Wywiad z Werbatem, listy, felieton, zagadki
o-----------------------------------------------------------------------------o | Data wydania: trzydziesty pierwszy dzien pory Yule | | | | | | /)_(\ | | ______( 0 0 )______ | | /_/_/_/\` ' `/\_\_\_\ | | )'_'( | | ____.""_"".____ | | P E R I O D I C U S | | | . . . . Serdecznie witamy w kolejnym wydaniu Periodicusa! Dziekujemy tym wszystkim, ktorzy niecierpliwie oczekiwali na numer, zachecajac nas do pisania, a przepraszamy wszystkich tych, ktorzy sadza, ze moglibysmy wydawac nieco rzadziej, gdyz nie nadazaja z czytaniem. Tym razem przygotowalismy dla Was: - odpowiedzi na Wasze listy (dziekujemy i prosimy o wiecej), - konstruktywna krytyke niekonstruktywnej krytyki, - wywiad z kolejna fascynujaca osoba, jeszcze ciekawszy za sprawa jakze celnych i przemyslanych pytan Redaktor Isil, - kacik rozrywek umyslowych, poniewaz nieraz warto popracowac nieco glowa, - felieton Redaktor Tuny, piszacej coraz barwniej z kazdym nowym numerem, - zaproszenie na swieto, poniewaz nieraz warto sie rozerwac i odstresowac, - informacje o jakosci i kontrolowaniu tejze. Wciaz poszukujemy Redaktorow i zapraszamy do zglaszania sie! Przypominamy takze, ze czekamy na Wasze listy. Jednakze oferty matrymonialne dla Redaktorek i Redaktorow prosimy przysylac na ich prywatne adresy, a nie do Redakcji, gdyz w tym drugim przypadku mamy niejako obowiazek oburzyc sie (co pokazowo prezentuje Redaktor Tuna w odpowiedziach na listy) i wrzucic wspomniane pergaminy do pieca. Aktualna Redaktorka Naczelna Inz. Vyera Graff von Habenix W tym numerze: * Listy do Redakcji....................................strona 1 * Do Krytykow..........................................strona 2 * Wywiad z Consigliore Werbatem........................strona 3 * Kolumna rozrywkowa...................................strona 4 * F jak felieton.......................................strona 5 * Swieto Wielkiego Zoladka zaprasza!...................strona 6 * O Jakosci............................................strona 7 . . . . | | | | o-----------------------------------------------------------------------------o > przeczytaj strone 1 Zatytulowano: Listy do Redakcji o-----------------------------------------------------------------------------o | | | _______,.zec..____________________ | | | .@" " 4. | | | | d" % | | | | @ ## 3 | | | | J ## b .. ... | | | | L ; 4 ..... | | | | 3 , P | LISTY | | | b ' J | DO REDAKCJI | | | %. @ | -------------------- | . | ^%. r"\ | . . | .....^"*==*" \ .. ...... | prowadzi . | ... .....\ \.. .... .. | Inz. Red. Tuna Loon-Naai | ..... ... ..\ \ .... ... | | .... .... ...\ \.. ..... | | .. .... ..... \ \... ... | | .... ... .. ...\ \... .. | | ... ..... ... ..\ \..... | | .... ... .... .\ | ... | | .. .. .... ... ...\___/ .... | | .... ... .... .. ..... .. .. | | .. ... .. .... .. ... ...... | | ... .. .... | | | | ...., | | ... | | | |__________________________________| Witam w nastepnej odslonie "Listow do Redakcji". Niezmiernie milo nam, ze perspektywa wymiany korespondencji cieszy sie - jak na razie - zainteresowaniem. Osobiscie zywie nadzieje, ze zamieszczone w innym miejscu rozwazania na temat przyszlosci poczty swiatowej nie zniszcza tego obiecujacego zamyslu, jakim jest niniejszy dzial i otwarcie sie na wasze glowy. I glosy. Niestety bardzo szybko zetknelismy sie z listami, ktore z roznych powodow nie doczekaja sie publikacji w Periodicusie, chociaz i za nie dziekujemy. Ujmujac powyzsze w skrocie zaswiadczamy, ze kazde z Redaktorow ma juz meza / zone, lub z roznych powodow - przede wszystkim naukowych - nie planuje jakichkolwiek zmian polegajacych na faworyzowaniu kogos w relacjach spolecznych, co do Stowarzyszenia Gnomich Wynalazcow, to na pewno nie przyjmuje innostworow nie bedacych gnomami (Isia! Poznalam, ze to Twoje pismo, nie podszywaj sie!), zas jezeli chodzi o bielizne Redaktor [ocenzurowano], to kolor tejze pozostaje tylko do wiadomosci jej samej, nie mniej dzieki Czytelnikowi za zainteresowanie (a naszej Naczelnej za dopuszczenie tego ustepu do druku). Witam, Ostatnio slyszy sie o tym, ze odbeda sie Dni Gnomiej Kultury, czy to prawda i czy Periodicus ma cos z tym wspolnego - gdyz pisze o tym w ostatnim numerze. - Czytelniczko, my rowniez slyszelismy o tym przedsiewzieciu, zas w Periodicusie pisalismy o Dniach Gnomiej Nauki, nie