Dziady, Religie, Gotowanie, Wywiad z Istrid, Zagadki, Blekitne Wagi, Karczmy
ob pismo Rzucasz okiem na pierwsza strone pisma... o-----------------------------------------------------------------------------o | Data wydania: piaty dzien pory Feainn | | | | | | /)_(\ | | ______( 0 0 )______ | | /_/_/_/\` ' `/\_\_\_\ | | )'_'( | | ____.""_"".____ | | P E R I O D I C U S | | | . . . . Periodicus powraca i wita swoich Czytelnikow! Ilez to czasu, wody w rzekach i pokolen podroznikow minelo od poprzedniego wydania Periodicusa! Wolimy nie liczyc, nawet jesli gnomia czesc Redakcji nie moze sie powstrzymac! Wierzymy, ze to wystarczajacy czas by niejedno pozmienialo sie w Redakcji, zyciu naszych Czytelnikow, jak i w dziejach swiata, co sie zreszta dobrze sklada gdyz ze sprawozdawczym obowiazkiem podazamy za tymi ostatnimi. Ale po kolei! Na dobry ale i straszny poczatek powita Was Redaktor Alicia w swym sprawozdaniu z niedawno zakonczonych Dziadow, wraz z wypowiedziami znalezionych przez nia dawnych oraz obecnych bohaterow tych wydarzen - jest wiec okazja by z ciarkami na plecach powrocic wspomnieniami do tego nielatwego do zignorowania czasu, kiedy to na naszych traktach i ulicach dominowali niespokojni umarli. Nowa Redaktor Periodicusa, Zoe, przypomni wam glosny w swoim czasie konkurs, wciaz sie niezmiennie sniacy milosnikom wedkarstwa - wsrod wymiarow i masy zwycieskich okazow i wyplaconych nagrod znajdziecie tam rowniez wywiad z organizatorem tego konkursu i nadzieje na kolejne zarobki. W "Rozkladowce" dzis zaprezentuje sie Wam osobistosc nietuzinkowa, niezmiennie lubiana, szeroko znana i powazana Inzynier, Redaktor i Lektor Lingnomu: Istrid Fiorsdatter - polecamy nie tylko jej wielbicielom, uczniom i kontrahentom, ale wszystkim Czytelnikom! Redaktor Nazira wezmie Was w podroz po "Religiach Swiata", Redaktor Nahaan po pelnym aromatow przypraw swiecie kuchni, zas na szlaku "Karczm Swiata" wyjatkowo i goscinnie swoj kunszt pisarski zaprezentuje, specjalnie dla Periodicusa, Inzynier Zumberto von Habenix z SGW. Redaktor Sufjan wysle Wam list o dwoch gatunkach najprzednieyszych, pelen fachowych porad dotyczacych materialow do wyrobu luku, przyblizajacy arkana tej sztuki i piekno tej broni. I wreszcie, z satysfakcja i duma oglaszamy powrot "Zagadek Tileanskich", autorstwa Redaktora Chivasso i calkowicie nowy cykl "Oni czyli kto", w ktorym Redaktor Noktaria przyblizy wybrane nowozalozone kluby, frakcje i stronnictwa: dzis Spolka Handlowa Blekitne Wagi, ktora po lekturze dzisiejszego numeru Periodicusa nie pozostawia na swoj temat zbyt wiele tajemnic. Wszyscy tu w Redakcji zgodnie mamy nadzieje, ze nasze artykuly skladajace sie na dzisiejsze wydanie Periodicusa przypadna Wam do gustu - a kto wie, moze wsrod Was znajduje sie ktos, kto zechcialby do nas dolaczyc i sprobowac swoich sil w redaktorskiej pracy? Zapraszamy wszystkich, ktorzy by chcieli sprobowac swoich sil w Periodicusie - jezeli masz checi pisac dla innych, opisywac swiat, szerzyc wiedze na jego temat, opisywac glosne wydarzenia wokol siebie lub po prostu pisac o tym co lubisz - napisz do nas, a redaktorski olowek, notatnik, rozpoznawalnosc i satysfakcje dostaniesz gratis! Tymczasem w imieniu swoim i Redaktorow zycze milej lektury! Inz. Red. Tuna Loon - Naai Aktualna Redaktor Naczelna W tym numerze: * Krajobraz po bitwie..................................strona 1 * Novigradzki konkurs wedkarski........................strona 2 * Religie Swiata.......................................strona 3 * Wywiad z Istrid - czesc 1............................strona 4 * Wywiad z Istrid - czesc 2............................strona 5 * O gatunkach najprzednieyszych........................strona 6 * Zagadki Tileanskie...................................strona 7 * Spolka Handlowa Blekitne Wagi........................strona 8 * Karczmy Swiata.......................................strona 9 * Gotuj z elfem - przyprawy............................strona 10 . . . . | | | | o-----------------------------------------------------------------------------o Mozesz przeczytac konkretna strone. pr strone 1 Zatytulowano: Krajobraz po bitwie o-----------------------------------------------------------------------------o | | | . ) ) | | ( (| . | | ) )\/ ( ( ( | | * ( (( / ))\)) ( ) ) | | ( \ )\( | ))( ) (| | | >) ))/ | )/ \(( ) \ | | ( ( . -. V )/ )( ( | . \ / . \ . \)) )) . . )( ( | | ) . ( / . )( ,')) \ / \( `. ) (\> ,'/__ )) __`. / ( \ | / ___ ( \/ ___ \ | ( ( \.) |/ / \__ __/ \ \| )) . \. |> \ | __ | / <| / )/ \____/ :..: \____/ \ : | ~V+-I_I_I-+V~ | : (. ( \: T\ _ _ /T : ./ \ : T^T T-+-T T^T :< \..`_ -+- _' ) ) . `--=.._____..=--'. ./ ( ) ( /( ) ) ) )\())( ) ( ( /( ( ) ( /(( ( /(( ( ( ( |((_)\ )( ( /( )\ ( )\()))( ( /( ( ` ) ( )\())\ )\())\))( )\ ))\ |_ ((_|()\ )(_)|(_) )\((_)\(()\ )(_)))\ /(/( )\ ((_)((_|_))((_)()((_)((_) | |/ / ((_|(_)_ ! ((_) |(_)((_|(_)_((_) ((_)_\ ((_) | |(_|_) |__(()((_|_|_)) ' "GRUBA RYBA" O NAJDROZSZA RYBA >O NAJCIEZSZA RYBA >O NAJDROZEJ SPRZEDANY WOZ Tabela wynikow aktualizowana byla kazdego dnia, dzieki czemu bioracy udzial mogli na biezaco sprawdzac, ktorego z rywali nalezy jeszcze pokonac w drodze ku zwyciestwu. A bylo o co walczyc! W puli nagrod bowiem, oprocz znacznej ilosci mithrylowych monet, znalazly sie takze rzadkie i drogocenne przedmioty - nie lada gratka dla kolekcjonerow. Nie sposob nie wspomniec o creme de la creme, nagrodzie dodatkowej dla zwyciezcy w kategorii glownej - unikatowym tytule. Ufundowany zostal przez Czarodziejow w gescie poparcia inicjatywy. Nim jednak przedstawie laureatow, w tym szczesliwca mogacego tytulowac sie Zwyciezca Novigradzkiego Konkursu Wedkarskiego, kilka slow od Pana Gelta. Byl tak mily, by poswiecic chwile na krotki wywiad. o 0 o ---------------------- o 0 o Panie Gelt, jako glownego organizatora, nie moge nie zapytac skad zaczerpneliscie inspiracje do organizacji tego wydarzenia? Jak narodzil sie pomysl na Konkurs Wedkarski? Cech od lat wklada wiele wysilku w popularyzacje handlu. Subiektura u Mistrza Nixa nauczyla mnie, ze warto szukac nowych rozwiazan. Od lat myslalem nad czyms, co mogloby pobudzic mlodych podroznikow - nie tylko do zarabiania, ale do poznania sie nawzajem. Wielkie Miasto Novigrad powinno byc osrodkiem spotkan, ale takze wlasnie takich inicjatyw. Jest to wiec odpowiedz na potrzeby miasta, mlodych podroznikow i moje - wielu uczestnikow, ktorych poznalem, jest teraz stalymi bywalcami Novigradu. Pozwala to na szybszy rozwoj miasta i napedza handel. Wydarzenie cieszylo sie niebywala frekwencja, a to wymaga wiele sily i zaangazowania wlozonych w reklame. W jaki sposob promowany byl konkurs? Konkurs promowalem nie tylko notkami na tablicach i listami do znajomych podroznikow. Najwazniejszy byl kontakt bezposredni, czyli mowiac prosto - zaczepianie kazdego podroznika. Dodatkowo zostaly poczynione tez pewne wysilki, zeby dotrzec do osob, ktore lubia lowic, ale nie pojawiaja sie w miescie. Rozrzucilem na pomostach i znanych mi lowiskach worki z wedka, kotwiczka oraz informacja o konkursie zapisana na pergaminie. Czy spodziewaliscie sie az takiego odzewu? Odzew przerosl moje oczekiwania, ale spodziewalem sie, ze ogolne zainteresowanie bedzie spore. Na swiecie dzieje sie malo takich wydarzen. Nie przypominam sobie zadnego w ostatnich latach. Ludzie sa glodni tego rodzaju przezyc. Biorac pod uwage popularnosc konkursu, mozemy spodziewac sie kolejnych wydarzen organizowanych w Novigradzie? Uchylicie rabka tajemnicy? Oczywiscie - bede kontynuowac swoja misje pomocy mlodym i populary- zacji handlu. Obecnie rozpoczyna sie konkurs pod patronatem Cechu Kupcow Novigradu - Diament Novigradu. Powstala rowniez specjalna organizacja Novigradzki Diament, ktora zrzesza osoby chcace popularyzowac handel. o 0 o ---------------------- o 0 o |\ \\\\__ o | \_/ o \ o > _ (( <_) | + \ /\_| \...../\ \\____/ WIATR ZE WSCHODU, RYBY CHODU - czyli - Klub Wedkarski "Gruba Ryba" i inne nastepstwa o 0 o ---------------------- o 0 o Wielki Tydzien Wedkarski oraz zwiazany z nim konkurs to nie tylko rywalizacja i pogon za nagrodami. W ogniu walki zawiazalo sie wiele nowych przyjazni. Nie trzeba bylo dlugo czekac na powstanie klubu zrzeszajacego wedkarzy. Oprocz kontaktow towarzyskich z osobami o podobnym zamilowaniu do lowienia ryb, czlonkostwo w klubie "Gruba Ryba" gwarantuje obnizona prowizje podczas sprzedazy ryb oraz mozliwosc tytulowania sie nazwa klubowa. Zapisy prowadzi kupiec Gelt i do niego nalezy pisac listy w tej sprawie. Dzieki srodkom pozyskanym w wyniku dzialan okolokonkursowych, udalo sie zakupic nowe komplety ubranek oraz zabawki dla sierotek z "Promyczka". Kamienica bidula, znajdujaca sie przy ulicy Swiatyn- nej, vis-a-vis katedry Wiecznego Ognia, zostanie poddana gruntownej renowacji. To oczywiscie nie wszystkie pozytywne konsekwencje niedawnych wyda- rzen w Novigradzie. O pozostalych, na zakonczenie, opowie Mistrz Nix. o 0 o ---------------------- o 0 o Jako Mistrz Cechu Kupcow Novigradzkich, jak oce- niacie konkurs, zwlaszcza pod katem promocji miasta? Bardzo rad jestem, ze Gelt podjal sie organizacji. Cala formula, przeprowadzenie... Wszystko przebieglo pomyslnie, zgodnie z zasa- dami. Ryby, przez wielu niedoceniane, nagle staly sie pozadanym towarem. Wielu zabiegalo o najwieksze sztuki. A ze konkurs organi- zowany byl przez Cech, lowiska w okolicach Novigradu zapelnione byly rybakami. A przy okazji, poza rybka, mozna przeciez w Cechu sprzedac lub kupic cos innego. Rewelacyjny pomysl, wspaniala reali- zacja. Novigrad jest miastem portowym, jednak to nie ryby sa tu zwykle najbardziej chodliwym towarem. Wedlug Waszych zrodel, jaki wplyw mial konkurs na sytuacje finansowa tutejszych rybakow? Czesto rybacy lowia ryby jedynie na uzytek wlasny. Tym razem, jako ze zorganizowany byl konkurs, wiekszosc tego rybnego towaru trafia- lo do Cechu. A to wlasnie w nim sa prawdziwi specjaliscie w targo- waniu, dzieki czemu rybacy mogli zarobic wiecej monet niz zwykle. Co oczywiscie przeklada sie na zroznicowanie ich diety. Fantastycznie, miejmy nadzieje, ze popularnosc rybolostwa wzrosnie juz na stale. Chcecie dodac cos jeszcze? Chcialbym podkreslic udzial Gelta w rozmowach z Niesmiertelnymi. Ciesze sie, ze udalo mu sie przekonac ich do nagrodzenia zwyciezcy tytulem, ktory bedzie wspominany przez dlugie lata. o 0 o ---------------------- o 0 o Niech Adamantite oslania Was swymi poteznymi skrzydlami od nieszczesc Zebrala i opracowala dla Was \ / )) (( (( )) \\^^// {o\/o} ZOE Z ZERRIKANII . ,_, (#) ,_, . . (o,o) / vv \ (o,o) . |./)_) (_(\.| | " " " " | o-----------------------------------------------------------------------------o pr strone 3 Zatytulowano: Religie Swiata o-----------------------------------------------------------------------------o | | | _o8888888o_ | | .o888' ... '888o. | | .o88' ::: ( ::: '88o. | | ,88' .:: .) ) :::. '88, | | ,88' ::: `(,' (, ::: '88, | . ,88' ::: ). (, (' ::: '88, . . 88' ::: ( ) : ' ) :: '88 . 88 ':: ')_,_)_(` ::' 88 88 '::[_____]::' 88 88 \_ _/ 88 88 |#|_ 88 88, __.-'(__ ) ,88 '88, '-. \___ ) ,88' '88, _.\_)__ ) ,88' .-. .-. . .-. .-. .-. .-. '88o, `'-\#/' ,o88' .-. . . . .-. .-. .-. .-. |( |- | | |.. | |- '888o,_ _,o888' `-. | | | | |-| | |-| ' ' `-' `-' `-' `-' `-' `-' '8JGS88888' `-' `.'.' `-' ` ' ' ` ' Religia, wiara, nasza geneza, cel istnienia. Nie ma granic, czasem dzieli sie okolica, a czasem przenosi ogarniajac kolejne dusze jak plomieniem. Kazdy w cos wierzy... jeden w magie, inny w bogow, a niektorzy w siebie. W co wierzysz Ty? *** *** WIERZENIA LESNYCH ELFOW *** *** Tajemnicze, skryte w gestwinach, do ktorych dostepu bronia tako wlasna piersia, jak i dzieki pomocy driad czy rownie tajemniczych, skrytych w lesie drzewcow. Lesne Elfy i ich wierzenia. GENEZA Lesne Elfy, zwane Asrai lubo Elfami z Athel Loren wywodza sie z Wysokich Elfow zamieszkujacych Ulthuan, ktore przybyly na ziemie obecnie przez Lesne Elfy zajmowane w odleglych czasach, gdy driady i drzewce czesto podrozowaly posrod drzew. Gestwiny Lasu wtenczas byly i dla nich strasznymi, zajmowali oni jedynie obrzeza Puszczy. Historia sprawila ze Las poczal ufac swoim mieszkancom, wpuszczac ich glebiej w knieje i otwierac swoje sciezki. Gdy odkryto Dab Wiekow, potezne, nieprawdopodobnie stare drzewo, Las przemowil do Lesnych Elfow, rozpoznajac w nich sojusznikow i obroncow. Wtedy tez elfy, pelne szacunku dla wszystkich dziel natury, obraly Athel Loren za swoj dom i przyrzekly chronic go za wszelka cene, a Ariel i Orion, Krolowa i Krol Lasu, stali sie wcieleniem Ishy i Karnosa, najwazniejszych bogow Lesnych Elfow. PANTEON Elfi panteon jest bardzo rozlegly i opisuje wielu Bogow, zarowno Niebios jak i Podziemi. Jednak na Elfow zamieszkujacych Las Loren to Karnos i Isha jawia sie najwazniejszymi i wyznawanymi przez wiekszosc mieszkancow Athel-Loren. Dla Lesnych Elfow Bogowie nie sa odleglymi i niedostepnymi bytami, traktowani sa przez wyznawcow bardziej jak bracia, nizli wladcy zycia czy smierci. Mimo, ze to Karnos i Isha przywolywani sa najczesciej, nie sposob jednak nie wspomniec o tych, ktorzy tako zajmuja szczegolne miejsce w wierze Lesnych Elfow. Karnos (Kurnous) - Bog Lowow i Wladca Zwierzat. Przedstawiany jako potezna, ponad trzymetrowa istota o ciele elfa, zwienczonym glowa jelenia. Przyjac tako moze postac kazdego z lesnych stworzen. Jego znakiem jest glowa jelenia z rozlozystym porozem. Isha - Bogini Plodnosci i Urodzaju, zwana tez Matka Ziemia. Wedle wierzen jest corka Asuryana i Lileath, a jawi sie jako lagodna kobieta niezwyklej urody, o dlugich, zlotych wlosach. Jej symbolem jest wszystkowiedzace oko z pojedyncza lza w kaciku. Loec - Bog Cieni i Nocy zwany tez Tancerzem Cieni. Patron Tancerzy Lesnych Elfow, uznawany za boga sztuczek, smiechu i tanca, ale tez cieni, zlosliwosci i zemsty. Elfie legendy mowia, ze ratuje dusze zmarlych elfow przed zakusami Slaanesha. Zazwyczaj przedstawiany jest jako elf o smuklej posturze z twarza skryta w mroku, tanczacy w pustce, wsrod cieni. Jego symbolem jest runa Ahrain, noszona zwykle na szyi. Laczy sie on w wierzeniach Tancerzy Wojny z innym bostwem elfiego panteonu - Adamnanem-na-Brionha. Adamnan-na-Brionha - Pan Tanca, zwany takze Pierwsza Istota, a narodzony, wedle wierzen, z polaczenia Dzwieku i Ruchu u zarania swiata. Jawi sie on jako elf, o lewej polowie ciala wysmuklej i pelnej wdzieku, zas prawej umiesnionej i pokrytej bliznami. Lewe oko spoglada spokojnie, w prawym goreje ogien furii. Flet trzymany w zacisnietej piesci jest jego symbolem. Asuryan - Krol Feniks, wladca panteonu Elfow i maz bogini Lileath. Najstarszy z Bogow, najwieksza atencja cieszy sie w Ulthuanie. Przedstawiany jest jako elf wielkiej madrosci, odziany w plaszcz z bialych pior i na bialym tronie zasiadajacy, dzierzacy w prawicy berlo - symbol wladzy. Jego znakiem jest piramida z umieszczonym w jej centrum feniksem rozkladajacym swe skrzydla. Lileath - Bogini Snow i Fortuny, patronka prorokow i jasnowidzow. Mowi sie, ze jest opiekunka elfich snow, tym ktorzy ciesza sie jej laska zsyla przyjemne i mile, zas tych, od ktorych wzrok odwrocila nawiedzaja koszmary. Przedstawiana jest jako piekna elfka ubrana w snieznobiale szaty, delikatne jak pajeczyna. Czasami plecy jej zdobia skrzydla. W prawej rece dzierzy kostur badz rozdzke. Jej najbardziej popularnym symbolem jest elfi, skrzydlaty aniol. Khaine - Bog Wojny, znany takze jako Kaela Mensha Khaine. Czczony zarowno na Ulthuanie, jak i w Naggaroth. Na Ulthuanie, wiec i posrednio w wierzeniach Lesnych Elfow, odpowiada za wojownicza czesc elfiej natury. Przedstawiany jako olbrzymi elfi wojownik zakuty w zbroje z brazu i zbryzgany krwia. Symbolem jego jest sztylet, ze splywajaca zen kropla krwi. Mathlann - Bog Sztormow, patron zeglarzy i odkrywcow. Zazwyczaj jego wizerunek przedstawia rozgniewanego boga noszacego na glowie miast korony przepiekna, olbrzymia muszle. Odziany jest w zbroje luskowa udekorowana przypominajacymi pletwy wypustkami, zas w prawej dloni dzierzy trojzab. Powszechnym znakiem Mathlanna jest tenze wlasnie trojzab. Morai-Heg - Bogini Dusz, Losu i Smierci zwana takze Starucha. Strazniczka wszystkich elfich dusz, ktora w swej sakiewce dzierzy los kazdego ze smiertelnikow. Przedstawiana jest jako uwiednieta staruszka w ubogie, postrzepione szaty odziana, ktora w swojej pomarszczonej dloni trzyma sekaty kostur z kolyszaca sie na jego koncu sakiewka. Powykrecany kostur i sakiewka sa tez nieodlacznym symbolem tej Bogini. Vaul - Bog Kowalstwa i Metalurgii, patron kowali, ale takoz bywa uznawany za patrona rzemieslnikow wszelakich. Przedstawiany jest jako elf lancuchami mocnymi do kowadla przykuty, chociaz mowi sie, ize smiertelnym jawi sie jako elf o szlachetnej sylwetce, w dloni dzierzacy mlot. Symbolem Vaula jest mlot i kowadlo. Hoeth - Pan Madrosci i Wiedzy. Ucielesnia prace tych elfow, ktorzy poszukuja wiedzy i magii. Przedstawiany jest jako sedziwy elf w prostych szatach o spojrzeniu pelnym madrosci. Liadriel - Bog lub Bogini Radosci i Celebracji, o nieokreslonej plci. Patron/ka sztuki, piesni, wina i zabawy. Przedstawiana jako androgeniczna, mloda postac z kielichem wina w jednej dloni i harfa w drugiej. Najbardziej rozpowszechnionym symbolem Liadriel jest kielich wina z wygrawerowanymi winoroslami, harfami i innymi motywami nawiazujacymi do zabawy. MIEJSCA KULTU Wiekszosci wyznawanym przez Lesne Elfy Bogom nie stawia sie ni swiatyn, ni innych miejsc wyznawania swej wiary sie nie szuka. Zarowno Karnos, jak i Isha, caly Las jako swoja domene obieraja, choc mowi sie ize sa w ostepach lesnych takowe miejsca, w ktorych obecnosc ich bardziej jest wyczuwalna. Skryte to jednak miejsca i tylko Lesnym Elfom wiadome. Wiara w Loeca czy Adamnana-na-Brionhe jawi sie tancem i walka z wrogami Lasu, podczas gdy Liadriel swiadectwa wiary w zabawie upatruje. Religia Lesnych Elfow mniej od innych obrosla w rytualy, przykazania czy dewocjonalia. Kazdy elf nosi swiatynie swoich Bogow we wlasnym sercu, a szacunek i czesc oddaje im nie w miejscach na ofiary przeznaczonych, a swoimi myslami i czynami. Na Ulthuanie mozna odnalezc swiatynie z drewna i kamienia, wzniesione ku chwale Bogom, ktorzy tam znajduja swoich gorliwych wyznawcow. OPIEKUNOWIE KULTU Wiekszosc z Bogow Elfiego Panteonu ma swoich kaplanow czy magow, ktorzy opiekuja sie danym aspektem wiary, a ktorych rozpoznac mozna glownie po kolorze szat. I tak kaplanki Ishy - przewaznie stanowia je kobiety - nosza szaty snieznobiale, podczas kiedy kaplani Karnosa nijak nie wyrozniaja sie ubiorem sposrod innych elfow. Kolorami Asuryana sa czerwienie, zolcie i zloto, czesto z motywem plomienia, zas Khaine lubuje sie w czerni i czerwieni, kolorze nocy i krwi. Kaplani Mathlanna nosza szaty w roznych odcieniach niebieskiego i zieleni, z kolei Ci, co piecze nad kultem Morai-Heg sprawuja przyodziewaja sie w kolory od ciemnego brazu do czerni. OFIARY Lesne Elfy nie zwykly skladac ofiar swoim Bogom. Czesc oddaja im przez czyny swoje, podazajac ich sciezkami. SYMBOLIKA Kazde z Bostw, ktorym Lesny Elf oddaje czesc symbolizowany jest inaczej. Wyznawcy danego kultu lub jego czesci zazwyczaj nosza w widocznym miejscu symbol swojego Boga, choc nie mozna tego odniesc do kazdego z wyznan. DNI SZCZEGOLNE Dla Lesnych Elfow, ktorych wiara jest zwiazanych glownie z kultem Karnosa i Ishy, szczegolne znaczenie maja rownonoce - wiosenna i jesienna oraz letnie przesilenie. Jednak istota wyznawanej przez Lesne Elfy religii nie sa daty, a to, by ich wiara widoczna byla w nich samych. ZASIEG WYSTEPOWANIA Wierzenia Lesnych Elfow nierozerwalnie zlaczone sa z wierzeniami Wysokich Elfow z Ulthuanu oraz, przynajmniej w czesci, mrocznych elfow z Naggaroth. Jednak wiara w Karnosa i Ishe rozpowszechniona jest glownie wsrod Lesnych Elfow, w Ulthuanie zajmujac bardzo marginalne miejsce. Na koniec przytocze slowa jednego z wyznawcow: ' ... Karnos i Isha to dwie strony naszej duszy - odrzucajac jedna z nich, sami sie okaleczamy.' . ,_, ,_, . . (o,o) Zebrala i opracowala (o,o) . |./)_) Nazira Drwydd'anilwch (_(\.