Dziady, Religie, Gotowanie, Wywiad z Istrid, Zagadki, Blekitne Wagi, Karczmy
ob pismo
Rzucasz okiem na pierwsza strone pisma...
o-----------------------------------------------------------------------------o
| Data wydania: piaty dzien pory Feainn |
| |
| |
| /)_(\ |
| ______( 0 0 )______ |
| /_/_/_/\` ' `/\_\_\_\ |
| )'_'( |
| ____.""_"".____ |
| P E R I O D I C U S |
| |
. .
. .
Periodicus powraca i wita swoich Czytelnikow!
Ilez to czasu, wody w rzekach i pokolen podroznikow minelo
od poprzedniego wydania Periodicusa! Wolimy nie liczyc,
nawet jesli gnomia czesc Redakcji nie moze sie powstrzymac!
Wierzymy, ze to wystarczajacy czas by niejedno pozmienialo
sie w Redakcji, zyciu naszych Czytelnikow, jak i w dziejach
swiata, co sie zreszta dobrze sklada gdyz ze sprawozdawczym
obowiazkiem podazamy za tymi ostatnimi. Ale po kolei!
Na dobry ale i straszny poczatek powita Was Redaktor Alicia
w swym sprawozdaniu z niedawno zakonczonych Dziadow, wraz z
wypowiedziami znalezionych przez nia dawnych oraz obecnych
bohaterow tych wydarzen - jest wiec okazja by z ciarkami na
plecach powrocic wspomnieniami do tego nielatwego do
zignorowania czasu, kiedy to na naszych traktach i ulicach
dominowali niespokojni umarli. Nowa Redaktor Periodicusa,
Zoe, przypomni wam glosny w swoim czasie konkurs, wciaz sie
niezmiennie sniacy milosnikom wedkarstwa - wsrod wymiarow
i masy zwycieskich okazow i wyplaconych nagrod znajdziecie
tam rowniez wywiad z organizatorem tego konkursu i nadzieje
na kolejne zarobki. W "Rozkladowce" dzis zaprezentuje sie
Wam osobistosc nietuzinkowa, niezmiennie lubiana, szeroko
znana i powazana Inzynier, Redaktor i Lektor Lingnomu:
Istrid Fiorsdatter - polecamy nie tylko jej wielbicielom,
uczniom i kontrahentom, ale wszystkim Czytelnikom! Redaktor
Nazira wezmie Was w podroz po "Religiach Swiata", Redaktor
Nahaan po pelnym aromatow przypraw swiecie kuchni, zas na
szlaku "Karczm Swiata" wyjatkowo i goscinnie swoj kunszt
pisarski zaprezentuje, specjalnie dla Periodicusa, Inzynier
Zumberto von Habenix z SGW. Redaktor Sufjan wysle Wam list
o dwoch gatunkach najprzednieyszych, pelen fachowych porad
dotyczacych materialow do wyrobu luku, przyblizajacy arkana
tej sztuki i piekno tej broni. I wreszcie, z satysfakcja i
duma oglaszamy powrot "Zagadek Tileanskich", autorstwa
Redaktora Chivasso i calkowicie nowy cykl "Oni czyli kto",
w ktorym Redaktor Noktaria przyblizy wybrane nowozalozone
kluby, frakcje i stronnictwa: dzis Spolka Handlowa Blekitne
Wagi, ktora po lekturze dzisiejszego numeru Periodicusa nie
pozostawia na swoj temat zbyt wiele tajemnic.
Wszyscy tu w Redakcji zgodnie mamy nadzieje, ze nasze
artykuly skladajace sie na dzisiejsze wydanie Periodicusa
przypadna Wam do gustu - a kto wie, moze wsrod Was znajduje
sie ktos, kto zechcialby do nas dolaczyc i sprobowac swoich
sil w redaktorskiej pracy? Zapraszamy wszystkich, ktorzy by
chcieli sprobowac swoich sil w Periodicusie - jezeli masz
checi pisac dla innych, opisywac swiat, szerzyc wiedze na
jego temat, opisywac glosne wydarzenia wokol siebie lub po
prostu pisac o tym co lubisz - napisz do nas, a redaktorski
olowek, notatnik, rozpoznawalnosc i satysfakcje dostaniesz
gratis!
Tymczasem w imieniu swoim i Redaktorow zycze milej lektury!
Inz. Red. Tuna Loon - Naai
Aktualna Redaktor Naczelna
W tym numerze:
* Krajobraz po bitwie..................................strona 1
* Novigradzki konkurs wedkarski........................strona 2
* Religie Swiata.......................................strona 3
* Wywiad z Istrid - czesc 1............................strona 4
* Wywiad z Istrid - czesc 2............................strona 5
* O gatunkach najprzednieyszych........................strona 6
* Zagadki Tileanskie...................................strona 7
* Spolka Handlowa Blekitne Wagi........................strona 8
* Karczmy Swiata.......................................strona 9
* Gotuj z elfem - przyprawy............................strona 10
. .
. .
| |
| |
o-----------------------------------------------------------------------------o
Mozesz przeczytac konkretna strone.
pr strone 1
Zatytulowano: Krajobraz po bitwie
o-----------------------------------------------------------------------------o
| |
| . ) ) |
| ( (| . |
| ) )\/ ( ( ( |
| * ( (( / ))\)) ( ) ) |
| ( \ )\( | ))( ) (| |
| >) ))/ | )/ \(( ) \ |
| ( ( . -. V )/ )( ( |
. \ / . \ . \)) )) .
. )( ( | | ) . ( / .
)( ,')) \ / \( `. )
(\> ,'/__ )) __`. /
( \ | / ___ ( \/ ___ \ | ( (
\.) |/ / \__ __/ \ \| ))
. \. |> \ | __ | / <| /
)/ \____/ :..: \____/ \ : | ~V+-I_I_I-+V~ | : (.
( \: T\ _ _ /T : ./
\ : T^T T-+-T T^T :<
\..`_ -+- _' )
) . `--=.._____..=--'. ./ (
)
( /( ) ) )
)\())( ) ( ( /( ( ) ( /(( ( /(( ( ( (
|((_)\ )( ( /( )\ ( )\()))( ( /( ( ` ) ( )\())\ )\())\))( )\ ))\
|_ ((_|()\ )(_)|(_) )\((_)\(()\ )(_)))\ /(/( )\ ((_)((_|_))((_)()((_)((_)
| |/ / ((_|(_)_ ! ((_) |(_)((_|(_)_((_) ((_)_\ ((_) | |(_|_) |__(()((_|_|_))
' "GRUBA RYBA" O NAJDROZSZA RYBA
>O NAJCIEZSZA RYBA
>O NAJDROZEJ SPRZEDANY WOZ
Tabela wynikow aktualizowana byla kazdego dnia, dzieki czemu
bioracy udzial mogli na biezaco sprawdzac, ktorego z rywali nalezy
jeszcze pokonac w drodze ku zwyciestwu. A bylo o co walczyc! W puli
nagrod bowiem, oprocz znacznej ilosci mithrylowych monet, znalazly
sie takze rzadkie i drogocenne przedmioty - nie lada gratka dla
kolekcjonerow.
Nie sposob nie wspomniec o creme de la creme, nagrodzie dodatkowej
dla zwyciezcy w kategorii glownej - unikatowym tytule. Ufundowany
zostal przez Czarodziejow w gescie poparcia inicjatywy. Nim jednak
przedstawie laureatow, w tym szczesliwca mogacego tytulowac sie
Zwyciezca Novigradzkiego Konkursu Wedkarskiego, kilka slow od Pana
Gelta. Byl tak mily, by poswiecic chwile na krotki wywiad.
o 0 o ---------------------- o 0 o
Panie Gelt, jako glownego organizatora, nie moge
nie zapytac skad zaczerpneliscie inspiracje do
organizacji tego wydarzenia? Jak narodzil sie
pomysl na Konkurs Wedkarski?
Cech od lat wklada wiele wysilku w popularyzacje handlu. Subiektura
u Mistrza Nixa nauczyla mnie, ze warto szukac nowych rozwiazan. Od
lat myslalem nad czyms, co mogloby pobudzic mlodych podroznikow -
nie tylko do zarabiania, ale do poznania sie nawzajem. Wielkie
Miasto Novigrad powinno byc osrodkiem spotkan, ale takze wlasnie
takich inicjatyw. Jest to wiec odpowiedz na potrzeby miasta,
mlodych podroznikow i moje - wielu uczestnikow, ktorych poznalem,
jest teraz stalymi bywalcami Novigradu. Pozwala to na szybszy
rozwoj miasta i napedza handel.
Wydarzenie cieszylo sie niebywala frekwencja,
a to wymaga wiele sily i zaangazowania wlozonych
w reklame. W jaki sposob promowany byl konkurs?
Konkurs promowalem nie tylko notkami na tablicach i listami do
znajomych podroznikow. Najwazniejszy byl kontakt bezposredni, czyli
mowiac prosto - zaczepianie kazdego podroznika. Dodatkowo zostaly
poczynione tez pewne wysilki, zeby dotrzec do osob, ktore lubia
lowic, ale nie pojawiaja sie w miescie. Rozrzucilem na pomostach
i znanych mi lowiskach worki z wedka, kotwiczka oraz informacja
o konkursie zapisana na pergaminie.
Czy spodziewaliscie sie az takiego odzewu?
Odzew przerosl moje oczekiwania, ale spodziewalem sie, ze ogolne
zainteresowanie bedzie spore. Na swiecie dzieje sie malo takich
wydarzen. Nie przypominam sobie zadnego w ostatnich latach. Ludzie
sa glodni tego rodzaju przezyc.
Biorac pod uwage popularnosc konkursu, mozemy
spodziewac sie kolejnych wydarzen organizowanych
w Novigradzie? Uchylicie rabka tajemnicy?
Oczywiscie - bede kontynuowac swoja misje pomocy mlodym i populary-
zacji handlu. Obecnie rozpoczyna sie konkurs pod patronatem Cechu
Kupcow Novigradu - Diament Novigradu. Powstala rowniez specjalna
organizacja Novigradzki Diament, ktora zrzesza osoby chcace
popularyzowac handel.
o 0 o ---------------------- o 0 o
|\ \\\\__ o
| \_/ o \ o
> _ (( <_) | +
\ /\_|
\...../\
\\____/
WIATR ZE WSCHODU, RYBY CHODU
- czyli -
Klub Wedkarski "Gruba Ryba"
i inne nastepstwa
o 0 o ---------------------- o 0 o
Wielki Tydzien Wedkarski oraz zwiazany z nim konkurs to nie tylko
rywalizacja i pogon za nagrodami. W ogniu walki zawiazalo sie wiele
nowych przyjazni. Nie trzeba bylo dlugo czekac na powstanie klubu
zrzeszajacego wedkarzy.
Oprocz kontaktow towarzyskich z osobami o podobnym zamilowaniu do
lowienia ryb, czlonkostwo w klubie "Gruba Ryba" gwarantuje obnizona
prowizje podczas sprzedazy ryb oraz mozliwosc tytulowania sie nazwa
klubowa. Zapisy prowadzi kupiec Gelt i do niego nalezy pisac listy
w tej sprawie.
Dzieki srodkom pozyskanym w wyniku dzialan okolokonkursowych, udalo
sie zakupic nowe komplety ubranek oraz zabawki dla sierotek
z "Promyczka". Kamienica bidula, znajdujaca sie przy ulicy Swiatyn-
nej, vis-a-vis katedry Wiecznego Ognia, zostanie poddana gruntownej
renowacji.
To oczywiscie nie wszystkie pozytywne konsekwencje niedawnych wyda-
rzen w Novigradzie. O pozostalych, na zakonczenie, opowie Mistrz
Nix.
o 0 o ---------------------- o 0 o
Jako Mistrz Cechu Kupcow Novigradzkich, jak oce-
niacie konkurs, zwlaszcza pod katem promocji
miasta?
Bardzo rad jestem, ze Gelt podjal sie organizacji. Cala formula,
przeprowadzenie... Wszystko przebieglo pomyslnie, zgodnie z zasa-
dami. Ryby, przez wielu niedoceniane, nagle staly sie pozadanym
towarem. Wielu zabiegalo o najwieksze sztuki. A ze konkurs organi-
zowany byl przez Cech, lowiska w okolicach Novigradu zapelnione
byly rybakami. A przy okazji, poza rybka, mozna przeciez w Cechu
sprzedac lub kupic cos innego. Rewelacyjny pomysl, wspaniala reali-
zacja.
Novigrad jest miastem portowym, jednak to nie
ryby sa tu zwykle najbardziej chodliwym towarem.
Wedlug Waszych zrodel, jaki wplyw mial konkurs
na sytuacje finansowa tutejszych rybakow?
Czesto rybacy lowia ryby jedynie na uzytek wlasny. Tym razem, jako
ze zorganizowany byl konkurs, wiekszosc tego rybnego towaru trafia-
lo do Cechu. A to wlasnie w nim sa prawdziwi specjaliscie w targo-
waniu, dzieki czemu rybacy mogli zarobic wiecej monet niz zwykle.
Co oczywiscie przeklada sie na zroznicowanie ich diety.
Fantastycznie, miejmy nadzieje, ze popularnosc
rybolostwa wzrosnie juz na stale. Chcecie dodac
cos jeszcze?
Chcialbym podkreslic udzial Gelta w rozmowach z Niesmiertelnymi.
Ciesze sie, ze udalo mu sie przekonac ich do nagrodzenia zwyciezcy
tytulem, ktory bedzie wspominany przez dlugie lata.
o 0 o ---------------------- o 0 o
Niech Adamantite oslania Was swymi
poteznymi skrzydlami od nieszczesc
Zebrala i opracowala dla Was
\ /
)) ((
(( ))
\\^^//
{o\/o}
ZOE Z ZERRIKANII
. ,_, (#) ,_, .
. (o,o) / vv \ (o,o) .
|./)_) (_(\.|
| " " " " |
o-----------------------------------------------------------------------------o
pr strone 3
Zatytulowano: Religie Swiata
o-----------------------------------------------------------------------------o
| |
| _o8888888o_ |
| .o888' ... '888o. |
| .o88' ::: ( ::: '88o. |
| ,88' .:: .) ) :::. '88, |
| ,88' ::: `(,' (, ::: '88, |
. ,88' ::: ). (, (' ::: '88, .
. 88' ::: ( ) : ' ) :: '88 .
88 ':: ')_,_)_(` ::' 88
88 '::[_____]::' 88
88 \_ _/ 88
88 |#|_ 88
88, __.-'(__ ) ,88
'88, '-. \___ ) ,88'
'88, _.\_)__ ) ,88'
.-. .-. . .-. .-. .-. .-. '88o, `'-\#/' ,o88' .-. . . . .-. .-. .-. .-.
|( |- | | |.. | |- '888o,_ _,o888' `-. | | | | |-| | |-|
' ' `-' `-' `-' `-' `-' `-' '8JGS88888' `-' `.'.' `-' ` ' ' ` '
Religia, wiara, nasza geneza, cel istnienia. Nie ma granic, czasem
dzieli sie okolica, a czasem przenosi ogarniajac kolejne dusze jak
plomieniem. Kazdy w cos wierzy... jeden w magie, inny w bogow, a
niektorzy w siebie. W co wierzysz Ty?
*** *** WIERZENIA LESNYCH ELFOW *** ***
Tajemnicze, skryte w gestwinach, do ktorych dostepu bronia tako
wlasna piersia, jak i dzieki pomocy driad czy rownie tajemniczych,
skrytych w lesie drzewcow. Lesne Elfy i ich wierzenia.
GENEZA
Lesne Elfy, zwane Asrai lubo Elfami z Athel Loren wywodza sie z
Wysokich Elfow zamieszkujacych Ulthuan, ktore przybyly na ziemie
obecnie przez Lesne Elfy zajmowane w odleglych czasach, gdy driady
i drzewce czesto podrozowaly posrod drzew. Gestwiny Lasu wtenczas
byly i dla nich strasznymi, zajmowali oni jedynie obrzeza Puszczy.
Historia sprawila ze Las poczal ufac swoim mieszkancom, wpuszczac
ich glebiej w knieje i otwierac swoje sciezki. Gdy odkryto Dab
Wiekow, potezne, nieprawdopodobnie stare drzewo, Las przemowil do
Lesnych Elfow, rozpoznajac w nich sojusznikow i obroncow. Wtedy
tez elfy, pelne szacunku dla wszystkich dziel natury, obraly
Athel Loren za swoj dom i przyrzekly chronic go za wszelka cene,
a Ariel i Orion, Krolowa i Krol Lasu, stali sie wcieleniem Ishy i
Karnosa, najwazniejszych bogow Lesnych Elfow.
PANTEON
Elfi panteon jest bardzo rozlegly i opisuje wielu Bogow, zarowno
Niebios jak i Podziemi. Jednak na Elfow zamieszkujacych Las Loren
to Karnos i Isha jawia sie najwazniejszymi i wyznawanymi przez
wiekszosc mieszkancow Athel-Loren. Dla Lesnych Elfow Bogowie nie
sa odleglymi i niedostepnymi bytami, traktowani sa przez wyznawcow
bardziej jak bracia, nizli wladcy zycia czy smierci. Mimo, ze to
Karnos i Isha przywolywani sa najczesciej, nie sposob jednak nie
wspomniec o tych, ktorzy tako zajmuja szczegolne miejsce w wierze
Lesnych Elfow.
Karnos (Kurnous) - Bog Lowow i Wladca Zwierzat. Przedstawiany jako
potezna, ponad trzymetrowa istota o ciele elfa, zwienczonym glowa
jelenia. Przyjac tako moze postac kazdego z lesnych stworzen. Jego
znakiem jest glowa jelenia z rozlozystym porozem.
Isha - Bogini Plodnosci i Urodzaju, zwana tez Matka Ziemia. Wedle
wierzen jest corka Asuryana i Lileath, a jawi sie jako lagodna
kobieta niezwyklej urody, o dlugich, zlotych wlosach. Jej symbolem
jest wszystkowiedzace oko z pojedyncza lza w kaciku.
Loec - Bog Cieni i Nocy zwany tez Tancerzem Cieni. Patron Tancerzy
Lesnych Elfow, uznawany za boga sztuczek, smiechu i tanca, ale tez
cieni, zlosliwosci i zemsty. Elfie legendy mowia, ze ratuje dusze
zmarlych elfow przed zakusami Slaanesha. Zazwyczaj przedstawiany
jest jako elf o smuklej posturze z twarza skryta w mroku, tanczacy
w pustce, wsrod cieni. Jego symbolem jest runa Ahrain, noszona
zwykle na szyi. Laczy sie on w wierzeniach Tancerzy Wojny z innym
bostwem elfiego panteonu - Adamnanem-na-Brionha.
Adamnan-na-Brionha - Pan Tanca, zwany takze Pierwsza Istota, a
narodzony, wedle wierzen, z polaczenia Dzwieku i Ruchu u zarania
swiata. Jawi sie on jako elf, o lewej polowie ciala wysmuklej i
pelnej wdzieku, zas prawej umiesnionej i pokrytej bliznami. Lewe
oko spoglada spokojnie, w prawym goreje ogien furii. Flet trzymany
w zacisnietej piesci jest jego symbolem.
Asuryan - Krol Feniks, wladca panteonu Elfow i maz bogini Lileath.
Najstarszy z Bogow, najwieksza atencja cieszy sie w Ulthuanie.
Przedstawiany jest jako elf wielkiej madrosci, odziany w plaszcz z
bialych pior i na bialym tronie zasiadajacy, dzierzacy w prawicy
berlo - symbol wladzy. Jego znakiem jest piramida z umieszczonym w
jej centrum feniksem rozkladajacym swe skrzydla.
Lileath - Bogini Snow i Fortuny, patronka prorokow i jasnowidzow.
Mowi sie, ze jest opiekunka elfich snow, tym ktorzy ciesza sie jej
laska zsyla przyjemne i mile, zas tych, od ktorych wzrok odwrocila
nawiedzaja koszmary. Przedstawiana jest jako piekna elfka ubrana
w snieznobiale szaty, delikatne jak pajeczyna. Czasami plecy jej
zdobia skrzydla. W prawej rece dzierzy kostur badz rozdzke. Jej
najbardziej popularnym symbolem jest elfi, skrzydlaty aniol.
Khaine - Bog Wojny, znany takze jako Kaela Mensha Khaine. Czczony
zarowno na Ulthuanie, jak i w Naggaroth. Na Ulthuanie, wiec i
posrednio w wierzeniach Lesnych Elfow, odpowiada za wojownicza
czesc elfiej natury. Przedstawiany jako olbrzymi elfi wojownik
zakuty w zbroje z brazu i zbryzgany krwia. Symbolem jego jest
sztylet, ze splywajaca zen kropla krwi.
Mathlann - Bog Sztormow, patron zeglarzy i odkrywcow. Zazwyczaj
jego wizerunek przedstawia rozgniewanego boga noszacego na glowie
miast korony przepiekna, olbrzymia muszle. Odziany jest w zbroje
luskowa udekorowana przypominajacymi pletwy wypustkami, zas w
prawej dloni dzierzy trojzab. Powszechnym znakiem Mathlanna jest
tenze wlasnie trojzab.
Morai-Heg - Bogini Dusz, Losu i Smierci zwana takze Starucha.
Strazniczka wszystkich elfich dusz, ktora w swej sakiewce dzierzy
los kazdego ze smiertelnikow. Przedstawiana jest jako uwiednieta
staruszka w ubogie, postrzepione szaty odziana, ktora w swojej
pomarszczonej dloni trzyma sekaty kostur z kolyszaca sie na jego
koncu sakiewka. Powykrecany kostur i sakiewka sa tez nieodlacznym
symbolem tej Bogini.
Vaul - Bog Kowalstwa i Metalurgii, patron kowali, ale takoz bywa
uznawany za patrona rzemieslnikow wszelakich. Przedstawiany jest
jako elf lancuchami mocnymi do kowadla przykuty, chociaz mowi sie,
ize smiertelnym jawi sie jako elf o szlachetnej sylwetce, w dloni
dzierzacy mlot. Symbolem Vaula jest mlot i kowadlo.
Hoeth - Pan Madrosci i Wiedzy. Ucielesnia prace tych elfow, ktorzy
poszukuja wiedzy i magii. Przedstawiany jest jako sedziwy elf w
prostych szatach o spojrzeniu pelnym madrosci.
Liadriel - Bog lub Bogini Radosci i Celebracji, o nieokreslonej
plci. Patron/ka sztuki, piesni, wina i zabawy. Przedstawiana jako
androgeniczna, mloda postac z kielichem wina w jednej dloni i
harfa w drugiej. Najbardziej rozpowszechnionym symbolem Liadriel
jest kielich wina z wygrawerowanymi winoroslami, harfami i innymi
motywami nawiazujacymi do zabawy.
MIEJSCA KULTU
Wiekszosci wyznawanym przez Lesne Elfy Bogom nie stawia sie ni
swiatyn, ni innych miejsc wyznawania swej wiary sie nie szuka.
Zarowno Karnos, jak i Isha, caly Las jako swoja domene obieraja,
choc mowi sie ize sa w ostepach lesnych takowe miejsca, w ktorych
obecnosc ich bardziej jest wyczuwalna. Skryte to jednak miejsca i
tylko Lesnym Elfom wiadome. Wiara w Loeca czy Adamnana-na-Brionhe
jawi sie tancem i walka z wrogami Lasu, podczas gdy Liadriel
swiadectwa wiary w zabawie upatruje. Religia Lesnych Elfow mniej
od innych obrosla w rytualy, przykazania czy dewocjonalia. Kazdy
elf nosi swiatynie swoich Bogow we wlasnym sercu, a szacunek i
czesc oddaje im nie w miejscach na ofiary przeznaczonych, a swoimi
myslami i czynami.
Na Ulthuanie mozna odnalezc swiatynie z drewna i kamienia,
wzniesione ku chwale Bogom, ktorzy tam znajduja swoich gorliwych
wyznawcow.
OPIEKUNOWIE KULTU
Wiekszosc z Bogow Elfiego Panteonu ma swoich kaplanow czy magow,
ktorzy opiekuja sie danym aspektem wiary, a ktorych rozpoznac
mozna glownie po kolorze szat.