Kultury, ale czy moze byc piekniejszy aspekt kultury od osiagniec naukowych? I czy na swiecie jest rasa, ktora nie mysli podobnie? Coz, moze zostawmy te dywagacje - moze i jest, moze ktos potwierdzi. Nie zapominamy o was i nie jest do pomyslenia, zebysmy pomineli Was w zaproszeniu na to wydarzenie. Wypatrujcie przede wszystkim plakatow, samych organizatorow, ktore stanowia pierwszy etap rozpowszechniania informacji. W kolejnym liscie nasz "od miesiaca staly czytelnik" zali sie nam na dosc specyficzne relacje ze swa malzonka, czy tez raczej partnerka na blizej nieokreslonych zasadach, w kazdym razie zwac ja umownie "ta moja wredna, uwierz mi paniusiu, zolza" ktora to, rzekomo "niczym tak sie nie pastwi jako ta smycza co mi zalozyla" (pominieto tu szczegoly dalszej czesci listu). - W tej sytuacji przesylamy Panu nasze najserdeczniejsze zyczenia i pocieszenie: gdyby byl Pan zwiazany z gnomka, wowczas zamiast owej smyczy, zalozylaby Panu z dawna wynaleziona i sprawdzona wielokrotnie w testach sprezyne. Prosze zatem myslec pozytywnie i cieszyc sie tym, co Pan ma. Zwracam sie ze stanowcza prosba do Pani, aby podjela Pani apel do wszystkich podroznikow dobrej woli, a to celem natychmiastowego zwrot ognistego trojzeba, zaginionego dwa gnomie tygodnie temu. To skandal, ze (tu okreslenie rasy nadawcy) nie moze spokojnie zasnac, aby go nie okradli. Za moich czasow... (wycieto dalszy ciag listu odbiegajacy od tematu). - Szanowny panie, na tym miejscu zamieszczamy ow ekspresyjny apel - chociaz ze swej strony nadmieniam, ze w kolejce po zgube stoi przed Panem pewnien wyjatkowo zdenerwowany demon. Tak czy inaczej, czyniac zadosc, polecamy troske o ow fant wszystkim zainteresowanym uczciwym znalazcom. Ktokolwiek sie nim okaze, prosimy odeslac przedmiot na adres Redakcji. I to wszystko w dzisiejszych "Listach". Nie zapominajcie o nas kiedy bedziecie odwiedzac urzedy pocztowe, jak i w razie checi pisemnego wypowiedzenia sie. . ,_, ,_, . . (o,o) (o,o) . |./)_) (_(\.| | " " " " | o-----------------------------------------------------------------------------o > przeczytaj strone 2 Zatytulowano: Do Krytykow o----------------------------------------------------------------------------o | | | | | D o K r y t y k a | . ----------------------- . . . Wiele razy zdarza sie bardowi, ze sluchacz za zabawne i oryginalne uznaje kpienie z grajka. Latwo przecie o tani smiech, komedyja to nieslychana, gdy tak wyszydzic kogos mozna, bez konsekwencji. Smiem twierdzic, ze zawod truwera sluchacze lubia lokowac w swej hierarchii gdzies pomiedzy kurtyzana a zebrakiem. Kurtyzanie nie wypomni braku kunsztu po akcie, bo ta ma wykidajle, ktory chetnie zweryfikuje meskosc krytyka. Z zebraka sie nie zasmieje, bo nawet dla przecietnego zjadacza chleba osobka to zbyt zalosna, by byla smieszna. Z truwera, ktory dusze wklada w to co robi, smiac sie najwyrazniej jednak mozna. Zatykanie uszu, uszczypliwy komentarz, przewracanie oczami. Chleb powszedni dla grajka - znosimy, bo kochamy to co robimy. Jesli jednak odpowiedziec sie niedoswiadczonemu truwerowi zdarzy cieta riposta, lub, broncie bogowie, rownie tanim zartem - tedy kpiciel czuje sie zaklopotany brakiem naszych manier, obrazony, zdarza sie, ze i agresywny. To hipokryzja w czystej postaci. Malostkowa, mierna, tania. I, przyszly wysmiewaczu poezji, wiedz, ze i my wiemy. Wiemy, ze nie rozumiesz wersow i Twoje niepojetne ucho zwyczajnie nie chwyta niczego ponad proste slowa. Wiemy, ze chcesz swoja niepewnosc skryc za zaslona kpiny. Wiemy tez, ze uwazasz sie za wytrawnego krytyka, wybacz nam jednak, jesli tej krytyki zwyczajnie nie uznamy za dogmat warsztatu. Piszemy co chcemy i jak chcemy, taki jest bowiem nas, zyjacych gdzies w Twych oczach, pomiedzy kurtyznami i zebrakami, przywilej. Nie unos sie, gdy odpowiemy, bo zaprosiles nas do dyskusji swoim jakze oryginalnym przytykiem. Jesli zas nie przekonuja Cie te slowa. Badz ignorantem muzycznym z klasa. Drzewiej mialem przyjemnosc poznac imc Bierdola, pozniejszego Zabojce Trolli. Nie lubil muzyki, ale robil to w stylu, ktory nie obrazal muzyka. To jest klasa, nie tandetne uwagi, ktore slyszelismy juz setki razy. To dopiero wyzwanie warte braw. . . . ,_, ,_, . . (o,o) Cannard z Mariboru (o,o) . |./)_) (_(\.