| | " " " " | o-----------------------------------------------------------------------------o pr strone 4 Zatytulowano: Wywiad z Istrid - czesc 1 o-----------------------------------------------------------------------------o | | | ........... ............ | | ,..,' ',.,' ',.., | | ,' ,' : ', ', | | _ \ | | | / | | | | | _ \ _ / | / | | _` | _` | _ \ \ \ \ / | / _` | | | __ < ( | / < / ( | ( | ( | \ \ \ / < ( | | | _| \_\ \___/ ___| _|\_\ _| \__,_| \__,_| \___/ \_/\_/ _|\_\ \__,_| | . ,' ,'....................... : ........................', ', . . ,' ,' ',:,' ', ', . ,' '........................ ' .........................' ', ''''''''''''''''''''''''''''':''''''':'''''''''''''''''''''''''''''' ''''''' czyli cykl wywiadow i nie tylko dla (niekoniecznie) cichych wielbicieli i wielbicielek a na niej I S T R I D F I O R S D A T T E R -==- Czesc pierwsza Po przekonywujacym sukcesie i nieslabnacej popularnosci "Rozkladowki", doczekalismy sie w niej pewnych zmian. Pierwsza jest osoba prowadzaca wywiad, z ktorym mozecie zapoznac sie ponizej, jako ze Redaktor Alicie zastapila Redaktor Tuna. I musze przyznac, ze po przygotowaniu, jak i po przeprowadzeniu ponizszej rozmowy zywie nadzieje, ze zmiana ta jest tymczasowa gdyz "Rozkladowka" jest cyklem tak lubianym jak i po prostu praco- i czasochlonnym. Druga zmiana, zreszta naturalna i oczywista jest tozsamosc dzisiejszej bohaterki cyklu: zasluzona Inzynier Stowarzyszenia Gnomich Wynalazcow, Kierowniczka Wydzialu Gorniczo - Maszynowego, lektorka z Akademii Jezykowej Lingnom, a nade wszystko jedna z ostatnich przedstawicielek gnomow ze Skellige, pasjonatka i spelniona gnomka sukcesu. W skrocie: Inzynier Istrid. Prywatnie dodam, ze wszak rowniez moja przyjaciolka i wspolpracowniczka z SGW. Wydawac by sie moglo, ze osoba i okolicznosci - jako ze towarzyszy nam przyniesiona przez Istrid szarlotka i kawa - sa idealne do zadebiutowania w dziale z wywiadami, ale mimo to zadania nie mialam latwego gdyz, nawet pomimo tak dlugiej i zazylej przyjazni, odkrywanie na nowo osobliwosci Istrid bardzo szybko przestalo byc rutynowa przyjemnostka i testem znajomosci a przerodzilo sie w calkiem nowe doswiadczenie, a sam wywiad w zaskakujaco szczera i zaskakujaca niekiedy rozmowe - ale jak sama Istrid rzekla: "A Pewnie, Pozwolmy Mu Sie Rozwijac I Nie Stawiajmy Zbednych Ograniczen." slusznie cytujac do tego przyslowie, ze wszak "Gdzie Dwie Gnomki W Jednym Miejscu, Tam Trudno Mowic O Organizacji". Zapisany ponizej efekt tej rozmowy zostawiam Czytelnikom do zyczliwej recenzji, a bliskim, przyjaciolom i kontrahentom zycze takiego samego odkrywania osoby tej niesamowitej gnomki, pelnego zaskoczen i zwrotow akcji. Tymczasem nasz wywiad zaczal sie od przygotowan. Profesjonalnie (zeby potem nie bylo, ze o czyms zapomnialam) zaczynam od wyciagniecia liny, dopiero teraz sobie uswiadamiajac, ze nie przypominam sobie, aby byl to element towarzyszacy poprzednim wywiadom. Ale co tam! Tuna: No dobrze, Kolezanka siada, zebym mogla ja przywiazac. Istrid czerwieni sie na twarzy i wybucha opetanczym rechotem na widok moich przygotowan. Tuna: Moze byc nawet za biurkiem! Istrid (siadajac na krzesle przed biurkiem): A nie nie. Dostosuje sie, juz Kolezanka zastosowala taki dominujacy ton, to az mi nogi podcielo. Bo wie Kolezanka, ja jednak wiekowa dosc jestem. Uwijam sie z oplatywaniem Istrid kolejnymi zwojami liny. Istrid (sledzac moje poczynania): To tego. Wpadlam jak sliwka w... w co to sliwka wpada? Tuna: W trawe na przyklad. Wlasciwie to nalezaloby wpierw ustalic z czego wpada. Istrid: W pudding! Po pomyslnym rozstrzygnieciu losow przyslowiowej sliwki pouczam Istrid o prawach i obowiazkach bohaterki wywiadu, na czele z obowiazkiem dumy i chwaleniem sie juz opublikowanym wywiadem, mowienie prawdy i tylko prawdy, moze z odrobina zmyslania dla ubarw... Istrid: Zmyslac to moze tylko nieco w temacie mojej obowiazkowosci. Reszta jest dostatecznie barwna by i tak wiekszosc czytelnikow w polowe nie uwierzyla. Omawiamy ramowy plan wywiadu, po chwili jednomyslnie zgadzajac sie, ze i tak pewnie nie wytrzyma konfrontacji z praktyka, no ale... Istrid: ...ale racja, nie pozwolmy by te ramy az tak zadygotaly. Tuna: Zacznijmy zatem, prosze Kolezanki, od poczatkow! Jak to sie zaczelo, bo jakos przyjelo sie, ze wszystko sie jakos zaczyna, Kolezanka takze! Ja tak osobiscie mysle, ze dla prawie calego swiata Kolezanka to od zawsze byla na pokladzie gnomosterowca, ewentualnie w strukturach SGW, jednak najwczesniejsze swe lata spedzala chyba Kolezanka gdzie indziej? Istrid: Powiem szczerze, ze jak to sie zaczelo, to ja sama nie wiem bo to raczej sprawy naukowe moich rodzicow. Ale tak, z pewnoscia nie zaczelo to kontrolowanie w gnomich labolatoriach. Istrid chichocze pod nosem. Istrid: Zaczelo sie na Skellige. Mysle, ze w obecnych czasach smialo moge powiedziec, ze jestem jedna z bardzo nielicznych, jak nie ostatnich Skelliganek rasy gnomiej. Teraz jakos nawet gdy gnom osmieli narodzic sie w tamtejszych malo goscinnych stronach, to jakos... tamtejsi urzednicy przymykaja na ten aspekt oko i pomijaja sprawe milczeniem, a przynajmniej brakiem dokumentu. Natomiast ja przyszlam tam na swiat, zostalam wciagnieta w spis ludnosci i spedzilam tam praktycznie cale dziecinstwo. Tuna: A kim sa rodzice Kolezanki, jak maja na imie i czym sie zajmowali, moze nadal sie zajmuja? Istrid: Prosciej bedzie opowiedziec o Tacie, bo widzi Kolezanka, nie ma juz go miedzy nami, ale swoj niewyparzony jezyk i zachwyt zyciem jak nic odziedziczylam po nim. Tato byl Inzynierem pracujacym w tamtejszej stoczni, bardziej z zamilowania, bo Mama nie raz i nie dwa narzekala, ze pieniadz z tego zaden i w dodatku sie marnuje. Tuna: Marnuje sie pieniadz czy Tato Kolezanki? Istrid: Oczywiscie ze Tato, pieniadz nie mogl sie marnowac, bo go raczej nie bylo. Tuna: No tak! Istrid smieje sie rozbawiona wlasnymi slowami, jak i bez watpienia moim dojsciem do wlasciwego stanu rzeczy. Istrid: Mama czesto wypominala Tatkowi, ze gdyby nie opuscili rodzinnego Tir Tochair, to nie takie granty badawcze by otrzymal. Ale dlaczego opuscili, to do dzis nie wiem, bo zwykle jakos tak Tatulo malal w oczach po tym stwierdzeniu i sprawie przyslowiowo ukrecalo sie leb. Tuna: A wiec rodzice Kolezanki mieszkali wczesniej w Tir Tochair? Co sklonilo ich do przeprowa... ach, rozumiem. A Mama Kolezanki? Istrid: Mama... Mama tez jak na gnomke byla swego rodzaju dziwaczka, bo widzi Kolezanka... (Istrid drapie sie po glowie szukajac slow) To byla taka, jakby to ujac jezykiem innostworow, kura domowa. Gromadka dzieci, niekoniecznie swoich, bo doczekali sie tylko mnie i siostry. Fascynowalo ja od zawsze zielarstwo, ale raczej uzytkowo niz naukowo. Tuna: Opiekowali sie innymi gnomiatkami? Czy dziecmi innostworczymi? Istrid: Raczej to drugie. Na Wyspach ogolnie innostwory nie sa mile widziane. A Mama zawsze miala zamilowanie do opowiadania legend, przygotowywania herbatki na zimne dni... I jakos ta dziatwa tak do niej lgnela jak do dziada Pogwizda. (Istrid smieje sie). Taty zwykle nie bylo i jezeli czegos sie od niego uczylam, to nie tego co Mama aprobowala (i tu smiech Istrid plynnie przechodzi w sugestywny rechot, przez co czekam chwile na dalszy ciag) Ot dla przykladu jak smakuje rum, co marynarze robia w portowych tawernach... Tuna: A te dzieci to po prostu dzieci z sasiedztwa, czy przygarniete na stale sierotki? Istrid: Nie nie, na stale nie mielismy nikogo, z sasiedztwa. Wie Kolezanka, wyspiarki nie maja prosto. Chlop na morzu a baba musi radzic sobie z tym co przypisane babie i za chlopa obrobic to, co moze. Takze te dzieci to sa takie... (Istrid namysla sie) wszystkich i nikogo. Tuna: O! Chyba rozumiem. Istrid w zadumie gladzi kosciana klamre swego nieodlacznego plaszcza. Istrid: I w sumie dziecmi sa krotko. Tuna: A Tato Kolezanki plywal po morzach, czy nie opuszczal stoczni? Istrid: Nie opuszczal stoczni. Klasyczny gnomi projektant: szkice, pomiary, przeliczenia. Tyle ze bez grantow badawczych i za grosze. Ale On tym po prostu zyl. Ilez ja swiata poznalam podrozujac z nim palcem po mapie. Tuna: Projektowal drakkary, czy cos mniej lub bardziej innowacyjniejszego? Istrid, dla ktorej najwyrazniej jest to reakcja na powazniejsze tematy, gladzi ponownie poly swego turkusowego plaszcza, muskajac haftowana na nim mewe. Przypominam sobie, ze mewa to rownie nieodlaczny symbol mojej rozmowczyni i z satysfakcja notuje sobie w duchu by nie omieszkajac ja o to spytac, tymczasem... Istrid: Wie Kolezanka... moglabym tu wysnuc opowiesc o tym, jak to Tato projektowal niezwyklej mysli technicznej okrety napedzane para wodna, ale sprawa jest bardziej prozaiczna. Po prawdzie to zwyczajnie nie wiem, co ten Tatko dokladnie tam robil poza tymi swoimi wyliczeniami i szkicami, ktore tez przynosil do domu. A gdy pojawil sie czas, ze mogloby mnie to zainteresowac i moglabym to zrozumiec, to juz Tatki z nami nie bylo. Bo, jak to sie mowi, kariere zlamala mu przypadkowa belka, ktora zupelnym przypadkiem... albo i nie... spadla Mu w stoczni na glowe. I Mama z racji, ze Wysp nigdy nie lubila, to juz niewiele dluzej tam zabawila. Jeszcze chwilke sprzedawala te swoje masci rozgrzewajace, a to jakies wzmacniajace ziolka. Kiwam glowa posepnie, troche nieprzygotowana na taki zwrot akcji. Istrid: Jak to sie mowi, zycie. Nikt z nas nie wie kiedy ta przyslowiowa belka spadnie mu na glowe. Dlatego trzeba wyciskac kazdy dzien jak cytryne, to taka rada do Czytelnikow. Tuna: Zapisujemy! Istrid: I tak jak to wspomnialam, Mama nie lubila Wysp, zatem jak tylko udalo sie Jej cos zgromadzic w skarpecie, to wybralysmy sie we trzy na staly lad. Poczatkowo tesknilam do Wysp, wiadomo. Ostatecznie byly wszystkim tym co znalam, Ale Mama jednak chciala dla mnie czegos wiecej niz kariery wyspiarki trudniacej sie sprzedarza ziolek na wzmocnienie. Tuna: A zanim przeniesiemy sie wspomnieniami poza wyspy, to jeszcze chcialam o siostre Kolezanki zapytac. Siostra jest starsza? Mlodsza? Kim jest obecnie? Palce Istrid ponownie muskaja jej plaszcz, gdy ona sama poddaje sie mimowolnej zadumie. Istrid: Siostra... siostra Liath jest mlodsza, duzo mlodsza. W sumie to bardziej skora zdjeta z Matki, pod wzgledem urody, bo pod wzgledem ducha to istny Tatko, tylko to co On wyrazal w szkicach, Ona przekladala na zywiol. Podroze, wyprawy, niewazne jak, byle dalej w swiat. Ostatnio widzialysmy sie zupelnym przypadkiem. Lata temu, gdzies na krancach swiata, ktore Elfy zwykly zwac Gory Sine. Probowalam posylac goncow, ale wie Kolezanka, to tak jak korespondowac z wiatrem. Mam nadzieje, ze gdzies obecnie pije rum i trafi do niej ten Periodicus. Tuna: Oby! Pozdrawiamy, zeby nie bylo! A siostra tez jest wizjonerka i projektuje? Istrid: A skad, to znaczy z pewnoscia zwiedzenie calego swiata to jakis rodzaj wizjonerstwa. Ale projektowac to nie projektowala nigdy. To strata czasu, ktory mozna wykorzystac na podroze. Tuna: A Kolezanka wizualnie bardziej podobna do Taty? Istrid: Z pewnoscia oczy, bo w turkusowych kitkach to Tato pomimo calej fantazji nie chadzal. I tu Istrid smieje sie niepohamowanie, zwracajac jednoczesnie ma uwage na swoje, a jakze, turkusowe kitki. Sama mam, musze przyznac, ochote na rozesmianie sie i chyba przyznacie, ze trudno sie temu dziwic. Istrid (jakby sie tlumaczac): No i jednak dziecinstwo na Wyspach odcisnelo na mnie slad kolorystyczny. Tuna: No wlasnie, jak minelo Kolezance dziecinstwo w tak surowej krainie? Czym Kolezanka sie zajmowala, a czym musiala sie zajmowac? Istrid wydaje z siebie dlugie hmmmmm... Istrid: Musialam zajmowac sie, w skrocie ujmujac, rybami. Patroszenie, oprawianie, suszenie. (Istrid wzdryga sie) Przypomnialo mi sie to potem po latach, gdy umyslilam sobie, ze oswoje maskonura. Dlugo, dlugo po opuszczeniu Wysp mialam takie nieuchwytne wrazenie, ze wszystko smierdzi sledziem. Musze chwilke zaczekac z moim pytaniem az Istrid przestanie sie smiac... Istrid: ...nawet Mamy nalewki i mascie tego nie potrafily wyplenic. Tuna: Ale zajmowanie sie rybami bylo forma zarobkowania, czy czescia obowiazkow domowych? Istrid: Po prawdzie to i tego i tego. Ryby i cala reszta morskiego drobiazgu to jednak bylo glowne pozywienie. A poza tym wiadomo, czesc trafiala w solanke, czesc suszona byla pakowana w beczki i posylana na staly lad. Tuna: A poza tym? Czy byl czas na zabawe? Albo nauke? Istrid: Na zabawe tak, ale trudno tu mowic o zabawie, ktora maja gnomieta wychowujace sie w Tir Tochair, w Gnomim Miescie Czy w innych gnomich skupiskach. Tam jednak te zabawy zwykle sluza ku doskonaleniu siebie, swych umiejetnosci. A u nas to byla raczej forma zupelnej beztroski, plywanie w morzu, bieganie po Wydmach, przemykanie sie na lodzie, ktore wyplywaly w morze... yhym, powiedzmy w celach zarobkowych... (Istrid mruga psotnie) zwykle tez byla to forma rywalizacji. I jezeli cos te zabawy doskonalily to sprawnosc fizyczna. Ale Kolezanka panuje nad opowiescia, bo nam Czytelnicy zasna. Istrid ponownie smieje sie rozbawiona. Istrid: Zreszta, to moja chwila, zatem w sumie moge przynudzac. Zawsze moga opuscic akapit. Tuna: Zapewne, jak mniemam, bylo to wstepne przygotowanie rdzennych chlopakow do roli zeglarzy i wojownikow? Istrid (potakujac zgodnie): Raczej nie bylo czasu na rozwijanie swoich pasji naukowych. Chociaz... Mama uczyla nas czytac i z racji na swoje zajecia to zielarstwo wlasnie pokochalam dzieki Mamie. Mysle, ze bardzo sie meczyla na Wyspach. Pytala tez Kolezanka dawno temu o imiona rodzicow. Tato mial na imie Fior, Mama ma na imie Etris. Stad tez wlasnie Istrid Fiorsdatter, Corka Fiora po prostu. Istrid rozjasnia swa surowa twarz usmiechajac sie nieznacznie. Tuna: A czy funkcjonowala, moze funkcjonuje, jakas instytucja edukacyjna, do ktorej Kolezanka uczeszczala? Istrid: A niech bogowie bronia (i tu Istrid znow zanosi sie smiechem). Tuna (zaskoczona): Jak to niech bogowie bronia!? Istrid: Lato krotkie, trzeba lupic. Znaczy... Obie jak na komende spogladamy gdzies wymijajaco. Istrid: ...polawiac ryby. Tuna (z ulga): Ach... Istrid: Zima dluga, trzeba dzieci robic. Gdzie tu czas na nauke? Tuna: Ale... to znaczy, tak wlasnie Kolezanka spedzala lato i zime? Istrid: Na robieniu dzieci? Nie. Zbyt mloda bylam jeszcze. Zime na spedzalam na sluchaniu legend Istrid zaciska mocno dlonie na polach swojego dlugiego turkusowego plaszcza i zaczyna opowiadac jedna z legend, te ktora jest najblizsza wszystkim mieszkancom wysp Skellige. Lekko ochryplym glosem deklamuje: - Slyszysz? Pieje kogut Kambi... Fala bije o brzeg, fala pchana dziobem Naglfara. Rozbrzmiewa rog Hemdalla stojacego twarza ku wrogom na teczowym luku Bifrostu. Nadciaga biale zimno, nadciaga wichura i zamiec... Ziemia drzy od gwaltownych poruszen weza. Wilk pozera slonce. Ksiezyc czernieje. Jest tylko zimno i ciemnosc. Nienawisc, zemsta i krew... Pieje kogut Kambi... Slucham Istrid jak zahipnotyzowana i mimowolnie nie zwracam uwagi na to, ze robi mi sie - moze wbrew okolicznosciom - zimno. Na stwierdzenie, ze od tej strony mojej wlasnej kolezanki nie znam i nigdy nie znalam juz chyba zabraklo mi poczytalnosci. Potracona przez przypadek przeze mnie lampka rozswietlajaca pomieszczenie kolysze sie szalenczo, az w koncu z transu wybija mnie ksiazka przewracajaca sie na polce, czego odglos sprawia, ze podskoczylam na krzesle tak, ze po dzis dzien mam siniaki na udach od uderzenia sie od spodu w blat biurka, przy ktorym siedzialysmy. Istrid (jak gdyby nigdy nic): Do dzis jak sobie to wspomne, to w zimowe noce tak... jakos nieswojo sie czuje. Ale takie to byly legendy, nie to co te tutaj... Tuna: A ja... a ja jakos nie potrzebuje do tego nawet nocy i tez sie czuje nieswojo... Istrid: To teraz Kolezanka doda do tego zime, sztorm, ktory szarpie okiennicami. (i dalej jak gdyby nigdy nic): Wie Kolezanka jakie to bylo trudne, jak w Oxenfurcie kazali mi siedziec tyle czasu nad podrecznikiem, ktory ja i bez jego tresci znalam na pamiec, bo traktowal o eliksirach ziolowych. Istrid usmiecha sie zlowieszczo. Istrid: Tak trudne... ze az trzeba bylo zainwestowac w pulapki na mlode gnomieta. Ale o nich to juz Kolezanka swoje wie, ze udaly sie wybornie. Zaniemawiam na dluzsza chwile. Oczywiscie, ze wiem! .---. Sama uczylam sie w Oxenfurcie i czerpalam "profity" z bycia / . \ raczej mala i mloda na tle starszych rocznikow gnomka. |\_/| | Dla mnie i dla Istrid nie jest tajemnica, ze uczeszczalysmy | /| | razem na ten sam .---------------------------------------------' | Uniwersytet. Nie jest / .-. Fragment przewodnika po Uniwersytecie | tez sekretem komu w | / \ autorstwa Tuny (Periodicus 40, str 10) | tamtym czasie | |\_. | | zawdzieczalam wlasne |\| | /| "Juz wygasle po swicie latarnie | poczatki kariery | `---' | otaczaja imponujaca fontanne - ja | awionicznej. Kto by | | akurat nie mam z nia wspomnien, ktore | pomyslal, ze Istrid | | by byly mile, gdyz gnomy chetnie | przywola stare | | instalowaly wyrzutnie sprezynowa w | demony: | | pokrywie kanalizacji - wystarczajaca | .