o piratach, nie sluchaj Li, o piratach bylo zeszlym razem! Teraz
o Kompanii opowiedz, o miecznikach, co wlasnym cialem w bitwie zaslaniali do-
wodcow, slicznie prosze tatku!
– Albo o Zabojcach Trolli, o tym jak te kozice… znaczy oczywiscie o tych
trollach co to ryzykujac zycie zabijali!
Krasnolud wodzil spojrzeniem od jednej corki do drugiej. Zarumienione z emocji
buzie, blyszczace oczy. Odruchowo potarl policzek wierzchem dloni. Przewrocil
oczami, splunal na podloge i uciszajac gestem obie dziewczynki, kontynuowal
swoja historie.
– Jak juz mowilem, malenstwa, wszystko zaczelo sie niedlugo potem, jak
poznalem Wasza mamusie na igrzyskach. Ona przyplynela razem z bratem, zeby Wa-
szej cioci – zanim jeszcze ciotka zostala, oczywiscie – kibicowac. Tak sie ja-
kos zlozylo, ze kilka dni wczesniej wodki nam w Twierdzy nie stalo, a ze…
– Tata! – pisnela Li. – O piratach mialo byc, nie o wodce!
– Wlasnie, nie o wodce, jeno o Kompanii Gryfa miales mowic!
– Ale cichajcie, dziewuchy paskudne. Przeciez o tym wlasnie mowie, nie?
Zaraz i do waszych dzielnych wojownikow dojde. Jeno zaczac dajcie chociaz, wy
diablice piegowate. Zacznijmy wiec od tego, co stalo sie te szesc… nie, to
bylo cztery lata po tym, jak wasza rudooka i ciemnowlosa… a was co tak roz-
bawilo? Powiedzialem cos zabawnego? Spokoj ma byc, zaraza. Tak wiec minelo te
siedem lat odkad…
– Cztery!
– Przeciez mowie, cztery lata, odkad ja poznalem! Pilismy wtedy tyle, ze
trolla by zabilo… znaczy, dzien i noc Twierdzy bronilismy przed zielonymi…
A plugastwo bylo niegdys bardziej harde niz moja matka, slowo wam daje. Choc
kazdy z nas oddany byl Gorom bez reszty, to mimo wszystko kazdy z nas marzyl,
by choc przez chwile byc Zabojca Trolli z czubem na glowie i toporem na ple-
cach. Chodzaca legenda. Bylismy mlodzi, slawa byla naszym jedynym marzeniem…
Ja z bratem i kilku co odwazniejszych krasnoludow ruszylismy za zielonymi. Ich
oboz znajdowal sie kilka dni drogi od poludniowo wschodnich szczytow Gor. Kie-
dysmy juz na miejsce dotarli, kilka godzin i juz jeden z nas na szyi wieszal
naszyjnik z trollowych zebow. Za monety w orczym obozie znalezione postanowil
ktorys kreutzhofenska gorzalke kupic. Wszystkim nam zamarzyla sie ciepla stra-
wa, lozko i jakas chyza bab… o czym to ja? – zmieszal sie krasnolud.
– Tatko wlasnie mial opowiedziec o piratach! – pisnela starsza krasnoludka.
Marchewkowowlosa pociagnela ja za mysi warkoczyk.
– Wcale nieprawda, tatku! Nie sluchaj Li!
– To Then nie sluchaj! – bialowlosa nie tracila nadziei na historie o ber-
serkerach. Krasnolud podrapal sie po gestej brodzie, posadzil starsza corecz-
ke na drugim kolanie i opowiadal dalej.
– No wiec kiedym poznal wasza matke… Ale nie… o tym juzem mowil…
Kompania Skorpion kolejny raz popisala sie niebywalym mestwem i odwaga, bary-
kadujac sie w Garnizonie przed dwoma halflingami… nie nie… Hmm… A. Znad
resztek orczego obozu ruszylismy traktem na zachod, do imperialnego miasta, w
ktorym znalezlismy lodowato zimna gorzalke, gorace miesiwo i wygodne lozka.
Czas jednak byl najwyzszy, coby w powrotna droge sie zebrac. Kupilim buklaki
na droge, kowal topory naostrzyl i w droge nam przyszlo sie zbierac. Kiedysmy
jednak zobaczyli, jak Kompania w strone Gor Szarych maszeruje, jak zbroje w
sloncu blyszcza, a kobiety z miasteczka z otwartymi ustami za nimi sie ogla-
daja, przybitemu do slupa ogloszeniu przyjrzelismy sie lepiej. „Kompania
Gryfa czeka na ciebie!”, wyczytalismy. Do Twierdzy nie wrocilo nas czworo –
kilka dni potem na szyjach mielismy szare chusty, sterty kartofli czekaly na
obranie, podlogi Garnizonu lsnily, a my cwiczylismy sie w mieczu i maszerowac
umielismy nie gorzej niz Sierzant! Co to byly za czasy… powiadam wam, male-
nstwa, kazda baba sama sie do loznicy pcha… yyyy…. no i tego…. Na czym
to ja…? A tak. Wiec bylo to cztery lata po tym, jak zem wasza…
– TATKO! – pisnely blagalnie krasnoludki. – Smok mial byc, wojaczka miala
byc, a nie ciegiem o tej loznicy i loznicy…
Krasnolud chrzaknal z zazenowaniem. Jemu samemu bajka sie bardzo podobala: to
co w opowiesci omijal, widzial calkiem dobrze w wyobrazni – i to tak, ze nie-
mal czul zapach melcznobialej skory tej mlodej najemniczki… Dopiero gdy za-
uwazyl niecierpliwe spojrzenia swoich coreczek, podjal swoja opowiesc.
