Dlugo wyczekiwany powrot
o-----------------------------------------------------------------------------o | Data wydania: trzydziesty dzien pory Yule | | | | | | /)_(\ | | ______( 0 0 )______ | | /_/_/_/\` ' `/\_\_\_\ | | )'_'( | | ____.""_"".____ | | P E R I O D I C U S | | | . . . . Witam wszystkich w kolejnym wydaniu Periodicusa po dlugiej przerwie. Pismo, ktore trzymasz w konczynach chwytnich, zawiera dziesiec artykulow, ktore mam nadzieje zapelnia Ci czas spedzony czy to w karczmie, czy to przy obozowym ognisku. Moim zadaniem bylo wydanie tego oto numeru i przekazanie biura Naczelnego innej osobie, ktora wedlug mnie podola temu zadaniu. Kolejne wydanie Pisma bedzie juz skladane przez Seren z Novigradu, ktora przeredagowala wiekszosc zamieszczonych w tym wydaniu tresci i przejmie funkcje Redaktora Naczelnego, a ja z nieukrywana checia powroce do pelnienia 'tylko' obowiazkow Mistrza Stowarzyszenia Gnomich Wynalazcow (do ktorego serdecznie zapraszam wszystkie mlode gnomki i gnomy, ktore przekladaja ciekawosc swiata ponad wszystko inne). Specjalne podziekowania w tym miejscu naleza sie Niesmiertelnym, ktorzy szybko zareagowali na propozycje restrukturyzacji personalnej w Redakcji. Periodicus wciaz poszukuje nowych Redaktorow, wiec jesli chcesz by Twoje imie znalazlo sie w kolejnych wydaniach - nie boj sie wyslac probki swojego talentu do osoby zajmujacej stanowisko Redaktora Naczelnego. Jako, ze pisanie wstepow nie jest moja silna strona zapraszam juz do zapoznania sie z trescia artykulow, na pewno Czytelnik dowie sie z nich wielu ciekawych rzeczy... moze nawet pozytecznych! Ulik Indagatrix, syn Verbina, Redaktor-Komisarz Periodicusa, Mistrz Stowarzyszenia Gnomich Wynalazcow W tym numerze: * Nowinki..............................................strona 1 * Cienie za monolitami.................................strona 2 * Otwarty Konkurs Piesni..............................strona 3 * Wywiad z Pulpem......................................strona 4 * Opowiesc o Pulkowniku Haernie........................strona 5 * Zyc za cos trzeba - Paczki..........................strona 6 * Kilka slow o budowie materii.........................strona 7 * Reklama Hufca........................................strona 8 * Historia, ktora chyba ma moral.......................strona 9 * Krajobraz przed Burza................................strona 10 . . . . | | | | o-----------------------------------------------------------------------------o > przeczytaj strone 1 Zatytulowano: Nowinki *-------------------------------------------------------------* | N O W I N K I | +-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-+ | | | Mieszkancy wioski Obawa wbrew nazwie sa pelni nadziei jesli | | chodzi o przyszlosc ich wioski - otworzenie polaczenia | | oceanicznego z odleglym Quenelles gwarantuje rozwoj handlu. | | | +-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-+ | | | Podrozni przemierzajacy noca wschodnie rubieze Imperium | | opowiadja o napotkaniu na traktach widoku rownie | | gorteskowego co niebezpiecznego - grupy nieumarlych | | powstala z cial halflingow. | | | +-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-+ | | | Kultu krasnoludzkie - zarowno Starego Swiata jak i Ishtar - | | przezywaja renesans. Kaplani z panteonu Bogow Krasnoludzkich| | jak i Kultu Przodkow przyjmuja nowych wiernych. Przystapic | | mozna w jednych z krasnoludzkich twierdz Gor Czarnych lub | | Mahakamu. | | | +-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-+ | | | W Gnomim Miescie pod gora Carbon wystartowal spis gnomow | | nalezacych do jednego z Wielkich Rodow. | | | +-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-+ | | | Podrozni ruszajacy w stronie wioski bobolakow w Brugge | | proszeni sa o zachowanie jeszcze wiekszej czujnosci - | | w okolicy maja miejsce czeste napady na karawany kupieckie. | | | *-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-* > przeczytaj strone 2 Zatytulowano: Cienie za monolitami CIENIE ZA MONOLITAMI Wiekszosc z Was, Szanowni Czytelnicy, slyszala juz zapewne o bardzo niepokojacym znalezisku dokonanym w Redanii. Monolity, bo o nich mowa, zawladnely ciekawoscia wielu podroznikow. Rzesza zafascynowanych odkrywcow i naukowcow ciagnie, by blizej zbadac sprawe i odkryc prawde kryjaca sie w ich cieniu. Czy jednak jest to cos, co warto wyjawic na swiatlo dzienne? Czy menhiry Daukow faktycznie mowia o przyszlosci jaka nas czeka? Czy przepowiednia Eltibalda nie jest tylko urojeniami szalenca? Zacznijmy jednak od poczatku. %%% Przeklenstwo Czarnego Slonca, przez niektorych zwane takze Mania Oblakanego Eltibalda, wywolalo sporo chaosu. Eltibald byl magiem, tworca przepowiedni o straszliwej Lilit. Wmowil on wielu zacnym obywatelom, ze dziewczynki z wysokich rodow urodzone przy blaskach Czarnego Slonca (czyt. Zacmienie Slonca) zostaly napietnowane strasznym losem. Mag ow mial taka sile przekonywania, ze spowodowany przez niego zamet doprowadzil do silnych represji, mordowania i zamykania setek dziewczat w odosobnieniach - lochach, wiezach lub pustelniach. Do tych wydarzen doprowadzilo rzekome odszyfrowanie przez czarodzieja dawnych jezykow Daukow i odczytanie ich menhirow, a takze przetlumaczenie symboli na plytach w nekropoliach Wozgorow oraz legendy i podania bobolakow. Wszystkie one mowily o tym, ze Czarne Slonce mialo objawic rychly powrot Lilit, ktora czci sie na Wschodzie