---. | | aby moc pozniej obserwowac moj lot do | / \ | | wnetrza fontanny... nawet nie wiecie | | |\_/| | | jak sie ciesze, ze ja zamurowano, lecz | |\ | | | | i tak boje sie nan stapnac." | | '------------------------------------------------------------. / | ___ \----' | Wywiad z Tuna (Periodicus 59, str 3) / \ | | | ._/| | | Ala: To wlasnie wspomnienie z mlodosci? |\ | |/| | | `---' | | Tuna potwierdza. | | | | | | Tuna: Sprezynowa pulapka na przyklad byla niezwykle | | | irytujaca gdy sie bylo mala gnomka w otoczeniu | | | zlosliwego kolezenstwa. | | | | | | Ala: Niebezpieczne sa mlode gnomy! Ktos was juz | | | wtedy szkolil z bezpieczenstwa pracy? | | | | | | Tuna: Oczywiscie, sama widzisz, ze w ten sposob mozna | | | bylo sie przekonac jak sie koncza takie zabawy, | | | zmoknieciem i zlym humorem co najmniej do | | | podwieczorku. | | \ | | '------------------------------------------------------| | | | Tymczasem twarz mojej rozmowczyni czerwienieje gwaltownie \ / w miare jak Istrid zanosi sie opetanczym rechotem. `---' Mrucze cos niezrozumiale, lypiac na nia chmurnie i niechetnie wracajac myslami do tej wspolnej przeszlosci. Juz sama nie wiem, czy lepsze to niz apokaliptyczne proroctwa ze zlowieszczym kogutem w roli glownej. Jak tak dalej pojdzie, to zalamie sie przed najblizsza skelliganska opowiastka. Istrid (mrugajac psotnie): A w sumie nawet nie wiem dlaczego tak wyszlo, chyba wizjonerstwo. Bo z zalozenia gnomom prosto na uczelni nie bylo. Postanawiam sie w koncu odetkac, uspokoic tetno i sprobowac przejac kontrole nad naszym wywiadem: Tuna: No dobrze, wiec skoro juz tak plynnie przechodzimy na staly lad... co sie z Kolezankami - to znaczy z Kolezanka i jej rodzina - stalo po opuszczeniu wysp? Gdzie osiadlyscie? Istrid: Mama zrobila jak sobie zaplanowala. Zamieszkalysmy w Oxenfurcie, a z racji ze preznie dziala tam zielarz Myhrman, to mialam tez pierwszego nauczyciela poza Mama. A Mama zyskala zrodlo zbytu dla swoich masci i nalewek. Do dzis sie wspieraja, chociaz Mama przeprowadzila sie w okolice bardziej, hmm, lesne. Powiem tez otwarcie, ze kontakt mamy raczej... jakby niewielki. Ot... okolicznosciowe listy z okazji wielkich wydarzen, czyli powiedzmy mojego trzeciego slubu. Rozbawiona swoimi slowami Istrid wybucha opetanczym rechotem. Tuna: Do tego, mam nadzieje, dojdziemy, ale dlaczego taki skapy kontakt? Z powodu podrozniczego trybu funkcjonowania SGW? Istrid: Mnie meczy Mamy wspominanie, ze gdyby nie Wyspy, to dzis bylaby naukowcem w Tir Tochair, ale nie zrobila nic, by tam wrocic. Mame irytuje moj, jak to mowi brak obycia. Tuna: Az trudno uwierzyc w brak obycia u Kolezanki, jakos dziwnie to brzmi w jej ustach... Istrid: Teraz to sie tak ladnie nazywa, wie Kolezanka... (drapiac sie po glowie) roznica pokolen. Tuna: Wiec, jak rozumiem, Kolezance byla pisana kariera farmaceutki lamane przez zielarki! Istrid: Tak mi sie wydaje i wszelkie znaki w legendach musialy na to wskazywac. Tuna: Z dyplomem uniwersyteckim. Istrid: Bo nawet na Wydzial dostalam sie dzieki zamilowaniu do ziol. Ach, i to nie na obecny a na AIS. Za czasow Kierownika Yaloma, mam nadzieje, ze gdzies tam... gdzie obecnie przebywa wciagniety przez podroze miedzy uniwersalne, bedzie czytal ten wywiad i usmiechnie sie pod nosem. Tuna: Tytulem wyjasnienia dla czytelnikow: AIS czyli...? Istrid: Ha, i tu zagadka. Niech Czytelnicy wysila umysl i domysla sie co to tez za tajemniczy kierunek. W koncu nie zapominajmy, ze naszym obowiazkiem jako Inzynierow jest nieustanna edukacja. Tuna: Wyznaczamy nagrode? Istrid: A pewnie, badzmy rozrzutni i wyznaczmy. Klaszcze z aprobata i oczywiscie umieszczam stosowne wyzwanie dla was, Czytelnikow: ---------------------------------------------------------------------- Czym jest owy bliski sercu Istrid AIS, ktory to zaslynal pojawieniem sie w jej zyciu? Prawidlowe rozszerzenie tego skrotu mozna wysylac do Istrid listownie, a nagroda jest jednorazowy rabat w wysokosci 10% na dowolny dostepny wyrob SGW - ich liste udostepni wam kazdy Inzynier, z Istrid i Tuna wlacznie - wystarczy sie skontaktowac. Na odpowiedzi natomiast czekamy do pojawienia sie nastepnego wydania Periodicusa. ---------------------------------------------------------------------- Istrid: Od razu zarzekam, ze Majstra odpowiedzi nie uznamy za trafna. Tuna: A jak jeszcze Kolezanka wspomina swa, jakby nie bylo, pierwsza instytucjonalna edukacje w Oxenfurcie? Opowie co nieco Kolezanka? W koncu Oxenfurt tetni rozna wariacja zycia codziennego i niekoniecznie jest to zycie akademickie. Juz po czesci zdradzilysmy, ze uczylysmy sie razem i ze dzielilo nas kilka rocznikow, ale mysle ze nie tylko ja jestem perspektywa Kolezanki zainteresowana. Istrid: Powiem Kolezance i nie bedzie sie to wiele roznilo z opisem, ktory umiescilam pozniej w podaniu do SGW. Trudno mi cos powiedziec o zyciu w Oxenfurcie, bo jedyna rozrywka to wlasnie byly te rozmowy o pulapkach na gnomieta, czy jakies drobne psikusy, ze cos... przypadkiem... gdzies wybuchlo. A poza tym to byla wieczna nauka, bo musialam nadrobic wszystko to, co studenci trafiajacy na Uniwersytet juz maja w malym palcu. Tuna: Coz, no tak. Istrid: I nie mowie o wiedzy akademickiej, chociaz tu braki tez byly ogromne. Ale o takich calkiem prozaicznych, ot stosowny ubior, fakt, ze w karczmie to jednak lepiej uzywac sztuccow, a nie jesc paluchami. Tuna (zgodnie): Przynajmniej z zalozenia. Istrid: I ze ryba plywajaca w oczku wodnym, moze tam sobie swobodnie przebywac w swojej ozdobnej formie i nie musi stanowic kolacji. Tuna: Pamietam rybe! Istrid: Niedoszla kolacje. Zupelnie nie umialam pojac, jak mozna tak marnowac dobra rybe, skoro mozna ja wylowic praktycznie reka. Tuna: A juz mialam pytac co sie z nia pozniej stalo... no ale... Istrid: Och... zdechla ze starosci... Kiwam glowa nie do konca przekonana. Istrid, jak to Istrid, ponownie gladzi swoj plaszcz, najwyrazniej zdradzajac ze temat, choc trywialny, nie do konca jej lezy. Istrid: ...czy z innego powodu. To zycie oxenfurckie niesamowicie mnie zmeczylo. I cale szczescie, ze zupelnym przypadkiem trafilam na Kolezanke Faige. (mamroczac pod nosem) Straszny z niej spioch. (po chwili) A chwile potem trafilam na ostatnie Dni Gnomiej Nauki. Istrid namysla sie. Istrid: Ostatnie to moze zle powiedziane. Ale ostatnie tak rozglaszane na swiecie. Kolezanka sobie wyobrazi, ze w portach mozna bylo spotkac dwoje Kolezenstwa, ktorzy informowali o tym, ze dnia tego a tego odbeda sie opodal Novigradu takie a takie Dni. Moze i cos chcialam powiedziec w tym momencie, lecz w ostatniej chwili decyduje sie byc zaskoczona slowami Istrid. Jak siegam pamiecia, nie pamietam takiego zaangazowania. Tymczasem Istrid kontynuuje: Istrid: Ze beda odczyty, eksperymenty... one naprawde byly z ogromnym rozmachem. Byl ogromny namiot, byla prezentacja poszczegolnych warsztatow. Dla mnie byla to niemal magia. Zerkam roziskrzonym wzrokiem na Istrid, dla mnie pewnie rowniez bylaby to magia. Istrid: Pamietam ze na stanowisku odpowiadajacym Wydzialowi Gorniczemu mozna bylo odsiewac zloto z piasku. A ilu bylo Inzynierow, choc siedziba w Gnomim Miescie byla raczej niewielka. Wlasnie podczas tych Dni zrozumialam, ze to fantastyczne tak byc Inzynierem, moc robic to co sie lubi, a jeszcze robic to dla dobra nauki. Pamietam ze tez byla loteria prowadzona przez Bialy Kiel... no, czy tez na tamte realia Stowarzyszenie Polelfow. A losy byly sprawiedliwie wydzielane przez maszyne losujaca. Sporo bylo odczytow, zabawy. Nie wszystko tez niestety pamietam, bo szmat czasu juz uplynal, ale... nigdy pozniej takich Dni nie udalo nam sie zorganizowac, az na taka skale. Z tamtych zostala mi ogromna drewniana bransoleta z napisem DGN. Tuna: O, ma ja Kolezanka przy sobie? Istrid: A nie mam, ale podesle szkic. Nie przygotowalam sie, a tak lubie ozdoby... Tuna: Wlasnie Dni Gnomiej Nauki zmienily zycie Kolezanki? Istrid: Tak, takie inzynierskie, to mozna powiedziec ze tak. Byly wrecz kolebka dla nowej Istrid (mrugajac psotnie) juz nie wyspiarki wyciagajacej ryby z fontanny. Ale to nie tak, ze od razu po tych Dniach trafilam z podaniem do Gnomiego Miasta. Miedzy tymi Dniami Gnomiej Nauki a moim podaniem jeszcze sporo wody w Pontarze uplynelo. Wie Kolezanka, takie dylematy mlodych gnomow. Czy jest w ogole sens, czy mam szanse sprostac. Tuna: Wiem, zeby nie bylo! Istrid: Slyszalam tez, ze egzaminy bywaja bardzo trudne. Tuna: A kto byl w tamtych czasach Majstrem? Istrid: Ha! I tu dowod na to, czego Majster sie wypiera! Usmiecham sie z zaciekawieniem. Istrid: A mianowicie, ze skoro On nie jest stary, to ja tez nie, bo byl to wlasnie Majster Ulik. Czyli wedle naszej rachuby to juz bedzie jak nic lat trzynascie jak nie wiecej, bo w samym SGW bedzie ze spedzilam juz lat dwanascie, czego z przyzwoitosci wole nie przeliczac na tutejszy elfi kalendarz. Istrid wybucha smiechem, a i ja usmiecham sie poddajac zaskoczeniu. Ale juz po chwili: Tuna: Wiec po kolei, najpierw byly DGN, czy wspomniana Kolezanka Faiga? Istrid: A co bylo, najpierw w sumie to Kolezanka Faiga zaprosila mnie na Dni Gnomiej Nauki, ot jako przypadkowo poznana mala gnomke. Nie to zebym obecnie byla duza, ale... bardziej doswiadczona. Istrid chichocze chwile. Istrid: Ale takim prawdziwym przelomem to byl moment w ktorym Kolega Pyrdek, pozniejszy moj maz zreszta - szczere usciski i pozdrowienia dla niego, jezeli sie w ogole ocknie by pismo przeczytac - pokazal mi gnomiometro, obecnie juz relikt nawiedzajacy tylko wspomnienia nielicznych. Wzdychamy jak na komende. Istrid: I wlasnie to przeklinane psujace sie wiecznie metro, wymagajace nieustannego dbania o opal sprawilo, ze poczulam iz musze miec do niego staly dostep, by ostentacyjnie obwozic swoja osobe z przystanku na przystanek. Teraz niestety istnieje ono jako wspomnienie i zapis w balladzie Kolezanki Isil. Tuna: Moze sie zgodzi i opublikujemy? Istrid: Warto zapytac, bo to idealne odczucia innostwora po tejze podrozy, a i dla mnie pierwsza podroz byla wlasnie taka. Nie wiedzialam co sie dzieje, dlaczego sie dzieje, ale chcialam by sie dzialo nieustannie. To tak jak z zakochaniem. Istrid naprzemiennie rechocze i smieje sie, zadowolona z porownania, a i ja dziele z nia te wesolosc. Tymczasem Isil, autorka "Gnomiometra", zapytana o to juz po wywiadzie, rzeczywiscie wyrazila zgode, publikujemy wiec te przytoczone przez Istrid muzyczne wspomnienie: __________________________________________________________________ / _\ \ | / | | | \_/_______________________________________________________________/ \ \ \ aut. Isil \ \ " G N O M O M E T R O " \ \ \ | Pod Gora Carbon inzynierzy | | Wybitne gnomy, gnomki takze | | Kazdy z nich w swoje racje wierzy | | Zjednoczyc umia sie, a jakze! | | | | Do gnomometra | | Wsiasc wagoniku | | Miec w swej sakiewce | | Kilka kamykow | | I drzaca dlonia | | Sciskajac dzwignie | | Czuc calym soba jak cialo stygnie | | | | Juz jada wagoniki w trasie | | I szumi w uszach az tak gonia | | Pomyslal ktorys gnom ze "Da sie!" | | Zapieprz... | | | | (Tego owego... Jak to szlo...) | | | | Byc szybszym od raczego konia | | | | Do gnomometra | | Wsiasc wagoniku | | (...) | | | | Gdy stacja "MAHAKAM" majaczy | | W wielkiej szybkosci tak rozmyta | | Czy kiedys jeszcze swiat zobaczyc | | Bedzie Ci dane sam sie pytasz | | | | Do gnomometra | | Wsiasc wagoniku | | (...) | | | | A zanim skonczy sie piosenka | | Co o wrazeniach mocnych prawi | | To ktorys z gnomow w swoich rekach | | Nowym sie wynalazkiem bawi | | | | Do gnomometra | | Wsiasc wagoniku | | (...) | ___| | / \ | | | /_| | \__/_______________________________________________________________/ Istrid: Ach, no i od niedawna mamy tez sredniej jakosci, ale jednak budzaca wspomnienia replike wagonika. Tuna: A prosze powiedziec, czy w tym okresie Kolezanka trudnila sie czymkolwiek innym? Szukala alternatyw? Istrid potakuje, lecz natychmiast, zaraz potem, kreci ni to z humorem, ni to z niedowierzaniem glowa. Istrid: Marzylam by byc ochotniczka w mahakamskim Hufie! Zaniemawiam z wrazenia. I pomyslec, ze jeszcze kilka minut temu sobie myslalam, ze juz nic mnie w Istrid nie zaskoczy... Istrid: Cale szczescie Pulkownik Maurois, ten z pewnoscia z zaswiatow na pismo rzuci okiem, wybil mi ten durny pomysl z glowy. Tuna: Ale dlaczego? Zazwyczaj stowarzyszenia pozadaja rekrutow. Istrid: Bo widzi Kolezanka, do wojska trzeba miec dryg. Wstac na rozkaz, jesc na rozkaz, spac na rozkaz i nawet pierdziec tylko na rozkaz. Na dalszy ciag czekam cierpliwie az Istrid przestanie sie smiac, w tym czasie moze-tylko-troche-zbyt-powaznie zastanawiam sie jak to jest zyc w takim rygorze. Istrid: A ja wiecznie sie gubilam, zajmowalam nie tym co trzeba, a jak poszlam zbierac ziola to ignorowalam wszelkie posylane przez goncow rozkazy. Tuna (z niedowierzaniem): To znaczy, ze probowala chociaz Kolezanka tam dolaczyc? Zlozyla z poczatku podanie, byla ochotniczka? Istrid: Nic z tych rzeczy. Cale szczescie. Tuna: Najwyrazniej Pulkownik znal dobrze Kolezanke i bez tego. Istrid: Dobrze to pewnie nie, ale na tyle, ze odradzil mi ten pomysl nim zaczelam go naprawde realizowac. Wie kolezanka, zanim sie dowiedzialam gdzie sklada sie podanie, to juz zrozumialam, ze z ochotnikami to ja moge wypic kufel piwa, ale dzielic obowiazki, to moze sie nie udac. Nie ta krzepa, nie ten styl zycia. Ot, fascynacja, jak to sie mowi, mundurem. (Istrid mruga figlarnie) Do dzis bardzo lubie Huf, zawsze moge na Kuzynostwo liczyc. Obronia tak przed wilkiem jak i widlogonem, a i sucharow i kabanosika nie poskapia. Istrid oblizuje sie, a ja zapisuje wytrwale. Tuna (sugestywnie): Pozdrawiamy oczywiscie! Istrid: Oczywiscie. Ze pozdrawiamy. Tuna: A tymczasem co w koncu Kolezanke ostatecznie przekonalo do SGW? Wylacznie brak lepszych opcji, czy jednak ta milosc do gnomiego... no wlasnie bardziej gnomiego dorobku naukowego, czy bardziej gnomiego personelu? Istrid kiwa glowa z zafrasowaniem. Istrid: Dobre pytanie. (ze smiechem) Jak powiem, ze do personelu, to mi Czytelnicy zarzuca awans przez lozko. Tuna: Mozna powiedziec, nielatwy dylemat! Istrid: Wlasnie. (po chwili) Zrobmy tak by wilk byl syty i owca cala bo na mnie to i tak suchej nitki nie zostawia. Spogladam na nia z zaciekawieniem. Istrid: Do SGW jako Stazystka dolaczylam z milosci i pedu do wiedzy i nauki. A akces na Inzyniera zawdzieczam zapalowi z jakim Kolega Pyrdek staral sie uczynic ze mnie swoja zone, a ja nia byc nie chcialam, bo nie bede od meza gorsza. Gdy juz Istrid... zreszta obie, tak wlasciwie, skonczylysmy sie smiac: Istrid: O, widzi Kolezanka, fascynacja Hufem obudzila sie jeszcze w czasach pozniejszych, ale to juz tez zupelnie inny jej wymiar - skoro nie nadawalam sie do drygu wojskowego, to wyszlam za maz za wojaka, a ten spedzal ten czas miedzy spaniem a pierdzeniem na rozkaz ze mna. (po chwili) Zaraz wyjdzie, ze perypetii milosnych mam wiecej niz opracowan naukowych. I bedzie to jakas forma prawdy. Notuje slowa Istrid z rozbawieniem. Tuna: Wiec jak to sie zaczelo? Jak wspomina Kolezanka poczatki w SGW, jako stazystka? Istrid: W sumie to troche nudno. Nie kryje zdumienia. Istrid: Bo widzi Kolezanka, grono inzynierskie bylo liczne i dosc mocno ze soba zzyte. Kazdy wiedzial co robi, z kim i dlaczego. Dzialalo jak zebatki w dobrze naoliwionej maszynie. Kiwam glowa z zainteresowaniem. Istrid: I przychodzi taka stazystka, ktora to czegos by chciala, ale sama nie wie czego. Warsztat ja przeraza ogromem mozliwosci, a nikt tez nie ma czasu by go oswoic. No i tak zajelam sie tym co znalam najlepiej, czyli ziolami. Opracowalam jeden z lepszych na tamte czasy zielnikow, az po umieszczeniu go w bibliotece ogolnej posypaly sie do Majstra listy z zazaleniami, ze wiedze udostepniamy, nad zbiorami ktorej niektorzy pracowali pol swego zycia. Tuna: W tamtym czasie to byla ujma? Istrid: Zielarstwo? Tuna: Dzielenie sie wiedza. Istrid: Ujma nie, raczej zielarz byl naprawde rozchwytywany, bo o odnawianiu formy sila woli, to nikomu sie nawet nie snilo... To chyba do tej pory jest temat taki jakby to... mocno niewygodny. Jedni sa zdania, ze dzielic sie trzeba, drudzy ze niech bogowie bronia, zdobyles to miej dla siebie i niech Cie prosza. Ja zawsze bylam tego zdania, ze nic tak nie sprawia radosci jak mozliwosc podzielenia sie wiedza. Tak czy inaczej zielnik, jak metro, zostal reliktem przeszlosci. Ale dlugo wspieral mlodych zielarzy. Do dzis jest dostepny w Gnomim Miescie, chociaz trzeba ostroznie, bo slyszalam (i tu chichot) ze tam w bibliotece spotyka sie ogromne okazy sieciarzy. Tuna: Przyblizyl on jakos Kolezanke do kariery w SGW? Wczesniej cos tam Kolezanka napomykala, ze stalo sie to dzieki milosci do ziol. Istrid: Zdecydowanie. Byl kamieniem milowym, bo dzieki niemu wlasnie moglam przystapic do egzaminu inzynierskiego. Za moich czasow kazdy stazysta musial sobie obrac jakas dziedzine wiedzy, na temat ktorej sie przygotowywal, pisal opracowania i prowadzil badania, by nastepnie mogl podejsc do egzaminu. Tuna: A inne wspomnienia ze stazu? Miala Kolezanka jakies pamietne zadania, przygody albo wspomnienia? Istrid namysla sie dosc dlugo. Istrid: Z pewnoscia musialy byc jakies zabawne momenty, ale caly staz to pamietam tak... troche przez mgle. Zdecydowanie wiecej tych wspomnien mam jak bylam juz opiekunka tego czy innego stazysty. Jedyne, ktore do dzis mnie bawi to wlasnie moj awans na pracownika AIS - nie zapominajmy o nagrodzie. Tuna: A coz to za wspomnienie? Istrid: Bo widzi Kolezanka, Kierownik Yalom byl bardzo konkretnym gnomem. Nie zadne tam lanie wody, tylko po co ty chcesz akurat pracowac wlasnie na tym Wydziale. Rozluznial sie jedynie, gdy zalegal, ale to juz w pozniejszych czasach, w wannie na sterowcu. Smiejemy sie razem, pewnie ze tak bylo! Istrid: Potem musielismy opowiadac innostworom, ze ta woda smak ma taki, bo wanna metaliczna... i takie tam, ale to juz akurat Kolezanka wie. Potwierdzam slowa Istrid, jako ze to juz rzeczywiscie moje czasy na pokladzie SGW. Istrid: I ja tez dlugo sobie myslalam dlaczego akurat ten Wydzial. I w sumie wiedzialam, bo lubie ziola, bo wiaze z nimi swe badania. Ale to takie trywialne: lubie ziola. Zatem o tym ze chce obrac ten wlasnie Wydzial to wspominalam tak tylko mimochodem, az Kierownik gdzies to musial uslyszec. I sam mnie poprosil na rozmowe. A ja zielona jak przyslowiowy szczypiorek na wiosne. (Istrid wzdryga sie) Na pytanie czemu akurat ten Wydzial na chwile dech stracilam, a potem odezwala sie we mnie krew tatki -wizjonera. Czekam cierpliwie, az Istrid w koncu sie wysmieje do konca... Istrid: Oswiecilam zatem Kierownika, ze to jedyna opcja by opracowac eliksir na dlugowiecznosc i porost piersi u elfek. Zaniemawiam na dluzsza chwile w zaskoczeniu. Istrid: Coz... nie bardzo dyskutowal w tej sprawie. W sumie co tu omawiac, stwierdzil, ze od dzis jestem Pracownikiem. Tuna: A ze tak zapytam... ale to zupelnie nie z ciekawosci... ma Kolezanka jakies sukcesy na tym polu? Istrid (markotnie krecac glowa): Elfki jak byly plaskie tak sa. Ale gdyby przypadkiem sukces sie trafil to mithryle bym przewozila wozem. Tuna: A podejmowala Kolezanka