– Na czym to ja… Ach tak. Wiec kiedysmy jeszcze rekrutami Kompanii
byli, wojna z Bretonczykami byla prawdziwa wojna, a jednorozce bylo komu la-
pac, bo elfki nie puszczaly sie na lewo i prawo, w dawnej stolicy imperium
pojawila sie pewna kobieta. Zwykla, ludzka kobieta, jakich to cholerne miasto
zawsze bylo pelne. Zamieszkala na pietrze zajazdu – widac bylo, ze pieniedzy
jej nie braklo. Po ulicach miasta chadzala otulona kruczoczarnym plaszczem z
kapturem, kryjacym jej twarz w swym cieniu. Wiedzielismy wiec o niej tyle co
nic. Ktoregos dnia jednak caly oddzial nie mial zupelnie nic do roboty – tedy
ruszylismy do najlepszej nulnijskiej karczmy zajac sie przepijaniem zoldu jak
na zonierzy przystalo… I kiedysmy homary po marienbursku zapijali nulnijska
wodka, zauwazylismy ja. Byla niesamowicie drobna, niemal rowna mi wzrostem…
Jednak wszyscy poczulismy sie nieswojo kiedy zobaczylismy w jaki sposob jej
biala jak snieg suknia opina sie na jej… hmm… – krasnolud nagle sie zmie-
szal.
– Wcale nie chciales powiedziec o cyckach, tatusiu – uspokoila ojca znuzo-
nym glosem mlodsza. Pokiwal w zamysleniu glowa, uspokojony.
– Tak tak… wiec kiedysmy ja zobaczyli tego wieczora, wygladala tak
wspaniale jak zadna inna kobieta na swiecie… Szybko jednak okryla sie swoim
plaszczem i wybiegla z karczmy, obdarzajac nas, oniemialych, usmiechem.
Na tym by sie pewnie skonczylo. Pewnie. Moze wszystko potoczyloby sie inaczej,
gdyby mniedzy nami nie bylo mlodego rekruta. Dzieciak jeszcze. Niewiele myslac
podniosl sie z lawy i wybiegl w noc sladem dziewczyny.
O jego cialo potknal sie jeden z miecznikow, kiedysmy wytacza… wychodzili z
karczmy. I chociaz w naszych szeregach nie bylo tchorzy, zadrzelismy, kiedy na
szyi niedoszlego najemnika zobaczylismy slady klow.
– Wilczych!
– Harpiowych?
– Wampirzych. Przerazeni pobieglismy z tym do Porucznika.
– Obieraliscie za kare ziemniaki?
– Obieranie ziemniakow przy tym, co czekalo nas nastepnego dnia, to bylaby
nagroda. Porucznik z uroczym usmiechem oddalil sie na rozmowe ze Straznikami
Krain. Wrocil, usmiechajac sie tak paskudnie, na ile to bylo tylko mozliwe, i
zapowiedzial, ze ma dla nas zadanie. I oznajmil, ze ruszymy teraz sladem tej
dziewczyny.
I ruszylismy. Nic to, ze ladnych kilka tygodni od smierci rekruta. Saufer sie
z robota nie spieszyl co prawda…
– Tatusiu, co to Saufer?
– Browa…znaczy, miecznik… Tak, kreutzhofenski miecznik,nie spieszyl sie
z ostrzeniem broni, pewno dlatego, ze juz nie bylo z czego warzyc… znaczy on
po prostu leniwy byl, nie? Tak czy inaczej dlugo zesmy sie nie opierdalali pod
okiem Porucznika i wykopal nas w koncu z Garnizonu. Wiesci o dziewczynie bylo
niewiele – nie mielismy pojecia, kim byla, czy byla sama i gdzie jej szukac.
Jakos nas to nie martwilo, szczerze mowiac.
Ale rozkaz byl rozkaz. Poszukiwania zaczelismy od wizyty w burdelu… Znaczy..
Nulnijskie kobiety mialy duzo wiadomosci o tym, co dzieje sie w miescie… Z
pekatych sakiewek ubywalo coraz wiecej, nawet nie wiecie, ile informacji mozna
kupic za garsc zlota. Slad prowadzil poczatkowo do Altdorfu, jednak tam sie
urywal i kolejne wiesci o dziewczynie docieraly z dalekiej Bretonii… Wystar-
czylo poddusic… znaczy przekonac kogo trzeba, i dotarlismy do niewielkiej
wioski, polozonej niedaleko wielkiego jeziora i blotnistej rzeki. Tak, tam ja
znali. W wiosce jednak jej nie bylo, przeszukalismy wszystko, co sie dalo,
przykladnie zgwalcilismy kilka bab i puscilismy z dymem stodole… Znaczy,
wszystko zrobilismy jak prawo imperialne nakazuje, prawda… Dziewczyny jednak
nie znalezlismy.
Dopiero kiedy ktorys z chlopow poskarzyl sie ktoremus z nas, ze razem z nia
zniknela jedna z lodzi rybackich, postanowilismy przeszukac jezioro i rzeke.
