Wywiad z Falikiem, Chronometr, Dni nalesnika
o-----------------------------------------------------------------------------o | Data wydania: dwudziesty dziewiaty dzien pory Yule | | | | | | /)_(\ | | ______( 0 0 )______ | | /_/_/_/\` ' `/\_\_\_\ | | )'_'( | | ____.""_"".____ | | P E R I O D I C U S | | | . . . . Problemy zwiazane z wydaniem poprzedniego numeru Periodicusa okazaly sie tak duze, ze obily sie echem az o komnaty Niesmiertelnych. Redakcja Periodicusa otrzymala oficjalny zakaz rozsylania numerow dluzszych niz piecset wersow (juz po zlozeniu wszystkich artykulow - ten numer zostal rozeslany w dwoch czesciach). Udajac sie na urlop, Redakcje opuscil Mistrz Krough. Jednoczesnie pojawila sie mozliwosci stworzenia siedziby Periodicusa - na ktora i tak trzeba bedzie jeszcze dlugo poczekac - i zmienienia calkowicie jego wygladu. W zwiazku z tym Redakcja zdecydowala zawiesic dzialalnosc gazety do czasu powstania drukarni lub rozwiazania bledow powstajacych podczas wysylania. note ku pamieci zlozyl Hiir, Redaktor Naczelny Periodicusa W tym numerze: * Wywiad z Czempionem Falikiem.........................strona 1 * Chronometr uzytkowy..................................strona 2 * Relacja z Dnia Nalesnika.............................strona 3 * Nie taki karczmarz straszny. . ......................strona 4 . . . . | | | | o-----------------------------------------------------------------------------o Zatytulowano: Wywiad z Czempionem Falikiem _ _ _ _ _ _ _______ _____ _____ (_) _ (_)(_) (_)(_) _ (_)(_______) (_____) (_____) (_) (_) (_) (_)_(_) (_) (_) (_) (_) (_)___(_)(_) (_) (_) (_) (_) (_) (_) (_) (_) (_) (_______)(_) (_) (_)_(_)_(_) (_) (_)_(_)_(_) __(_)__ (_) (_)(_)__(_) (__) (__) (_) (__) (__) (_______)(_) (_)(_____) z Falikiem, Czempionem Szkoly Walki Domu von Raugen Nie pomogly kilogramy wysylanej poczty. Na nic zdalo sie ukrywanie po traktach Imperium, podchody w mrocznych alejkach Nuln czy tez uganianie sie po korytarzach szkoly. Niczym zjawa najodwazniejsza, a zarazem najbardziej niesmiala persona Nuln wymykala sie z rak redaktora z notatnikiem, jakby byl on Demonem Chaosu. Ostatecznie jednak efektem tygodniowej zabawy w berka jest ten oto wywiad z Falikiem, najwieksza slawa Areny Gladiatorskiej! Redakcja: Skoro juz udalo nam sie doprowadzic do rozmowy, moze przyblizy Czempion swoja osobe? Falik: Najwazniejsze cechy odziedziczylem po ojcu - byl on gwardzista w sluzbie elektorki. Razem z ojcem mojej matki zginal w obronie miasta z rak skavenow. Wtedy postanowilismy przeprowadzic sie do Novigradu, rodzinnego miasta mojej matki. Za mlodu byl ze mnie niemaly rozrabiaka. Wprawdzie studiowalem w Oxenfurcie, nie jednak nie udalo mi sie ukonczyc pierwszego semestru. Wtedy matka postanowila mnie ustatkowac. Rozumie Redaktor co mam na mysli? Redakcja: Rozumie, rozumie. Z kim wiec sie Czempion ustatkowal? Falik: Po zobaczeniu z kim dorwalem w nocy szybkiego konia i odtad staram sie unikac matki. Jak dotychczas, skutecznie. Pozniej roznie bywalo - trzeba bylo zaczac samemu zarabiac na