Arkadia MUD MMORPG

Periodicus numer 50

08-16 Pod Miedziakiem, wynalazki, ogry, cykle

o—————————————————————————–o
| Data wydania: trzydziesty pierwszy dzien pory Yule |
| |
| |
| /)_(\ |
| ______( 0 0 )______ |
| /_/_/_/\` ’ `/\_\_\_\ |
| )’_'( |
| ____.””_””.____ |
| P E R I O D I C U S |
| |
. .
. .
Serdecznie witamy w kolejnym wydaniu Periodicusa! Tym razem, jak
zreszta zwykle, przygotowalismy dla Panstwa kilka interesujacych
artykulow. W numerze znane i lubiane cykle: o milosci, o stylach
walki, o kulinariach i o zwierzetach pocztowych. Ponadto zacheta
do zamawiania gnomich wynalazkow wraz z wyjasnieniem jak sie taka
rzecz odbywa, dlaczego tak i co w tym takiego niesamowitego. Teraz
natomiast, na sam koniec, niczym wisienke na torcie, przedstawie
Panstwu gwozdz programu tego numeru – reportaz z dzialalnosci
garkuchni Pod Ostatnim Miedziakiem. Zapraszamy do czytania.

Przypominamy takze o tym, ze nieustannie oczekujemy na Wasze listy.
Jesli chcecie podzielic sie czyms ze swiatem, swoimi przemysleniami
czy opinia na jakis temat, zapraszamy do pisania. Zapraszamy do
zrobienia tego za posrednictwem naszej gazetki. W koncu tradycyjnie
zyczymy Panstwu: Milej lektury!

Aktualna Redaktorka Naczelna
Inz. Vyera Graff von Habenix

W tym numerze:
* „Pod Ostatnim Miedziakiem” – cz. 1……………….strona 1
* „Pod Ostatnim Miedziakiem” – cz. 2……………….strona 2
* „Pod Ostatnim Miedziakiem” – cz. 3……………….strona 3
* P jak Papuga…………………………………..strona 4
* Co robic w gorace dni?………………………….strona 5
* Sztuki milosnej opracowanie: OGRY………………..strona 6
* P jak Partyzant………………………………..strona 7
* Wszystko o gnomich wynalazkach I…………………strona 8
* Wszystko o gnomich wynalazkach II………………..strona 9
. .
. .
| |
| |
o—————————————————————————–o
Mozesz przeczytac konkretna strone.
>
Zatytulowano: „Pod Ostatnim Miedziakiem” – cz. 1

o—————————————————————————–o
| [] [] |
| ][ Z CYKLU ][ |
| _ __ ___ __ ____ _ _ |
| | |_/ / /\ | |_) / /` / / | |\/| \ \_/ |
| |_| \ /_/–\ |_| \ \_\_, /_/_ |_| | |_| |
| __ _ _ __ _____ __ |
. ( (` \ \ /| | / /\ | | / /\ .
. _)_) \_\/\/ |_| /_/–\ |_| /_/–\ .
][ ][
_/^^^[]^^\ /^^^^^\ /^^^^^^^^\ /^^^^^^\ /^^^^^\ [] /^^\
| ][ ^ ^^^^^ ^^ ^^^^^ ^^][^ \_
/ [] [] |
< (][) (][) >
< / / / / / \ ( __ ___ ___ ( ___ (___ ___ ___ >
> | )| )| )|___)| )| | )| )| | ) < > |__/ |__/|| | \ |__/ |__ | / | / | |__/| >
< __ __ >
\ / | | / | / / / /
/ (___| ___ ___| ( | ___ (___ ___ (___ ___ _ _ < | | | )| ) | )|___ | | )| | )| | | ) \ > | |__/ |__/ |__/ __/ |__ |__/||__ | / | | / >
\ >
| /|/| / | / / / /
| ( / | ___ ___| ___ ___ ( ___ _ _ < / | )| |___)| ) __/ | | )|___)| |___)| | ) >
< | / | |__ |__/ /__ | |__/|| \ | |__ | / | \ < / >
| /
\ /^^^^\ /^^\ /^^^^^\ /^^^\ /^^\ /^\ /^^^^\ /^^\/
^^^^ ^^^ ^^^^ ^^^^^ ^ ^ ^^^^ ^^
___ ____ ___ ___ ___ _____ __ ____
| |_) | |_ | |_) / / \ | |_) | | / /\ / /
|_| \ |_|__ |_| \_\_/ |_| \ |_| /_/–\ /_/_
goracy niczym specjalnosc szefa kuchni
)
( ( /( ) ( ( ( ) ( ( ( )
( )( )\()| /( ( )\))( ( )( ( /( ( )\ ) ( )\ ( ( )\ ) (
)\(()\(_))/)(_)))\((_))\ )\(()\ )(_)))(()/( )\ |(_) )\ )\(()/( )\ ’
((_)((_) |_((_)_((_)(()(_|(_)((_|(_)_((_)(_))_(_/((_)((_|(_))(_))_((_))

CZESC PIERWSZA

Gdy siedze nad pergaminem, na ktory mam przeniesc ogrom wrazen, ktore
staly sie moim udzialem, to oczywiscie na pierwszym miejscu wspominam
ze wszystko zaczelo sie od czekajacego pewnego razu na mnie od listu:

GNomim WiEczoRem dziS powiNNismy otworZyc GarkuChnie
w NovigrAdzie.
ZapRaszaM cna rEdakTorke na degustAcyje.
NiEch wiElmoZna TEdy najeDzoNa niE przyjDzie,
by moglA wsZystkiEgo po trocHu sproBOwAc
BedziEm uRzedoWac na GloWnym plAcu miAsta, alBo przed
urzEdem pocztowYm.
WySylAm wiElmoZnej menu garkuChni.
NadmieniE jeno, ze roBilEm kiedYs ryby, ale mus poki Co z
nich ZrezYgnoWac ze wzglEdu nA ceny i wystEpoWanie niEktorych
gatuNkoW.

Radgast z GraboWej Buchty

Wiadomosc wyczekiwana – niewiele wczesniej sama narzucalam sie jej
autorowi z zapytaniem czy nie mialby nic przeciwko mojej obecnosci na
miejscu, zrobieniu paru notatek i spytania o kilka kwestii zwiazanych
z prowadzeniem tak niezwyklej garkuchni.

Oczywiscie jasno i wyraznie zaswiadczam, ze nie brakuje restauracji i
oberz bardziej godnych zainteresowania, przy czym niejedna z nich
przebija „Ostatniego Miedziaka” pod wieloma wzgledami, wymienianymi
zreszta przez przytaczane na dalszych miejscach opinie – jednakze to,
co jest ich atutem – stali klienci, wsparcie wladz i rodakow, kapital
poczatkowy czy atrakcyjna lokalizacja – jest niemal heroicznie
budowane od podstaw przez zalozycieli garkuchni, ktorzy wlasciwie w
ten interes weszli z niczym i z niczego. No, moze co najwyzej z glodu.

Tak czy owak, snujac w duchu dywagacje podobnej natury, stawiam sie o
wyznaczonej porze w Novigradzie. Najwyrazniej – w kazdym razie jezeli
pominac tlum przypadkowych przechodniow – na tutejszym placu jestem
pierwsza. Mijaja mnie nieswiadomi najblizszej przyszlosci mieszkancy,
ktos mnie rozpoznaje, podchodzi, wita sie i pyta co slychac, a ja
uswiadamiam sobie w tym momencie, ze sama nie wiem, co mnie wlasciwie
czeka. Sama wiec zagaduje:

– Witam, zeby nie bylo. Kolega rowniez na degustacje?
– Witaj. Degustacje?
– Posilkow garkuchni. Niebawem tu sie rozlozy. Zna Kolega ten…
lokal? Widzial wczesniej?

Moj rozmowca usmiecha sie krzywo.

– Juz jadlem kuchnie Radgasta…
– Co moze Kolega na ten temat powiedziec?
– Wysmienita potrawke z kota.

Przechodzi obok jakis podroznik, usmiecha sie przelotnie, idzie dalej
– w pierwszym odruchu ja rowniez chce, ale zatrzymuja mnie slowa:

– Naprawde wysmienita. Tyle, ze z kota.

Czuje sie uspokojona. Ba, nawet tym bardziej rozgladam sie za obsluga
„Ostatniego Miedziaka”. Czuje na sobie cien tablicy ogloszeniowej, a
na niej notki zapraszajacej gosci garkuchni. Na pewno dzis przyjda,
wznowia dzialalnosc, uda sie, musi!

– Czy moze Kolega to jakos porownac do tradycyjnych dan lub ofert
znanych karczm? – pytam dajac upust ciekawosci.
– No… Dalej wole zjesc w Bialym Kle. Niekonwencjonalna kuchnia
Radgasta jest ciekawa… jednak niebezpieczna.

Znowu rozgladam sie mimowolnie za ewentualnym kierunkiem ucieczki,
ktory by nie byl kierunkiem gdzie zderze sie z Kolezenstwem Radgastem
i Sesill, ale po chwili dociera do mnie prawdziwy sens uslyszanych
slow. Niekonwencjonalnosc! Odkrywanie nowych ladow kulinarnych – nic
dziwnego, ze niebezpieczne. Praca pionierow nigdy nie nalezala do
latwych. Jeszcze chetniej wypatruje pracownikow garkuchni.

– Bo jak wspomnialem. Potrawka z kota byla wysmienita. Jednak z kota.

Glosy mych rozmowcow (w miedzyczasie dolaczyl do nas drugi) docieraja
do mnie i nie przerazaja – po prostu musze przygotowac swoj zoladek i
bedzie dobrze. Oczywiscie korzystam z okazji i nie wypuszczam swoich
pierwszych opiniodawcow.

– Ale dlaczego? Dania niedogotowane? Inaczej doprawione?
– …dla nieprzygotowanego zoladka.
– Wiec odwaga, wizjonerstwo kulinarne, lamanie szablonow, uprzedzen?
Czy moze cos innego?
– Tak. Wlasnie zdefniowalas potrawke z ozorkow ghula w sosie
pomidorowym.

Jest mi wyjatkowo goraco i duszno. Niby kalendarzowa zima. ale…

– Rowniez serwowana przez…? – slysze wlasny, slaby glos. Rozmowcy
zgodnie kiwaja glowami.
– Jakies wrazenia z kosztowania? Widze, ze Kolega mimo wszystko
wyglada zdrowo.
– Bo mialem czas dojsc do siebie.
– A nie kazdy jest gotow zjesc kota. – powtarza jak mantre ten drugi.
– A co najbardziej polecalby Kolega zainteresowanym? Gdyby oczywiscie
musial…

I oto promyk slonca wyjrzal zza chmury, a atmosfera jakby zaczela sie
znow nadawac do oddychania…

– Kaczke. Kaczka byla dobra.
– Cos wiecej? Faszerowana? Doprawiona jakos?
– Jak dobrze pamietam.. To chyba to byla kaczka w piwie.
– I w sumie jestem ciekaw czym jest ta Zemsta Dziada. – dodaje drugi.

Zerkam mimowolnie na tablice z ogloszeniami. Wiszaca tam reklama
moich dzisiejszych karmicieli wyraznie zapowiada danie dnia. „Zemsta
Dziada”. Mimowolnie, nie wiedzac dlaczego, zaczynam sie zastanawiac,
czy Kolega Radgast mnie lubi i czy nie podpadlam mu w jakikolwiek
sposob w przeszlosci. Chyba nie…

– A jak… coz… obsluga? Jest Kolega zadowolony? Moze zaskoczony?

I wlasnie w tym momencie dobiega mnie chrypliwe, starcze, aczkolwiek
nie pozbawione energii i optymizmu:

– Uszanowanie! Niedlugo otwieramy garkuchnie!

Odwracam sie wiec w kierunku moich rozmowcow, zeby przeprosic ich na
chwile, ale… ich juz dawno tu nie ma. Nawet nie widze dokad poszli
– musieli sie wyjatkowo spieszyc. Lecz Koledze Radgastowi wydaje sie
to wcale nie przeszkadzac.

– Dziewka powinna zara sie pojawic. Zara zrobie rozenanie.

Ani sie nie obejrzalam, a juz rozpoczelo sie wyszukiwanie klienteli.

– Widze, ze moj ulubiony smakosz sie pojawil, mimo ze wasc elf.

I za chwile:

– Lece po opal. Nie rozchodzta sie!

I jakby rzeczywiscie nagle wokol mnie pusty plac zaczal tetnic zyciem
– w kazdym razie zyciem Kolegi Radgasta. Z drugiej jednak strony mimo
tego widze, ze plac dosc szybko zaczyna rowniez pustoszec – zdaja sie
tu przewidywac co sie za chwile stanie. A moze z drugiej strony tak
mi sie jedynie wydaje…

Postanowilam zainteresowac sie tym razem „ulubionym smakoszem, mimo
ze elfem”:

– Jak widze, pomimo rozmaitych dolegliwosci, perspektywa wlasnej
dzialalnosci dodaje sil. Jak Kolega ocenia ta inicjatywe?
– Raczej perspektywa monety, ale inicjatywe bardzo pochwalam.
– Doradzalby cos Kolega organizatorom tej garkuchni?
– Lepsze miejsce. I chyba tyle.
– Czy spotkal sie Kolega rowniez z oferta napitkow?
– Naturalnie. Ma piwo.
– Tylko piwo? Rozne marki?
– Innych napitkow nie pamietam.
– Kosztowal Kolega? Poleca?

Wbrew temu co mi sie wydawalo, pojawiaja sie ciekawscy, jak sie potem
okazalo, przybyli specjalnie na otwarcie garkuchni. Dzis, kiedy o tym
mysle, otwieram mimowolnie usta na wspomnienie – co jak co, ale slawa
garkuchni rozeszla sie szybko. W tym wlasnie momencie obok mnie staly
juz trzy osoby. A moze cztery.

– Do picia, co picia cos macie, ta?
– Naturalnie.
– Co daja?
– Znowu bedzie czestowanie?
– Zdajek sie ze jegomosc Radgast spac nie moze.
– Cos do jedzenia macie?

Przybywa sam zainteresowany.

– Witam, witam… Zara garkuchnie otwieramy!

I jak na potwierdzenie zywotny oberzysta natychmiast uklada ognisko i
zapala je. Kolejne wiazki chrustu sprawiaja, ze ogien jest wyzszy ode
mnie. Ognisko jest ogromne, czuc bijacy od niego zar. Na takim ogniu
mozna przygotowac prawdziwa uczte dla wielu osob. Bedzie palic sie
jeszcze bardzo, bardzo dlugo. Odsuwam sie z koniecznosci i przygladam
jak przygotowania nabieraja rozmachu wraz z wysokoscia plomieni.

– Cos do jedzenia macie? – powtarza ktos zainteresowany.
– Natauralnie! Polecam Zemste Dziada.
– Sadzac po rozmiarze ogniska, dzialalnosc ma wielki rozmach. – chce
zapytac, ale moj glos niknie w ogolnym rozgardiaszu. Nawet trzymany
przez Radgasta gwarek ma nagle wiecej do powiedzenia ode mnie.
– Zemste Dziada? – pyta ktos.
– Czym jest twoje nowe danie? – interesuje sie ktos inny.
– Daaaj miedzfriiil naaa winiaka. – perswaduje gwarek Radgasta.
– Delikatne miesko podane na ostro w sosie pomidorowym. Palce lizac!

Rosnie ogien, rosnie rowniez zapas drewna. Udaje mi sie przecisnac
przez po czesci glodna po czesci zaciekawiona cizbe do gospodarza.

– Czy stali klienci wiedza o terminach otwarcia i spodziewacie sie
zawsze kogos konkretnego? – pytam rzeczowo.
– A jakie miesko? – wchodzi mi w slowo ktorys z klientow.
– I tak nie mam za co zaplacic… – biadoli inny.
– Czym zaplacic?
– Kurczaczek… – odpowiada rzeczowo Radgast.

Uskakuje przed stawiana obok solidna i wyraznie pelna beczulka. Tam,
gdzie jeszcze przed chwila stalam pojawia sie blat nakryty bialym
koronkowym obrusem. Gdzies w ferworze wielbicieli garkuchni zgubilam
czapke w trakcie walki o zycie w scisku i zgielku. Oczywiscie dawno
juz zdazylam zapomniec o swoim pytaniu. Wspomniany „ulubiony smakosz
chociaz elf” posyla mi szeroki usmiech. O malo co nie wpadam na kogos
innego, chyba tego ubolewajacego nad pustym mieszkiem klienta.

– Ach, ta dziewka, niezgula, spoznia sie do roboty…

I za chwile:

– A klientela sie garnie. Kto pierwszy?
– A piwko jakie? Jakies ciemne? Moze porter?
– Poratrililluj…trrril…
– Porter Krasnoludow z Mahakamu. (tu Radgast wskazuje beczulke, przy
okazji takze mnie, dyszaca z wrazenia i osuwajaca sie po wypalonym
na niej symbolu Klanu Ar’Troth).

Mimo to nie poddaje sie! I pytam:

– Zatem nowiny o dzialalnosci roznosza sie? Czy stawia Kolezenstwo
na tak zwany marketing szeptany rowniez, czy liczy na srodki
masowego przekazu?
– Jak widzita, oglaszamy sie. – odpowiada mi Radgast, a ja wreszcie
mam co notowac – A garkuchnie otwieramy roznie. Nie ma stalej pory.
– Miedziiaka nagwriiik… winiaaka. – dodaje gwarek.
– Od czego to zalezy?
– Od ludzisk i nieludzisk, za przeproszeniem wielmoznej. Od tego czy
sie zjawia… I tez od tego czy czas sie znajdzie, czy towar sie
zdazy sprowadzic…
– Sprowadzic? Jakie Kolezenstwo ma zrodla? Dostawcow?
– Rozne. Zeby daleko nie szukac, Krasnoludy portera nam waza –
wymiajajaco odpowiada Radgast i wskazuje wyrob mahakmskich bednarzy
(oraz browarnikow), po czym natychmiast dodaje – Ale obiecalem
wielmoznej darmowa degustacyje… Wiec od czego zaczniemy? Moze
cosik nalac do picia?
– Sral pies takaaaa dole.
– Cichaj, ptaku czarny!

W ognisku peka galaz, totez uznaje za stosowne odskoczyc i skrajnie
zestresowana wpadam nieomal na… Kolezanke Sesill. Nie uchodzi to
uwadze samemu Koledze Radgastowi.