I chociaz brzydzilismy sie niemozebnie, w smierdzacych rybami lodziach wyply-
nelismy na jezioro…
Nic.
Cisza. Tak niesamowita, ze slyszelismy jeki jakiejs kobiety we wiosce. Badz
co badz, bylo juz dosyc pozno. Plynelismy przy gesto zarosnietych trzcina
brzegach. Woda byla paskudnie zimna i cuchnaca bardziej nawet niz lodzie. Ktos
nawet stwierdzil, ze tutejsi zamiast budowac wychodki robia do jeziora. Sadzac
po zapachu, bylo to nawet dosc prawdopodobne.
Kazdy z nas pilnie staral sie, zeby to smierdzace obrzydlistwo nie zamoczylo
nam plaszczy. I bylo wspaniale. Do czasu. Ktorys nie wytrzymal juz smrodu…
I przewieszony przez burte juz – juz mial zwrocic ostatni posilek w paskudne
odmety jeziora, kiedy lodka zatrzesla sie…
A potem byl juz tylko plusk, cuchnaca woda na naszych plaszczach i twarzach..
– Podplyn blizej to Cie zabije! – wrzask sierzanta wyrwal nas z otepienia.
Topielec byl trupioblady – nie wiadomo tylko, czy ze strachu, czy moze po
prostu z obrzydzenia…
W kazdym razie, plynal w strone brzegu. Gniew sierzanta, badz co badz, to nic
przyjemnego.
– Odziaaaaaal! Za tym sku…
Krasnolud zaniosl sie po raz kolejny wymuszonym kaszlem. Male z irytacja
ciagnely go za brode (to ta mlodsza) i niecierpliwie wiercily sie na jego
kolanach (to ta starsza). Potarl policzek i podjal swoja opowiesc.
– No i poplynelismy za nim. Chociaz woda byla gestsza od mahakamskiej gro-
chowki, calkiem niezle sobie radzil, cholera.
– I co, i co sie wtedy stalo, tatusiu? – Nie wytrzymala ta starsza.
– Nic, dogonilim skur…skurczybyka dopiero na srodku jeziora, kiedy sie
nagle zatrzymal. Jeno nie pomyslal zaden z nas, ze kogos sciganego gniewem
sierzanta moze zatrzymac tylko jakies gowno z mackami i zebami wielkosci
miecza… Krotki wrzask, woda zmienila kolor z ohydnego na ohydny czerwony
i tyle po dzielnym wojowniku wlasciwie zostalo…
Tak czy inaczej, to paskudztwo spod wody nie najadlo sie jeszcze… Lodka
rozpieprzyla sie od jednego uderzenia tej cholernej macki. Silnie przywalic
potrafilo, nie ma co.
– I co dalej, tatku? Zabiliscie tego potwora?
– A gdzie tam, za potwora nikt nam nie placil. Z reszta jedyne co pamietam
to ta macka trafiajaca mnie w zoladek i wrzaski zolnierzy. A kiedy sie obudzi-
lem, pociety leb juz dawno byl pozszywany, a nade mna nachylala sie kobitka z
cyckami wiek… znaczy sie, taka bardzo madra i dobra. A jak tylko pozwolili
mi z lozka wylezc, to pierwszym wozem zabralem sie w strone domu…
– A dziewczyna?
– A oddzial?
– Z calego oddzialu zostalo nas trzech… i zaden nie mial ochoty wracac
na sluzbe, chocby i takie cycate pieknosci mialy nam nosic zarcie do konca
swiata.
– To jaki moral z tej bajki? – wtracila sie matka krasnoludek.
– A na kiego im moral? Byli zolnierze, byly potwory to i starczy.
>
Zatytulowano: Wiersz Enefghara

___________________________________________________________
/ \
//_\ |
|\_/___/\___________________________/\___________/\__________/
| \
| \
| |
| „Zima” |
| |
| Bialy puch siarczyscie siecze. |
| Zawierucha, bialo wszedzie |
| Kazdy szczelnie chroni cialo. |
| No i mowia: Zimniej bedzie. |
| |
| Drzewa nagie puch dzwigaja |
| Marzna lisciem nie okryte. |
| Kobiety wszystko chowaja |
| Nawet nogi nie odkryte?! |
| |
| Tak patrze na swiat, |
| Mysle sobie troszke. |
| I wiem juz! Ide spac. |
| Obudzcie mnie na wiosne… |
| |
| |
| Enefghar z Novigradu |
| truwer Oxenfurckiej Akademii |
| |
| ___ |
| /.[].\ |
| |[]EG[]| /
| ____________________________________________\.[]./______/
|/\ \#\#\ \
| _| \#\#\ |
\/______________________________________________/#/\#\____/
\/ \/
>
Zatytulowano: Gwozdz

| _ _ _
| ___ _ _ _//_ _//_ ____ _//_
|/ _\ | \ _ / |/ _ \|_ | | \|_ |
| /__ | |/ \| || | | | / / | | | / / _
| |_ || || |_| |/ /_ | | |/ /_ | |
|_____/|___|____||_____|_____|_|___|_____|_____________| |
|______________________________________________________| |
| | |
| |_|
Kiedy akurat opuszczalam sklep, Slonce obdarowywalo swiat