| | " " " " | o----------------------------------------------------------------------------o > przeczytaj strone 3 Zatytulowano: Wywiad z Consigliore Werbatem o-----------------------------------------------------------------------------o | _ _ , _ _ _ _ _, __, , _ | | | | \ | | | | /_\ | \ \ | | | |/\| \| |/\| | | | |_/ \| | | ~ ~ ) ~ ~ ~ ~ ~ ~ ) | | ~' ~' | | / _, _ _ __, \ _,_ _, _, _ ___ __, _, _, _, _ _ _, _, _ __, | | | |\ | | |_ | |_/ / \ |\ | | |_) / \ | / \ | | /_\ |\ | |_ | | | | \| | |_ | | \ \_/ | \| | | \ \_/ |_, \ / |/\| | | | \| |_ | | \ ~ ~ ~ ~~~ / ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~~~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~~~ | . . . . Mili Czytelnicy! Tilea, sloneczna Tilea... Najlepszy gatunek mahoniu, czarna skorzana kanapa, kotary, arras, miekki dywan. Przyjemny polmrok, won cygar, drewna i skory... W takim otoczeniu sprzyjajacym swobodnej rozmowie mialam okazje spedzic kilka chwil w towarzystwie osoby o tyle enigmatycznej, co uprzejmej. Z kieliszka przepysznego wermutu spelniam toast za zdrowie mego gospodarza, Consigliore di Alderazzi Familia, Werbata Vasti a i po chwili luznej pogawedki, dluzej nieco chwili swego rodzaju... negocja- cji, jak i refleksji nad minionymi dniami zaczyna sie wywiad... jak przebiegal? Zapraszam do lektury, zobaczcie sami! ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ Isil: Czyli... Mozemy zaczynac, Consigliore? Werbat Vasti: A co mi tam. Zacznijmy. Isil: Jest Pan bardzo laskawy. Wie Pan, ze sie Pana obawialam? W.V.: Czemu? Az tak zle o mnie mowia? Isil: Bo wsrod wielu podroznikow panuje przekonanie ze Familia to raczej mafia a to slowo ktore sie zle kojarzy. Skadze, Nie slyszalam o Panu zlego slowa. W.V.: Slucham? Nie ma zadnej mafii. Isil: Niech Pan sie nie gniewa. Juz nie pamietam kiedy i gdzie, ale slyszalam takie slowa. W.V.: Ja sie absolutnie nie gniewam. Ja tylko sie dziwie, skad takie plotki. Isil: To moze... Moze zechce Pan powiedziec, czym Familia sie zajmuje. Tak, aby rozwiac watpliwosci. W.V.: Och, nasza dzialalnosc jest jawna i w pelni legalna. Zaj- mujemy sie handlem. Glownie drewno. Widziala Pani kiedys te wspaniale tartaki w Varieno? Zapracowanych flisakow, ktorzy wieczorem siadaja na brzegu, ocieraja pot z czola i jedza kanapki? Isil: Nie mialam przyjemnosci... wie Pan nie bardzo znam tutej- sze okolice. W.V.: A Scorcio? Czy byla Pani kiedys w Scorcio? Szalenie to urokliwe miasteczko, te waskie uliczki, schody, murki, fontanny... no i gaje oliwne, ktore oplataja cale miasto. Stamtad wlasnie pochodzi najprzedniejsza oliwa. Oliwa to nasze drugie glowne zrodlo dochodu. Drewno i oliwa. Isil: Bylam! Nawet mialam przyjemnosc zakupic dzbanuszek tej cudnej oliwy. W.V.: Zatem, jak mowie, handel. Drewno i oliwa. Czasem tez po- midory albo inne takie, ale glownie drewno. I oliwa. To wlasnie tym zajmuje sie Rodzina. Isil: Sa i licencje o ktorych slyszalam. Dla tych ktorzy pragna zarobkowac na terenach Tilei... Jak to wyglada cenowo? W.V.: Don od zawsze opiekowal sie tymi krainami. Lokalny poten- tat na rynku, jak juz mowilismy, handlowym, tedy i szacu- nek ludnosci zyskal. Dlatego wlasnie licencje - bo okoli- czna ludnosc prosila o pomoc. Isil: To znaczy, ze cudzoziemcy odbierali zarobek tutejszej ludnosci? W.V.: Wielu nieuczciwych zapuszczalo sie na tereny Tilei, pro- wadzac dzialalnosc zarobkowa. To krzywdzilo mieszkancow, imigranci odbierali im zarobek. Wlasnie tak. Dlatego Don zmuszony byl wprowadzic licencje, zeby miec to wszy- stko pod kontrola i moc odpowiednio sankcjonowac dostra- jac do potrzeb rynku. Zeby dla kazdego starczylo. Isil: A co grozi takiemu smialkowi ktory nie stosuje sie do prawa? W.V.: Prawo jest w Tilei bezwzglednie przestrzegane. Od zawsze. Tradycja. Pytala Pani o koszty licencji. Wszystko jest rozwieszone na tablicach. Ceny nie sa zaporowe, zdecydo- wanie nie. Nawet mlody podroznik, ktory chwilke sie po- stara moze pracowac w Tilei, bo go stac. Oczywiscie za- wsze mozna sprobowac sie dogadac. Dla mlodzika, ktorego przerasta te kilkadziesiat zlociszy mozemy zrobic znizke. Sa tez promocje - trzy licencje kupione razem kosztuja tylko tyle, co dwie. Isil: To ja w pozniejszej chwili sprawdze i tez umieszcze taka informacje w artykule... Pan wspominal o Donie... Moze Pan powiedziec o nim cos wiecej? W.V.: Don Alderazzo to bardzo, bardzo wplywowa i szanowana oso- ba. Od lat prowadzi silna reka Rodzine, dbajac o interesy lokalnej