– No, jestes dziewko!
– Jestem wujeczku… jestem.
– Do roboty! Trza gosci obsluzyc, lokal ogarnac!

Musze przyznac, ze zdazylam zapomniec, ze znajduje sie w publicznym
miejscu w centrum Novigradu. Poprawiajac odruchowo juz nie posiadana
czapeczke pytam:

– Rozumiem, ze to interes… rodzinny?
– Tak, ale w przyszlosc jak sie powiedzie to moze i zatrudnim nowych
pracownikow. Ale my tu gadu, gadu… A nikt nic nie zamowil.

No wlasnie – ogien sie pali, Kolezanka Sesill przykladnie sie krzata,
a klientela, wciaz liczna, w pierwszym szeregu trzyosobowa milczaco..
a jednak nie, nagle zaczyna sie ozywienie.

– Zapytaj, dziewko, wielmozna Tune co sobie zyczy.
– Co podac?
– To poprosze twoj specjal i piwko. – wchodzi mi ktos w slowo.
– Moze przystawke jakas. – decyduje z kolei ja.
– Dobra, niech bedzie elf najpierw… – wyrokuje Radgast.
– Panieneczka poczeka, siednie sobie i poczeka. Umile czas rozmowa.
– obiecuje mi Sesill – Dobrze wujeczku?
– Daj miiiedzi… naaa winiaaaka.
– Zaproponuj wielmoznej ozorki w pomidorach. – podpowiada gospodarz.
– Czy stosujecie jakies metody nawolywania? Naganiania? Sprawdzone?
– walcze o kolejne pare slow do artykulu.
– Miedzia… na wililiniaka. – tym razem przerywa mi gwarek.
– Co podac panie? Moze ozorki? – pytany jest elfi smakosz.

Mimo to nie czuje sie porzucona – zdecydowanie nie sposob czuc sie tu
osamotniona. Wrecz gnom nie moze skupic swoich mysli posrod – teraz
dopiero zwracam na to uwage – chronicznego kaszlu, kataru, a takze i
pochrzakiwania… obslugi. Coz, zima…

– Przednie jadlo! Zimne piwo! Mocna gorzalka! Garkuchnia „Pod
Ostatnim Miedziakiem” zaprasza! – odbija sie echem glos Radgasta.

Jako ze byla to (na swoj sposob) odpowiedz na moje poprzednie pytanie
zadaje kolejne:

– W takim razie prosze powiedziec jak do tej pory ukladal sie
interes. Zapewne poczatki byly ciezkie?
– Danie dnia. Ta… Zemste Dziada. – odzywa sie kolejny z klientow.
– Juze gotuje!
– Wujeczku, bedzie danie dnia… – i tu przed nosem mija mnie
podawana z rak do rak obslugi karteczka.
– Tak, slyszalem. Sluch mam jeszcze dobry.

Wzdycham w duchu zawiedziona, ale jednoczesnie pelna uznania – tutaj
naprawde sa klienci, gwar, ruch i – jak juz zdazylam uslyszec w
podobnych kregach – zapieprz. A’propos pieprzu i przypraw – licze te
wylozone obok wujeczka – kucharza. Szesnascie torebek, prawdziwa
symfonia zapachow. Tuz obok wylozone miesiwa. Taka iloscia wykarmic
by mozna bylo pol dzielnicy! Przechodza kolejni przechodnie – zarowno
podrozni jak i mieszkancy. Czesc z nich wszakze rusza dalej.

Przygladam sie obsludze garkuchni – jedno niemal zongluje przyprawami,
chrzaka, drugie non stop dyga, usmiecha sie, kreci sie wokol kilkorga
zgromadzonych gosci, troche pokasluje, jednak dzielnie radzi sobie.

– A tymczasem moze pan.. – zagadywany jest kolejny klient – spocznie
sobie.
– Psia mac, gdzie chrzan?
– Zara wroce.
– To moze umile czas piosenka?

To. Moze. Umile. Czas. Piosenka. – to najbardziej brzemienne w
skutkach piec slow w czasie calej mojej wizyty w tej garkuchni – lecz
nie z powodu jakiegos nieudanego wykonania, co to to nie, gdyz Sesill,
ktora to zaproponowala nie zamienilabym nawet na stu rzecznych bardow
z gangu umilajacego czas podroznym rzecznymi szkutami. Raczej bylo to
skutkiem doprowadzajacym do pasji i szalenstwa uporu z jakim piosenka
ta walczyla z okolicznosciami pietrzacymi sie wokol uwijajacych sie w
swoich powinnosciach obecnych. Tak czy owak – jakkolwiek moze to byc
przez Was, Czytelnikow, interpretowane, jednak zaswiadczam wyraznie –
nie znajdziecie chyba lokalu, w ktorym publicznosc jest tak zabawiana
spiewem. Moze 'Bialy Kiel’ a i tam nie zawsze!

Podsumowujac, tam gdzie inni dopatrywali sie wlasnego niedowierzania
i reagowali wstepnym pokpiwaniem, ja doszukalam sie pierwszego duzego
plusa dla tego niezwyklego duetu – naprawde pomysleli o wszystkim.

Nie wyprzedzajmy jednak faktow. Podswiadomie z poczatku chcac jednak
uniemozliwic Sesill rozwiniecie skrzydel Muzy, zagajam:

– Czym Kolezanka zajmuje sie podczas dzialalnosci garkuchni?
– Ajaj, chrzanu nie ma! – dobiega mnie glos wujaszka.
– Podaje wszystko i umilam jedzenie…
– Co robic… Co robic… – dobiega mnie od strony braku chrzanu.

Tymczasem zarowno piosenka jak i ja przegrywamy z obowiazkami. Sesill
bowiem wyklada… czego tam nie ma – ogorki, kapusta, salata, cebule,
buraki, kalafiory, dynie, pietruszki, kalarepy, pomidory, ziemniaki..
Naprawde hurtowe ilosci. W zimie!

Moze sie tym kims naraze, lecz widzialam raz czy dwa zaopatrzenie dla
oslawionego i chwalonego wczesniej 'Bialego Kla’ i musze to napisac –
na wlasna odpowiedzialnosc – Przegrywacie, polelfi przyjaciele.

Coraz rzadziej slysze o chrzanie, najwyrazniej jakos przezwyciezono
jego brak. Radgastowe pochrzakiwanie miesza sie z mila wonia miesiwa,
przypraw oraz… w koncu opiekanego miesa.

– To moze umile czas oczekiwania piosenka?

Kiedy nie mozna z czyms walczyc, nalezy to wspierac. Wiec slysze sama
siebie:

– Prosimy.

Jedyna potencjalna Truwerka w promieniu wielu metrow jednak usmiecha
sie niepewnie.

– Dobrze wujeczku?

Gwar milknie, nawet tubylcy. Wszyscy, jak jeden przyslowiowy maz,
spogladamy na krzatajacego sie wujeczka.

– Dla Periodicusa… – palnelam, pamietam to jak dzis.
– „Byla sobie raz mala myszka biala cala…” – zaczyna Sesill
– A co do picia, pytalas?
– Ach, stara dobra fontanna! – slysze z tylu.

No i po wystepie.

– A co do picia? – rozpoczyna sie ankietowanie licznych zebranych.
– Piwo.
– Porter.
– Pan klient chce portera wujeczku.
– Moze wielmozny wstac z beczki? Lepiej przy ognisku usiasc.

Ktorys z klientow, rzeczywiscie siedzacy na beczulce, daje sie z niej
spedzic.

– Wujeczku… – rozpoczyna sie szarpanie za rekaw. Mieso dochodzi.
– Psia mac! Rozlalem przez ciebie, niezgulo!
– Sraal pies taka…rliii dole…triiili.

Najwyrazniej istnieje jakis standard postepowania w razie denerwowania
wujaszka – nawolywanie, gdyz tym sie wlasnie zajmuje Sesill.

– Dobre! Tanie! Jadloooo!
– Piwo podaj, wielmoznemu elfowi! – przerywa wujaszek.

Jak sie domyslacie, tym razem przed nosem mija mnie gliniany kufel z
piwna piana na wierzchu.

– Bedzie z lekka przysmazone. – stwierdza skromnie nasz dobrodziej.
– No to moze zaspiewam.

Reakcja Kolegi Radgasta jest natychmiastowa.

– Hej, ludziska i nieludziska! Najlepsza garkuchnia w miescie
zaprasza!

Natychmiast jednak przerywa, by z czapka w rece uklonic sie nastepnej
nowej klientce.

– Witamy, witamy…
– W koncu otwarte!
– Drogie to pewno.. – przypomina o sobie wiernie trwajacy na miejscu
tkwiacy tu od poczatku, milczacy do tej pory klient, ludzki mezczyzna
– ten, ktory wczesniej narzekal, ze „i tak nie ma, czym zaplacic.”
– Znow podatki podnosza w Temerii. I jak ma mi sie cos oplacac? –
wtoruje mu ktos inny z daleka.

To mi przypomina, ze mialam pozniej zapytac o ceny – niskie nie sa…

– „Byla sobie raz mala myszka biala cala…”
– Danie podaj. Potem pospiewasz. Nie grzeb sie!

Na razie zwracam sie do ktorejs z nowoprzybylych osob. W koncu to, ze
przyszly pozniej nie znaczy ze nie przyszly w ogole.

– Witam. A wiec nie po raz pierwszy „Pod Ostatnim Miedziakiem”?
– Drugi raz! – dostaje entuzjastyczna odpowiedz.
– O sosie pomidorowym zapomnilas! – slysze w tle – No…
– Co Kolezanka sadzi o tej inicjatywie?
– Juz.. juz dalam. Wujeczku.
– Ma pan w koncu tego urodziwego parobka? – interesuje sie klientka.
– Dobre pewnie? – indaguje Sesill klienta, tym razem Kolege elfa.
– O wa! W garnku! Wlasnie sie gotuje! – odpowiada juz sama nie wiem
komu Radgast.
– Nie jest zle, ale mogloby byc lepiej. – odpowiada mi rozmowczyni.
– Co podac panieneczce? I do picia co? – wchodzi mi w slowo Sesill.

I za chwile do wujaszka

– Dobrze?

Wyglada na to, ze chyba moja kolej…

– Wspominalam o przystawce i… moze cos bez alkoholu, poprosze.
– Panieneczka chce przystawke i cos do picia bez… bez tego nooo…

Dostaje do rak… cos, czego ogladanie sprawia, ze dowiaduje sie
wiecej o stworach pokoniunkcyjnych. Przypominaja mi sie rozmowy,
ktore prowadzilam w trakcie oczekiwania na garkuchnie:

„Niekonwencjonalna kuchnia Radgasta jest ciekawa… jednak
niebezpieczna.”

„- Wiec odwaga, wizjonerstwo kulinarne, lamanie szablonow, uprzedzen?
– Wlasnie zdefiniowalas potrawke z ozorkow ghula w sosie pomidorowym.”

I wlasnie w tym momencie wrecza mi sie pomidora…

. ,_, ,_, .
. (o,o) KONIEC CZESCI PIERWSZEJ (o,o) .
|./)_) (_(\.|
| ” ” ” ” |
o—————————————————————————–o
>
>
Zatytulowano: „Pod Ostatnim Miedziakiem” – cz. 2

o—————————————————————————–o
| [] [] |
| ][ Z CYKLU ][ |
| _ __ ___ __ ____ _ _ |
| | |_/ / /\ | |_) / /` / / | |\/| \ \_/ |
| |_| \ /_/–\ |_| \ \_\_, /_/_ |_| | |_| |
| __ _ _ __ _____ __ |
. ( (` \ \ /| | / /\ | | / /\ .
. _)_) \_\/\/ |_| /_/–\ |_| /_/–\ .
][ ][
_/^^^[]^^\ /^^^^^\ /^^^^^^^^\ /^^^^^^\ /^^^^^\ [] /^^\
| ][ ^ ^^^^^ ^^ ^^^^^ ^^][^ \_
/ [] [] |
< (][) (][) >
< / / / / / \ ( __ ___ ___ ( ___ (___ ___ ___ >
> | )| )| )|___)| )| | )| )| | ) < > |__/ |__/|| | \ |__/ |__ | / | / | |__/| >
< __ __ >
\ / | | / | / / / /
/ (___| ___ ___| ( | ___ (___ ___ (___ ___ _ _ < | | | )| ) | )|___ | | )| | )| | | ) \ > | |__/ |__/ |__/ __/ |__ |__/||__ | / | | / >
\ >
| /|/| / | / / / /
| ( / | ___ ___| ___ ___ ( ___ _ _ < / | )| |___)| ) __/ | | )|___)| |___)| | ) >
< | / | |__ |__/ /__ | |__/|| \ | |__ | / | \ < / >
| /
\ /^^^^\ /^^\ /^^^^^\ /^^^\ /^^\ /^\ /^^^^\ /^^\/
^^^^ ^^^ ^^^^ ^^^^^ ^ ^ ^^^^ ^^

CZESC DRUGA

Uswiadomienie sobie owej niekonwencjalnosci, ktora szczerze sie
zachwycalam w calkiem nieodleglej przeszlosci przypomnialo mi,
ze pomimo zimowej aury jest mi znowu duszno i parno – rzecz jasna
zwlaszcza teraz, gdy rozwazalam na temat tych swoistych pionierskich
podrozy i wypraw odkrywajacych nowe kulinarne lady.

Mimo wszystko i wbrew pochodzeniu to, co dostalam wydawalo sie byc po
prostu jadalne. Ozorki ghula? A co! Czy nie jada sie rownie dziwnych
wynalazkow w innych krajach i w innych kulturach? Im bardziej sie
rozgladalam wokol siebie, tym bardziej sobie uswiadamialam, ze jestem
w Redanii i trzymam przed soba danie niezwykle, niekonwencjonalne i
oryginalne.

I – uwaga! – naprawde jadalne.

Z pewnoscia chcielibyscie przeczytac o tym, ze je zjadlam i zyje, ale
nie – nie mialam na to przygotowanego zoladka. Czulam sie poza tym –
moze i nieoczekiwanie oraz zdradliwie, ale jednak, po prostu bardzo
najedzona.

Moje odkrycia jednak nie byly podzielane przez osoby z mego otoczenia,
gdyz nie mieli najwyrazniej takich samych jak ja przemyslen o wlasnym
apetycie. A wszystko miedzy innymi przez to, ze moja rozmowczyni, gdy
odpowiadala mi na pytanie przyznala, ze inicjatywa tej garkuchni nie
jest zla, ale moglo byc lepiej.

Wlasnie to wywolalo pierwszy tego wieczora zgrzyt na linii niezawodna
do tej pory obsluga – klient:

– Lepiej? Lepiej?! Ja tu prawie za darmo ludziska poje i karmie!
– Bardzo dobre byly tu pieczone ziemnaki. – przyznaje klientka.
– I cos do picia tak? – zostalam zapytana przez Kolezanke Sesill.
– Moze amulet magiczny? Masc na potencje? A moze masc na szczury?
Ale juz mi sie skonczyly… – slysze kogos zyczliwego w sasiedztwie.
– A wlasnie nalicz dwanascie zlociszy, wielmoznemu elfowi. – dobiega
mnie polecenie niczym echo argumentow broniacych prawie darmowej
oferty „Ostatniego Miedziaka”.
– Panie… panie elfie… sie nalezy dwadziescia zlotych monet.
Zjadles pan?

I za chwile:

– Dobrze wujku?
– Naturalnie. Zasluzylas na napiwek, dziewko.

Przyznacie sami, ze nie wszedzie uwzglednia sie napiwek dla obslugi –
nie trzeba myslec ile dac od siebie.. jednak czuje sie w redaktorskim
obowiazku poruszyc ta kwestie.

– Nie moge nie zauwazyc, ze ceny sa ekskluzywne, poprosze o
komentarz…
– To moze ja zaspiewam.
– Macie rozmienic z mithryla?

Kolejny raz sie okazalo, ze pieniadze rozbijaja sztuke.

– „Byla sobie raz mala myszka biala cala…” Z ilu?
– Poooratrilillujta kallllekriiik. – podpowiada gwarek.

Tymczasem ja, nawykla juz do pierwszej linii szlagieru z „Ostatniego
Miedziaka” zaczynam rozumiec dlaczego spokojny, ani nie robiacy
zamieszania z powodu napiwku elfi smakosz jest tutejszym ulubiencem.
Oczywiscie wzmianka o mithrylowej monecie ponownie sprawila, ze nadal
nie poznalam drugiej linijki utworu.

W tym czasie na tle sesillowych zapewnien „mozna mi ufac panie zloty,
dobrodzieju kochany” dotyczacych rozmienienia powierzonej mithrylowej
monety u sasiadow prowadzacych okoliczne sklepy sam Radgast wprowadza
mnie w meandry ekonomii gastronomicznej:

– Ceny wcale nie sa eksluzywne… Wszystko kosztuje, droga pani.
– A sasiadce wczoraj Mruczus zdechl, chudzinka. No ten w bialych
skarpetkach z naderwanym uchem. Ponoc strasznie smierdzial. –
przychodzi mu na odsiecz znajdujaca sie wsrod nas mieszczanka.
– A poza tym dziewce sie nalezy napiwek. – dodaje gospodarz.
– Rozumiem oczywiscie. Zatem napiwek jest wliczany w laczna cene?

Musialam jednak popelnic faux-pas, stawiajac sie tak licznemu gronu,
gdyz w odpowiedzi otrzymalam jedynie ponure spojrzenie podejmujacego
mnie Kolegi Radgasta, wyrazny zawod w oczach jego pomocnicy, ktora az
z wrazenia pomylila mithrylowa monete z miedziana… w oczy tubylcow
juz sie balam spojrzec. Chyba zapominam, ze Novigrad to badz co badz
miasto kupieckie. Z opresji wyciaga mnie na szczescie Sesill, ktora
rozladowuje atmosfere:

– A to ni ta juzem myslala ze pan szanowny chcial oszukac.. prosze o
wybaczenie i ide rozmienic. To ja pojde wujeczku!
– Ach, stara dobra fontanna! – mowi ktos z ulga.
– Napiwek to napiwek. Wielmozny elf ma gest. Nie mo co rozprawiac,
trza chwalic. – kwituje Radgast – Pedz dziewko! Huk roboty jest! –
i rozpoczyna sie nawolywanie – Przednie jadlo! Zimne piwo! Mocna
gorzalka! Garkuchnia „Pod ostatnim miedziakiem” zaprasza!