takie prace? Istrid: Powiem Kolezance szczerze, ale tak wiadomo, miedzy nami, ze skoro osiagnelam juz wymarzone stanowisko, to skupilam sie na tym, co do tej pory robilam bez niego, czyli na zielarstwie stosowanym doraznie. Ale.. bo jest tez Ale, dzieki awansowi na ten wlasnie Wydzial, zarazilam sie fascynacja lingwistyczna od Kierownika Yaloma. Tuna: Kierownik Yalom byl lingwista? Jako ze ja sama nie jestem, to nie znalam go z tej strony. Istrid: Ano byl, gdzies tam pomiedzy jednym machnieciem drzewcem a drugim... w sumie to nie wiem, bo nigdy nie bylismy, hmm... w stopniu zazylym, ale byl jednym z tworcow, czy tez pomyslodawcow Lingnomu. (usmiechajac sie ku posiadanemu swemu slownikowi - atrybutowi Akademii) I jakos tak do dzis tocze to dzielo. Chociaz forma juz zupelnie inna, a nauczycielami z przyczyn naturalnych, czyli braku narybku, nie sa tylko gnomy. Lingwista to bardzo, hmm... to taki troche relikt w obecnych czasach. Malo przydatny w pogoni za kluczem. Tuna: A jak Kolezanka wspomina dotychczasowa kariere juz jako pracownik i inzynier? Jak na przyklad poszedl jej egzamin? Istrid: Egzamin... moze nie mowmy o tym oficjalnie. Majster mowil ze dramatycznie, ale w sumie mowil tak kazdemu. Ja z egzaminu pamietam ogien buzujacy w kominku, wysmienite babeczki od Kuzynki Rozalii z Fandall i panicznie niewygodny taboret. A pytania... rutyna: Nie wiem, Nie wiem, Nie spotkalam, Trudno mi powiedziec. Istrid smieje sie jakby opowiedziala, czy tez raczej uslyszala dobry dowcip. Istrid: Potem chwila grozy.. "Nie powinienem Kolezance tego egzaminu zaliczyc, bedzie Kolezanka musiala wiele nadrobic ale na spory kredyt zaufania moze Kolezanka sie tytulowac Inzynierem." No i roznica byla taka, ze na tych egzaminach kiedys gromadzilo sie tych Inzynierow sporo. Fakt, niby spali ale jednak wprowadzali taka nute... niepewnosci, ze jednak moga powiedziec Nie, a ich glos ma znaczenie. Ale mam wrazenie, ze oni zasypiali na poczatku egzaminu, zaraz po wypiciu kawy i przegryzieniu babeczki i nawet jak chcieli zaprotestowac, to budzili sie juz po werdykcie, w przyslowiowym miedzyczasie zadajac jakies przypadkowe pytanie zestresowanemu stazyscie, dla przykladu czy wie Kolezanka co to takiego Adamantite. I spali dalej. Tuna: Niestety potwierdzam! Istrid: Wiem, bo potem czynilam tak samo. Tuna: Jest ciaglosc tradycji! Istrid: Choc egzaminow juz nie ma, jesli nie liczyc tych na wytrwalosc - kto sprosta Majstrowi w cwiczeniach w polsnie, albo kto mu dotrzyma kroku w pogoni za kluczem. Tuna: Moze nie podsuwajmy Majstrowi pomyslow.. dobrze jest jak jest. Istrid: Ja taki egzamin oblalabym z pewnoscia. Tuna: I rzeczywiscie Kolezanka nadrabiala? Jak Kolezanka wspomina dalsza kariere? No i jestem ciekawa jak to sie stalo, ze dzis Kolezanka reprezentuje przeciez Wydzial Gorniczo-Maszynowy. Istrid: Co do mojego stanowiska na obecnym Wydziale, jakby to ujac - przypadek. Bardzo nie chcialam obejmowac stanowiska Kierowniczki, ale czy Majster o to pytal? Wydzial nie moze pozostawac bez opieki. "Mianuje Kolezanke Na Kierowniczke. Dziekuje, Mozemy Wracac Do Swoich Zajec". Nawet nie mialam kiedy powiedziec "Nie chce". Nie mam pojecia o maszynach, a kopalni sie boje. W sumie, gdyby nie wsparcie Kolegi Beddara i Kolezanki Fantaji, to zostawilabym torbe gdzies na progu laboratoriow i poszlabym w swiat. Tuna: Nawet obecnie? Wciaz Kolezanka czuje sie nieoswojona? Istrid: Tamci dwoje to prawdziwi pasjonaci. Zarazili mnie kopalnia do tego stopnia, ze po licznych wypadkach i przypadkach dostalam nawet oficjalny zakaz od Majstra by sie tam pojawiac. Niewiele to dalo bo dzieki fizycznej pracy jakos lepiej sie przyswajaly trudne slowka w obcych jezykach. Kolezanka Fantaji, spioch ode mnie gorszy byla swietna nauczycielka. . ,_, ,_, . . (o,o) (o,o) . |./)_) Koniec czesci pierwszej (_(\.| | " " " " | o-----------------------------------------------------------------------------o pr strone 5 Zatytulowano: Wywiad z Istrid - czesc 2 o-----------------------------------------------------------------------------o | | | ........... ............ | | ,..,' ',.,' ',.., | | ,' ,' : ', ', | | _ \ | | | / | | | | | _ \ _ / | / | | _` | _` | _ \ \ \ \ / | / _` | | | __ < ( | / < / ( | ( | ( | \ \ \ / < ( | | | _| \_\ \___/ ___| _|\_\ _| \__,_| \__,_| \___/ \_/\_/ _|\_\ \__,_| | . ,' ,'....................... : ........................', ', . . ,' ,' ',:,' ', ', . ,' '........................ ' .........................' ', ''''''''''''''''''''''''''''':''''''':'''''''''''''''''''''''''''''' ''''''' czyli cykl wywiadow i nie tylko dla (niekoniecznie) cichych wielbicieli i wielbicielek a na niej I S T R I D F I O R S D A T T E R -==- Czesc druga Gdzies mniej wiecej w tym miejscu, same nie wiemy jak to sie stalo, zeszlysmy spontanicznie z tematu wywiadu, poswiecajac sie dywagacjom na temat najnowszych trendow w obrobce stali - i choc bynajmniej nie byl to pierwszy raz kiedy nam sie to zdarzylo, to jednak uznalysmy, ze nie jest to najgorszy moment, by przyznac ze jeszcze pewnie nieraz wywiad przerwiemy, by cos dopowiedziec. Gdy dzis to wspominam, az trudno mi w to uwierzyc, ze w koncu udalo nam sie dotrzec do polmetku rozmowy - zaznaczylam sobie ten moment, by pocieszyc sie, ze skoro rozpoczelam z Kolezanka Istrid epizod o SGW, a finalnie o niej samej, to pojdzie juz z przyslowiowej gorki i szybko dojdziemy do konca tego dziela. O tym ze tak nie bedzie, przekonacie sie czytajac dalej: Tuna: Bywala Kolezanka gornikiem, rownolegle z byciem Inzynierem? Istrid: Bardziej stalam sie gornikiem niz Inzynierem. Teraz chyba wiek nie ten, a i jakos samotnie trudniej, chociaz obecnie Kolega Zumberto powrocil. Tuna: Kolega Zumberto to rowniez weteran z Kolezanki Wydzialu? Istrid: Zdecydowanie. Mial dosc grozny wypadek podczas prac wydobywczych i na dlugi czas stracilismy z nim kontakt, ale cale szczescie wrocil i mam nadzieje, ze wroci rowniez do Periodicusa. Tuna: Byl i w Periodicusie? Istrid: A tak, ale to pewnie rozmowa na zupelnie nowy wywiad. (po chwili konspiracyjnie) Slyszalam tez... oczywiscie Kolezanka tego nie wie ode mnie, bo skad,.. ze podczas rekonwalescencji Kolega opracowal spore zasoby tekstow roznych. Ale jakos tak nie ma smialosci, by je opublikowac. Ale ja zupelnie nic o tym nie wiem. Tuna: Nie bojmy sie tez napisac, ze to dzieki Kolezance mozemy podziwiac wagonik gnomometra w pokladowym warsztacie. Istrid: Tak, to prawda. Bardzo mi na tym zalezalo, by tam sie pojawil. Kto z nas nie lubi wracac wspomnieniami do czasow mlodosci. Potwierdzam slowa Istrid. I tak na marginesie, wszystkich Was chcacych zobaczyc oryginalny pojazd gnomometra (i przy okazji gnomosterowiec w calosci) zapraszamy do kontaktu z dowolnym Inzynierem SGW. Tuna: A teraz pytanie, mysle, trudne: Jak okreslilaby lub opisalaby Kolezanka SGW, zwlaszcza na potrzeby mlodych czytelnikow? Czym dla Kolezanki jest SGW? A moze czym jest i byl kiedys, jezeli sie zmienia? Istrid: Przede wszystkim chaosem, ktory przybiera czasami forme naukowa jakby to ujac... bo gdy sie nie jest gnomem z SGW, to mysle, ze bardzo trudno to zrozumiec, o ile w ogole mozna. Ale to jedyne miejsce w mojej ocenie, jedyne na calym swiecie gdzie kazdy moze robic swoje po swojemu, tak jak lubi, dodatkowo realizujac sie w ten sposob, moze robic cos dla dobra SGW. Majster sie nie obraza na Inzynierow ze nie biora udzialu w wyprawach, cieszy sie jak biora, nikt nie chce byc Kierownikiem, chociaz przeciez sa cztery Wydzialy. Fenomen. Tuna: A teraz byc moze jeszcze trudniejsze pytanie... Istrid: Miedzy trudnym pytaniem a trudniejszym, przypomnialo mi sie, wie Kolezanka, pewne wesole wydarzenie z czasow jak juz bylam Inzynierem i moglam sie zadaniami wyzlosliwiac na stazystach. Tuna (z niepokojem): Ale nie bylam wtedy jednym z nich? Istrid: W sumie to nikt nie byl, ja po prostu nie lubilam, jakby to ujac, oczywistych rozwiazan. I dlatego to bylo odbierane jako upierdliwosc: jednym z mych zadan bylo "jaki jest twoj ulubiony kolor - tu stazysta radosny wymienil ten swoj i juz czul powiew awansu. Ale ja chcialam by to jakos pokazac, udowodnic, zaprezentowac. Padlo na Kolege Beddara - slyszalam ostatnio, ze niestety zaginal podczas jakiegos badawczego rejsu - wybral on kolor zielony i Kolezanka sobie wyobrazi, przyparadowal w zielonej spodnicy, oliwkowym kubraku, podzwaniajac zielonym dzwoneczkiem, a na deser odpalil zielone fajerwerki. Tuna: Cos podobnego! Zapisujemy, zeby nie bylo. Istrid: A ja mam slabosc i zawsze mialam do wszystkiego, co choc troche lamie konwencje. (po chwili) Moze poza wychodzeniem za maz, tu skupie sie na konwencji - do trzech razy sztuka. Skrobie olowkiem po stronicy notatnika nadazajac z zapisywaniem slow Istrid, podczas gdy ona sama dzielnie pociaga kawy, sprowadzajac moje umiejetnosci krepowania jej lina, o czym byc moze jeszcze pamietacie z poczatku tego wywiadu, do smetnego wspomnienia niekompetencji. Istrid: A teraz jestem gotowa na pytanie trudniejsze od trudnego. Tuna: Trzeba bedzie spojrzec na gnomosterowiec z punktu widzenia warsztatu Wydzialu Gorniczo - Maszynowego... Istrid: Sprobujmy, jezeli wyjdzie brak wiedzy, nie szkodzi. Gnom sie doskonali cale zycie. Tuna: Dawniej SGW wrecz ocieralo sie o kopalnie Gnomiego Miasta i wlasciwie czlonkowie Wydzialu Gorniczo-Maszynowego nie mieli do dziedziny swoich kompetencji daleko. Dzis SGW nierzadko lata po niebie, ku satysfakcji siostrzanego Wydzialu, ktorego moze nie bedziemy wyrozniac... jak dzis Kolezanka okreslilaby role swego Wydzialu w nowej, obecnej rzeczywistosci? Istrid: Widzi Kolezanka, moznaby to ujac dwojako: w formie kultywowania pamiatek typu wagoniki, czy wystawka roznych narzedzi i mineralow w warsztacie, ale mozemy podejsc do tego od strony typowo maszynowej, wraz z Automatykami, bo wydaje mi sie, ze jedni bez drugich istniec nie moga. Mozemy wciaz zapewniac rozwoj maszyny, windy, wysiegniki, calej maszynerii w kotlowni. Konwerwacja i utrzymanie maszynowni i wewnetrznych instalacji? Gornictwo niestety musimy bardziej potraktowac, hmm... Obecna forma SGW pozwala traktowac wszystkie Wydzialy, jako jedna calosc, bo aby ten nasz wspolny sterowiec polecial, czy wyladowal, to potrzebujemy Awionikow do kontroli nad wszelkimi pomiarami i mozliwosciami sterowca w sprawie samego przelotu, Automatykow i Gorniczo - Maszynowego, do kontroli i konserwacji maszyn, no i niezastapionego AIS po to by byly mapy. Wczesniej kazdy Wydzial pracowal bardziej na zasadzie "kazdy sobie rzepke skrobie" a teraz jestesmy od siebie zalezni. Tuna: I tak oto zamknelismy temat dziejow Kolezanki oraz samego SGW. Istrid: O, mysle, ze bardziej moj niz SGW. Tuna: A teraz co nieco o Kolezance tak jakby mniej inzyniersko. Nie jest tajemnica, zwlaszcza po przeczytaniu dotychczasowej czesci wywiadu, ze Kolezanka jest tez lingwistka i czlonkinia Lingnomu. Czym jest Lingnom? Byc moze wsrod czytelnikow sa mlode osoby, ktore nie wiedza. Istrid: Grupa desperatow, ktorzy chca sprawic, aby kazdy mial dostep do nauki jezykow dla niego obcych. Pobieramy oplaty za lekcje, ale sa one raczej niewielkie, bo kazdy jest przede wszystkim zapalonym fascynatem. Istrid rozpogadza sie na twarzy umiechajac sie nieznacznie. Tuna: Desperatow? Istrid: Ano desperatow, bo czasem to nie jest proste by nauczyc ogra w jezyku Elfow. A jednak, pomimo tego, ze czasami narzedziem dydaktycznym jest mlotek, a nie slownik, to jakos to idzie. Wiadomo, trzeba byc elastycznym i dydaktyke dostosowac do potrzeb ucznia. Tuna: O takim zestawieniu nawet nie pomyslalam. Wiec sa rozne oblicza i stopnie trudnosci nauczania? Istrid: Zdecydowanie. Ja stosuje metode kija i ciastka. Przy tej okazji serdeczne pozdrowienia dla Kuzynki Orchis, bedaca producentem zestawu dydaktycznego. Ciastka sa tak dobre, ze uczniowie po nie, znaczy po nauke, wracaja z przyjemnoscia. Tuna: Czyli okazja do kolejnych pozdrowien! Istrid: Wymogiem jednak jest, by nauczyciel mial opanowane co najmniej osiem jezykow, a i mial predyspozycje zawodowe do bycia nim. Niby fanatyk ma predyspozycje, ale nie lubimy skrajnosci. Tuna: A az sie boje zapytac, a na co kij? Istrid: Kij to brak ciastka. Ewentualnie subtelne dzgniecie olowkiem, ale to od niedawna. Tuna: Co sklonilo zalozycieli do zalozenia Lingnomu, pasja, chec zarobkowania, podrywanie plci przeciwnej? Istrid: Dobre pytanie, trzeba by sie, jakby to ujac po gorniczemu, dokopac do korzeni. Gdy przejelam Lingnom ja, potem dolaczyla Kolezanka Vyera i Fantaji... ach i oczywiscie Kolega Pyrdek, to byla juz poniekad kultywacja tego, co odczytalismy ze starych plakatow i mysl nam sie spodobala. Jak rozumiem z dawnych zalozen, mysl byla taka, ze bedzie to grono uczonych Inzynierow specjalizujacych sie w lingwistyce, ktorzy - nie oszukujmy sie, w celach zarobkowych, ale i bardziej swiatlych - bedzie udzielac lekcji wszystkim zainteresowanym. Tuna: No wlasnie, co dokladnie glosily stare plakaty i kto i kiedy po raz pierwszy zalozyl Lingnom? Istrid: Plakaty wlasnie oferowaly nauke jezykow na wysokim poziomie, a kto i kiedy, dobre pytanie... poza Kierownikiem Yalomem - nie wiem. Ale jezeli tym wywiadem uderzymy w przyslowiowy stol, to z pewnoscia nozyce sie odezwa. Tuna: Ryzykujemy? Istrid: Zdecydowanie, sama jestem chetna dowiedziec sie wieciej. A moze kogos z SGW tym rozbudzimy? Jest warto. Tuna: To jeszcze chcialam zapytac o terazniejszosc! Kto dzis nalezy do Lingnomu - wspominala Kolezanka ze nie tylko gnomy - oraz co trzeba zrobic, by zapisac sie na lekcje jezyka obcego. Istrid: Poza gnomami to grono jest zdecydowanie mocno elfie i kazdego z nauczycieli mozna rozpoznac po Slowniku (wysluzony skorzany slownik z emblematem szkoly jezykowej Lingnom - przyp. Red). Zatem, azeby zapisac sie na lekcje mamy dowolnie wiele opcji: zaczepic osobe ze slownikiem i zapytac, napisac list, bo wiedza o nauczycielach tez jest podawana z ust do ust, mozemy umiescic ogloszenie na tablicy ze poszukiwany jest nauczyciel (po chwili) Wlasnie, obecnie stan grona pedagogicznego nie byl dawno aktualizowany. Niektorzy sie rozespali, inni rozpoczeli dzialalnosc bardziej na wlasna reke, tak jak Kolega Ellax - ktorego oczywiscie goraco polecam jako nauczyciela. Tuna: Dlatego pytam o sklad! A poza tym ogloszenie o naborze mozemy zamiescic tutaj, w Periodicusie! Istrid: A oczywiscie, mozemy takie ogloszenie umiescic. +-------------------------------------------------------------------+ | | | Znasz jezyki obce, masz dar dydaktyczny i nie czujesz sie | | spelniony (spelniona)? Brakuje ci rozpoznawalnosci, uznania, | | podziwu, wyrazow wdziecznosci, monet w sakiewce czy podobnych | | tobie uznanych wspolpracownikow? | | | | Akademia Jezykow Lingnom istnieje juz wiele lat i obecnie | | jest najstarsza szkola lingwistyczna, zbiera pochwaly a takze | | wyrazy uznania, ma grono uczniow, pobierajacych nauki jezykow | | calego swiata, takze tych, ktore znasz Ty. | | | | Dolacz do nas. Zostan lektorem Lingnomu! | | | +-------------------------------------------------------------------+ Istrid: Prawda jest taka, ze rywalizacja jest miedzy nauczycielami zbedna, bo i tak wciaz nas malo. Niegdys mielismy ustanowiona takze jedna oplate za jedna lekcje konkretnego jezyka. Obecnie kazdy nauczyciel ma wlasny pomysl na zaplate, wiec jakas tam rywalizacja o ucznia istnieje, chyba tak, ale kiedys kazdy z nas spac musi, a wtedy drugi wypelnia pusta nisze. Ja tez nie rywalizowalam nigdy, bo widzi Kolezanka, dla mnie to bardziej chyba rodzaj powolania. Nie musze miec ogromnej ilosci uczniow ale milo po prostu kogos z przypadku czegos nauczyc. Nie jest to tez forma zarobku, bo co tez ja mam z tymi monetami robic, poza oddawaniem mlodym podroznym. Tuna: Satysfakcja? Istrid: Satysfakcja, tak. Tuna: Gdyby zatem zebrac liste osob, ktore naleza do Lingnomu i sa jego lektorami, to kto by sie na niej znalazl? Istrid: Obecnie z osob aktywnych lub prawie aktywnych to Kolezanka Natt, Kolezanka Isil, Kolezanka Shiris. Kolega Ellax, z tego co rozumiem, to uczy we wlasnym zakresie, ale oczywiscie tez go polecam, bo to dobry nauczyciel. Smialo moge powiedziec, ze jeden z najlepszych. Niestety grono gnomie mamy niewielkie, bo obecnie to tylko ja. Tuna: I to kolejne okazje do pozdrowien! Istrid: A oczywiscie, wszystkich nauczycieli, tych aktywnych i spiacych, goraco pozdrawiam. Tuna: Z tego co Kolezanka wymienia, wylania sie bardzo atrakcyjny wizerunek Lingnomu dla uczniow - mezczyzn. Istrid (ze smiechem): Zdecydowanie. (nagle) O, widzi Kolezanka, zapomnialabym o Koledze Adamsonie. Ale to takze jest czlonek Lingnomu i bardzo dobry nauczyciel. Tuna: Na podsumowanie tego tematu zycze - choc we wspolnej mowie - by mimo wszystko Lingnom trwal i sie rozwijal. Istrid kiwa z usmiechem. Tuna: A teraz zagadka dla Kolezanki! Istrid: Nigdy nie bylam w tym dobra, ale sprobujmy. Tuna: Zaden wywiad w "Rozkladowce", jak i takze we wczesniejszych odslonach tego cyklu nie moze sie obejsc bez...? Istrid (goraczkowo): Bez... ciekawostki byly, zyciorys byl... zatem pewnie jakies klopotliwe pytania o to co lubie, czego nie lubie i kiedy polubie? Tuna: A to moze pozniej. Istrid: To nie wiem. Ale jak ustalenie kolejnej nagrody mi pomoze, to ustalajmy! Tuna: Bez zapytania o sprawy sercowe i stan cywilny! I teraz jesli Kolezanka pozwoli, to do tego przejdziemy. Bo ze do trzech razy sztuka to juz kilka razy slyszalam, ale niejeden czytelnik, nie wspominajac o wielbicielach i dociekliwych kolezankach z pracy bedzie ciekaw szczegolow! Istrid wybucha smiechem, przechodzacym w nieopanowany z rozbawienia rechot. Istrid: Detale, pikanteria, wszelakie basniopisarstwo oraz szczegoly takie jak tylko Czytelnik sobie zyczy i o jakich marzy, to ja polecam udac sie do mojego meza. On dostosuje z pewnoscia opowiesc tak, by dla kazdego bylo wedle potrzeb. Tuna: Milosc to zawsze chwytliwy temat, a ja jednak mysle sobie ze Kolezanka daje sie poznac otoczeniu roznorako - i jako kompetentna inzynier i jako utalentowana lektorka, a lepszej okazji do takich pikantnych zwierzen nie bedzie. Kilka slow wiec o mezczyznach w zyciu Kolezanki. Jak Kolezanka ich wspomina, czy zycie bez nich byloby inne, lepsze? Istrid parska wesolo. Istrid: Bez meza - Inzyniera, to ustalilysmy, nie byloby awansu. I moja sakiewka pewnie bylaby tez mniej zasobna w monety i niekoniecznie stac by mnie bylo na wszystkie wymarzone kolczyki. Potwierdzam slowa Istrid. Istrid: Bez meza - piechura, w dodatku niziolka, nie zrozumialabym, ze kulinaria winnam zostawic lepszym od siebie. Bo widzi Kolezanka, jako mloda gnomka trafilam kiedys do Kaspiana (hierarcha miasta Novigrad - przyp. Red.). Ten mi zlecil przygotowanie dla niego jabluszka. Pieczonego jabluszka. Pelna zapalu udalam sie wiec zgromadzic komponenty, a gdy