pod imieniem Niya, i zaglade rasy ludzkiej. Droge dla Lilit mialo utorowac "szescdziesiat niewiast w koronach zlotych, ktore krwia wypelnia doliny rzek". Korony zlote zostaly odczytane jako szlacheckie urodzenie. Wielu uwazalo to za brednie, ale koronnym argumentem byly licznie zaobserwowane mutacje zaobserwowane wsrod rodzacych sie owego czasu dziewczynek. Czy byl to wystarczajacy dowod na dzialalnosc Ciemnej Strony Mocy? %%% Calkiem niedawno wyruszyla ekspedycja badaczy oxenfurckich, inspirowana mitami o Demonicznej Bogini. Eksperci maja nadzieje ponownie odczytac znaczenie dawno zapomnianych jezykow. Znajdujace sie w tamtejszej bibliotece teksty zrodlowe nie brzmia optymistycznie. %%% Po wielu smialkach, ktorzy zdecydowali sie ruszyc sciezka wskazywana przez monolity, znaleziono jedynie dobytek. Ciala zniknely. Nieliczni, ktorzy ponoc odszukali tajemnicze przejscie, mowia o dziw- nych rzeczach, ktore widzieli. Centrum Medycyny Umyslowej na Uniwersy- tecie w Oxenfurcie nie potwierdza tych sensacji. Niemniej ciezko uporac sie z faktem, ze wraz z szargana psychika, dzielni poszukiwacze przygod przywiezli ze soba roznego rodzaju kosztownosci i dobra. Czy warto? Eve 'Aedd > przeczytaj strone 3 Zatytulowano: Otwarty Konkurs Piesni OTWARTY KONKURS PIESNI Niechaj wiadomym wszelkiej cizbie bedzie, ize Wydzial Truwerstwa i Poezji na Uniwersytecie Oxenfurckim przy wsparciu Cechu Kupcow Novigradzkich zorganizowac zamierza Otwarty Konkurs Piesni, w ktorym to w szranki stanac moga tako zawodowcy, ktorych imiona po dworach znane szeroko, jak i amatorzy, ktorzy to kroki swoje pierwsze na sciezkach Pani Weny czynia. Walczyc na slowa beda owi w trzech kategoriach, ktore brzmia nastepujaco: - Kategoria Piesni Milosnej - dla tych, czyje serca plomien uczyc zajmuje - Kategoria Piesni Humorystycznej - ktora to cizbe rozbawi wielce i do smiechu doprowadzi - Kategoria Piesni Pochwalnej - czyli takiej, ktora opiewa Stowarzyszenie nazira miejsce, z ktorego pochodzi. Nagrody, o jakie toczyc sie bedzie potyczka, to: - Za najlepsza piesn w kazdej z trzech kategorii zwyciezcy otrzymaja po 15 mithrylowych monet - Zostanie takoz wyloniona jedna nagroda publicznosci, ktorej ulubieniec 5 mithrylowymi monetami uhonorowany bedzie - Najlepszy posrod amatorow przyjety bedzie bez egzaminu na Wydzial Truwestwa i Poezji Uniwersytetu Oxenfurckiego Zgloszenia do konkursu nadeslane byc musza do 23 lutownika wedle gnomow, po ktorym to dniu zgloszenia nie beda juz uwzgledniane. W zgloszeniu podac nalezy miano swe, kategorie jedna, dwie albo trzy, w ktorych chec do startu sie przejawia, oraz tytuly tyluz utworow, wedle wybranych kategowrii. Pod rozwage wziac nalezy, ize utwor zbyt dlugim byc nie moze, by sluchaczy nie zanudzic i innym dac szanse wystapic, a zatem wykonanie piesni nie moze przekroczyc czterech gnomich minut. Zgloszenia takowe uprasza sie wysylac do Radnych Wydzialu Truwerstwa i Poezji w osobach: - Hasandara z Lasu Loren - Luana Fiori - Boldegar Proudfoot +---------------------------------------------------------------+ | Glownym sponsorem nagrod jest spolka Straedewoed & Redemond | +---------------------------------------------------------------+ ********************************************************** * * * KONKURS ODBEDZIE SIE DNIA 03 MARCOWNIKA W RINDE * * * ********************************************************** ** ** *** *** *** *** *** SERDECZNIE ZAPRASZAMY! *** ** ** > przeczytaj strone 4 Zatytulowano: Wywiad z Pulpem +-----------------------------------------------------------------------------+ | | | Nie taki ogr straszny, czyli do Gor Szarych wycieczka | | | | | | Ktos moglby zapytac, dlaczego akurat one - ogry z Gor Szarych, ktorych | | sposob zachowania i zwyczaje dalece odbiegaja od ogolnie przyjetych | | i akceptowanych wzorcow. Lecz... czy naprawde az tak dalece? Mialem okazje | | zamienic kilka slow z przywodca Ogrow z Gor Szarych, poznac blizej ich | | zwyczaje, historie i miejsce, w ktorym zyja. I rzec musze, iz czas tam | | spedzony byl jednym z ciekawszych od bardzo, bardzo dawna. | | Postaram sie - za zgoda Herszta Kompanii - opisac Wam, Drodzy Czytelnicy, | | te jakze ciekawe istoty. | | | | Musze jednak dodac, ze zrozumienie mowy ogrow jest zadaniem skomplikowanym, | | wiec jako utalentowany jezykoznawca przedstawie Panstwu slowa Herszta | | przetlumaczone na Wspolna Mowe. | | | | Historia ich przybycia jest owiana legenda, ale wiadomo ze ogry nie sa | | budowniczymi - podrozujac, jedzac i walczac gdzie sie dalo, trafili na | | zamek, w ktorym obecnie zyja i po prostu - prawem silnejszego - zajeli go. | | Trzeba zrozumiec, ze ich zycie obraca sie wokol walki i jedzenia - te dwie | | rzeczy przedkladaja nad wszystko inne. | | ( U - Umbar, P - Herszt Pulp ) | | | | U.-Przed chwila widzialem jak jeden z Was zjadl trzy wielkie udzce na raz! | | P.-Moze nie byl glodny, ze tylko trzy. | | | | U.-Jak duzo mieszka Was w zamku? | | P.-Nie za duzo, w sam raz. Co jakis czas wystrzeliwujemy najslabszego ogra | | z katapulty, zeby nie spowalnial stada. Leci sobie w gory - jesli | | ladowniczy dobrze go zaladuje, to jest szansa, ze przezyje. Ale to sie | | raczej nie zdarza. | | U.-Bycie Hersztem to przywileje ale i obowiazki, czyz nie? | | P.-Z wielka maczuga idzie w parze wielka odpowiedzialnosc. Herszt jedynie | | dzieki swej madrosci trzyma w ryzach cale stado. Hersztem zostaje ten, | | kto ma poparcie wiekszosci stada - zas poparcie zdobywa sie maczuga. | | U.