I tak kaplanki Ishy - przewaznie stanowia je kobiety - nosza szaty
snieznobiale, podczas kiedy kaplani Karnosa nijak nie wyrozniaja
sie ubiorem sposrod innych elfow. Kolorami Asuryana sa czerwienie,
zolcie i zloto, czesto z motywem plomienia, zas Khaine lubuje sie
w czerni i czerwieni, kolorze nocy i krwi. Kaplani Mathlanna nosza
szaty w roznych odcieniach niebieskiego i zieleni, z kolei Ci, co
piecze nad kultem Morai-Heg sprawuja przyodziewaja sie w kolory od
ciemnego brazu do czerni.
OFIARY
Lesne Elfy nie zwykly skladac ofiar swoim Bogom. Czesc oddaja im
przez czyny swoje, podazajac ich sciezkami.
SYMBOLIKA
Kazde z Bostw, ktorym Lesny Elf oddaje czesc symbolizowany jest
inaczej. Wyznawcy danego kultu lub jego czesci zazwyczaj nosza w
widocznym miejscu symbol swojego Boga, choc nie mozna tego odniesc
do kazdego z wyznan.
DNI SZCZEGOLNE
Dla Lesnych Elfow, ktorych wiara jest zwiazanych glownie z kultem
Karnosa i Ishy, szczegolne znaczenie maja rownonoce - wiosenna i
jesienna oraz letnie przesilenie. Jednak istota wyznawanej przez
Lesne Elfy religii nie sa daty, a to, by ich wiara widoczna byla w
nich samych.
ZASIEG WYSTEPOWANIA
Wierzenia Lesnych Elfow nierozerwalnie zlaczone sa z wierzeniami
Wysokich Elfow z Ulthuanu oraz, przynajmniej w czesci, mrocznych
elfow z Naggaroth. Jednak wiara w Karnosa i Ishe rozpowszechniona
jest glownie wsrod Lesnych Elfow, w Ulthuanie zajmujac bardzo
marginalne miejsce.
Na koniec przytocze slowa jednego z wyznawcow: ' ... Karnos i
Isha to dwie strony naszej duszy - odrzucajac jedna z nich, sami
sie okaleczamy.'
. ,_, ,_, .
. (o,o) Zebrala i opracowala (o,o) .
|./)_) Nazira Drwydd'anilwch (_(\.|
| " " " " |
o-----------------------------------------------------------------------------o
pr strone 4
Zatytulowano: Wywiad z Istrid - czesc 1
o-----------------------------------------------------------------------------o
| |
| ........... ............ |
| ,..,' ',.,' ',.., |
| ,' ,' : ', ', |
| _ \ | | | / | |
| | | _ \ _ / | / | | _` | _` | _ \ \ \ \ / | / _` | |
| __ < ( | / < / ( | ( | ( | \ \ \ / < ( | |
| _| \_\ \___/ ___| _|\_\ _| \__,_| \__,_| \___/ \_/\_/ _|\_\ \__,_| |
. ,' ,'....................... : ........................', ', .
. ,' ,' ',:,' ', ', .
,' '........................ ' .........................' ',
''''''''''''''''''''''''''''':''''''':''''''''''''''''''''''''''''''
'''''''
czyli cykl wywiadow i nie tylko dla (niekoniecznie) cichych
wielbicieli i wielbicielek
a na niej
I S T R I D F I O R S D A T T E R
-==-
Czesc pierwsza
Po przekonywujacym sukcesie i nieslabnacej popularnosci "Rozkladowki",
doczekalismy sie w niej pewnych zmian. Pierwsza jest osoba prowadzaca
wywiad, z ktorym mozecie zapoznac sie ponizej, jako ze Redaktor Alicie
zastapila Redaktor Tuna. I musze przyznac, ze po przygotowaniu, jak i
po przeprowadzeniu ponizszej rozmowy zywie nadzieje, ze zmiana ta jest
tymczasowa gdyz "Rozkladowka" jest cyklem tak lubianym jak i po prostu
praco- i czasochlonnym.
Druga zmiana, zreszta naturalna i oczywista jest tozsamosc dzisiejszej
bohaterki cyklu: zasluzona Inzynier Stowarzyszenia Gnomich Wynalazcow,
Kierowniczka Wydzialu Gorniczo - Maszynowego, lektorka z Akademii
Jezykowej Lingnom, a nade wszystko jedna z ostatnich przedstawicielek
gnomow ze Skellige, pasjonatka i spelniona gnomka sukcesu. W skrocie:
Inzynier Istrid. Prywatnie dodam, ze wszak rowniez moja przyjaciolka i
wspolpracowniczka z SGW. Wydawac by sie moglo, ze osoba i okolicznosci
- jako ze towarzyszy nam przyniesiona przez Istrid szarlotka i kawa -
sa idealne do zadebiutowania w dziale z wywiadami, ale mimo to zadania
nie mialam latwego gdyz, nawet pomimo tak dlugiej i zazylej przyjazni,
odkrywanie na nowo osobliwosci Istrid bardzo szybko przestalo byc
rutynowa przyjemnostka i testem znajomosci a przerodzilo sie w calkiem
nowe doswiadczenie, a sam wywiad w zaskakujaco szczera i zaskakujaca
niekiedy rozmowe - ale jak sama Istrid rzekla: "A Pewnie, Pozwolmy Mu
Sie Rozwijac I Nie Stawiajmy Zbednych Ograniczen." slusznie cytujac do
tego przyslowie, ze wszak "Gdzie Dwie Gnomki W Jednym Miejscu, Tam
Trudno Mowic O Organizacji".
Zapisany ponizej efekt tej rozmowy zostawiam Czytelnikom do zyczliwej
recenzji, a bliskim, przyjaciolom i kontrahentom zycze takiego samego
odkrywania osoby tej niesamowitej gnomki, pelnego zaskoczen i zwrotow
akcji. Tymczasem nasz wywiad zaczal sie od przygotowan. Profesjonalnie
(zeby potem nie bylo, ze o czyms zapomnialam) zaczynam od wyciagniecia
liny, dopiero teraz sobie uswiadamiajac, ze nie przypominam sobie, aby
byl to element towarzyszacy poprzednim wywiadom. Ale co tam!
Tuna: No dobrze, Kolezanka siada, zebym mogla ja przywiazac.
Istrid czerwieni sie na twarzy i wybucha opetanczym rechotem na widok
moich przygotowan.
Tuna: Moze byc nawet za biurkiem!
Istrid (siadajac na krzesle przed biurkiem): A nie nie. Dostosuje sie,
juz Kolezanka zastosowala taki dominujacy ton, to az mi nogi
podcielo. Bo wie Kolezanka, ja jednak wiekowa dosc jestem.
Uwijam sie z oplatywaniem Istrid kolejnymi zwojami liny.
Istrid (sledzac moje poczynania): To tego. Wpadlam jak sliwka w... w
co to sliwka wpada?
Tuna: W trawe na przyklad. Wlasciwie to nalezaloby wpierw ustalic z
czego wpada.
Istrid: W pudding!
Po pomyslnym rozstrzygnieciu losow przyslowiowej sliwki pouczam Istrid
o prawach i obowiazkach bohaterki wywiadu, na czele z obowiazkiem dumy
i chwaleniem sie juz opublikowanym wywiadem, mowienie prawdy i tylko
prawdy, moze z odrobina zmyslania dla ubarw...
Istrid: Zmyslac to moze tylko nieco w temacie mojej obowiazkowosci.
Reszta jest dostatecznie barwna by i tak wiekszosc czytelnikow
w polowe nie uwierzyla.
Omawiamy ramowy plan wywiadu, po chwili jednomyslnie zgadzajac sie, ze
i tak pewnie nie wytrzyma konfrontacji z praktyka, no ale...
Istrid: ...ale racja, nie pozwolmy by te ramy az tak zadygotaly.
Tuna: Zacznijmy zatem, prosze Kolezanki, od poczatkow! Jak to sie
zaczelo, bo jakos przyjelo sie, ze wszystko sie jakos zaczyna,
Kolezanka takze! Ja tak osobiscie mysle, ze dla prawie calego
swiata Kolezanka to od zawsze byla na pokladzie gnomosterowca,
ewentualnie w strukturach SGW, jednak najwczesniejsze swe lata
spedzala chyba Kolezanka gdzie indziej?
Istrid: Powiem szczerze, ze jak to sie zaczelo, to ja sama nie wiem bo
to raczej sprawy naukowe moich rodzicow. Ale tak, z pewnoscia
nie zaczelo to kontrolowanie w gnomich labolatoriach.
Istrid chichocze pod nosem.
Istrid: Zaczelo sie na Skellige. Mysle, ze w obecnych czasach smialo
moge powiedziec, ze jestem jedna z bardzo nielicznych, jak nie
ostatnich Skelliganek rasy gnomiej. Teraz jakos nawet gdy gnom
osmieli narodzic sie w tamtejszych malo goscinnych stronach,
to jakos... tamtejsi urzednicy przymykaja na ten aspekt oko i
pomijaja sprawe milczeniem, a przynajmniej brakiem dokumentu.
Natomiast ja przyszlam tam na swiat, zostalam wciagnieta w
spis ludnosci i spedzilam tam praktycznie cale dziecinstwo.
Tuna: A kim sa rodzice Kolezanki, jak maja na imie i czym sie
zajmowali, moze nadal sie zajmuja?
Istrid: Prosciej bedzie opowiedziec o Tacie, bo widzi Kolezanka, nie
ma juz go miedzy nami, ale swoj niewyparzony jezyk i zachwyt
zyciem jak nic odziedziczylam po nim. Tato byl Inzynierem
pracujacym w tamtejszej stoczni, bardziej z zamilowania, bo
Mama nie raz i nie dwa narzekala, ze pieniadz z tego zaden i w
dodatku sie marnuje.
Tuna: Marnuje sie pieniadz czy Tato Kolezanki?
Istrid: Oczywiscie ze Tato, pieniadz nie mogl sie marnowac, bo go
raczej nie bylo.
Tuna: No tak!
Istrid smieje sie rozbawiona wlasnymi slowami, jak i bez watpienia
moim dojsciem do wlasciwego stanu rzeczy.
Istrid: Mama czesto wypominala Tatkowi, ze gdyby nie opuscili
rodzinnego Tir Tochair, to nie takie granty badawcze by
otrzymal. Ale dlaczego opuscili, to do dzis nie wiem, bo
zwykle jakos tak Tatulo malal w oczach po tym stwierdzeniu i
sprawie przyslowiowo ukrecalo sie leb.
Tuna: A wiec rodzice Kolezanki mieszkali wczesniej w Tir Tochair? Co
sklonilo ich do przeprowa... ach, rozumiem. A Mama Kolezanki?
Istrid: Mama... Mama tez jak na gnomke byla swego rodzaju dziwaczka,
bo widzi Kolezanka... (Istrid drapie sie po glowie szukajac
slow) To byla taka, jakby to ujac jezykiem innostworow, kura
domowa. Gromadka dzieci, niekoniecznie swoich, bo doczekali
sie tylko mnie i siostry. Fascynowalo ja od zawsze zielarstwo,
ale raczej uzytkowo niz naukowo.
Tuna: Opiekowali sie innymi gnomiatkami? Czy dziecmi innostworczymi?
Istrid: Raczej to drugie. Na Wyspach ogolnie innostwory nie sa mile
widziane. A Mama zawsze miala zamilowanie do opowiadania
legend, przygotowywania herbatki na zimne dni... I jakos ta
dziatwa tak do niej lgnela jak do dziada Pogwizda. (Istrid
smieje sie). Taty zwykle nie bylo i jezeli czegos sie od niego
uczylam, to nie tego co Mama aprobowala (i tu smiech Istrid
plynnie przechodzi w sugestywny rechot, przez co czekam chwile
na dalszy ciag) Ot dla przykladu jak smakuje rum, co marynarze
robia w portowych tawernach...
Tuna: A te dzieci to po prostu dzieci z sasiedztwa, czy przygarniete
na stale sierotki?
Istrid: Nie nie, na stale nie mielismy nikogo, z sasiedztwa. Wie
Kolezanka, wyspiarki nie maja prosto. Chlop na morzu a baba
musi radzic sobie z tym co przypisane babie i za chlopa
obrobic to, co moze. Takze te dzieci to sa takie... (Istrid
namysla sie) wszystkich i nikogo.
Tuna: O! Chyba rozumiem.
Istrid w zadumie gladzi kosciana klamre swego nieodlacznego plaszcza.
Istrid: I w sumie dziecmi sa krotko.
Tuna: A Tato Kolezanki plywal po morzach, czy nie opuszczal stoczni?
Istrid: Nie opuszczal stoczni. Klasyczny gnomi projektant: szkice,
pomiary, przeliczenia. Tyle ze bez grantow badawczych i za
grosze. Ale On tym po prostu zyl. Ilez ja swiata poznalam
podrozujac z nim palcem po mapie.
Tuna: Projektowal drakkary, czy cos mniej lub bardziej
innowacyjniejszego?
Istrid, dla ktorej najwyrazniej jest to reakcja na powazniejsze tematy,
gladzi ponownie poly swego turkusowego plaszcza, muskajac haftowana na
nim mewe. Przypominam sobie, ze mewa to rownie nieodlaczny symbol mojej
rozmowczyni i z satysfakcja notuje sobie w duchu by nie omieszkajac ja
o to spytac, tymczasem...
Istrid: Wie Kolezanka... moglabym tu wysnuc opowiesc o tym, jak to Tato
projektowal niezwyklej mysli technicznej okrety napedzane para
wodna, ale sprawa jest bardziej prozaiczna. Po prawdzie to
zwyczajnie nie wiem, co ten Tatko dokladnie tam robil poza tymi
swoimi wyliczeniami i szkicami, ktore tez przynosil do domu. A
gdy pojawil sie czas, ze mogloby mnie to zainteresowac i
moglabym to zrozumiec, to juz Tatki z nami nie bylo. Bo, jak to
sie mowi, kariere zlamala mu przypadkowa belka, ktora zupelnym
przypadkiem... albo i nie... spadla Mu w stoczni na glowe.
I Mama z racji, ze Wysp nigdy nie lubila, to juz niewiele
dluzej tam zabawila. Jeszcze chwilke sprzedawala te swoje masci
rozgrzewajace, a to jakies wzmacniajace ziolka.
Kiwam glowa posepnie, troche nieprzygotowana na taki zwrot akcji.
Istrid: Jak to sie mowi, zycie. Nikt z nas nie wie kiedy ta
przyslowiowa belka spadnie mu na glowe. Dlatego trzeba wyciskac
kazdy dzien jak cytryne, to taka rada do Czytelnikow.
Tuna: Zapisujemy!
Istrid: I tak jak to wspomnialam, Mama nie lubila Wysp, zatem jak tylko
udalo sie Jej cos zgromadzic w skarpecie, to wybralysmy sie we
trzy na staly lad. Poczatkowo tesknilam do Wysp, wiadomo.
Ostatecznie byly wszystkim tym co znalam, Ale Mama jednak
chciala dla mnie czegos wiecej niz kariery wyspiarki trudniacej
sie sprzedarza ziolek na wzmocnienie.
Tuna: A zanim przeniesiemy sie wspomnieniami poza wyspy, to jeszcze
chcialam o siostre Kolezanki zapytac. Siostra jest starsza?
Mlodsza? Kim jest obecnie?
Palce Istrid ponownie muskaja jej plaszcz, gdy ona sama poddaje sie
mimowolnej zadumie.
Istrid: Siostra... siostra Liath jest mlodsza, duzo mlodsza. W sumie to
bardziej skora zdjeta z Matki, pod wzgledem urody, bo pod
wzgledem ducha to istny Tatko, tylko to co On wyrazal w
szkicach, Ona przekladala na zywiol. Podroze, wyprawy, niewazne
jak, byle dalej w swiat. Ostatnio widzialysmy sie zupelnym
przypadkiem. Lata temu, gdzies na krancach swiata, ktore Elfy
zwykly zwac Gory Sine. Probowalam posylac goncow, ale wie
Kolezanka, to tak jak korespondowac z wiatrem. Mam nadzieje, ze
gdzies obecnie pije rum i trafi do niej ten Periodicus.
Tuna: Oby! Pozdrawiamy, zeby nie bylo! A siostra tez jest wizjonerka
i projektuje?
Istrid: A skad, to znaczy z pewnoscia zwiedzenie calego swiata to jakis
rodzaj wizjonerstwa. Ale projektowac to nie projektowala nigdy.
To strata czasu, ktory mozna wykorzystac na podroze.
Tuna: A Kolezanka wizualnie bardziej podobna do Taty?
Istrid: Z pewnoscia oczy, bo w turkusowych kitkach to Tato pomimo calej
fantazji nie chadzal.
I tu Istrid smieje sie niepohamowanie, zwracajac jednoczesnie ma uwage
na swoje, a jakze, turkusowe kitki. Sama mam, musze przyznac, ochote na
rozesmianie sie i chyba przyznacie, ze trudno sie temu dziwic.
Istrid (jakby sie tlumaczac): No i jednak dziecinstwo na Wyspach
odcisnelo na mnie slad kolorystyczny.
Tuna: No wlasnie, jak minelo Kolezance dziecinstwo w tak surowej
krainie? Czym Kolezanka sie zajmowala, a czym musiala sie
zajmowac?
Istrid wydaje z siebie dlugie hmmmmm...
Istrid: Musialam zajmowac sie, w skrocie ujmujac, rybami. Patroszenie,
oprawianie, suszenie. (Istrid wzdryga sie) Przypomnialo mi sie
to potem po latach, gdy umyslilam sobie, ze oswoje maskonura.
Dlugo, dlugo po opuszczeniu Wysp mialam takie nieuchwytne
wrazenie, ze wszystko smierdzi sledziem.
Musze chwilke zaczekac z moim pytaniem az Istrid przestanie sie smiac...
Istrid: ...nawet Mamy nalewki i mascie tego nie potrafily wyplenic.
Tuna: Ale zajmowanie sie rybami bylo forma zarobkowania, czy czescia
obowiazkow domowych?
Istrid: Po prawdzie to i tego i tego. Ryby i cala reszta morskiego
drobiazgu to jednak bylo glowne pozywienie. A poza tym wiadomo,
czesc trafiala w solanke, czesc suszona byla pakowana w beczki
i posylana na staly lad.
Tuna: A poza tym? Czy byl czas na zabawe? Albo nauke?
Istrid: Na zabawe tak, ale trudno tu mowic o zabawie, ktora maja
gnomieta wychowujace sie w Tir Tochair, w Gnomim Miescie Czy w
innych gnomich skupiskach. Tam jednak te zabawy zwykle sluza ku
doskonaleniu siebie, swych umiejetnosci. A u nas to byla raczej
forma zupelnej beztroski, plywanie w morzu, bieganie po Wydmach,
przemykanie sie na lodzie, ktore wyplywaly w morze... yhym,
powiedzmy w celach zarobkowych... (Istrid mruga psotnie) zwykle
tez byla to forma rywalizacji. I jezeli cos te zabawy
doskonalily to sprawnosc fizyczna. Ale Kolezanka panuje nad
opowiescia, bo nam Czytelnicy zasna.
Istrid ponownie smieje sie rozbawiona.
Istrid: Zreszta, to moja chwila, zatem w sumie moge przynudzac. Zawsze
moga opuscic akapit.
Tuna: Zapewne, jak mniemam, bylo to wstepne przygotowanie rdzennych
chlopakow do roli zeglarzy i wojownikow?
Istrid (potakujac zgodnie): Raczej nie bylo czasu na rozwijanie swoich
pasji naukowych. Chociaz... Mama uczyla nas czytac i z racji na
swoje zajecia to zielarstwo wlasnie pokochalam dzieki Mamie.
Mysle, ze bardzo sie meczyla na Wyspach. Pytala tez Kolezanka
dawno temu o imiona rodzicow. Tato mial na imie Fior, Mama ma
na imie Etris. Stad tez wlasnie Istrid Fiorsdatter, Corka Fiora
po prostu.
Istrid rozjasnia swa surowa twarz usmiechajac sie nieznacznie.
Tuna: A czy funkcjonowala, moze funkcjonuje, jakas instytucja
edukacyjna, do ktorej Kolezanka uczeszczala?
Istrid: A niech bogowie bronia (i tu Istrid znow zanosi sie smiechem).
Tuna (zaskoczona): Jak to niech bogowie bronia!?
Istrid: Lato krotkie, trzeba lupic. Znaczy...
Obie jak na komende spogladamy gdzies wymijajaco.
Istrid: ...polawiac ryby.
Tuna (z ulga): Ach...
Istrid: Zima dluga, trzeba dzieci robic. Gdzie tu czas na nauke?
Tuna: Ale... to znaczy, tak wlasnie Kolezanka spedzala lato i zime?
Istrid: Na robieniu dzieci? Nie. Zbyt mloda bylam jeszcze. Zime na
spedzalam na sluchaniu legend
Istrid zaciska mocno dlonie na polach swojego dlugiego turkusowego
plaszcza i zaczyna opowiadac jedna z legend, te ktora jest najblizsza
wszystkim mieszkancom wysp Skellige. Lekko ochryplym glosem deklamuje:
- Slyszysz? Pieje kogut Kambi... Fala bije o brzeg, fala pchana
dziobem Naglfara. Rozbrzmiewa rog Hemdalla stojacego twarza ku wrogom
na teczowym luku Bifrostu. Nadciaga biale zimno, nadciaga wichura i
zamiec... Ziemia drzy od gwaltownych poruszen weza. Wilk pozera
slonce. Ksiezyc czernieje. Jest tylko zimno i ciemnosc. Nienawisc,
zemsta i krew... Pieje kogut Kambi...
Slucham Istrid jak zahipnotyzowana i mimowolnie nie zwracam uwagi na
to, ze robi mi sie - moze wbrew okolicznosciom - zimno. Na
stwierdzenie, ze od tej strony mojej wlasnej kolezanki nie znam i
nigdy nie znalam juz chyba zabraklo mi poczytalnosci. Potracona przez
przypadek przeze mnie lampka rozswietlajaca pomieszczenie kolysze sie
szalenczo, az w koncu z transu wybija mnie ksiazka przewracajaca sie
na polce, czego odglos sprawia, ze podskoczylam na krzesle tak, ze po
dzis dzien mam siniaki na udach od uderzenia sie od spodu w blat
biurka, przy ktorym siedzialysmy.
Istrid (jak gdyby nigdy nic): Do dzis jak sobie to wspomne, to w
zimowe noce tak... jakos nieswojo sie czuje. Ale takie to byly
legendy, nie to co te tutaj...
Tuna: A ja... a ja jakos nie potrzebuje do tego nawet nocy i tez
sie czuje nieswojo...
Istrid: To teraz Kolezanka doda do tego zime, sztorm, ktory szarpie
okiennicami. (i dalej jak gdyby nigdy nic): Wie Kolezanka
jakie to bylo trudne, jak w Oxenfurcie kazali mi siedziec tyle
czasu nad podrecznikiem, ktory ja i bez jego tresci znalam na
pamiec, bo traktowal o eliksirach ziolowych.
Istrid usmiecha sie zlowieszczo.
Istrid: Tak trudne... ze az trzeba bylo zainwestowac w pulapki na
mlode gnomieta. Ale o nich to juz Kolezanka swoje wie, ze udaly
sie wybornie.
Zaniemawiam na dluzsza chwile. Oczywiscie, ze wiem! .---.