Czujac sie socjalnie przygwozdzona zmieniam obiekt zainteresowania na
hojnego elfa.

– Najwyrazniej danie dnia zasmakowalo?
– Juz mam! – tradycyjnie ktos wszedl mi w slowo. To Sesill powraca z
reszta.
– No.. Kaczka ktora kiedys jadlem tutaj byla lepsza. – przyznaje moj
rozmowca.
– Prosze ocenic, smak? Doprawienie?
– Raz… dwa… trzy… cztery… piec… – rozpoczyna sie wydawanie
reszty.
– Ej ty tam! Zamawiasz cos? – pyta w tle Radgast.
– Szesc…
– Poprosze o datek…. – anonimowy glos rozlega sie obok mnie.
– Siedem… osiem… dziewiec… dziesiec…
– Szybciej! Bo nam klienty uciekna.
– Poratrilujta kaagrrrik.
– Pozniej jedenascie? – pyta Sesill swojego wujeczka.
– Tak, tak…
– Ciekawy, przyjemny smak. W przyprawach… – odpowiada mi klient,
najwyrazniej korzystajac z zapowiadajacego dluzszego wolnego czasu.
– Ja tez! Ale chrzanu nie bylo. Normalnie podaje z chrzanem. –
zalamuje rece nasz gospodarz.
– Osiemnascie…
– No widzisz. Musisz sie nastepnym razem przygotowac.
– Dziewietnascie…
– Bylem pewien ze chrzan mamy.
– Wrocmy do warsztatu Kolegi. – przerywam – Zauwazylam, ze nie dal
sie Kolega odciagnac od pieczenia, pomimo obaw o przypalenie. Zdjal
potrawe Kolega gdy dopiero uznal za stosowne. Czy ta potrawa wymaga
rzeczywiscie takiego wyczucia? Musi byc trudna.
– Oczywiscie! Trza umiejetnosci i doswiadczenia by piec takie
specjaly! Dziewko! Co sie obijasz?!

Godziny szczytu „Pod Ostatnim Miedziakiem” chwilowo zatrzymaly sie –
przy ognisku kladzie sie jeden z bywalcow lokalu, a z drugiego konca
placu dobiegaja odglosy utarczki. Wsrod wymienianych nastepujacych po
sobie liczebnikow towarzyszacych wydawaniu reszty po jednej monecie
wracam do rozmowy z gospodarzem garkuchni:

– Musi miec Kolega za soba stosowne przeszkolenie, gdzie nabieral
Kolega swego doswiadczenia i gdzie pobieral nauki?
– Prosze wielmoznej… Wszystko sie zaczelo od tego, ze sam nieraz
glodu zaznalem. I nieraz nie stac mnie bylo na karczmy. Trza bylo
sobie radzic. No i w niejednej kuchni sie bylo… Zycie mnie tego
nauczylo. Jak wszystkiego. Tera sam karmie i poje glodnych i
spragnionych.
– Czterdziesci i dziewiec…
– Po przystepnej cenie, zeby nie bylo?

Mimo wszystko jednak kwituje milczeniem uslyszane slowa. Wydaje sie,
ze po tym co wiemy na temat oslawionego dziada proszalnego, zasluzyl
on na szanse, jaka daje rynek, a ktora wykorzystuje.

– Zauwazylam brak pelnego menu, co Kolezenstwo jeszcze oferuje?
– Daj mililedziaka na wiiniaka. – wchodzi mi w slowo gwarek.
– Wyslalem wielmoznej menu. Ale moge opowiedziec, czemu nie.

No tak, rzeczywiscie – menu zalega gdzies w korespondencji. Sama sie
ganie za brak profesjonalizmu, a ciesze jednoczesnie z mozliwosci
wysluchania jego autora.

– Piecdziesiat i osiem… A ile ja to mam dac wlasciwie?
– Osiemdziesiat zlotych monet. – podpowiada usluzny klient (mimo ze
elf).
– Mamy zajaca w buraczkach, Kura po zlodziejsku, Marcowy Przysmak.
Kaczka w piwie juze troche kosztuje… Ale niebo w gebie, powiadam!
– Szescidziesiat i cztery…
– Kiedys robilem tez ryby. Robie swietnego Lososia Proroka Lebiody..
– Szescidziesiat i osiem…
– Dlaczego juz nie?
– Szescidziesiat i… i… dziewiec…
– Bo ryby drogie sa. I nie zawsze mozna dostac dany gatunek.
– Siedemdziesiat i druga! – slysze coraz wieksza pewnosc siebie ze
strony Sesill. Usiluje nie zwariowac i pytam dalej:
– Widze, ze finanse sa traktowane drobiazgowo.
– Bardzo drobiazgowo. – potwierdza elfi bywalec.
– No pewnie – dodaje Kolezanka Sesill – przeciez zaufanie…
– Gdzie pieniadze? Dwanascie zlocisza? Napiewek mozesz zatrzymac. –
wtraca sie Radgast.

Swoja droga, gdzies przegapilam moment zakonczenia wydawania reszty –
naprawde co do zlotej monety! Dobrze, ze wystarczylo zlotych monet i
nie trzeba bylo sie uciekac do drobniejszego bilonu.

Nagle, kiedy juz zaczynam sie obawiac, ze nic sie nie zdarzy godnego
odnotowania, do naszej garkuchni przybywa nowa klientka. Elfka.

– Truskawki.
– Ni. Sesill, ale moze cos kupi panieneczka z naszej oferty?
– Garkuchnie tu prowadzim! A nie truskawki! – wtoruje nieco bardziej
oburzony Kolega Radgast.
– Truskawki.
– Jakie… truskawki panieneczko, my tu sprzedajemy gotowe dania.
Polecamy…
– Zemste Dziada. – podpowiada natychmiast Dziad… pardon, kucharz.
– Zemsta Dziada. – wtoruje Sesill.
– Chce truskawki.

Twarz nowoprzybylej jednakze tezeje gniewnie i klapie ona dziko zebami
na nasza pomocnice. Zdecydowanie schowalabym sie za Radgasta – gdyby
nie fakt, ze jest tam juz zajete wlasnie przez Sesill.

– Nie… nie mam. Moze sliweczke? – i do mnie – Panieneczka notuje.

Dopiero teraz zauwazam i sliwki i jablka roznych gatunkow, gruszki, a
nawet winogrona. Och, drogie Kolezenstwo z 'Bialego Kla’, bylibyscie
dumni…

Tymczasem klientela wyraznie wspiera gospodarzy w konfrontacji z
nowoprzybyla.

– Pani se zyczy cos?
– A ta to skad wypuscili…
– Polecam owoce dzikiej rozy.
– Nie zapomnij zajrzec na targ. Zamorskie specjaly jakich nigdzie nie
ujrzysz.

W koncu problematyczna milosniczka truskawek odchodzi. Klientela
„Ostatniego Miedziaka”, jak w tym momencie zauwazam, ma niebywaly dar
do natychmiastowego zmieniania tematu…

– Dobrze, ze chociaz ten ogien za darmo…
– Zglaszam skarge. Tyle tu siedze i nikt mnie nie obsluzyl.
– Dziekuje za wspaniala pieczen. Z najprawdziwszym smutkiem musze sie
oddalic.
– Zapraszamy ponownie!

Korzystam z okazji dostarczonej przez najnowsze perypetie i pytam:

– No wlasnie, czy wegetarianie rowniez znajda tu cos dla siebie?
– Eee… wegetarianie… Nie, to porzadna garkuchnia…
– Najwyrazniej wlasnia na ta odpowiedz czekala klientka. – mowie.
– Dziewko, do roboty! Klientki czekaja!
– Ciepnela mnie jak lalka… jakas, jak scierka… – biadoli Sesill i
szczerze mowiac nie dziwie sie, na szczescie pomocnica w garkuchni juz
zbiera sie w sobie:
– Co podac? Moze danie dnia? Jak panieneczka nic nie kupi to mi sie
jeszcze…
– Nie jestem panieneczka… I nie wycieraj nosa w ubranie. Tak nie
przystoi kobiecie. – ripostuje klientka.

Tymczasem jestem zagadywana przez gospodarujacego Radgasta:

– Na poczatku przesladowala nas jedna elfka! Gasila nam ognisko! Piec
nie bylo jak! Ale lekko nie ma. Nie raz sie ludziska w ogole nie
zatrzymuja. Nieludziska tez. Ale potem zasmakowala w mojej kuchni…
– Nie moge nie zauwazyc, ze straz miejska nie ingeruje, ale… daje
tez Kolezenstwu spokoj. Czy miasto popiera taka prywatna inicjatywe,
czy pod tym wzgledem poczatki byly rowniez nielatwe?
– Tanie! Dobre! Jedzenie! – krzyczy Sesill. Zastanawiam sie, czy jest
to jakas zorganizowana akcja na rzecz mojego nie-dokanczania-pytan-
ktore-sa-nie-do-konca-wygodne.
– Obsluga jest niemila. – niezadowolona klientka chyba dopiero teraz
uswiadomila sobie, ze pracuje dla prasy. Juz mam cos powiedziec, gdy:
– Pobili mnie… a teraz, a teraz obrazaja. – lka Kolezanka Sesill.

Juz mam cos i na to odpowiedziec, gdy…

– Poooratuj… kaleke.

Przylapuje sie na ocieraniu oczu ze zmeczenia. Moze Radgast wymyslilby
rowniez potrawe z wlasnego gwarka? Wreszcie sam Radgast wyrozumiale
nawiazuje do mojego pytania:

– Trza umiec pociagnac za rozne sznurki… Co tu duzo gadac. Poza tym
kto by sie przejmowal nami, maluczkimi. Dziewko! Zamawiasz cos?
– Niby gdzie cie obrazam?
– No to moze ja zaspiewam…
– Bylas nieuprzejma dla klietna.
– „Byla sobie raz mala myszka biala cala…” Klienci kupuja. A
panieneczka to raczej ni.

Sluchajacy tego Radgast zaczyna rwac wlosy z rozpaczy. Ja takze mam na
to ochote – czy ta piosenka naprawde nie ma drugiej linijki?

– Chcialam kupic, ale nikt mnie nie chcial obsluzyc.
– Ja wielmozna obsluze. – chrypi juz Radgast – Co podac?
– Pewnikiem czeka panieneczka jak w ferworze cos za darmo wpadnie.
– Ja to bym kupil… – wzdycha zapomniany klient lezacy przy ognisku
– jakbym za co mial…
– Jak mialam obslugiwac jak mnie elfka o brak truskawek bila?
– Moim cierpieniom nie widac konca… – duma lezacy przy ognisku.
– Co zwrocilo uwage Kolegi w asortymencie garkuchni? – pytam go, gdyz
przeciez do tej pory nie mialam sposobnosci.
– Skocz po chrust to moze jakas bulke dostaniesz. Dobrze wujeczku?

Taaak… dlaczego mialabym dokonczyc jakakolwiek rozmowe!?

– My biedota musimy sobie pomagac.
– Skoczyc to moze nie skocze… Ale jakos sie dotargam…
– No to idz.
– No to ja zaspiewam.

Czuje, ze juz wszystko mi jedno. Wlasciwie to perspektywa poznania tej
legendarnej juz drugiej linijki sesillowej przyspiewki jest tez rownie
kuszaca. Sesill bierze oddech, napiecie siega zenitu i…

– Dostala panieneczka soczku?
– Sralll pies taka dollle.
– Tak, pomidorowego. – odpowiadam slabo.
– Elf oddal kufel? – wtraca Radgast.

(pelne konsternacji milczenie)

– Nijak.
– Zlodziej. – i do mnie – Pisze panieneczka ze kradna.

Ale jak to? Ulubiony smakosz mimo ze elf? Obok przechodza straznicy –
sadzac po ich reakcji, a raczej jej braku, „Pod Ostatnim Miedziakiem”
rzeczywiscie nie wchodzi w sklad ich rewiru.

– Chyba sobie dzis podaruje. – oswiadcza zawiedziona klientka –
Do widzenia.
– Jak rozumiem – pytam – takie incydenty sa wliczone w rachunek
zyskow i strat.
– Ehe… Lekko nie ma.
– To ja pojde zwolywac gosci – wzdycha Sesill – Dobre! Tanie! Jadlo!
Mila obsluga!

Kolezanka Sesill opuszcza nas celem wykonywania swoich obowiazkow (jej
„Dobre! Tanie! Jadlo! Mila obsluga!” dobiega nas z oddali), natomiast
w tym czasie:

– Cosik jeszcze upichcic? Winna wielmozna wszystkiego sprobowac.

Trzeba przyznac, ze wzbudzamy zainteresowanie. Brodaty koscisty kupiec
patrzy na nas chytrze wietrzac jakis interes. Wraca rowniez Sesill.

– Siedz tu! Potrzebna jestes!
– Nie spiewac?
– Nie tera.
– Moze cos z owocami? – proponuje i dodaje – Wspominal Kolega o tym,
ze goscil tu na przyklad Mistrz Cechu tutejszych Kupcow…
– Moze amulet magiczny? Masc na potencje? A moze masc na szczury? Ale
juz mi sie skonczyly… – tradycyjnie ktos mi przerywa.
– Dobre! Tanie! Jadlo! Mila obsluga! – dobiega z oddali…

Zgadnijcie czy dokonczylam zdanie… tak czy owak nieoczekiwanie Sesill
znajduje chwile. Rozmawiamy we troje.

– Mamy kuropatwe po krolewsku, nadziewana jablkami. .—.
– Zdam sie na Kolege, zatem niech bedzie. – i uparcie draze / . \
dalej – Wspominal Kolega o tym, ze goscil tu na przyklad Mistrz |\_/| |
Cechu Kupcow… Czy moze Kolega pochwalic sie innymi zacnymi | | /|
lub ogolnie milymi goscmi? .————————————–’ |
– Przede wszystkim dokarmiamy / ___ Na marginesie: wypowiedz Adamsona |
potrzebujacych. | / \ – Mistrza Cechu Kupieckiego |
– Bowiem sami wiemy co to | |\_. | |
glod. |\| | /| Osobiscie postawilem przed nimi |
– Otoz to. | `—’ | powazne zlecenie, przygotowanie |
– I bieda. | | posilku dla kilku osob. Pomidory|
– Potrzebujacych? – pytam – | | mozna umyc samemu, goraco niby |
Rowniez Mistrza Kupieckiego? | | zabija bakterie – tak twierdza |
– Jak zamawia i placi to | | uczeni. Ale ja mysle, ze nie |
rowniez. | | wszystko co zle zostanie w ogniu|
– Tak nie odmawiamy jadla | | zabite. Wiec przynioslem wlasne |
nikomu. Ale on nie jest | | mieso. Dziczyzna konkretnie. |
potrzebujacy, po prostu jest | | Z pewnego juz zrodla wiem, ze |
glodny czasem. Dobre! Tanie! | | mieso bylo swieze, a dziczyzna |
Jadlo! Mila obsluga! | | zdrowa. |
– Ehe. Tera dajcie mi pichcic.| | |
| | Wiec uwazam, ze jesli nie mamy |
Jednak ja jestem zdecydowana | | czasu a mamy kilka miedziakow, |
powetowac sobie dotychczasowe | | to mozemy zjesc przyprawione |
niepowodzenia w zadawaniu | | mieso upieczone. |
wiec, miast dac pichcic pytam: | | /
| |——————————-’
– Kogo mozna zaliczyc do \ |
zadowolonych klientow, ktorzy \ /
ubogaciliby artykul wlasnymi `—’
opiniami?
– To ja zaspiewam…

Tym razem reakcja kogos z obecnych w garkuchni jest natychmiastowa:

– Slyszeliscie, ze pare dni temu zmarla zona tego straznika z portu?
Byla cala opuchnieta. I podobno miala takie czarne plamy.

Zal mi sie zrobilo Sesill. Moze i ja nie jestem w stanie przebic sie
przez wrzawe, ale ona chyba nigdy nie zaspiewa drugiej linijki. A tak
dobry byl to pomysl, zeby umilac jedzenie… zrezygnowana Sesill wiec
wraca do mojego pytania:

– A bo to wiem? Nie przedstawiaja sie czesto ze imienia.
– Tego elfa co nam kufel ukradl… – zauwaza Radgast – Paru ny sie
jeszcze znalazlo.
– Wysili Kolega pamiec?
– Dobre! Tanie! Jadlo! Mila obsluga! – niezmordowanie krzyczy Sesill.
– Czy to wazne kto?
– To reklama Waszej garkuchni, zeby nie bylo.
– Ale w sekrecie powiem… Ze sam Hierarcha Kaspian zamawia u nas
Marcowy Przysmak.
– I to kilka razy czasem w tygodniu
– Doprawdy! – dziwie sie szczerze – Z czego sie sklada?
– A pamietasz goncow z Temerii? – podpowiada Kolezanka Sesill – Co dla
krola Foltesta…
– Pamietam, pamietam….
– Co oni zamawiali… Tez przysmak i jakies przystawki.
– Na uczte. – a do mnie – A z przepisami sie nie dziela. To tajemnica
szefa kuchni.
– Oczywiscie, szanuje to.
– A ten.. jak mu bylo, ten z tym no…
– Daniem dnia jest Zemsta Dziada – z satysfakcja wchodze w zdanie
Sesill – skad taka nazwa?
– Dobreeeee! Taaaaaanieeeee! Jadlo! Mila obsluga!
– To miesko na ostro.

Tymczasem moja kuropatwa wydaje sie byc gotowa.

– Juz podaje panieneczko. Z czym to podac Wujeczku?
– Zaproponuj piwo. Albo kozie mleko.
– Nie zapomnij zajrzec na targ. Zamorskie specjaly jakich nigdzie nie
ujrzysz. – podpowiada jakis entuzjasta kulinariow.
– Moze piwo? Albo kozie mleko?
– Poprosze mleko. Dziekuje.
– Panieneczka chce mleko.

I rzeczywiscie, otrzymuje swoj posilek. I mleko. W gustownym pasujacym
kubku. Przychodzi mi oczywiscie rozpoczac kosztowanie mojej potrawy –
goszczace mnie Kolezenstwo juz mi sie badawczo przypatruje…

Ha! Kuropatwa po krolewsku to moj pierwszy posilek „Pod Ostatnim
Miedziakiem”. I co? Smakowalo! POLECAM!

– Jak smakuje?
– Jestem zachwycona. – stawiam na szczerosc – Bardzo wizjonerskie
podejscie do fantazji na temat szeroko pojetego dzikiego drobiu.