-Rozumiem. Prawo najsilniejszego. | | P.-Najmadrzejszego! | | | | U.-Ludzie Was widza jako rabusiow i lotrow. | | P.-Bzdura! To tylko pomowienia! Wszyscy w okolicy kochaja Herszta! | | U.-Mowi sie, ze napadacie na okolicznie wsie i je lupicie. | | P.-Powtorze, to pomowienia. Ludzie znosza nam daniny, prezenty, | | sami z siebie. Czasami zapominaja, fakt. Wystarczy przypomniec - puknac | | w glowke maczuga albo mlotkiem - to najskuteczniejsza metoda. Jak | | przypadek jest calkowicie beznadziejny, to Herszt sam odbiera nagrode - | | bo w swej madrosci Herszt wie, ze ktos chcial dac konkretna rzecz, tylko | | ze nie mogl sobie o tym przypomniec! | | | | U.-Jak to jest z animozjami odnosnie innych stowarzyszen? | | Mowi sie, ze nikt nie darzy Was specjalna sympatia. | | P.-Pewnie dlatego, ze ludzie sa dosyc smaczni. Bo widzicie, gotowanie to | | strata czasu, najlepsze jest swieze jedzenie. Czasami zdarza sie kogos | | z ludzi po prostu zjesc, a potem chowaja do nas uraze - bo urazic ich | | jest bardzo latwo. Stad wynikaja wszelkie problemy. Natura nie wybiera. | | Prawda jest taka, ze powtarza sie nieprawde, a potem kazdy mysli, ze | | to prawda. A to nieprawda. | | | | U.-Co byscie chcieli przekazac naszym Czytelnikom? | | P.-Ze prenumerata nie dociera. Przestala, a u nas caly zamek by czytal. | | Kazdy z nas zna swoja czesc liter i czytamy zawsze razem. | | U.-Stanowicie zatem wzajemnie uzupelniajaca sie calosc! Niesamowite! | | Prawie jak nasze Wydzialy! | | P.-To Wasze Wydzialy sa prawie jak my, prosze nie przeinaczac. | | I prawde pisac w tym Waszym Periodicusie! Ugh! | | | +-----------------------------------------------------------------------------+ > przeczytaj strone 5 Zatytulowano: Opowiesc o Pulkowniku Haernie O P O W I E S C O P U L K O W N I K U H A E R N I E Byc moze ta historia nie bedzie w pelni zgodna z zaistnialymi faktami. Byc moze wyda sie Czytelnikowi zupelnie nieciekawa, banalna lub nieprawdopodobna. Ja jednak spisuje ja na podstawie, przyznam sie, dosc szczatkowych informacji, a mianowicie slow kilku roznych osob i odczuc, jakie udalo mi sie wyczytac z ich twarzy podczas rozmowy. To niewiele, lecz na tyle duzo, bym zaczela zalowac, ze nie mialam nigdy okazji spotkac Pulkownika Haerna. Mam nadzieje, ze nieznajacy go Czytelnik poczuje mniej wiecej to samo, a znajacy, no coz... ze nie wykrzyknie, iz wypisuje jakies okropniaste bzdury. Historia zaczyna sie w dosc typowej jak na krasnoludzka, tradycyjnej rodzinie w Twierdzy pod Gora Carbon, gdzie Pulkownik za mlodu - nie wiedzac jeszcze, ze kiedykolwiek zajmie to zaszczytne stanowisko - dowiadywal sie jak zbudowany jest swiat, ksztaltowal swoj charakter i dorastal. Dorastal w duchu milosci do ojczyzny, checi i swiadomosci potrzeby jej obrony, zwanych w skrocie patriotyzmem. Jego spojrzenie na rzeczywistosc w znacznym stopniu uformowalo sie pod wplywem opowiesci ojca - weterana niepelnosprawnego na skutek bitwy pod Brenna - i po czesci jego dawnych znajomych z wojska, z ktorymi nieraz sie jeszcze spotykal. Rzadko wprawdzie, bo ktoz mialby ochote co dzien od nowa przypominac sobie okropnosci wojny. A moze wcale nie taki byl powod? Przeciez zaden z nich i tak nie potrafil zapomniec. Co prawda nie budzili sie w nocy z krzykiem, nie drzeli o swoje zycie, ale zobojetnieli, wyzbyli sie czesci emocji, a w ich oczach zamiast mlodzienczej radosci zagoscil zupelnie niesamowity blask. Tak wojna zmieniala niemal wszystkich, taki tez stal sie kiedys Pulkownik Haern. Dojdziemy i do tego. W mlodosci duzo trenowal i na przerozne sposoby staral sie dazyc do doskonalosci. Bardzo nie chcial rozczarowac czy przyniesc wstydu swojemu ojcu, wiedzac, a raczej majac mgliste pojecie przez co tamten przeszedl. Nie zwykl sie wywyzszac. Mial wprawdzie swiadomosc swoich atutow, umial je wykorzystac w zyciu i w walce, ale ciagle uwazal, ze to zbyt malo, zbyt daleko do idealu i podobnie daleko do swojego ojca umieszczonego na piedestale calkiem bliziutko tegoz. W koncu ojciec uznal go za godnego zaszczytu i wyslal do Hufca. Nawiasem mowiac, niemal wszystkie jego zyciowe decyzje zostaly niejako wymuszone przez sytuacje i otoczenie. Haern strescil historie swojego zycia, juz wtedy dosyc interesujaca. Opisal swoje nieprzerwane i w pewnym sensie beznadziejne dazenie do doskonalosci, przynoszace jednak spore rezultaty. Wyjasnil, jaki wplyw mial na niego ojciec, na ktorego bardzo podobnie oddzialywal jego ojciec. Pomiedzy wierszami wyrazil przekonanie, ze obrona Mahakamu przyniesie mu szczescie i spelnienie. Byl mlody, silny, oddany i mial glowe pelna idealow. Szybko zostal przyjety, wkrotce potem zaczal awansowac. W tym miejscu opowiesc na chwile staje sie trywialna, a mnie nie pozostaje nic innego, jak wychwalanie przymiotow ciala i ducha Pulkownika Haerna wraz z komentarzem, do czego doprowadzily. Dzieki spokojowi, rozsadkowi, odpowiedzialnosci i swietnemu poczuciu humoru Haern stal sie w Hufcu lubiany i zyskal posluch. Mestwo w boju, poswiecenie oraz umiejetnosc przedkladania dobra wspolnego nad swoje wlasne zaowocowaly wreszcie objeciem przez niego stanowiska Pulkownika, ktore piastowal z nalezna mu atencja i rozwaga. Nigdy i dla nikogo nie byl tak surowy jak dla samego siebie. Rekrutow traktowal z pewna doza powsciagliwosci, choc uprzejmie. Upewnial sie, ze