ostatnimi promykami czerwonawego swiatla, zapowiadajac nieuchronnie
zblizajaca sie noc. Mimo tego bylam gotowa natychmiast wyprobowac
swiezo zakupiony sprzet wedkarski, jednak moj zoladek zaczal
sugerowac calkiem co innego. Ignorowanie go od czasu do czasu nalezy
do moich zwyczajow, ale tym razem sie poddalam. Bylam znuzona po
podrozy z Nuln. „Karczma, czemu nie… Tylko gdzie ja taka znajde po
ciemku w obcej okolicy?…”. Orientacja w terenie nigdy nie byla moja
dobra strona, a na dodatek nigdzie nie zauwazylam planu miejscowosci,
drogowskazow, ani zadnych innych tego typu wskazowek, ktore przeciez
powinny pojawic sie w kazdeym szanujacym sie miasteczku. Juz chcialam
zaczac zagladac pod kamienie, czy przez przypadek nie pozostawiono
tam chociazby niewielkiej strzaleczki, kiedy gdzies z zachodu
dobiegly mnie jakies wrzaski i dzwiek tluczonej szyby. „Nie bedzie to
pewno lokal najwyzszych lotow…” pomyslalam, ale udalam sie w tamta
strone ponaglana przez uporczywe skurcze zoladka. Minelam kilka
nieciekawych kamienic, obserwujac z sekundy na sekunde spadek
sterylnosci otoczenia, az w koncu dotarlam na miejsce. Parterowy
budynek zyl niemal wlasnym zyciem! Wrzeszczal wiec wnieboglosy,
rzucal przez okna przedziwne cienie na bruk, a sporadycznie (chyba z
nudow) wypluwal to elementy oreza, to znow ich prawdopodobnych
wlascicieli. Wiedzialam, ze nie takie niebezpieczenstwa przezywano
juz w Imperium, wiec zalozywszy jako-tako czysty helm lezacy
nieopodal, wkroczylam do paszczy tego „potwora”, nader czesto z
reszta spotykanego w calym swiecie….
Pierwsze spostrzerzenia: duzo zamieszania, duzo kufli, duzo
klientow ze zdobnymi brodami i troszke mniej latajacej tu i owdzie
broni – typowa AKI (Atmosfera Karczm Imperium), moze odrobine
stylizowana na krasnoludzkom. Zajelam pospiesznie miejsce przy lawie
(po uprzednim doprowadzeniu jej do stanu zgodnego z jakimikolwiek
normami), jak najblizej karczmarza, ktory wydawal sie jedna z
niewielu stosunkowo stabilnych osob (pomijajac prawa fizyki, wedle
ktorych chyba powinien sie toczyc). A teraz niech mi ktos podpowie –
czemu nie zdziwil mnie widok menu przepolowionego przez topor? Tak
czy inaczej, zaczelam wertowac je wzrokiem i az mi sie soczewki
zajaknely… ZUPA NA GWOZDZIU?! O dziwo, nie wydawalo mi sie – ten
napis na prawde widnial na tablicy z lista dostepnego #zarcia#. A ze
wszechobecna wrzawa i trzaski wszelkiego rodzaju tworzywa wprowadzily
mnie w jakis dziwny nastroj, postanowilam zamowic sobie z ciekawosci
owa orygianalna potrawe…
Przyznam Wam szczerze – mimo wszystko widok gwozdzia zanuzonego
w polprzezroczystej cieczy, przypominajacej brudna wode, wprawil mnie
w oslupienie.
-To? To jest zupa?
-Ano. – potwierdzil krotko karczmarz, z najwiekszym spokojem
obserwujac moja reakcje. W sumie, musialam wygladac calkiem ciekawie
– gnomka wpatrujaca sie w talerz z „woda” i podluznym kawalkiem
czystej rdzy. Podnioslam delikatnie lyzke (ktora sama w sobie nie
zachecala do posilku) i szturchnelam delikatnie rudy przedmiot,
sprawdzajac czy sie nie rozpadnie albo, co rowniez bylo mozliwe, nie
spojrzy na mnie kaprawymi oczkami i nie zwieje ze swoistej kapieli.
Wbrew oczekiwaniom, nic ciekawego sie nie stalo, a nieszczesna zupka
stala nadal przede mna. Chyba nie musze tlumaczyc, ze nie wiedzialam,
co z tym posilkiem moglabym zrobic – bo zdecydowanie zjedzenie go nie
wchodzilo w gre. Ostatecznie, moje rozmyslania przerwal rubaszny
smiech karczmarza. Spojrzalam nan ciekawie, gdyz po jego doczesnych
reakcjach na bodzce z otoczenia nie spodziewalabym sie zadnych
bardziej raptownych zachowan. Dlugo mu sie nie przygladalam, gdyz
niemal w mgnieniu oka jego twarz powrocila do pierwotnego,
skamienialego wyrazu.
-Zort. – mruknal niewyraznie. Odpowiedzialam jedynie niepewnym
spojrzeniem.
-Ano, zort to byl. – potwierdzil, wpadajac znowu w ten dziwny stan
krotkotrwalego smiechu, ktoremu towarzyszylo energiczne podskakiwanie
miesnia piwnego.