chleb. W taki sposob zawedrowalem do Imperium, gdzie poznalem opowiesci o moim ojcu. Poniewaz brakowalo mi i wiary Rycerza Sigmara, i dyscypliny najmnika, postanowilem wstapic do Szkoly. Redakcja: Jak wygladal ten pierwszy okres? Kiedy to ktos inny byl Czempionem? Falik: Pozytywnie rozpatrzono dopiero drugie moje podanie. Poniewaz wowczas staran praktycznie nie bylo, szybko dostalem odznake gladiatorska. Poznalem kilku uczniow, razem stworzylismy dosc zgrana grupe. Nie mialem wiekszych problemow zyjac w Szkole. Redakcja: Jak obecnie wyglada rekrutacja? Falik: Zlozone podanie musi byc pozytywnie rozpatrzone. Kandydatem moze zostac kazdy, poza wyznawcami Chaosu. Dla tych, ktorzy przebrna pierwszy etap staran, mamy specjalne testy sprawdzajace sile, wytrzymalosc oraz zrecznosc. No i tajemniczy egzamin dodatkowy, jesli ktos obleje. Ale to sekret Szkoly, wiec prosze nie pytac. Redakcja: Komu oficjalnie podlega Szkola? Falik: Oficjalnie wlascicielem Szkoly jest Hans Jurgen von Raugen, trzeci syn Barona Ottona von Raugen i Estery z Bregll. Zas patronka jest nasza Elektorka, Hrabina Emanuell von Leibowitz. Redakcja: Jak ocenia Czempion swoje obecne czempionowanie? Falik: Najwiekszym problemem, za jakim sie spotykam, to ciagle angazowanie nas w wojny, ktore tak naprawde niewiele nas obchodza. Niestety, nie wszyscy sa w stanie to pojac. Ciezko walczyc w pojedynke z szescioma przeciwnikami. Co zaskakujace, cale zdarzenie bylo obserwowane przez dwoch zakonnikow. Nawet nie mrugneli okiem. Redakcja: W takim razie przejdzmy do mniej oficjalnej czesci. Plotki glosza, ze posiada Czempion niesamowity talent malarski. Falik: Malarski? To niemozliwe, nigdy nie malowalem. Uczniowie musieli za duzo bajek naopowiadac. Redakcja: Jak radzi sobie Czempion z licznymi wielbicielkami? Nie ukrywajmy, ze sa ich cale tlumy. Falik: Przez ostatnie zamieszanie wokol Szkoly troche jakby ich ubylo, nie odwiedzaja nas tak czesto, jak w zwykly dzien. Redakcja: A w zwykly dzien jak to wyglada? Ponoc ma Czempion dosc spora... bulawe do obrony przed nimi? Falik: Na codzien zdarzaja sie odwiedziny, nawet dosc czeste. Niestety, w wiekszosci nie sa one warte uwagi. Redakcja: Czempion wiec nieustatkowany, dla czytelniczek Periodicusa wciaz pozostaje nadzieja. Tymczasem spytam o kotke - jak sie wabi? Falik: Moze to dziwne, ale nie nadalismy jej imienia. Dotad nie udalo sie ustalic zadnego, ktore by pasowalo calej Szkole. Redakcja: Kto ja tu sprowadzil? Rasowa, czy moze wyciagnieta z rynsztoka? Falik: Przyprowadzil ja wlasciciel szkoly, gdy dowiedzial sie, ze czesc gladiatorow zamiast walczyc na arenie, ugania sie za szczurami. Uznal, ze to nie przystoi, wiec kazal zostawic walke z gryzoniami kotce. Redakcja: W Mahakamie mowi sie, ze kotka jest poteznym czarownikiem przemienionym dla niepoznaki. Falik: Plotki. Redakcja: Zyciowa dewiza? Falik: Jesli walczyc, to aby wygrywac. Redakcja: Ulubiony jadlo i napitek? Falik: Dobijacz. A z jedzenia, to chleb ze skwarkami. Palce lizac. Redakcja: A kotki? Falik: Szaleje za rybami. Redakcja: Bede pamietal przy nastepnej wizycie. Dziekuje za spotkanie! > > Zatytulowano: Chronometr uzytkowy C H R O N O M E T R U Z Y T K O W Y zwany tez C Z A S O M I E R Z E M Pewnego razu grupa wojakow, w bojach zaprawionych, na odwiecznego swego wroga zasadzke urzadzila. Miejsce wybrali doskonale, wyposazyli sie adekwatnie, plan ich, w kazdym detalu dopracowany, zawiesc nie mogl. Podzielili sie na grupy, kazda miala zadanie przydzielone tak, by wszelkie mozliwe drogi ucieczki przewidziec, odciac, a przeciwnikowi nie dac najmniejszej szansy na wymkniecie sie... ... niestety, nie mieli ze soba chronometru, wiec nieskoordynowany atak nastapil przedwczesnie, a wrog drwiac z nich umknal korzystajac z powstalego zamieszania. Innym zas razem kupiec przebiegly tak sie ze swymi podwladnymi ulozyl, ze ci przybyc na spotkanie w interesach mieli w momencie odpowiednim z wiesciami nowymi, ktore to transakcje na tory wlasciwe skieruja, a bogactwa kupcowi rzeczonemu przysporza. Kiedy juz w trakcie negocjacji wspolnicy sie nie pojawili, kupiec poniewczasie przypomnial sobie... ... ze ludzie jego chronometru nie mieli, wiec nijak wlasciwej godziny na dzialanie wyznaczyc nie mogli. W spokojnym smajalu halflinski mistrz kuchni warzyl szczegolna potrawe na szczegolna okazje, jaka mialy byc urodziny jednego z Wielkich Niesytych. Cud kulinarny mial uswietnic obchody, a wobec tak wybrednych podniebien nie moglo byc mowy o bledzie w sztuce. Nagle jednak znad naczyn na piecu uniosly sie kleby dymu, i zaplakal kucharz, myslac... ... gdybym mial chronometr, wiedzialbym dokladnie, kiedy z ognia danie zdjac. Mowili, ze mlodzieniec jeden umowil sie ze swa ukochana, by wymknac sie razem pewnej nocy celem spraw, o ktorych niezrecznie tu pisac. Od wielu dni czekal na ten moment. Kiedy zas nadszedl czas zapukal cichutko w okienko swej wybranki... ... gdybyz, ach gdybyz dysponowal chronometrem zrobilby to o wlasciwym czasie i trafil na dame swego serca, a nie jej rozwscieczonego ojca. _____ _.'_____`._ .'.-' 12 `-.`. /,' 11 1 `.\ // 10 / 2 \\ ;; / :: || 9 ----O 3 || :: ;; \\ 8 4 // \`. 7 5 ,'/ '.`-.__6__.-'.' '-._____.-' Oto i on, niepozorny przedmiot, ktory uczynic moze zycie kazdego z nas o tylez latwiejszym, bezpieczniejszym, zdrowszym, mniej stresujacym i efektywniejszym. Tak jak zdarzylo by sie ze wszystkimi opisanymi wyzej osobami... gdyby tylko go posiadali. Wystepuja w rozmaitych odmianach, wielkie i male, zdobione i czysto uzytkowe, dzwoniace, tykajace i wyciszane. Najpopularniejszy jest jednak podstawowy model rozpowszechniany przez SGW, o kodzie technicznym TS734J. Niewielkie rozmiary, czarno-zlote wykonczenia, mechanizm najwyzszej jakosci. Klasyczny i bedacy juz standardem schemat okreslania godziny poprzez konwencje dwuwskaznikowa i numeracje dwunastogodzinna, z polnoca/poludniem w szczytowej czesci tarczy odczytu. Prostota i elegancja dla kazdego. Pamietajcie! Tylko chronometry wytwarzane przed dyplomowanych Inzynierow Stowarzyszenia Gnomich Wynalazcow daja gwarancje odchylenia czasu nie wiekszego