spolecznosci. Podejmuje najwazniejsze decyzje co do strategii handlowych. Dzieki swojemu doskonalemu zmy- slowi... handlowemu stal sie potentatem na rynku, dzieki swojej serdecznosci, opiekunczosci i jak juz wspomnialem bezwzglednemu poszanowaniu dla odwiecznych praw Tilei zy- skal tez sympatie i szacunek ludnosci. Isil: A jaki jest Don prywatnie? Pan jako Consigliore jest jego prawa reka to i pewnie czesto sie Pan z nim kontaktuje, prawda? W.V.: Jest dokladnie taki, jak powiedzialem. Bardzo madry, bar- dzo... rozwazny. Na pierwszy rzut oka moze wydawac sie surowy, ale umie docenic, pokazac swoim pracownikom, ze jest zadowolony z ich pracy. Isil: Wlasnie! Bo jestem ciekawa, niech ujme to tak... hierar- chii w rodzinie. Na czele wiadomo, stoi Don. Potem jest Pan... a dalej? W.V.: To juz, prosze wybaczyc, wewnetrzne sprawy Rodziny. Nie- stety, jedna z form ochrony wlasnych interesow jest cze- sciowa niejawnosc. Isil: Spodziewam sie, ze nijak nie dowiem sie niczego wiecej w tym temacie... To moze... zapytam o Panska kariere. Bo nie zawsze byl Pan czlonkiem rodziny prawda? Od czego Pan zaczynal? W.V.: Ech, stare czasy. Pochodze z Mahakamu. Tam sie urodzilem i wychowywalem. Najpierw przynalezalem do Klanow Mahakam- skich. Celowo mowie Klanow, bo najpierw byl to Dragn, ktory potem przemienil sie w Hordund decyzja Starosty. Jednakze poczulem odrobine zylki handlowej i przeszedlem do Visearth, klanu mocno zzytego z Kupcami. Ba, przez chwile bylem nawet tegoz Visearth Glowa. Jednoczesnie za- czalem kariere w Cechu. Isil: Czyli ta odrobina zylki handlowej towarzyszyla Panu od najmlodszych lat. W.V.: (Kiwa glowa.) Potem niestety zmienila sie... polityka Swiata i przynaleznosc do dwoch stowarzyszen stala sie niemozliwoscia. Ze wzgledu na wielu mlodych i obiecu- jacych - jak ja kiedys - w Mahakamie zdecydowalem sie zo- stac w Mistrzem Aderem w Cechu. Handel zawsze mnie pocia- gal. W Cechu zostalem Radnym, ale po jakims czasie i tam sie mocno zmienilo. Ze wzgledow... osobistych odszedlem. Isil: Mistrz Ader... To chyba naprawde bardzo dawne czasy. W.V.: Ano. Bardzo, bardzo dawne. Isil: Specjalizowal sie Pan szczegolnie w jednej z galezi handlu w Cechu? W.V.: Zajmowalem sie handlem bronia. Tak nauczyl mnie moj mentor Harkon. W owych czasach profesje dziedziczylo sie od swo- jego nauczyciela. Ale widzi Pani, koleje zycia. Kiedys bron, teraz drewno i gaje oliwne. Isil: Wspominal Pan ze z powodow osobistych Pan odszedl. Zechce Pan zdradzic cos wiecej? W.V.: Och to proste, nie moglem znalezc wspolnego jezyka z jed- nym ze wspolradnych. Isil: Kto to byl? W.V.: Jeden ze wspolradnych. Isil: Czyzby mial Pan sobie jakos zaszkodzic omiajac jego imie? W.V.: Z tego, co wiem, nie zyje. A o zmarlych mowi sie albo do- brze, albo wcale, dlatego sama Pani rozumie. Isil: Nie sadzilam, ze bedzie Pan mial skrupuly. W.V.: To nie skrupuly. To dobre wychowanie. Isil: Jestem poprostu wie Pan, tego ciekawa. W.V.: A ja mam swoje lata, dlatego mozemy sie umowic ze zapom- nialem. Isil: A co dalej? Po opuszczeniu Cechu? W.V.: Prowadzilem przez chwile zycie awanturnika. Jak chyba kazdy z nas, chcialem przygod, ekscytacji, krwi buzuja- cej w zylach. Ale to krotko, szybko mi sie znudzilo. Naj- pierw dosc dlugo spalem, odsypialem czasy bunczuczne. Po- tem jednak zbudzilem sie, otrzasnalem z przeszlosci. Od- grzebalem stare kontakty, zamieszkalem w Tilei. To dobre miejsce na starosc. Slonce, cieplo, lekki wiaterek, cisza i spokoj. Zaczalem pracowac dla Dona. I oto jestem. Isil: Trafil Pan tutaj... mowi Pan ze ceni sobie cisze i spokoj a zywot awanturnika szybko sie Panu znudzil. Taka sielan- ka... W.V.: Robie co w mojej mocy, zeby to byla sielanka. Isil: ...nie znudzi sie Panu? A jakie trudnosci Pan napotyka? W.V.: Alez skad. Pracy jest mnostwo, tutaj sie nie da nudzic. Zarzadzanie organizacja handlowa to duzo pracy. I duzo trudnosci. Ot, ciagle wyprzedzanie potrzeb rynku, cho- ciazby. Trzeba dbac o to, zeby trzymac reke na pulsie, zeby wszystko dzialo sie tak, jak sie ma dziac. Isil: Potrzeby rynku jesli idzie o drewno i oliwe nie wydaja sie byc nazbyt skomplikowane. Bez urazy. W.V.: Takze bez urazy, ale chyba nie pracowala Pani w handlu. Zapraszamy do nas, pozyc chwile w Tilei, nauczyc sie my- slec jak tileanczyk. Wtedy bedziemy mogli rozmawiac, co jest skomplikowane, a co nie. Isil: Czy taki mlody