kazdy z nich ma dosc sily i rozumu, aby podczas jakiejs bitwy nie stanowic nadmiernego zagrozenia dla reszty zolnierzy. Piechurem mogl zostac tylko ten, kto udowodnil Pulkownikowi swoja przydatnosc, posluszenstwo, szczere intencje, jak tez zdolnosc i gotowosc do sluzby, o ile w ogole mozna mowic o byciu przygotowanym na zobaczenie swoich przyjaciol z odrabana glowa lub rozprutym brzuchem, co przeciez na wojnie nie zdarza sie wcale tak rzadko. Nazwijmy to wiec wzgledna gotowoscia, czy tez gotowoscia na niektore aspekty i idzmy z nasza historia dalej. Jak powszechnie wiadomo, z wielka wladza wiaze sie zwykle jeszcze wieksza odpowiedzialnosc. Pulkownik Haern, jak chyba kazdy dowodca w historii, zarowno tej znanej, jak i takiej, ktorej nie jestesmy swiadomi, musial nieraz prowadzic swych zolnierzy na smierc. Nie robil tego z radoscia. Jako naprawde dobry strateg wygral wiele bitew, wielokrotnie powstrzymujac odmiencow najezdzajacych Mahakam. Uratowal mnostwo istnien, ale z czasem coraz rzadziej cieszyl sie i swietowal z reszta zolnierzy po zakonczonym sukcesem starciu. Zaczal myslec o tym, co bedzie dalej, a nawet, o zgrozo, dokad to wszystko prowadzi. Wbrew temu, co sadzilby w mlodosci, nie czul sie w pelni szczesliwy. Zauwazyl, ze tak naprawde nie jest w stanie nic zmienic. Powolutku, stopniowo obojetnial. Tracil czesc dawnego optymizmu i stawal sie bardzo podobny do ojca. Idealy idealami, ale rzeczywistosc czesto podaza zupelnie inna, znacznie bardziej kreta i wyboista sciezka. Czytelnik ma teraz prawo poczuc sie rozczarowany, a nawet sie na mnie oburzyc. Jednak wojna tak zwykle wyglada. Po obu stronach pojawiaja sie ofiary, rzadko ktos moze czuc sie prawdziwie wygrany. Po latach dzielnej, wiernej sluzby Haern byl juz tylko zmeczony. W rezultacie oddal stanowisko Pulkownika. Nie mozna miec do niego pretensji. Zrobil dla Mahakamu bardzo wiele i przekazal zolnierzom tyle swojej wiedzy, ile tylko zdolal. Widzial w swoim zyciu wszystko, co bylo do zobaczenia. Momentami decydowal nawet o losach swiata. Teraz byl juz tylko zmeczony, pozbawiony zapalu i woli walki. Kilka dni przed tajemniczym zniknieciem jakby na powrot poweselal. Podejrzewam, ze wiedzial juz, co nastapi. My mozemy sie tego tylko domyslac. Faktem jest, ze w srodku nocy niebo nagle rozblyslo, a osoby z otoczenia Pulkownika zdaly sobie sprawe z jego obecnosci, mimo ze fizycznie nie bylo go w poblizu. Do niektorych podobno przyszedl we snie, z usmiechem informujac, ze Przodkowie go wysluchali i od tej pory bedzie spogladal na sprawy z innej perspektywy. Konczac opowiesc, chcialabym jeszcze przypomniec, ze to jedynie wizja artystyczna, co oznacza, ze wydarzenia mogly w istocie przebiegac nieco inaczej. Pragne takze przeprosic Pulkownika Haerna za - dosc publiczne jednak - rozbieranie jego duszy na czesci pierwsze. > przeczytaj strone 6 Zatytulowano: Zyc za cos trzeba - Paczki To ze monety szczescia nie daja wiedza nieliczni. To ze zakupy juz tak, wie duza czesc spoleczenstwa. To ze zyc za cos trzeba, wiedza wszyscy. Zapraszamy do serii artykulow o sposobach zarobkowania. --- PACZKI --- Krok Pierwszy - Znajdz poczte. Odnalezienie poczty nie powinno sprawic trudnosci nawet niedowidzacemu starcowi. Kazdy przechodzien w miescie czy tez niewielkiej osadzie wie dokonale gdzie owa instytucja sie znajduje. Najlepszym sposobem jest podazanie za goncami, ktorzy w takich instytucjach pracuja - rozpoznac ich mozna po umiesnionych lydkach i wiszacym jezyku, kiedy biegaja wte i wewte z przesylkami. Mnemotechnika: Biegamy za jezykami Krok Drugi - Poznajmy sie W kazdym miescie, osadzie czy wiosce sa osoby, ktore sa bardziej znane niz inne. Kowale, sprzedawcy czy wytworcy dobr wszelakich - wystarczy czasem stanac na rynku i krzyknac: Jozwa! - by pol wioski odkrzyknelo: W kuzni!... Takie osoby warto znac, najlepiej z imienia. Amatorom mocniejszych wrazen polecamy bardziej bezposrednie sposoby zapoznawania sie - szczegolnie jesli o Jozwe chodzi. Mnemotechnika: Niejednemu psu na imie Burek Krok Trzeci - Pracownik poczty prawde ci powie Na kazdej poczcie ktos pracuje, sa tam tez tablice z ogloszeniami o tym kto czeka na paczke. Pracownik nie jest tablica. Zawsze mozemy zapytac go o paczki. Zapewne kaze nam zerknac na tablice. Mozna zapytac znowu i znowu, ale po kolejnym razie polecamy jednak zerknac na tablice. Bedzie to szybsze. I mniej bolesne (niektorzy pracujacy na poczcie maja duzo ciezkich dni i naprawde malo cierpliwosci). Mnemotechnika: Pracownik poczty nie gryzie Ps. Naprawde! Ps2. Nie dotyczy tych ktorzy gryza Ps3. Autorka przez wzglad na wlasne bezpieczenstwo nie wymieni tych ktorzy to robia Krok Czwarty - Podaj swoj numerek Jesli zauwazylismy na liscie oczekujacych kogos, kto jest nam znany - patrz krok drugi - mozemy byc na tyle uprzejmi, zeby dostarczyc mu przesylke. Zapewne dostaniemy za to wynagrodzenie. Jak wysokie mozemy sprawdzic na tablicy lub u pracownika poczty. Jednak polecamy tablice - patrz krok trzeci. Jesli zdecydujemy sie na jakas przesylke wybieramy ja sposrod wszystkich czekajacych na doreczenie. Najlatwiej to uczynic wiedzac jaki numerek ma dana przesylka. UWAGA! Numerki lubia sie zmieniac! Sprawdzajmy tablice! Mnemotechnika: Liczby to podstawa Krok Piaty - Do rak wlasnych Po tym jak przebrnelismy przez wszystkie potrzebne kroki, powinnismy stac z paczka w rekach. Jesli tak sie nie stalo cos zrobilismy zle. Trzeba