No i po chwili otrzymalam kolejny talerz, w sumie nieco
czystrzy niz poprzedni, wypelniony po prostu przezroczystym, niczym
nie zmaconym wywarem z ziemniakami. Sam widok czegos normalnego
uspokoil troche moje podroby, ale po skosztowaniu znow czekala mnie
niespodzianka… To mialo na prawde cudowny smak! Ciezko mi go
okreslic, ale byl… Inny. Zlozony. Oryginalny. I wtedy dopiero
musialam wiedziec, co w tej zupie jest! Tym razem bylam czujniejsza i
legenda o starym skladzie kartofli w kopalni, 666-ciu myszach i
slepym kocie o imieniu Gwozdz zostala szybko odrzucona przez moja
swiadomosc. Ostatecznie moj upor w dociekaniu prawdy oraz sila
przekonywania sprawily, ze zostalam wpuszczona na zaplecze i tam
doinformowana przez szefa kuchni co i jak! Niestety, nie zdradzil mi
przepisu do konca, gdyz to jego rodzinna tradycja, itd. itp., ale
swoje wiem i Wam rowniez to przekaze!

______ _
/_____/\ <_<| <-Wkladka rybna Gwozdz to niejako /_____/\/| wkladka miesna owej zupy, /_____/\/|| przygotowywana ogrom czasu / ____ \/||| wczesniej. Wyfiletowane ryby | / _ \|||<-- Drut miedziany nalezy przelozyc odpowiednimi | |<_<| |||/ przyprawami (m.in. zielona | \____/ |/ pietruszka, suszonym selerem, \______/ <-- Warstwa dziczyzny mieta i rodzynkami), a nastepnie zawinac w plat swiezutkiej dziczyzny. Calosc usztywniamy owijajac miedzianym drutem (stad nazwa: gwozdz, lub wymiennie: sruba), podduszamy nad ogniskiem, a aby dodac ostatecznego efektu - wedzimy przez 48 godzin. Na tym gotujemy esensje zupy, ktora ostatecznie rozciencza sie wrzatkiem. Troche skomplikowane, ale praktyczne i przede wszystkim: PYSZNE! Tak wiec, zapraszam na wycieczke do Ubersreik - WARTO! ____ / ___/ _ _ ___ _ _ _ __ __ | |__ | | \| |/ _ \| \/ || |/ / /_ \ \____/ ||\__|\___/|_\/_||_|\_\/_|__\ >
Zatytulowano: Magia perfum (I)

_____, ___,
(-| | | (-|_)
_| | |_,agia _| erfum
( (

Niniejszym tekstem pragne rozpoczac serie artykulow o perfumach. Byc
moze czesc informacji, ktore sie w nich pojawia nie bedzie niczym
nowym, byc moze jednak czesc okaze sie dla Was mila ciekawostka.
Zacznac pragne od historii aby wprowadzic Czytelnikow w ten magiczny
swiat zapachow. W kolejnych numerach natomiast pojawia sie miedzy
innymi: sztuka uzywania perfum,aromaterapia czy klasyfikacja znanych
perfum. Zachecam do lektury wierzac, ze kazdy odszuka w niej cos dla
siebie.
__ _,
(-|__|
_| |_,istoria perfum
(

Historie perfum mozna podzielic na dwa odgalezienia. Jedno siega
najdawniejszych czasow i nierozerwalnie wiaze sie z historia Dawnych
Slannow oraz elfow, drugie natomiast jest wynikiem pojawienia sie i
rozwoju ludzi.I choc efekty koncowe sa do siebie niezwykle zblizone,
sposoby ich osiagniecia byly bardzo rozne.
Najpierw przesledzimy historie elfiej rasy bowiem tam szybko
uzyskano doskonalosc, ktora towarzyszy nam po dzis dzien. Droga
ludzkiej rasy do obecnych osiagniec byla duzo dluzsza i bardziej
kreta, przez co moze dla wielu ciekawsza.

Zatem historia perfum siega samych poczatkow najstarszych elfich
cywilizacji. Juz tysiace lat temu substancje zapachowe uzywane byly
podczas rytualow oraz w czasie obrzedow pogrzebowych. Wonne oleje
byly juz wtedy stosowane takze w celach kosmetycznych i leczniczych.
Ogromna chec eksploracji wtenczas mlodej jeszcze rasy przyczynila
sie do odkrycia technologii destylacji, ktora nadala perfumom znana
nam obecnie postac.
Olejki pozyskiwano z nasion i owocow roznych roslin, m.in. migdalow,
oliwek,sezamu, owocow mirobolantu,ziaren rzodkwi, rokiety, orzechow,
ziaren kolokwinty i szafranu kolczastego. Do czystych olejkow
dodawano aromatyczne drewno, zywice (mirra), a takze silnie pachnace
kwiaty (np. lilie).
Rownolegle z rozwojem sztuki tworzenia, komponowania oraz uzywania
perfum pojawilo sie zapotrzebowanie na opakowania dla tych
eterycznych zapachow. I tutaj kolejny raz ujawnil sie caly kunszt i
pomyslowosc elfickich artystow. Kazdy flakonik, podeleczko czy
amforka wykonywane z krysztalu, fajansu, alabastru czy drogich
kruszcow stawaly sie odrebym dzielem sztuki pieknym juz dla nich
samych. Warto tutaj wspomniec rowniez, iz do kazdych perfum tworzone
bylo odrepne opakowanie dostosowane zarowno do charakteru zapachu
jak i…nabywcy.Przez wiele wiekow elfia rasa obserwowala poczynania
ludzi, by z czasem podsunac im niektore rozwiazania aby i ich rozwoj
mogl postepowac. Najbardziej przelomowym momentem bylo przekazanie
wiedzy o destylacji, ktora stala na dlugie lata napedem do
poszukiwania kolejnych rozwiazan.