niz jedna gnomominuta na przestrzeni calego roku! Po uplywie owego czasu kazdy Inzynier chetnie dokona bezplatnej regulacji, ktora zagwarantuje dokladny pomiar czasu przez kolejny rok. spisal dla powszechnej korzysci IXMSGW Inz. Luctus Void > Zatytulowano: Relacja z Dnia Nalesnika Byl piekny sloneczny dzien kiedy wyruszalam o swicie spod Gory Carbon w strone Daevon. Uroczystosci z okazji obchodow Dnia Nalesnika rozpoczac sie mialy dopiero w poludnie, mialam wiec przed soba kilka godzin drogi. Z torba zarzucona na ramie i pustym plecakiem na plecach, krok za krokiem, mila za mila, stopniowo zblizalam sie do miejsca do ktorego juz od kilku tygodni zapraszaly kolorowe plakaty porozwieszane na ogloszeniowych tablicach. Moj chronometr pokazywal dziesiata, kiedy statek kolyszac sie na morskich wodach spokojnie wplywal do portu. Podczas calej swojej podrozy liczylam na to, ze spotkam kogos kto rowniez wybieralby sie do Krainy Zgromadzenia i dotrzymalby mi towarzystwa, prozne jednak byly moje nadzieje, bo tego dnia wyjatkowo malo podroznych na swej drodze spotkalam. Dziwne - myslalam - w koncu nieczesto zdarza sie sprobowac tego slawnego jadla halflingow i bawic w ich towarzystwie. Przez chwile obawialam sie nawet, ze frekwencja gosci nie bedzie satysfakcjonujaca, jednak wszystkie watpliwosci i domysly okazaly sie niepotrzebne kiedy to wkroczylam na wzgorze Cookhill. Przywitalo mnie trzech halflingow, ktorymi okazali sie byc gospodarze: Vookash Gluepar, Tibolt Openheim i Bradrick Proudfoot. - Witamy pierwszego goscia - uslyszalam, a chwile pozniej poczestowano mnie slodkim paczkiem. Zaraz za mna na wzgorze przybylo kilka kolejnych osob. Od poludnia dzielil nas jednak kwadrans, a zeby wszystko odbylo sie zgodnie z planem (bo kto to widzial zeby rozpoczynac biesiade za wczesnie) wszyscy grzecznie czekali az slonce znajdzie sie w zenicie. Towarzyszylo temu niecierpliwe przechadzanie sie z miejsca w miejsce, nerwowe szturchanie i ciagle zadzieranie glowy w gore, aby sprawdzic czy to aby juz nie poludnie. W tak zwanym miedzyczasie dolaczylo do nas kilka nowo przybylych osob i w takim oto gronie wszyscy niecierpliwie wyczekiwali kiedy pan Vookash oglosi poczatek uroczystosci. Do tej pory nie wiem czy to ten wyglodnialy wzrok czesci z przybylych, czy moze faktyczna pora poludnia sprawily, ze halfling potrzasnal wreszcie malym dzwoneczkiem obwieszczajac tym samym to, na co wszyscy tak czekali. - Witam wszystkich serdecznie na swiecie nalesnika ktore moglismy zorganizowac gdyz matka nasza Esmeralda niezwykly urodzaj marchwi nam zgotowala! - jeszcze dobrze nie wypowiedzial ostatnich slow kiedy mlode halflingi usunely plotki i wniosly jadlo na puste wczesniej stoly. Coz to byl za widok, slow brakuje do opisania... kasza, pulpety, fasolka, gulasz z ziemniakami, pieczen wieprzowa, pieczone golabki, steki, prosiak pieczony w ziolach, befsztyk, zrazy cielece, pieknie wypieczone rogaliki nadziewane czekolada, ciasteczka w najrozniejszych ksztaltach ("ja poprosze to w ksztalcie smoka!") i z najrozniejszymi