Sama uczylam sie w Oxenfurcie i czerpalam "profity" z bycia / . \
raczej mala i mloda na tle starszych rocznikow gnomka. |\_/| |
Dla mnie i dla Istrid nie jest tajemnica, ze uczeszczalysmy | /| |
razem na ten sam .---------------------------------------------' |
Uniwersytet. Nie jest / .-. Fragment przewodnika po Uniwersytecie |
tez sekretem komu w | / \ autorstwa Tuny (Periodicus 40, str 10) |
tamtym czasie | |\_. | |
zawdzieczalam wlasne |\| | /| "Juz wygasle po swicie latarnie |
poczatki kariery | `---' | otaczaja imponujaca fontanne - ja |
awionicznej. Kto by | | akurat nie mam z nia wspomnien, ktore |
pomyslal, ze Istrid | | by byly mile, gdyz gnomy chetnie |
przywola stare | | instalowaly wyrzutnie sprezynowa w |
demony: | | pokrywie kanalizacji - wystarczajaca |
.---. | | aby moc pozniej obserwowac moj lot do |
/ \ | | wnetrza fontanny... nawet nie wiecie |
| |\_/| | | jak sie ciesze, ze ja zamurowano, lecz |
|\ | | | | i tak boje sie nan stapnac." |
| '------------------------------------------------------------. /
| ___ \----'
| Wywiad z Tuna (Periodicus 59, str 3) / \ |
| | ._/| |
| Ala: To wlasnie wspomnienie z mlodosci? |\ | |/|
| | `---' |
| Tuna potwierdza. | |
| | |
| Tuna: Sprezynowa pulapka na przyklad byla niezwykle | |
| irytujaca gdy sie bylo mala gnomka w otoczeniu | |
| zlosliwego kolezenstwa. | |
| | |
| Ala: Niebezpieczne sa mlode gnomy! Ktos was juz | |
| wtedy szkolil z bezpieczenstwa pracy? | |
| | |
| Tuna: Oczywiscie, sama widzisz, ze w ten sposob mozna | |
| bylo sie przekonac jak sie koncza takie zabawy, | |
| zmoknieciem i zlym humorem co najmniej do | |
| podwieczorku. | |
\ | |
'------------------------------------------------------| |
| |
Tymczasem twarz mojej rozmowczyni czerwienieje gwaltownie \ /
w miare jak Istrid zanosi sie opetanczym rechotem. `---'
Mrucze cos niezrozumiale, lypiac na nia chmurnie i niechetnie wracajac
myslami do tej wspolnej przeszlosci. Juz sama nie wiem, czy lepsze to
niz apokaliptyczne proroctwa ze zlowieszczym kogutem w roli glownej.
Jak tak dalej pojdzie, to zalamie sie przed najblizsza skelliganska
opowiastka.
Istrid (mrugajac psotnie): A w sumie nawet nie wiem dlaczego tak wyszlo,
chyba wizjonerstwo. Bo z zalozenia gnomom prosto na uczelni nie
bylo.
Postanawiam sie w koncu odetkac, uspokoic tetno i sprobowac przejac
kontrole nad naszym wywiadem:
Tuna: No dobrze, wiec skoro juz tak plynnie przechodzimy na staly
lad... co sie z Kolezankami - to znaczy z Kolezanka i jej
rodzina - stalo po opuszczeniu wysp? Gdzie osiadlyscie?
Istrid: Mama zrobila jak sobie zaplanowala. Zamieszkalysmy w Oxenfurcie,
a z racji ze preznie dziala tam zielarz Myhrman, to mialam tez
pierwszego nauczyciela poza Mama. A Mama zyskala zrodlo zbytu
dla swoich masci i nalewek. Do dzis sie wspieraja, chociaz Mama
przeprowadzila sie w okolice bardziej, hmm, lesne. Powiem tez
otwarcie, ze kontakt mamy raczej... jakby niewielki. Ot...
okolicznosciowe listy z okazji wielkich wydarzen, czyli
powiedzmy mojego trzeciego slubu.
Rozbawiona swoimi slowami Istrid wybucha opetanczym rechotem.
Tuna: Do tego, mam nadzieje, dojdziemy, ale dlaczego taki skapy
kontakt? Z powodu podrozniczego trybu funkcjonowania SGW?
Istrid: Mnie meczy Mamy wspominanie, ze gdyby nie Wyspy, to dzis bylaby
naukowcem w Tir Tochair, ale nie zrobila nic, by tam wrocic.
Mame irytuje moj, jak to mowi brak obycia.
Tuna: Az trudno uwierzyc w brak obycia u Kolezanki, jakos dziwnie to
brzmi w jej ustach...
Istrid: Teraz to sie tak ladnie nazywa, wie Kolezanka... (drapiac sie
po glowie) roznica pokolen.
Tuna: Wiec, jak rozumiem, Kolezance byla pisana kariera farmaceutki
lamane przez zielarki!
Istrid: Tak mi sie wydaje i wszelkie znaki w legendach musialy na to
wskazywac.
Tuna: Z dyplomem uniwersyteckim.
Istrid: Bo nawet na Wydzial dostalam sie dzieki zamilowaniu do ziol.
Ach, i to nie na obecny a na AIS. Za czasow Kierownika Yaloma,
mam nadzieje, ze gdzies tam... gdzie obecnie przebywa
wciagniety przez podroze miedzy uniwersalne, bedzie czytal ten
wywiad i usmiechnie sie pod nosem.
Tuna: Tytulem wyjasnienia dla czytelnikow: AIS czyli...?
Istrid: Ha, i tu zagadka. Niech Czytelnicy wysila umysl i domysla sie
co to tez za tajemniczy kierunek. W koncu nie zapominajmy, ze
naszym obowiazkiem jako Inzynierow jest nieustanna edukacja.
Tuna: Wyznaczamy nagrode?
Istrid: A pewnie, badzmy rozrzutni i wyznaczmy.
Klaszcze z aprobata i oczywiscie umieszczam stosowne wyzwanie dla was,
Czytelnikow:
----------------------------------------------------------------------
Czym jest owy bliski sercu Istrid AIS, ktory to zaslynal pojawieniem
sie w jej zyciu? Prawidlowe rozszerzenie tego skrotu mozna wysylac do
Istrid listownie, a nagroda jest jednorazowy rabat w wysokosci 10% na
dowolny dostepny wyrob SGW - ich liste udostepni wam kazdy Inzynier,
z Istrid i Tuna wlacznie - wystarczy sie skontaktowac. Na odpowiedzi
natomiast czekamy do pojawienia sie nastepnego wydania Periodicusa.
----------------------------------------------------------------------
Istrid: Od razu zarzekam, ze Majstra odpowiedzi nie uznamy za trafna.
Tuna: A jak jeszcze Kolezanka wspomina swa, jakby nie bylo, pierwsza
instytucjonalna edukacje w Oxenfurcie? Opowie co nieco
Kolezanka? W koncu Oxenfurt tetni rozna wariacja zycia
codziennego i niekoniecznie jest to zycie akademickie. Juz po
czesci zdradzilysmy, ze uczylysmy sie razem i ze dzielilo nas
kilka rocznikow, ale mysle ze nie tylko ja jestem perspektywa
Kolezanki zainteresowana.
Istrid: Powiem Kolezance i nie bedzie sie to wiele roznilo z opisem,
ktory umiescilam pozniej w podaniu do SGW. Trudno mi cos
powiedziec o zyciu w Oxenfurcie, bo jedyna rozrywka to wlasnie
byly te rozmowy o pulapkach na gnomieta, czy jakies drobne
psikusy, ze cos... przypadkiem... gdzies wybuchlo. A poza tym
to byla wieczna nauka, bo musialam nadrobic wszystko to, co
studenci trafiajacy na Uniwersytet juz maja w malym palcu.
Tuna: Coz, no tak.
Istrid: I nie mowie o wiedzy akademickiej, chociaz tu braki tez byly
ogromne. Ale o takich calkiem prozaicznych, ot stosowny ubior,
fakt, ze w karczmie to jednak lepiej uzywac sztuccow, a nie
jesc paluchami.
Tuna (zgodnie): Przynajmniej z zalozenia.
Istrid: I ze ryba plywajaca w oczku wodnym, moze tam sobie swobodnie
przebywac w swojej ozdobnej formie i nie musi stanowic kolacji.
Tuna: Pamietam rybe!
Istrid: Niedoszla kolacje. Zupelnie nie umialam pojac, jak mozna tak
marnowac dobra rybe, skoro mozna ja wylowic praktycznie reka.
Tuna: A juz mialam pytac co sie z nia pozniej stalo... no ale...
Istrid: Och... zdechla ze starosci...
Kiwam glowa nie do konca przekonana. Istrid, jak to Istrid, ponownie
gladzi swoj plaszcz, najwyrazniej zdradzajac ze temat, choc trywialny,
nie do konca jej lezy.
Istrid: ...czy z innego powodu. To zycie oxenfurckie niesamowicie mnie
zmeczylo. I cale szczescie, ze zupelnym przypadkiem trafilam
na Kolezanke Faige. (mamroczac pod nosem) Straszny z niej
spioch. (po chwili) A chwile potem trafilam na ostatnie Dni
Gnomiej Nauki.
Istrid namysla sie.
Istrid: Ostatnie to moze zle powiedziane. Ale ostatnie tak rozglaszane
na swiecie. Kolezanka sobie wyobrazi, ze w portach mozna bylo
spotkac dwoje Kolezenstwa, ktorzy informowali o tym, ze dnia
tego a tego odbeda sie opodal Novigradu takie a takie Dni.
Moze i cos chcialam powiedziec w tym momencie, lecz w ostatniej chwili
decyduje sie byc zaskoczona slowami Istrid. Jak siegam pamiecia, nie
pamietam takiego zaangazowania. Tymczasem Istrid kontynuuje:
Istrid: Ze beda odczyty, eksperymenty... one naprawde byly z ogromnym
rozmachem. Byl ogromny namiot, byla prezentacja poszczegolnych
warsztatow. Dla mnie byla to niemal magia.
Zerkam roziskrzonym wzrokiem na Istrid, dla mnie pewnie rowniez bylaby
to magia.
Istrid: Pamietam ze na stanowisku odpowiadajacym Wydzialowi Gorniczemu
mozna bylo odsiewac zloto z piasku. A ilu bylo Inzynierow, choc
siedziba w Gnomim Miescie byla raczej niewielka. Wlasnie
podczas tych Dni zrozumialam, ze to fantastyczne tak byc
Inzynierem, moc robic to co sie lubi, a jeszcze robic to dla
dobra nauki. Pamietam ze tez byla loteria prowadzona przez
Bialy Kiel... no, czy tez na tamte realia Stowarzyszenie
Polelfow. A losy byly sprawiedliwie wydzielane przez maszyne
losujaca. Sporo bylo odczytow, zabawy. Nie wszystko tez
niestety pamietam, bo szmat czasu juz uplynal, ale... nigdy
pozniej takich Dni nie udalo nam sie zorganizowac, az na taka
skale. Z tamtych zostala mi ogromna drewniana bransoleta z
napisem DGN.
Tuna: O, ma ja Kolezanka przy sobie?
Istrid: A nie mam, ale podesle szkic. Nie przygotowalam sie, a tak
lubie ozdoby...
Tuna: Wlasnie Dni Gnomiej Nauki zmienily zycie Kolezanki?
Istrid: Tak, takie inzynierskie, to mozna powiedziec ze tak. Byly wrecz
kolebka dla nowej Istrid (mrugajac psotnie) juz nie wyspiarki
wyciagajacej ryby z fontanny. Ale to nie tak, ze od razu po
tych Dniach trafilam z podaniem do Gnomiego Miasta. Miedzy
tymi Dniami Gnomiej Nauki a moim podaniem jeszcze sporo wody w
Pontarze uplynelo. Wie Kolezanka, takie dylematy mlodych
gnomow. Czy jest w ogole sens, czy mam szanse sprostac.
Tuna: Wiem, zeby nie bylo!
Istrid: Slyszalam tez, ze egzaminy bywaja bardzo trudne.
Tuna: A kto byl w tamtych czasach Majstrem?
Istrid: Ha! I tu dowod na to, czego Majster sie wypiera!
Usmiecham sie z zaciekawieniem.
Istrid: A mianowicie, ze skoro On nie jest stary, to ja tez nie, bo
byl to wlasnie Majster Ulik. Czyli wedle naszej rachuby to juz
bedzie jak nic lat trzynascie jak nie wiecej, bo w samym SGW
bedzie ze spedzilam juz lat dwanascie, czego z przyzwoitosci
wole nie przeliczac na tutejszy elfi kalendarz.
Istrid wybucha smiechem, a i ja usmiecham sie poddajac zaskoczeniu. Ale
juz po chwili:
Tuna: Wiec po kolei, najpierw byly DGN, czy wspomniana Kolezanka
Faiga?
Istrid: A co bylo, najpierw w sumie to Kolezanka Faiga zaprosila mnie
na Dni Gnomiej Nauki, ot jako przypadkowo poznana mala gnomke.
Nie to zebym obecnie byla duza, ale... bardziej doswiadczona.
Istrid chichocze chwile.
Istrid: Ale takim prawdziwym przelomem to byl moment w ktorym Kolega
Pyrdek, pozniejszy moj maz zreszta - szczere usciski i
pozdrowienia dla niego, jezeli sie w ogole ocknie by pismo
przeczytac - pokazal mi gnomiometro, obecnie juz relikt
nawiedzajacy tylko wspomnienia nielicznych.
Wzdychamy jak na komende.
Istrid: I wlasnie to przeklinane psujace sie wiecznie metro, wymagajace
nieustannego dbania o opal sprawilo, ze poczulam iz musze miec
do niego staly dostep, by ostentacyjnie obwozic swoja osobe z
przystanku na przystanek. Teraz niestety istnieje ono jako
wspomnienie i zapis w balladzie Kolezanki Isil.
Tuna: Moze sie zgodzi i opublikujemy?
Istrid: Warto zapytac, bo to idealne odczucia innostwora po tejze
podrozy, a i dla mnie pierwsza podroz byla wlasnie taka. Nie
wiedzialam co sie dzieje, dlaczego sie dzieje, ale chcialam by
sie dzialo nieustannie. To tak jak z zakochaniem.
Istrid naprzemiennie rechocze i smieje sie, zadowolona z porownania, a
i ja dziele z nia te wesolosc.
Tymczasem Isil, autorka "Gnomiometra", zapytana o to juz po wywiadzie,
rzeczywiscie wyrazila zgode, publikujemy wiec te przytoczone przez
Istrid muzyczne wspomnienie:
__________________________________________________________________
/ _\ \
| / | |
| \_/_______________________________________________________________/
\ \
\ aut. Isil \
\ " G N O M O M E T R O " \
\ \
| Pod Gora Carbon inzynierzy |
| Wybitne gnomy, gnomki takze |
| Kazdy z nich w swoje racje wierzy |
| Zjednoczyc umia sie, a jakze! |
| |
| Do gnomometra |
| Wsiasc wagoniku |
| Miec w swej sakiewce |
| Kilka kamykow |
| I drzaca dlonia |
| Sciskajac dzwignie |
| Czuc calym soba jak cialo stygnie |
| |
| Juz jada wagoniki w trasie |
| I szumi w uszach az tak gonia |
| Pomyslal ktorys gnom ze "Da sie!" |
| Zapieprz... |
| |
| (Tego owego... Jak to szlo...) |
| |
| Byc szybszym od raczego konia |
| |
| Do gnomometra |
| Wsiasc wagoniku |
| (...) |
| |
| Gdy stacja "MAHAKAM" majaczy |
| W wielkiej szybkosci tak rozmyta |
| Czy kiedys jeszcze swiat zobaczyc |
| Bedzie Ci dane sam sie pytasz |
| |
| Do gnomometra |
| Wsiasc wagoniku |
| (...) |
| |
| A zanim skonczy sie piosenka |
| Co o wrazeniach mocnych prawi |
| To ktorys z gnomow w swoich rekach |
| Nowym sie wynalazkiem bawi |
| |
| Do gnomometra |
| Wsiasc wagoniku |
| (...) |
___| |
/ \ | |
| /_| |
\__/_______________________________________________________________/
Istrid: Ach, no i od niedawna mamy tez sredniej jakosci, ale jednak
budzaca wspomnienia replike wagonika.
Tuna: A prosze powiedziec, czy w tym okresie Kolezanka trudnila sie
czymkolwiek innym? Szukala alternatyw?
Istrid potakuje, lecz natychmiast, zaraz potem, kreci ni to z humorem,
ni to z niedowierzaniem glowa.
Istrid: Marzylam by byc ochotniczka w mahakamskim Hufie!
Zaniemawiam z wrazenia. I pomyslec, ze jeszcze kilka minut temu sobie
myslalam, ze juz nic mnie w Istrid nie zaskoczy...
Istrid: Cale szczescie Pulkownik Maurois, ten z pewnoscia z zaswiatow
na pismo rzuci okiem, wybil mi ten durny pomysl z glowy.
Tuna: Ale dlaczego? Zazwyczaj stowarzyszenia pozadaja rekrutow.
Istrid: Bo widzi Kolezanka, do wojska trzeba miec dryg. Wstac na
rozkaz, jesc na rozkaz, spac na rozkaz i nawet pierdziec tylko
na rozkaz.
Na dalszy ciag czekam cierpliwie az Istrid przestanie sie smiac, w tym
czasie moze-tylko-troche-zbyt-powaznie zastanawiam sie jak to jest zyc
w takim rygorze.
Istrid: A ja wiecznie sie gubilam, zajmowalam nie tym co trzeba, a jak
poszlam zbierac ziola to ignorowalam wszelkie posylane przez
goncow rozkazy.
Tuna (z niedowierzaniem): To znaczy, ze probowala chociaz Kolezanka
tam dolaczyc? Zlozyla z poczatku podanie, byla ochotniczka?
Istrid: Nic z tych rzeczy. Cale szczescie.
Tuna: Najwyrazniej Pulkownik znal dobrze Kolezanke i bez tego.
Istrid: Dobrze to pewnie nie, ale na tyle, ze odradzil mi ten pomysl
nim zaczelam go naprawde realizowac. Wie kolezanka, zanim sie
dowiedzialam gdzie sklada sie podanie, to juz zrozumialam, ze z
ochotnikami to ja moge wypic kufel piwa, ale dzielic obowiazki,
to moze sie nie udac. Nie ta krzepa, nie ten styl zycia. Ot,
fascynacja, jak to sie mowi, mundurem. (Istrid mruga figlarnie)
Do dzis bardzo lubie Huf, zawsze moge na Kuzynostwo liczyc.
Obronia tak przed wilkiem jak i widlogonem, a i sucharow i
kabanosika nie poskapia.
Istrid oblizuje sie, a ja zapisuje wytrwale.
Tuna (sugestywnie): Pozdrawiamy oczywiscie!
Istrid: Oczywiscie. Ze pozdrawiamy.
Tuna: A tymczasem co w koncu Kolezanke ostatecznie przekonalo do
SGW? Wylacznie brak lepszych opcji, czy jednak ta milosc do
gnomiego... no wlasnie bardziej gnomiego dorobku naukowego,
czy bardziej gnomiego personelu?
Istrid kiwa glowa z zafrasowaniem.
Istrid: Dobre pytanie. (ze smiechem) Jak powiem, ze do personelu, to mi
Czytelnicy zarzuca awans przez lozko.
Tuna: Mozna powiedziec, nielatwy dylemat!
Istrid: Wlasnie. (po chwili) Zrobmy tak by wilk byl syty i owca cala bo
na mnie to i tak suchej nitki nie zostawia.
Spogladam na nia z zaciekawieniem.
Istrid: Do SGW jako Stazystka dolaczylam z milosci i pedu do wiedzy i
nauki. A akces na Inzyniera zawdzieczam zapalowi z jakim
Kolega Pyrdek staral sie uczynic ze mnie swoja zone, a ja nia
byc nie chcialam, bo nie bede od meza gorsza.
Gdy juz Istrid... zreszta obie, tak wlasciwie, skonczylysmy sie smiac:
Istrid: O, widzi Kolezanka, fascynacja Hufem obudzila sie jeszcze w
czasach pozniejszych, ale to juz tez zupelnie inny jej wymiar -
skoro nie nadawalam sie do drygu wojskowego, to wyszlam za maz
za wojaka, a ten spedzal ten czas miedzy spaniem a pierdzeniem
na rozkaz ze mna. (po chwili) Zaraz wyjdzie, ze perypetii
milosnych mam wiecej niz opracowan naukowych. I bedzie to jakas
forma prawdy.
Notuje slowa Istrid z rozbawieniem.
Tuna: Wiec jak to sie zaczelo? Jak wspomina Kolezanka poczatki w SGW,
jako stazystka?
Istrid: W sumie to troche nudno.
Nie kryje zdumienia.
Istrid: Bo widzi Kolezanka, grono inzynierskie bylo liczne i dosc
mocno ze soba zzyte. Kazdy wiedzial co robi, z kim i dlaczego.
Dzialalo jak zebatki w dobrze naoliwionej maszynie.
Kiwam glowa z zainteresowaniem.
Istrid: I przychodzi taka stazystka, ktora to czegos by chciala, ale
sama nie wie czego. Warsztat ja przeraza ogromem mozliwosci, a
nikt tez nie ma czasu by go oswoic. No i tak zajelam sie tym co
znalam najlepiej, czyli ziolami. Opracowalam jeden z lepszych
na tamte czasy zielnikow, az po umieszczeniu go w bibliotece
ogolnej posypaly sie do Majstra listy z zazaleniami, ze wiedze
udostepniamy, nad zbiorami ktorej niektorzy pracowali pol swego
zycia.
Tuna: W tamtym czasie to byla ujma?
Istrid: Zielarstwo?
Tuna: Dzielenie sie wiedza.
Istrid: Ujma nie, raczej zielarz byl naprawde rozchwytywany, bo o
odnawianiu formy sila woli, to nikomu sie nawet nie snilo...
To chyba do tej pory jest temat taki jakby to... mocno
niewygodny. Jedni sa zdania, ze dzielic sie trzeba, drudzy ze
niech bogowie bronia, zdobyles to miej dla siebie i niech Cie
prosza. Ja zawsze bylam tego zdania, ze nic tak nie sprawia
radosci jak mozliwosc podzielenia sie wiedza. Tak czy inaczej
zielnik, jak metro, zostal reliktem przeszlosci. Ale dlugo
wspieral mlodych zielarzy. Do dzis jest dostepny w Gnomim
Miescie, chociaz trzeba ostroznie, bo slyszalam (i tu chichot)
ze tam w bibliotece spotyka sie ogromne okazy sieciarzy.
Tuna: Przyblizyl on jakos Kolezanke do kariery w SGW? Wczesniej cos
tam Kolezanka napomykala, ze stalo sie to dzieki milosci do
ziol.
Istrid: Zdecydowanie. Byl kamieniem milowym, bo dzieki niemu wlasnie
moglam przystapic do egzaminu inzynierskiego. Za moich czasow
kazdy stazysta musial sobie obrac jakas dziedzine wiedzy, na
temat ktorej sie przygotowywal, pisal opracowania i prowadzil
badania, by nastepnie mogl podejsc do egzaminu.
Tuna: A inne wspomnienia ze stazu? Miala Kolezanka jakies pamietne
zadania, przygody albo wspomnienia?
Istrid namysla sie dosc dlugo.
Istrid: Z pewnoscia musialy byc jakies zabawne momenty, ale caly staz
to pamietam tak... troche przez mgle. Zdecydowanie wiecej tych
wspomnien mam jak bylam juz opiekunka tego czy innego stazysty.
Jedyne, ktore do dzis mnie bawi to wlasnie moj awans na
pracownika AIS - nie zapominajmy o nagrodzie.
Tuna: A coz to za wspomnienie?
Istrid: Bo widzi Kolezanka, Kierownik Yalom byl bardzo konkretnym
gnomem. Nie zadne tam lanie wody, tylko po co ty chcesz akurat
pracowac wlasnie na tym Wydziale. Rozluznial sie jedynie, gdy
zalegal, ale to juz w pozniejszych czasach, w wannie na
sterowcu.
Smiejemy sie razem, pewnie ze tak bylo!
Istrid: Potem musielismy opowiadac innostworom, ze ta woda smak ma
taki, bo wanna metaliczna... i takie tam, ale to juz akurat
Kolezanka wie.
Potwierdzam slowa Istrid, jako ze to juz rzeczywiscie moje czasy na
pokladzie SGW.
Istrid: I ja tez dlugo sobie myslalam dlaczego akurat ten Wydzial. I w
sumie wiedzialam, bo lubie ziola, bo wiaze z nimi swe badania.
Ale to takie trywialne: lubie ziola. Zatem o tym ze chce obrac
ten wlasnie Wydzial to wspominalam tak tylko mimochodem, az
Kierownik gdzies to musial uslyszec. I sam mnie poprosil na
rozmowe. A ja zielona jak przyslowiowy szczypiorek na wiosne.
(Istrid wzdryga sie) Na pytanie czemu akurat ten Wydzial na
chwile dech stracilam, a potem odezwala sie we mnie krew tatki
-wizjonera.
Czekam cierpliwie, az Istrid w koncu sie wysmieje do konca...