Przypuszcza sie, ze wsrod ludzi historia perfum siega czasow, kiedy
czlowiek odkryl ogien i spostrzegl,ze niektore konary i zywice drzew
palac sie, wydzielaja intensywna won. W starozytnosci jako pachnidel
uzywano olejkow roslinnych oraz kadzidel, czyli mieszanin zywic o
silnym zapachu. Z czasem wykorzystano to w obrzadkach religijnych,
podczas ktorych palono kadzidla, cedr i inne rodzaje pachnacego
drewna. Wierzono, ze wraz z ich dymem modlitwy uniosa sie w gore i w
ten sposob dotra do bogow. Upajajacy zapach mial ich przychylnie
nastawic. Stad wywodzi sie tez etymologia slowa „perfumy”. Pochodzi
ono od pradawnego „per fumum”, czyli „poprzez dym”.
Pierwsze wzmianki o perfumach siegaja czasow kultury starozytnej
Arabii. Pewna krolowa cierpiaca na bezsennosc napelniala poduszki
platkami roz, co zapewnialo jej dobry sen i piekne marzenia senne.
Wtedy zaczeto poznawac lecznicze dzialanie zapachow.
Kazda z cywilizacji miala swoj sposob na zapach. I tak na przyklad
Kitajczycy wkladali do poscieli saszetki z perfumowanym proszkiem, w
koszach z brudna bielizna umieszczali kore z aromatycznych drzew, a
w pokojach zapalali kadzidla oraz stosowali aromatyczne kapiele. W
Kitaju, zwyczajem po przyjeciu stalo sie rozdawanie wychodzacym
gosciom kawalkow impregnowanego papieru, ktory wczesniej nasaczano
kroplami jasminowych perfum. Zapach ten mial niwelowac skutki
naduzycia alkoholu. Perfumowane byly rowniez drukowane na jedwabiu
kitajskie pieniadze.
Inni starozytni po zazytej kapieli obficie namaszczali swoje cialo
pachnacymi olejkami lub masciami, chetnie tez namaszczali peruki
uzywajac do tego celu zapachow pochodzenia roslinnego takich jak
cynamon, kosaciec, lilia, migdaly, terpentyna, a takze majeranek,
mirt, roza. Z czasem weszly w mode stozki z twardego, perfumowanego
tluszczu, ktore w czasie uczt osadzano sobie na glowie. Pachnacy
tluszcz rozpuszczal sie powoli splywajac na wlosy biesiadnikow.
Zapotrzebowanie na olejki o wlasciwosciach odswiezajacych bylo tak
duze, ze stalo sie przyczyna pierwszego strajku w historii ludzkosci
Zastrajkowali zolnierze domagajac sie w ten sposob od wladcy
aromatycznych pomad i balsamow.
w Arabii ambra byla ceniona na rowni ze zlotem i niewolnikami,
a pachnidla w darze ofiarowywano krolom np. mirre czy kadzidlo.
Nastepnie przyszedl czas by wyniesc pachnidla na wyzyne swietosci.
Wedlug owych starozytnych, ktorzy to zapoczatkowali, piekna won
pochodzila od bogow, a w razie potrzeby mogla byc uzyta jako srodek
czarodziejski, byla atrybutem magicznym, mistycznym i erotycznym.
Jako pachnidel uzywano olejkow roslinnych.
Szczytem elegancji wowczas bylo uczeszczanie do lazni publicznych.
Po zanurzeniu sie w wielkiej okraglej wannie wypelnionej goraca woda
namaszczano sie aromatycznym balsamem – innym dla kazdej czesci
ciala: na przyklad olejkiem z palmy smarowano klatke piersiowa,
mieta ramiona,tymiankiem nogi,a majerankiem wlosy.Zadna uroczystosc,
czy to narodziny dziecka, slub czy smierc nie mogla obyc sie bez
obecnosci kadzidel i namaszczania wonnosciami w celu oczyszczenia.
Kolejnym etapem bylo stosowanie do pielegnacji zapachow ciezkich
takich jak pachnaca zywica, mirra, cynamon, drzewo sandalowe,
poczatkowo zarezerwowane dla bogow, a takze substancje zwierzece,
takie jak na przyklad tluszcz z bobra czy pizmo.
Artysci wykonywali serie zawierajace ceramike dostosowana specjalnie
do przechowywania substancji pachnacych. Rozwijala sie produkcja
malych waz z ceramiki formowanej w oryginalne ksztalty: ludzi,
zwierzat, calych scenek rodzajowych.
Perfumy wedrowaly przez swiat by dotrzec wreszcie do, poczatkowo
prostego narodu, krainy zolnierzy. Z entuzjazmem odkryto tam mode na
zycie kuszace przyjemnosciami, z ktorych zapach byl jedna z
najistotniejszych.
Ulubiona byla esencja z drogiego szafranu, a roznymi pachnidlami
perfumowano niemal wszystko co bylo pod reka, lacznie z winem.
Tamtejsza arystokracja wymyslila sobie skomplikowane reguly
perfumowania ciala: mieta do rak, olejek palmowy na brode i piers,
majeranek na brwi i wlosy, a esencja z pokruszonego tymianku na
kolana i barki.Zamozni uwielbiali otaczac sie pieknymi przedmiotami.