podroznik dajmy na to, jesli bedzie chcial z zyskiem sprzedac kamienie, skory, ziola czy ekwipunek rowniez moze sie zglaszac do Rodziny? Czy raczej jej czlonkowie odesla takiego interesanta? W.V.: Tilea jest goscinna kraina, zyje sie tu wygodnie. Kazdy bedzie tu mile widziany, z kazdym chetnie sprobujemy na- wiazac wspolprace. Co z niej bedzie - trudno powiedziec, bo jednak mnogosc praw i zwyczajow robi swoje i wielu sie zniecheca. Ale jesli ktos bedzie chcial nawiazac z nami wspolprace z pewnoscia wykazemy zainteresowanie. Nie specjalizujemy sie jednak zbyt w handlu detalicznym. Nie sprzedajemy dwoch kamykow i jednego zardzewialego miecza na kazde zawolanie. Takie uslugi, z tego co wiem, swiad- czy Cech. Isil: Cech jest konkurencja dla Familii? W.V.: Alez skad. Wspolpracujemy na wielu plaszczyznach, co wie- cej. Po prostu nie wchodzimy sobie w droge. Isil: Na przyklad na jakich? W.V.: A na jakich plaszczyznach moga wspolpracowac dwie orga- nizacje handlowe? Handlujemy. Oni kupuja od nas to i tam- to, my od nich owamto. Isil: Jesli idzie o relacje Familii... jak Pan wspominal, z Ce- chem lacza ja uklady handlowe. A pozostale stowarzysze- nia? Idzie mi tu zwlaszcza o konflikty. W.V.: W tym momencie Rodzina nie znajduje sie w stanie konfliktu z zadnym Stowarzyszeniem... na szczescie. My staramy sie od zawsze nikomu nie wadzic. Nie wdajemy sie w wojny, za- dne. Nawet te wielkie i odwieczne, ani po tej, ani po tam- tej stronie morza. Nikogo nie wspieramy, nie podzielamy zadnego ze stanowisk. Ech, ta dziennikarska ciekawosc... Isil: Pytanie rodzi odpowiedz, a odpowiedz pytanie prosze Pana. W.V.: Sa jednak pytania, ktorych sie nie zadaje. Isil: Dziennikarze maja to do siebie ze sa zdania, ze takich jest bardzo malo, wie Pan. W.V.: Na szczescie my, po drugiej stronie barykady, zawsze mo- zemy po prostu nie odpowiedziec. Isil: To Pana swiete prawo. (Tu znow mialam okazje skosztowac wermutu, i przy okazji pytam) W jakich okolicznosciach pozwala Pan sobie na popijanie alkoholu? Czesto maja miejsce? A jesli juz Pan sobie pofolguje... to jakim al- koholem najchetniej? W.V.: U mnie trzezwosc umyslu to podstawa. Sama Pani rozumie. Wodke pijam, kiedy jest okazja. Zwyczajna taka. A okazja jest wtedy, kiedy sie cos uda, kiedy jest co swietowac. Czasami bywa to kieliszek... na odwage, do kurazu taki. Ale niezbyt czesto. Nie jestem z tych, co to pomiedzy jednym potworem na cmentarzu w Novigradzie a drugim zbo- jem osuszaja pol buklaka. Isil: A co Pan ostatnio swietowal? W.V.: Jednemu znajomkowi z Viadazy urodzilo sie dziecko. Dzie- ciak jak dzieciak, nic specjalnego, ale ojciec to poczci- wy czlek, zaprosil na okolicznosc, to i odwiedzilem. Trzeba pamietac o dobrych kontaktach z mieszkancami Tilei. Tu wszystko opiera sie na wzajemnym szacunku, zaufaniu i pokazywaniu sobie, ze komus zalezy. Isil: Prosze przekazac gratulacje szczesliwemu tatusiowi... W.V.: Kiedy tylko bede mial chwile, zeby osobiscie sprawdzic interesy rybakow tamze. Isil: A skoro juz jestesmy przy dzieciach i rodzinie, jak to u Pana wyglada? W.V.: Nijak. Nie mam zony, nie mam dzieci. A przynajmniej z tego, co wiem. Isil: Aha! W.V.: Skad ten entuzjazm? Isil: Bo to zabrzmialo tak, jakby hem, hem... byla taka mozli- wosc. A ja tez chcialam zapytac Pana o to zycie uczuciowe, wie Pan, czy jest jakas dama Panskiego serca, czy raczej preferuje Pan niezobowiazujace zwiazki. W.V.: Mysle, ze jakbym rzeczywiscie mial, to juz dawno matka upomnialaby sie o alimenty. Myslalem ze bedziemy rozmawiac o pracy, ale skoro Pani pyta - nie, nie ma zadnej damy mo- jego serca. Zgloszenia kandydatek przyjmuje wieczorami, najchetniej w parzyste dni tygodnia. (Smiech.) Isil: Bardzo wychwala Pan Tilee... W.V.: Bo jestem bardzo zadowolony z zycia tutaj. Isil: ...co upodobal Pan sobie w tym zyciu najbardziej? Jest jakis zakatek w Tilei, ktory szczegolnie przypadl Panu do serca? W.V.: Scorcio, zdecydowanie. Uwielbiam to miasto. Niektorzy mo- wia, ze nic tam nie ma. Bzdura jakich malo Isil: A Pana ulubiona potrawa? W.V.: Nie lubie owocow morza, to z pewnoscia. Nie trafia do mnie ta konsystencja. Isil: Pewnie jako krasnolud woli Pan konkretniejsze jadlo. W.V.: A wlasnie nie. Lubie ravioli. Lubie potrawy maczne. Isil: Chcialam jeszcze zapytac o swego rodzaju... moze mecenat, jesli to dobre slowo. Bo widzi Pan, Lesny Krag organizuje Swieto