Tymczasem juz zapomnianemu przeze mnie klientowi garkuchni, temu, co
nie mial czym zaplacic, udalo sie powrocic z nareczem chrustu.

– Ubogi czlowieku! Nakarmimy cie! Na koszt firmy!
– Cos drobnego… co laska… Zbiere jeszcze drwa na zapas.
– No, to podjedz chlebka zebys nie skapial. – czestuje go Sesill i
za chwile – Dobreeeee! Taaaaaanieeeee! Jadlo! Mila obsluga!
– Zara ci cosik upichce. – mowi Radgast – A wielmoznej dziekuje za
uznanie!
– To moze zaspiewam?

– A zaspiewaj. – nieoczekiwanie cieszy sie Radgast – Byle krotko.

I tak oto swiat wyplynal na delte muzyki wpadajaca do glebin talentu
Sesill. Spelniajac redaktorka powinnosc wobec przyszlych pokolen tej
garkuchni sprawozdaje niniejszym:

Sesill spiewa melodyjnie: „Byla sobie raz mala myszka biala cala…”
Sesill klaszcze.
Sesill kreci sie w kolko.
Sesill klaszcze.
Sesill tupie rytmicznie.
Sesill spiewa melodyjnie: „Ktora miala…” Nic ci wujeczku?

A niech to! Nasz kucharz i gospodarz poparzyl sie od ogniska. A bylo
tak blisko! Gwardzisci odchodza zawiedzeni, nawiasem mowiac gdzies w
miedzyczasie znika rowniez nasz glodny zaopatrzeniowiec, a ja walcze
ze lzami bezsilnosci.

– „Ktora miala nic ci wujeczku?” – pytam niepewnie dla niepoznaki.
– Nie, przyzwyczajonym do bolu.
– To ja zaczne od poczatku.

I tu wreszcie cos we mnie peka… i nie jest to bynajmniej posilek!

. ,_, ,_, .
. (o,o) KONIEC CZESCI DRUGIEJ (o,o) .
|./)_) (_(\.|
| ” ” ” ” |
o—————————————————————————–o
>
Zatytulowano: „Pod Ostatnim Miedziakiem” – cz. 3

o—————————————————————————–o
| [] [] |
| ][ Z CYKLU ][ |
| _ __ ___ __ ____ _ _ |
| | |_/ / /\ | |_) / /` / / | |\/| \ \_/ |
| |_| \ /_/–\ |_| \ \_\_, /_/_ |_| | |_| |
| __ _ _ __ _____ __ |
. ( (` \ \ /| | / /\ | | / /\ .
. _)_) \_\/\/ |_| /_/–\ |_| /_/–\ .
][ ][
_/^^^[]^^\ /^^^^^\ /^^^^^^^^\ /^^^^^^\ /^^^^^\ [] /^^\
| ][ ^ ^^^^^ ^^ ^^^^^ ^^][^ \_
/ [] [] |
< (][) (][) >
< / / / / / \ ( __ ___ ___ ( ___ (___ ___ ___ >
> | )| )| )|___)| )| | )| )| | ) < > |__/ |__/|| | \ |__/ |__ | / | / | |__/| >
< __ __ >
\ / | | / | / / / /
/ (___| ___ ___| ( | ___ (___ ___ (___ ___ _ _ < | | | )| ) | )|___ | | )| | )| | | ) \ > | |__/ |__/ |__/ __/ |__ |__/||__ | / | | / >
\ >
| /|/| / | / / / /
| ( / | ___ ___| ___ ___ ( ___ _ _ < / | )| |___)| ) __/ | | )|___)| |___)| | ) >
< | / | |__ |__/ /__ | |__/|| \ | |__ | / | \ < / >
| /
\ /^^^^\ /^^\ /^^^^^\ /^^^\ /^^\ /^\ /^^^^\ /^^\/
^^^^ ^^^ ^^^^ ^^^^^ ^ ^ ^^^^ ^^

CZESC TRZECIA

Trzeba chyba byc bywalcem „Pod Ostatnim Miedziakiem”, by doswiadczyc
tak wyrafinowanych tortur jak oczekiwanie na piosenke – zdecydowanie
jest to wada tego lokalu, choc nie moge sie jeszcze zdecydowac, czy
wina jest niewrazliwe na sztuke otoczenie, czy po prostu asertywnosc
Sesill. No chyba ze upijacie sie na miejscu (od dwoch zlotych wzwyz)
– wowczas faktycznie wydaje sie byc wtedy wszystko jedno. W kazdym
razie gdy po raz siodmy czy osmy wsluchuje sie pierwszy wers piosnki
Sesill, nie wytrzymuje i pytam jak najszybciej odciagajac tym samym
ja od kolejnej proby:

– Bardzo dopracowana choreografia. Specjalnie na potrzeby zabawiania
gosci garkuchni, czy jednak pasja realizowana niezaleznie?
– A tak sobie czasem lubie potancowac.
– My tu karmimy, poimy i bawimy. – dodaje nasz dzisiejszy karczmarz.
– Tanio dobre! – kolejne echa rozlegaja sie po placu.
– Jak to kozie mleko znajduje wielmozna?
– Jakie swieze. – przyznaje znowu szczerze.
– Sam doje kozy z ranca. Bo z ranca kozie mleko najlepsze.
– Tanio dobre! – wola Sesill
– Widac takze, ze wspolpracujacy dostawcy. Wiele ich Kolezenstwo ma?
– Tanio dobre! Tylko u naaaaas!
– Kilku… Ale ogolnie prawie ze wszystkim radzim sobie sami. – i tu
Radgast dolacza do ogolnego nawolywania – Hej, ludziska i nieludziska!
Najlepsza garkuchnia w miescie zaprasza! Tylko u mnie najlepsze zarcie
pod sloncem! Nigdzie tak nie zjecie!
– A nie u nas wujeczku?
– O patrzajta! Pachole juze by chcialo lokal przejac! Znaj pocpiego
swoje miejsce!
– Nie, skad, co tez wujeczek… Dobre jadlo! U Radgasta! Dooobre!
Tanieee! Tylko u niego! Sami Krolowie tu jadali i o dokladke sie
domagali! Spiewy i tance umila czas przy dobrym jadle i napitku!
– Dobrze wujeczku?
– Dobrze, dobrze…

Usmiechamy sie wszyscy.

– Ale moglas do roboty jakas sukieneczke zalozyc…
– No mam przeciez…
– Masz ta zgrzebna co zem ci kupil!

Przybywa zaprzyjazniony dostarczyciel chrustu i w koncu udaje sie go
zmusic do zaprzestania pracy i przyjecia poczestunku. Nagle slysze:

– O, jakos impreza! Dziad znowu zabe gotuje!

Nowa klientka!

– Prosze wypowiedziec sie, jak Kuzynka ocenia taka inicjatywe? – tym
razem moja rozmowczynia jest krasnoludzka podrozniczka.
– Zabe? – wchodzi mi tradycyjnie w slowo Sesill.
– Dziekuje Ci dobry Panie… – nadrabia wdziecznoscia za poczestunek
dostawca chrustu.
– Przecie ja nie Bretonczyk! Zab nie gotuje! – wtoruje Radgast.
– Biedocie to zawsze tak… piachem w oczy sypna. Sami Krolowie tu
jadali i o dokladke sie domagali! Dobrze wujeczku?
– Nie ma to jak nasz zamek. Niektorzy podrozni nie moga wyjsc z
podziwu. – sukursuje ktorys z obecnych bywalcow.
– Ehe. I zaden ze mnie pan.
– Moze cos podac panieneczce jeszcze?

Niniejszym kapituluje.

– Tyle Kolezenstwo mowi o tym marcowym przysmaku… – pozwalam wybic
sie z podejmowanej konwersacji z nowoprzybyla klientka.
– Moze na meza sie nada? – komplementuje chrustodawce Sesill
– Za biedny… – odpowiada wujaszek.
– A tak. Przysmak marcowy. – odpowiada Sesill. I do Radgasta – Ale
pracowity.
– Panienko… pokochalem juz pewna… – wybranek Sesill lka…

Ksiezyc rozswietla plac otoczony cieplymi swiatlami w oknach. Nasze
ognisko roztacza cieplo, a „Pod Ostatnim Miedziakiem” ja, Redaktorka
Periodicusa, jestem swiadkiem prawdziwej, karczmnej romantycznej
historii.

– Pisze panieneczka ze i my biedni… – rzeczowo instruuje mnie pare
minut pozniej Sesill – Potrzebujemy ciepla i milosci.
– I zarobku. – ponuro i jeszcze bardziej rzeczowo wtoruje Radgast.
– Poooratu kallleke.

Jak przystalo na prawdziwa karczme, dzielimy sie nagle na towarzystwo
mezczyzn i niewiast.

– Moze ogoreczka panieneczko? Sama kisilam.
– Napijesz sie piwa? Psia mac, zapomnialem, ze kufel nam ukradli…
Kubek!!!

Wszyscy bez wyjatku patrza na mnie – jednakze nie dopilam mleka.

– Dziekuje – odpowiadam Sesill – Zaczekam na ten przysmak.
– Marcowy Przysmak! Juze sie robi! – podrywa sie Radgast.
– Chyba udam sie wylewac swa zalosc w samotnosci… – jeczy nasz
opuszczony wlasnie przez kucharza opalodawca.
– No to ja zaspiewam. „Tam gdzie szczurow jest…” E nie, lepiej
cos wesolego.

Ostatecznie zegnamy nakarmionego klienta. Kto wie, moze poslyszymy o
weselu „Pod Ostatnim Miedziakiem”. Sesill udaje sie nawolywac dalsza
klientele, a ja otrzymuje… Marcowy Przysmak. Z cebula.

Co ja zreszta bede opisywac – chcecie skosztowac? Sami zamowcie!

– Tak, tak… – odgaduje moje mysli jakis tubylec – W porcie mozna
ujrzec wiele dziwow.
– Najadlam sie kuropatwa… Niemniej dziekuje. Mysle, ze mam dosyc
materialu do naszego artykulu, choc jestem troszke zawiedziona tym
brakiem listy zadowolonych klientow. Popytam na dworach w Wyzimie,
w Novigradzie, zeby nie bylo. Czy Kolezenstwo chcialoby cos dodac
dla naszych Czytelnikow?
– Moge kubek z powrotem? Jesli wielmozna juze wypila?

Tradycyjnie wlasciciele garkuchni moga liczyc na pomoc swoich stalych
gosci:

– Czego tu szukasz ? Chcesz sie bic…hiccc… wiesz ja dobrze
wale…hhhiiccc… Naprawde.

Zwracam czym predzej naczynie. I wowczas – a jakze – kolejny klient,
ktory chwyta swoj prosty rzemienny bicz w dlon i z niezwyklym zapalem
zaczyna sie nim okladac po plecach. Kolejne uderzenia pozostawiaja na
tam krwawe pregi, mimo to z jego ust zdaja sie wyrywac okrzyki radosci.
Sesill piszczy i szczerze powiedziawszy rowniez mialam na to ochote.

– Grzesznicy!
– Nastepni klienci. – mruczy bez entuzjazmu Radgast.
– Grzesznicy! Otaczaja mnie sami grzesznicy! Pokutujcie! POKUTUJCIE!
– Moze piwa? A jadla?
– Oczysccie ciala z grzechu, zmyjcie winy z waszych czarnych dusz!
Bol was oczysci! Ukorzcie sie przed Panem! Oddajcie sie Jedynemu!
– W takich warunkach nawet… – wzdycha Sesill.
– Modlcie sie do Sigmara, padnijcie i pokutujcie za grzechy!
Nadciaga koniec, nadciaga zaglada!
– Nie drzyjta sie tak! Klientow mi ploszycie!

Nowy gosc smaga sie biczem po plecach. Zgodnie ocieramy krew z siebie.

– Psie grzeszny! Widze jak na dloni twe przewinienia! Wyzbadz sie
zlych postepkow, wybatoz je wraz z krwia!
– Widzi panieneczka sama ze ciezko czasem o rozwage. – mowi Sesill –
Takie szalone zycie prowadzimy…
I rzeczywiscie, musze przyznac, ze nigdy nie pomysle zle o pracy w
garkuchni, niezaleznie od tego co o niej sie mysli. Przynajmniej o
nocnej zmianie.
– Chlostaj grzeszne cialo, nedzniku! Biczuj sie dla zbawienia
niesmiertelnej duszy!
– No panie, obrus pan zachlapiesz.
– Zbliza sie koniec! Niebo pokryje sie czerwienia! Gwiazdy zadrza na
niebosklonie i spadna popielac ziemie!
– No wujeczku, obrus zachlapie.
– Hordy Chaosu ruszyly w swiat pustoszac go i niszczac!
– Wlasnie! Bialy obrus sprowadzilem prosto z Wyzimy! Wara od niego,
psi synu!

Po dlugim i ocenzurowanym wieczorze… w koncu we troje. Dotrwalam do
konca dzisiejszej dzialalnosci „Ostatniego Miedziaka”! Jestem nie tyle
z siebie dumna, co po prostu WYCIENCZONA.

– Wracajac do dodania paru slow od siebie…
– No wiec… ten tego… Nakarmimy i napoimy kazdego… Kazden jeden
znajdzie tu cosik dla siebie. To tez zapraszamy wszystkich. Czy to
krola czy zebraka. Dla stalych klientow przewidujemy takze specjalne
rabaty.
– Zapraszamy ponownie. – dodaje Sesill.
– Chcialaby Kolezanka dodac cos wlasnego od siebie skierowanego dla
Czytelnikow?
– Mow, dziecko mow… Pewnie pragniesz opowiedziec jak cie
przygarnalem… Jak dalem ci uczciwa prace… Jak przycholubilem
niczym pani matka…
– To, ze jedzac w naszej kuchni – oswiadcza Sesill – wspieracie
biednych, co sama panieneczka swiadkiem byla. I wujeczek to mi jak
ojciec rodzony. I ze my nie naciagacze i uczciwie… I jeszcze ze…
I jeszcze ze nie raz i nie dwa bija nas… A my nadal na posterunku
dobrej kuchni stoimy. Wbrew wszystkiemu.
– Bija, kopia, pluja, lza niegodziwie… – potakuje Radgast.

– Dziekuje za wszystko Kolezenstwu. Wszystkiego dobrego, pomijajac
wlasne potrawy.

A na koniec…

Dzieje sie cud. Przybywaja mieszkancy, ksiezyc zza chmur rozswietla
snieg a wsrod niego ona… w lachmanie psujacym efekt, ale jednak!
W naszych glowach jakas orkiestra z niebios znow, niczym w literackiej
fikcji podejmuje przerwany akord…

Sesill spiewa melodyjnie: „Byla sobie raz mala myszka biala cala…”
Sesill klaszcze.
Sesill kreci sie w kolko.
Sesill klaszcze.
Sesill tupie rytmicznie.
Sesill spiewa melodyjnie: „Ktora procz bialego jeszcze czarne plamki
miala”
Sesill kreci sie w kolko.
Sesill klaszcze.
Sesill tupie rytmicznie.
Sesill klaszcze.
Sesill kreci sie w kolko.

I wlasnie ten moment wybral sobie czuly na artyzm wujaszek, aby znowu
sie poparzyc od ogniska. Novigrad chyba tylko czekal na te chwile.

– Wujeczku moze oklad?
– Te rynsztoki smierdza jak zaraza. Mogliby je wyczyscic. Za co
podatki place?
– Poratujta kaleketriiiii.
– Ach, stara dobra fontanna!
– Nie trza. Spiewaj, Ptaszyno, dalej.
– A tak, piosenka, to ja zaczne od poczatku.

Kurtyna ciszy opada ponownie. Chmury znow odslaniaja swiatlo ksiezyca.
Ten sam przerwany, teraz kiczowato wznowiony akord…

Sesill spiewa melodyjnie: „Byla sobie raz mala myszka biala prawie
cala…”
Sesill klaszcze.
Sesill kreci sie w kolko.
Sesill klaszcze.
Sesill tupie rytmicznie.
Sesill spiewa melodyjnie: „Spiewam prawie, bo ta myszka czarne plamki
wszedzie miala.”
Sesill klaszcze.
Sesill kreci sie w kolko.
Sesill klaszcze.
Sesill tupie rytmicznie.

Slucham z napieciem…

– Gdzie ten kulawy? I nie mowie o sobie. – rozglada sie Radgast.

Ale oto nieslyszalna orkiestra wchodzi na wyzszy, glosniejszy akord. I
udalo sie – mam nieomal ochote podskoczyc i krzyknac z ulga, gdyz oto
„Pod Ostatnim Miedziakiem” swiat (przynajmniej jego reprezentant w mej
osobie) wreszcie uslyszal ozdobe tej garkuchni – i tu, prosze bardzo,
cala wersja po odjeciu efektow choreograficznych:

Byla sobie raz mala myszka biala prawie cala…
Spiewam prawie, bo ta myszka czarne plamki wszedzie miala.
I ta myszka czasem jak ja glodna byla…
Bo sie o nic sama, jak i ja nie prosila…
Ni o chleb… ni o mieso… pachnace
Ani o nic co jest bardzo sycace…
Ojda dana… Wujaczku?
Jestem glodna.

Radgast wrecza swojej podopiecznej jakies jedzenie. I szczerze mowiac
gdzies znika ta „Dziewka”, ten „Parszywy Stary Dziad”. Rozplywaja sie
w nicosci, a ja mam wrazenie, ze choc ich widujemy, to jednak nigdy
ich nie bylo.

– Smacznego, Ptaszyno.
I do mnie, z prawdziwa, nieskrywana duma:
– Ale dziewcze ma glos… Prawda? Moja krew, moja krew….

I tak – wydaje mi sie – w tej dzis najbardziej goscinnej garkuchni, w
domu bez scian i najbardziej niezwyklym lokalu na swiecie odkrylam
najprawdziwsze oblicze dziela, ktore mozna stworzyc z niczego, za
pomoca wzajemnego wspierania sie w nielatwych, przynajmniej dla nich,
zametach zycia.

Przybywajcie tu i Wy! I poznawajcie tych najbardziej niesamowitych
restauratorow na swiecie.