Istrid: Oswiecilam zatem Kierownika, ze to jedyna opcja by opracowac
eliksir na dlugowiecznosc i porost piersi u elfek.
Zaniemawiam na dluzsza chwile w zaskoczeniu.
Istrid: Coz... nie bardzo dyskutowal w tej sprawie. W sumie co tu
omawiac, stwierdzil, ze od dzis jestem Pracownikiem.
Tuna: A ze tak zapytam... ale to zupelnie nie z ciekawosci... ma
Kolezanka jakies sukcesy na tym polu?
Istrid (markotnie krecac glowa): Elfki jak byly plaskie tak sa. Ale
gdyby przypadkiem sukces sie trafil to mithryle bym przewozila
wozem.
Tuna: A podejmowala Kolezanka takie prace?
Istrid: Powiem Kolezance szczerze, ale tak wiadomo, miedzy nami, ze
skoro osiagnelam juz wymarzone stanowisko, to skupilam sie na
tym, co do tej pory robilam bez niego, czyli na zielarstwie
stosowanym doraznie. Ale.. bo jest tez Ale, dzieki awansowi na
ten wlasnie Wydzial, zarazilam sie fascynacja lingwistyczna od
Kierownika Yaloma.
Tuna: Kierownik Yalom byl lingwista? Jako ze ja sama nie jestem, to
nie znalam go z tej strony.
Istrid: Ano byl, gdzies tam pomiedzy jednym machnieciem drzewcem a
drugim... w sumie to nie wiem, bo nigdy nie bylismy, hmm... w
stopniu zazylym, ale byl jednym z tworcow, czy tez
pomyslodawcow Lingnomu. (usmiechajac sie ku posiadanemu swemu
slownikowi - atrybutowi Akademii) I jakos tak do dzis tocze to
dzielo. Chociaz forma juz zupelnie inna, a nauczycielami z
przyczyn naturalnych, czyli braku narybku, nie sa tylko gnomy.
Lingwista to bardzo, hmm... to taki troche relikt w obecnych
czasach. Malo przydatny w pogoni za kluczem.
Tuna: A jak Kolezanka wspomina dotychczasowa kariere juz jako
pracownik i inzynier? Jak na przyklad poszedl jej egzamin?
Istrid: Egzamin... moze nie mowmy o tym oficjalnie. Majster mowil ze
dramatycznie, ale w sumie mowil tak kazdemu. Ja z egzaminu
pamietam ogien buzujacy w kominku, wysmienite babeczki od
Kuzynki Rozalii z Fandall i panicznie niewygodny taboret. A
pytania... rutyna: Nie wiem, Nie wiem, Nie spotkalam, Trudno
mi powiedziec.
Istrid smieje sie jakby opowiedziala, czy tez raczej uslyszala dobry
dowcip.
Istrid: Potem chwila grozy.. "Nie powinienem Kolezance tego egzaminu
zaliczyc, bedzie Kolezanka musiala wiele nadrobic ale na spory
kredyt zaufania moze Kolezanka sie tytulowac Inzynierem." No i
roznica byla taka, ze na tych egzaminach kiedys gromadzilo sie
tych Inzynierow sporo. Fakt, niby spali ale jednak wprowadzali
taka nute... niepewnosci, ze jednak moga powiedziec Nie, a ich
glos ma znaczenie. Ale mam wrazenie, ze oni zasypiali na
poczatku egzaminu, zaraz po wypiciu kawy i przegryzieniu
babeczki i nawet jak chcieli zaprotestowac, to budzili sie juz
po werdykcie, w przyslowiowym miedzyczasie zadajac jakies
przypadkowe pytanie zestresowanemu stazyscie, dla przykladu
czy wie Kolezanka co to takiego Adamantite. I spali dalej.
Tuna: Niestety potwierdzam!
Istrid: Wiem, bo potem czynilam tak samo.
Tuna: Jest ciaglosc tradycji!
Istrid: Choc egzaminow juz nie ma, jesli nie liczyc tych na wytrwalosc
- kto sprosta Majstrowi w cwiczeniach w polsnie, albo kto mu
dotrzyma kroku w pogoni za kluczem.
Tuna: Moze nie podsuwajmy Majstrowi pomyslow.. dobrze jest jak jest.
Istrid: Ja taki egzamin oblalabym z pewnoscia.
Tuna: I rzeczywiscie Kolezanka nadrabiala? Jak Kolezanka wspomina
dalsza kariere? No i jestem ciekawa jak to sie stalo, ze dzis
Kolezanka reprezentuje przeciez Wydzial Gorniczo-Maszynowy.
Istrid: Co do mojego stanowiska na obecnym Wydziale, jakby to ujac -
przypadek. Bardzo nie chcialam obejmowac stanowiska
Kierowniczki, ale czy Majster o to pytal? Wydzial nie moze
pozostawac bez opieki. "Mianuje Kolezanke Na Kierowniczke.
Dziekuje, Mozemy Wracac Do Swoich Zajec". Nawet nie mialam
kiedy powiedziec "Nie chce". Nie mam pojecia o maszynach, a
kopalni sie boje. W sumie, gdyby nie wsparcie Kolegi Beddara i
Kolezanki Fantaji, to zostawilabym torbe gdzies na progu
laboratoriow i poszlabym w swiat.
Tuna: Nawet obecnie? Wciaz Kolezanka czuje sie nieoswojona?
Istrid: Tamci dwoje to prawdziwi pasjonaci. Zarazili mnie kopalnia do
tego stopnia, ze po licznych wypadkach i przypadkach dostalam
nawet oficjalny zakaz od Majstra by sie tam pojawiac. Niewiele
to dalo bo dzieki fizycznej pracy jakos lepiej sie przyswajaly
trudne slowka w obcych jezykach. Kolezanka Fantaji, spioch ode
mnie gorszy byla swietna nauczycielka.
. ,_, ,_, .
. (o,o) (o,o) .
|./)_) Koniec czesci pierwszej (_(\.|
| " " " " |
o-----------------------------------------------------------------------------o
pr strone 5
Zatytulowano: Wywiad z Istrid - czesc 2
o-----------------------------------------------------------------------------o
| |
| ........... ............ |
| ,..,' ',.,' ',.., |
| ,' ,' : ', ', |
| _ \ | | | / | |
| | | _ \ _ / | / | | _` | _` | _ \ \ \ \ / | / _` | |
| __ < ( | / < / ( | ( | ( | \ \ \ / < ( | |
| _| \_\ \___/ ___| _|\_\ _| \__,_| \__,_| \___/ \_/\_/ _|\_\ \__,_| |
. ,' ,'....................... : ........................', ', .
. ,' ,' ',:,' ', ', .
,' '........................ ' .........................' ',
''''''''''''''''''''''''''''':''''''':''''''''''''''''''''''''''''''
'''''''
czyli cykl wywiadow i nie tylko dla (niekoniecznie) cichych
wielbicieli i wielbicielek
a na niej
I S T R I D F I O R S D A T T E R
-==-
Czesc druga
Gdzies mniej wiecej w tym miejscu, same nie wiemy jak to sie stalo,
zeszlysmy spontanicznie z tematu wywiadu, poswiecajac sie dywagacjom na
temat najnowszych trendow w obrobce stali - i choc bynajmniej nie byl
to pierwszy raz kiedy nam sie to zdarzylo, to jednak uznalysmy, ze nie
jest to najgorszy moment, by przyznac ze jeszcze pewnie nieraz wywiad
przerwiemy, by cos dopowiedziec. Gdy dzis to wspominam, az trudno mi w
to uwierzyc, ze w koncu udalo nam sie dotrzec do polmetku rozmowy -
zaznaczylam sobie ten moment, by pocieszyc sie, ze skoro rozpoczelam z
Kolezanka Istrid epizod o SGW, a finalnie o niej samej, to pojdzie juz
z przyslowiowej gorki i szybko dojdziemy do konca tego dziela. O tym ze
tak nie bedzie, przekonacie sie czytajac dalej:
Tuna: Bywala Kolezanka gornikiem, rownolegle z byciem Inzynierem?
Istrid: Bardziej stalam sie gornikiem niz Inzynierem. Teraz chyba wiek
nie ten, a i jakos samotnie trudniej, chociaz obecnie Kolega
Zumberto powrocil.
Tuna: Kolega Zumberto to rowniez weteran z Kolezanki Wydzialu?
Istrid: Zdecydowanie. Mial dosc grozny wypadek podczas prac
wydobywczych i na dlugi czas stracilismy z nim kontakt, ale
cale szczescie wrocil i mam nadzieje, ze wroci rowniez do
Periodicusa.
Tuna: Byl i w Periodicusie?
Istrid: A tak, ale to pewnie rozmowa na zupelnie nowy wywiad. (po
chwili konspiracyjnie) Slyszalam tez... oczywiscie Kolezanka
tego nie wie ode mnie, bo skad,.. ze podczas rekonwalescencji
Kolega opracowal spore zasoby tekstow roznych. Ale jakos tak
nie ma smialosci, by je opublikowac. Ale ja zupelnie nic o tym
nie wiem.
Tuna: Nie bojmy sie tez napisac, ze to dzieki Kolezance mozemy
podziwiac wagonik gnomometra w pokladowym warsztacie.
Istrid: Tak, to prawda. Bardzo mi na tym zalezalo, by tam sie pojawil.
Kto z nas nie lubi wracac wspomnieniami do czasow mlodosci.
Potwierdzam slowa Istrid. I tak na marginesie, wszystkich Was chcacych
zobaczyc oryginalny pojazd gnomometra (i przy okazji gnomosterowiec w
calosci) zapraszamy do kontaktu z dowolnym Inzynierem SGW.
Tuna: A teraz pytanie, mysle, trudne: Jak okreslilaby lub opisalaby
Kolezanka SGW, zwlaszcza na potrzeby mlodych czytelnikow? Czym
dla Kolezanki jest SGW? A moze czym jest i byl kiedys, jezeli
sie zmienia?
Istrid: Przede wszystkim chaosem, ktory przybiera czasami forme naukowa
jakby to ujac... bo gdy sie nie jest gnomem z SGW, to mysle, ze
bardzo trudno to zrozumiec, o ile w ogole mozna. Ale to jedyne
miejsce w mojej ocenie, jedyne na calym swiecie gdzie kazdy
moze robic swoje po swojemu, tak jak lubi, dodatkowo realizujac
sie w ten sposob, moze robic cos dla dobra SGW. Majster sie nie
obraza na Inzynierow ze nie biora udzialu w wyprawach, cieszy
sie jak biora, nikt nie chce byc Kierownikiem, chociaz przeciez
sa cztery Wydzialy. Fenomen.
Tuna: A teraz byc moze jeszcze trudniejsze pytanie...
Istrid: Miedzy trudnym pytaniem a trudniejszym, przypomnialo mi sie,
wie Kolezanka, pewne wesole wydarzenie z czasow jak juz bylam
Inzynierem i moglam sie zadaniami wyzlosliwiac na stazystach.
Tuna (z niepokojem): Ale nie bylam wtedy jednym z nich?
Istrid: W sumie to nikt nie byl, ja po prostu nie lubilam, jakby to
ujac, oczywistych rozwiazan. I dlatego to bylo odbierane jako
upierdliwosc: jednym z mych zadan bylo "jaki jest twoj ulubiony
kolor - tu stazysta radosny wymienil ten swoj i juz czul powiew
awansu. Ale ja chcialam by to jakos pokazac, udowodnic,
zaprezentowac. Padlo na Kolege Beddara - slyszalam ostatnio, ze
niestety zaginal podczas jakiegos badawczego rejsu - wybral on
kolor zielony i Kolezanka sobie wyobrazi, przyparadowal w
zielonej spodnicy, oliwkowym kubraku, podzwaniajac zielonym
dzwoneczkiem, a na deser odpalil zielone fajerwerki.
Tuna: Cos podobnego! Zapisujemy, zeby nie bylo.
Istrid: A ja mam slabosc i zawsze mialam do wszystkiego, co choc troche
lamie konwencje. (po chwili) Moze poza wychodzeniem za maz, tu
skupie sie na konwencji - do trzech razy sztuka.
Skrobie olowkiem po stronicy notatnika nadazajac z zapisywaniem slow
Istrid, podczas gdy ona sama dzielnie pociaga kawy, sprowadzajac moje
umiejetnosci krepowania jej lina, o czym byc moze jeszcze pamietacie z
poczatku tego wywiadu, do smetnego wspomnienia niekompetencji.
Istrid: A teraz jestem gotowa na pytanie trudniejsze od trudnego.
Tuna: Trzeba bedzie spojrzec na gnomosterowiec z punktu widzenia
warsztatu Wydzialu Gorniczo - Maszynowego...
Istrid: Sprobujmy, jezeli wyjdzie brak wiedzy, nie szkodzi. Gnom sie
doskonali cale zycie.
Tuna: Dawniej SGW wrecz ocieralo sie o kopalnie Gnomiego Miasta i
wlasciwie czlonkowie Wydzialu Gorniczo-Maszynowego nie mieli do
dziedziny swoich kompetencji daleko. Dzis SGW nierzadko lata po
niebie, ku satysfakcji siostrzanego Wydzialu, ktorego moze nie
bedziemy wyrozniac... jak dzis Kolezanka okreslilaby role swego
Wydzialu w nowej, obecnej rzeczywistosci?
Istrid: Widzi Kolezanka, moznaby to ujac dwojako: w formie kultywowania
pamiatek typu wagoniki, czy wystawka roznych narzedzi i
mineralow w warsztacie, ale mozemy podejsc do tego od strony
typowo maszynowej, wraz z Automatykami, bo wydaje mi sie, ze
jedni bez drugich istniec nie moga. Mozemy wciaz zapewniac
rozwoj maszyny, windy, wysiegniki, calej maszynerii w kotlowni.
Konwerwacja i utrzymanie maszynowni i wewnetrznych instalacji?
Gornictwo niestety musimy bardziej potraktowac, hmm... Obecna
forma SGW pozwala traktowac wszystkie Wydzialy, jako jedna
calosc, bo aby ten nasz wspolny sterowiec polecial, czy
wyladowal, to potrzebujemy Awionikow do kontroli nad wszelkimi
pomiarami i mozliwosciami sterowca w sprawie samego przelotu,
Automatykow i Gorniczo - Maszynowego, do kontroli i konserwacji
maszyn, no i niezastapionego AIS po to by byly mapy. Wczesniej
kazdy Wydzial pracowal bardziej na zasadzie "kazdy sobie rzepke
skrobie" a teraz jestesmy od siebie zalezni.
Tuna: I tak oto zamknelismy temat dziejow Kolezanki oraz samego SGW.
Istrid: O, mysle, ze bardziej moj niz SGW.
Tuna: A teraz co nieco o Kolezance tak jakby mniej inzyniersko. Nie
jest tajemnica, zwlaszcza po przeczytaniu dotychczasowej czesci
wywiadu, ze Kolezanka jest tez lingwistka i czlonkinia Lingnomu.
Czym jest Lingnom? Byc moze wsrod czytelnikow sa mlode osoby,
ktore nie wiedza.
Istrid: Grupa desperatow, ktorzy chca sprawic, aby kazdy mial dostep do
nauki jezykow dla niego obcych. Pobieramy oplaty za lekcje,
ale sa one raczej niewielkie, bo kazdy jest przede wszystkim
zapalonym fascynatem.
Istrid rozpogadza sie na twarzy umiechajac sie nieznacznie.
Tuna: Desperatow?
Istrid: Ano desperatow, bo czasem to nie jest proste by nauczyc ogra w
jezyku Elfow. A jednak, pomimo tego, ze czasami narzedziem
dydaktycznym jest mlotek, a nie slownik, to jakos to idzie.
Wiadomo, trzeba byc elastycznym i dydaktyke dostosowac do
potrzeb ucznia.
Tuna: O takim zestawieniu nawet nie pomyslalam. Wiec sa rozne oblicza
i stopnie trudnosci nauczania?
Istrid: Zdecydowanie. Ja stosuje metode kija i ciastka. Przy tej okazji
serdeczne pozdrowienia dla Kuzynki Orchis, bedaca producentem
zestawu dydaktycznego. Ciastka sa tak dobre, ze uczniowie po
nie, znaczy po nauke, wracaja z przyjemnoscia.
Tuna: Czyli okazja do kolejnych pozdrowien!
Istrid: Wymogiem jednak jest, by nauczyciel mial opanowane co najmniej
osiem jezykow, a i mial predyspozycje zawodowe do bycia nim.
Niby fanatyk ma predyspozycje, ale nie lubimy skrajnosci.
Tuna: A az sie boje zapytac, a na co kij?
Istrid: Kij to brak ciastka. Ewentualnie subtelne dzgniecie olowkiem,
ale to od niedawna.
Tuna: Co sklonilo zalozycieli do zalozenia Lingnomu, pasja, chec
zarobkowania, podrywanie plci przeciwnej?
Istrid: Dobre pytanie, trzeba by sie, jakby to ujac po gorniczemu,
dokopac do korzeni. Gdy przejelam Lingnom ja, potem dolaczyla
Kolezanka Vyera i Fantaji... ach i oczywiscie Kolega Pyrdek, to
byla juz poniekad kultywacja tego, co odczytalismy ze starych
plakatow i mysl nam sie spodobala. Jak rozumiem z dawnych
zalozen, mysl byla taka, ze bedzie to grono uczonych Inzynierow
specjalizujacych sie w lingwistyce, ktorzy - nie oszukujmy sie,
w celach zarobkowych, ale i bardziej swiatlych - bedzie udzielac
lekcji wszystkim zainteresowanym.
Tuna: No wlasnie, co dokladnie glosily stare plakaty i kto i kiedy po
raz pierwszy zalozyl Lingnom?
Istrid: Plakaty wlasnie oferowaly nauke jezykow na wysokim poziomie, a
kto i kiedy, dobre pytanie... poza Kierownikiem Yalomem - nie
wiem. Ale jezeli tym wywiadem uderzymy w przyslowiowy stol, to
z pewnoscia nozyce sie odezwa.
Tuna: Ryzykujemy?
Istrid: Zdecydowanie, sama jestem chetna dowiedziec sie wieciej. A moze
kogos z SGW tym rozbudzimy? Jest warto.
Tuna: To jeszcze chcialam zapytac o terazniejszosc! Kto dzis nalezy
do Lingnomu - wspominala Kolezanka ze nie tylko gnomy - oraz co
trzeba zrobic, by zapisac sie na lekcje jezyka obcego.
Istrid: Poza gnomami to grono jest zdecydowanie mocno elfie i kazdego z
nauczycieli mozna rozpoznac po Slowniku (wysluzony skorzany
slownik z emblematem szkoly jezykowej Lingnom - przyp. Red).
Zatem, azeby zapisac sie na lekcje mamy dowolnie wiele opcji:
zaczepic osobe ze slownikiem i zapytac, napisac list, bo
wiedza o nauczycielach tez jest podawana z ust do ust, mozemy
umiescic ogloszenie na tablicy ze poszukiwany jest nauczyciel
(po chwili) Wlasnie, obecnie stan grona pedagogicznego nie byl
dawno aktualizowany. Niektorzy sie rozespali, inni rozpoczeli
dzialalnosc bardziej na wlasna reke, tak jak Kolega Ellax -
ktorego oczywiscie goraco polecam jako nauczyciela.
Tuna: Dlatego pytam o sklad! A poza tym ogloszenie o naborze mozemy
zamiescic tutaj, w Periodicusie!
Istrid: A oczywiscie, mozemy takie ogloszenie umiescic.
+-------------------------------------------------------------------+
| |
| Znasz jezyki obce, masz dar dydaktyczny i nie czujesz sie |
| spelniony (spelniona)? Brakuje ci rozpoznawalnosci, uznania, |
| podziwu, wyrazow wdziecznosci, monet w sakiewce czy podobnych |
| tobie uznanych wspolpracownikow? |
| |
| Akademia Jezykow Lingnom istnieje juz wiele lat i obecnie |
| jest najstarsza szkola lingwistyczna, zbiera pochwaly a takze |
| wyrazy uznania, ma grono uczniow, pobierajacych nauki jezykow |
| calego swiata, takze tych, ktore znasz Ty. |
| |
| Dolacz do nas. Zostan lektorem Lingnomu! |
| |
+-------------------------------------------------------------------+
Istrid: Prawda jest taka, ze rywalizacja jest miedzy nauczycielami
zbedna, bo i tak wciaz nas malo. Niegdys mielismy ustanowiona
takze jedna oplate za jedna lekcje konkretnego jezyka. Obecnie
kazdy nauczyciel ma wlasny pomysl na zaplate, wiec jakas tam
rywalizacja o ucznia istnieje, chyba tak, ale kiedys kazdy z
nas spac musi, a wtedy drugi wypelnia pusta nisze. Ja tez nie
rywalizowalam nigdy, bo widzi Kolezanka, dla mnie to bardziej
chyba rodzaj powolania. Nie musze miec ogromnej ilosci uczniow
ale milo po prostu kogos z przypadku czegos nauczyc. Nie jest
to tez forma zarobku, bo co tez ja mam z tymi monetami robic,
poza oddawaniem mlodym podroznym.
Tuna: Satysfakcja?
Istrid: Satysfakcja, tak.
Tuna: Gdyby zatem zebrac liste osob, ktore naleza do Lingnomu i sa
jego lektorami, to kto by sie na niej znalazl?
Istrid: Obecnie z osob aktywnych lub prawie aktywnych to Kolezanka Natt,
Kolezanka Isil, Kolezanka Shiris. Kolega Ellax, z tego co
rozumiem, to uczy we wlasnym zakresie, ale oczywiscie tez go
polecam, bo to dobry nauczyciel. Smialo moge powiedziec, ze
jeden z najlepszych. Niestety grono gnomie mamy niewielkie, bo
obecnie to tylko ja.
Tuna: I to kolejne okazje do pozdrowien!
Istrid: A oczywiscie, wszystkich nauczycieli, tych aktywnych i spiacych,
goraco pozdrawiam.
Tuna: Z tego co Kolezanka wymienia, wylania sie bardzo atrakcyjny
wizerunek Lingnomu dla uczniow - mezczyzn.
Istrid (ze smiechem): Zdecydowanie. (nagle) O, widzi Kolezanka,
zapomnialabym o Koledze Adamsonie. Ale to takze jest czlonek
Lingnomu i bardzo dobry nauczyciel.
Tuna: Na podsumowanie tego tematu zycze - choc we wspolnej mowie - by
mimo wszystko Lingnom trwal i sie rozwijal.
Istrid kiwa z usmiechem.
Tuna: A teraz zagadka dla Kolezanki!
Istrid: Nigdy nie bylam w tym dobra, ale sprobujmy.
Tuna: Zaden wywiad w "Rozkladowce", jak i takze we wczesniejszych
odslonach tego cyklu nie moze sie obejsc bez...?
Istrid (goraczkowo): Bez... ciekawostki byly, zyciorys byl... zatem
pewnie jakies klopotliwe pytania o to co lubie, czego nie lubie
i kiedy polubie?
Tuna: A to moze pozniej.
Istrid: To nie wiem. Ale jak ustalenie kolejnej nagrody mi pomoze, to
ustalajmy!
Tuna: Bez zapytania o sprawy sercowe i stan cywilny! I teraz jesli
Kolezanka pozwoli, to do tego przejdziemy. Bo ze do trzech razy
sztuka to juz kilka razy slyszalam, ale niejeden czytelnik, nie
wspominajac o wielbicielach i dociekliwych kolezankach z pracy
bedzie ciekaw szczegolow!
Istrid wybucha smiechem, przechodzacym w nieopanowany z rozbawienia
rechot.
Istrid: Detale, pikanteria, wszelakie basniopisarstwo oraz szczegoly
takie jak tylko Czytelnik sobie zyczy i o jakich marzy, to ja
polecam udac sie do mojego meza. On dostosuje z pewnoscia
opowiesc tak, by dla kazdego bylo wedle potrzeb.
Tuna: Milosc to zawsze chwytliwy temat, a ja jednak mysle sobie ze
Kolezanka daje sie poznac otoczeniu roznorako - i jako
kompetentna inzynier i jako utalentowana lektorka, a lepszej
okazji do takich pikantnych zwierzen nie bedzie. Kilka slow wiec
o mezczyznach w zyciu Kolezanki. Jak Kolezanka ich wspomina, czy
zycie bez nich byloby inne, lepsze?