wszystko mialam, stwierdzilam: co to takiego, upiec jablko. W piecu rozpalilam, ulozylam na nim jablko, posypalam cukrem, wszystko jak kucharz mowil. I z takim zapalem je pieklam, ze nagle ocknelam sie jak w oblokach dymu, ciagnac mnie za ucho Kolega Kucharz wyrzucil mnie z kuchni. A potem sluchalam, ze to jabluszko, to takie proste do upieczenia i prawie kazdy w swoim zyciu piekl, zeby zarobic pare groszy. Ja nie upieklam do dzis. Pocieszam Istrid na miare swych niezbyt wygorowanych mozliwosci. Istrid: Moj obecny maz bardzo cierpi z powodu mojego antytalentu ale mi zawsze powtarza ze cale szczescie sa dobre karczmy gdzie mozemy sie stolowac. Moze to i lepiej, bo glupio by tak bylo wille w Tilei puscic z dymem. A wiem, ze u mnie byloby to jak pstrykniecie palcami. Wiec gdyby nie moj pierwszy maz, czyli Nork - pozdrawiam go oczywiscie serdecznie - to do dzis zylabym w przekonaniu, ze gotowac sie kiedys naucze. A tak to zostawiam to lepszym. Tuna: A trzeciemu co Kolezanka moglaby zawdzieczac? Istrid spoglada z usmiechem na delikatna srebrna obraczke. Istrid: Druga mlodosc, utrate rozsadku i wiare w marzenia. Tuna: Zeby zatem juz uprzedzic nachalne pytanie o to, czy serce Kolezanki jest obecnie wolne dla wielbicieli, opowiedzmy o mezu obecnym. Mozna oczywiscie pozdrawiac! Istrid: Pozdrawiam oczywiscie. A wielbicieli? No to ze jestem mezatka, szczesliwa przy tym, to przeciez nie sprawia, ze nie moge miec tabunow wielbicieli! Nie mozna im tego zabronic, by cenili mnie za dowcip, urode i za co to jeszcze? Wiedze! Tuna: No tak, wie Kolezanka, o tym nie pomyslalam... ciekawe czy maz Kolezanki takze! Istrid: To juz trzeba zapytac meza, jakie przygotowal metody na wielbicieli. Tuna: Chcialam jeszcze zadac pytanie o imie meza, ale zrobie to inaczej: gdyby mogla mu Kolezanka nadac rozbudowany tytul do przedstawiania sie, to jakby brzmial? Istrid: Moze zostawie tu fragment wolnej karteczki, by mogl sam sie zaprezentowac odpowiednio rozbudowanie. Tuna: No, jestem troche zawiedziona, ale dobrze! Istrid: Dla mnie to zawsze bedzie, jakby to ujac: Zawal W Kopalni. A to malo rozbudowane, ale pozostajace poza wszelka kontrola. Twarz Istrid zaczyna powoli przybierac czerwonych barw, po czym wybucha ona nagle opetanczym smiechem przeradzajacym sie w prawie niemozliwy do opanowania rechot. Istrid: I wie Kolezanka ja sie nie przejmuje zbytnio wielbicielami, ale te wielbicielki meza to juz moga stanowic problem. Tuna: Az sie boje zapytac czy zamieszczamy tu kilka slow dla nich... Istrid: Tak. Pozdrawiam serdecznie. Skoro maja podobny do mojego gust, to musimy sie koniecznie poznac. Mozemy sie nawet polubic. Tuna: Pozostaje zyczyc Kolezance nieskonczonych pokladow szczescia i milosci do wydobycia! (juz po chwili) A teraz, jak to w kazdej "Rozkladowce" bywa, nastapi teraz seria pytan, ktore Kolezanka i czytelnicy byc moze kojarza z poprzednich wywiadow. I od razu pierwsze z nich: jest Kolezanka gotowa? Istrid (ze smiechem): Nie jestem, ale ktory student jest gotow na zaliczenie. Tuna: Kolezanki hobby, te najbardziej ulubione? Istrid: Wiadomo, uganianie sie za barwinkami po lesnych gaszczach. Najlepiej, wiadomo, w towarzystwie meza, ale jezeli nie, to trudno. Tuna: Jakie cechy Kolezanka uwaza za najcenniejsze w zyciu? Istrid: Poczucie humoru, szczerosc i spontanicznosc. Tuna: Najbardziej ulubione cechy u plci przeciwnej? Niekoniecznie u swego meza lamane przez mezow. Istrid: No jak to! Bycie gnomem, prosze Kolezanki. Tego sie nie wybiera, ale co ja na to moge poradzic. Tuna: Kolezanka jest zdecydowanie kojarzona z Ishtar, wiec teraz z dedykacja dla tych zza oceanu: najpiekniejsze na Starym Swiecie? Istrid: Powiedzialabym Tilea, ale to takie krainy, hmm, troche powiedzmy... jak dla mnie... lubilabym Bretonie, ale... umiem jezyki Elfow, a nie rozumiem sie z Elfami. Tuna: Trudne pytanie, jak widze! Ale pytalam o najpiekniejsze... ale niekoniecznie o miejsce. Istrid: Biorac pod uwage i to nie ze wzgledu na meza, lecz jezeli nie bywalam po tej stronie morza, to bywalam w Tilei, to jak nic, musi byc Tilea. Takie urokliwe bagna, takie glebokie przepascie. I kopalnia pelna zawalow. Jesli to nie jest milosc, to juz nie wiem co nia jest. Tuna: A w takim razie najpiekniejsze na Starym Swiecie nie-miejsce, tylko inny motyw? Istrid oblizuje sie ze smakiem. Istrid: Szarlotka w Krainie Zgromadzenia. Lubie tez motyw delion w Gorach Kranca Swiata, ale nie wiem czy to sie nada pod wywiad (po namysle) ale wlasciwie czemu sie nie nada? Tuna: W takim razie plynnie przechodzimy do nastepnego: ulubione jadlo i napitek? Mozna czerpac juz z calego swiata. Istrid zamyka oczy i wspomina soczyste kawalki krabow, krewetek, malzy i slimakow podane na porcji spagetti. Istrid: Wszystko, wszystko co zwiazane z morzem! Chyba smak dziecinstwa pozostaje w pamieci na zawsze. Moze tylko... ostryg nie lubie. Napitek to kawa. W kazdej szacie i odslonie. I zachwalam wszystkim jako napoj bogow, ale sama nie lubie: nasza czekolade. Zamurowalo mnie, bo o tym pojecia w ogole nie mialam, podczas gdy Istrid zanosi sie smiechem - niewykluczone, ze wlasnie na moj widok. Tuna: Kolezanka jest taka piewczynia czekolady i nie lubi? Istrid: Cale szczescie wiekszosc lubi i docenia ten moj podstep. Juz kiedys zwrocilam uwage na to, ze gdy pada haslo "goraca czekolada", to wszyscy sie mimowolnie oblizuja. To doszlam do wniosku, ze warto uczynic z tego sukces sterowca, wiec jestem troche, jakby to ujac, mistrzem monologu na temat dialogu - zachwalam i polecam goraco goraca czekolade, sama wybieram kawe. Tuna: Nono, wywrocila mi Kolezanka swiatopoglad... Istrid: Ze mozna nie lubic czekolady? Tuna: Chyba dlatego, ze sama wierze, ze wszyscy lubia i ciezko jest przyjac do wiadomosci, ze nie. Istrid: Dla mnie forma czekolady jest Cappucino Amaretto. Co gorzej, trafilam na szalenca, ktory mnie w tych nielubieniach umacnia. Tuna: Meza? Istrid (potakujac): I tak nie lubimy czekolady oboje. Tuna: No dobrze, ale mialy to byc szybkie pytania, a tymczasem... mozemy dalej? Istrid (ze smiechem): Oczywiscie. Po prostu w rozmowie ze mna zwykle dygresja jest dluzsza od sedna. Tuna: Najwieksze sukcesy i najwieksze porazki zyciowe Kolezanki? Kiedy juz mi sie wydaje, ze to jest mniej wiecej ten moment, kiedy to rozbawiona Istrid sie uspokaja, ona zanosi sie jeszcze bardziej opetanczym rechotem. Istrid: Ja nie mam porazek, mam tylko, jakby to ujac, eksperymenty, ktore przybraly nieoczekiwany obrot. Tuna (podejrzliwie): Bardziej zyciowe czy bardziej laboratoryjne? Pomijajac specyfik na porost... no, u elfek. Tego, wiadomo... Istrid: Dobre pytanie. Moim nieudanym eksperymentem jest fakt ze mimo nalegan gnomiometro nie ruszylo ponownie w trase po wybuchu w laboratoriach. A sukcesy, tych jest ogrom. Zadowoleni i mniej zadowoleni z wynalazkow klienci, stanowisko kierownicze na Wydziale, ktorego nie chcialam w ogole znac. Mam wspanialego meza, jestem bogata i wciaz znajduje powod, zeby cieszyc sie swiatem. Gnomka sukcesu! Jak nic! W dodatku oswoilam maskonura a juz myslalam, ze go zabije. Tuna: Rzeczywiscie gnomka sukcesu z Kolezanki! Ulubiony jezyk? Jezyk mowiony, zeby nie bylo. Istrid: Skelliganski, zwlaszcza ten portowy rozdzial. Tuna: Chyba intuicyjnie nie chcialabym publikowac slowniczka... Istrid: Moze nie zaprezentuje, bo gotowa Kolezanka odebrac mi olowek. Tuna: Ulubiony wynalazek? Moze ale nie musi byc wlasny. Istrid: Wlasny to moj osobisty turkusowy plaszcz (dlugi turkusowy plaszcz - przyp. Red.), a nie moj, ale dla mnie to to samo miejsce, to kurtka gnomiego patrioty (gnomia pamiatkowa kurtka z kolorowymi naszywkami), lubie ten prestiz, ktory daje ciezar naszywek. Tuna: O, naprawde? Nawet byl razem z Kolezanka wspominany w moim wywiadzie! Istrid (ze smiechem): Czuje sie poniekad matka tego wynalazku. Tuna: A gdyby Kolezanka byla jakimkolwiek wynalazkiem, nawet nie istniejacym jeszcze w naszym warsztacie, to jakim i dlaczego? Istrid: Z pewnoscia jakas srebrna nieprzesadnie zdobiona czescia bizuteryjna. Mysle, ze z naciskiem na kolczyk. Tuna: A skad wlasciwie taka slabosc do kolczykow? Bez wyraznego powodu? Istrid: To slabosc do ozdob w ogole. Moze sama nie nosze nadmiernie duzo, bo nie w ilosci sila. Ale jakos tak wie Kolezanka, jak projektuje tego typu ozdoby, to mam wrazenie, ze robie cos bardzo osobistego wzgledem projektodawcy. Ubrania zmieniamy, pozbywamy sie, a jednak te ukochane ozdoby zwykle mamy przy sobie cale zycie. I sa one rozne, jak rozne sa gusta, dla jednych to diamenty, dla drugich koraliki i rzemyki. Tuna: Wlasciwie to przypominam sobie, ze Kolezanka to nasza specjalistka od ozdob. Istrid: Tak, ale chyba to troche tytul nad wyrost. Zapelniam po prostu nisze, w ktorej nikt od nas nie czul sie specjalnie dobrze. Moze wiec na wyrost, moze nie. Cos jak stanowisko kierownicze w Gorniczo-Maszynowym. Najgorsze ze jestem w tym troche, jakby to ujac, malo konkretna i techniczna. Gdy mam wene, to siedze i projektuje, a potem zamowienie czeka, klient czeka, a mi wciaz czegos w tym brakuje, ciagle jest zle. Wyjatkiem, wiadomo, sa projekty, ktore wymagaja bardziej warsztatu nizeli szkicownika, tu wena jest zbedna. I tu przeprosiny skierowane do wszystkich przyszlych klientow, ktorzy moga sie nie doczekac ukochanego projektu tak szybko, jakby chcieli. Tuna: A wracajac do plaszcza, to ja znam pewien osobisty fakt o Kolezance i jestem ciekawa, czy moglabym poruszyc ten temat... Istrid: Sprobujmy. Zawsze moge wykorzystac prawo do mowienia barwniej nizeli trzeba, albo subtelnie minac sie z prawda. Tuna: Mewa - wystepuje na hafcie Kolezanki odziezy, na kopertach slanych listow, a i niewykluczone ze jest szczegolnie obecna w w zyciu Kolezanki. Czy to jest jakis szczegolny, sentymentalny symbol? Istrid: Tak. Mewa jest ze mna od zawsze. Pieczetowala moje podanie do SGW, moje zielniki i tak dalej. A sprawa jest prozaicznie prosta: moj Tatko uzywal mewy jako swego znaku rozpoznawczego. A i legendy Wyspiarzy mowia ze po smierci te niespokojne dusze marynarzy przemieniaja sie w mewy, by moc dalej przebywac tak blisko morza, jak to tylko mozliwe. I dla mnie osobiscie jest to takze symbol nieskrepowania, wolnosci, odwagi zeby plynac z pradem wiatru jak mewa. Tuna: Pieknie powiedziane, zeby nie bylo. Istrid: Wyprowadzilam sie z Wysp, ale jak widac, Wyspy ze mnie nie wyprowadzily sie nigdy. Nigdy tez nie zmienilam nazwiska, mimo meza, meza i meza. Istrid rozjasnia swa surowa twarz usmiechajac sie nieznacznie. Tuna (nie ukrywajac wzruszenia): Och, no to moze dalej, choc zapomnialam gdzie skonczylysmy... juz mam! Osobisty idol i dlaczego? Istrid: Zeby wybrac jednego to tak naprawde trudno. Bo widzi Kolezanka, idolem staje sie ktos na kim chcielibysmy sie z jakiegos powodu wzorowac. Taki nasz autorytet, a jednak co dziedzina, to inny autorytet. Tuna (zgodnie): Tak sie przyjelo, mozna zatem wiecej. Istrid: Polechtamy zatem proznosc Majstra, ale co tam, stary jest, to mu sie nalezy. Bo mimo licznych zartow, nie wyplywajacych jednak ze zlosliwosci... no moze troszeczke... to jednak jest sztuka dowodzic banda nieswornych gnomow, niesamowicie zroznicowanych i kazdy z nich uwaza sie za najmadrzejszego. Dowodzic, a przy tym zachowac niesamowity dystans i umiec patrzec przez palce na te wszystkie nasze slabostki. Tuna: Ano, zeby nie bylo. Istrid: Tyle lat nami dowodzi i fakt, mozna powiedziec z braku innego na stanowisko, ale jednak to nie tak, bo gdyby nam bylo tak zle, to znalezlibysmy sposob by na tronie osadzic innego Majstra, a jakos tego nie robimy. Niech bedzie kto by chcial grzebac w papierach z przed trzynastu lat. Ale jednak. Tu zalamie wiekszosc czytelnikow, ale to moj wywiad i moge, ale takim autorytetem zupelnie przeciwstawnym do Majstra jest uwaga, uwaga - Dziad Radgast. Pozdrowienia dla Dziada i oby bogowie zsylali co ranka beczulke bimberku. A tutaj to podziw za wytrwalosc: Jestem Dziadem, los Dziada mi sie podoba i bede sobie dziadowal nawet jezeli irytuje to trzy czwarte swiata. To sztuka byc tak madrym, by wszyscy mieli cie za idiote. Mojego meza musze pominac, bo by opisac dlaczego jest skonczonym idealem, brakloby nam numeru, ale oczywiscie zapraszam na prywatna rozmowe przy kawie i oczywiscie nauce obcego jezyka. (po chwili) Idziemy dalej. Dalam ogolny zarys, bo tych idoli z polcienia jest ogrom, naprawde. Cenie kazdego od kogo moge sie czegos nauczyc. Czasami sa to rzeczy tak prozaiczne, jak obowiazkowosc, ktorej zwyklam uczyc sie od Kolezanki. Tuna (pospiesznie): No juz rzeczywiscie starczy, starczy. W takim razie co by Kolezanka podpowiedziala lub zyczyla sobie samej z przeszlosci i sobie samej z przeszlosci? Istrid: Rob swoje, nie patrzac na opinie swiata, bo tej i tak nie zmienisz. Tuna: To porada do przeszlej Istrid? A przyszlej? Istrid: Bardziej do obecnej. Skelliganska przewrotnosc! Przeszla Istrid niczego juz nie zmieni, a przyszla... nie znamy sie jeszcze. Tuna: A teraz prosze dokonczyc zdania... Istrid: Oczywiscie nie na czas. Krece glowa uspokajajaco, co Istrid przyjmuje z wyrazna ulga. Tuna: Najlepsza randka to taka... Istrid: ...na ktorej rozmowa trwa do drugiej randki. Tuna: Gdybym nie byla w SGW... Istrid: ...to chyba w ogole by mnie tu nie bylo. Tuna: Warsztat to dla mnie przede wszystkim... Istrid: ...miejsce w ktorym marzenia nabieraja rzeczywistej formy. Tuna: Nigdy w zyciu bym... Istrid: ...nie powiedziala, ze czegos nie zrobie, bo znajac siebie, zrobilabym to chwile pozniej. Tuna: Gdybym mogla cofnac czas... Istrid: Hmm, wolalabym go nie cofac... Tuna: To gratuluje! Istrid: ...ale jak to pytanie obowiazkowe, to dla uciechy czytelnikow - wyszlabym za maz tylko raz. Tuna: A za kogo? Istrid: Wiadomo, za Sonlaga (gdyz tak wlasnie ma na imie obecny maz Istrid - przyp. Red.). Ale zapomnialam, ja przeciez za maz wybieglam. (mamrocze pod nosem) No tak, tak, ale to juz spora dygresja. Tuna: A nadaje sie do publikacji? Istrid: Papier wszystko przyjmie, ale co zostanie mi na zachete, dla potencjalnych uczniow zwabionych na lekcje tylko pikantnymi detalami? Tuna: W takim razie nie pytac? Istrid: Moze faktycznie tak bedzie lepiej. Tuna: W takim razie zostaly trzy punkty do konca! Istrid: Wybornie bo kawa juz sie konczy, a Kolezanka to juz nawet jej nie ma. Tuna: Punkt pierwszy, pol zartem pol serio: wieksza trema i stres - wezwanie i rozmowa z Majstrem czy wywiad dla Periodicusa? Istrid: Wywiad. Majster to wiadomo, a to list nadejdzie, a to cos - latwiej odwrocic uwage. A tu jednak ktos bedzie to czytal i chcialby sie nie zanudzic. Tuna: Na prawie-juz-zakonczenie nie moze nie pasc pytanie o plany, marzenia i osobiste cele Kolezanki. Czego Kolezance mozna zyczyc na przyszlosc? Istrid: Wygodnej willi nad brzegiem tileanskiego morza, starosci z obecnym mezem, malo snu i samych dobrych, realizowanych w czasie, kosztownych projektow. Tuna: Jest wiec czego zyczyc! Istrid: I kawy, beczek kawy. Tuna: A teraz, jak Kolezanka wie, wytypuje Kolezanka kilka osob, ktore wypowiedza sie na jej temat pod naszym wywiadem. Co Kolezanka przekazalaby tym osobom, ewentualnie jak by je zachecilaby do podjecia wyzwania? Istrid: Nic na sile, ale... Tuna: Jest to miejsce na przeslania typu "Tylko mowcie prawde" albo "Pamietajcie, ze wiem gdzie mieszkacie" i podobne. Istrid: Nie nie, ja jestem tych wypowiedzi bardzo ciekawa, bo chcialabym poznac siebie taka, jaka widza mnie inni. I nie ukrywam, moze mi sie to nie podobac, ale to ryzyko wywiadu. Zatem kazdego prosze o wymienienie jednej mojej wady. Zalety umiem wyliczac sama pol dnia. -==- Czyzby, mysle sobie, obolalymi od notowania dlonmi rozplatujac Istrid z wiezow, przy okazji walczac z suplami, ktorych jeszcze przed chwila nie bylo. Mimo wszystko moze rzeczywiscie nie bedzie latwo wymienic wady tak niezwyklej gnomki. Mam nadzieje, ze przyznacie, ze o Istrid Fiorsdatter jednak latwiej sie mowi wylacznie w superlatywach... zreszta sami przeczytajcie! Oto bowiem co o dzisiejszej bohaterce wywiadu maja do powiedzenia jej wspolpracownicy i bliscy: -==- _ \ _) | _) | _) __/ _ \ \ \ \ / | -_) _` | _ / | -_) | | _| \___/ \_/\_/ _| \___| \__,_| ___| _| \___| _| _| _) _) _) --------------------------------------------------------------------- Sonlag, zrodlo milosci oraz maz Istrid: Istrid poznalem przypadkiem, gdy odpoczywala w Tawernie u Maria pomiedzy kolejnymi naukami jezyka. Jednak niedlugo potem przysnela na dluzszy okres (Jak pewnie wiekszosc czytelnikow wie, ona tak lubi) i dopiero gdy przebudzila sie na nowo, praktycznie z dnia na dzien sie pobralismy - Istrid twierdzi ze do trzech razy sztuka - mam nadzieje, bo kto wie jak ta pozostala dwojka skonczyla.. No i od tamtej pory moge powiedziec, w pelni swiadomowie, ze co rusz mnie zaskakuje i ujmuje swoim zachowaniem, potrafimy usiasc na kawie czy to na sterowcu (teraz nie, bo za tloczno i nie mozna powciskac roznych guzikow...) czy w Urbimo i przegadac kilka gnomich godzin bez zadnego problemu. Samo to jest juz zaskakujace i niepowtarzalne. Kocham Cie moja droga Pani Inzynier! --------------------------------------------------------------------- Natt, Ksiezna Twierdzy Deithwen, Radna Wydzialu Poezji i Truwerstwa Akademii Oxenfurckiej, lektorka Lingnomu: Istrid. Zaczynajac od poczatku, szczescie poznania tej jakze szalonej, cieplej i bez watpienia utalentowanej gnomki mialam dzieki jej mezowi i swoistemu przypadkowi. Ale ze trudno wierzyc w przypadki, a juz bez watpienia poetce nie wypada - nazwijmy to Przeznaczeniem. Od samego poczatku Istrid zrobila na mnie dobre wrazenie, jak to sie potocznie mowi (by nie rzec, ze piorunujace wrecz). Jej smiech byl zarazliwy, pomysly szalone, ale wielce obiecujace, a otwartosc na nowe winna byc inspiracja dla kazdego. I tym mnie urzekla. Dodajmy do tego ogromna gotowosc by niesc pomoc, chocby tak banalna, jak dajmy na to, podzielenie sie woreczkiem na ziola, czy oddania ostatnich mithryli potrzebujacym, i rysuje nam sie obraz postaci drobnej, ale pelnej zywiolowej energii, ktora zalewa swiat. Juz podczas naszych pierwszych spotkan, poswieconych glownie jezykom obcym, nie sposob bylo doszukac sie dystansu czy ozieblosci. Istrid od pierwszej chwili potrafi zagarnac kogos do grona serdecznych znajomych i nie przeszkadzaja jej dlugie swiece spedzone na rozmowach o wszystkim i o niczym. W zasadzie, im dluzej o tym mysle, tym czesciej dochodze do wniosku, iz byc moze to wrecz jeden z tych aspektow, ktory sprawia, ze Istrid tym chetniej zagarnia kogos w swoje poblize. Zreszta plotki, ploteczki, dyskusje i rozmowy bardzo szybko w naszych relacjach zaczely wypelniac czas pomiedzy kolejnymi lekcjami, a nawet wypierac te ostatnie. Rzadki klejnot w naszym swiecie - ktos, kto portafi sie zatrzymac i dywagowac o dlugosci spodnicy, ktora bedzie