bakaliami, paczki - lukrowane, nadziewane czekolada, rozami, toffi, czym sie tylko dalo, torty, a przede wszystkim ogromne stosy nalesnikow. Nawet najbardziej wybredna osoba znalazlaby tam cos dla siebie - slodka gruszka, mlode poziomki, puszysty krem, soczyste morele, malinowa marmolada, kandyzowane jablka, lesne borowki, czekolada, wisnie, a to wszystko zawiniete w miekkie ciasto i polane smietana. Zaczelam w tym momencie rozumiec dlaczego nie bylo wsrod nas elfek (dopiero jedna dolaczyla pozniej) - po takim posilku nawet najszczuplejsza mialaby powazne klopoty z powrotem do swojej dawnej wagi. Oprocz jadla zadbano rowniez o swiateczny wystroj. Nad stolami rozwieszone zostaly kolorowe lancuchy oraz latarnie, ktore milo poblyskiwaly w swietle dnia. Na stolach zas miedzy rozmaitymi daniami postawiono wazony z bukietami swiezych polnych kwiatow. Atmosfera byla iscie swiateczna i udzielila sie chyba wszystkim. Zewszad slychac bylo smiech i rozmowy starych i nowych znajomych, a z roznych stron co chwile dobiegalo to jakze charakterystyczne pozdrowienie "Obys nigdy nie byl glodny!" Po chwili, kiedy towarzystwo zasmakowalo kilku wybornych drinkow w powietrzu zaczely latac... torty. Popularnoscia cieszyly sie tez pojedynki na marchewki. Sposrod calej tej zabawy i wesolego zamieszania udalo mi sie wylowic pana Perhela i zapytac o kilka rzeczy dotyczacych swieta: "Swieto Nalesnika to najwazniejsze halflinskie swieto. Trudno w tym czasie namowic nas do robienia innych rzeczy niz zabawa, jedzenie i swietowanie. Swieto odbywa sie zazwyczaj z okazji Letniego Przesilenia, urodzin, wesel lub ostatniego dnia wyjatkowo udanych zniw. Zawsze rozpoczyna sie w samo poludnie, a konczy o swicie dnia nastepnego. Swietujemy zazwyczaj wlasnie tutaj, na wzgorzu Cookhill, gdzie na ta specjalna okazje otwierane jest Pole Zabaw. Powodem tego Swieta jest wyjatkowa obfitosc marchewek ktora raczyla obdarzyc nas Esmeralda w tym roku. Cieszymy sie ze wzgorze odwiedzilo tylu znamienitych gosci, przedstawicieli roznych ras, stowarzyszen i organizacji, ktorych ciekawosc przyciagnela nawet z Mahakamu, czy Gor Sinych. Jednak frekwencja w stosunku do poprzednich swiat jest wyjatkowo niska, nie przeszkadza nam to jednak jak widac w dobrej zabawie i swietowaniu." Wielkim zainteresowaniem cieszyly sie trunki: Sniegi Karaz a Karak, Mizerykordia, czy Mlot Sigmara. Do tego wspomniane wyzej nalesniki, oraz nieskonczone ilosci ciastek, paczkow, babeczek, rurek z kremem i torcikow. Pan Vookash, bard Zgromadzenia, uraczyl nas kilkoma wierszami, glownie o tematyce dotyczacej halflinskiej spolecznosci, jedzenia i zabawy, oraz na specjalne zyczenie jednego z gosci, o elfkach. Przy ogromnym ognisku bardziej zmeczeni raczyli sie rozmowa, a ci, ktorzy mieli jeszcze energie wykorzystali ja na gonitwe po wzgorzu i szukaniu ukrytych przez pana Vookasha karmelkow, za ktore szczesliwy znalazca dostal nagrode. Jak wiadomo, przy dobrej zabawie czas szybko mija, a mi niestety nie dane bylo pozostac do konca. Ksiezyc swiecil jasno na