Lasu, SGW Dni Nauki, Szkola Von Raugen igrzyska... A czy Don ma w planach podobne przedsiewziecie? W.V.: Rodzina chwilowo zajeta jest niechciana wojna. Ale ogolnie, to tak. W przeszlosci organizowalismy chociazby turnieje po- etycko - piesniarskie, w pewnym porozumieniu z Truwerami na- wet. Isil: W przeszlosci... a czy w przyszlosci takie turnieje beda mialy miejsce? W.V.: Niczego nie moge obiecac, ale nie zamierzamy rezygnowac z tradycji, ekhm, otwierania sie na swiat i zapewne mozna li- czyc na nasz wklad w taka forme szeroko pojetej kultury. Czy bedzie to kolejny turniej? Nie wiem. Poki co oferujemy swie- tna rozrywke w kasynie. Mozna tutaj przeg... ekhm... pomno- zyc swoj majatek, polecam. To prosze koniecznie podkreslic w artykule. Ze zapraszamy do kasyna. ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ Pozegnalismy sie kolejnym kieliszkiem wermutu i kilkoma uprzejmosci- ami... A ja, tak jak wspomnialam w trakcie rozmowy z Consigliore, na koniec lacze aktualna informacje o obowiazujacych stawkach za li- cencje w Tilei: [...] okresla sie wartosc poszczegolnych zezwolen wedlug nastepujacego cennika: licencja lowiecka: 300 florenow w zlocie licencja zielarska: 300 florenow w zlocie licencja rybacka: 35 florenow w zlocie licencja doreczyciela: 30 florenow w zlocie licencja polawiacza: 25 florenow w zlocie perel licencja gornicza: 30 florenow w zlocie Licencje sa wystawiane na okres trzydziestu dni liczac wedle gnomiej miary czasu. Wyjatek stanowi licencja lowiecka, ktora cieszy sie szczegolnym zainteresowaniem podroznych. Jako ze mamy nadzieje zachowac zagrozone gatunki dla potomnosci jest ona udzielana jedynie na okres jednej doby liczac wedle czasu gnomow. [...] [...] LICENCJA POSREDNIKA HANDLOWEGO Stosowne zaswiadczenie umozliwiajace realizacje zlecen na terenach objetych koncesja przez okres gnomiego miesiaca mozna nabyc u dowolnego przedstawiciela Familii Alderazzi po uiszczeniu oplaty manipulacyjnej w wysokosci 300 florenow w zlocie. [...] . ,_, ,_, . . (o,o) (o,o) . |./)_) red. Isil "Piszczalka" de Soreil (_(\.| | " " " " | o-----------------------------------------------------------------------------o > przeczytaj strone 4 Zatytulowano: Kolumna rozrywkowa o-----------------------------------------------------------------------------o | | | |\_____/| |\_____/| | | |[o] [o]| KOLUMNA ROZRYWKOWA |[o] [o]| | | | V | | V | | | | | dla myslicieli | | | | -ooo---ooo- -ooo---ooo- | . . . . Kacik dla tych, ktorzy lubia trenowac to co zwyklo miedzy uszami sie znajdowac. Tak dla odmiany od cwiczen fizycznych. Oraz dla wszystkich innych wielbicieli rebusow, zagadek i lamiglowek wszelakich. Tym razem proponujemy zadanie latwe i trudne zarazem. Znajdujacy sie ponizej kwadrat nalezy wypelnic cyframi od 1 do 9. Sa jednak pewne utrudnienia. W kazdej linii, kazdym wierszu oraz w kazdym malym kwadracie (3x3) kazda cyfra winna znalezc sie dokladnie jeden raz. Do dziela mysliciele! ++---+---+---++---+---+---++---+---+---++ ++---+---+---++---+---+---++---+---+---++ || | 3 | || | | || | 1 | || ++---+---+---++---+---+---++---+---+---++ || 4 | 9 | || | | || | | 6 || ++---+---+---++---+---+---++---+---+---++ || 6 | | || | 5 | || | | 4 || ++---+---+---++---+---+---++---+---+---++ ++---+---+---++---+---+---++---+---+---++ || 5 | 4 | || | 7 | || | | || ++---+---+---++---+---+---++---+---+---++ || | | || | | || 5 | 7 | || ++---+---+---++---+---+---++---+---+---++ || 2 | | || | 9 | || 1 | 4 | || ++---+---+---++---+---+---++---+---+---++ ++---+---+---++---+---+---++---+---+---++ || | | || | 8 | || | 2 | || ++---+---+---++---+---+---++---+---+---++ || | 2 | || 7 | | || 6 | | || ++---+---+---++---+---+---++---+---+---++ || | | || 6 | 2 | || | | 7 || ++---+---+---++---+---+---++---+---+---++ ++---+---+---++---+---+---++---+---+---++ . ,_, ,_, . . (o,o) (o,o) . |./)_) Na listy z odpowiedziami oczekuje: Moira z Temerii. (_(\.