… Jadlo … … Napitek …
Kur po zlodziejsku 12 zl Tanie piwo 2 zl
Marcowy przysmak 10 zl Piwo jasne Mahakamskie 3 zl
Kaczka w sosie piwnym 15 zl Mahakamski porter 7 zl
Zajac w buraczkach 5 zl Mleko kozie 1 zl
Zemsta dziada 5 zl
Ozorki w pomidorach 4 zl … Wina, winiaki, jabole …
Kuropatwa nadziewana 15 zl Beserker 20 zl
jablkami po krolewsku Jabluszko Kaedwenskie 17 zl
Keleris 16 zl
… Dodatki … Boyar z Cidaris 17 zl
Ogorek kwaszony 5 sr
Pieczony ziemniak 1 zl …Slodkosci…
Kapusta kiszona 7 sr Rogalik z czekolda 3 zl
Pomidor 7 sr Slodka bulka z lukrem 2 zl
Chleb 10 sr

Aha, starajcie sie jednak placic odliczonymi.

+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+
__ ___ ____ __ _ __ _ _ _ ____
( (` | |_) | |_ / /` | | / /\ | | | |\ | | | | |_
_)_) |_| |_|__ \_\_, \_|_| /_/–\ |_|__ |_| \| |_| |_|__
___ _ __ _ __ __
| | \ | | / /\ | |\ | / /\ ( (`
|_|_/ |_|__ /_/–\ |_| \| /_/–\ _)_)

ADAMSON, MISTRZ CECHU KUPCOW NOVIGRADZKICH

Uwazam, ze pomysl sam w sobie jest dobry – jedynie strona
estetyczna moze tu zastanawiac. Jakosc miesa i jego hmm pochodzenie
– to takze moze zastanawiac. Do czego sie nie mozna przyczepic – co
dla wielu wazne – nie rezygnuja z zielonej strony. Pomidorki, cebule
czy inne dodatki to czesto dobre i zarazem tanie urozmajcenie
posilku.

Moze to nie szef szefow, ale wie do czego sluzy ognisko. Widac po
nim, ze z niejednego ogniska chleb czy mieso jadal. Czasem mieso
zdaje sie nazbyt doprawione. Zazwyczaj, z tego co sie dowiadywalem,
przyprawiaja w sam raz wzbogacajac smak. Jednak niekiedy zdarza
im sie przesadzic z przyprawami.

Co nalezy zaznaczyc – nie slyszalem od nikogo, osobiscie takze nie
zauwazylem, zeby miesa byly przypalone czy niedopieczone. Co do
napitkow czasem tam serwowanych nie moge sie wypowiadac, poniewaz z
nich nie korzystalem.

NASZE PYTANIE:
– Jak Cech patrzy na dzialalnosc garkuchni na terenie swojego miasta?
Rozumiem, ze nie stanowia powaznej konkurencji. Czy ich obecnosc
ocenia sie jako przyciagajaca zainteresowanie postronnych, czy
raczej przeszkadzaja w funkcjonowaniu miasta i interesach Cechu?
Jak to wyglada z wyzyn handlu?

– To chyba nie do konca tak. Uznalbym to za prowokacje polityczna ale
niech bedzie. Novigrad to Wolne Miasto Kupieckie – to prawda. Ale ja
jako Mistrz Cechu nie jestem Mistrzem Novigradu. Jesli nikt z strazy
bezpieczenstwa ani nikt od wladz ich nie przepedzil, widocznie
dostali szanse na wypromowanie swoich uslug. Wolny rynek to podstawa
– to Cech glosi od zawsze. Tylko jeden widze warunek: Kazdy z nas o
ten rynek musi dbac, wiec nikt nie ma prawa go psuc.

Zycze im szczescia i uwagi coby sie spelniali a moze cos dorobili –
ale sobie jako potencjalny klient zycze, aby szczegolnie Panienka
byla bardziej zadbana, a produkty szczegolowo sprawdzane jesli idzie
o ich czystosc, swiezosc, jakosc i pochodzenie.

+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+
___ ___ _ _ ____ ___ ____ _ ____ _ _
| |_) / / \ \ \ /| | | |_ | | \ / / | | | |_ | | | |
|_| \_\_/ \_\/\/ |_| |_|__ |_|_/ /_/_ |_| |_|__ |_|__ |_|

(na temat garkuchni „Pod Ostatnim Miedziakiem” jej goscie):

CO KOLEGA / KOLEZANKA SADZI O TEJ INICJATYWIE?

-> Sadze, ze pomysl jest jak najbardziej ciekawy. Ceny sa
przyzwoite, wiec nie trzeba byc bogaczem, zeby sie tam stolowac.
Pierwszy raz widzialam cos takiego, jak garkuchnia, wiec bylo to
dla mnie nowe doswiadczenie. Proste jedzenie serwowane przez
prostych ludzi.

-> O tej garkuchni? To je zdzierstwo zwykle! Sam tego nie
doswiadczylem, ale wydaje mnie sie, ze ta cala garkuchnia nie ma
najmniejszego sensu. Moze to dobry pomysl, na ten no, jakos
integracyje, czy jak to nazywajom jednak Elyty to to nie
przyciagnie, bynajmniej jak to mowio…

-> Darze oboje szczero sympatia, a inicjatywie nalezy przyklasnac.
Cos sie wreszcie ciekawego w nudnem Novigradzie dzieje, mozna
zawrzec nowe znajomosci i ogolnie rzecz biorac wejsc w kontakt z
nowem i nieznanem. Jadlospisy w miejskich karczmach so nieciekawe
i przewidywalne a kazden kto lub podrozowac spragnion jest nowych
wrazen, nieznanego jadla i nowych trunkow. Dla kazdego podroznika
ktoren trafi w Novigrad kontakt z kuchnio wyzej wymienionych moze
stac sie niezapomnianem przezyciem.

JAK SMAKUJE KOLEDZE / KOLEZANCE TA KUCHNIA?

-> Jedyne, co jadlam stamtad byly pieczone ziemniaki. Byly bardzo
dobre, wzielam kilka dla rodziny. Im rowniez smakowaly. Nie
bardzo wiem, co powiedziec o skladnikach i doprawianiu, bo pan
Radgast po prostu nadzial ziemniaka na kijek i piekl go nad
ogniskiem.

-> Ano dostalem miesiwa. I nie moglem przelknac, wiec… Nie mam
pojecia czy to dobre… Tak po prawdzie to najedzony bylem,
chyba. Bo nie moglem ani kesa wziac… Musze powiedziec… Nie
wygladalo to za ciekawie… Mieso ze szczura? Piwo to pewno i
dobre bylo… Ale te mieso, to chyba nie bylo najlepszej jakosci.

-> Nie poznalam wszystkich pozycyj z ichniego menu, mniemam tyz
sobie ze nie wiem, czy zawsze mialabym na to odwage. Ale raz
jadla zem mieso dosc wprawnie przyprawione, w smaku zadziwiajaco
przyjemne. I tylko post factum jakem sie dowiedziala, ze ponoc
to z kota bylo, to aby ustac na nogach trza mi bylo solidnie
gorzalko popic. A jak wiadomo naszo wodka na zdrowie idzie i
jesli nio popic, to i noge stolowo zjesc mozna niestrawnosci nie
zaznajac.

OCENA KUNSZTU KUCHARZA GARKUCHNI?

-> Podejrzany czlowiek…

-> Co do kucharza, to w oparciu o moje skromne doswiadczenia musze
go zdecydowanie pochwalic. Zadno sztuka przyrzadzic dobre jadlo
w palacowej kuchni, majac od dyspozycji wszelkiego rodzaju
rondle patelnie i insze kucharskie utensylia, a do tego
skladniki najlepszej jakosci. Drogie i wykwintne produkta majo
to do siebie, ze zwykle same w sobie smakujo dobrze. Zupelnie
czym innem jest umiec wykorzystac skladniki proste, za ktoremi
nikt by sie nie obejrzal w taki sposob, zeby poczynic z nich
zjadliwe danie. A w tem wlasnie Radgast celuje, ze ze
skladnikow, ktoremi kazden by wzgardzil, jest w stanie
wyczarowac dania calkiem jadalne. Jadalne zwlaszcza wtedy, kiej
konsument nie wie jeszcze jako dokladnie byla receptura
spozywanego dania.

-> Jest bardzo ciekawa… osoba. Na pewno dobrze sie z nim rozmawia.
Co do umiejetnosci kulinarnych… nazwalbym go pionierem kuchni
ulicznej.

-> Szczerze mowiac kojarzy mi sie z takim kulawym wilkiem morskim,
co juz nie plywa po morzach, ale nadal jest krzykliwym, pelnym
opowiesci zgrzybialym gawedziarzem i bosmanem w swej garkuchni.

RADY DLA PRZYSZLYCH KLIENTOW?

-> Jesli chcecie, zeby was szybko obsluzono, krzyczcie, czego
chcecie. Glosno. Ponoc tak sie tam zamawia…

-> Na pewno Pani chce wiedziec? Ja bym radzil omijac tego dziada…
Klienci jak klienci, calkiem przyjemne towarzystwo… Jesc to
tam bym nie radzil, nie radze wspierac tego calego procederu.

-> Przede wszystkim nalezy byc otwartem na nowe i niespodziane
doznania, tak jak w dalekiej podrozy. Wiadomo przeca, ze jak
podrozujemy gdzie daleko, czy do Zerrikanii, czy nawet dalej,
za Kislev, na pustkowia zamorskie, gdzie chaosne bestie bytujo,
idziem tam z oczami otwartemi na poznawanie tego co nowe i
nieznane. Tako to z kuchnio Radgasta jest, tu tez klient winien
najpierw otworzyc sie na to co nowe i niepoznane, bez zbednych
dociekan i zadawania nazbyt wielu pytan. Z uwagi jednak na
specyfike dan zalecalabym sie zaopatrzyc w buklaczek
krasnoludzkiej gorzalki, najlepiej spirytusu. Zapic kubek przed
konsumpcjo, kubeczek po – i najdziwniejszo receptura dania nie
bedzie straszno. A nowe doswiadczenia so bezcenne.

-> Czasem zdarzaja im sie pomylki. Wiec trzeba sie wykazac
wyrozumialoscia.

CZEGO NALEZY ZYCZYC WLASCICIELOM INTERESU?

-> Sesill zycze, zeby przestala wycierac nos w ubranie i nie byla
taka zarozumiala. Natomiast panu Radgastowi, aby zapanowal nad
swoim kijaszkiem, ktory ponoc sam z siebie potrafi uderzyc.

-> Przede wszystkiem, zeby im wyobrazni nie zbraklo. Odrobinka
szalenstwa z calkiem sporo dawko fantazji jest warta jakiejs
tam lekkiej niestrawnosci. A na niestrawnosc, jak wiadomo,
tylko kransoludzko gorzalka.

-> Kelnerka powinna byc pewniejsza siebie. A Radgast… by uzywal
miesa wlasciwego gatunku do swoich potraw.

+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+

Ja osobiscie jestem zadowolona, i mimo ze nadal uwazam, ze nie brakuje
zajazdow i gospod, ktore pod wieloma wzgledami beda bic na glowe moich
dzisiejszych gospodarzy, to jednak wierze, ze czeka jeszcze niejedno
(mile, zeby nie bylo) zaskoczenie. Czy dacie im na to szanse?

Zapraszam osobiscie i naprawde polecam,

Inz. Red. Tuna Loon – Naai.

. ,_, ,_, .
. (o,o) KONIEC CZESCI TRZECIEJ, OSTATNIEJ (o,o) .
|./)_) (_(\.|
| ” ” ” ” |
o—————————————————————————–o
>
>
Zatytulowano: P jak Papuga

o————————————————————————–o
| |
| __ Z cyklu _ _ |
| _( o)> ZWIERZETA | ) | ) |
| (_{__) POCZTOWE | jak | A P U G A |
| || |
. „” .
. .

Dosc dawno temu pytalam czesci z panstwa, to jest czytelnikow i
nieczytelnikow – przypadkowo napotkane osoby o ich ulubione zwierzeta
pocztowe, o to, jakich panstwo uzywaja na co dzien i jak je pielegnuja.
Ponizej komentuje kilka odpowiedzi na temat papug.

Zacznijmy od ogolnego opisu papugi. Pewnie wiekszosci przedstawiac
jej nie trzeba. Znamy ja z opowiesci o egzotycznych krajach, kolorowych
rycin i zartow. Niektorzy na pewno mieli okazje obejrzec papuge bedaca
towarzyszem wedrownego kataryniarza. Zwierze to wzbudza pewne emocje, a
na pewno wzbudza zainteresowanie. Jest tak kolorowe, jak sen zloty (jak
to mowia, zeby nie bylo, to nie ja wymyslilam). Posiada silny, hakowato
zakonczony dziob, potrafi swietnie sie wspinac, calkiem wyraznie mowic.
Papugi przewaznie nie maja nic przeciwko towarzystwu ludzi i nieludzi.
Nie naleza do zwierzat strachliwych, raczej szybko sie przywiazuja.
Zdarza sie, ze to wlasnie one bawia towarzystwo rozmaitymi zartami. Nie
ma jednak pewnosci, czy rozumieja, co mowia.

Dlaczego papuga?

– Chcialam cos gadajacego. Zeby sobie pogadac z kims inteligentym od
czasu do czasu.
– Wystarczy na nia spojrzec, zeby wiedziec dlaczego. Dzika, wolna,
kolorowa…
– Taka smiszna jest, zawsze mi humor poprawi.

Podsumowujac: Papugi potrafia mowic. W zasadzie mowia duzo i szybko i
czesto nie przejmuja sie okolicznosciami. Moze to prowadzic do sytuacji
zabawnych, ale tez do krepujacych, co zostanie wspomniane w kolejnym
akapicie. W tym akapicie pozostajemy przy zaletach, mianowicie – papuga
bawi cale towarzystwo, stanowi towarzysza do rozmowy w przypadku podrozy
samotnych, a ponadto to naprawde piekne zwierze.

Dlaczego nie papuga?

– Takie bzdury to plecie, ze daj mnie pani spokoj.
– Nie ufam niczemu co nie je miesa.

Podsumowujac: Znow wracamy do punktu poprzedniego. Papugi mowia duzo,
wiec sa zabawne, ale mowia duzo, wiec sa denerwujace. Trudno je zmusic
do zamkniecia dzioba, no chyba ze poda sie im jakis smakolyk. Jednak,
przechodzac do tematu smakolykow, wspomniec nalezy, ze spozywaja one
chetnie jedynie owoce. Z owocami problemu duzego nie ma, mozna nazbierac
ich w sadach, mozna kupic je na targach, a nieraz nawet w karczmach. To,
ze trzeba zdobyc owoce, samo w sobie problemem nie jest. Problem pojawia
sie dopiero wtedy, gdy ktos (tak jak wlasnie nasz ankietowany) nie ufa
nikomu i niczemu, co miesa nie je. A jak tu zyc z ptakiem, ktoremu sie
nie ufa?

Co jada papuga?

– Papugaje nie jedza ludzi.
– Glownie owoce. Prawie wylacznie. No… dobra, tylko owoce.

Podsumowujac: Papugi naleza do najbardziej wybrednych zwierzat. Owoce
i kropka, nic wiecej dla nich nie istnieje. Ale, jak juz pisalismy nieco
wyzej, zdobycie owocow nie wymaga wielkiego wysilku niezaleznie od tego,
czy dysponujemy duza iloscia pieniedzy, czy tez nie. Wystarczy przyczaic
sie przed jakims sadem (oczywiscie nie namawiamy do kradziezy, sad ten
powinien byc porzucony przez wlasciciela i niepilnowany), a nastepnie
jesli tylko pora roku jest odpowiednia, przebierac w smakowitych kaskach,
mozliwosciach wykarmienia swojego zwierzatka.

Zwierze zakupic mozna w roznych miastach i portach Ishtar.

. ,_, ,_, .
. (o,o) Zebrala i opisala (o,o) .
|./)_) Vyera Graff von Habenix (_(\.|
| ” ” ” ” |
o————————————————————————–o
>
Zatytulowano: Co robic w gorace dni?

o—————————————————————————o
| _ _ |
| / ) _ / '_ _ _ _ _ _ _/ ’ ) |
| (__() / ()()/( ((/ (/()/ (/( (- (//)/ . |
| _/ |
. .
. .
Najlepiej nic nie robic.
Kazdy i kazda z nas musi jednak robic cos.
W gorace letnie dni polecam chwile namyslu zanim wezmiemy sie… za
cokolwiek. Czasem wydaje nam sie, ze jestesmy zobowiazani wykonywac
okreslona czynnosc, ale gdy zastapimy ja jakas inna mniej wysilkowa i
klopotliwa okazuje sie, ze nie spotykaja nas z tego powodu zadne przykre
konsekwencje.
Przynajmniej nie natychmiast.

Waznym dla zdrowia elementem sa warunki, w ktorych przyjdzie nam
spedzac czas. Oczywiscie wybieramy miejsce chlodne, a nie gorace
cien,
a nie pelne slonce. Ze wzgledu na ryzyko uduszenia lub nadmierne
wytworzenie zolci powinnismy unikac miejsc zatloczonych.

Po trzecie – nawadnianie i odzywianie organizmu. Ciezarem jest gotowac
w upale, z tego wzgledu najlepiej przyjmowac potrawy zimne. Najlepiej i
najszybciej potrzeby odzywcze zaspokajaja odpowiednie napoje, ktore
saczyc nalezy powoli, lecz niemalze bez ustanku.

Mniej domyslnym czytelnikom zalecam po prostu zamknac sie w piwnicy
/koniecznie wyposazonej wczesniej w wygodne lawy i stoly, ew. duza ilosc
poduszek i chociaz skrzynki za stoliki robiace/ z najblizszymi
przyjaciolmi i duza iloscia przygotowanego wczesniej wlasnorecznie
ciemnego piwa. Ponizej przepis na jego wykonanie dla tych, ktorzy moje
rady wezma – slusznie! – do serca.

I. Przygotowanie brzeczki.
I.I. Puszke z wybranym syropem zanurz na 10 min w goracej wodzie
(dzieki temu znacznie latwiej bedzie go przelac).

I.II. Do garnka o
pojemnosci okolo 6 litrow wlej 2 litry wody i wsyp odpowiednia ilosc
cukru.
I.III. Kiedy cukier rozpusci sie w wodzie wlej do garnka syrop,
gotuj calosc 10-15 minut, czesto mieszaj, zeby nie przypalic brzeczki.
I.IV. Przygotuj umyty i w miare mozliwosci czysty pojemnik
fermentacyjny o pojemnosci minimum 30l (polecane srodki dezynfekujace to
ocet, wywar ze szczawiu lub bardzo goraca woda).