Istrid parska wesolo.
Istrid: Bez meza - Inzyniera, to ustalilysmy, nie byloby awansu. I moja
sakiewka pewnie bylaby tez mniej zasobna w monety i niekoniecznie
stac by mnie bylo na wszystkie wymarzone kolczyki.
Potwierdzam slowa Istrid.
Istrid: Bez meza - piechura, w dodatku niziolka, nie zrozumialabym, ze
kulinaria winnam zostawic lepszym od siebie. Bo widzi Kolezanka,
jako mloda gnomka trafilam kiedys do Kaspiana (hierarcha miasta
Novigrad - przyp. Red.). Ten mi zlecil przygotowanie dla niego
jabluszka. Pieczonego jabluszka. Pelna zapalu udalam sie wiec
zgromadzic komponenty, a gdy wszystko mialam, stwierdzilam: co
to takiego, upiec jablko. W piecu rozpalilam, ulozylam na nim
jablko, posypalam cukrem, wszystko jak kucharz mowil. I z takim
zapalem je pieklam, ze nagle ocknelam sie jak w oblokach dymu,
ciagnac mnie za ucho Kolega Kucharz wyrzucil mnie z kuchni. A
potem sluchalam, ze to jabluszko, to takie proste do upieczenia
i prawie kazdy w swoim zyciu piekl, zeby zarobic pare groszy.
Ja nie upieklam do dzis.
Pocieszam Istrid na miare swych niezbyt wygorowanych mozliwosci.
Istrid: Moj obecny maz bardzo cierpi z powodu mojego antytalentu ale mi
zawsze powtarza ze cale szczescie sa dobre karczmy gdzie mozemy
sie stolowac. Moze to i lepiej, bo glupio by tak bylo wille w
Tilei puscic z dymem. A wiem, ze u mnie byloby to jak
pstrykniecie palcami. Wiec gdyby nie moj pierwszy maz, czyli
Nork - pozdrawiam go oczywiscie serdecznie - to do dzis zylabym
w przekonaniu, ze gotowac sie kiedys naucze. A tak to zostawiam
to lepszym.
Tuna: A trzeciemu co Kolezanka moglaby zawdzieczac?
Istrid spoglada z usmiechem na delikatna srebrna obraczke.
Istrid: Druga mlodosc, utrate rozsadku i wiare w marzenia.
Tuna: Zeby zatem juz uprzedzic nachalne pytanie o to, czy serce
Kolezanki jest obecnie wolne dla wielbicieli, opowiedzmy o mezu
obecnym. Mozna oczywiscie pozdrawiac!
Istrid: Pozdrawiam oczywiscie. A wielbicieli? No to ze jestem mezatka,
szczesliwa przy tym, to przeciez nie sprawia, ze nie moge miec
tabunow wielbicieli! Nie mozna im tego zabronic, by cenili mnie
za dowcip, urode i za co to jeszcze? Wiedze!
Tuna: No tak, wie Kolezanka, o tym nie pomyslalam... ciekawe czy maz
Kolezanki takze!
Istrid: To juz trzeba zapytac meza, jakie przygotowal metody na
wielbicieli.
Tuna: Chcialam jeszcze zadac pytanie o imie meza, ale zrobie to
inaczej: gdyby mogla mu Kolezanka nadac rozbudowany tytul do
przedstawiania sie, to jakby brzmial?
Istrid: Moze zostawie tu fragment wolnej karteczki, by mogl sam sie
zaprezentowac odpowiednio rozbudowanie.
Tuna: No, jestem troche zawiedziona, ale dobrze!
Istrid: Dla mnie to zawsze bedzie, jakby to ujac: Zawal W Kopalni. A
to malo rozbudowane, ale pozostajace poza wszelka kontrola.
Twarz Istrid zaczyna powoli przybierac czerwonych barw, po czym wybucha
ona nagle opetanczym smiechem przeradzajacym sie w prawie niemozliwy do
opanowania rechot.
Istrid: I wie Kolezanka ja sie nie przejmuje zbytnio wielbicielami, ale
te wielbicielki meza to juz moga stanowic problem.
Tuna: Az sie boje zapytac czy zamieszczamy tu kilka slow dla nich...
Istrid: Tak. Pozdrawiam serdecznie. Skoro maja podobny do mojego gust,
to musimy sie koniecznie poznac. Mozemy sie nawet polubic.
Tuna: Pozostaje zyczyc Kolezance nieskonczonych pokladow szczescia i
milosci do wydobycia! (juz po chwili) A teraz, jak to w kazdej
"Rozkladowce" bywa, nastapi teraz seria pytan, ktore Kolezanka
i czytelnicy byc moze kojarza z poprzednich wywiadow. I od razu
pierwsze z nich: jest Kolezanka gotowa?
Istrid (ze smiechem): Nie jestem, ale ktory student jest gotow na
zaliczenie.
Tuna: Kolezanki hobby, te najbardziej ulubione?
Istrid: Wiadomo, uganianie sie za barwinkami po lesnych gaszczach.
Najlepiej, wiadomo, w towarzystwie meza, ale jezeli nie, to
trudno.
Tuna: Jakie cechy Kolezanka uwaza za najcenniejsze w zyciu?
Istrid: Poczucie humoru, szczerosc i spontanicznosc.
Tuna: Najbardziej ulubione cechy u plci przeciwnej? Niekoniecznie u
swego meza lamane przez mezow.
Istrid: No jak to! Bycie gnomem, prosze Kolezanki. Tego sie nie wybiera,
ale co ja na to moge poradzic.
Tuna: Kolezanka jest zdecydowanie kojarzona z Ishtar, wiec teraz z
dedykacja dla tych zza oceanu: najpiekniejsze na Starym Swiecie?
Istrid: Powiedzialabym Tilea, ale to takie krainy, hmm, troche
powiedzmy... jak dla mnie... lubilabym Bretonie, ale... umiem
jezyki Elfow, a nie rozumiem sie z Elfami.
Tuna: Trudne pytanie, jak widze! Ale pytalam o najpiekniejsze... ale
niekoniecznie o miejsce.
Istrid: Biorac pod uwage i to nie ze wzgledu na meza, lecz jezeli nie
bywalam po tej stronie morza, to bywalam w Tilei, to jak nic,
musi byc Tilea. Takie urokliwe bagna, takie glebokie przepascie.
I kopalnia pelna zawalow. Jesli to nie jest milosc, to juz nie
wiem co nia jest.
Tuna: A w takim razie najpiekniejsze na Starym Swiecie nie-miejsce,
tylko inny motyw?
Istrid oblizuje sie ze smakiem.
Istrid: Szarlotka w Krainie Zgromadzenia. Lubie tez motyw delion w
Gorach Kranca Swiata, ale nie wiem czy to sie nada pod wywiad
(po namysle) ale wlasciwie czemu sie nie nada?
Tuna: W takim razie plynnie przechodzimy do nastepnego: ulubione
jadlo i napitek? Mozna czerpac juz z calego swiata.
Istrid zamyka oczy i wspomina soczyste kawalki krabow, krewetek, malzy
i slimakow podane na porcji spagetti.
Istrid: Wszystko, wszystko co zwiazane z morzem! Chyba smak
dziecinstwa pozostaje w pamieci na zawsze. Moze tylko...
ostryg nie lubie. Napitek to kawa. W kazdej szacie i odslonie.
I zachwalam wszystkim jako napoj bogow, ale sama nie lubie:
nasza czekolade.
Zamurowalo mnie, bo o tym pojecia w ogole nie mialam, podczas gdy
Istrid zanosi sie smiechem - niewykluczone, ze wlasnie na moj widok.
Tuna: Kolezanka jest taka piewczynia czekolady i nie lubi?
Istrid: Cale szczescie wiekszosc lubi i docenia ten moj podstep. Juz
kiedys zwrocilam uwage na to, ze gdy pada haslo "goraca
czekolada", to wszyscy sie mimowolnie oblizuja. To doszlam do
wniosku, ze warto uczynic z tego sukces sterowca, wiec jestem
troche, jakby to ujac, mistrzem monologu na temat dialogu -
zachwalam i polecam goraco goraca czekolade, sama wybieram
kawe.
Tuna: Nono, wywrocila mi Kolezanka swiatopoglad...
Istrid: Ze mozna nie lubic czekolady?
Tuna: Chyba dlatego, ze sama wierze, ze wszyscy lubia i ciezko jest
przyjac do wiadomosci, ze nie.
Istrid: Dla mnie forma czekolady jest Cappucino Amaretto. Co gorzej,
trafilam na szalenca, ktory mnie w tych nielubieniach umacnia.
Tuna: Meza?
Istrid (potakujac): I tak nie lubimy czekolady oboje.
Tuna: No dobrze, ale mialy to byc szybkie pytania, a tymczasem...
mozemy dalej?
Istrid (ze smiechem): Oczywiscie. Po prostu w rozmowie ze mna zwykle
dygresja jest dluzsza od sedna.
Tuna: Najwieksze sukcesy i najwieksze porazki zyciowe Kolezanki?
Kiedy juz mi sie wydaje, ze to jest mniej wiecej ten moment, kiedy to
rozbawiona Istrid sie uspokaja, ona zanosi sie jeszcze bardziej
opetanczym rechotem.
Istrid: Ja nie mam porazek, mam tylko, jakby to ujac, eksperymenty,
ktore przybraly nieoczekiwany obrot.
Tuna (podejrzliwie): Bardziej zyciowe czy bardziej laboratoryjne?
Pomijajac specyfik na porost... no, u elfek. Tego, wiadomo...
Istrid: Dobre pytanie. Moim nieudanym eksperymentem jest fakt ze mimo
nalegan gnomiometro nie ruszylo ponownie w trase po wybuchu w
laboratoriach. A sukcesy, tych jest ogrom. Zadowoleni i mniej
zadowoleni z wynalazkow klienci, stanowisko kierownicze na
Wydziale, ktorego nie chcialam w ogole znac. Mam wspanialego
meza, jestem bogata i wciaz znajduje powod, zeby cieszyc sie
swiatem. Gnomka sukcesu! Jak nic! W dodatku oswoilam maskonura
a juz myslalam, ze go zabije.
Tuna: Rzeczywiscie gnomka sukcesu z Kolezanki! Ulubiony jezyk? Jezyk
mowiony, zeby nie bylo.
Istrid: Skelliganski, zwlaszcza ten portowy rozdzial.
Tuna: Chyba intuicyjnie nie chcialabym publikowac slowniczka...
Istrid: Moze nie zaprezentuje, bo gotowa Kolezanka odebrac mi olowek.
Tuna: Ulubiony wynalazek? Moze ale nie musi byc wlasny.
Istrid: Wlasny to moj osobisty turkusowy plaszcz (dlugi turkusowy
plaszcz - przyp. Red.), a nie moj, ale dla mnie to to samo
miejsce, to kurtka gnomiego patrioty (gnomia pamiatkowa kurtka
z kolorowymi naszywkami), lubie ten prestiz, ktory daje ciezar
naszywek.
Tuna: O, naprawde? Nawet byl razem z Kolezanka wspominany w moim
wywiadzie!
Istrid (ze smiechem): Czuje sie poniekad matka tego wynalazku.
Tuna: A gdyby Kolezanka byla jakimkolwiek wynalazkiem, nawet nie
istniejacym jeszcze w naszym warsztacie, to jakim i dlaczego?
Istrid: Z pewnoscia jakas srebrna nieprzesadnie zdobiona czescia
bizuteryjna. Mysle, ze z naciskiem na kolczyk.
Tuna: A skad wlasciwie taka slabosc do kolczykow? Bez wyraznego
powodu?
Istrid: To slabosc do ozdob w ogole. Moze sama nie nosze nadmiernie
duzo, bo nie w ilosci sila. Ale jakos tak wie Kolezanka, jak
projektuje tego typu ozdoby, to mam wrazenie, ze robie cos
bardzo osobistego wzgledem projektodawcy. Ubrania zmieniamy,
pozbywamy sie, a jednak te ukochane ozdoby zwykle mamy przy
sobie cale zycie. I sa one rozne, jak rozne sa gusta, dla
jednych to diamenty, dla drugich koraliki i rzemyki.
Tuna: Wlasciwie to przypominam sobie, ze Kolezanka to nasza
specjalistka od ozdob.
Istrid: Tak, ale chyba to troche tytul nad wyrost. Zapelniam po prostu
nisze, w ktorej nikt od nas nie czul sie specjalnie dobrze.
Moze wiec na wyrost, moze nie. Cos jak stanowisko kierownicze
w Gorniczo-Maszynowym. Najgorsze ze jestem w tym troche, jakby
to ujac, malo konkretna i techniczna. Gdy mam wene, to siedze
i projektuje, a potem zamowienie czeka, klient czeka, a mi
wciaz czegos w tym brakuje, ciagle jest zle. Wyjatkiem,
wiadomo, sa projekty, ktore wymagaja bardziej warsztatu nizeli
szkicownika, tu wena jest zbedna. I tu przeprosiny skierowane
do wszystkich przyszlych klientow, ktorzy moga sie nie doczekac
ukochanego projektu tak szybko, jakby chcieli.
Tuna: A wracajac do plaszcza, to ja znam pewien osobisty fakt o
Kolezance i jestem ciekawa, czy moglabym poruszyc ten temat...
Istrid: Sprobujmy. Zawsze moge wykorzystac prawo do mowienia barwniej
nizeli trzeba, albo subtelnie minac sie z prawda.
Tuna: Mewa - wystepuje na hafcie Kolezanki odziezy, na kopertach
slanych listow, a i niewykluczone ze jest szczegolnie obecna w
w zyciu Kolezanki. Czy to jest jakis szczegolny, sentymentalny
symbol?
Istrid: Tak. Mewa jest ze mna od zawsze. Pieczetowala moje podanie do
SGW, moje zielniki i tak dalej. A sprawa jest prozaicznie
prosta: moj Tatko uzywal mewy jako swego znaku rozpoznawczego.
A i legendy Wyspiarzy mowia ze po smierci te niespokojne dusze
marynarzy przemieniaja sie w mewy, by moc dalej przebywac tak
blisko morza, jak to tylko mozliwe. I dla mnie osobiscie jest
to takze symbol nieskrepowania, wolnosci, odwagi zeby plynac z
pradem wiatru jak mewa.
Tuna: Pieknie powiedziane, zeby nie bylo.
Istrid: Wyprowadzilam sie z Wysp, ale jak widac, Wyspy ze mnie nie
wyprowadzily sie nigdy. Nigdy tez nie zmienilam nazwiska, mimo
meza, meza i meza.
Istrid rozjasnia swa surowa twarz usmiechajac sie nieznacznie.
Tuna (nie ukrywajac wzruszenia): Och, no to moze dalej, choc
zapomnialam gdzie skonczylysmy... juz mam! Osobisty idol i
dlaczego?
Istrid: Zeby wybrac jednego to tak naprawde trudno. Bo widzi Kolezanka,
idolem staje sie ktos na kim chcielibysmy sie z jakiegos powodu
wzorowac. Taki nasz autorytet, a jednak co dziedzina, to inny
autorytet.
Tuna (zgodnie): Tak sie przyjelo, mozna zatem wiecej.
Istrid: Polechtamy zatem proznosc Majstra, ale co tam, stary jest, to
mu sie nalezy. Bo mimo licznych zartow, nie wyplywajacych
jednak ze zlosliwosci... no moze troszeczke... to jednak jest
sztuka dowodzic banda nieswornych gnomow, niesamowicie
zroznicowanych i kazdy z nich uwaza sie za najmadrzejszego.
Dowodzic, a przy tym zachowac niesamowity dystans i umiec
patrzec przez palce na te wszystkie nasze slabostki.
Tuna: Ano, zeby nie bylo.
Istrid: Tyle lat nami dowodzi i fakt, mozna powiedziec z braku innego
na stanowisko, ale jednak to nie tak, bo gdyby nam bylo tak
zle, to znalezlibysmy sposob by na tronie osadzic innego
Majstra, a jakos tego nie robimy. Niech bedzie kto by chcial
grzebac w papierach z przed trzynastu lat. Ale jednak.
Tu zalamie wiekszosc czytelnikow, ale to moj wywiad i moge,
ale takim autorytetem zupelnie przeciwstawnym do Majstra jest
uwaga, uwaga - Dziad Radgast. Pozdrowienia dla Dziada i oby
bogowie zsylali co ranka beczulke bimberku. A tutaj to podziw
za wytrwalosc: Jestem Dziadem, los Dziada mi sie podoba i bede
sobie dziadowal nawet jezeli irytuje to trzy czwarte swiata.
To sztuka byc tak madrym, by wszyscy mieli cie za idiote.
Mojego meza musze pominac, bo by opisac dlaczego jest
skonczonym idealem, brakloby nam numeru, ale oczywiscie
zapraszam na prywatna rozmowe przy kawie i oczywiscie nauce
obcego jezyka. (po chwili) Idziemy dalej. Dalam ogolny zarys,
bo tych idoli z polcienia jest ogrom, naprawde. Cenie kazdego
od kogo moge sie czegos nauczyc. Czasami sa to rzeczy tak
prozaiczne, jak obowiazkowosc, ktorej zwyklam uczyc sie od
Kolezanki.
Tuna (pospiesznie): No juz rzeczywiscie starczy, starczy. W takim
razie co by Kolezanka podpowiedziala lub zyczyla sobie samej z
przeszlosci i sobie samej z przeszlosci?
Istrid: Rob swoje, nie patrzac na opinie swiata, bo tej i tak nie
zmienisz.
Tuna: To porada do przeszlej Istrid? A przyszlej?
Istrid: Bardziej do obecnej. Skelliganska przewrotnosc! Przeszla
Istrid niczego juz nie zmieni, a przyszla... nie znamy sie
jeszcze.
Tuna: A teraz prosze dokonczyc zdania...
Istrid: Oczywiscie nie na czas.
Krece glowa uspokajajaco, co Istrid przyjmuje z wyrazna ulga.
Tuna: Najlepsza randka to taka...
Istrid: ...na ktorej rozmowa trwa do drugiej randki.
Tuna: Gdybym nie byla w SGW...
Istrid: ...to chyba w ogole by mnie tu nie bylo.
Tuna: Warsztat to dla mnie przede wszystkim...
Istrid: ...miejsce w ktorym marzenia nabieraja rzeczywistej formy.
Tuna: Nigdy w zyciu bym...
Istrid: ...nie powiedziala, ze czegos nie zrobie, bo znajac siebie,
zrobilabym to chwile pozniej.
Tuna: Gdybym mogla cofnac czas...
Istrid: Hmm, wolalabym go nie cofac...
Tuna: To gratuluje!
Istrid: ...ale jak to pytanie obowiazkowe, to dla uciechy czytelnikow
- wyszlabym za maz tylko raz.
Tuna: A za kogo?
Istrid: Wiadomo, za Sonlaga (gdyz tak wlasnie ma na imie obecny maz
Istrid - przyp. Red.). Ale zapomnialam, ja przeciez za maz
wybieglam. (mamrocze pod nosem) No tak, tak, ale to juz spora
dygresja.
Tuna: A nadaje sie do publikacji?
Istrid: Papier wszystko przyjmie, ale co zostanie mi na zachete, dla
potencjalnych uczniow zwabionych na lekcje tylko pikantnymi
detalami?
Tuna: W takim razie nie pytac?
Istrid: Moze faktycznie tak bedzie lepiej.
Tuna: W takim razie zostaly trzy punkty do konca!
Istrid: Wybornie bo kawa juz sie konczy, a Kolezanka to juz nawet jej
nie ma.
Tuna: Punkt pierwszy, pol zartem pol serio: wieksza trema i stres -
wezwanie i rozmowa z Majstrem czy wywiad dla Periodicusa?
Istrid: Wywiad. Majster to wiadomo, a to list nadejdzie, a to cos -
latwiej odwrocic uwage. A tu jednak ktos bedzie to czytal i
chcialby sie nie zanudzic.
Tuna: Na prawie-juz-zakonczenie nie moze nie pasc pytanie o plany,
marzenia i osobiste cele Kolezanki. Czego Kolezance mozna
zyczyc na przyszlosc?
Istrid: Wygodnej willi nad brzegiem tileanskiego morza, starosci z
obecnym mezem, malo snu i samych dobrych, realizowanych w
czasie, kosztownych projektow.
Tuna: Jest wiec czego zyczyc!
Istrid: I kawy, beczek kawy.
Tuna: A teraz, jak Kolezanka wie, wytypuje Kolezanka kilka osob,
ktore wypowiedza sie na jej temat pod naszym wywiadem. Co
Kolezanka przekazalaby tym osobom, ewentualnie jak by je
zachecilaby do podjecia wyzwania?
Istrid: Nic na sile, ale...
Tuna: Jest to miejsce na przeslania typu "Tylko mowcie prawde" albo
"Pamietajcie, ze wiem gdzie mieszkacie" i podobne.
Istrid: Nie nie, ja jestem tych wypowiedzi bardzo ciekawa, bo
chcialabym poznac siebie taka, jaka widza mnie inni. I nie
ukrywam, moze mi sie to nie podobac, ale to ryzyko wywiadu.
Zatem kazdego prosze o wymienienie jednej mojej wady. Zalety
umiem wyliczac sama pol dnia.
-==-
Czyzby, mysle sobie, obolalymi od notowania dlonmi rozplatujac Istrid
z wiezow, przy okazji walczac z suplami, ktorych jeszcze przed chwila
nie bylo. Mimo wszystko moze rzeczywiscie nie bedzie latwo wymienic
wady tak niezwyklej gnomki. Mam nadzieje, ze przyznacie, ze o Istrid
Fiorsdatter jednak latwiej sie mowi wylacznie w superlatywach...
zreszta sami przeczytajcie! Oto bowiem co o dzisiejszej bohaterce
wywiadu maja do powiedzenia jej wspolpracownicy i bliscy:
-==-
_ \ _) | _) | _)
__/ _ \ \ \ \ / | -_) _` | _ / | -_) | |
_| \___/ \_/\_/ _| \___| \__,_| ___| _| \___| _| _| _) _) _)
---------------------------------------------------------------------
Sonlag, zrodlo milosci oraz maz Istrid:
Istrid poznalem przypadkiem, gdy odpoczywala w Tawernie u Maria
pomiedzy kolejnymi naukami jezyka. Jednak niedlugo potem przysnela na
dluzszy okres (Jak pewnie wiekszosc czytelnikow wie, ona tak lubi) i
dopiero gdy przebudzila sie na nowo, praktycznie z dnia na dzien sie
pobralismy - Istrid twierdzi ze do trzech razy sztuka - mam nadzieje,
bo kto wie jak ta pozostala dwojka skonczyla..
No i od tamtej pory moge powiedziec, w pelni swiadomowie, ze co rusz
mnie zaskakuje i ujmuje swoim zachowaniem, potrafimy usiasc na kawie
czy to na sterowcu (teraz nie, bo za tloczno i nie mozna powciskac
roznych guzikow...) czy w Urbimo i przegadac kilka gnomich godzin bez
zadnego problemu.
Samo to jest juz zaskakujace i niepowtarzalne.
Kocham Cie moja droga Pani Inzynier!
---------------------------------------------------------------------
Natt, Ksiezna Twierdzy Deithwen, Radna Wydzialu Poezji i Truwerstwa
Akademii Oxenfurckiej, lektorka Lingnomu:
Istrid. Zaczynajac od poczatku, szczescie poznania tej jakze
szalonej, cieplej i bez watpienia utalentowanej gnomki mialam dzieki
jej mezowi i swoistemu przypadkowi. Ale ze trudno wierzyc w przypadki,
a juz bez watpienia poetce nie wypada - nazwijmy to Przeznaczeniem.
Od samego poczatku Istrid zrobila na mnie dobre wrazenie, jak to
sie potocznie mowi (by nie rzec, ze piorunujace wrecz). Jej smiech
byl zarazliwy, pomysly szalone, ale wielce obiecujace, a otwartosc na
nowe winna byc inspiracja dla kazdego. I tym mnie urzekla. Dodajmy do
tego ogromna gotowosc by niesc pomoc, chocby tak banalna, jak dajmy
na to, podzielenie sie woreczkiem na ziola, czy oddania ostatnich
mithryli potrzebujacym, i rysuje nam sie obraz postaci drobnej, ale
pelnej zywiolowej energii, ktora zalewa swiat.