| | " " " " | o-----------------------------------------------------------------------------o > przeczytaj strone 5 Zatytulowano: F jak felieton o----------------------------------------------------------------------------o | ___ | | / \ | | | | | | | _ | | | / | | | _|___ o _ | _ | _ | o _ _|_ _ | . / | | / \ |/ _|_ /_\ | | /_\ | / \ |/| . . | | | \_/\ |\_ | \_, \_ \_ \_, \_ \_/ | | . \__/ _/ _/ Tuny Loon - Naai Pierwszego dnia bylismy zaskoczeni informacja o ich odkryciu, ale juz drugiego dnia z wypiekami na twarzach poszukiwalismy ich i przekonywalismy sie, ze nasze zaskoczenie jest pozytywne i mile - dlatego juz od trzeciego dnia suplalismy mithrylowe i zlote monety - tylko po to, aby przez caly czwarty dzien rozwazac nad wyborem. Na szczescie piatego dnia nabywalismy przedmiot naszego szczescia, a przez caly dzien szosty radowalismy sie z nich jak dzieci. Przez siodmy dzien glowilismy sie jak je utrzymac i traktowac, nastepnie osmego usilnie wiazalismy je ze soba, dziewiatego niektorzy z nas zaczeli sie nimi nudzic, by dziesiatego zapomniec o ich istnieniu. Bohaterowie opisywani na tablicach ogloszeniowych, przedmiot rozeterek jak i dumy, fundament sukcesu lapaczy i treserow, jak i przyczyna zaklopotania pocztylionow wszystkich krain, zywe pupile, nasi nowi ulubiency i ostatni krzyk mody: zwierzeta hodowlane do noszenia listow. Wysoko ponad gorami, na dachach miejskich kamienic, pomiedzy naszymi butami na traktach i ulicach, w zakamarkach naszych domow, w ciemnych jaskiniach, wsrod drzew i nad wodami oceanow - jednym slowem wszedzie, skrzydlaci poslancy i nieustepujacy im szczurzy goncy ulatwiaja nam zycie wyreczajac w jednej z najpilniejszych ze wszystkich potrzeb niejednego i niejednej z nas - odwiedzinach w urzedzie pocztowym. Lojalni, nie marudzacy, nie pytajacy o pogode, cisi, sumienni niezawodni i naturalnie godni zaufania. Nie czytaja korespondencji i zawsze pozostaja do dyspozycji - poki wystarczy im sil. Niewiele jedza, pija wylacznie wode i bez pytan o wynagrodzenie wypieraja z branzy pocztowej marudzacych, obijajacych sie (na ogol) dwunoznych pocztylionow - nas samych. Czy stanowia zagrozenie? Czy ow postepujacy zachwyt to gwozdz do trumny dla pocztylionow? Wiadomo, ze liczba naszych pierzastych i futrzastych przyjaciol wzrasta razem z przybywajacymi kolejnymi, nowymi ich wlascicielami. Na nasze usta wiec cisnie sie pytanie. Wazne pytanie i trudne dla wielu: Coz dalej? Coz dalej z urzedami pocztowymi? Czy zdajemy sobie sprawe z tego jak wiele osob wciaz na nich polega? Czy nadal bedziemy mogli zarabiac na wielkim, swiatowym przemysle jakim jest towarzyska i sluzbowa wymiana pisemnej korespondencji? Coz bedzie jezeli wszyscy bedziemy podporzadkowani posiadaniu tej niepozornej niewinnej oraz nieswiadomej dokonywanego przez siebie swiatowego przewrotu istoty? Mozna by sobie wyobrazic, ze od obecnej sytuacji brakuje malego kroku postepu, aby zwierzeta wytresowac do noszenia paczek, definitywnie zamykajac ten rynek pracy dla nierentownych i niemal stale roszczacych pretensje tradycyjnych pocztylionow. I jesli kogos nie przekonuje moja iscie apokaliptyczna wizja, to niech sam pomysli, ze owa otwierajaca sie coraz szerzej szansa dla pracownikow urzedow na wspolprace z rzetelniejszymi goncami moze przeciez szybko zmienic sie w ich przeklenstwo - oto jestesmy swiadkami triumfu mysli treserskiej i zwierzecego zmyslu, ktory to sprawia, ze nasi ulubiency radza sobie - wrecz profesjonalnie - z naszymi czy to osobistymi, czy to urzedowymi listami. Czy kolejnym logicznym krokiem i nastepstwem tego triumfu nie mogloby byc teraz pojawienie sie wiekszych zwierzat - koni, orlow, mulow i wiekszych ich wspolspiskowcow, ktorzy teraz wspolnie wypra goncow paczkowych - pomyslcie sami, oszczednosc zlota, rogow, nie trzeba wypisywac w urzedach zlecen, parzystokopytni pocztylioni raczej nie narzekaja na aktualne oferty. Pracownicy urzedow nie beda sie denerwowac w oczekiwaniu na to, az ktos przyjdzie w terminie i uda sie dalej we wlasciwa strone, a taki owies dla pracownika drogi nie jest... I wreszcie nastaje Apokalipsa, urzeczywistnia sie wizja rodem z naszych koszmarow, najczarniejszy ze scenariuszy, gdy to z glowa pelna mysli, poczawszy od tego pierwszego zapalu do pisania listu, wyobrazania sobie adresatow rownie ochoczo, co napotykanych juz na na miejscu milych (na ogol) konsultantow i konsultantek jezykowych wyjasniania zawilosci gramatycznych, wyboru papaterii, poprzez nie mniej wazne zainteresowanie praca dla poczty, jak i naturalnie tez naszymi bliznimi odmiennej plci, dzielacymi takze podobne rozterki i - och! - wymyslaniem tematow rozmowy, pilnych tematow oczywiscie niezmiennie aktualnych, wymiana informacji - z ktorej to przeciez swiatowa poczta slynie - a pozniej niemo obowiazujaca wymiana