Przywiazywali duza wage nie tylko do ich wygladu, ale takze do ich
zapachu. Ich komnaty przesaczone byly zapachem kwiatowych platkow, a
materace w olbrzymich lozach, na ktorych sypiali wypchane byly
platkami roz. Aby zneutralizowac przygniatajacy ciezar dusznego lata
w tamtych regionach i pozbyc sie nieprzyjemnych zapachow
zapelnionych amfiteatrow, w czasie zawodow sportowych i przedstawien
teatralnych fontanny w teatrach i wokol nich rozpylaly perfumowana
wode. Nawet zwykly obywatel smarowal pachnacymi olejkami nie tylko
siebie, ale takze swoje konie i psy srednio trzy razy na dzien.
Jeden z cesarzy kazal pokrywac gruba warstwa platkow rozanych
posadzki w kazdej komnacie swojego zlotego palacu. W czasie przyjec
w oficjalnej sali jadalnej na gosci nieprzerwanie splywaly z sufitu
pachnace kwiaty, a z dyskretnie ukrytych srebrnych rurek tryskala
perfumowana woda. Odkrycie sposobu produkcji szkla i jego uzycie
przy wytwarzaniu flakonow i pudeleczek na wonne substancje bylo
jednym z najwazniejszych wynalazkow owego Cesarstwa.
Cesarstwa padaly jedne po drugich, rozwijaly sie nowe religie,ktore
zabronily uzywania perfum ze wzgledu na ich rzekome zmyslowe
dzialanie i tak nastapil zanik zwyczaju uzywania wonnych substancji,
a swiat Arabii stal sie na wiele wiekow „ostoja dobrego zapachu”.
Trzeba bylo wielu wiekow azeby nasza czesc swiata mogla odzyskac
utracona radosc, jaka daje won perfum i odkryla ponownie, do czego
sluzy mydlo.Rycerze osiedleni pomiedzy ludnoscia arabska przejmowali
jej zwyczaje higieniczne, a pielgrzymi i kupcy przenosili zapomniane
zwyczaje na powrot do Imperium.
Pierwszym rozpowszechnionym kosmetykiem stala sie wtedy woda rozana,
ktora stosowano do odswiezania i mycia rak. Wielu jednak unikalo
kontaktu z woda, traktujac to jako swoista kare dla ciala za
popelnione grzechy lub jako dobrowolne umartwianie sie. Niejedna
swieta byla dumna z tego, ze nigdy nie umyla rak, o reszcie nawet
nie wspominajac… Pobozni rycerze kapali sie najczesciej wpadajac
wraz z koniem do wody. Jednak obecnosc lazni w klasztorach i
palacach swiadczyla o przetrwaniu higienicznych nawykow
wprowadzonych w starozytnosci.
Zwyczaj uzywania perfum upowszechnial sie jeszcze jakis czas po
nastaniu burzuazji by wreszcie osiagnac szczyt popularnosci.
Do waznych portow zawijaly statki z Kitaju i Nipponu wypelnione
drogocennymi skladnikami do wyrobu perfum. Arystokracja skrapiala
perfumami nie tylko swoje ciala, ale rowniez ubrania, peruki,
wachlarze, a awet meble. W tym czasie rowneiz powstal pierwszy na
swiecie cech producentow perfum.
Rozwoj produkcji perfum oraz wzrost ich popularnosci sprawily, ze
pojawilo sie zapotrzebowanie na estetyczne i oryginalne opakowania.
Wyglad flakonika zaczal sie powoli stawac dla uzytkownikow perfum
rownie wazny jak jego zawartosc. Odpowiedzia na rosnace
zapotrzebowanie rynku stal sie szybki rozwoj odrebnej galezi
– produkcji opakowan szklanych. Powstawaly buteleczki na perfumy ze
szlachetnych materialow: krysztalu szlifowanego i grawerowanego,
srebra, czy srebra zloconego. Zaczeto produkowac flakony ze szkla
dmuchanego, zgodnie z technikami wschodu: szklo biale mleczne, szklo
z misternymi ornamentami ze srebra czy zlota.
Od jakiegos czasu coraz bardziej popularne sa tez „pommandres” czyli
ozdobne pojemniczki na wonnosci w ksztalcie owocow, noszone przy
pasku przez piekne damy i kawalerow. Piekny, wonny okres skrywal
jednak brudna tajemnice – poziom higieny osobistej byl niezwykle
niski nawet w porownaniu z okresem wczesniejszym. Wode uwazano za
siedlisko dzumy i cholery. Coraz trudniej przychodzilo tuszowanie
zapachu wlasnego ciala, pachnidla staly sie wiec prawdziwa obsesja.
Uzycie perfum o zapachu fiolkow, lawendy, kwiatu pomaranczy
wyroznialo damy szlachetne lub majetne i elegantow ukrywajacych w
swojej odziezy czy bieliznie pachnace woreczki, a przy pasie
kosztowne i ozdobne pojemniczki na wonnosci, co otaczalo ich wieloma
warstwami zapachu. Bylo to konieczne, poniewaz kapiele byly uwazane
za niezdrowe i niezbyt czesto stosowane, a w owczesnych palacach nie
bylo toalet i dworzanie zalatwiali swoje potrzeby fizjologiczne w
dostepnych miejscach: w paleniskach kominkow czy za meblami. Po
kilku miesiacach musiano dwor krolewski przenosic do innego palacu,
a w opuszczonym zaczynalo sie wielkie sprzatanie.