sie cofnac do kroku pierwszego. Naprawde! Jak juz uda nam sie wypelnic wszystkie punkty poprawnie pozostaje tylko dostarczyc paczke wskazanej osobie. Do rak wlasnych! Matka, babka czy kolega z dziecinstwa nie zwroca nam kosztow. Nie wierzmy w ich zapewnienia. Zabiora paczke z cenna zawartoscia i tyle ich zobaczymy. Odbiorca paczki tez. Odbiorca paczki bedzie niezadowolony. Pracownik poczty takze. Ich niezadowolenie odbije sie na nas. To niemile kiedy niezadowolenie innych odbija sie na nas. Doslownie! Mnemotechnika: Nie wierzmy innym Sytuacje szczegolne - Nieobecnosc odbiorcy Zdazy sie czasem tak, ze mimo prob odbiorca z jakichs przyczyn bedzie nieosiagalny. Zazwyczaj wiaze sie to z wyjsciem na piwo, na zakupy, do lazni, na pole i wiele innych. Mozemy czekac. Mozemy czekac dlugo. Mozemy sie nie doczekac. W takiej sytuacji paczke mozna zwrocic. Pracownik poczty bedzie rozczarowany. Rozczarowanie nie jest stanem w jakim chcielibysmy widziec naszego pracodawce. Mnemotechnika: Unikajmy rozczarowan - Paczki pilne Niektore paczki sa bardzo pilne. Oznacza to, iz za ich dostarczenie dostaniemy wiecej monet, ale na ich dostarczenie mamy mniej czasu. Wiecej monet brzmi zachecajaco. Mniej czasu mniej. Niedostarczenie na czas brzmi jak mniej monet. Mniej monet brzmi gorzej niz wiecej. Mnemotechnika: Szybki numerek musi byc naprawde szybki - Paczki ciezkie Niektore paczki sa ciezkie. Ciezkie oznacza naprawde ciezkie. Nie bedzie to zapewne szafa, ale duzy, pelen ciezkich kamieni worek i owszem. Worek z kamieniami wazy. Dzwiganie ciezarow meczy. Dzwiganie ciezarow, gdy sie spieszymy meczy w dwojnasob. Mnemotechnika: Spieszmy sie powoli Reputacja Reputacja to rzecz wazna. Im lepiej nas oceniaja tym wiecej mozemy. Im wiecej mozemy tym wiecej zarabiamy. Im wiecej zarabiamy tym jest lepiej. Niewypelnianie obowiazkow na pewno nie jest mile widziane, sprawianie iz pracodawca czuje sie rozczarowany rowniez. Niepokazywanie sie w pracy tez. Niewazne dlaczego. Mnemotechnika: Jak cie widza tak cie pisza. --- X X X --- Spisala i opatrzyla komentarzem Nazira Drwydd'anilwch > przeczytaj strone 7 Zatytulowano: Kilka slow o budowie materii KILKA SLOW O BUDOWIE MATERII Od zamierzchlych czasow badacze i filozofowie zastanawiali sie nad prawidlami i zasadami, wedlug ktorych zbudowany jest swiat wraz z wszystkim co na nim istnieje, a wiec rzeczami i roslinami, ale rowniez zwierzetami oraz istotami rozumnymi. Caly ten temat jest niewatpliwie trudny, poniewaz nie mozna przeprowadzic zadnych bezposrednich eksperymentow w celu potwierdzenia lub obalenia ktorejs z teorii. Na przyklad rozwazajac wystepowanie lawendy na swiecie wystarczy pospacerowac sobie po traktach, bagnach, miastach, lasach, gorach, lakach i polach oraz zanotowac liczbe ziol odnaleziona w kazdym z tych miejsc. To proste badanie zupelnie nie wymaga interpretacji uzyskanych wynikow. Natychmiast dostajemy liczby i to wlasnie o nie nam chodzilo. Z naszym dzisiejszym tematem jest dokladnie przeciwnie. Zdecydowana wiekszosc powstalych teorii wziela sie z codziennego obserwowania swiata. Bez uzycia zadnych przyrzadow, bez planu, bez notatek. Po prostu po glebokim przemysleniu zwyczajnych faktow, jakie sa nam wszystkim znane przez samo zycie w tym swiecie, ktos wysnul swoja teorie, ktorych zreszta narodzilo sie juz bardzo wiele. Niektore z nich wydaja sie calkiem rozsadne i maja sporo sensu, inne nieco mniej. Ustalmy teraz, ze substancja nazywac bedziemy w miare jednolita mase, w ktorej nie widac zadnych elementow. Tak wiec wedlug powyzszej definicji czekoladowe ciastko byloby substancja, ale babeczka z rodzynkami juz nie. (Skladalaby sie ona z dwoch osobnych substancji - rodzynek i babeczki.) Ta, moze nieco naiwna, definicja bedzie nam potrzebna pozniej. Na poczatek powiedzmy sobie, skad w ogole wzial sie pomysl, ze wszystko wokol jest zbudowane z czegos innego niz sie pozornie wydaje, to znaczy z jakichs malutkich, podstawowych czy tez elementarnych skladnikow. Przeciez patrzac na jakakolwiek substancje wcale tego nie widzimy, podobnie jak w prawidlowo i estetycznie wykonanym wynalazku, gdzie na pierwszy rzut oka nie mozna dostrzec jego czesci skladowych! Otoz wyobrazmy sobie wode. Wlana do naczynia wydaje sie byc jedna spojna czescia, lecz rownie dobrze mozna ja wlac do dwoch naczyn albo i do trzech. Te sama ilosc wody mozna nawet rozlac do tak wielu naczyn, ze wydawaloby sie to niemal nieskonczona ich liczba. Co wiecej woda wciska sie w najwezsza chocby rurke i pozwala sie rozsmarowac na dloni tak cienka warstwa, ze niemal jej nie widac, a mimo to dlon wydaje sie mokra. Wszystko to oznacza, ze woda sklada sie z tak malutkich drobinek, ze ich rozmiaru nie jestesmy sobie nawet w stanie wyobrazic, prawda? Otoz jeszcze nie do konca. Istnieje bowiem druga ewentualnosc. Prawdopodobne wydaje sie rowniez, ze woda jest ciagla w matematycznym sensie i da sie ja podzielic na dowolna ilosc czesci (byc moze nawet nieskonczona) o rozmiarach dajacych sie wyrazic liczbami nazywanymi przez matematykow rzeczywistymi. Wezmy wiec jakis inny argument przemawiajacy za elementowa budowa materii. Rozwazmy na przyklad to, jak pewne substancje potrafia sie w poki co dosc tajemniczy sposob zamieniac w zupelnie inne. Mowa o spalaniu wszelkich rzeczy na popiol nie przypominajacy ich w najmniejszym stopniu, o gniciu owocow, o rozkladzie szczatkow organizmow zywych jak i o