niebie kiedy z zalem zegnalam sie ze wszystkimi i dziekowalam za wspolne biesiadowanie. Wracajac z plecakiem pelnym halflinskich pysznosci (zabranymi dla Kolegow ze Stowarzyszenia) mialam nadzieje, ze szybko nadarzy sie kolejna okazja do tak hucznego swietowania. Ja tam bylam, miod i mleko z nimi pilam, a co widzialam, to opisalam Rigel de Reyer > Zatytulowano: Nie taki karczmarz straszny. . . Nie taki karczmarz straszny, czyli gdzie najlepiej zjesc i wypoczac Gdy mroz przyozdobil w piekne wzory okno mojego mieszkania, a chlodny wicher co i rusz stukal okiennica postanowilem wyruszyc - tym razem nie w poszukiwaniu przygod, lecz w celu opisania kilku moim zdaniem najlepszych i najpopularniejszych karczm w Ishtar. Otulilem sie ciasno kabatem i wyruszylem przez osniezone przelecze i trakty, aby ocenic nie tylko je- dzenie i trunki, lecz rowniez wystroj oraz klimat, ktory przyciaga do danego miejsca podroznych. Daevon - Tawerna 'Pod Papugami' Gdy tylko wszedlem do daevonskiej karczmy, juz z progu przy- witaly mnie kleby popielatego dymu, ktore starannie maskowaly otaczajacy mnie wystroj oberzy. Jednak od razu z jednego z katow dobiegly mnie glosne skrzeki kolorowej papugi oraz ciche dzwieki mandoliny, ktorej struny wciaz z ogromnym uczu- ciem szarpal Tsches Nemen. Tawerna 'Pod Papugami' jest miejs- cem spotkan tak marynarzy, jak i kupcow, ktorym polmrok pomieszczenia sprzyja doskonale w prowadzeniu ciemnych inte- resow i szachrowaniu zlotem. Wydawaloby sie, ze tlumnie przybyle do karczmy 'wilki morskie', od ktorych wciaz bil slony zapach morza szukaja okazji do mordobicia, jednak ci jedynie pragna wypoczac przy akompaniamencie szant i ballad opiewajacych losy majestatycznych statkow i bohaterow. W obe- rzy tej nie ma moze zbyt wyszukanego menu, jednak klimat i atmosfera, ktora panuje tutaj dzieki umiejetnosciom barda oraz jego papugi sa jedyne w swoim rodzaju. Trakt Tridam-Yspadem - Oberza 'Pod Zadumanym Smokiem' Drewniany budynek oberzy oraz szyld z napisem 'Pod Zadumanym Smokiem' przyciaga podroznych pragnacych tu spedzic tak mile chwile, jak i tych ktorzy podazaja traktem z Yspadem do Tridam badz Ard Carraigh. W przeciwienstwie do fasady karczmy wnetrze zostalo urzadzone bardzo gustownie, jednak ono rowniez nie jest najwieksza zaleta tego miejsca. Aby wykorzy- stac calkowicie mozliwosci oberzy nalezy udac sie kretymi schodami na gore - juz przy ostatnich stopniach smugi cieplej pary skraplaja sie na twarzy, a oczom ukazuje sie widok smuk- lej elfki kapiacej sie w obszarnej balii wypelnionej goraca woda. Pomieszczenie z poczatku razi swym surowym wystrojem, jednak ogromna balia, mogaca pomiescic az cztery osoby, jest pelna wody, ktora zwodzi aromatem pachnidel. Dodatkiem do widoku przejrzystej tafli moga byc zroznicowane potrawy po- czawszy od jagnieciny, poprzez wegorze, a skonczywszy na nietypowo przyrzadzonych rakach. Aedirn - Zajazd 'Pod Czarnym Jednorozcem' Juz z daleka przywital mnie szyld zajazdu 'Pod Czarnym Jedno- rozcem', ktory wzial swa nazwe od obrazu, ktory nadaje