szyta, oraz potencjalnych zdobieniach, miast pedzic na zlamanie karku nie wiadomo dokad. Istrid potrafi doskonale okrasic kazde spotkanie takimi chwilami spokoju. Nie szczedzi tez kasliwych zartow pod adresem tych, ktorzy dla odmiany wciaz gdzies gnaja. Zreszta jej poczucie humoru, ciety jezyk, gigantyczny dystans do siebie i swiata, ale zarazem ogromna serecznosc i wrazliwosc to kolejne z tych aspektow, ktore sprawiaja, ze czas mija w jej towarzystwie zdecydowanie za szybko. Wciaz chcialoby sie wiecej i wiecej. Jesli zas chodzi o nasze zawodowe pole styku, jakim jest nauczanie - tu niejednokrotnie mialam okazje zaobserwowac, z jaka bezgraniczna cierpliwoscia podchodzi do uczniow. Oczywiscie czasem nie obeszlo sie bez uszczypliwego komentarza, ale to zwykle w miejscach, w ktorym ja juz intensywnie rozwazalabym urwanie glowy delikwentowi. Istrid zas z niewzruszona mina udzielala lekcji za lekcja, douczajac tych, ktorzy zlaknieni wiedzy potrafili zawedrowac za nia niemal na kraj swiata. Uwielbiam te jej gotowosc do dzielenia sie wiedza! Podsumowujac - znajduje Istrid osobka cudownie wrazliwa, rozkosznie uszczypliwa, inspirujaco pomocna, nad wyraz cierpliwa, oszalamiajaco chetna by sie dzielic i szalenie pomyslowa (szalenie - od szalenstwa, rowniez). I pozostaje we mnie niegasnaca nadzieja, iz nadal bedzie swoja zywiolowoscia zalewac nasz swiat, bowiem dzieki niej jest on zawsze troszke lepszym miejscem. PS Dla zachowania przyzwoitosci, wszak tekst ma ukazac sie drukiem, przemilczam cala pikantna czesc tej znajomosci, ale Istrid bedzie wiedziala, a czytelnikom niech wyobraznia buzuje. --------------------------------------------------------------------- Wielce Niesyta Orchis Livett ze Zgromadzenia Halflinskiego, producentka najlepszych materialow dydakt... ciastek, tak naprawde: Rzadko spotyka sie osoby, z ktorymi od razu zawiazuje sie nic porozumienia. Jesli dawno czegos takiego nie doswiadczyliscie, polecam spotkanie z Istrid. Nie tylko odezwie sie do Was w Waszym ojczystym jezyku, ale swoja energia, inteligencja i radosnym humorem szybko sprawi, ze bedzie to jeden z najlepszych dni Waszego tygodnia (albo miesiaca, lub tez roku - wszystko zalezne od tego, jak czesto bedziecie sie z Istrid spotykac). To osoba, z ktora chcialoby sie (korsarzy prosimy o odwrocenie wzroku) statki krasc (hej, korsarze, juz mozna czytac), pic rum do wszesnych godzin porannych i rozprawiac o sprawach malych i duzych. Mowiac krotko: szalenie uwielbiam! --------------------------------------------------------------------- Isil de Soreil, Poetka z Bialego Kla, Truwerka Oxenfurcka, Redaktorka Periodicusa, wielbicielka i kolezanka Istrid: Istrid... To szczegolna gnomka. Naturellement, to ogromne niedopowiedzenie, ale kazdy kto ja poznal, zgodzi sie ze mozna zaczac od tych wlasnie slow wspomnienie o niej. Uwielbiam jej poczucie humoru - jest... Na bogow... Jest niepowtarzalne. I to tez bedzie niedopowiedzenie, ale opetanczy i wsciekly recho... To jest uroczy i dzwieczny smiech tej niesamowitej Inzynier to jedna z jej co bardziej ujmujacych cech. Niejeden raz mialam okazje go slyszec, sama chichoczac z niemalze podobnym wdziekiem. Niemalze, bo pomimo wielu staran w tym wzgledzie trudno jest Istrid dorownac. Miedzy bogami a prawda w takim zlopaniu rumu tez - aczkolwiek jej rozliczne talenta na wielorakich polach to materia do dyskursu tak obszernego, ze nalezaloby nan poswiecic caly numer Periodicusa, a nastepny na przebogata historie jej zwiazkow. Z tego miejsca serdecznie pozdrawiam jej obecnego malzonka i jeszcze raz gratuluje nie-tak-juz-bardzo nowozencom zaslubin - niech Wam sie szczesliwie wiedzie! Mam wiele wspomnien zwiazanych z Istrid... Popijanie czekolady na sterowcu, cykliczne wciskanie jednego z wielu fascynujacych przyciskow w warsztacie, obserowanie Istrid przy pracy jak i dyskusje o nowych projektach, ba! Nawet wspolne projektowanie co poniektorych wynalazkow (taki slownik dla wykladowcow Lignomu) i ubran (na przyklad jednego slusznego koloru - to jest oczywiscie, turkusowego). Wspolne zwiedzanie tez sie t rafialo... Najczesciej sklepow z ubraniami czy miejsc gdzie wystepowaly nowe ziola. Swego czasu swietnie sie bawilysmy badajac szczatki stworow pokoniunkcyj- nych - trzeba jednak przyznac, ze taka ekimma nie podzielala naszego entuzjazmu, zupelnie nie rozumiem dlaczego. A nade wszystko czesto wielogodzinne pogawedki - zarowno o wszystkim jak i o niczym. Bardzo je lubilam i nadal lubie. Pomyslec ze to wszystko zaczelo sie od lekcji jezykow (Istrid uczyla mnie chyba najwiecej ze wszystkich) - za wszystko to serdecznie chcialabym jej podziekowac: do zobaczenia niebawem, mam nadzieje! -------------------------------------------------------------------- I tak oto ten wywiad, pelen zaskoczen, zwrotow akcji i zasluzonych w pelni superlatyw dobiega konca. Zachwycona dokonanymi odkryciami, jak i zaskoczona nimi, odkrywajaca Istrid na nowo, dolaczam do powyzszych laudacji, zywiac jednoczesnie nadzieje, ze i dla Was lektura wywiadu z ta nietuzinkowa gnomka pozostanie wrazeniem niezapomnianym. Tego ze swej ze strony zycze, samej Istrid oraz jej bliskim dziekuje za ubogacenie dzisiejszego wydania Periodicusa a wszystkich zapraszam do lektury kolejnych odslon "Rozkladowki" - powroci Redaktor Alicia i nowi bohaterowie wywiadow. Do przeczytania! Inz. Red. Tuna Loon - Naai . ,_, ,_, . . (o,o) (o,o) . |./)_) Koniec czesci drugiej (_(\.| | " " " " | o-----------------------------------------------------------------------------o pr strone 6 Zatytulowano: O gatunkach najprzednieyszych o-----------------------------------------------------------------------------o | | | | \. | | O g a t u n k a c h /|. | | / `|. | | / |. | | / |. | . n a l u k d l u g i / `|. . . / |. . / |. / |. n a j p r z e d n i e y s z y c h / `|. / |. / |. / |. \| / |\ \#####\ / || ==###########> / || \##== \ / || ______ = =|__/___ || ,--' ,----`-,__ ___/' --,-`-==============================##==========> \ ' ##_______ ______ ______,--,____,=##,__ `, __== ___,-,__,--'#' ===' `-' | ##,-/ `-,____,---' \####\ | ____,--\_##,/ #_ |## \ _____,---==,__,---' ## # ]===--==\ || #, ] \ || #_ | \ || ##_ __/' \ || ####=' | \ |/ ### | \ |. ## _' \ |. ###=======] \ |. /// | \ ,|. // | \ |. \ ,|. \ |. a u t o r s t w o : \ |. \|. /. S u f j a n | =============== ( i m o z e t r o c h e t e z A l i c i a ) Drogi Sasiedzie (i Sasiadko!) Pismo to specjalnie dla Ciebie kresle, co bys nie musial, nie musiala, mojej gadaniny na zywo sluchac. Papier bezcenna ma przypadlosc w tym, ze mozna go odlozyc na pozniej, podczas gdy odkladani na pozniej rozmowcy potrafia wziac nasz dystans do siebie. A mi trudno jest znalezc zloty srodek w rozprawianiu o jednej z moich najglebszych pasji - tworzeniu luku. Ci, ktorzy jeszcze nie zakochali sie w organicznym, drewnianym luku, jak ja, trudnosc maja z wsiaknieciem w to zagadnienie i traktuja je jako 'furtke' do mojego wewnetrznego swiata, z uprzejmosci zagladajac za nia na moment, by sprawic mi przyjemnosc, ale nie dluzej. Ci za to, ktorzy bez luku zywota sobie wymalowac nie potrafia, zasypuja mnie pytaniami, ktore, gdyby chciec rzetelnie na nie odpowiedziec, odsunely by daleko perspektywe wieczornego niefiltrowanego. Po to mi wlasnie wlasnie papier cobym mogl sie wygadac i wypisac, a i Tobie, drogi Sasiedzie, droga Sasiadko, umozliwic wglad w moj strumien swiadomosci oplywajacy ten ukochany przeze mnie temat (a nuz zechcesz sobie wlasnorecznie wykonany luk sprawic!). Pozwol, ze opowiem Ci dzisiaj o zakwitajacych wiosna krzewach, ktore kryja w sobie potencjal na daleko donioslejsze luki, niz wskazywalyby ich skromne rozmiary. Nasi praprzodkowie, nie majac jeszcze narzedzi do pracy z olbrzymimi pniami, tworzyli swe pierwsze miotacze strzal wlasnie z takich niepozornych mlodych drzewek i odrostow, wsluchujac sie w ksztalt i rytm kazdego z nich z osobna. Nakresle pare slow o gatunkach, ktore cenie wysoko nie tylko ze wzgledu na jakosc wykonanego z nich luku, ale takze walory wizualne, kolorystyke oraz czysto ludzki rezonans. Pierwszym z tych gatunkow jest trzmielina, przez bieglych w pismie znana jako Euonymus. Serce sie kraje, gdy wycinasz taki krzew, gdyz owoc tego cholerstwa trujacego posiada jeden z najpiekniejszych odcieni, jakie w naturze zobaczysz, tak piekny, ze zazdrosni kaplani kaza sobie w tym kolorze buty sprawiac. Tnij wiec oszczednie i z rozwaga, biorac sie jedynie za te pnie, ktore bez zadnych watpliwosci zdatne na luk beda. Kora tej rosliny miekka jest i korkowa w charakterze, do tego miodem pachnie. Cambium koscistobiale, zwykle z trzaskiem odpada, gdy z lukiem zaczynasz pracowac i jego grzbiet napreza sie - niech Cie to nie wystraszy, odglos jest przerazajacy, ale nie swiadczy jeszcze o peknieciu luku. Swoja droga, wiesz czym jest grzbiet i brzusiec luku, prawda? Na moje oko, sa to dwie czesci, ktore zwykle stoja w opozycji, pierwsza od strony celu sie znajduje, druga od strony strzelca. Wyobraz sobie najedzonego kota, ktory sie przeciaga, robiac przyslowiowy koci grzbiet. Piekne to zwierze swoje plecy rozciaga, ale nie na tyle, zeby napchany brzuchol z drugiej strony zaczal mu przeszkadzac. Dzialanie luku wyglada identycznie. Wracajac do trzmieliny, drewno tej rosliny to najwiekszy rarytas dla oczu, jest gladkie i jednorodne, struktura do bukszpanu zblizone, cytrusowymi odcieniami sie mieni i daje sie wypolerowac na szklisty polysk, stad czesto jako imitacja kosci sloniowej jest stosowane. Lekkie calkiem jest, ale przy tym odporne na zgniatanie, dlatego dobrym pomyslem jest zaokraglenie brzusca luku, tak, by profilem przekroj galeonu przypominal. Pracujac z trzmielina najczesciej sie decyduje na dlugi luk, 71 do 75 cali mierzacy, przy wiekszej sile naciagu na calej dlugosci pracujacy, przy mniejszej - z nieco sztywniejszym majdanem i koncowkami. Koniecznie drogi oddechowe zabezpieczaj, jesli decyzje o szlifowaniu trzmieliny podejmiesz. Z drewna, co Ci po stworzeniu luku zostanie, mozesz rozmaitosci caly wachlarz wykonac, gdyz, za Encyclopediae Botanicae podajac, 'robia sie z niego Wrzeciona, Szachy, Piszczalki do Organow, Spinety, Pratki do wykalania zebow. Wegle z niego upalone sa niayprzednieysze dla rysujacych, y na proch do strzelania'. Drugim, a zarazem ostatnim gatunkiem, o ktorym chce dzis wspomniec, jest sliwa, w szczegolnosci tarnina i zdziczala mirabela. Znajdziesz ja na miedzach, wzdluz zapuszczonych drog, a takze spontanicznie rosnaca po wzgorzach. Niektorzy mowia, ze pyl z tego drewna alergie rozne pobudzac moze, ale ja temu wiary nie daje, ta roslina z wszystkim co dobre mi sie kojarzy. Drzewko to przesiakniete jest macierzynstwem i pewnego rodzaju dojrzaloscia, rodzi bowiem jadalne owoce, nie jak ta niefortunna trzmielina, trujace. Stad tez i podobny jak uprzednio dylemat - ciac to, czy nie ciac? Warto kolejny luk miec, czy moze lepiej zaczekac na owoce i nacieszyc sie rozkoszna tarta lub jaka inna nalewka? Na to pytanie odpowiedziec nie potrafie, poniewaz chcialbym miec wszystkiego po trochu, albo i nawet wiecej. Drewno to znosi suszenie najlatwiej, jezeli jest gleboka zima sciete. Soki w drzewku nie buzuja, bo je mroz zatrzymuje i w ten sposob mirabela czuje sie nalezycie zdyscyplinowana. Co innego teraz, na wiosne, albo o zgrozo latem - drewno oszaleje, popeka a i zwichrowac sie moze, chyba ze by je od razu przyciac do rozmiarow pozadanych, i do listwy solidnej przywiazac. Kore ma mirabela szczegolna, bo w kolorze dyni, i jak owa dynia pachnie. Przyjemny ten zapach intensyfikuje sie, jesli chcesz drewno odksztalcic nad goraca para - wtedy cala izba przesiaka wonia gotowanego owocowego drewna (niektorych moze to odstraszac!). A ze drzewko to potrafi miec wiele krzywizn, ktore uniemozliwiaja uzytkowanie luku, wyrownywac te krzywizny warto, zwlaszcza ze podobienstwa z nami nie majac na tym polu zadnego mirabela nie obraza sie, gdy ktos prostowac ja probuje. Ostatnie slowo, zeby kostrukcji luku z tego drewna nie pominac. Rozlupawszy mirabele na pewno dostrzezesz wyrazna roznice miedzy dyniowa biela, a zaskakujaca, purpurowo-brunatna twardziela. Te dwie warstwy podobnie jak u cisa dzialaja - biel mieksza jest, ale i bardziej elastyczna, na rozciagany grzbiet luku sie nadaje. Twardziel muskularna, zbita i odporna na zgniatanie, na brzusiec bedzie doskonala (a do tego oko zniewala!). Jesli mirabele masz z duza iloscia twardzieli, zaokraglaj brzusiec luku w galeon, podobnie jak u trzmieliny, a moze nawet i odwazniej, grzbietu pilnuj zas, by byl mozliwie nienaruszony i raczej szerszy. Jesli Twoja mirabela z samej bieli sie zas sklada, graniasty profil luku moze byc stosowniejszy. Tutaj skoncze moj wywod, co by nie zainteresowac Cie zbyt wieloma gatunkami, bo i dla mnie przeciez cos zostac musi. Dlatego pozwol, ze kiedy indziej wroce do opisania laburnum, wiazow rozmaitych, szaklaka, morwy i cisa, Ciebie zas zostawie z tymi dwoma najprzystepniejszymi i najpiekniej rezonujacymi, ktore wlasne doswiadczenie kaze mi silnie faworyzowac. Owocnych poszukiwan! S u f j a n (autorstwo wlasciwe, tresc, wiedza fachowa, milosc do lukow, zachwycanie sie grafika Alicii) A l i c i a . ,_, ,_, . . (o,o) (grafika, sklad, lamanie, zachwycanie sie (o,o) . |./)_) wiedza i encyklopedia Sufjana) (_(\.| | " " " " | o-----------------------------------------------------------------------------o pr strone 7 Zatytulowano: Zagadki Tileanskie o-----------------------------------------------------------------------------o | (ooo) | | (o`\`\ O=======================================O | | \\:..\ _ | | | | \/_./: __/^O/) | Z A G A D K I T I L E A N S K I E | | | \/.888./:/ | | | . |8`./.:/ | | . . (^o:// \` O=======================================O . (O+//^^^\`\`\ \O/ \`- \ \-`\` `\`\ \\\\ `\`\ \\\\ `\\ `\ POPRZEDNIE ZAGADKI Drodzy Czytelnicy! Ostatnia zagadka nadal nie doczekala sie rozwia- zania - dwa gnomie lata, ktore uplynely od jej sformulowania to wys- tarczajacy wiek, by oglosic jej przedawnienie. Tym samym pula nagrod, ktora w momencie zamkniecia konkursu wzrosla do 26 mithrylowych monet i dwoch zwojow zawilych zapiskow, przepada. Z kronikarskiego obowiaz- ku warto byloby przytoczyc jej tresc i - w koncu - rozwiazanie. W szescioosobowej grupie piratow kazdych dwoch albo sie z wzajemno- scia nienawidzi, albo uwaza sie za przyjaciol. Przy czym nie obo- wiazuje zasada "przyjaciel mojego przyjaciela...", czyli moze byc tak, ze A i B sie lubia, B i C rowniez, ale A i C sie nienawidza. Kapitan pirackiego okretu wybiera z tej bandy taka trojke, ktora podczas samotnej akcji nie bedzie sprawiala klopotow - czyli albo wszyscy sie lubia, albo wszyscy sie nienawidza (co zapobiega zmowie i zdradzie). Naszym zadaniem jest przekonac w logiczny sposob kapitana, ze taki wybor bedzie zawsze mozliwy, niezaleznie od ukladow wewnatrz grupy. Rozwiazanie: Wybierzmy dowolnego pirata i nazwijmy go A. Zalozmy na chwile, ze ufa on co najmniej trzem z pieciu swych kamratow - nazwij- my tych szczesliwcow B, C i D. Czy wsrod nich znajdzie sie choc jedna para, ktora sobie ufa? Jesli tak, to bierzemy te pare, dokladamy A i mamy trojke wzajemnie ufajacych sobie piratow. A co jesli nie ma takiej pary, czyli B, C i D nienawidza sie wzajem- nie? Wtedy sprawa zalatwiona: wysylamy tych trzech na misje, bo nie beda spiskowac. Pozostaje ostatnie zalozenie: co bedzie, jesli pirat A nie ufa zadnym trzem pozostalym? To znaczy, ze nienawidzi co naj- mniej trzech z nich, a wtedy rozumowanie postepuje identycznie jak poprzednio, tylko zamieniamy slowa "ufa" na "nienawidzi" i odwrotnie. Dzisiejsze opowiadanie, gdyby bylo zmysleniem, mogloby nosic tytul "Przeklenstwo Sinej Perly". Jednak nim nie jest. ----==== O ====---- Stara Baba przycupnieta w cieniu murow twierdzy Scala ma wiele zalet jako miejsce do zalatwiania ciemnych interesow. Nielatwo sie do niej dostac, za to latwo obserwowac wszystkie wejscia, a bywalcy znaja tez inne niz drzwi sposoby opuszczenia tego przybytku w razie naglej po- trzeby. Zawsze zatloczona przemytnikami, rzezimieszkami, wszelkiej rasy obcokrajowcami, pozwala wtopic sie w towarzystwo przywykle do niewtracania sie w cudze sprawy. Nierzadko w tlumie zauwazyc mozna liberie zamkowej sluzby, dyskretne stroje urzednikow miejskich czy kupieckie zupany. Tajemniczy wedrowiec, znany nam pod wieloma przydomkami, raczyl sie wlasnie calkiem jadalna potrawka z zajaca przy okraglym stoliku wcis- nietym dyskretnie w kat zadymionej sali. Przed nim siedzial, rozparty nad kuflem portera, osobnik ktorego postronny obserwator uznalby za zamorskiego kupca. I tak wlasnie mialo byc: gdy Basilio Campofregoso, stary przyjaciel Averlandczyka z tajnych sluzb Miragliano umawial sie z nim na kontakt, zawczasu postanowili uchodzic za tileanskich kupcow podrozujacych w interesach - podchmielonych, nieco halasliwych, ale w gruncie rzeczy niegodnych zainteresowania. Dla pewnosci w kluczowych momentach rozmowy przechodzili z tileanskiego na dialekt poludniowcow z Sartosy. - Pamietasz tego zbuntowanego barona zza gor Irrana, ktorego Doza od lat probuje przekabacic? - Campofregoso przeszedl do rzeczy, gdy juz powspominali dawne czasy i skomentowali lyrijska pogode. - Pewnie. W koncu przez niego siedze od pol roku za morzem - Aver- landczyk usmiechnal sie mimowolnie na wspomnienie tylez ryzykownej co efektownej akcji uwolnienia sie z bretonskich kazamatow. - Ostatnio sam sie do nas zglosil. Ma nam nieba przychylic, jezeli tylko odzyskamy dla niego trzy szczegolne przedmioty. Kilka sztuk bizuterii, zrabowanej z jego zamku na raty... Podobno tam ciagle do- chodzi do rabunkow. - Nie dziwie sie, w koncu nie pozwolil mi dokonczyc pracy. Bylem tam przez chwile inzynierem od fortyfikacji. - Tak czy inaczej, bizuterie zabrali na te strone Wielkiego Morza. Baron probowal ja wysledzic, poczatkowo z marnym rezultatem. Dosc rzec, ze najbardziej precyzyjne informacje to wizje jakiejs wynajetej szamanki od Mrocznych Elfow. Wiesz co... - Basilio usmiechnal sie krzywo - po prostu zacytuje doslownie. "Jeden jest u krolow elfow pod otwartym niebem, drugi u kupcow z miasta w ich podziemnych komnatach, trzeci u partyzantow, ludzkiej smierci pragnacych." - Brzmi jak z jakiegos taniego romansu. - Averlandczyk machnal reka niedbale - Na szczescie nietrudno zgadnac, o kogo chodzi. A probowal nasz madry baron po prostu odkupic te przedmioty? Ukrasc? - Podobno probowal, ale dzielny lesny wojak spod znaku gryzonia oddal to cos swej towarzyszce, a ona nie sprzeda, bo to dla niej pamiatka. Elfowie byli zbyt dumni, zeby w ogole odpowiedziec, a kupcow baron bal sie zapytac. Jak by nabrali podejrzen, ze to cos cennego, pier- scionek czy inny kolczyk przepadlby na wieki w ich