II. Fermentacja brzeczki. (czas trwania od 5-7dni)
II.I. Przelej zawartosc garnka do fermentatora i uzupelnij woda do
objetosci 23 litrow.
II.II. Kiedy temperatura brzeczki bedzie wynosila mnij niz 28 stopni
wsyp do fermentatora drozdze, tzw. zywe fermentatory. (Jesli czytasz to
ogrowi, zanacz wyraznie, ze to jeszcze nie jest gotowe piwo)
II.III. Zamknij szczelnie pojemnik fermentacyjny, gorny otwor zatkaj
rurka, do rurki nalej odrobine wody (brzegi fermentatora warto
delikatnie przesmarowac olejem rozanym). (Informacja dla ogra: to nadal
nie jest gotowe piwo)
II.IV. Odstaw fermentator na 5-7 dni do fermentacji w temperaturze
19-24 stopni (po 12 godzinach od dodania drozdzy zacznie sie
fermentacja, ktora w zaleznosci od temperatury otoczenia bedzie trwala
od 5 do 7 dni. (Nadal tego nie pijemy! zaznacz ponownie, upewnij sie, ze
ogr zrozumial)

III. Rozlew mlodego piwa i refermentacja. (czas trwania 14 i wiecej
dni) (Tu pewnie juz ogr i tak bedzie pil. Jest niewielka szansa, ze mu
zasmakuje… w koncu to ogr. Jesli jednak nie, poczekaj az przestanie
ryczec wsciekle i rozbijac wszystko dookola. W ukryciu rzecz jasna.
Potem, jak juz pojdzie, sprawdz czy brzeczka ocalala, przejmij ja i
spokojnie kontynuuj dalej wedle instrukcji)
III.I. Przygotuj duzo czystych szklanych butelek o pojemnosci 0,5l.
III.II. Przelej mlode piwo do butelek dodajac do kazdej butelki pol
lyzeczki cukru.

III.III. Zamknij szczelnie butelki i wstrzasnij w celu rozpuszczenia
cukru.
III.IV. Odstaw butelki z mlodym piwem i pozwol fermentatorom robic
robote.
IV. Degustacja

Uwaga: Przepis jak widac nie jest prosty. Popijanie wlasnej produkcji
piwa niewatpliwie bedzie duzo wieksza przyjemnoscia, na wszelki wypadek
jednak zaopatrz sie w beczulke napitku z renomowanego browaru. Jesli
Twoje piwo wyjdzie, zawsze bedziecie z przyjaciolmi mogli degustowac na
zmiane, zachwycajac sie Twoim i narzekajac na jakosc tego kupnego.

. ,_, ,_, .
. (o,o) (o,o) .
|./)_) Wasza oddana kuchenna redaktorka, Kas Flowercook. (_(\.|
| ” ” ” ” |
|_____________________________________________________________________________|
>
Zatytulowano: Sztuki milosnej opracowanie: OGRY

o—————————————————————————o
| _ _ |
| ( \/ ) |
| .—. \ / .-„-. MILOSNEY SZTUKI OPRACOWANIE |
| / o_o \/ / . . \ Y O NYEY DYWAGACYE, YAKO Y |
| \_ (__\ \_ v _/ PORAD ZACNYCH KILKA |
| // \\ // \\ |
| (( )) (( )) |
| ——-„”—„”——–„”—„”——- (nikt nye gwarantuye |
| ||| ||| ze zadzialaya) |
| | | |
. – CZESC DRUGA – .
. Afekt a prowenyencya – czyli rzecz o rasach: OGRY .

Yesli zaczynac mnye przyszlo swego rodzayu kontinuum dywagacyi, ktore
traktowac ma o rasach rzeklam ya sama sobye yze nye bede sie wzdragac
przed naybardziey trudnem, a moze y latwem yego… aspektem.

Ogry.

Yaki ogr yest, kazdy widzi – trudnem byloby nye zauwazyc skoro bestye
a raczey osobniki sa to rozmyarow stodoly, a przynaymney solidney
szopy czy-li ziemyanki. Zdaye sobye sprawe, ze ton w yakiem dywaguye,
nyektore z ogrow y ogrzyc czynic despekt moze (o ile potrafya czytac)
zatem zapbyegliwye yuze teraz sie kayam, przeblaganya wykroczenya
swego upraszayac. Nyech tez bedzie wyadomem yze dywagacye swe opyeram
na konwecyach sztampowych, uproszczenyach, przesadach a y schematach
rase ogrza krzywdzacych (o ile sie tym przeymuya) … (y wyedza yakie
znaczenye uzywane przez mnye terminow) … (pewnye maya to w przyslo-
wyowey y obszerney „rzyci” totez nyech wolno mnye bedzie temat podyac
y kontynuowac daley z nadzieya ze zaden ogr czy ogrzyca mnye nye zez-
ra). Tedy – dorodni synowye gorskich yaskin (nye bede prawic o sztuce
ogrzego ars amandi, ktora z reguly okroyona yest do uzywanya maczugi)
y hoze corki… Nyech rzekne rownyez yaskin, to osoby… Osobniki…
Drapyezniki. Drapyezniki z ktoremi ckliwy a romantyczny zwyazek slabo
sie koyarzyc moze.

Wlasciwye… To wcale.

Stawyam sobye sama pytanye, po co w takyem razie dywagacye one daley
wlec, ale yako felyetoniska nayczystszey wody z yey lanyem poradzic
sobye nie tylez yestem zdolna, co raczey obowyazkyem moyem yest.

Doysc trzeba nam zatem do przyczyn takyego stanu rzeczy.

Aby na pewno yest to ogrza natura, ktora karze byed… Nyeszczesn…
Potencyalnemu aman… No nye. Nyech mnye wybaczonem bedzie, ale pre-
dzey sceptr onego wodoleystwa oddam, nizli nazwe ogra amantem.

W kazdem razie…

Nye yestem pewna, czy aby to na pewno przez drapyezna nature tylko y
wylacznye nye prawi sie o ograch yako o romantykach. Kto wye, czy pod
masa myesni twardych yak spiz, nie krye sie to rumyane maselko uczu-
ciowey wrazliwosci. Byc-li to moze, ze wlasnye one krzywdzace koncep-
cye to sprawyaya, acz sprawdzic nye mam yak, gdyz ogrzyce lypya na
mnye swemi slepyami a przed ogrami uciekam w reyona ktore pyeprz byl
zwykl porastac… Ale moze wlasnye te schematy zmuszaya ogrza nacye
do takiech, a nye innech zachowan…

Moze nyech przeyde do porad porzucayac filozofye.

Drogi ogrze (yesli to czytasz) … (yesli ktos Ci to czyta) pamyetay!
Byc moze Twa wybranka – a raczey ta samica ktoras sobye upatrzyl,
hygyena gardzi, kapyel uwaza za swyetokradztwo a zapach odmyenny od
powyewu gazow trawyennych uwaza za truyacy dym – Ty yednak… Albo…
Staray sie Yey oczekiwanya w tem temacie spelnyac.

Ogrzyco – nie naduzyway maczugi na lbie swego lubego, gdyz-li potem
tey drugiey uzywac nye bedzie mogl, badz praktyczna byalog… Ogrzyca.

Ogrze – podarunkow, czyli co nastepuye: glow, truchel, wyatkowego eau
d’ogr, maczug (tych oburecznych) … (broni to yest) albo kamyeni
szlachetnych (czy tez wszelakiech innech dobr) NIGDY ZA WYELE!

Ogrzyco – powstrzymay czasem swoye zwyczayowo nyeposkromyone apetyta,
y pozwol zeby Twoj partner nayadl sie do syta, wyecey bedzye myal sil
by dla Ciebye yadlo upolowac na wypadek, gdyby Tobye sie akurat nye
chcialo ruszyc na polowanye (ktore latwo przedzierzgnac sie moze w
tak-romantyczna-yak-ogrza-prowenyencya-pozwala przechadzke: „Moze nye
wrzuce go do tey przepasci?”, „Moze nye rozwale mu dzisiay tego lba?”
y potem… Uzywanye maczugi.)

Ogrze – pamyetay aby swey wybranki nie okladac pyeasciami, to yest
swemi lapami, zbyt mocno. Takye karesy moga doprowadzic do Yey czyli
Twej partnerki, smierci. (Co prawda, yak wyesc nyesie, nyektore ogry
swoya zalobe po utraconey lubey y milosc do nyey lagodza pozeranyem,
y to doslownem a nye tylko wzrokyem, yey ciala argumentuyac yakoby w
taki sposob przecie Ona dluzey z niem zostanie. Logiki wbrew pozorom
takyemu rozumowanyu odmowic nie sposob, lecz (wracayac do filozofyi)
trzeba takowoz zapytac, czy rozumowanye takye nye bedzie logicznem
yedynie do pyerwszey wizyty w slawoyce (yesli ogry z takyey korzys-
taya) …y moze tu znow porzucmy filozofye).

Drogye ogrzyce y ogry:

Podsumowuyac – pamyetaycie o dobrey dyecie (ktora mnye nye zawyera) a
zarazem nye traktuycie konsmumowanya zwyazku nazbyt doslownye, nye
przesadzaycie z sila z yaka zabyeracie sie do milosnech zapasow… A
z pewnoscia przyjdzie Wam sie radowac pozyciem dlugyem (oby) y pelnem
szczescia, czego y Wam zycze.

Z szacunkyem wobec Was,
czytayacy pozostaye,

. ,_, Erydycya ,_, .
. (o,o) (o,o) .
|./)_) (_(\.|
| ” ” ” ” |
o—————————————————————————o

>
>
Zatytulowano: P jak Partyzant

o————————————————————————–o
| . |
| |\ Z cyklu _ _ |
| | | STYLE | ) | ) |
| |.| WALKI | jak | A R T Y Z A N T |
| ||| |
. ||| .
. <=====> .
|-| „Zjawili sie znikad. Zaswiszczaly belty, strzaly, nawet
(___) kamienie.
– Zasadzka! – krzyczeli ludzie, podczas gdy oszalale konie
tratowaly sie nawzajem.
– Ratuj sie, kto moze! – wrzeszczeli, jak gdyby mialo to cokolwiek
pomoc, jak gdyby samym wolaniem dalo sie uratowac czyjes zycie.
Jednak nie bylo takiej mozliwosci. Znajdowali sie w potrzasku.
Gdyby nie chodzilo akurat o ich smierc, z pewnoscia byliby pod
wrazeniem. Niewatpliwie zadawaliby sobie pytanie:
Jakim sposobem wcale liczna grupa oprawcow zdolala ukryc sie za
tymi trzema raptem krzaczkami i niepostrzezenie ich okrazyc?
Ale nie mieli czasu o tym myslec. Umierali.

Zbior historyj prawie prawdziwych,
Autor nieznany

— artykul czesciowo przeznaczony dla osobnikow nowych w tych stronach —
— niektore fragmenty moga znudzic osoby zbyt doswiadczone —

Co to znaczy Partyzant?

Partyzant to jedna z potocznych nazw stylow walki. Pozostale artykuly
z tej serii rozpoczynalam stwierdzeniem, ze warto nauczyc sie podstaw
machania orezem, aby moc sie obronic w razie jakiejs napasci. Piszac o
partyzancie, nie powiem, ze wystarczy nieco sie podszkolic, aby dac rade
sie obronic. Wystarczy natomiast nieco sie podszkolic, zeby w sytuacji
tego typu dac rade uciec, ukryc sie i przeczekac. A potem dla zemsty
powrocic w bardziej dogodnym momencie. Zaskoczyc zbojow, gdy beda akurat
spac, biesiadowac lub chedozyc. Jesli chcesz, Czytelniku, nauczyc sie
operowac tym stylem walki, udaj sie pod zachodnia granice Lasu Loren.
Tam zastac mozna elfa, ktory za drobna oplata, dzieli sie odrobina swych
umiejetnosci.

Co takiego robi Partyzant?

Byc moze jako osobnik cnotliwy i zyjacy w zgodzie z wszelkim
stworzeniem nie miales okazji zostac napadniety i kulturalnie poproszony
o wszystkie Twoje pieniadze. W takim przypadku, jesli pieniedzy oddawac
nie chcesz, masz kilka opcji do wyboru. W sytuacji stresowej (do jakich
z pewnoscia bycie napadanym nalezy) trudno jest wymyslic cos kreatywnego.
Skupmy sie wiec na najprostszych sposobach: kombinowanie, ucieczka lub
obrona. Kombinowanie, jak wyzej napisano, raczej dosc trudnym jest. Tak
na szybko zwlaszcza. Przekupstwo nie na wiele sie zda, zboj chetniej
wezmie caly Twoj majatek niz pol. Pozostaje wiec walka (partyzantem nie
najlatwiejsza) i ucieczka. Aby skutecznie uciekac, nalezy odwrocic sie
do niebezpieczenstwa tylem. To z kolei rodzi nowe problemy. Komus, kto
ustawil sie tylem, latwo wbic w plecy noz czy poslac strzale miedzy
lopatki. Tu przydaje sie partyzant. Zamiast uciekac na oslep, ucieknie
troszke, a nastepnie ukryje sie i pozostanie tam jak dlugo bedzie trzeba.

To Partyzant w ogole nie umie walczyc?

Oczywiscie umie, zadaje skuteczne ciosy wiekszoscia znanych typow
broni, sporo unika, troche paruje. To calkiem niezly zestaw umiejetnosci.
Problem lezy jedynie w tym, ze czesc czasu na treningi poswieca na nauke
ukrywania, a wiec sila rzeczy walczyc bedzie nieco gorzej niz inni. Sam
moze wydawac sie bezbronny, ale ktoz nie wydaje sie bezbronny zestawiony
sam na sam z duza druzyna? Cala druzyna partyzantow jest natomiast
naprawde groznym przeciwnikiem. Ich miecze, mloty, topory i maczugi moga
siac spustoszenie. I wiele razy takie spustoszenie sialy. Partyzant jako
styl walki wciaz kojarzony jest bowiem z lesnymi komandami, napadajacymi
nieraz na wozy, osady czy wojskowe obozy.

Co jeszcze robi Partyzant?

Jedna z rzeczy, ktore dobrze Partyzantowi wychodza, to zaskakiwanie
osob, ktore nie spodziewaja sie ataku. Porzadnie wyszkolony, potrafi w
ukryciu podkrasc sie calkiem blisko do ofiary wciaz zajetej swoimi
codziennymi sprawami. Gdy sie podkradnie, cierpliwie czeka. Ani zaden
gest, ani glosniejszy oddech, ani trzask galazki nie zdradza jego
obecnosci. Jako profesjonalista bedzie tkwil w bezruchu godzinami, jesli
zaistnieje taka potrzeba, jesli wyczuje szanse na rozlew krwi. A potem,
gdy nadejdzie odpowiednia chwila, gdy wszystko przeanalizuje i oceni swe
szanse, zatopi bron w ciele nieswiadomej ofiary, ktora wtedy otworzy
oczy szeroko ze zdumienia. Blysk zrozumienia pojawi sie w nich zanim
ostatecznie zajda mgla…

Czy to juz wszystko?

Oczywiscie nie, o Partyzancie, jak o wielu innych kwestiach, pisac by
mozna i pisac. Jednakze kiedys wypada skonczyc, aby Czytelnika ogromem
tresci nie przytloczyc. Wiec jeszcze tylko slow kilka. Partyzant wciaz,
mimo tego, ze stal sie popularny w roznych kregach, bywa kojarzony z
lesnymi komandami i lamaniem prawa. Dzis juz nieslusznie, nie bojcie sie
walczyc jak Partyzant, nie jest to moralnie naganne. Nieraz styl ten
bywa takze kojarzony z tchorzostwem, czesciowo z powodu niecheci do
otwartej walki, a czesciowo znow z powodow reliktow przeszlosci. Wiele
slow napisano w dziejach o walce partyzanckiej. Czesc z nich jest mocno
nacechowana emocjonalnie. W utworach prozy i poezji padaja takie zwroty
jak „walka o wolnosc”, a z drugiej strony „bezlitosni mordercy”. Nie
chce tu zajmowac zadnego stanowiska w tej kwestii. Jesli Czytelnik chce
dowiedziec sie wiecej o znanych historii Partyzantach, polecam poczytac
historie Elireny, ktora zreszta spisana zostala juz w dziesiatkach
rozmaitych wersji, mniej lub bardziej szanujacych rzeczywisty przebieg
wypadkow.