temu miejscu nietypowa atmosfere. Sporych rozmiarow izba jest przyozdobiona niewielkim kominkiem, w ktorym ogniki wesolo tancza i pelzaja tworzac co i rusz nowe ksztalty cieni. Dzieki niemu podroznik moze sie smialo ogrzac, jesli na dwo- rze panuje tak sroga zima jak podczas mojej podrozy a mijane jeziora sa calkowicie pokryte lodem. Gospode ta mija wielu wedrowcow, tak wojownikow jak i kupcow, wiec czesto mozemy uslyszec wiesci z dalekiego swiata dotyczace moznowladcow czy czarodziejow, badz po prostu zaopatrzyc sie w jeden z nieco- dziennych przedmiotow, ktory zachwalaja wedrowni handlarze. W nocy miast spac w jednym z wygodnych lozek, mozemy sie udac na taras, aby podziwiac rowniny skapane w blasku ksiezy- ca oraz smukle wiezyczki i baszty tych blizej polozonych miast. Twierdza Mons Arx - Karczma 'Pod Diamentowym Pylem' Przemierzajac pokryte bialym puchem kotliny oraz wspinajac sie po osniezonych gorskich grzbietach wreszcie dotarlem do wrot Twierdzy Mons Arx. Juz od progu karczmy 'Pod Diamentowym Pylem' przywitaly mnie brodate krasnoludzkie twarze gornikow skryte za czarna warstwa pylu oraz glosne okrzyki tych graja- cych w wista. Oberza jest bardzo obszerna, wybor pokoi, w ktorych mozna wypoczac jest przeogromny - mozna przebierac w rozmiarach i ksztaltach. Calosci dopelnia wybor roznorodn- ych miodow pitnych, przez lata dojrzewajacych w piwnicach pod karczma, ktore mozna zamowic na miejscu badz kupic dla znajo- mych w beczulce. Pewnym jest, ze kazdy kto odwazy zapuscic sie az tutaj, znajdzie dla siebie miejsce, czy to chciwy kupiec, ktory wlasnie przegral caly swoj dobytek, czy tez gnom chcacy w spokoju pomyslec nad swoimi projektami. Gnomie Miasto - Gnomia Gospoda Gnomia Gospoda - miejsce spotkan gnomich wynalazcow, naukow- cow, lecz nie tylko. To wlasnie tutaj, przy szklaneczce de- stylatu, osobnicy o nieprzecietnej inteligencji dokonuja przelomowych odkryc, jednak oprocz alkoholu zapracowani kons- truktorzy i technicy czesto korzystaja z dobrodziejstw kawy. Przy scianie karczmy znajduje sie jeden z najbardziej zaa- wansowanych gnomich wynalazkow - 'Jednoreki Ogr'. Dzieki gry na nim podroznicy moga sie zrelaksowac i odprezyc, zapom- niec o codziennych problemach i rozterkach. W towarzystwie Jull i Tarka zapewne nie bedzie dane nikomu sie nudzic, wszak slyna oni z nietypowego gnomiego poczucia humoru, lecz jesli jednak zdecydowalibysmy sie na chwile odpoczynku, mozemy udac sie na tyl gospody, aby ulozyc sie wygodnie na sofie. Tam tez towarzyszyc nam beda tylko wesolo trzaskajacy kominek oraz nasze wlasne mysli. Piana - Barka 'W Brzuchu Krakena' Ogromna barka budzi groze swoja nazwa 'W Brzuchu Krakena', jednak wystroj i barwy wnetrza pokazaly mi, ze nazwa ta do- skonale pasuje do tej gospody. Bladorozowy kolor oraz przy- pominajace zebra pionowe pasy obrazuja brzuch mitycznego potwora. Przegladajac menu mozemy natrafic na roznorodne owoce morza takie jak malze czy krewetki, a do popicia mamy doskonale mahakamskie piwo. Osoby, ktore stronia od alkoholu beda musialy zadowolic