tych wszystkich grzecznosci, prezencja swiatowego obycia, oglady godnej wielbiciela i znawcy pocztowych uslug... O tym wszystkim myslimy tuz po przebudzeniu, i pedem, jeszcze ze spiochami na rozpromienionej twarzy, z wypiekami i z rozwianym wlosem, mysla lekka i radosna, krokiem coraz zywszym, w miare jak coraz blizej celu, jak coraz radosniej bije nasze serce, z rosnaca nadzieja, ze oto jeszcze jedna przecznica, tuz tuz, i oto... ( )------------------------( ) | | | ZAMKNIETE | | ---------------- | | Zakonczenie dzialalnosci | | Dziekujemy. | | | ( )------------------------( ) Ciag dalszy nastapi... A moze... lepiej zeby nie? . ,_, ,_, . . (o,o) (o,o) . |./)_) (_(\.| | " " " " | o-----------------------------------------------------------------------------o > przeczytaj strone 6 Zatytulowano: Swieto Wielkiego Zoladka zaprasza! o-----------------------------------------------------------------------------o | __ ___ ___ ___ _ | | (_ ` \ X / ) )_ ) / ) | | .__) \/ \/ _(_ (__ ( (_/ | | | | ___ ___ ___ ___ _ _ | | \ X / ) )_ ) )_/ ) )_ / _ / ) | | \/ \/ _(_ (__ (__ / ) _(_ (__ (__/ (_/ | | | | __ _ _ __ _ | . / / ) ) /_) ) ) )_/ /_) . . /_ (_/ (__ / / /_/ / ) / / . Do ogrofych, syskofych, pokurcof, ksyfych, ludziof, polsysek, kulek i wsyskiego co po swiecie biega. __,='`````'=/__ '// (o) \(o) \ `' _,-, //| ,_) (`\ ,-'`_,-\ ,-~~~\ `'===' /-, \==```` \__ / `----' `\ \ \/ ,-` , \ ,.-\ \ / , \,-`\`_,-`\_,..--'\ ,` ,/, ,>, ) \--`````\ ( `\`---'` `-,-'`_,< \ \_,.--'` `. `--. _,-'`_,-` | \ [`-.___ -`_,-`\,-` , <--------- Samana rozbolalo lewe jajo! przeczytaj strone 7 Zatytulowano: O Jakosci o-----------------------------------------------------------------------------o | | | | | | | __ ____ | . /) \ () | . . | ) | ____|_) . |/ | /\ | AKOSCI \__/ \/___/ (wynalazkow, ale nie tylko) Niniejszy artykul nie celuje w bycie reklama. Reklama byly bowiem umieszczane niedawno na tablicach ogloszenia pod, jakze wiele mowiacym, tytulem Solidny Gnomi Wyrob. Niniejszy artykul ma natomiast za zadanie jedynie przekonac dociekliwego czytelnika (a potencjalnego nabywce) do tego, ze Gnomi Wyrob faktycznie jest solidny i wyjasnic mu skad to wiadomo. --- Na poczatek zastanowmy sie, co wlasciwie oznacza pojecie JAKOSC. Dla uzytkownika z pewnoscia przede wszystkim liczy sie trwalosc (by nie trzeba bylo co chwile na nowo wydawac pieniedzy) i wygoda uzytkowania (by nie zalowac pieniedzy juz wydanych). Madry konstruktor, projektant, wynalazca - czy jakkolwiek tego gnoma nazwiemy - musi miec to na uwadze. Poniewaz do SGW trafiaja same madre gnomy, nie powinno byc z tym problemu. Na wypadek jednak, gdyby akurat tego dnia inzynier byl szczegolnie nie w formie (z powodu bolu glowy, dokuczliwego upalu, meczacego kaca czy trzaskajacego mrozu - takie rzeczy podobno sie zdarzaja) kazdy wynalazek dokladnie sprawdzamy zanim trafi do nabywcy. Jako ze kontrola jest najwyzsza forma zaufania, skontrolowane zostaje wszystko - od wygladu i praktycznosci wyrobu po obliczenia projektowe oraz starannosc wykonania samego prototypu. Nieraz konieczne wydaje sie uswiadomienie nabywcy, ze to, czego pragnie, to cos w praktyce niemozliwego. Wtedy staramy sie wprowadzic minimalna ilosc poprawek, ktore pozwola na ominiecie niewygodnych praw fizyki. Aby poprawnie przeprowadzic kontrole (chodzi nam tutaj bowiem o rzeczywiste badanie cech obiektu, a nie symulowanie badania w celu podpisania jakiegos certyfikatu), nalezy zbudowac pozadane urzadzenie i uzywac go z wielka intensywnoscia. Do zamawiajacego trafia wiec dopiero ktoras z kolei kopia takiego przedmiotu. W zwiazku z tym do kosztow wykonania projektu doliczone zostaja zuzyte na testy czesci. Natomiast kolejne egzemplarze, ktore nie wymagaja juz wprowadzania poprawek, sprzedawane sa nabywcy po duzo nizszej, korzystnej cenie. Nie zamierzam tu jakos mocno zachecac czytelnika do interesowania sie wynalazkami. Jesli jednak akurat jest Wam potrzebny jakis nietypowy przedmiot, wiedzcie, ze Stowarzyszenie Gnomich Wynalazcow oferuje mozliwosc zamowienia roznych roznorodnosci. Wiedzcie tez, ze kazda z nich jest doskonalona az do momentu, gdy zasluzy na otrzymanie Certyfikatu Jakosci. . ,_, ,_, . . (o,o) (o,o) . |./)_) Vyera Graff von Habenix (_(\.| | " " (jedna z Inzynierow Jakosci SGW) " " | o-----------------------------------------------------------------------------o