. ,_, ,_, .
. (o,o) (o,o) .
|./)_) Vyera Graff von Habenix (_(\.|
| ” ” ” ” |
o————————————————————————–o
>
>
Zatytulowano: Wszystko o gnomich wynalazkach I

o—————————————————————————–o
|ciemnozielony podrozny plaszcz, ciezkie wiazane wrotki, czarny kolczyk z gaga|
|tem w kszta ______ lcie elipsy, dlugie cwiekowane rekawice z nareczna kusza|
|duza mied / \ ziana tuba, fikusne pudelko / | z dzwigniami i przyc|
|iskami, /$$$$$$ |_______ ______ _____ ____ $$/ ______ filcowy gnomi|
|plecak z $$ | _$$// \ / \/ \/ \/ |/ \ zamkiem, gno|
|mi nowato $$ |/ $$$$$$$ /$$$$$$ $$$$$$ $$$$ $$ /$$$$$$ | rski pas z |
|polatomat $$ |$$$$ $$ | $$ $$ | $$ $$ | $$ | $$ $$ $$ $$ | czna klamra|
grawerowa $$ \__$$ $$ | $$ $$ \__$$ $$ | $$ | $$ $$ $$$$$$$$/ ny runiczny
gwyhyr, $$ $$/$$ | $$ $$ $$/$$ | $$ | $$ $$ $$ | gnomocyped,
jaskrawy $$$$$$/ $$/ $$/ $$$$$$/ $$/ $$/ $$/$$/ $$$$$$$/ kolczyk w
ksztalcie srubki jaskrawozolte
gnomie szczudla, kunsztowna platynowa zebatka, lekkie cienkie okulary z wielo
barwnymi szklami, lniany dlugi sznur, maly wisiorek w ksztalcie kolka zebatego
matowe szare gogle ochronne, miedzianozloty kolczyk z rubinami, ogromniasta
__ __ skomplikowana luneta, __ misterne srebrne __ gogle __
/ | _ / | z kolorowymi szkielkami / | ozdobny srebrny / | / |
$$ | / \ $$ |__ __ _______ ______ $$ | ______ ________$$ | __$$/
$$ |/$ \$$ / | / / \ / \$$ |/ \/ $$ | / / |
$$ /$$$ $$ $$ | $$ $$$$$$$ |$$$$$$ $$ |$$$$$$ $$$$$$$$/$$ |_/$$/$$ |
$$ $$/$$ $$ $$ | $$ $$ | $$ |/ $$ $$ |/ $$ | / $$/ $$ $$< $$ | $$$$/ $$$$ $$ \__$$ $$ | $$ /$$$$$$$ $$ /$$$$$$$ |/$$$$/__$$$$$$ \$$ | $$$/ $$$ $$ $$ $$ | $$ $$ $$ $$ $$ $$ /$$ $$ | $$ $$ | $$/ $$/ $$$$$$$ $$/ $$/ $$$$$$$/$$/ $$$$$$$/$$$$$$$$/$$/ $$/$$/ / \__$$ | kolczyk z $$ $$/ turkusem, pelna nowatorska maska przeciwpylowa, prosty gnomi $$$$$$/ kompas, srebrna nausznica w ksztalcie pierscienia, szeroki masywny pas z nabrzusznikiem, szorstka filcowa burka, skorzane regulowane rekawice, wyprofilowana zelazna plytka, zlota bransoleta z cierni zlota spinka w ksztalcie ciernia, zloty pierscien z trokatnym rubinem, zloty _____ rubinowy naszyjnik _ z cierni _ ___ __ _ |_ _| _ _ __ __ _ ______ (_)_ _ ___ ____ __ _____ (_|__ \ / _` | | || || | | ' \/ _` (_-|_ / | | || |_ / (_-\ V V / _ \| | /_/ \__,_| |_| \_, | |_|_|_\__,_/__/__| _/ |\_,_/__| /__/\_/\_/\____/ |(_) |__/ |__/ |__/ DRODZY CZYTELNICY Jak z pewnoscia wiecie - chociaz z drugiej strony nie brak i mlodych podroznikow, nie w pelni swiadomych bogactwa roznorakich sposobnosci, jakie sa naszym udzialem na tym swiecie - Stowarzyszenie Gnomich Wynalazcow przez dziesieciolecia sluzy szeroko pojetej cywilizacji i swiatu tym, co u gnomow najlepsze: ciekawoscia szeroko pojetego dzialania swiata, nieustannie rozwijanym intelektem, samodzielnie odkrywana i przekazywana dalej wiedza, blyskiem geniuszu, iskierka wyobrazni, zdrowym (na ogol) rozsadkiem i, swoja droga, rowniez iskra szalenstwa i wcale tego nie ukrywamy. Zreszta kazde z gnomow pragnace nalezec do SGW moze skladac podania... a przepraszam, dzis nie o tym mialam pisac. Na tle historii Stowarzyszenia od niemal dwoch gnomich lat, a wiec od stosunkowo niedawna, dzieli sie ono z nami wszystkimi wynalazkami na zamowienie. Sama jestem gnomim inzynierem, wiec i sama wiem ile osob - chetnych klientow - napotkalam z pozostalymi wspolpracownikami: poczawszy od burzliwych poczatkow, gdy indywidualne gnomie wynalazki staly sie nowoscia i przebojem podbily serca wiekszosci z nas, po dzis dzien, kiedy juz je przyjelismy do swojego zycia, moze i przy okazji spowszednialy nam one (nie wierze!), a promujace je afisze na publiczych tablicach ogloszeniowych sa coraz rzadziej widywane, przykrywane, nie wytrzymujace konkurencji z plakatami nowszymi - inna sprawa, ze brak plakatow nowszych, jednakze nawet gdyby sie pojawily, nie starczyloby na nich miejsca na przedstawienie tego wszystkiego, co rozentuzjamowany umysl inzynierski chcialby przekazac przyszlemu wlascicielowi wynalazku. Mianowicie: "Ale wlasciwie o co w tym wszystkim chodzi?" A problem, sami przyznajcie, istnieje. Czy kiedykolwiek marzyliscie o wynalazku, a Gnomi Inzynierowie powiedzieli Wam, ze jest niemozliwym stworzenie czegos takiego? A czy dzis, zwlaszcza jezeli nalezycie do mlodszych podroznikow, slyszeliscie o gnomich wynalazkach, moze nawet widzieliscie jeden czy dwa i nie wiecie co zrobic, zeby zamowic sobie cos rownie uroczego, do kogo sie imiennie zwrocic, a nawet gdy wiecie to co napisac, jak zamowic, jak zapytac o co tu chodzi zeby sie nie zblaznic? Tak naprawde odpowiedz jest prosta - pytajcie Gnomich Inzynierow wprost i bez skrepowania (jesli trzeba, pytajcie wpierw kogokolwiek o ich imiona oczywiscie). Jesli jednak rzeczywiscie jestescie, badz tez bedziecie zainteresowani urzeczywistnieniem sie jakiegos wymarzonego w Waszych glowach przedmiotu, to nim jednak zadacie jakies pytanie, lub zlozycie zadanie, zapraszam do lektury: W kolejnych zdaniach postaram sie Wam przedstawic i wyjasnic niuanse i zawilosci zwiazane z tworzeniem wynalazkow przez Gnomich Inzynierow - ale i zamawianiem ich przez kazdego i kazda z Was, zleceniodawcow - bedziemy poruszac zagadnienia zwiazane z wynalazkami codziennego uzytku, ktore Stowarzyszenie Gnomich Wynalazcow konstruuje i buduje na zamowienie klienteli z calego swiata. W tym i byc moze na Wasze. * * * MOZE WIEC NA POCZATEK W RAMACH WPROWADZENIA I ROZGRZEWKI: CO TO JEST GNOMI WYNALAZEK? Gnomim wynalazkiem jest przedmiot wynaleziony, niekoniecznie wszakze od podstaw przez gnomy zrzeszone, w tym przypadku, w Stowarzyszeniu Gnomich Wynalazcow. Takim przedmiotem bywaja najczesciej maszyny, uruchamiane recznie i dzialajace pol- lub automatycznie. Natomiast w przypadku wynalazkow bedacych zamawianymi na zyczenie i bedacych przedmiotem tego tekstu sa to rowniez powszechnie znane przedmioty codziennego uzytku, jednak zmodyfikowane, w wygladzie badz uzyciu, a nawet zastosowaniu - czyli wlasne wersje powszechnie spotykanych osobistych przedmiotow. MOZE JAKIS PRZYKLAD? Skoro prosisz... mozesz kupic sobie sakiewke, torbe albo plecak w roznych sklepach i wybierasz taki, jaki akurat jest na sprzedaz. Ale mozesz tez udac sie do rzemieslnika trudniacego sie wyrobem takich rzeczy - zamawiasz odpowiedni kolor, material, zdobienia, inskrypcje - pod samego lub pod sama siebie, pod wlasny gust. Tylko dla siebie. W SGW mozesz zamowic elementy odziezy, bizuterii oraz inne przedmioty osobiste z wybranego materialu, z wybranym zdobieniem... rowniez pod wlasny gust, wylacznie dla siebie. Moze to byc rowniez przedmiot typowo gnomi, cos technicznego. Wlasnie zamawianie wszelkiego rodzaju przedmiotow jest przedmiotem tego artykulu. * * * CO MOZE BYC GNOMIM WYNALAZKIEM? To jest bardzo dobre i wazne pytanie, poniewaz stanowi fundamentalna podpowiedz dotyczaca tego, co mozecie zamawiac dla siebie na wlasnosc. Gnomimi wynalazkami, w kazdym razie tymi, ktore SGW potrafi skonst... * * * JAK TO "KTORE SGW POTRAFI"? INZYNIEROWIE NIE UMIEJA WSZYSTKIEGO? Zrozumcie, ze warsztat produkcyjny SGW znajduje sie na pokladzie gnomosterowca, ktory jest siedziba Inzynierow i zapewnia przestrzen do budowy i produkcji - jednakze niestety nie sposob w ograniczonej przestrzeni zainstalowac technologii do produkcji wszystkiego - ale stopniowo staramy sie rozszerzac oferte! Moze w przyszlosci bedzie ona szersza. * * * MUSI TO WYSTARCZYC ZA WYJASNIENIA. WROCMY WIEC DO TEGO, CO MOZEMY ZAMOWIC W SGW: Tak. Gnomimi wynalazkami, ktore mozesz zamowic tylko dla siebie sa: * bronie - sztylety, miecze, mloty, maczugi, topory, drzewcowe, * zbroje - wszystkie rodzaje i chronione lokacje, * pierscienie, pierscionki, sygnety i obraczki, * bransolety, bransoletki, * kolczyki, nausznice * rekawice i rekawiczki (robocze, bojowe, uzytkowe, ozdobne, inne), * diademy, opaski, bandany, * naszyjniki, wisiorki, medaliony (osobiste, religijne, talizmany, ozdobne, inne), * okulary, gogle, monokle, rowniez maski, * pasy, sznury do przepasywania - wszystkie zastosowania, wzory i materialy * plaszcze, peleryny, oponcze, * spinki, zapony, brosze spinajace plaszcze, * buty wszelkiego rodzaju i zastosowania, * przedmioty osobiste * * * CO TO SA OWE "PRZEDMIOTY OSOBISTE"? To jest bardzo szeroka, jesli nie najszersza gama przedmiotow, ktore po prostu nie pasuja do innych kategorii. Nic co sie zaklada na siebie, po prostu uzywa sie w rekach - kompasy, lunety, czasomierze, liczydla, wachlarze, parasolki, tuby do przemawiania, klepsydry, notesiki, szczoteczki do zebow, lustereczka, chusteczki i podobne. Wymyslcie sami co tu jeszcze moze pasowac. Sa wprawdzie wyjatki - na przyklad Wynalazkami SGW obecnie nie moga byc na przyklad artykuly tytoniowe, perfumy czy instrumenty muzyczne. * * * DLACZEGO NIE? Poniewaz juz istnieja wedlug przyjetego przez ich tworcow standardu i nie chcemy proponowac alternatyw - nie chcemy psuc istniejacego juz rynku sprzedazy perfum, cygar, fajek i ziol, rowniez nie chcemy zanizac wartosci przynalezenia do Truwerow. Sa i inne kategorie przedmiotow ktore SGW ignoruje w swojej ofercie, ale... * * * MOZE PO PROSTU WYMIEN JE. Dalszymi przykladami wynalazkow nie produkowanych przez SGW, ktorych zamawianie dla siebie jest z podobnych powodow niemozliwe, sa przede wszystkim wszelkie pojemniki - plecaki, torby, sakwy, worki, pochwy, temblaki, uprzeze, sakiewki, woreczki, ale i im podobne czyli kubki, kufle, pudelka, kuferki, skrzyneczki... Rowniez nie wymieniona wyzej odziez - czyli koszule, bluzy, kurtki, spodnice i suknie, spodnie, szaty, tuniki, szaliki, czapki, apaszki, chusty. * * * WIADOMO WIEC JUZ CO MOZEMY ZAMAWIAC A NA CO NIE MOZEMY LICZYC. I CO? TO WSZYSTKO? KONIEC ARTYKULU? Nie, poniewaz nie wiem czy pamietacie, ale mowimy nie o zamawianiu byle pierscionka czy paska, ale jakiegos wymarzonego, ktory nie istnieje na swiecie, a my chcielibysmy, zeby istnial - na przyklad z wygrawerowanym imieniem wlasciciela, ze specyficznymi zdobieniami... a nawet takiego, ktory da nam jakies nowe mozliwosci, gesty, sposoby wyrazania emocji. Podsumowujac, zamawiany wynalazek moze wygladac dokladnie tak, jak sobie tego zazyczymy przy zamowieniu, a takze miec narzucone jakies dodatkowe wlasciwosci, ktore rowniez mozemy samodzielnie ustalic. * * * WIEC CO MUSIMY USTALIC W RAMACH WYGLADU? Nie musimy, tylko mozemy. Oczywiscie mowa o dokladnym opisie wygladu jak i takim skroconym, widocznym na pierwszy rzut oka. W niektorych przypadkach wynalazki maja wlasny opis gdy sa zalozone: "Ma na sobie nonszalancko zalozony taki a taki pas" na przyklad. Ktos to rowniez musi wymyslec. Nie ma obowiazku ustalania takich rzeczy - moze to zrobic za nas Gnomi Inzynier, ktoremu zlecamy realizacje naszego marzenia. Mozemy zapragnac wynalazku i jednoczesnie nie wysilac sie intelektualnie jesli nie chcemy, badz nie umiemy. Niezaleznie od wszystkiego, wspolpracujacy z nami Gnomi Inzynier sam podpowie jakie opisy sa mile widziane, a jakie nie. * * * DLACZEGO OPISY MOGA BYC NIEMILE WIDZIANE? CO CZYNI JE TAKIMI? Moze nas poniesc fantazja, ktora sprawi, ze juz sam opis przedmiotu bedzie lepszy od niego samego - opisy moga okazac sie byc za dlugie, zbyt wybujale, niezgodnie z prawda stawiajace dany przedmiot ponad innymi tego samego typu, a takze nieprzyzwoite... mozna wymieniac i wiecej wad opisow, ale wybralam te, ktore rzeczywiscie wystepowaly i byly rugowane. * * * A JEZELI TO, CO INZYNIER SAM WYMYSLI NIE SPODOBA SIE NAM? To poprosimy o inna wersje. Nim dostaniemy gotowy wynalazek, jest on nam prezentowany, pokazywany i jest czas by wyrazic krytyke. Niezaleznie od tego ktora ze stron sama tworzy opisy, a ktora je ocenia, wspolnie powinno wymyslic sie cos kompromisowego. * * * A TE WLASCIWOSCI? TAKI NA PRZYKLAD PAS TO PAS, A TAKI PIERSCIONEK TO PIERSCIONEK, CZEGO JESZCZE TRZEBA? Nie trzeba niczego, ale mozna. Wynalazek na zamowienie bedacy pasem pozostanie pasem - bedzie mozna go zakladac, sciagac oraz zatykac za niego bronie. Plaszcze z SGW beda takze miec kaptury do naciagania - tak jak to jest w przypadku zwyklych plaszczy ze zwyklych sklepow. I tak samo mozna sie nimi otulac i tak dalej. Pierscionki mozna wsuwac na palce niezaleznie od tego czy pochodza z SGW czy nie. Mozna za to ustalic dodatkowe wlasciwosci, na przyklad zeby klamre pasa mozna bylo polerowac, albo go luzowac czy sciagac - niektore z pasow daja taka mozliwosc, ale nie wszystkie. Plaszcze z SGW moga na zyczenie na przyklad umozliwiac wytarcie w nich rak, wygladzanie tkaniny, poprawiania ich i co tylko sobie osoba zamawiajaca zazyczy, pierscionkami mozna sie bawic, krecic nimi na palcu - wszystko, lecz w ramach przyzwoitosci i logiki oczywiscie. * * * TO BARDZO DUZE POLE DLA WYOBRAZNI. Bardzo to malo powiedziane, jednakze wprowadzamy pewne ograniczenia do projektowania i kazdy, kto chce zamowic cokolwiek dla siebie musi sie z nimi zapoznac. . ,_, ,_, . . (o,o) (o,o) . |./)_) Zapraszam do lektury nastepnej strony... -> (_(\.|
| ” ” ” ” |
o—————————————————————————–o
>
Zatytulowano: Wszystko o gnomich wynalazkach II