zwyczajnym pieczeniu ciasta. Jesli rozpatrujemy kazda substancje jako zrobiona z niczego czy tez z samej siebie (to znaczy twierdzimy, ze drewno jest zrobione po prostu z drewna, pies z psa, a ciastko z ciastka), nasza teoria nie potrafi w zaden sposob wyjasnic spontanicznych zmian pewnych substancji w inne. Jezeli natomiast przyjelibysmy, ze cala roznorodna materia sklada sie z zestawu bardziej uniwersalnych elementow, obserwowana rzeczywistosc mialaby wiecej sensu. Logiczna wydawalaby sie mozliwosc przeksztalcenia czegos w cos innego, na tej samej zasadzie jak z czesci uzyskanych z rozkreconego wynalazku daloby sie skonstruowac inny. Teorii wyjasniajacych czym wlasciwie mialyby byc te 'uniwersalne elementy' jest, jak wspomnialam, sporo. Jedna z nich wymienia jako budulec swiata cztery zywioly: ogien, wode, ziemie i powietrze. Tak wiec jablko byloby zrobione czesciowo z wody (bo przeciez jest takie soczyste!), a pies miedzy innymi z ognia (bo taki cieplutki!) i tak dalej. Przyklady mozna tu mnozyc. Odmienna teoria jest budowa atomowa materii. Wedle niej wszystko sklada sie z kuleczek tak malutkich, ze wcale ich nie widac. Kuleczki (zwane fachowo atomami) moga sie ze soba laczyc w rozne skomplikowane struktury i zmieniac w ten sposob wlasciwosci tworzonej substancji. Kiedy jednak probujemy za pomoca wspolczesnych metod zweryfikowac ktoras z wysnutych teorii i dowiedziec sie czegos na temat ogolnie pojetej budowy materii, okazuje sie, ze przyrzady, ktorymi dysponujemy sa jeszcze bardzo niedoskonale. Wezmy chociazby lupy czy inne urzadzenia optyczne jakkolwiek by sie one nie zwaly. Kazde z nich powieksza tylko kilkakrotnie i wcale nie umozliwia obejrzenia jakiejs, domniemywanej przez nas, wewnetrznej struktury substancji. Natomiast przeprowadzajac posrednie eksperymenty nigdy nie mamy pewnosci, ze nasza interpretacja wynikow bedzie poprawna. Pozostaje tylko miec nadzieje, ze za kilka, moze kilkadziesiat albo nawet kilkaset lat ktos, prawdopodobnie obdarzony wybitnym umyslem, skonstruuje wynalazek powiekszajacy tak bardzo, ze dowiemy sie bez zadnych watpliwosci jak zbudowany jest swiat. Do dziela konstruktorzy! Vyera Graff von Habenix > przeczytaj strone 8 Zatytulowano: Reklama Hufca ============================================================================== ============================================================================== || || || || || || || ooooo ooooo ooooo ooo oooooooooooo ooooo oooooooooooo .oooooo. || || `888' `888' `888' `8' `888' `8 `888' `888' `8 d8P' `Y8b || || 888 888 888 8 888 888 888 888 || || 888ooooo888 888 8 888oooo8 888 888oooo8 888 || || 888 888 888 8 888 " 888 888 " 888 || || 888 888 `88. .8' 888 888 888 o `88b ooo || || o888o o888o `YbodP' o888o o888o o888ooooood8 `Y8bood8P' || || || || || || || || # || || ### || || ##### || || # || || ############# || || ## / # \ ## || || ## # ## || || # # # || || # # # || || # # # || || # # # || || #____________#____________# || || ############################# || || # ______ ______ # || || # \ / # || || ###### # (0) | | (0) # ##### || || ### # / \ # ### || || ## " ( ) " ## || || # | """ /"""""\ """" | # || || # \ """"" """" / # || || # \ /"""""\ / # || || # | | .___. # || || # \ / |OHM| # || || # \ _/ | X | # || || # ______ / \_/ # || || # #____/ / \ | # || || # / \| |__ / # || || # | \__/ | __ / # # || || # | \ / | / \ / # # || || # \_/\ / / \ / # # || || # | \___/ \_/ / \ / # # || || ####### \____/ / \ / # # || || \____/ \____/ # ######## # || || XXXX XXXX ##_ ## || || / \ / \ / \ || || .___________. / \ _____________|_| |____ || || | O/\ H/\ M | / \ | | | | | | | / || || | / / \ \ | / \ | | |_|_|_|_| / || || | \/\\ /\_| | / \ | | |_|_|_|/ / || || | \\/ | / \ | | /_/_/_/ / || || \ /\\ / / \ | | __________| |/ || || \ o/ \| / / \ | | / | | || || \_____/ / \ | | / | | || || /||||\ |_|___/ | | || || | | || || || || || || || || || || .oooooo. ooooo ooooo .oooooo. oooooooooooo || || d8P' `Y8b `888' `888' d8P' `Y8b `888' `8 || || 888 888 888 888 888 || || 888 888ooooo888 888 888oooo8 || || 888 888 888 888 888 " || || 88b ooo 888 888 `88b ooo 888 o || || `Y8bood8P' o888o o888o `Y8bood8P' o888ooooood8 || || || || || || || || .oooooo. ooooo oooooooooooo oooooooooo. ooooo oooooooooooo || || d8P' `Y8b `888' `888' `8 `888' `Y8b `888' `888' `8 || || 888 888 888 888 888 888 888 || || 888 888 888oooo8 888oooo888' 888 888oooo8 || || 888 888 888 " 888 `88b 888 888 " || || `88b ooo 888 888 o 888 .88P 888 888 o || || `Y8bood8P' o888o o888ooooood8 o888bood8P' o888o o888ooooood8 || || || || || || __ || || o _, |) _ /\_\/ _ |) _ _|_ o |) _, || || | / | |/) / \_ | |/ |/\ / \_| /|/| | |/) / | || || |/\/|_/| \/\_/ \__/ \__/| |/\_/ |_/ | |_/|/| \/\/|_/ || || (| || || || || || || ZACIAGNIJ SIE JUZ DZIS || || || || || || || ============================================================================== ============================================================================== > przeczytaj strone 9 Zatytulowano: Historia, ktora chyba ma moral HISTORIA, KTORA CHYBA MA MORAL Kiedy jeszcze mieszkalam w Tir Tochair, a nie wszedzie tam, gdzie mnie akurat nogi poniosly, w swoim calkiem malym i niezbyt reprezentacyjnym miasteczku, polozonym w zachodniej czesci masywu, mialam okazje spotkac pewna znana w regionie osobistosc. Nie uprzedzajac jednak naturalnej kolejnosci zdarzen, zaczac nalezy od tego, ze wraz z grupka znajomych znalazlam