Juz podczas naszych pierwszych spotkan, poswieconych glownie
jezykom obcym, nie sposob bylo doszukac sie dystansu czy ozieblosci.
Istrid od pierwszej chwili potrafi zagarnac kogos do grona
serdecznych znajomych i nie przeszkadzaja jej dlugie swiece spedzone
na rozmowach o wszystkim i o niczym. W zasadzie, im dluzej o tym
mysle, tym czesciej dochodze do wniosku, iz byc moze to wrecz jeden z
tych aspektow, ktory sprawia, ze Istrid tym chetniej zagarnia kogos w
swoje poblize. Zreszta plotki, ploteczki, dyskusje i rozmowy bardzo
szybko w naszych relacjach zaczely wypelniac czas pomiedzy kolejnymi
lekcjami, a nawet wypierac te ostatnie. Rzadki klejnot w naszym
swiecie - ktos, kto portafi sie zatrzymac i dywagowac o dlugosci
spodnicy, ktora bedzie szyta, oraz potencjalnych zdobieniach, miast
pedzic na zlamanie karku nie wiadomo dokad. Istrid potrafi doskonale
okrasic kazde spotkanie takimi chwilami spokoju. Nie szczedzi tez
kasliwych zartow pod adresem tych, ktorzy dla odmiany wciaz gdzies
gnaja. Zreszta jej poczucie humoru, ciety jezyk, gigantyczny dystans
do siebie i swiata, ale zarazem ogromna serecznosc i wrazliwosc to
kolejne z tych aspektow, ktore sprawiaja, ze czas mija w jej
towarzystwie zdecydowanie za szybko. Wciaz chcialoby sie wiecej i
wiecej.
Jesli zas chodzi o nasze zawodowe pole styku, jakim jest nauczanie
- tu niejednokrotnie mialam okazje zaobserwowac, z jaka bezgraniczna
cierpliwoscia podchodzi do uczniow. Oczywiscie czasem nie obeszlo sie
bez uszczypliwego komentarza, ale to zwykle w miejscach, w ktorym ja
juz intensywnie rozwazalabym urwanie glowy delikwentowi. Istrid zas z
niewzruszona mina udzielala lekcji za lekcja, douczajac tych, ktorzy
zlaknieni wiedzy potrafili zawedrowac za nia niemal na kraj swiata.
Uwielbiam te jej gotowosc do dzielenia sie wiedza!
Podsumowujac - znajduje Istrid osobka cudownie wrazliwa, rozkosznie
uszczypliwa, inspirujaco pomocna, nad wyraz cierpliwa, oszalamiajaco
chetna by sie dzielic i szalenie pomyslowa (szalenie - od szalenstwa,
rowniez). I pozostaje we mnie niegasnaca nadzieja, iz nadal bedzie
swoja zywiolowoscia zalewac nasz swiat, bowiem dzieki niej jest on
zawsze troszke lepszym miejscem.
PS Dla zachowania przyzwoitosci, wszak tekst ma ukazac sie drukiem,
przemilczam cala pikantna czesc tej znajomosci, ale Istrid bedzie
wiedziala, a czytelnikom niech wyobraznia buzuje.
---------------------------------------------------------------------
Wielce Niesyta Orchis Livett ze Zgromadzenia Halflinskiego,
producentka najlepszych materialow dydakt... ciastek, tak naprawde:
Rzadko spotyka sie osoby, z ktorymi od razu zawiazuje sie nic
porozumienia. Jesli dawno czegos takiego nie doswiadczyliscie,
polecam spotkanie z Istrid. Nie tylko odezwie sie do Was w Waszym
ojczystym jezyku, ale swoja energia, inteligencja i radosnym humorem
szybko sprawi, ze bedzie to jeden z najlepszych dni Waszego tygodnia
(albo miesiaca, lub tez roku - wszystko zalezne od tego, jak czesto
bedziecie sie z Istrid spotykac). To osoba, z ktora chcialoby sie
(korsarzy prosimy o odwrocenie wzroku) statki krasc (hej, korsarze,
juz mozna czytac), pic rum do wszesnych godzin porannych i rozprawiac
o sprawach malych i duzych.
Mowiac krotko: szalenie uwielbiam!
---------------------------------------------------------------------
Isil de Soreil, Poetka z Bialego Kla, Truwerka Oxenfurcka,
Redaktorka Periodicusa, wielbicielka i kolezanka Istrid:
Istrid...
To szczegolna gnomka. Naturellement, to ogromne niedopowiedzenie,
ale kazdy kto ja poznal, zgodzi sie ze mozna zaczac od tych wlasnie
slow wspomnienie o niej. Uwielbiam jej poczucie humoru - jest... Na
bogow... Jest niepowtarzalne. I to tez bedzie niedopowiedzenie, ale
opetanczy i wsciekly recho... To jest uroczy i dzwieczny smiech tej
niesamowitej Inzynier to jedna z jej co bardziej ujmujacych cech.
Niejeden raz mialam okazje go slyszec, sama chichoczac z niemalze
podobnym wdziekiem. Niemalze, bo pomimo wielu staran w tym wzgledzie
trudno jest Istrid dorownac. Miedzy bogami a prawda w takim zlopaniu
rumu tez - aczkolwiek jej rozliczne talenta na wielorakich polach to
materia do dyskursu tak obszernego, ze nalezaloby nan poswiecic caly
numer Periodicusa, a nastepny na przebogata historie jej zwiazkow.
Z tego miejsca serdecznie pozdrawiam jej obecnego malzonka i jeszcze
raz gratuluje nie-tak-juz-bardzo nowozencom zaslubin - niech Wam sie
szczesliwie wiedzie!
Mam wiele wspomnien zwiazanych z Istrid...
Popijanie czekolady na sterowcu, cykliczne wciskanie jednego z wielu
fascynujacych przyciskow w warsztacie, obserowanie Istrid przy pracy
jak i dyskusje o nowych projektach, ba! Nawet wspolne projektowanie
co poniektorych wynalazkow (taki slownik dla wykladowcow Lignomu)
i ubran (na przyklad jednego slusznego koloru - to jest oczywiscie,
turkusowego). Wspolne zwiedzanie tez sie t rafialo... Najczesciej
sklepow z ubraniami czy miejsc gdzie wystepowaly nowe ziola. Swego
czasu swietnie sie bawilysmy badajac szczatki stworow pokoniunkcyj-
nych - trzeba jednak przyznac, ze taka ekimma nie podzielala naszego
entuzjazmu, zupelnie nie rozumiem dlaczego.
A nade wszystko czesto wielogodzinne pogawedki - zarowno o wszystkim
jak i o niczym. Bardzo je lubilam i nadal lubie. Pomyslec ze to
wszystko zaczelo sie od lekcji jezykow (Istrid uczyla mnie chyba
najwiecej ze wszystkich) - za wszystko to serdecznie chcialabym jej
podziekowac: do zobaczenia niebawem, mam nadzieje!
--------------------------------------------------------------------
I tak oto ten wywiad, pelen zaskoczen, zwrotow akcji i zasluzonych w
pelni superlatyw dobiega konca. Zachwycona dokonanymi odkryciami, jak
i zaskoczona nimi, odkrywajaca Istrid na nowo, dolaczam do powyzszych
laudacji, zywiac jednoczesnie nadzieje, ze i dla Was lektura wywiadu
z ta nietuzinkowa gnomka pozostanie wrazeniem niezapomnianym.
Tego ze swej ze strony zycze, samej Istrid oraz jej bliskim dziekuje
za ubogacenie dzisiejszego wydania Periodicusa a wszystkich zapraszam
do lektury kolejnych odslon "Rozkladowki" - powroci Redaktor Alicia i
nowi bohaterowie wywiadow. Do przeczytania!
Inz. Red. Tuna Loon - Naai
. ,_, ,_, .
. (o,o) (o,o) .
|./)_) Koniec czesci drugiej (_(\.|
| " " " " |
o-----------------------------------------------------------------------------o
pr strone 6
Zatytulowano: O gatunkach najprzednieyszych
o-----------------------------------------------------------------------------o
| | |
| \. |
| O g a t u n k a c h /|. |
| / `|. |
| / |. |
| / |. |
. n a l u k d l u g i / `|. .
. / |. .
/ |.
/ |.
n a j p r z e d n i e y s z y c h / `|.
/ |.
/ |.
/ |.
\| / |\
\#####\ / ||
==###########> / ||
\##== \ / ||
______ = =|__/___ ||
,--' ,----`-,__ ___/' --,-`-==============================##==========>
\ ' ##_______ ______ ______,--,____,=##,__
`, __== ___,-,__,--'#' ===' `-' | ##,-/
`-,____,---' \####\ | ____,--\_##,/
#_ |## \ _____,---==,__,---' ##
# ]===--==\ ||
#, ] \ ||
#_ | \ ||
##_ __/' \ ||
####=' | \ |/
### | \ |.
## _' \ |.
###=======] \ |.
/// | \ ,|.
// | \ |.
\ ,|.
\ |.
a u t o r s t w o : \ |.
\|.
/.
S u f j a n |
===============
( i m o z e t r o c h e t e z A l i c i a )
Drogi Sasiedzie (i Sasiadko!)
Pismo to specjalnie dla Ciebie kresle, co bys nie musial, nie
musiala, mojej gadaniny na zywo sluchac. Papier bezcenna ma
przypadlosc w tym, ze mozna go odlozyc na pozniej, podczas gdy
odkladani na pozniej rozmowcy potrafia wziac nasz dystans do siebie.
A mi trudno jest znalezc zloty srodek w rozprawianiu o jednej z moich
najglebszych pasji - tworzeniu luku. Ci, ktorzy jeszcze nie zakochali
sie w organicznym, drewnianym luku, jak ja, trudnosc maja z
wsiaknieciem w to zagadnienie i traktuja je jako 'furtke' do mojego
wewnetrznego swiata, z uprzejmosci zagladajac za nia na moment, by
sprawic mi przyjemnosc, ale nie dluzej. Ci za to, ktorzy bez luku
zywota sobie wymalowac nie potrafia, zasypuja mnie pytaniami, ktore,
gdyby chciec rzetelnie na nie odpowiedziec, odsunely by daleko
perspektywe wieczornego niefiltrowanego.
Po to mi wlasnie wlasnie papier cobym mogl sie wygadac i wypisac,
a i Tobie, drogi Sasiedzie, droga Sasiadko, umozliwic wglad w moj
strumien swiadomosci oplywajacy ten ukochany przeze mnie temat (a nuz
zechcesz sobie wlasnorecznie wykonany luk sprawic!).
Pozwol, ze opowiem Ci dzisiaj o zakwitajacych wiosna krzewach,
ktore kryja w sobie potencjal na daleko donioslejsze luki, niz
wskazywalyby ich skromne rozmiary. Nasi praprzodkowie, nie majac
jeszcze narzedzi do pracy z olbrzymimi pniami, tworzyli swe pierwsze
miotacze strzal wlasnie z takich niepozornych mlodych drzewek i
odrostow, wsluchujac sie w ksztalt i rytm kazdego z nich z osobna.
Nakresle pare slow o gatunkach, ktore cenie wysoko nie tylko ze
wzgledu na jakosc wykonanego z nich luku, ale takze walory wizualne,
kolorystyke oraz czysto ludzki rezonans.
Pierwszym z tych gatunkow jest trzmielina, przez bieglych w
pismie znana jako Euonymus. Serce sie kraje, gdy wycinasz taki krzew,
gdyz owoc tego cholerstwa trujacego posiada jeden z najpiekniejszych
odcieni, jakie w naturze zobaczysz, tak piekny, ze zazdrosni kaplani
kaza sobie w tym kolorze buty sprawiac. Tnij wiec oszczednie i z
rozwaga, biorac sie jedynie za te pnie, ktore bez zadnych watpliwosci
zdatne na luk beda. Kora tej rosliny miekka jest i korkowa w
charakterze, do tego miodem pachnie. Cambium koscistobiale, zwykle z
trzaskiem odpada, gdy z lukiem zaczynasz pracowac i jego grzbiet
napreza sie - niech Cie to nie wystraszy, odglos jest przerazajacy,
ale nie swiadczy jeszcze o peknieciu luku. Swoja droga, wiesz czym
jest grzbiet i brzusiec luku, prawda? Na moje oko, sa to dwie czesci,
ktore zwykle stoja w opozycji, pierwsza od strony celu sie znajduje,
druga od strony strzelca. Wyobraz sobie najedzonego kota, ktory sie
przeciaga, robiac przyslowiowy koci grzbiet. Piekne to zwierze swoje
plecy rozciaga, ale nie na tyle, zeby napchany brzuchol z drugiej
strony zaczal mu przeszkadzac. Dzialanie luku wyglada identycznie.
Wracajac do trzmieliny, drewno tej rosliny to najwiekszy rarytas
dla oczu, jest gladkie i jednorodne, struktura do bukszpanu zblizone,
cytrusowymi odcieniami sie mieni i daje sie wypolerowac na szklisty
polysk, stad czesto jako imitacja kosci sloniowej jest stosowane.
Lekkie calkiem jest, ale przy tym odporne na zgniatanie, dlatego
dobrym pomyslem jest zaokraglenie brzusca luku, tak, by profilem
przekroj galeonu przypominal. Pracujac z trzmielina najczesciej sie
decyduje na dlugi luk, 71 do 75 cali mierzacy, przy wiekszej sile
naciagu na calej dlugosci pracujacy, przy mniejszej - z nieco
sztywniejszym majdanem i koncowkami. Koniecznie drogi oddechowe
zabezpieczaj, jesli decyzje o szlifowaniu trzmieliny podejmiesz.
Z drewna, co Ci po stworzeniu luku zostanie, mozesz rozmaitosci caly
wachlarz wykonac, gdyz, za Encyclopediae Botanicae podajac, 'robia
sie z niego Wrzeciona, Szachy, Piszczalki do Organow, Spinety, Pratki
do wykalania zebow. Wegle z niego upalone sa niayprzednieysze dla
rysujacych, y na proch do strzelania'.
Drugim, a zarazem ostatnim gatunkiem, o ktorym chce dzis
wspomniec, jest sliwa, w szczegolnosci tarnina i zdziczala mirabela.
Znajdziesz ja na miedzach, wzdluz zapuszczonych drog, a takze
spontanicznie rosnaca po wzgorzach. Niektorzy mowia, ze pyl z tego
drewna alergie rozne pobudzac moze, ale ja temu wiary nie daje, ta
roslina z wszystkim co dobre mi sie kojarzy. Drzewko to przesiakniete
jest macierzynstwem i pewnego rodzaju dojrzaloscia, rodzi bowiem
jadalne owoce, nie jak ta niefortunna trzmielina, trujace. Stad tez i
podobny jak uprzednio dylemat - ciac to, czy nie ciac? Warto kolejny
luk miec, czy moze lepiej zaczekac na owoce i nacieszyc sie rozkoszna
tarta lub jaka inna nalewka? Na to pytanie odpowiedziec nie potrafie,
poniewaz chcialbym miec wszystkiego po trochu, albo i nawet wiecej.
Drewno to znosi suszenie najlatwiej, jezeli jest gleboka zima sciete.
Soki w drzewku nie buzuja, bo je mroz zatrzymuje i w ten sposob
mirabela czuje sie nalezycie zdyscyplinowana. Co innego teraz, na
wiosne, albo o zgrozo latem - drewno oszaleje, popeka a i zwichrowac
sie moze, chyba ze by je od razu przyciac do rozmiarow pozadanych, i
do listwy solidnej przywiazac. Kore ma mirabela szczegolna, bo w
kolorze dyni, i jak owa dynia pachnie. Przyjemny ten zapach
intensyfikuje sie, jesli chcesz drewno odksztalcic nad goraca para -
wtedy cala izba przesiaka wonia gotowanego owocowego drewna
(niektorych moze to odstraszac!). A ze drzewko to potrafi miec wiele
krzywizn, ktore uniemozliwiaja uzytkowanie luku, wyrownywac te
krzywizny warto, zwlaszcza ze podobienstwa z nami nie majac na tym
polu zadnego mirabela nie obraza sie, gdy ktos prostowac ja probuje.
Ostatnie slowo, zeby kostrukcji luku z tego drewna nie pominac.
Rozlupawszy mirabele na pewno dostrzezesz wyrazna roznice miedzy
dyniowa biela, a zaskakujaca, purpurowo-brunatna twardziela. Te dwie
warstwy podobnie jak u cisa dzialaja - biel mieksza jest, ale i
bardziej elastyczna, na rozciagany grzbiet luku sie nadaje. Twardziel
muskularna, zbita i odporna na zgniatanie, na brzusiec bedzie
doskonala (a do tego oko zniewala!). Jesli mirabele masz z duza
iloscia twardzieli, zaokraglaj brzusiec luku w galeon, podobnie jak u
trzmieliny, a moze nawet i odwazniej, grzbietu pilnuj zas, by byl
mozliwie nienaruszony i raczej szerszy. Jesli Twoja mirabela z samej
bieli sie zas sklada, graniasty profil luku moze byc stosowniejszy.
Tutaj skoncze moj wywod, co by nie zainteresowac Cie zbyt wieloma
gatunkami, bo i dla mnie przeciez cos zostac musi. Dlatego pozwol, ze
kiedy indziej wroce do opisania laburnum, wiazow rozmaitych, szaklaka,
morwy i cisa, Ciebie zas zostawie z tymi dwoma najprzystepniejszymi i
najpiekniej rezonujacymi, ktore wlasne doswiadczenie kaze mi silnie
faworyzowac. Owocnych poszukiwan!
S u f j a n
(autorstwo wlasciwe, tresc, wiedza fachowa,
milosc do lukow, zachwycanie sie grafika Alicii)
A l i c i a
. ,_, ,_, .
. (o,o) (grafika, sklad, lamanie, zachwycanie sie (o,o) .
|./)_) wiedza i encyklopedia Sufjana) (_(\.|
| " " " " |
o-----------------------------------------------------------------------------o
pr strone 7
Zatytulowano: Zagadki Tileanskie
o-----------------------------------------------------------------------------o
| (ooo) |
| (o`\`\ O=======================================O |
| \\:..\ _ | | |
| \/_./: __/^O/) | Z A G A D K I T I L E A N S K I E | |
| \/.888./:/ | | |
. |8`./.:/ | | .
. (^o:// \` O=======================================O .
(O+//^^^\`\`\
\O/ \`- \
\-`\`
`\`\
\\\\
`\`\
\\\\
`\\
`\
POPRZEDNIE ZAGADKI
Drodzy Czytelnicy! Ostatnia zagadka nadal nie doczekala sie rozwia-
zania - dwa gnomie lata, ktore uplynely od jej sformulowania to wys-
tarczajacy wiek, by oglosic jej przedawnienie. Tym samym pula nagrod,
ktora w momencie zamkniecia konkursu wzrosla do 26 mithrylowych monet
i dwoch zwojow zawilych zapiskow, przepada. Z kronikarskiego obowiaz-
ku warto byloby przytoczyc jej tresc i - w koncu - rozwiazanie.
W szescioosobowej grupie piratow kazdych dwoch albo sie z wzajemno-
scia nienawidzi, albo uwaza sie za przyjaciol. Przy czym nie obo-
wiazuje zasada "przyjaciel mojego przyjaciela...", czyli moze byc
tak, ze A i B sie lubia, B i C rowniez, ale A i C sie nienawidza.
Kapitan pirackiego okretu wybiera z tej bandy taka trojke, ktora
podczas samotnej akcji nie bedzie sprawiala klopotow - czyli albo
wszyscy sie lubia, albo wszyscy sie nienawidza (co zapobiega zmowie
i zdradzie).
Naszym zadaniem jest przekonac w logiczny sposob kapitana, ze taki
wybor bedzie zawsze mozliwy, niezaleznie od ukladow wewnatrz grupy.
Rozwiazanie: Wybierzmy dowolnego pirata i nazwijmy go A. Zalozmy na
chwile, ze ufa on co najmniej trzem z pieciu swych kamratow - nazwij-
my tych szczesliwcow B, C i D. Czy wsrod nich znajdzie sie choc jedna
para, ktora sobie ufa? Jesli tak, to bierzemy te pare, dokladamy A i
mamy trojke wzajemnie ufajacych sobie piratow.
A co jesli nie ma takiej pary, czyli B, C i D nienawidza sie wzajem-
nie? Wtedy sprawa zalatwiona: wysylamy tych trzech na misje, bo nie
beda spiskowac. Pozostaje ostatnie zalozenie: co bedzie, jesli pirat
A nie ufa zadnym trzem pozostalym? To znaczy, ze nienawidzi co naj-
mniej trzech z nich, a wtedy rozumowanie postepuje identycznie jak
poprzednio, tylko zamieniamy slowa "ufa" na "nienawidzi" i odwrotnie.
Dzisiejsze opowiadanie, gdyby bylo zmysleniem, mogloby nosic tytul
"Przeklenstwo Sinej Perly". Jednak nim nie jest.
----==== O ====----
Stara Baba przycupnieta w cieniu murow twierdzy Scala ma wiele zalet
jako miejsce do zalatwiania ciemnych interesow. Nielatwo sie do niej
dostac, za to latwo obserwowac wszystkie wejscia, a bywalcy znaja tez
inne niz drzwi sposoby opuszczenia tego przybytku w razie naglej po-
trzeby. Zawsze zatloczona przemytnikami, rzezimieszkami, wszelkiej
rasy obcokrajowcami, pozwala wtopic sie w towarzystwo przywykle do
niewtracania sie w cudze sprawy. Nierzadko w tlumie zauwazyc mozna
liberie zamkowej sluzby, dyskretne stroje urzednikow miejskich czy
kupieckie zupany.
Tajemniczy wedrowiec, znany nam pod wieloma przydomkami, raczyl sie
wlasnie calkiem jadalna potrawka z zajaca przy okraglym stoliku wcis-
nietym dyskretnie w kat zadymionej sali. Przed nim siedzial, rozparty
nad kuflem portera, osobnik ktorego postronny obserwator uznalby za
zamorskiego kupca. I tak wlasnie mialo byc: gdy Basilio Campofregoso,
stary przyjaciel Averlandczyka z tajnych sluzb Miragliano umawial sie
z nim na kontakt, zawczasu postanowili uchodzic za tileanskich kupcow
podrozujacych w interesach - podchmielonych, nieco halasliwych, ale w
gruncie rzeczy niegodnych zainteresowania. Dla pewnosci w kluczowych
momentach rozmowy przechodzili z tileanskiego na dialekt poludniowcow
z Sartosy.
- Pamietasz tego zbuntowanego barona zza gor Irrana, ktorego Doza od
lat probuje przekabacic? - Campofregoso przeszedl do rzeczy, gdy juz
powspominali dawne czasy i skomentowali lyrijska pogode.
- Pewnie. W koncu przez niego siedze od pol roku za morzem - Aver-
landczyk usmiechnal sie mimowolnie na wspomnienie tylez ryzykownej co
efektownej akcji uwolnienia sie z bretonskich kazamatow.
- Ostatnio sam sie do nas zglosil. Ma nam nieba przychylic, jezeli
tylko odzyskamy dla niego trzy szczegolne przedmioty. Kilka sztuk
bizuterii, zrabowanej z jego zamku na raty... Podobno tam ciagle do-
chodzi do rabunkow.
- Nie dziwie sie, w koncu nie pozwolil mi dokonczyc pracy. Bylem tam
przez chwile inzynierem od fortyfikacji.
- Tak czy inaczej, bizuterie zabrali na te strone Wielkiego Morza.
Baron probowal ja wysledzic, poczatkowo z marnym rezultatem. Dosc
rzec, ze najbardziej precyzyjne informacje to wizje jakiejs wynajetej
szamanki od Mrocznych Elfow. Wiesz co... - Basilio usmiechnal sie
krzywo - po prostu zacytuje doslownie. "Jeden jest u krolow elfow pod
otwartym niebem, drugi u kupcow z miasta w ich podziemnych komnatach,
trzeci u partyzantow, ludzkiej smierci pragnacych."
- Brzmi jak z jakiegos taniego romansu. - Averlandczyk machnal reka
niedbale - Na szczescie nietrudno zgadnac, o kogo chodzi. A probowal
nasz madry baron po prostu odkupic te przedmioty? Ukrasc?