o—————————————————————————–o
|ciemnozielony podrozny plaszcz, ciezkie wiazane wrotki, czarny kolczyk z gaga|
|tem w kszta ______ lcie elipsy, dlugie cwiekowane rekawice z nareczna kusza|
|duza mied / \ ziana tuba, fikusne pudelko / | z dzwigniami i przyc|
|iskami, /$$$$$$ |_______ ______ _____ ____ $$/ ______ filcowy gnomi|
|plecak z $$ | _$$// \ / \/ \/ \/ |/ \ zamkiem, gno|
|mi nowato $$ |/ $$$$$$$ /$$$$$$ $$$$$$ $$$$ $$ /$$$$$$ | rski pas z |
|polatomat $$ |$$$$ $$ | $$ $$ | $$ $$ | $$ | $$ $$ $$ $$ | czna klamra|
grawerowa $$ \__$$ $$ | $$ $$ \__$$ $$ | $$ | $$ $$ $$$$$$$$/ ny runiczny
gwyhyr, $$ $$/$$ | $$ $$ $$/$$ | $$ | $$ $$ $$ | gnomocyped,
jaskrawy $$$$$$/ $$/ $$/ $$$$$$/ $$/ $$/ $$/$$/ $$$$$$$/ kolczyk w
ksztalcie srubki jaskrawozolte
gnomie szczudla, kunsztowna platynowa zebatka, lekkie cienkie okulary z wielo
barwnymi szklami, lniany dlugi sznur, maly wisiorek w ksztalcie kolka zebatego
matowe szare gogle ochronne, miedzianozloty kolczyk z rubinami, ogromniasta
__ __ skomplikowana luneta, __ misterne srebrne __ gogle __
/ | _ / | z kolorowymi szkielkami / | ozdobny srebrny / | / |
$$ | / \ $$ |__ __ _______ ______ $$ | ______ ________$$ | __$$/
$$ |/$ \$$ / | / / \ / \$$ |/ \/ $$ | / / |
$$ /$$$ $$ $$ | $$ $$$$$$$ |$$$$$$ $$ |$$$$$$ $$$$$$$$/$$ |_/$$/$$ |
$$ $$/$$ $$ $$ | $$ $$ | $$ |/ $$ $$ |/ $$ | / $$/ $$ $$< $$ | $$$$/ $$$$ $$ \__$$ $$ | $$ /$$$$$$$ $$ /$$$$$$$ |/$$$$/__$$$$$$ \$$ | $$$/ $$$ $$ $$ $$ | $$ $$ $$ $$ $$ $$ /$$ $$ | $$ $$ | $$/ $$/ $$$$$$$ $$/ $$/ $$$$$$$/$$/ $$$$$$$/$$$$$$$$/$$/ $$/$$/ / \__$$ | kolczyk z $$ $$/ turkusem, pelna nowatorska maska przeciwpylowa, prosty gnomi $$$$$$/ kompas, srebrna nausznica w ksztalcie pierscienia, szeroki masywny pas z nabrzusznikiem, szorstka filcowa burka, skorzane regulowane rekawice, wyprofilowana zelazna plytka, zlota bransoleta z cierni zlota spinka w ksztalcie ciernia, zloty pierscien z trokatnym rubinem, zloty _____ rubinowy naszyjnik _ z cierni _ ___ __ _ |_ _| _ _ __ __ _ ______ (_)_ _ ___ ____ __ _____ (_|__ \ / _` | | || || | | ' \/ _` (_-|_ / | | || |_ / (_-\ V V / _ \| | /_/ \__,_| |_| \_, | |_|_|_\__,_/__/__| _/ |\_,_/__| /__/\_/\_/\____/ |(_) |__/ |__/ |__/ * * * ZATEM GNOMIE WYNALAZKI TO ROWNIEZ OGRANICZENIA? Gdy zamawiamy gnomi wynalazek w SGW musimy pamietac przede wszystkim o czterech szczegolnie waznych ograniczeniach: Pierwszym z nich jest interakcja z innymi przedmiotami, a raczej jej niemoznosc - na przyklad mozemy zaprojetowac i zamowic dla siebie oselke do ostrzenia naszej broni, ale nie bedzie przewidziane uzycie jej ani na ostrzu broni ani na zadnym innym przedmiocie. Jezeli wiec mamy wizje i pomysl na wynalazek, ktory jakos wspolgralby z innymi elementami naszego ekwipunku, musimy z niego zrezygnowac. Drugim ograniczeniem jest niemoznosc interakcji z innymi osobami ani ze zwierzetami - klatki w ktorych mozemy zamknac golebia czy szczura pocztowego, albo lusterko, ktorym mozemy oslepic kogos w poblizu - nie da rady (acz takie, w ktorych mozemy sami sie przejrzec, oslepic samych siebie czy zachwycic wlasna uroda tak). Zwierzeta raczej nie potrzebuja bezwzglednie wynalazkow, a i narzucanie sie innym biciem, glaskaniem czy draznieniem za pomoca mniej lub bardziej specjalnie stworzonych do tego przedmiotow takze nie jest naszym zamierzeniem. Najlatwiej zapamietac to wszystko w sposob nastepujacy: skupiamy sie na wynalazkach, ktore moga wchodzic w jakiekolwiek czynnosci, gesty i interakcje z samymi soba i nami samymi, ewentualnie z otoczeniem, ogolnie osobami wokol, ale z nikim i niczym konkretnym, wybranym. Trzecim ograniczeniem jest niemoznosc do zmiany wygladu. A zatem na przyklad mozna zamowic tusz do rzes i nawet moc go uzyc na sobie (interakcja z samym lub sama soba), ale nasze rzesy nie zmienia wygladu dla postronnych. Moda i fason sa wazne, jednakze niektore z takich wynalazkow nie pasowalyby do osob lysych, jeszcze inne bylyby wlasciwe osobom zarosnietym, inne dopasowane do koloru oczu, cery... nie chcemy ryzykowac bolu glowy na widok lysego osobnika, ktory sie glaszcze lsniacym gnomim grzebykiem, czy kobiety skrupulatnie sobie przycinajaca brode za pomoca mahakamskiej kosmetyczki gnomiej roboty - po prostu nie. Po czwarte, dzialanie wynalazkow nie powinno byc rozlozone w czasie - klepsydra, ktora przesypuje sie mozolnie w minute, pozytywka ktora zajmuje nas melodyjka trwajaca pare gnomich minut czy sekund.. takie wlasciwosci nie sa realizowane. Moze kiedys, ale "apetyt rosnie w miare jedzenia" - dzisiaj wiec nacieszmy sie wpierw wynalazkami prostszymi i zachwycajmy swiat stopniowo, w przeciwnym razie straca one w oczach zamawiajacych. Pomniejszymi ograniczeniami sa warunki w jakich korzystamy z naszego przedmiotu - odchylony plaszcz nie zawsze zalopocze we wnetrzach, gnomia chusteczka nie przemyjemy twarzy gdy w poblizu nie ma wody, na gnomocypedzie nie pojedziemy gdy akurat siedzimy, natomiast zloty pierscionek nie zalsni slonecznym blaskiem w nocy - nie mowiac juz o uzywaniu zestawu do pielegnowaniu brody w czasie walki, czy lunety w calkowitych ciemnosciach. Nie mowiac juz o tym jak sie konczy uzywanie szczudel przez ogry a jak zestawu do pielegnacji zarostu w rekach niewiast. To nie oznacza, ze takie wynalazki nie beda dla Was konstruowane - to oznacza jedynie, ze musicie liczyc sie z wlasnie takimi okolicznosciami. Nie musicie przewidywac ich wszystkich juz w fazie snucia marzen i projektowania - zawsze dopilnuja tego gnomy z SGW! * * * NAJPIERW MOWISZ, ZE WYNALAZKI NIE PASUJACE DO DANEJ RASY CZY PLCI NIE BEDA REALIZOWANE, A POZNIEJ, ZE "TO NIE OZNACZA, ZE TAKIE WYNALAZKI NIE BEDA DLA NAS BUDOWANE"... Bo z jednej strony rozumiemy, ze odbiorcy i uzytkownicy wynalazkow sa rozni - wiec musimy uwzglednic, ze nieco inaczej moze wygladac uzywanie specyficznego przedmiotu w rekach niewiast i mezczyzn, czy w rekach danej rasy. I to uwzgledniamy, natomiast to jaki ma zarost, fryzure, kolor oczu, czy inne szczegolowe roznice w obrebie wlasnej plci i rasy - nie. * * * MIMO WSZYSTKO TO DOSC SUROWE OGRANICZENIA, PODYKTOWANE "WIDZIMISIE". Spojrzcie na to z innej strony, juz sam fakt, ze warsztat Inzynierow ma takie mozliwosci i moze dzielic sie z nami juz i tak wiekszoscia przedmiotow jakie mozna wymyslec a ktorych nie ma to postep ogromny. Apetyt naprawde rosnie w miare jedzenia - wychodzac naprzeciw coraz wiekszym checiom zaostrzamy jedynie apetyt zamawiajacych na jeszcze wiecej. Gdzies musi byc granica kompetencji za ktora, badz co badz, bierzemy odpowiedzialnosc. Moze kiedys zniesiemy te ograniczenia, jednak na razie nie rozwazamy takiego rozwiazania. * * * PODSUMUJMY CO JUZ WIEMY. Zamawiajac wynalazek wybieramy czy ma byc to rodzaj broni, zbroi, pierscienia, bransoletki, kolczyka, rekawic, diademu, naszyjnika, okularow, maski, pasa, plaszcza, spinki, obuwia, czy przedmiotu osobistego. Ustalamy jego wyglad (lub pozwalamy zrobic to Inzynierowi), logiczny i niezbyt wyszukany na tle innych przedmiotow tego typu na swiecie. Ustalamy jego wlasciwosci (lub pozwalamy zrobic to Inzynierowi) - nie wchodzace w zadne interakcje z innymi przedmiotami, zwierzetami, osobami i nie zmieniajace wlasnego wygladu ani otoczenia, zalezne od wlasciwosci otoczenia lub tozsamosci osob uzywajacych ich. Ewentualnie, jezeli zabrzmi to prosciej, nadajace sie do wykonywania gestow i czynnosci z nim samym i z nami samymi. Rowniez i tu Gnomi Inzynier dopilnuje, zeby te wlasciwosci byly do przyjecia. * * * I CO DALEJ? Znajdujemy Gnomiego Inzyniera i podsuwamy nasz pomysl. Jak latwo sie domyslec, nalezy oczekiwac, ze ktos sposrod Inzynierow SGW podejmie sie realizacji naszego zamowienia i przekuje nasza wizje na gotowy wynalazek - najczesciej powiadomi nas o tym osoba, ktora o to poprosilismy lub sam konstruktor osobiscie. Stworzy on i zaproponuje wszystkie opisy, badz po prostu zaakceptuje i przepisze nasze wlasne. Byc moze pojawia sie w korespondencji pytania, dopowiedzenia a takze konsultacje. Kiedy praca konstruktora dobiegnie konca, wynalazek jest sprawdzany pod katem jakosci i poprawnosci - czy nie ma bledow w zapisach, czy wszystko jest na pewno jasne, logiczne i dopuszczalne. Taka kontrole przeprowadza Inzynier inny niz konstruktor i jest to zdrowa praktyka. Gdy juz to sie wszystko stanie, ostateczny projekt jest prezentowany nam w korespondencji lub osobiscie - w tym drugim przypadku jest to okazja do przyjecia zaproszenia na poklad gnomosterowca gdzie sie to odbywa, poniewaz wewnetrzny regulamin SGW jednoznacznie zabrania wynoszenia nieukonczonych prototypow poza nasza siedzibe. Gdy nasz wynalazek nam sie spodoba - albo za pierwszym razem, lub po wprowadzeniu odpowiednich poprawek zaproponowanych z obu stron - czeka on jeszcze na aprobate wladz SGW, po ktorej jest nam wreczany - po uregulowaniu zaplaty, zeby nie bylo. * * * NO TAK, ZAPLATA. MIEJMY TO JUZ ZA SOBA... Cena... a wlasciwie ceny, dwie ceny, sa ustalane indywidualnie i zaleza od... * * * HOLA! JAK TO DWIE!? Rzeczywiscie, obowiazuja dwie ceny, jedna wyzsza, druga nizsza. Ta pierwsza dotyczy wszystkiego o czym zostalo wspomniane, czyli calej pracy gnomiego Inzyniera dzieki ktorej powstal wynalazek. * * * WIEC, LOGICZNIE UJMUJAC, JESLI ZAMAWIAJACY SAM WYMYSLIL CALY PROJEKT I NIE MA W NIM NIC DO ZARZUCENIA, TO NIE POWINIEN ZAPLACIC NIC, A PRZYNAJMNIEJ POWINIEN MNIEJ. Zgadza sie. I tak wlasnie jest. SGW jednak pobiera oplate za to, ze uzyje do produkcji wlasnych materialow i narzedzi, oplacana jest takze fatyga kontrolera jakosci, wiec nigdy nie jest tak, ze ktos wymarzy sobie wynalazek calkiem za darmo - przynajmniej dopoki na przyklad nie wynajdziemy sposobu na to, zeby za darmo funkcjonowac. Ale za to w ramach tej ceny zawsze otrzymujemy pierwszy egzemplarz naszego wynalazku. * * * SKORO NIE ZERO, TO ILE MOZE WYNIESC TAKA CENA? Jej wysokosc zalezy od kilku czynnikow, mianowicie: - wartosci uzytych materialow, wiadomo na przyklad, ze to co jest cynowe bedzie tansze od miedzianego, a filc jest tanszy od atlasu. - ilosci uzytych materialow, co innego noz kuchenny, a co innego gnomi wielofunkcyjny przybornik z piecioma roznymi ostrzami na rozne okazje. - zlozonosci projektu, jezeli interesuje nas na przyklad obuwie, ktore bedzie ladnie wygladac i nic wiecej, wowczas projekt bedzie tanszy - jezeli w naszych butach mamy tanczyc, tupac... * * * ...KOPAC INNYCH... Widac, ze niektorzy nie uwazaja przy czytaniu tego artykulu! * * * ACH, NO TAK. ZADNEJ INTERAKCJI Z INNYMI OSOBAMI. WIEC... ILE? Rowniez praca Inzynierow - jezeli wszystkie opisy i zastosowanie zaprojektowalismy i spisalismy sami i nie wymagaja one korekt, wowczas Inzynier ma niewiele pracy i z zasady zaniza koszta. Jednak gdy mamy zyczenie cos zamowic i nie obchodza nas szczegoly, badz tez nie mamy talentu projektanckiego, wowczas cena moze objac dodatkowo wyreczenie nas w procesie tworczym - tym bardziej, ze w takich przypadkach mamy prawo grymasic, krytykowac i negowac proponowane opisy i rozwiazania. Cena za samo takie grymaszenie nie wzrasta - to nie nasza wina w koncu, ze Inzynier ma inny gust, a projekt ma sie podobac nam, nie jemu. * * * WIEC... ILE? No i wreszcie oplaty stale, praca kontrolerow i samego Mistrza SGW za dopuszczenie wynalazku do uzycia i tym samym opatrzenia marka SGW i odpowiedzialnoscia za jego istnienie. No i jest jeszcze zastrzezenie. * * * CZYLI? Jezeli wymarzymy sobie i zaprojektujemy przedmiot bardzo osobisty i nie chcemy, zeby ktokolwiek inny rowniez taki mogl zamawiac, wowczas obowiazuje stosowna oplata. Jest jednorazowa, ale za to gwarantuje, ze nikt inny nie zamowi tego konkretnego przedmiotu. Doskonale rozwiazanie dla przedmiotow z umieszczonym wlasnym imieniem, osobista dedykacja, zyczeniami, czy portetem kogos ukochanego. * * * DOBRZE. WYZNASZ WRESZCIE ILE TRZEBA ZAPLACIC ZA TO WSZYSTKO? Przeciez wcale tego nie unikam. Wynalazek rzadko kiedy jest tanszy niz trzy mithrylowe monety. I to jest ta wyzsza z cen. Z drugiej strony, w szczegolnie skrajnych przypadkach - przedmiot z mithrylu, pelny udzial Inzyniera w pracach, projekt skomplikowany i bogaty w tresc - cena ta moze wyniesc i dziesiec razy tyle. Sa to tak skrajne wzgledem siebie wartosci, ze rozwazenie w duchu swoich wlasnych mozliwosci finansowych przy planowaniu zamowienia wynalazku jest wrecz nieodzowne. Naturalnie Gnomi Inzynierowie juz na etapie pierwszego zamawiania pomoga wycenic projekt, zwlaszcza jesli znaja jego szczegoly - materialy, ilosc zastosowan i inne. * * * DLACZEGO CENY SA DWIE? Jak wspominalam, powyzsza cena jest ta wieksza, jest jednorazowa i obejmuje wszystkie prace, ktore zostaly wykonane, zeby projekt w ogole powstal. W ramach powyzszej kwoty otrzymujemy pierwszy egzemplarz wynalazku dla siebie. Gdy go zgubimy, zostanie nam skradziony, zabrany lub po prostu zuzyje sie i rozleci, wowczas nie mamy wyjscia i musimy zamowic kolejny egzemplarz. Jego cena srednio wynosi okolo czwarta czesc wartosci projektu - i to jest ta druga cena. * * * CZYLI JEZELI WYMYSLE, WYMARZE SOBIE WYNALAZEK, OPISZE GO, ZAMOWIE I ZAPLACE ZA TO DZIESIEC MITHRYLOWYCH MONET, TO ZA TE PIENIADZE MOJ WYNALAZEK POWSTANIE, DOSTANE JEGO EGZEMPLARZ, A POZNIEJ BEDZIE MOZNA ZAMAWIAC KOLEJNE EGZEMPLARZE ZA OKOLO JEDNA PIATA TEJ KWOTY, OKOLO DWIE I POL MITHRYLOWEJ MONETY? Tak. Nie zawsze bedzie to zawsze jedna czwarta tej kwoty. Czasami wiecej, czesto mniej. Jest to wyliczane matematycznie w oparciu o rozne czynniki, rowniez sam Inzynier ocenia wartosc samodzielnie. * * * I WYNALAZEK MOZE SIE ROZLECIEC? Kazdy nasz wynalazek ma swoja trwalosc - im wiecej bedzie uzywany, tym szybciej sie rozleci, zgadza sie. Niestety nasze wynalazki nie sa naprawialne - rzemieslnicy, ktorzy zajmuja sie na co dzien wyrobami z danej branzy nie znaja schematu, planu budowy danego wynalazku a i my, Inzynierowie nie podejmujemy sie napraw, gdyz latwiej uzyc nowych czesci i zbudowac duplikat zamiast rozbierac i wymieniac jakies drobiazgi. * * * ILE WYNOSI TRWALOSC WYNALAZKU? Zwykle od miesiaca do ponad roku, ale tak naprawde nic trudnego pobic te wyniki i w jedna i w druga strone. * * * PODPOWIESZ GDZIE ZNALEZC DALSZE INFORMACJE, KTORYCH ZABRAKLO POWYZEJ? Kazde z czlonkow SGW majace tytul inzynierski (nie Pracownik i nie Stazysta), w tym rowniez Mistrz Stowarzyszenia, powinni byc wladni odpowiedziec na wszelkie pytania, a takze przyjac zamowienie (lecz niekoniecznie bedzie to oznaczac, ze osobiscie podejma sie realizacji). Mozna pisac na przyklad do mnie osobiscie. Osoba z urzedu wyznaczona do przyjmowania zamowien (od innych czlonkow SGW lub od zamawiajacych bezpsrednio) i przydzielania ich do konstruktorow jest na dzis dzien Inzynier Felie. * * * NO TO... CHYBA WSZYSTKO! Chyba tak, zatem do zobaczenia i niech swiat stanie sie bogatszy o Wasze, spelnione przez Stowarzyszenie Gnomich Wynalazcow, marzenia. * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * W szczerej, burzliwej, nielatwej i pelnej sporow rozmowie, specjalnie dla Czytelnikow Periodicusa z: _____ _ _____ \_ \_ __ _____ _ _ __ (_) ___ _ __ /__ \_ _ _ __ __ _ / /\| '_ \|_ | | | | '_ \| |/ _ | '__| / /\| | | | '_ \ / _` | /\/ /_ | | | |/ /| |_| | | | | | __| | / / | |_| | | | | (_| | \____/ |_| |_/___|\__, |_| |_|_|\___|_| \/ \__,_|_| |_|\__,_| |___/ ze Stowarzyszenia Gnomich Wynalazcow spierala sie, dociekala, wydzierala sekrety, przyprawiala o bol glowy i ogolnie byla nielatwa rozmowczynia i do tego jeszcze robila notatki na biezaco (ale czego sie nie robi w sluzbie marzen Czytelnikow o wlasnym wynalazku): __ _ _ _ _____ /__\ ___ __| | __ _| | _| |_ ___ _ __ /__ \_ _ _ __ __ _ / \/// _ \/ _` |/ _` | |/ | __/ _ \| '__| / /\| | | | '_ \ / _` | / _ | __| (_| | (_| | <| || (_) | | / / | |_| | | | | (_| | \/ \_/\___|\__,_|\__,_|_|\_\\__\___/|_| \/ \__,_|_| |_|\__,_| - bo przeciez czego sie nie robi w sluzbie informacji. . ,_, ,_, . . (o,o) (o,o) . |./)_) (_(\.| | " " " " | o-----------------------------------------------------------------------------o