sie ziolowa herbate oraz monotonnym kolysaniem starej barki. To jest wlasnie jeden z czynnikow wplywajacych na popularnosc tej karczmy - zamiast na ladzie, jest jedyna tawerna znajdujaca sie na wodach rzeki, obecnie przybrzezna tafla skuta jest lodem, jednak w lecie nawet naj- mniejszy wrzucony kamyk marszczy jej powierzchnie. Oprocz orginalnego wygladu do karczmy podroznych przyciaga rowniez zapach smazonych ryb, ktore podawane sa prostu z polowu, z sieci zarzuconych na wodach Pontaru. Oxenfurt - Herbaciarnia 'Herbaty Swiata' W nocy wraz ze studentami oxenfurckiej Akademii odwiedzilem wiele hucznych przyjec oraz zabaw, jednak w zadnym z miejsc nie panowala taka atmosfera jak w malej herbaciarni. Wydawalo mi sie, ze cala waska uliczka przed kamienica przesiaknela wrecz zapachem malinowej herbaty oraz delikatnym aromatem ka- wy. Po przekroczeniu progu wkroczylem do niewielkiego pomie- szczenia wypelnionego zapachem jablek i cynamonu, ktory na- plywal od strony pieca, gdzie byla na biezaco pieczona szar- lotka. Przytulna atmosfere temu miejscu nadaja obrazy przed- stawiajace sielankowe sceny oraz dwa kawiarniane stoliki, obok ktorych trzeba przejsc, aby dostac sie do schodow. Na gorze herbaciarni panna Notlip urzadzila niewielki, wlasciwie wbudowany w dach taras, na ktory wchodzenia nie polecam w zimie z powodu przerazliwego chlodu, jaki tam panuje. Zerrikania - Karczma w Val'kare Moja nadzieja, ze zimowe slonce bedzie troche mniej srogie na pustyni okazala sie byc plonna. Piasek wydm tak samo jak zaw- sze parzyl stopy, a burze przyprawialy o zawroty glowy, jed- nakze bylo warto kluczyc przy pomocy kompasu - celem mojej podrozy byla karczma w Val'kare, miescie skrytym posrodku zerrikanskiej pustyni. Miasto to jest pelne wlasnych tradycji i obyczajow, ktore to wlasnie przyciagaja podroznych z dale- kich krain. W strone gospody doprowadzil mnie cichy szelest lisci, gdyz na podworzu zajazdu rosnie jedyne w miescie, pra- dawne drzewo oraz miarowe odglosy tamburyna, w rytm ktorych tancerka potrafi zauroczyc kazdego kunsztem ruchow swego gib- kiego ciala. Po srodku surowego wnetrza ulozone sa maty, na ktorych strudzony wedrowiec moze usiasc, aby pozywic sie przed dalsza droga ktoras z egzotycznych potraw, badz napic sie bezcennej wody. Jedzenie nie zawsze wyglada zachecajaco, jednak wiekszosc potraw jest naprawde doskonala, a ich smaku dopelniaja nieznane w innych zakatkach swiata wyszukane przy- prawy. Kazdy obiezyswiat powinien chociaz raz w zyciu usiasc w tej karczmie, aby delektowac sie smazonym ogonem skorpiona oraz cieszyc oczy widokiem pieknej zerrikanskiej dziewczyny, ktora wykonuje swoj dziki taniec. Tutaj tez konczy sie moja wyprawa - podczas powrotu traktem do Gnomiego Miasta moge dostrzec pierwsze kwiaty probujace sie przebic przez biala pierzyna. Powyzsze zestawienie tawern ukazuje te moim zdaniem najbardziej godne uwagi karczmy na terenie calego Ishtar. Pozostaje mi tylko zyczyc szerokiej drogi podroznym, ktorzy pragna udac sie w te miejsca, ktore polecilem! *** Aznar