Z czasem zaczely powstawac coraz piekniejsze flakony i naczynia z
krysztalu, srebra, zlota, bursztynu, porcelany. Upowszechnil sie
rowniez wynalazek luksusowych kuferkow na kosmetyki, zawierajacych
wszystkie niezbedne kobiecie (czy mezczyznie) przedmioty: buteleczki
z perfumami, pojemniczki z kremami i masciami, pudrami, barwnikami
do brwi, ust, ale takze wszystkim, co jest potrzebne do zjedzenia
wykwintnego sniadania: filizankami, dzbanuszkami, talerzykami.
Wszystko to wykonywane jest ze szlachetnych materialow, takich jak
mahon, krysztal, porcelana, zloto, srebro, heban, kosc sloniowa,
skora…
Perfumy byly drogie i stac na nie bylo tylko najbogatszych. Zapach
byl tak silnie zwiazany i kojarzony z wyzszymi warstwami
spoleczenstwa, z glowami panstw, z arystokracja, ze kiedy wybuchla
Wielka Rewolucja stosowanie pachnidel stalo sie synonimem zla.
Rewolucjonisci widzieli w perfumach symbol ekstrawagancji i
rozrzutnosci, nieliczenia sie z potrzebami biedniejszych warstw.
Perfumowanie sie stalo sie niebezpieczne, moglo stanowic jedyny
powod oskarzenia i jedyny dowod w sprawie przed trybunalem
rewolucyjnym, co moglo kosztowac kazdego obywatela lub obywatelke
utrate glowy na gilotynie.
Moc pieknego zapachu byla jednak zbyt wielka, zeby mialo to
powstrzymac dalszy rozwoj sztuki perfumeryjnej.

Odnalazla i przepisala dla Czytelnikow

Natt, Pani Nocy…
>
Zatytulowano: Ankieta

Oto, Drogi Czytelniku, wspomniana wczesniej ankieta, o ktorej wypelnienie,
wyciecie i odeslanie do inz. Luctusa. Pomoze nam ona w opracowaniu szablonu
przecietnego czytelnika, otrzymanie oceny na temat czasopisma, a takze wielu
innych informacji, niezbednych Redakcji do wydania Periodicusa jeszcze
bardziej interesujacego i trafiajacego w gusta Czytelnikow.
Ankiete nalezy wypelnic nastepujaco:
-kolka (O) przy swoim wyborze zakreslic (X),
-w miejsce kropek wpisac, gdzie wskazane, ocene z przedzialu od zera (dno cal-
kowite) do dziesieciu (rewelacja absolutna!),
-w pozostale kropki wlasny wybor.

Mamy nadzieje, ze wypelnienie ankiety nie sprawi trudnosci, a poczta zwrotna
otrzymamy ich tyle, ilu mamy czytelnikow. Z nadzieja na glosy odzew z Waszej
strony

Redakcja Periodicusa.

———————————————————————-
| |
| |
| /)_(\ |
| ______( 0 0 )______ |
| /_/_/_/\` ’ `/\_\_\_\ |
| )’_'( |
| _____.””_””.____ |
| P E R I O D I C U S |
| A N K I E T A |
| |
| 1. Jestem: |
| |
| O kobieta O mezczyzna |
| |
| 2. Jestem: |
| |
| O gnomem O krasnoludem O niziolkiem O halflingiem |
| O elfem O polelfem O czlowiekiem O ogrem |
| O mutantem O bobolakiem O kims innym |
| |
| 3. Periodicusa prenumeruje od: |
| |
| O pierwszego numeru |
| O numeru II-VII |
| O numeru VIII |
| O numeru IX-XII |
| O numeru XIII (obecnego) |
| |
| 4. Moim zdaniem Periodicus: |
| |
| O powinien pozostac darmowy |
| O powinien byc sprzedawany |
| O nie mam zdania |
| |
| 5. Uwazam, ze czestotliwosc wydawania czasopisma jest: |
| |
| O zbyt mala |
| O w sam raz |
| O zbyt duza |
| O nie mam zdania |
| |
| 6. Rozmiary Periodicusa sa: |
| |
| O zbyt male |
| O w sam raz |
| O zbyt duze |
| O nie mam zdania |
| |
| 7. Szate graficzna oceniam na … (0-10) |
| |
| 8. Forme ogolna oceniam na … (0-10) |
| |
| 9. Tresc oceniam na … (0-10) |
| |
| 10. Ogolnie Periodicus zasluguje na … (0-10) |
| |
| 11. Moim ulubionym dzialem/artykulem jest …………………. |
| …………………………………………………. . |
| |
| 12. Najmniej podobal mi sie dzial/artykul …………………. |
| …………………………………………………. . |
| |
| 13. Uwazam, ze w Periodicusie brakuje …………………….. |
| …………………………………………………. . |
| |
| 14. Zas stanowczo zbednym jest …………………………… |
| …………………………………………………. . |
| |
| 15. Kolejny wywiad powinien zostac przeprowadzony z ………… |
| …………………………………………………. . |
| |
| |
| Dziekujemy za wypelnienie ankiety! |
| |
———————————————————————|