- Podobno probowal, ale dzielny lesny wojak spod znaku gryzonia oddal
to cos swej towarzyszce, a ona nie sprzeda, bo to dla niej pamiatka.
Elfowie byli zbyt dumni, zeby w ogole odpowiedziec, a kupcow baron
bal sie zapytac. Jak by nabrali podejrzen, ze to cos cennego, pier-
scionek czy inny kolczyk przepadlby na wieki w ich skarbcach.
- A rozwiazania silowe?
- Z tym sa zwiazane jakies niedopowiedzenia... - Campofregoso spowaz-
nial. Widac bylo, ze bardzo mu ten niepelny oglad sytuacji doskwiera.
- Baron podkreslal koniecznosc odzyskania wszystkich elementow jedno-
czesnie. Sugerowal, ze jesli pozyskamy jeden, pozostali wlasciciele
szybko dowiedza sie czegos, czego nie powinni.
Przez chwile pili w milczeniu, obserwujac miejscowych zakapiorow rzu-
cajacych nozami do tarczy. Wedrowiec byl coraz mniej przekonany do
racjonalnsci calego zadania, ale z drugiej strony pietrzace sie prze-
szkody sprawialy, ze umysl agenta pracowal coraz szybciej.
- Trzeba ich napuscic na siebie, w koncu sa na krawedzi wojny. Ale
przeciez wtedy zwyciezca zagarnie i polaczy calosc... - Averlandczyk
ukladal polglosem plany i jeszcze szybciej je odrzucal.
- A wszystko po to, zeby oczarowac pare dam z towarzystwa nowymi
blyskotkami - Campofregoso wrocil do swego rubasznego wizerunku,
wznoszac z halasem kufel. Nasz dzielny agent rowniez siegnal po kufel
i gestami dal znak oberzyscie, ze cos by jeszcze zamowil. "Ciekawe,
dlaczego trzeba zdobyc wszystko na raz. Pewnie jak nie wiadomo, o co
chodzi, to chodzi o magie. Magiczne komponenty..."
- Co baron z nimi zamierza zrobic? - powtorzyl mimochodem ostatnia
mysl.
- Zgromadzic je wszystkie w sypialni i w ciemnosci zwiazac, tak jak
lubi. - Campofregoso zarechotal. Wedrowiec rozesmial sie, by nie psuc
kamuflazu, czujac jednoczesnie narastajaca irytacje rolami, jakie
musza grac w tej spelunce.
- Ja nie o damy pytalem. Ale to jest mysl! Zgromadzic wlascicieli
fantow, a skoro nie powinni sie pobic, to niech ktos inny pobije ich
wszystkich. Potrzebujemy pulapki z dobra przyneta.
- Podziemia pelne skarbow? Takie nieznane, zeby rzucili sie na nie z
ciekawosci?
- Trudne do zrobienia. Zrujnowanego zamczyska czy lochow nie zbuduje
sie z dnia na dzien. A jesli ktos inny ograbi?...
- Ruchomy skarbiec? To moze statek.
- Dobra mysl. I jeszcze mocny przeciwnik... I bedzie trzeba bardzo
precyzyjnie ustalic czas i miejsce. Musza w tym samym czasie zjawic
sie konkretne osoby i najlepiej nikt inny. - Averlandczyk byl w swoim
zywiole. Nareszcie zagadka do rozwiazania, plan do ustalenia, w do-
datku ze starym przyjacielem do pomocy.
- Mam pomysl na przeciwnika, tylko Doza bedzie musial sypnac flore-
nami na czarna magie. Posluchaj...
----==== O ====----
- Nie wchodz na poklad! Ten statek jest przeklety! - roztrzesiony
blady mezczyzna z przekonaniem wykrzykiwal na brzegu ostrzezenia, a
wokol niego rosl tlum ciekawskich. Nabrzeze w redanskiej Pianie bylo
wybrane idealnie: w rozsadnej odleglosci od wszystkich zainteresowa-
nych (czy raczej tych, ktorzy byli celem calej akcji), miejscowa lud-
nosc pochowala sie w domach po pierwszym ataku wampirzycy, garnizon
zabarykadowal sie w straznicy. Poczta pod dyskretna kontrola latwego
do skorumpowania naczelnika, ktory pewne listy przetrzyma, inne pusci
priorytetowo. Nietrudno bylo to tak zorganizowac, by jako pierwsze
liczace sie sily przybyly dokladnie te trzy grupy, na ktorych zale-
zalo baronowi z odleglej Bretonii.
Averlandczyk obserwowal rosnaca grupe smialkow przez szczeline w kad-
lubie szkunera. Przygotowal tu sobie bezpieczne, wylozone miekkimi
skorami tlumiacymi kroki, ukryte pomieszczenie z widokiem na najwaz-
niejsze miejsca przyszlych zmagan. Przyplyneli do portu przed godzi-
na, wkrotce po tym, gdy trzy kluczowe osoby pojawily sie w zasiegu
golebi pocztowych. Potem wystarczylo dyskretnie poinformowac paru
glodnych przygod smialkow, ktorzy akurat byli w poblizu, i wyslac
anonimowe donosy o nowym, niebezpiecznym i na pewno zyskownym zjawis-
ku nadnaturalnym. I przekupic tego bladego na nabrzezu, co wlasnie
skonczyl opowiesc i chowajac twarz w dloniach zaczal przekonujaco
lkac. Byc moze zreszta calkiem szczerze, bo Averlandczyk dla lepszego
efektu zapoznal go z wlascicielka szkunera.
Plan byl skomplikowany i kosztowny, w koncu magow kontrolujacych wam-
piry nie ma na swiecie wielu i do tanich nie naleza. A zorganizowanie
calego przekletego szkunera z nieumarla zaloga, przyzwanie wampi-
rzycy, by nim kierowala, wszelkie zaklecia zabezpieczajace samego
Averlandczyka... Trudno to nawet policzyc, a wiec skarb, jaki w ten
sposob baron (za pomoca pieniedzy Dozy) probowal odzyskac, musial byc
naprawde bezcenny. Oczywiscie byly tez plany awaryjne. I powielone
zabezpieczenia - na przyklad jako najwieksze zagrozenie uznano nie-
spodziewana i niepozadana pomoc skelliganskich korsarzy, ktorzy
byliby w stanie dotrzec na czas, a nawet scigac szkuner, totez na
poczcie w Kaer Trolde rowniez umieszczono kogos zaufanego. Wedlug
podstawowego planu pierwsze grupy smialkow mialy dostac sie na poklad
i zostac pokonane. Jesli w pierwszej grupie znalazlyby sie trzy klu-
czowe postacie, to na tym koniec - pozostaje rozwinac zagle i wziac
kurs na Miragliano, a wampirzyce zapieczetowac z powrotem w trumnie
za pomoca zaklecia, ktore Averlandczyk nosil na pergaminach w kilku
kopiach. Jesli padnie tylko jedna z poszukiwanych osob, to pozostali
nie odpuszcza i zaatakuja wieksza grupa. A wtedy bedzie trudniej...
Ale to niespodzianka.
Na razie wszystko szlo zgodnie z planem. Zbrojne ramie ekonomicznej
podpory Redanii gromadzilo leniwie sily, gdy zwarta i gotowa na
wszystko grupa dumnych elfow odwaznie weszla na poklad i rozpoczela
szturm kajuty kapitanskiej. Szczek broni i upiorne jeki ozywiencow
mieszaly sie z komendami w Starszej Mowie, rzucanymi z iscie ksiaze-
cym dostojenstwem, a przerzedzajace sie szeregi obroncow wydawaly sie
wrozba szybkiego zwyciestwa. Ale wtedy z wycieczki po ulicach miasta
wrocila ona. Niewidzialna dla atakujacych, przepelniona zlosliwa
moca, wdarla sie w dumne serca starszej rasy rzadko doswiadczanym
uczuciem przerazenia przechodzacego w panike. Zaloga szkunera, jakby
przebudzona z letargu zebrala wszystkie sily i stanela na drodze
wycofujacych sie smialkow. Skoordynowany atak elfow zamienil sie w
paniczny odwrot, a ciala tych, ktorym sie nie udalo wydostac na
poklad, uslaly podloge.
Averlandczyk upewnil sie, ze wsrod cial jest tez to, o ktore chodzi.
To jeszcze dwa... Oczywiscie atak, choc zakonczony tragicznie, nie
moglby w normalnych warunkach powstrzymac kolejnych prob. Zwlaszcza,
ze tlum na nabrzezu rosl z kazda chwila, a wsrod lowcow przygod
zaczely sie juz pojawiac rude ogony trzeciej zorganizowanej sily, na
ktora czekal agent. Oczywiscie grupy trzymaly sie osobno i bardzo
uwazaly, by nikt nie podejrzewal, ze maja jakies wspolne cele. O nie,
oni tu przypadkiem tak sobie przechodzili, a teraz przypadkiem razem
wejda obic te paskude na statku. A podzial skarbow jakos sie ustali,
moze nawet bez rozlewu krwi.
Drugi atak byl liczniejszy, dobrze zorganizowany i poczatkowo calkiem
skuteczny. Przynajmniej do momentu, gdy zza plecow przerzedzonej juz
zalogi szkunera wychynely nowe sily, wygladajace dziwnie znajomo...
Ot, niespodzianka - Averlandczyk usmiechnal sie ponuro. Zginac
podczas wyprawy to jedno, ale zginac walczac przeciw silom nekroman-
cji to znaczy zasilic szeregi wrogow! Potem bylo juz coraz gorzej.
Kolejne posilki z nabrzeza, kolejne ataki paniki, wampirzyca poja-
wiajaca sie znikad, by wbic szpony w atakujacych... Dzielni zbrojni
stajacy naprzeciw blademu ozywionemu cialu wlasnego komendanta, w do-
datku ubranego w ulubiona magiczna zbroje. Elfy padajace pod ciosami
magicznego oreza wlasnych poleglych towarzyszy, wkrotce powstajace by
zwrocic ostrze przeciw pozostalym przy zyciu. Szlachetnie urodzony
wojownik, ktory przywrocony do zycia moca Niesmiertelnych powrocil do
walki, by stanac oko w oko z samym soba - w kilku kopiach! I tak
przez dlugie kwadranse, po czym fala atakujacych powoli zaczela sie
wyczerpywac.
Agent Dozy juz dawno odhaczyl w notesie trzy ciala, ktorych potrzebo-
wal. Teraz tylko ostatni element planu: odplynac, odzyskac bizuterie,
a jako bonus - najwieksza kolekcje magicznej broni i zbroi, jaka
Averlandczyk widzial w zyciu. Wliczajac nawet magazyny tajnych sluzb
tileanskich. Wszystko, czego w tej chwili potrzebowal, to pustego
pokladu, by zrzucic cumy, oraz wampirzycy, bo bez niej zaloga moze go
nie posluchac. Akurat teraz nadobna Minerwa wyskoczyla posilic sie na
miescie, ale przed switem wroci. A tym niezdecydowanym niedobitkom na
pokladzie w koncu sie znudzi i zejda na lad... A jak nie, to jest
jeszcze plan B: wezwanie oplaconych agentow Chapelle, by oczyscili i
zapieczetowali gorny poklad pod pozorem kontroli celnej. I jeszcze
plan C i D... Tak czy inaczej, do rana mozna sie zdrzemnac.
----==== O ====----
...tylko piec minut do zniszczenia swiata!
Averlandczyk wyrwany ze snu czyms, co brzmialo mu w glowie jak ponury
dzwon, natychmiast oprzytomnial i wyjrzal przez szpary swego schro-
nienia. Do wschodu slonca brakowalo paru godzin, a na pokladzie nadal
podniecone grupy poszukiwaczy przygod probowaly sklecic cos na
ksztalt ogolnoswiatowej krucjaty. Ale i oni wlasnie zrozumieli, ze
juz za pozno.
Groza sytuacji nie od razu dotarla do agenta. W koncu to tylko koniec
swiata! Tyle, ze wampirzyca nie zdazy wrocic. Okret nie zdazy wyply-
nac na otwarte morze, a w porcie tez nie zostanie, bo sparciale cumy
zerwa sie przy pierwszych podmuchach burzy. Averlandczyk nie zdola
skompletowac lupu, zreszta watpliwe, by bez Minerwy ozywiona zaloga
oddala mu go dobrowolnie. Na plan B nie ma juz czasu, zreszta na nic
nie ma juz czasu!
Dwie minuty. Odlegle grzmoty i skrzyp takielunku pospieszaly do dzia-
lania. Poszukiwacze skarbow - glownie zreszta wlasnych, jak sie
okazalo - w koncu dali za wygrana i zaczeli schodzic z pokladu.
Averlandczyk szybko ocenil sytuacje i uznal, ze statek jest stracony.
Pozostaje wmieszac sie w tlum zawiedzionych obiezyswiatow i zejsc na
lad. A potem?... Gdy burza ucichnie, zaniesc raport Dozy, tlumaczac
sie sila wyzsza? Czy moze ktorys z planow na odlegle litery alfa-
betu?...
Pol minuty przed uderzeniem najwiekszej nawalnicy agent obserwowal
rozkolysane statki ukryty w bramie nieodleglego magazynu. Nagle na
tle chyboczacych sie na wietrze latarni przemknal cien wielkiego
nietoperza, a chwile pozniej szkuner targniety przez silniejszy
podmuch zaczal oddalac sie od brzegu. I wowczas, w ostatnich sekun-
dach, Averlandczyk zrozumial, ze nie ma szans wytlumaczyc sie z pora-
zki, bo to on zawiodl. Przeciez caly czas ma przy sobie zaklecia,
ktore mialy odeslac wampirzyce z powrotem do grobu! To znaczy, ze
szkuner powroci i bedzie nekal wybrzeza calego swiata, rowniez tile-
anskie, juz zawsze... Bo magia zawarta w pergaminach nie przetrwa tej
burzy.
Czyli pozostal plan Z.
----==== O ====----
- Wasze Wysokopriewoschoditielstwo, wiecie juz, kim jestem?
- Otrzymalem papiery z Centrali. Imponujacy dorobek. Mam do was mowic
Otto, czy moze Maksym?
- Wsiewolod, jesli laska. Mieliscie okazje zajrzec do raportu z osta-
tniego zadania?
- Gratuluje udanej akcji. Zadac wrogom tyle strat w sile zywej i
sprzecie, w dodatku za cudze pieniadze! Na pewno chcecie sie wycofac?
Naturalnie rozumiem, puklowniku, zasluzyliscie na odpoczynek. Ojczy-
zna czeka, i rodzina... Slyszalem, ze macie malego synka?
- O tak, bardzo tesknie za rodzina. Zony nie widzialem juz kilkanas-
cie lat. Sluzba u Dozy byla, jesli wolno mi ocenic, bardzo uzyteczna
dla naszej sprawy, ale nie powinienem juz tam wracac.
- Wsiewolodzie Wladimirowiczu, lepiej bym tego nie ujal. Oczywiscie
odesle Was pierwszym statkiem. A nie bedziecie tesknic za tileanska
kuchnia?
- Wole nasza! - odpowiedzial Wedrowiec z przekonaniem. W koncu klam-
stwem zajmowal sie zawodowo.
. ,_, ,_, .
. (o,o) Relacje naocznych swiadkow spisal (o,o) .
|./)_) Giacomo Boccanegra di Chivasso (_(\.|
| " " " " |
o-----------------------------------------------------------------------------o
pr strone 8
Zatytulowano: Spolka Handlowa Blekitne Wagi
o-----------------------------------------------------------------------------o
| / \--..____ |
| \ \ \-----,,,.. |
| \ \ \ \--,,.. |
| \ \ \ \ ,' |
| \ \ \ \ ``.. |
| \ \ \ \-'' |
. \ \ \__,,--''' .
. \ \ \. .
\ \ ,/
\ \__..-
___ __ __ __ ___ ____ _ _ __ __ __ __ ______ ___ ____
// \\ ||\ || || // // \\// || || || // | || | // \\ | \\
(( )) ||\\|| || (( // )/ || || ||< \ '.
: '-./ '._/ |: L-._'^.
| |
| |
: _, .^. ,_ :
. )\'/|\'/( .
.&\_._._.'.#_-*-_#.'._._._/&.
'v_______$.' l_l '.$_______v'
I _.' '._ I
O '-: B :-' O
I -.^ W ^.- I
O '/i_i\' O
.I. : : .I.
: : | | : :
/._.\ : : /._.\
/ \ | | / \
C'-------'D : : C'-------'D
"-.___.-" | | "-.___.-"
: :
_.'._.'._
'-.__ __.-'
'
PODROZNIKU!
Chcesz zarobic kilka koron na treningi? Brakuje Ci druzyny,
by skutecznie pocwiczyc? Chcesz zwiedzac niebezpieczne
samotnym podroznikom miejsca?
. .
: --~=#=~-- :
' '
Spolka handlowa Blekitne Wagi oglasza juz druga, otwarta
rekrutacje na stanowiska Pomocnikow:
- handlarz
- trapper
- zbrojny
Poszukujemy mlodych, niezwiazanych z zadna organizacja
oraz nie posiadajacych otwartych wrogow poszukiwaczy przygod.
Wymogiem jest, by kandydaci nie mieli zatargow z prawem!
. .
: --~=#=~-- :
' '
~ Chcesz sie rozwijac, ale nie martwic sie o polityke?
~ Chcesz znalezc druzyne, z ktora pokonasz wieksze bestie?
~ Chcesz pielegnowac swoje umiejetnosci miekkie podczas
wielu nowych rozmow handlowych?
Nie wahaj sie, aplikuj listownie juz dzisiaj!
Bede oczekiwal Waszego listu.
Kriegswald Kreutzfeldt
Kupiec Blekitnych Wag
. ._ .
: .."'-.'-. :
' .' '.: '
' (| K K |.' '
: ''. .': :
: '-'-.-'-' :
| -._ |
'-._,-' '. .-._ .': .____.'
I_/ './ '/'._ . _.-'
'---.'|_.'._./'._ .'
'._ _|
'|
+===================================================================+
Jest jeszcze wiele frakcji do opisania, ale to wam dajemy wplyw na to
ktora z nich zostanie opisana w nastepnym wydaniu Periodicusa - w tym
celu slijcie listy z waszymi propozycjami do Red. Tuny (rowniez jesli
sami jestescie ich zwierzchnikami badz czlonkami i macie ochote na
promocje), a na ich podstawie wybierzemy kolejna frakcje, zabiegajac
o jej prezentacje - jesli wyraza swa zgode na to jej przedstawiciele!
Jezeli wybierzecie frakcje juz opisana na lamach Periodicusa, wyslemy
Wam artykul jej poswiecony.
A oto znana nam ich lista:
*---------------------------------------*
* Brac Proszalnych Dziadow
* Bractwo Blednych Rycerzy
* Bractwo Redanskich Rycerzy
* Braterstwo Kamiennych Nosow
* Grupa Mlode Wilki
* Grupa Zarzniety Troll
* Hanza Zbojeckich Szczurow
* Klub Gruba Ryba
* Kompania Jorgena
* Kompania Kupiecka Tarcza
* Krag Intelektualnych Glow
* Krag Uczonych Elfow
* Liga Stepowych Drakkarow
* Organizacja Novigradzki Diament
* Organizacja Tileanskie Slonce
* Przymierze Ciastkowych Potworow
* Przymierze Bialego Wilka
* Przymierze Dobrych Bostw
* Przymierze Sinej Perly
* Przymierze Szarego Pledu
* Spolka Handlowa Blekitne Wagi
* Spolka Handlowa Najlepsze Wynalazki
* Spolka Handlowa Stary Wilk
* Spolka Handlowa Tileanska Oliwa
* Szajka Nieoclonych Dloni
* Trupa Trupi Trup
*---------------------------------------*
Jakas przegapilismy? Albo ktoras juz nie istnieje?
Napiszcie bysmy poprawili wykaz w kolejnych wydaniach.
. ,_, Dzisiejszy odcinek cyklu opracowala ,_, .
. (o,o) (o,o) .
|./)_) R e d . N o k t a r i a (_(\.|
| " " " " |
o-----------------------------------------------------------------------------o
pr strone 9
Zatytulowano: Karczmy Swiata
o--------------------------------------------------------------------------o
| |
| ____.........__H_ |
| __/VVVV|VVVVVVV|VVVV\ |
| _ ()/VV|:II:|II:::II|:II:|_ _ _ |
| |-(()|--|:II:|II:A:II|:II:|-|-|-| |
. `'.'"^ ^` "^ "^|"|^'"' `^`-.^~' .
. _ __ ___ __ ____ _ _ .
| |_/ / /\ | |_) / /` / / | |\/| \ \_/
|_| \ /_/--\ |_| \ \_\_, /_/_ |_| | |_|
__ _ _ __ _____ __
( (` \ \ /| | / /\ | | / /\
_)_) \_\/\/ |_| /_/--\ |_| /_/--\
POD ZLAMANYM OSKARDEM
W tym odcinku cyklu zawitamy w miejsce dosc nietypowe w porownaniu do
zazwyczaj opisywanych tu przybytkow. Bez nadmiernego przeciagania, na
wstepie zdradze ze chodzi o 'Pod Zlamanym Oskardem', ktore to miejsce
przez niektorych bywa nawet nazywane 'Karczma'. Ale by moc sobie choc
wyobrazic o czym bedziemy traktowac w tym odcinku, nalezy wpierw
zarysowac szerszy kontekst, w ktorym 'Pod Zlamanym Oskardem' sie
znajduje. Bo przybytek ten jest nieodzownym wytworem swego polozenia,
historii i osob, ktore w miejscu tym przebywaja. Taka gospoda mogla
powstac tylko tutaj. I tutaj nie mogla powstac zadna inna.
Zagladnijmy zatem w pierwszej kolejnosci w najblizsze otoczenie
naszego przybytku. Jestesmy na skraju Gor Czarnych. Na szlaku laczacym
Pustkowia z Averlandem, niedaleko na poludnie od Blekitnej Wstegi,
znajdujemy stara, krasnoludzka Osade Gornicza. Osada powstala w tym
miejscu, poniewaz pionowa skala, ktora nad nia goruje zawierala zloza
kopalne. Nigdy nie odkryto tu zadnych zloz bardzo bogatych. Nigdy nie
wykopano zadnego szlachetnego metalu ni kamienia. W najlepszym wypadku
mozna bylo wydobyc tu rude zelaza.
W wiekszosci przypadkow wegiel. A i to tylko w najglebszych i
najbardziej niezbezpiecznych pokladach lokalnej sztolni. Ale najwiecej
zawsze bylo tu gruzu. Z powodu istnienia tej kopalni do Osady
przybywali co raz to nowi, glownie krasnoluddzcy gornicy, ktorzy Osade
utworzyli. A z powodu niezbyt zasobnych zloz owej kopalni, Osada byla
skromna, zeby nie powiedziec nedzna.
Prozno tu szukac reprezentacyjnych miejsc, deptakow czy choc siedziby
osob majacych w Osadzie wladanie. Brak skwerow, zieleni czy zwyklych
lawek. To co mijamy na kazdym kroku to kolejne rzedy drewnianych
barakow. Wzdluz kolejnych ubitych, gruntowych i blotnistych uliczek,
kolejne i kolejne baraki. Gdy sie im przyjrzec, zawsze podobne.
Drewniane baraki sluza mieszkancom osady za schronienie w czasie, gdy
nie sa zajeci ciezka praca w kopalni. Szopy niedbale zbite z
nieheblowanych desek nie wygladaja zbyt ciekawie. Jednak mimo to
zapewne spelniaja dosc dobrze swe zadanie. Czesc z barakow wykonana
ze zwyklych desek, czesc z ociosanych bali.
Na pewno nie jest to szczyt mozliwosci krasnoludzkich budowniczych,
ale widocznie ich mieszkancy nie widzieli sensu budowac tu nic
trwalszego, a co wazniejsze - kosztowniejszego.
I tak, jak tutejsza kopalnia nie pozwalala dorobic sie wiekszych
pieniedzy, a tutejsza osada wraz z poziomem kosztownosci jej zabudowy
jest odwzorowaniem miernego potencjalu samych zloz, tako i przybysze
w osadzie zamieszkali, poziomem swoich aspiracji i dazen dostosowani
sa zarowno do charakteru kopalni, jak i specyfiki osady. Zazwyczaj to
beda krasnoludzcy gornicy, pojawiajacy sie tu przelotem. Ktorzy bez
obietnicy mozliwosci zdobycia chocby niewielkiego majatku, beda stad
uciekac w poszukiwaniu lepszej szansy. Czesc z nich utknie w tym
marazmie, ktory oferuje za malo zeby zyc, ale za duzo zeby skonac.