sie w karczmie o smakowitej nazwie 'Pikantna Zebatka' z zamiarem wypicia szklaneczki badz dwoch przedniego gnomiego destylatu. Jak to zwykle bywa w podobnym towarzystwie, spotkaniu towarzyszyla ozywiona dyskusja o nauce i technice, ktora zdawala sie jednak w pewnym stopniu nudzic moja siostre Mone obeznana raczej z ziolami, drzewami i zwierzetami niz jakimikolwiek konstrukcjami mechanicznymi. W momencie, gdy tlumaczylam wlasnie, dlaczego moj nowy projekt zaworu czterostanowego jest lepszy od poprzedniego i, w przeciwienstwie do niego, bedzie dzialal poprawnie, siedzaca naprzeciwko Leana sprobowala mi przerwac. Obawiajac sie, ze nie podoba jej sie moj wynalazek, zaczelam gestykulowac, probujac ja odgonic, i jeszcze glosniej przekonywac wszystkich o licznych i niewatpliwych jego zaletach. Ku mojemu zdziwieniu (i chyba takze oburzeniu), po krociutkiej chwili zniknelo jakiekolwiek zainteresowanie moja wypowiedzia. Wszyscy wpatrywali sie w cos znajdujacego sie za moimi plecami, a wiec rowniez poza polem widzenia. Jedyna osoba, ktora w ogole zwracala na mnie uwage byla Mona, uparcie i zawziecie szarpiaca mnie za rekaw. Postanowilam dac za wygrana i obejrzalam sie, by sprawdzic co moze byc wazniejsze od faktu, ze uzycie zbyt dlugich srubek grozi uszkodzeniem innych czesci i nieprawidlowym dzialaniem mechanizmu. Bez namyslu zgodzilam sie z moimi znajomymi. To rzeczywiscie bylo wazniejsze! W drzwiach karczmy stal Teofil Erpp, znany profesor, wynalazca, autor projektow oraz wielu madrych ksiazek. Leana wyciagajac sie do gory i podskakujac, by byc lepiej widoczna, zaczela zapraszac profesora do naszego stolika, usmiechajac sie przy tym zalotnie. Ten nie dal sie dlugo prosic i juz po chwili siedzial z nami. Przez chwile martwilam sie, ze sytuacja stanie sie niezreczna, nie bedziemy mieli o czym rozmawiac albo bedziemy wstydzili sie odezwac. Meska czesc towarzystwa natychmiast rozwiala moje obawy. W mgnieniu oka w czyjejs torbie znalazl sie miniaturowy sprzatacz kroczacy, wykonany dawno temu wedlug jednego z projektow profesora. Wygladal jak malutka postac o budowie nieco bardziej kanciastej niz ludzka. Zaraz tez zabawka wyladowala na srodku stolika i rozpoczela swoj niekonczacy sie marsz w poszukiwaniu paproszkow i smiecikow, ktore gdy juz znalazla, zgniatala przydeptujac plaska metalowa stopa i wrzucala do swojego plecaczka. Mona ziewnela w naprawde dyskretny sposob, po czym pociagnela srodkowy kawalek blatu odslaniajac trzy rzadki przyciskow okalajacych niewielki ekran. Zamowila kolejna szklaneczke, szybciutko wystukujac odpowiednia kolejnosc znakow, zamknela stolik i oparla brode na rekach. Po krotkiej chwili do naszego stolika podjechal po waskiej szynie wagonik, telepiac sie i podskakujac gwaltownie. Mona wrzucila do niego monety, wyjela naczynie i spokojnie powrocila do powolnego upijania sie destylatem. Reszta towarzystwa wciaz wpatrywala sie zafascynowana w spacerujace po stole urzadzonko. Profesor nie przestawal pomrukiwac z zachwytem i powtarzac 'wspaniale' oraz 'niesamowite', jakby nigdy wczesniej nie widzial czegos podobnego i jakby zupelnie nie on to wszystko obmyslil. Wkrotce wszechobecna radosc zostala jednak przerwana przez zupelnie niespodziewane wydarzenie. Na stole wyladowal mechaniczny golab z wiadomoscia. Zanim ktokolwiek zdolal zareagowac nasz maly ludzik chwycil ptaka za noge, probujac go posprzatac. Ten jednak, wyposazony w standardowy system obrony przed drapieznikami, zdzielil zabawke ciezkim metalowym skrzydlem az zwyczajnie rozpadla sie na polowy. Zniszczona nadal ani myslala puscic golebia, co wiecej jej pozbawiony obciazenia mechanizm zaczal sie obracac niebezpiecznie szybko i syczec glosno, a wskutek tego wszystkiego nagle z ptaka zaczela unosic sie struzka dymu o niezbyt przyjemnym zapachu. Sytuacja stawala sie coraz zabawniejsza, a urzadzenia coraz bardziej zniszczone. Gdy noga mechanicznego golebia zostala ostatecznie oddzielona od tulowia, banda nieco juz wstawionych konstruktorow ochoczo rzucila sie do naprawiania obu wynalazkow jednoczesnie. Wszystkie potrzebne czesci oraz narzedzia w iscie magiczny sposob odnalazly sie w naszych torbach i kieszeniach. Kazde z urzadzen zostalo pospiesznie rozebrane na czesci pierwsze i elementarne, a nastepnie na powrot zlozone z nowiutkich. Golab powstal pierwszy, natychmiast tez odbyl swoj testowy lot, lecz w ogolnym chaosie zaginela gdzies przynoszona przez niego najsampierw wiadomosc i w rezultacie nie dowiedzielismy sie, od kogo i do kogo wlasciwie przylecial. Ze sprzataczem bylo wiecej problemow. Otoz po uruchomieniu nie chcial sie zupelnie, ani na malutki kroczek, poruszyc. Mona, kierujac nieprzytomne spojrzenie gdzies w pustke za jego plecami, upomniala profesora, ze powinien byl odwrotnie wlozyc blaszke. Ten mlasnal z niezadowoleniem i odparl, ze niewatpliwie zna swoj wlasny projekt wystarczajaco dobrze. Nie musze chyba dodawac, ze spodziewalismy sie, iz z calkowita pewnoscia i koniecznoscia ma racje. Przeciez moja siostra nawet nie czytala zadnej z jego ksiazek! Skad mogla wiedziec, jak nalezy wlozyc te blaszke? Profesor tymczasem po raz kolejny postanowil nas zadziwic i wydobyl z torby pomiety pergamin ze szkicem wlasnie konkretnie tego wynalazku. Przyjrzelismy sie uwaznie procesowi ponownego rozkrecania, tym razem bardziej dokladnemu i niespiesznemu, jednoglosnie uznajac, ze wszystko zgadza sie co do srubki. 