skarbcach. - A rozwiazania silowe? - Z tym sa zwiazane jakies niedopowiedzenia... - Campofregoso spowaz- nial. Widac bylo, ze bardzo mu ten niepelny oglad sytuacji doskwiera. - Baron podkreslal koniecznosc odzyskania wszystkich elementow jedno- czesnie. Sugerowal, ze jesli pozyskamy jeden, pozostali wlasciciele szybko dowiedza sie czegos, czego nie powinni. Przez chwile pili w milczeniu, obserwujac miejscowych zakapiorow rzu- cajacych nozami do tarczy. Wedrowiec byl coraz mniej przekonany do racjonalnsci calego zadania, ale z drugiej strony pietrzace sie prze- szkody sprawialy, ze umysl agenta pracowal coraz szybciej. - Trzeba ich napuscic na siebie, w koncu sa na krawedzi wojny. Ale przeciez wtedy zwyciezca zagarnie i polaczy calosc... - Averlandczyk ukladal polglosem plany i jeszcze szybciej je odrzucal. - A wszystko po to, zeby oczarowac pare dam z towarzystwa nowymi blyskotkami - Campofregoso wrocil do swego rubasznego wizerunku, wznoszac z halasem kufel. Nasz dzielny agent rowniez siegnal po kufel i gestami dal znak oberzyscie, ze cos by jeszcze zamowil. "Ciekawe, dlaczego trzeba zdobyc wszystko na raz. Pewnie jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o magie. Magiczne komponenty..." - Co baron z nimi zamierza zrobic? - powtorzyl mimochodem ostatnia mysl. - Zgromadzic je wszystkie w sypialni i w ciemnosci zwiazac, tak jak lubi. - Campofregoso zarechotal. Wedrowiec rozesmial sie, by nie psuc kamuflazu, czujac jednoczesnie narastajaca irytacje rolami, jakie musza grac w tej spelunce. - Ja nie o damy pytalem. Ale to jest mysl! Zgromadzic wlascicieli fantow, a skoro nie powinni sie pobic, to niech ktos inny pobije ich wszystkich. Potrzebujemy pulapki z dobra przyneta. - Podziemia pelne skarbow? Takie nieznane, zeby rzucili sie na nie z ciekawosci? - Trudne do zrobienia. Zrujnowanego zamczyska czy lochow nie zbuduje sie z dnia na dzien. A jesli ktos inny ograbi?... - Ruchomy skarbiec? To moze statek. - Dobra mysl. I jeszcze mocny przeciwnik... I bedzie trzeba bardzo precyzyjnie ustalic czas i miejsce. Musza w tym samym czasie zjawic sie konkretne osoby i najlepiej nikt inny. - Averlandczyk byl w swoim zywiole. Nareszcie zagadka do rozwiazania, plan do ustalenia, w do- datku ze starym przyjacielem do pomocy. - Mam pomysl na przeciwnika, tylko Doza bedzie musial sypnac flore- nami na czarna magie. Posluchaj... ----==== O ====---- - Nie wchodz na poklad! Ten statek jest przeklety! - roztrzesiony blady mezczyzna z przekonaniem wykrzykiwal na brzegu ostrzezenia, a wokol niego rosl tlum ciekawskich. Nabrzeze w redanskiej Pianie bylo wybrane idealnie: w rozsadnej odleglosci od wszystkich zainteresowa- nych (czy raczej tych, ktorzy byli celem calej akcji), miejscowa lud- nosc pochowala sie w domach po pierwszym ataku wampirzycy, garnizon zabarykadowal sie w straznicy. Poczta pod dyskretna kontrola latwego do skorumpowania naczelnika, ktory pewne listy przetrzyma, inne pusci priorytetowo. Nietrudno bylo to tak zorganizowac, by jako pierwsze liczace sie sily przybyly dokladnie te trzy grupy, na ktorych zale- zalo baronowi z odleglej Bretonii. Averlandczyk obserwowal rosnaca grupe smialkow przez szczeline w kad- lubie szkunera. Przygotowal tu sobie bezpieczne, wylozone miekkimi skorami tlumiacymi kroki, ukryte pomieszczenie z widokiem na najwaz- niejsze miejsca przyszlych zmagan. Przyplyneli do portu przed godzi- na, wkrotce po tym, gdy trzy kluczowe osoby pojawily sie w zasiegu golebi pocztowych. Potem wystarczylo dyskretnie poinformowac paru glodnych przygod smialkow, ktorzy akurat byli w poblizu, i wyslac anonimowe donosy o nowym, niebezpiecznym i na pewno zyskownym zjawis- ku nadnaturalnym. I przekupic tego bladego na nabrzezu, co wlasnie skonczyl opowiesc i chowajac twarz w dloniach zaczal przekonujaco lkac. Byc moze zreszta calkiem szczerze, bo Averlandczyk dla lepszego efektu zapoznal go z wlascicielka szkunera. Plan byl skomplikowany i kosztowny, w koncu magow kontrolujacych wam- piry nie ma na swiecie wielu i do tanich nie naleza. A zorganizowanie calego przekletego szkunera z nieumarla zaloga, przyzwanie wampi- rzycy, by nim kierowala, wszelkie zaklecia zabezpieczajace samego Averlandczyka... Trudno to nawet policzyc, a wiec skarb, jaki w ten sposob baron (za pomoca pieniedzy Dozy) probowal odzyskac, musial byc naprawde bezcenny. Oczywiscie byly tez plany awaryjne. I powielone zabezpieczenia - na przyklad jako najwieksze zagrozenie uznano nie- spodziewana i niepozadana pomoc skelliganskich korsarzy, ktorzy byliby w stanie dotrzec na czas, a nawet scigac szkuner, totez na poczcie w Kaer Trolde rowniez umieszczono kogos zaufanego. Wedlug podstawowego planu pierwsze grupy smialkow mialy dostac sie na poklad i zostac pokonane. Jesli w pierwszej grupie znalazlyby sie trzy klu- czowe postacie, to na tym koniec - pozostaje rozwinac zagle i wziac kurs na Miragliano, a wampirzyce zapieczetowac z powrotem w trumnie za pomoca zaklecia, ktore Averlandczyk nosil na pergaminach w kilku kopiach. Jesli padnie tylko jedna z poszukiwanych osob, to pozostali nie odpuszcza i zaatakuja wieksza grupa. A wtedy bedzie trudniej... Ale to niespodzianka. Na razie wszystko szlo zgodnie z planem. Zbrojne ramie ekonomicznej podpory Redanii gromadzilo leniwie sily, gdy zwarta i gotowa na wszystko grupa dumnych elfow odwaznie weszla na poklad i rozpoczela szturm kajuty kapitanskiej. Szczek broni i upiorne jeki ozywiencow mieszaly sie z komendami w Starszej Mowie, rzucanymi z iscie ksiaze- cym dostojenstwem, a przerzedzajace sie szeregi obroncow wydawaly sie wrozba szybkiego zwyciestwa. Ale wtedy z wycieczki po ulicach miasta wrocila ona. Niewidzialna dla atakujacych, przepelniona zlosliwa moca, wdarla sie w dumne serca starszej rasy rzadko doswiadczanym uczuciem przerazenia przechodzacego w panike. Zaloga szkunera, jakby przebudzona z letargu zebrala wszystkie sily i stanela na drodze wycofujacych sie smialkow. Skoordynowany atak elfow zamienil sie w paniczny odwrot, a ciala tych, ktorym sie nie udalo wydostac na poklad, uslaly podloge. Averlandczyk upewnil sie, ze wsrod cial jest tez to, o ktore chodzi. To jeszcze dwa... Oczywiscie atak, choc zakonczony tragicznie, nie moglby w normalnych warunkach powstrzymac kolejnych prob. Zwlaszcza, ze tlum na nabrzezu rosl z kazda chwila, a wsrod lowcow przygod zaczely sie juz pojawiac rude ogony trzeciej zorganizowanej sily, na ktora czekal agent. Oczywiscie grupy trzymaly sie osobno i bardzo uwazaly, by nikt nie podejrzewal, ze maja jakies wspolne cele. O nie, oni tu przypadkiem tak sobie przechodzili, a teraz przypadkiem razem wejda obic te paskude na statku. A podzial skarbow jakos sie ustali, moze nawet bez rozlewu krwi. Drugi atak byl liczniejszy, dobrze zorganizowany i poczatkowo calkiem skuteczny. Przynajmniej do momentu, gdy zza plecow przerzedzonej juz zalogi szkunera wychynely nowe sily, wygladajace dziwnie znajomo... Ot, niespodzianka - Averlandczyk usmiechnal sie ponuro. Zginac podczas wyprawy to jedno, ale zginac walczac przeciw silom nekroman- cji to znaczy zasilic szeregi wrogow! Potem bylo juz coraz gorzej. Kolejne posilki z nabrzeza, kolejne ataki paniki, wampirzyca poja- wiajaca sie znikad, by wbic szpony w atakujacych... Dzielni zbrojni stajacy naprzeciw blademu ozywionemu cialu wlasnego komendanta, w do- datku ubranego w ulubiona magiczna zbroje. Elfy padajace pod ciosami magicznego oreza wlasnych poleglych towarzyszy, wkrotce powstajace by zwrocic ostrze przeciw pozostalym przy zyciu. Szlachetnie urodzony wojownik, ktory przywrocony do zycia moca Niesmiertelnych powrocil do walki, by stanac oko w oko z samym soba - w kilku kopiach! I tak przez dlugie kwadranse, po czym fala atakujacych powoli zaczela sie wyczerpywac. Agent Dozy juz dawno odhaczyl w notesie trzy ciala, ktorych potrzebo- wal. Teraz tylko ostatni element planu: odplynac, odzyskac bizuterie, a jako bonus - najwieksza kolekcje magicznej broni i zbroi, jaka Averlandczyk widzial w zyciu. Wliczajac nawet magazyny tajnych sluzb tileanskich. Wszystko, czego w tej chwili potrzebowal, to pustego pokladu, by zrzucic cumy, oraz wampirzycy, bo bez niej zaloga moze go nie posluchac. Akurat teraz nadobna Minerwa wyskoczyla posilic sie na miescie, ale przed switem wroci. A tym niezdecydowanym niedobitkom na pokladzie w koncu sie znudzi i zejda na lad... A jak nie, to jest jeszcze plan B: wezwanie oplaconych agentow Chapelle, by oczyscili i zapieczetowali gorny poklad pod pozorem kontroli celnej. I jeszcze plan C i D... Tak czy inaczej, do rana mozna sie zdrzemnac. ----==== O ====---- ...tylko piec minut do zniszczenia swiata! Averlandczyk wyrwany ze snu czyms, co brzmialo mu w glowie jak ponury dzwon, natychmiast oprzytomnial i wyjrzal przez szpary swego schro- nienia. Do wschodu slonca brakowalo paru godzin, a na pokladzie nadal podniecone grupy poszukiwaczy przygod probowaly sklecic cos na ksztalt ogolnoswiatowej krucjaty. Ale i oni wlasnie zrozumieli, ze juz za pozno. Groza sytuacji nie od razu dotarla do agenta. W koncu to tylko koniec swiata! Tyle, ze wampirzyca nie zdazy wrocic. Okret nie zdazy wyply- nac na otwarte morze, a w porcie tez nie zostanie, bo sparciale cumy zerwa sie przy pierwszych podmuchach burzy. Averlandczyk nie zdola skompletowac lupu, zreszta watpliwe, by bez Minerwy ozywiona zaloga oddala mu go dobrowolnie. Na plan B nie ma juz czasu, zreszta na nic nie ma juz czasu! Dwie minuty. Odlegle grzmoty i skrzyp takielunku pospieszaly do dzia- lania. Poszukiwacze skarbow - glownie zreszta wlasnych, jak sie okazalo - w koncu dali za wygrana i zaczeli schodzic z pokladu. Averlandczyk szybko ocenil sytuacje i uznal, ze statek jest stracony. Pozostaje wmieszac sie w tlum zawiedzionych obiezyswiatow i zejsc na lad. A potem?... Gdy burza ucichnie, zaniesc raport Dozy, tlumaczac sie sila wyzsza? Czy moze ktorys z planow na odlegle litery alfa- betu?... Pol minuty przed uderzeniem najwiekszej nawalnicy agent obserwowal rozkolysane statki ukryty w bramie nieodleglego magazynu. Nagle na tle chyboczacych sie na wietrze latarni przemknal cien wielkiego nietoperza, a chwile pozniej szkuner targniety przez silniejszy podmuch zaczal oddalac sie od brzegu. I wowczas, w ostatnich sekun- dach, Averlandczyk zrozumial, ze nie ma szans wytlumaczyc sie z pora- zki, bo to on zawiodl. Przeciez caly czas ma przy sobie zaklecia, ktore mialy odeslac wampirzyce z powrotem do grobu! To znaczy, ze szkuner powroci i bedzie nekal wybrzeza calego swiata, rowniez tile- anskie, juz zawsze... Bo magia zawarta w pergaminach nie przetrwa tej burzy. Czyli pozostal plan Z. ----==== O ====---- - Wasze Wysokopriewoschoditielstwo, wiecie juz, kim jestem? - Otrzymalem papiery z Centrali. Imponujacy dorobek. Mam do was mowic Otto, czy moze Maksym? - Wsiewolod, jesli laska. Mieliscie okazje zajrzec do raportu z osta- tniego zadania? - Gratuluje udanej akcji. Zadac wrogom tyle strat w sile zywej i sprzecie, w dodatku za cudze pieniadze! Na pewno chcecie sie wycofac? Naturalnie rozumiem, puklowniku, zasluzyliscie na odpoczynek. Ojczy- zna czeka, i rodzina... Slyszalem, ze macie malego synka? - O tak, bardzo tesknie za rodzina. Zony nie widzialem juz kilkanas- cie lat. Sluzba u Dozy byla, jesli wolno mi ocenic, bardzo uzyteczna dla naszej sprawy, ale nie powinienem juz tam wracac. - Wsiewolodzie Wladimirowiczu, lepiej bym tego nie ujal. Oczywiscie odesle Was pierwszym statkiem. A nie bedziecie tesknic za tileanska kuchnia? - Wole nasza! - odpowiedzial Wedrowiec z przekonaniem. W koncu klam- stwem zajmowal sie zawodowo. . ,_, ,_, . . (o,o) Relacje naocznych swiadkow spisal (o,o) . |./)_) Giacomo Boccanegra di Chivasso (_(\.| | " " " " | o-----------------------------------------------------------------------------o pr strone 8 Zatytulowano: Spolka Handlowa Blekitne Wagi o-----------------------------------------------------------------------------o | / \--..____ | | \ \ \-----,,,.. | | \ \ \ \--,,.. | | \ \ \ \ ,' | | \ \ \ \ ``.. | | \ \ \ \-'' | . \ \ \__,,--''' . . \ \ \. . \ \ ,/ \ \__..- ___ __ __ __ ___ ____ _ _ __ __ __ __ ______ ___ ____ // \\ ||\ || || // // \\// || || || // | || | // \\ | \\ (( )) ||\\|| || (( // )/ || || ||< \ '. : '-./ '._/ |: L-._'^. | | | | : _, .^. ,_ : . )\'/|\'/( . .&\_._._.'.#_-*-_#.'._._._/&. 'v_______$.' l_l '.$_______v' I _.' '._ I O '-: B :-' O I -.^ W ^.- I O '/i_i\' O .I. : : .I. : : | | : : /._.\ : : /._.\ / \ | | / \ C'-------'D : : C'-------'D "-.___.-" | | "-.___.-" : : _.'._.'._ '-.__ __.-' ' PODROZNIKU! Chcesz zarobic kilka koron na treningi? Brakuje Ci druzyny, by skutecznie pocwiczyc? Chcesz zwiedzac niebezpieczne samotnym podroznikom miejsca? . . : --~=#=~-- : ' ' Spolka handlowa Blekitne Wagi oglasza juz druga, otwarta rekrutacje na stanowiska Pomocnikow: - handlarz - trapper - zbrojny Poszukujemy mlodych, niezwiazanych z zadna organizacja oraz nie posiadajacych otwartych wrogow poszukiwaczy przygod. Wymogiem jest, by kandydaci nie mieli zatargow z prawem! . . : --~=#=~-- : ' ' ~ Chcesz sie rozwijac, ale nie martwic sie o polityke? ~ Chcesz znalezc druzyne, z ktora pokonasz wieksze bestie? ~ Chcesz pielegnowac swoje umiejetnosci miekkie podczas wielu nowych rozmow handlowych? Nie wahaj sie, aplikuj listownie juz dzisiaj! Bede oczekiwal Waszego listu. Kriegswald Kreutzfeldt Kupiec Blekitnych Wag . ._ . : .."'-.'-. : ' .' '.: ' ' (| K K |.' ' : ''. .': : : '-'-.-'-' : | -._ | '-._,-' '. .-._ .': .____.' I_/ './ '/'._ . _.-' '---.'|_.'._./'._ .' '._ _| '| +===================================================================+ Jest jeszcze wiele frakcji do opisania, ale to wam dajemy wplyw na to ktora z nich zostanie opisana w nastepnym wydaniu Periodicusa - w tym celu slijcie listy z waszymi propozycjami do Red. Tuny (rowniez jesli sami jestescie ich zwierzchnikami badz czlonkami i macie ochote na promocje), a na ich podstawie wybierzemy kolejna frakcje, zabiegajac o jej prezentacje - jesli wyraza swa zgode na to jej przedstawiciele! Jezeli wybierzecie frakcje juz opisana na lamach Periodicusa, wyslemy Wam artykul jej poswiecony. A oto znana nam ich lista: *---------------------------------------* * Brac Proszalnych Dziadow * Bractwo Blednych Rycerzy * Bractwo Redanskich Rycerzy * Braterstwo Kamiennych Nosow * Grupa Mlode Wilki * Grupa Zarzniety Troll * Hanza Zbojeckich Szczurow * Klub Gruba Ryba * Kompania Jorgena * Kompania Kupiecka Tarcza * Krag Intelektualnych Glow * Krag Uczonych Elfow * Liga Stepowych Drakkarow * Organizacja Novigradzki Diament * Organizacja Tileanskie Slonce * Przymierze Ciastkowych Potworow * Przymierze Bialego Wilka * Przymierze Dobrych Bostw * Przymierze Sinej Perly * Przymierze Szarego Pledu * Spolka Handlowa Blekitne Wagi * Spolka Handlowa Najlepsze Wynalazki * Spolka Handlowa Stary Wilk * Spolka Handlowa Tileanska Oliwa * Szajka Nieoclonych Dloni * Trupa Trupi Trup *---------------------------------------* Jakas przegapilismy? Albo ktoras juz nie istnieje? Napiszcie bysmy poprawili wykaz w kolejnych wydaniach. . ,_, Dzisiejszy odcinek cyklu opracowala ,_, . . (o,o) (o,o) . |./)_) R e d . N o k t a r i a (_(\.| | " " " " | o-----------------------------------------------------------------------------o pr strone 9 Zatytulowano: Karczmy Swiata o--------------------------------------------------------------------------o | | | ____.........__H_ | | __/VVVV|VVVVVVV|VVVV\ | | _ ()/VV|:II:|II:::II|:II:|_ _ _ | | |-(()|--|:II:|II:A:II|:II:|-|-|-| | . `'.'"^ ^` "^ "^|"|^'"' `^`-.^~' . . _ __ ___ __ ____ _ _ . | |_/ / /\ | |_) / /` / / | |\/| \ \_/ |_| \ /_/--\ |_| \ \_\_, /_/_ |_| | |_| __ _ _ __ _____ __ ( (` \ \ /| | / /\ | | / /\ _)_) \_\/\/ |_| /_/--\ |_| /_/--\ POD ZLAMANYM OSKARDEM W tym odcinku cyklu zawitamy w miejsce dosc nietypowe w porownaniu do zazwyczaj opisywanych tu przybytkow. Bez nadmiernego przeciagania, na wstepie zdradze ze chodzi o 'Pod Zlamanym Oskardem', ktore to miejsce przez niektorych bywa nawet nazywane 'Karczma'. Ale by moc sobie choc wyobrazic o czym bedziemy traktowac w tym odcinku, nalezy wpierw zarysowac szerszy kontekst, w ktorym 'Pod Zlamanym Oskardem' sie znajduje. Bo przybytek ten jest nieodzownym wytworem swego polozenia, historii i osob, ktore w miejscu tym przebywaja. Taka gospoda mogla powstac tylko tutaj. I tutaj nie mogla powstac zadna inna. Zagladnijmy zatem w pierwszej kolejnosci w najblizsze otoczenie naszego przybytku. Jestesmy na skraju Gor Czarnych. Na szlaku laczacym Pustkowia z Averlandem, niedaleko na poludnie od Blekitnej Wstegi, znajdujemy stara, krasnoludzka Osade Gornicza. Osada powstala w tym miejscu, poniewaz pionowa skala, ktora nad nia goruje zawierala zloza kopalne. Nigdy nie odkryto tu zadnych zloz bardzo bogatych. Nigdy nie wykopano zadnego szlachetnego metalu ni kamienia. W najlepszym wypadku mozna bylo wydobyc tu rude zelaza. W wiekszosci przypadkow wegiel. A i to tylko w najglebszych i najbardziej niezbezpiecznych pokladach lokalnej sztolni. Ale najwiecej zawsze bylo tu gruzu. Z powodu istnienia tej kopalni do Osady przybywali co raz to nowi, glownie krasnoluddzcy gornicy, ktorzy Osade utworzyli. A z powodu niezbyt zasobnych zloz owej kopalni, Osada byla skromna, zeby nie powiedziec nedzna. Prozno tu szukac reprezentacyjnych miejsc, deptakow czy choc siedziby osob majacych w Osadzie wladanie. Brak skwerow, zieleni czy zwyklych lawek. To co mijamy na kazdym kroku to kolejne rzedy drewnianych barakow. Wzdluz kolejnych ubitych, gruntowych i blotnistych uliczek, kolejne i kolejne baraki. Gdy sie im przyjrzec, zawsze podobne. Drewniane baraki sluza mieszkancom osady za schronienie w czasie, gdy nie sa zajeci ciezka praca w kopalni. Szopy niedbale zbite z nieheblowanych desek nie wygladaja zbyt ciekawie. Jednak mimo to zapewne spelniaja dosc dobrze swe zadanie. Czesc z barakow wykonana ze zwyklych desek, czesc z ociosanych bali. Na pewno nie jest to szczyt mozliwosci krasnoludzkich budowniczych, ale widocznie ich mieszkancy nie widzieli sensu budowac tu nic trwalszego, a co wazniejsze - kosztowniejszego. I tak, jak tutejsza kopalnia nie pozwalala dorobic sie wiekszych pieniedzy, a tutejsza osada wraz z poziomem kosztownosci jej zabudowy jest odwzorowaniem miernego potencjalu samych zloz, tako i przybysze w osadzie zamieszkali, poziomem swoich aspiracji i dazen dostosowani sa zarowno do charakteru kopalni, jak i specyfiki osady. Zazwyczaj to beda krasnoludzcy gornicy, pojawiajacy sie tu przelotem. Ktorzy bez obietnicy mozliwosci zdobycia chocby niewielkiego majatku, beda stad uciekac w poszukiwaniu lepszej szansy. Czesc z nich utknie w tym marazmie, ktory oferuje za malo zeby zyc, ale za duzo zeby skonac. I oni, jak te baraki, ktore mialy byc zbite byle jak i tylko na chwile, zostana w tej bylejakosci na lata cale stajac sie fundamentem i budulcem na ktorym Osada stoi. Niektorzy zas mieszkancy to wygnancy. Uciekinierzy szukajacy w tym zapadlym miejscu azylu i schronienia przed swiatem zewnetrznym, lub soba samym. Chcialo by sie powiedziec, ze jedyne co przelamuje ten monotonny schemat, to gorujaca nad osada skala, w ktorej wydrazono kopalniane chodniki. Barak pelniacy jednoczesnie funkcje sklepu oraz skupu wydobytego urobku. Otaczajaca osade obronna palisada. Oraz przedmiot dzisiejszych odwiedzin: 'Pod Zlamanym Oskardem'. Jednak nic z tego nie bylo by prawda. A Karczma 'Pod Zlamanym Oskardem' jest nieodzowna cora tego miejsca, tych mieszkancow, tej kopalni i tych barakow. I inna byc nie moze. Zasadniczo, pierwsze co sie jednak rzuca w oczy to fakt, ze nasza 'Karczma' barakiem wcale nie jest. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z jaskinia. Lecz chwilowy oglad okolicy od razu i bez watpienia pokazuje, ze znajdujesz sie przed wejsciem do karczmy. Dobitnie swiadcza o tym fakcie dzikie okrzyki dochodzace z groty skalnej, umiejscowionej na poludnie od ciebie. Bez watpienia gornicy znajduja tam zasluzony odpoczynek po harowce w kopalni. Skala, w ktorej wykuta jest jaskinia karczmy pnie sie wysoko i niemal pionowo w gore. Fakt, ze szyldu tu na zwenatrz zadnego nie uswiadczymy i jezeli komus same dobiegajace z wnetrza odglosy i zapachy by nie wystarczyly, zeby bez watpienia uznac, ze stoi przed lokalna karczma, to wystarczy przed nia chwile poczekac, by byc swiadkiem jak z jej wnetrza dochodza cie odglosy bojki i po chwili na ulice wypada, padajac twarza na ziemie jakis krasnolud. Nie przejmujac sie tym zbytnio, puszcza soczysta wiazanke w kierunku karczmy i spluwajac na drzwi odchodzi w tylko sobie znanym kierunku. Nie jest to zdrzenie ani rzadkie ani budzace zainteresowanie. A jak komu malo, to niech poczeka do zmierzchu. Gdy przed karczma stanac, to nawet noca dochodza cie odglosy hucznej zabawy. Nie ma zadnej watpliwosci. Wykuta w skale jaskinia sluzy miejscowym gornikom jako karczma. Z jej wnetrza dochodza cie odglosy swiadczace o tym, ze humor dopisuje jej bywalcom. Choralne spiewy i glosne salwy smiechu sprawiaja, ze masz ochote wejsc do srodka i przylaczyc sie do hulanki. Przy czym uwaga. To co uchodzi za hulanke w tawernach Krainy Zgromadzenia, Bretonii, tileankich portach czy innych znanych miejscach swiata, tutaj moze wychodzic poza wyobrazenie. Karczme slychac z naprawde odleglych zakatkow osady, a nawet stojac przed samym wejsciem do kopalni, pomimo loskotu i dudnienia pochadzacego ze sztolni, niejednokrotnie odglosy wydobycia w kopalni nie sa w stanie zagluszyc Karczmy i z zachodu dobiegaja cie pijackie spiewy. O obecnosci Karczmy w tym miejscu nie swiadcza jedynie zapite krasnoludy, ani pijackie okrzyki, ani bijatyki. Nie tak rzadko od tubylcow da sie wyczuc jej zapachy. W szczegolnosci zapach baraniny. O czym pozniej. Jedno jest pewne. Jezeli kiedys napadliby was zbojcy, lub dopadla choroba i pozbawilo by Was to przytomnosci, ockneli byscie sie w zbitym z nieheblowanych desek baraku. Po wyjsciu na zewnatrz okazalo by sie, ze jestescie na blotnistej ulicy pelnej podobnych barakow, a mijajacy was krasnolud wyraznie by zalatywal baranina, to mozecie miec pewnosc. Znalezliscie sie w naszej Osadzie Gorniczej i wlasnie minal Was klient wracajacy z 'Pod Zlamanym Oskardem'. Ale czas najwyzszy by wejsc do srodka. Nasza jaskinia, bedaca Karczma jest dwuizbowa. Polozone bardziej w glab skaly pomieszczenie sluzy jako pokoj sypialny dla podroznych i nowo przybylych gornikow. Lokalni mowia na to pomieszczenie 'Pokoj w karczmie'. Jestes w duzej sali, przeznaczonej dla podroznych, chcacych spedzic w osadzie noc. Nie ma tu zbyt wiele miejsca, wiekszosc sali zajeta jest przez poslania i derki rozlozone wprost na golej ziemi. No coz, luksusow tu nie ma, ale zawsze to lepiej niz nocowac na dworze. Z drugiej strony, bedac w takim miejscu nikt sie specjalnie luksusow nie spodziewa. Jednak jesli przyszlo nam tu z jakiegos powodu zanocowac, to trzeba miec na uwadze poziom lokalu. W najwiekszym skrocie poslania nie sa najczystsze. Widac, ze byly wielokrotnie uzywane. Do 'Pokoju w karczmie' bezposrednio przylega pomieszczenie wydrazone plycej. Jest to glowna sala, jesli mozna uzyc takiego okreslenia. Samo wlasciwe serce czyli Karczma 'Pod Zlamanym Oskardem'. Zazwyczaj przy duzym stole siedza krasnoludy - stali bywalcy. I obowiazkowo spotkamy tu rumianego barylkowatego krasnoluda. Jest to Dharid Haragranson, karczmarz. Tez krasnolud. I wreszcie samo sedno. Tak wlasnie wyglada w szczegolach cel naszych dzisiejszych odwiedzin: Miejsce w ktorym sie znajdujesz dumnie nazywane jest karczma. Na pierwszy rzut oka jednak widac, ze to nic innego jak standardowa krasnoludzka mordownia. Opary alkoholu sprawiaja, ze w pomieszczeniu jest goraco niezaleznie od pory dnia czy roku. Nad kontuarem wisi tabliczka ze spisem dostepnych trunkow i dan. Na jednej ze scian zauwazasz stylizowana kamienna glowe ogra umocowana dosc nisko nad ziemia. Niskie drzwi w poludniowej scianie prowadza do sali, w ktorej podroznicy, odwiedzajacy osade moga spedzic noc. Za kontuarem uwija sie wlasciciel tego przybytku. W najogolniejszym skrocie, w Menu Karczmy znajdziemy alkohol i mieso. Nie ma tu nic ponad to. I choc tak sformulowane stwierdzenie moze dotyczyc rowniez wykwintnych lokali zakladanaych przy kupieckich faktoriach, tako w naszym wypadku jak zwykle 'Duch Osady' krazyl nad Menu. Gdyz w efekcie, w szczegolach mamy tu dokladnie dwa rodzaje alkoholu oraz literalnie jeden rodzaj miesa. Czytajac Menu mamy spisane: Karczma 'Pod zlamanym oskardem' poleca : Baranina : 30 miedziakow. Krasnoludzka gorzalka : 40 miedziakow. Jasne piwo : 30 miedziakow. Jezeli kazda z tych pozycji opiszemy trojkatem: cena - jakosc - wielkosc porcji, to pozycje alkoholwe zdecydowanie nie wybijaja sie na zadnym polu. Mamy przecietne ceny, za niewielkie porcje, calkiem podlego alkoholu. Co sie zas tyczy dania miesnego, na pierwszy rzut oka widac, ze serwowane porcje sa nad wyraz duze i obfite. Czy przy tej jakosci jest to akurat atut, to pozostawie ocenie odwaznym czytelnikom, ktorzy zechca tu zawitac. Pewne jest, ze nawet gdy kogos dopadnie w kopalni zawal i tak przylozy skalami po lbie, ze od nieprzytomnosci dlugiej do krain zaswiatow posle, to jak potem wyglodnialym sie w karczmie stawimy w stanie bardzo glodnym, to wystarcza trzy porcje by nie moc w siebie wcisnac juz ani odrobinki wiecej jedzenia. W naszej Karczmie znajdziemy jednak osobliwosc ktorej nie uswiadczymy w absolutnie zadnym innym miejscu. Oprocz Menu i wykonanego z polerowanego drewna debu kontuaru nie rzuci sie w oczy nic tak bardzo jak umieszczona na jednej ze scian, stylizowana, kamienna glowa ogra, umocowana dosc nisko nad ziemia. Patrzac na nia nie masz pojecia, kto i po co umiescil w krasnoludzkiej karczmie glowe ogra na scianie. Glowa wydaje sie byc wykonana z kamieni i przedstawia rozdziawiona radosnie gebe jakiegos przedstawiciela ogrzej rasy. Zalatuje od niej niezbyt przyjemna wonia, ale nie masz pewnosci czym dokladnie. Po chwili dopiero olsniewa cie mysl, ze glowa ta sluzy krasnoludom tu przebywajacym za miejsce oddawania moczu. Szczerze przyznam, ze nie spotkalem nigdy, w zadnym innym wypadku, by w publicznie dostepnym miejscu, w samym sercu jakiejkolwiek Karczmy, na jej glownej sali biesiadnej umieszczono otwarcie eksponowany i czynny pisuar! Nie tylko czynny, ale i regularnie uzywany przez klientele. Do tego ustawiony tak, by mozna bylo organizowac zawody w jego uzytkowaniu na odleglosc! W ogole zauwazylem, ze tubylcy ostroznie podchodza do nowych przybyszow w osadzie. I pisuar owy stanowi dosc wazny punkt na drodze nowego przybysza do zdobycia akceptacji wsrod tutejszych. Korzystanie z niego jest wrecz aktem oczekiwanym. Jak gdyby publiczne staniecie do zawodow stanowilo potwierdzenie aktu pelnoprawnego zamieszkania w Osadzie w ocenie tutejszych. Dlatego z owym pisuarem wiaze sie ostatnia kwestia, ktora chcialem poruszyc. Klientele karczmy stanowia zazwyczaj Krasnoludy. I w zasadzie na prozno szukac tu jakiejkolwiek osoby plci zenskiej. I wlasnie o dziwo, raz jeden jedyny widzialem tu przechodzaca kobiete! Bo zasadniczo tu spotkamy glownie mezczyzn. Ten jeden, jedyny raz kiedy odnotowalem obecnosc plci zenskiej w Karczmie mial miejsce wlasnie podczas korzystania z 'paszczy ogra'. Wlasciwie wyglada to tak, jakby kobieta owa czekala na komende by sie pojawic, podczas gdy jakis nowicjusz staje w szranki w dyscyplinie uzywania pisuaru na odleglosc. W praktyce wyglada to dokladnie tak: 'Chcesz nasikac do paszczy ogra. Stajesz w rozkroku i bez pospiechu rozpinasz spodnie. Sprezasz sie w sobie i wykorzystujac swa praktyke w tej kwestii starasz sie trafic swoimi szczynami do radosnie rozdziawionej geby ogra wiszacej na scianie. Z blogim wyrazem twarzy zaczynasz oddawac mocz do glowy ogra, gdy nagle twoja uwage przyciaga przechodzaca dziewka sluzebna. Zerka ona na ciebie ciekawie i zaczyna nagle chichotac. Zdezorientowany spogladasz na siebie i stwierdzasz, ze trafiles wszedzie, ale nie do paszczy ogra.' Prawdziwi mistrzowie w tej dosc osobliwej i malo estetycznej dyscyplinie nie dadza sie zdekoncentrowac nikomu i niczemu, by nie uronic ani kropli poza obrany cel. Nawet dziewce, ktora pojawia sie jakby byla specjalnie do tego celu zawezawana do karczmy. Oto 'Karczma Pod Zlamanym Oskardem' w calej odslonie. Najbardziej zapadla, znana mi mordownia Starego Swiata. Po ciezkim dniu pracy w zubozalej kopalni wypelniaja ja okrzyki, spiewy, hulanki, burdy, zawody w bekaniu, pluciu i sikaniu, ciagle narzekanie na sztygara i picie na umor. Wszystko to co chwile przemieniajace sie w regularne mordobicia. Na koniec wspomne tylko, co moge potwerdzic jako doswiadczony gornik, ze w Kopalni tutejszej ostatnimi czasy Krasnoludy odkryly nowe, bardziej zasobne niz do tej pory zloza wegla. Do tego zlokalizowane dosc plytko. Pomimo ze kopalnia tutejsza nadal pozostaje jedna z najbardziej niebezpiecznych czynnych sztolni, to dzieki temu odkryciu sa szanse na choc troche bardziej przyzwoity dochod z eksploatacji. Czy i w jaki stopniu te odkrycie zmieni charakter osady, mieszkancow i samej Karczmy - nie wiem. Osobiscie, na ile znam Krasnoludy, na ile poznalem krasnoludzkich gornikow, obstawiam ze nadal pozostanie to krasnoludzka mordownia, choc moze z nowym, drugim rodzajem miesa w Menu. Podczas wielotygodniowych badan najglebszych i najdalszych zakamarkow tutejszej kopalni na potrzeby prac Wydzialu Gorniczo - Maszynowego przy Stowarzyszeniu Gnomich Wynalazcow, obaczyl, skosztowal i opisal . ,_, ,_, . . (o,o) Zumberto von Habenix (o,o) . |./)_) (_(\.| | " " " " | o-----------------------------------------------------------------------------o pr strone 10 Zatytulowano: Gotuj z elfem - przyprawy o-----------------------------------------------------------------------------o | . . | | | | . _\/_ . | | /\ | . . . . . . . . . -:- . . . .'.:,'. . . . ' . . \ | / . .'.:.'. ._. ! ._. \ .__\:/__. ',:.' ._\!/_. .':'. . ' . ,' . ! . ,., . .:. , . ._!_. . ', , . : , , jqs ,-. . . / | o | ,- | -. ,-. |- . . , ,-, ,-. | | ,-. :-.-. \ | | | | | | | / |-' | |- |-' | | | '-' '-' '-' '-' | '-' '-' ' | '-' ' ' ' -' -' "A CO JA MAM W OGOLE W KUCHNI?" I oto witam Was, drodzy czytelnicy, u progu kolejnego okresu rozpoczetego i zakonczonego wspolnym piciem szampana. Minione dni byly pelne przygod, zawodow i szczescia, emocji wszelakich a takze wyborow ktorych konsekwencje bedziemy jeszcze pewnie ponosic. --= =-- Tymczasem, niejako podpartujac Was jak gotujecie, zebralem mala garsc przemyslen by rozwiac troche watpliwosci, i dac Wam, szczegolnie poczatkujacym, kilka wskazowek i odpowiedzi na jakze czesto pojawiajace sie pytanie, nieraz ozdobione inwektywami, prawie niesmiertelne "czym ja to doprawie"? A przy okazji zaproponuje Wam zestaw przypraw ktore oprocz soli kazdy w kuchni swojej miec powinien. * Bazylia Bazylie przewaznie wiekszosc skojarzy z serem i pomidorem, poniekad slusznie. Stosuje sie ja, tak suszona jak i swieza, do doprawiania wszelkich potraw zawierajacych sery, takich jak pizza czy lasagne. Liscie idealnie nadaja sie do kanapek, gdzie nie tylko przyozdobia ale i dadza aromat. Szczypta bazylii suszonej oraz maly lisc swiezej nadadza zupie pomidorowej egzotycznego polotu. Polecana do domowego zielnika i hodowli szczegolnie ze wzgledu na dostep do swiezych lisci. * Chili W zaleznosci od pochodzenia spotkamy sie z chili ostrzejszym i slabszym. W smaku jak papryka, jednak znacznie ostrzejsza od niej. Ususzona i sproszkowana bedzie dodatkiem do mies wszelakich, szczegolnie gulaszy i stekow. Takze moze byc skladnikiem rozgrzewajacych mieszanek przyprawowych do kaw i herbat. Swieza znajdzie zastosowanie tak przy gulaszach jak i na kanapkach, ktorym nada troche ostrosci. Latwa w hodowli w warunkach domowych, jak wszystkie papryki. W ramach ciekawostki: wywar ze swiezej papryczki chili w ilosci kilku kropli dodany do soku z ananasa skatalizuje zrobienie z tegoz galaterki, co normalnie by sie nie udalo. * Cynamon Przyprawa iscie korzenna, bardzo aromatyczna, wiekszosc z Was skojarzy ja z jablkiem czy piernikami. Oto cynamonem doprawimy tak szarlotke, jak i ciasto na nalesniki czy omlet jesli zamierzamy podac z dzemem czy owocami. Dodatek szczypty cynamonu ubogaci smak biszkopta, opisanego w pierwszej czesci cyklu. Takze czy sam czy wespol z innymi przyprawami stanowi dodatek do kaw i herbat, a takze win w czasie fermentacji, grzancow z winnych i piwnych. Cynamon zakupimy w formie sproszkowanej, oraz w postaci lasek ususzonej kory do zmielenia samodzielnego. * Czosnek Znienawidzony przez jednych a przez innych uwielbiany, podobniez z leczniczymi wlasciwosciami, czosnek stanowi jedna z podstaw sosow opartych o pomidory, czyli sosow do lasagne czy pizzy, oraz do makaronow. Idealnie skomponuje sie z pomidorami, pieczarkami, a takze nada miesom nieco polotu, zwlaszcza przy pieczeniach. * Estragon Przyprawa o mocnym smaku, w bardzo niewielkich ilosciach stosowana w mieszankach roznych. Estragon w ilosci przesadzonej zagluszy zupelnie aromaty innych przypraw, dlatego nalezy z nim mocno uwazac. Zastosujemy go do doprawienia ryb, wieprzowiny, cieleciny, dziczyzny, drobiu, a takze ziemniakow, pomidorow i serow. Liscie posiekane beda idealne w salatkach. * Gozdziki Niewielkie maczugi ciemnobrazowego lub czarnego koloru to nic innego jak nieotwarte niedojrzale paczki kwiatu egzotycznego drzewa, ktore zasuszono. Charakterystyczny aromat gozdzikow zdecydowanie poskresla smak grzancow winnych czy piwnych, nadaja sie samodzielnie lub w kombinacji jako dodatek do kaw i herbat. Jako ciekawostke mozemy nabic gozdzikami dziczyzne przed pieczeniem. Polecam nie przesadzac z gozdzikami, juz jeden czy dwa nadadza silny aromat grzancowi. Pojedyncze sztuki mozna dodawac do win domowych by fermentowaly razem z zacierem. * Kardamon Ta przyprawe czesc z Was moze znac malo albo i wcale. Tym bardziej zdziwi was to ze historycznie uzywano jej do higieny jamy ustnej zujac nasiona, albo tez jako glowny skladnik perfum. W handlu dostaniemy najczesciej kardamon juz sproszkowany, ale wytrwali dostana w swoje rece nasiona do samodzielnego zmielenia. Charakterystyczny ostrawy zapach w polaczeniu z cieplym smakiem wpasowuje sie w dania z miesa czerwonego, rzadziej z ryb. Kardamon idealnie pasuje do kawy i herbaty, nadajac im lekko drapiacy posmak. * Oregano Tej przyprawy nie trzeba chyba specjalnie przedstawiac. Charakterystyczny dla niej cieply aromat znany jest milosnikom dan z sosami pomidorowymi, w szczegolnosci pizzy, lasagne, czy spaghetti. Dostepne w postaci ususzonej posiekanej liscie znakomicie skomponuja sie takze z mozarella i pomidorami jako takimi. Spora czesc z Was moze kojarzyc oregano z roznorakimi tostami, szczegolnie zawierajacymi zolte sery. * Pieprz Ktoz nie kichnal nigdy oprozniajac mlynek czy mozdzierz. Ostry, drazniacy zmak i zapach pieprzu znane sa wszystkim ktorzy choc raz w zyciu jedli rosol czy niesmiertelna zupe pomidorowa, czy jajo na twardo. Mozemy w handlu dostac pieprz w postaci ziarenek (a wlasciwie jagod ususzonych), lub zmielonej. Baczcie prosze na dwie rzeczy: swiezo zmielony pieprz bedzie mial bogatszy aromat niz zmielony i przechowany, a takze na to ze pod wplywem temperatury pieprz traci swoj bukiet. Stad dla uzyskania najlepszego efektu idealnie jest zmielic go pod koniec gotowania. --= =-- Spragnionych zas przepisow jako takich pragne w pierwszych dniach nowej ery zaspokoic wzglednie prostym przepisem na dobrze niektorym znana pizze, a konkretnie na jej ciasto, ktore dalej sami okrasicie indywidualnymi kombinacjami, od prostych jak zwykly zestaw roznych serow, przez kontrowersyjne jak szynka i ananas, az po wyszukane zawierajace kombinacje papryk, pomidorow, tunczyka i sera. Zatem skompletujmy na dwa placki: - drozdze swieze, 25 gramow, - ciepla woda (nie wrzaca), okolo pol szklanki, - cukier, pol lyzeczki, - maka pszenna, cwierc kilograma, - sol, jedna lyzeczka, - oliwa, jedna lyzka, - szczypta oregano (opcjonalnie). Do naszej cieplej wody dajemy drozdze i lyzke maki, rozdrabniamy wszystko i miedzamy dokladnie, dodajac tez i cukier. Powstaly amalgamat pozostawiamy na okolo kwadrans w czasie ktorego winien urosnac. Przesiewamy przez sitko make do miski lub tez na stolnice, na srodku robimy wglebienie w ktore wlewamy drozdze. Zagarniajac ku srodkowi make z zewnatrz calosc mieszamy, dodajemy oliwe, i ugniatamy kilka minut az bedzie miec jednolita gladkosc. W tej postaci pozostawiamy w misce przykrytej scierka na okolo godzine. Teraz nalezy nam piec nagrzac najbardziej jak sie da, ciasto wyciagamy z misy i zagniatamy w dwie pilki. Kazda wygniatamy na plasko az ksztalt placka dobrze znany przybierze z brzegiem grubszym. Wytrwali moga pokusic sie o zawiniecie w brzegu sera zoltego. Placek zas pokrywamy sosem pomidorowym, i innymi wedle upodobania skladnikami. Chowamy do pieca na dziesiec minut, kontrolujemy by sie nie przypalilo i oceniamy czy mozna dodac jeszcze dwie minuty zerkajac jak ciasto sie zarumienilo. Po wyjeciu kroimy promieniscie na osiem czesci. Potrawa szczegolnie polecana na roznorakie spotkania towarzyskie. --= =-- Tak oto konczymy pierwsze w tym roku wydanie. Zas ja tradycyjnie zachecam do eksperymentowania w kuchni i dzielenia sie przemysleniami na temat laczenia smakow ze soba. Zycze Wam wszelkiej pomyslnosci i spelnienia marzen. Tradycyjnie zyczac wam smacznego, . ,_, ,_, . . (o,o) --Nahaan aen Dol Blathanna (o,o) . |./)_) (_(\.| | " " " " | o-----------------------------------------------------------------------------o