I oni, jak te baraki, ktore mialy byc zbite byle jak i tylko na
chwile, zostana w tej bylejakosci na lata cale stajac sie fundamentem
i budulcem na ktorym Osada stoi. Niektorzy zas mieszkancy to wygnancy.
Uciekinierzy szukajacy w tym zapadlym miejscu azylu i schronienia
przed swiatem zewnetrznym, lub soba samym.
Chcialo by sie powiedziec, ze jedyne co przelamuje ten monotonny
schemat, to gorujaca nad osada skala, w ktorej wydrazono kopalniane
chodniki. Barak pelniacy jednoczesnie funkcje sklepu oraz skupu
wydobytego urobku. Otaczajaca osade obronna palisada. Oraz przedmiot
dzisiejszych odwiedzin: 'Pod Zlamanym Oskardem'. Jednak nic z tego
nie bylo by prawda. A Karczma 'Pod Zlamanym Oskardem' jest nieodzowna
cora tego miejsca, tych mieszkancow, tej kopalni i tych barakow.
I inna byc nie moze.
Zasadniczo, pierwsze co sie jednak rzuca w oczy to fakt, ze nasza
'Karczma' barakiem wcale nie jest. Na pierwszy rzut oka mamy do
czynienia z jaskinia. Lecz chwilowy oglad okolicy od razu i bez
watpienia pokazuje, ze znajdujesz sie przed wejsciem do karczmy.
Dobitnie swiadcza o tym fakcie dzikie okrzyki dochodzace z groty
skalnej, umiejscowionej na poludnie od ciebie. Bez watpienia gornicy
znajduja tam zasluzony odpoczynek po harowce w kopalni. Skala, w
ktorej wykuta jest jaskinia karczmy pnie sie wysoko i niemal pionowo
w gore.
Fakt, ze szyldu tu na zwenatrz zadnego nie uswiadczymy i jezeli komus
same dobiegajace z wnetrza odglosy i zapachy by nie wystarczyly, zeby
bez watpienia uznac, ze stoi przed lokalna karczma, to wystarczy przed
nia chwile poczekac, by byc swiadkiem jak z jej wnetrza dochodza cie
odglosy bojki i po chwili na ulice wypada, padajac twarza na ziemie
jakis krasnolud. Nie przejmujac sie tym zbytnio, puszcza soczysta
wiazanke w kierunku karczmy i spluwajac na drzwi odchodzi w tylko
sobie znanym kierunku. Nie jest to zdrzenie ani rzadkie ani budzace
zainteresowanie. A jak komu malo, to niech poczeka do zmierzchu. Gdy
przed karczma stanac, to nawet noca dochodza cie odglosy hucznej
zabawy. Nie ma zadnej watpliwosci. Wykuta w skale jaskinia sluzy
miejscowym gornikom jako karczma. Z jej wnetrza dochodza cie odglosy
swiadczace o tym, ze humor dopisuje jej bywalcom. Choralne spiewy i
glosne salwy smiechu sprawiaja, ze masz ochote wejsc do srodka i
przylaczyc sie do hulanki.
Przy czym uwaga. To co uchodzi za hulanke w tawernach Krainy
Zgromadzenia, Bretonii, tileankich portach czy innych znanych
miejscach swiata, tutaj moze wychodzic poza wyobrazenie. Karczme
slychac z naprawde odleglych zakatkow osady, a nawet stojac przed
samym wejsciem do kopalni, pomimo loskotu i dudnienia pochadzacego ze
sztolni, niejednokrotnie odglosy wydobycia w kopalni nie sa w stanie
zagluszyc Karczmy i z zachodu dobiegaja cie pijackie spiewy.
O obecnosci Karczmy w tym miejscu nie swiadcza jedynie zapite
krasnoludy, ani pijackie okrzyki, ani bijatyki. Nie tak rzadko od
tubylcow da sie wyczuc jej zapachy. W szczegolnosci zapach baraniny.
O czym pozniej.
Jedno jest pewne. Jezeli kiedys napadliby was zbojcy, lub dopadla
choroba i pozbawilo by Was to przytomnosci, ockneli byscie sie w
zbitym z nieheblowanych desek baraku. Po wyjsciu na zewnatrz okazalo
by sie, ze jestescie na blotnistej ulicy pelnej podobnych barakow, a
mijajacy was krasnolud wyraznie by zalatywal baranina, to mozecie
miec pewnosc. Znalezliscie sie w naszej Osadzie Gorniczej i wlasnie
minal Was klient wracajacy z 'Pod Zlamanym Oskardem'.
Ale czas najwyzszy by wejsc do srodka.
Nasza jaskinia, bedaca Karczma jest dwuizbowa. Polozone bardziej w
glab skaly pomieszczenie sluzy jako pokoj sypialny dla podroznych i
nowo przybylych gornikow. Lokalni mowia na to pomieszczenie 'Pokoj w
karczmie'. Jestes w duzej sali, przeznaczonej dla podroznych,
chcacych spedzic w osadzie noc. Nie ma tu zbyt wiele miejsca,
wiekszosc sali zajeta jest przez poslania i derki rozlozone wprost na
golej ziemi. No coz, luksusow tu nie ma, ale zawsze to lepiej niz
nocowac na dworze. Z drugiej strony, bedac w takim miejscu nikt sie
specjalnie luksusow nie spodziewa. Jednak jesli przyszlo nam tu z
jakiegos powodu zanocowac, to trzeba miec na uwadze poziom lokalu.
W najwiekszym skrocie poslania nie sa najczystsze. Widac, ze byly
wielokrotnie uzywane.
Do 'Pokoju w karczmie' bezposrednio przylega pomieszczenie wydrazone
plycej. Jest to glowna sala, jesli mozna uzyc takiego okreslenia.
Samo wlasciwe serce czyli Karczma 'Pod Zlamanym Oskardem'.
Zazwyczaj przy duzym stole siedza krasnoludy - stali bywalcy.
I obowiazkowo spotkamy tu rumianego barylkowatego krasnoluda. Jest to
Dharid Haragranson, karczmarz. Tez krasnolud.
I wreszcie samo sedno. Tak wlasnie wyglada w szczegolach cel naszych
dzisiejszych odwiedzin:
Miejsce w ktorym sie znajdujesz dumnie nazywane jest karczma. Na
pierwszy rzut oka jednak widac, ze to nic innego jak standardowa
krasnoludzka mordownia. Opary alkoholu sprawiaja, ze w pomieszczeniu
jest goraco niezaleznie od pory dnia czy roku. Nad kontuarem wisi
tabliczka ze spisem dostepnych trunkow i dan. Na jednej ze scian
zauwazasz stylizowana kamienna glowe ogra umocowana dosc nisko nad
ziemia. Niskie drzwi w poludniowej scianie prowadza do sali, w ktorej
podroznicy, odwiedzajacy osade moga spedzic noc. Za kontuarem uwija
sie wlasciciel tego przybytku.
W najogolniejszym skrocie, w Menu Karczmy znajdziemy alkohol i mieso.
Nie ma tu nic ponad to. I choc tak sformulowane stwierdzenie moze
dotyczyc rowniez wykwintnych lokali zakladanaych przy kupieckich
faktoriach, tako w naszym wypadku jak zwykle 'Duch Osady' krazyl nad
Menu. Gdyz w efekcie, w szczegolach mamy tu dokladnie dwa rodzaje
alkoholu oraz literalnie jeden rodzaj miesa.
Czytajac Menu mamy spisane:
Karczma 'Pod zlamanym oskardem' poleca :
Baranina : 30 miedziakow.
Krasnoludzka gorzalka : 40 miedziakow.
Jasne piwo : 30 miedziakow.
Jezeli kazda z tych pozycji opiszemy trojkatem: cena - jakosc -
wielkosc porcji, to pozycje alkoholwe zdecydowanie nie wybijaja sie
na zadnym polu. Mamy przecietne ceny, za niewielkie porcje, calkiem
podlego alkoholu. Co sie zas tyczy dania miesnego, na pierwszy rzut
oka widac, ze serwowane porcje sa nad wyraz duze i obfite. Czy przy
tej jakosci jest to akurat atut, to pozostawie ocenie odwaznym
czytelnikom, ktorzy zechca tu zawitac. Pewne jest, ze nawet gdy kogos
dopadnie w kopalni zawal i tak przylozy skalami po lbie, ze od
nieprzytomnosci dlugiej do krain zaswiatow posle, to jak potem
wyglodnialym sie w karczmie stawimy w stanie bardzo glodnym, to
wystarcza trzy porcje by nie moc w siebie wcisnac juz ani odrobinki
wiecej jedzenia.
W naszej Karczmie znajdziemy jednak osobliwosc ktorej nie uswiadczymy
w absolutnie zadnym innym miejscu. Oprocz Menu i wykonanego z
polerowanego drewna debu kontuaru nie rzuci sie w oczy nic tak bardzo
jak umieszczona na jednej ze scian, stylizowana, kamienna glowa ogra,
umocowana dosc nisko nad ziemia. Patrzac na nia nie masz pojecia, kto
i po co umiescil w krasnoludzkiej karczmie glowe ogra na scianie.
Glowa wydaje sie byc wykonana z kamieni i przedstawia rozdziawiona
radosnie gebe jakiegos przedstawiciela ogrzej rasy. Zalatuje od niej
niezbyt przyjemna wonia, ale nie masz pewnosci czym dokladnie.
Po chwili dopiero olsniewa cie mysl, ze glowa ta sluzy krasnoludom tu
przebywajacym za miejsce oddawania moczu.
Szczerze przyznam, ze nie spotkalem nigdy, w zadnym innym wypadku, by
w publicznie dostepnym miejscu, w samym sercu jakiejkolwiek Karczmy,
na jej glownej sali biesiadnej umieszczono otwarcie eksponowany i
czynny pisuar! Nie tylko czynny, ale i regularnie uzywany przez
klientele. Do tego ustawiony tak, by mozna bylo organizowac zawody w
jego uzytkowaniu na odleglosc!
W ogole zauwazylem, ze tubylcy ostroznie podchodza do nowych
przybyszow w osadzie. I pisuar owy stanowi dosc wazny punkt na drodze
nowego przybysza do zdobycia akceptacji wsrod tutejszych. Korzystanie
z niego jest wrecz aktem oczekiwanym. Jak gdyby publiczne staniecie
do zawodow stanowilo potwierdzenie aktu pelnoprawnego zamieszkania w
Osadzie w ocenie tutejszych. Dlatego z owym pisuarem wiaze sie
ostatnia kwestia, ktora chcialem poruszyc.
Klientele karczmy stanowia zazwyczaj Krasnoludy. I w zasadzie na
prozno szukac tu jakiejkolwiek osoby plci zenskiej. I wlasnie o dziwo,
raz jeden jedyny widzialem tu przechodzaca kobiete! Bo zasadniczo tu
spotkamy glownie mezczyzn. Ten jeden, jedyny raz kiedy odnotowalem
obecnosc plci zenskiej w Karczmie mial miejsce wlasnie podczas
korzystania z 'paszczy ogra'. Wlasciwie wyglada to tak, jakby kobieta
owa czekala na komende by sie pojawic, podczas gdy jakis nowicjusz
staje w szranki w dyscyplinie uzywania pisuaru na odleglosc.
W praktyce wyglada to dokladnie tak:
'Chcesz nasikac do paszczy ogra. Stajesz w rozkroku i bez pospiechu
rozpinasz spodnie. Sprezasz sie w sobie i wykorzystujac swa praktyke
w tej kwestii starasz sie trafic swoimi szczynami do radosnie
rozdziawionej geby ogra wiszacej na scianie. Z blogim wyrazem twarzy
zaczynasz oddawac mocz do glowy ogra, gdy nagle twoja uwage przyciaga
przechodzaca dziewka sluzebna. Zerka ona na ciebie ciekawie i zaczyna
nagle chichotac. Zdezorientowany spogladasz na siebie i stwierdzasz,
ze trafiles wszedzie, ale nie do paszczy ogra.'
Prawdziwi mistrzowie w tej dosc osobliwej i malo estetycznej
dyscyplinie nie dadza sie zdekoncentrowac nikomu i niczemu, by nie
uronic ani kropli poza obrany cel. Nawet dziewce, ktora pojawia sie
jakby byla specjalnie do tego celu zawezawana do karczmy.
Oto 'Karczma Pod Zlamanym Oskardem' w calej odslonie. Najbardziej
zapadla, znana mi mordownia Starego Swiata. Po ciezkim dniu pracy w
zubozalej kopalni wypelniaja ja okrzyki, spiewy, hulanki, burdy,
zawody w bekaniu, pluciu i sikaniu, ciagle narzekanie na sztygara i
picie na umor. Wszystko to co chwile przemieniajace sie w regularne
mordobicia.
Na koniec wspomne tylko, co moge potwerdzic jako doswiadczony gornik,
ze w Kopalni tutejszej ostatnimi czasy Krasnoludy odkryly nowe,
bardziej zasobne niz do tej pory zloza wegla. Do tego zlokalizowane
dosc plytko. Pomimo ze kopalnia tutejsza nadal pozostaje jedna z
najbardziej niebezpiecznych czynnych sztolni, to dzieki temu odkryciu
sa szanse na choc troche bardziej przyzwoity dochod z eksploatacji.
Czy i w jaki stopniu te odkrycie zmieni charakter osady, mieszkancow
i samej Karczmy - nie wiem. Osobiscie, na ile znam Krasnoludy, na ile
poznalem krasnoludzkich gornikow, obstawiam ze nadal pozostanie to
krasnoludzka mordownia, choc moze z nowym, drugim rodzajem miesa w
Menu.
Podczas wielotygodniowych badan najglebszych i najdalszych zakamarkow
tutejszej kopalni na potrzeby prac Wydzialu Gorniczo - Maszynowego
przy Stowarzyszeniu Gnomich Wynalazcow, obaczyl, skosztowal i opisal
. ,_, ,_, .
. (o,o) Zumberto von Habenix (o,o) .
|./)_) (_(\.|
| " " " " |
o-----------------------------------------------------------------------------o
pr strone 10
Zatytulowano: Gotuj z elfem - przyprawy
o-----------------------------------------------------------------------------o
| . . |
| |
| . _\/_ . |
| /\ |
. . . .
. . .
. . -:- . . .
.'.:,'. . . . ' . . \ | / .
.'.:.'. ._. ! ._. \ .__\:/__.
',:.' ._\!/_. .':'. . ' .
,' . ! . ,., . .:.
, . ._!_. . ',
, . :
, ,
jqs ,-. . .
/ | o | ,-
| -. ,-. |- . . , ,-, ,-. | | ,-. :-.-.
\ | | | | | | | / |-' | |- |-' | | |
'-' '-' '-' '-' | '-' '-' ' | '-' ' ' '
-' -'
"A CO JA MAM W OGOLE W KUCHNI?"
I oto witam Was, drodzy czytelnicy, u progu kolejnego okresu
rozpoczetego i zakonczonego wspolnym piciem szampana. Minione dni byly
pelne przygod, zawodow i szczescia, emocji wszelakich a takze wyborow
ktorych konsekwencje bedziemy jeszcze pewnie ponosic.
--= =--
Tymczasem, niejako podpartujac Was jak gotujecie, zebralem mala garsc
przemyslen by rozwiac troche watpliwosci, i dac Wam, szczegolnie
poczatkujacym, kilka wskazowek i odpowiedzi na jakze czesto pojawiajace
sie pytanie, nieraz ozdobione inwektywami, prawie niesmiertelne
"czym ja to doprawie"? A przy okazji zaproponuje Wam zestaw
przypraw ktore oprocz soli kazdy w kuchni swojej miec powinien.
* Bazylia
Bazylie przewaznie wiekszosc skojarzy z serem i pomidorem, poniekad
slusznie. Stosuje sie ja, tak suszona jak i swieza, do doprawiania
wszelkich potraw zawierajacych sery, takich jak pizza czy lasagne.
Liscie idealnie nadaja sie do kanapek, gdzie nie tylko przyozdobia ale
i dadza aromat. Szczypta bazylii suszonej oraz maly lisc swiezej
nadadza zupie pomidorowej egzotycznego polotu. Polecana do domowego
zielnika i hodowli szczegolnie ze wzgledu na dostep do swiezych lisci.
* Chili
W zaleznosci od pochodzenia spotkamy sie z chili ostrzejszym i
slabszym. W smaku jak papryka, jednak znacznie ostrzejsza od niej.
Ususzona i sproszkowana bedzie dodatkiem do mies wszelakich,
szczegolnie gulaszy i stekow. Takze moze byc skladnikiem
rozgrzewajacych mieszanek przyprawowych do kaw i herbat. Swieza
znajdzie zastosowanie tak przy gulaszach jak i na kanapkach, ktorym
nada troche ostrosci. Latwa w hodowli w warunkach domowych, jak
wszystkie papryki. W ramach ciekawostki: wywar ze swiezej papryczki
chili w ilosci kilku kropli dodany do soku z ananasa skatalizuje
zrobienie z tegoz galaterki, co normalnie by sie nie udalo.
* Cynamon
Przyprawa iscie korzenna, bardzo aromatyczna, wiekszosc z Was
skojarzy ja z jablkiem czy piernikami. Oto cynamonem doprawimy tak
szarlotke, jak i ciasto na nalesniki czy omlet jesli zamierzamy podac z
dzemem czy owocami. Dodatek szczypty cynamonu ubogaci smak biszkopta,
opisanego w pierwszej czesci cyklu. Takze czy sam czy wespol z innymi
przyprawami stanowi dodatek do kaw i herbat, a takze win w czasie
fermentacji, grzancow z winnych i piwnych. Cynamon zakupimy w formie
sproszkowanej, oraz w postaci lasek ususzonej kory do zmielenia
samodzielnego.
* Czosnek
Znienawidzony przez jednych a przez innych uwielbiany, podobniez z
leczniczymi wlasciwosciami, czosnek stanowi jedna z podstaw sosow
opartych o pomidory, czyli sosow do lasagne czy pizzy, oraz do
makaronow. Idealnie skomponuje sie z pomidorami, pieczarkami, a takze
nada miesom nieco polotu, zwlaszcza przy pieczeniach.
* Estragon
Przyprawa o mocnym smaku, w bardzo niewielkich ilosciach stosowana w
mieszankach roznych. Estragon w ilosci przesadzonej zagluszy zupelnie
aromaty innych przypraw, dlatego nalezy z nim mocno uwazac. Zastosujemy
go do doprawienia ryb, wieprzowiny, cieleciny, dziczyzny, drobiu, a
takze ziemniakow, pomidorow i serow. Liscie posiekane beda idealne w
salatkach.
* Gozdziki
Niewielkie maczugi ciemnobrazowego lub czarnego koloru to nic innego
jak nieotwarte niedojrzale paczki kwiatu egzotycznego drzewa, ktore
zasuszono. Charakterystyczny aromat gozdzikow zdecydowanie poskresla
smak grzancow winnych czy piwnych, nadaja sie samodzielnie lub w
kombinacji jako dodatek do kaw i herbat. Jako ciekawostke mozemy nabic
gozdzikami dziczyzne przed pieczeniem. Polecam nie przesadzac z
gozdzikami, juz jeden czy dwa nadadza silny aromat grzancowi.
Pojedyncze sztuki mozna dodawac do win domowych by fermentowaly razem z
zacierem.
* Kardamon
Ta przyprawe czesc z Was moze znac malo albo i wcale. Tym bardziej
zdziwi was to ze historycznie uzywano jej do higieny jamy ustnej zujac
nasiona, albo tez jako glowny skladnik perfum. W handlu dostaniemy
najczesciej kardamon juz sproszkowany, ale wytrwali dostana w swoje
rece nasiona do samodzielnego zmielenia. Charakterystyczny ostrawy
zapach w polaczeniu z cieplym smakiem wpasowuje sie w dania z miesa
czerwonego, rzadziej z ryb. Kardamon idealnie pasuje do kawy i herbaty,
nadajac im lekko drapiacy posmak.
* Oregano
Tej przyprawy nie trzeba chyba specjalnie przedstawiac.
Charakterystyczny dla niej cieply aromat znany jest milosnikom dan z
sosami pomidorowymi, w szczegolnosci pizzy, lasagne, czy spaghetti.
Dostepne w postaci ususzonej posiekanej liscie znakomicie skomponuja
sie takze z mozarella i pomidorami jako takimi. Spora czesc z Was moze
kojarzyc oregano z roznorakimi tostami, szczegolnie zawierajacymi zolte
sery.
* Pieprz
Ktoz nie kichnal nigdy oprozniajac mlynek czy mozdzierz. Ostry,
drazniacy zmak i zapach pieprzu znane sa wszystkim ktorzy choc raz w
zyciu jedli rosol czy niesmiertelna zupe pomidorowa, czy jajo na
twardo. Mozemy w handlu dostac pieprz w postaci ziarenek (a wlasciwie
jagod ususzonych), lub zmielonej. Baczcie prosze na dwie rzeczy: swiezo
zmielony pieprz bedzie mial bogatszy aromat niz zmielony i przechowany,
a takze na to ze pod wplywem temperatury pieprz traci swoj bukiet. Stad
dla uzyskania najlepszego efektu idealnie jest zmielic go pod koniec
gotowania.
--= =--
Spragnionych zas przepisow jako takich pragne w pierwszych dniach
nowej ery zaspokoic wzglednie prostym przepisem na dobrze niektorym
znana pizze, a konkretnie na jej ciasto, ktore dalej sami okrasicie
indywidualnymi kombinacjami, od prostych jak zwykly zestaw roznych
serow, przez kontrowersyjne jak szynka i ananas, az po wyszukane
zawierajace kombinacje papryk, pomidorow, tunczyka i sera.
Zatem skompletujmy na dwa placki:
- drozdze swieze, 25 gramow,
- ciepla woda (nie wrzaca), okolo pol szklanki,
- cukier, pol lyzeczki,
- maka pszenna, cwierc kilograma,
- sol, jedna lyzeczka,
- oliwa, jedna lyzka,
- szczypta oregano (opcjonalnie).
Do naszej cieplej wody dajemy drozdze i lyzke maki, rozdrabniamy
wszystko i miedzamy dokladnie, dodajac tez i cukier. Powstaly amalgamat
pozostawiamy na okolo kwadrans w czasie ktorego winien urosnac.
Przesiewamy przez sitko make do miski lub tez na stolnice, na srodku
robimy wglebienie w ktore wlewamy drozdze. Zagarniajac ku srodkowi make
z zewnatrz calosc mieszamy, dodajemy oliwe, i ugniatamy kilka minut az
bedzie miec jednolita gladkosc. W tej postaci pozostawiamy w misce
przykrytej scierka na okolo godzine.
Teraz nalezy nam piec nagrzac najbardziej jak sie da, ciasto
wyciagamy z misy i zagniatamy w dwie pilki. Kazda wygniatamy na plasko
az ksztalt placka dobrze znany przybierze z brzegiem grubszym. Wytrwali
moga pokusic sie o zawiniecie w brzegu sera zoltego.
Placek zas pokrywamy sosem pomidorowym, i innymi wedle upodobania
skladnikami. Chowamy do pieca na dziesiec minut, kontrolujemy by sie
nie przypalilo i oceniamy czy mozna dodac jeszcze dwie minuty zerkajac
jak ciasto sie zarumienilo.
Po wyjeciu kroimy promieniscie na osiem czesci. Potrawa szczegolnie
polecana na roznorakie spotkania towarzyskie.
--= =--
Tak oto konczymy pierwsze w tym roku wydanie. Zas ja tradycyjnie
zachecam do eksperymentowania w kuchni i dzielenia sie przemysleniami
na temat laczenia smakow ze soba. Zycze Wam wszelkiej pomyslnosci i
spelnienia marzen.
Tradycyjnie zyczac wam smacznego,
. ,_, ,_, .
. (o,o) --Nahaan aen Dol Blathanna (o,o) .
|./)_) (_(\.|
| " " " " |
o-----------------------------------------------------------------------------o