'Fakty nie przestana istniec z powodu ich ignorowania, moi drodzy.' przemowila elokwentnie Mona. 'Blad musi tkwic w projekcie' mruczala dalej uparcie, zyskujac ta uwaga kilka nieprzychylnych spojrzen. Profesor zanurzyl sie w myslach. Z nieobecnym wzrokiem przeliczal cos, na przemian piszac szybko po pergaminie i energicznie skreslajac swoje notatki. 'Dajcie mi to!' nie wytrzymala w koncu i porwala na wpol rozlozone na czesci urzadzenie, uciekajac z nim kilka krokow od stolika. Niezbyt pewnie (to znaczy niezbyt pewnie jak na gnomke) uzywajac narzedzi zlozyla je w calosc i z tryumfalnym usmiechem uruchomila na stoliku. Sprzatacz ku zdumieniu wszystkich zebranych konstruktorow, tak bezradnych w obliczu awarii, znow rozpoczal swoj marsz w poszukiwaniu paproszkow i smiecikow. Okazalo sie, ze blad rzeczywiscie tkwil w projekcie, a jedyny dzialajacy egzemplarz tego wynalazku zostal skonstruowany z odwrotnie, czyli przez przypadek prawidlowo, wlozona blaszka. Mona nie jest tak roztargniona jak ja, przypomnialam sobie. Ma dobra pamiec, przez co umie spamietac te wszystkie nazwy swoich ulubionych roslin i ziolek oraz odpowiednie proporcje i sposob ich aplikowania. Czyzby po prostu zapamietala kierunek wsuwania blaszki mimo ze nie miala pojecia do czego ow mechanizm sluzy? Ta historia musi miec jakis moral, przyszlo mi nagle do glowy. Moze nawet powiedzialam to glosno, trudno w tej chwili orzec. Wsrod euforii i toastow i tak nikt by nie zwrocil uwagi na moje slowa. Vyera Graff von Habenix > przeczytaj strone 10 Zatytulowano: Krajobraz przed Burza Swoj los majac za nikczemy, posluchaj barda, zapytasz, dlaczego barda? On twoj los bezprawia wykpi wyszydzi, porownujac do prawa. Swoj los majac za prawy, posluchaj barda, zapytasz, dlaczego barda? On twoj los bez skazy od czci odsadzi i zakpi z twej nieprwosci. Czym wiec rozni sie od kaplana zakazany grajek? Szczeroscia. Jesli nia wzgardzisz, glupis po stokroc. Rozprawy Cannarda z Filozofem, flasza V Za gorami, za lasami w miescie zwanym Nowym Grodem spotkal raz grajek hanze zacna. Nie bylo trzeba dwoch, ni trzech spojrzen, by wiedziec szarpidrutowi, ze taka ekipa ino na wojne isc musi, nie na ogrodkapielenie. Zatrzymal sie wiec bard, znecony ciekawoscia. - Zagraj co ku pokrzepieniu serc! Zdaj wiare z tegos cos widzial i idz z nami by opiewac nasze uczynki! Zdawalo sie grajkowi uslyszec w tumulcie. Natenczas trubadur, starej szkoly uczon, wiedzial, ze takiej prosbie, ludu na smierc i zycie idacemu odmowic nie lza. Popedzil zatem na raczym Pegazie do Oxenfurtu aby tam nuty do piesni odpowiedniej dopasc. Nie zalujac Pegaza ni tchu powrocil do zacnej hanzy. I poczal grac, naiwny minstrel, piesn co ku pokrzepieniu serc co miala isc w dusze krasnoludzkich i gnomich wojow, jak i ich wspolprzymierzencow. Wiedzal bowiem grajek, ze odmowic w takiej chwili byloby dyshonorem dla niego, jak i calej braci truwerskiej. Stalo sie i tak, iz mimo, ze piesn proszona byla, spotkala sie z "glupota". Bard zostal zbluzgan i wykrzyczon podlymi slowy. Kilku nieprawych synow mahakamu godzilo sie plwac na tradycje Carbonu. Carbonu, ktory zrodzil tak zacnych bardow jak Camaris Draco, Mimi Ori, Hiir, czy wielu innych, podle ktorych pergaminu by nie stalo by ich wymieniac. "Jakze to oni, synowie ich synow moga nie znac starych prawd? - wdarlo sie w mysl grajkowi, gral jednak dalej ku chwale wiekszosci. Kilku owych Synow Mahakamu uznalo, ze tradycja niewarta jest szacunku, ze barda mozna obrazac i wyzywac. Podlegajac sie lapczywie w niczym wspolnej krasnoludom i gnomom mahakamskim lodom, ze fartowne to i chwytliwe, by swa nieumiejetnoscia zrozumienia kilku prostych jak cep wersow upadlac grajka. Uznali, ze godne to i woja by zachowac sie jak wieprz. Cos czego doroslemu i spelna rozumu mahakamczykowi nie przystaloby do glowy, poprosic o piesn i za nia skarcic? "Podlym sukom tako czynic, nie kranolsuowi Makakamu" - jak powiedzial ongis pewien weteran krasnoludzki. Tako sie stalo. Bard pod grozba topora wyproszony zostal. Znajac swoj fach nie od wczoraj, wytarl jeno buty od tchorzem podszytych spluniec. Otarl zadek od kopnakow gowniarzy co to zwykle przy prawdziwym wojsku sie paleytaja. Nic nowego. Splunal jeno, na zly Los co go sprowadzil na tchorzliwy tlum. Przyjal grzecznie dar od tych krasnoludow, ktorym wsytd bylo za innych. Wyznajal bard w duchu swym nadzieje, ze ci tam co na niego topory i obelgi wznosili to jeno marne wypryszcze, nie warte wzmianki, na zdrowym ciele Mahakamu. Poszedl w swoja strone zwad wiecej nie szukajac. Bo coz on mogl - Marny bard. Mogl jedynie wspomniec to i owo, ze jesli tak nerwowi to im pisane kozy doic, kwiatki zbierac, czy inny haft uprawiac. Bo to ponoc zlosliwy bard byl i nie lubowal widoku pelnych portek jeszcze przed bitwa. Szkoda mu bylo ino zacnych wojow, co w tym smrodku stac mus bylo potem. I stalo sie tak pozniej, ze lud mahakamski polegl solidnie a krwawo na wyspach, gdyz "pech" chcial, ze elfie posilki przyszy przypadkowo zbyt pozno. Przypadkowo i pechwo. Jak to, mawiaja starzy bardowie: "Marny los wzywaja ci, co plwaja na Tradycje Wlasna i Bardow. Plwaja na siebie i Los - a Los tego nie lubi." Byc moze tym co zbeszczescili swa tradycje, nie opowiadaczowi jest dane osadzac, lecz mowi tez przyslowie, ni krasnoludzkie ludzkie , czy elfie. znane od lat: "Szukasz pecha, obraz barda." Ale coz... Pech zdaza sie kademu... Prawda?