Arkadia MUD MMORPG

Periodicus numer 62

Dziady, Religie, Gotowanie, Wywiad z Istrid, Zagadki, Blekitne Wagi, Karczmy

19
ob pismo
Rzucasz okiem na pierwsza strone pisma...
o-----------------------------------------------------------------------------o
|                                      Data wydania: piaty dzien pory Feainn  |
|                                                                             |
|                                                                             |
|                                    /)_(\                                    |
|                             ______( 0 0 )______                             |
|                            /_/_/_/\` ' `/\_\_\_\                            |
|                                    )'_'(                                    |
|                               ____.""_"".____                               |
|                             P E R I O D I C U S                             |
|                                                                             |
.                                                                             .
.                                                                             .
                 Periodicus powraca i wita swoich Czytelnikow!
                                        
          Ilez to czasu, wody w rzekach i pokolen  podroznikow minelo
          od poprzedniego  wydania  Periodicusa!  Wolimy  nie liczyc,
          nawet jesli gnomia czesc Redakcji nie moze sie powstrzymac!
          Wierzymy, ze to wystarczajacy  czas by niejedno pozmienialo
          sie w Redakcji, zyciu naszych Czytelnikow, jak i w dziejach
          swiata, co sie zreszta dobrze sklada gdyz ze sprawozdawczym
             obowiazkiem podazamy za tymi ostatnimi. Ale po kolei!
                                        
          Na dobry ale i straszny poczatek powita Was Redaktor Alicia
          w swym sprawozdaniu z niedawno zakonczonych Dziadow, wraz z
          wypowiedziami znalezionych przez  nia dawnych oraz obecnych
          bohaterow tych wydarzen - jest wiec okazja by z ciarkami na
          plecach  powrocic  wspomnieniami   do  tego  nielatwego  do
          zignorowania czasu, kiedy to na naszych traktach  i ulicach
          dominowali  niespokojni umarli. Nowa  Redaktor Periodicusa,
          Zoe, przypomni wam glosny w swoim czasie konkurs, wciaz sie
          niezmiennie sniacy  milosnikom  wedkarstwa - wsrod wymiarow
          i masy zwycieskich okazow i wyplaconych  nagrod znajdziecie
          tam rowniez wywiad z organizatorem tego konkursu i nadzieje
          na kolejne  zarobki. W "Rozkladowce" dzis  zaprezentuje sie
          Wam osobistosc  nietuzinkowa, niezmiennie  lubiana, szeroko
          znana  i powazana  Inzynier,  Redaktor  i Lektor  Lingnomu:
          Istrid Fiorsdatter - polecamy  nie tylko  jej wielbicielom,
          uczniom i kontrahentom, ale wszystkim Czytelnikom! Redaktor
          Nazira wezmie Was w podroz po  "Religiach Swiata", Redaktor
          Nahaan po pelnym  aromatow przypraw  swiecie kuchni, zas na
          szlaku  "Karczm Swiata"  wyjatkowo  i goscinnie swoj kunszt
          pisarski zaprezentuje, specjalnie dla Periodicusa, Inzynier
          Zumberto von Habenix z SGW.  Redaktor Sufjan wysle Wam list
          o dwoch gatunkach  najprzednieyszych, pelen fachowych porad
          dotyczacych materialow do wyrobu luku, przyblizajacy arkana
          tej sztuki i piekno tej broni.  I wreszcie, z satysfakcja i
          duma  oglaszamy  powrot  "Zagadek  Tileanskich",  autorstwa
          Redaktora Chivasso i calkowicie  nowy cykl "Oni czyli kto",
          w ktorym Redaktor Noktaria  przyblizy wybrane  nowozalozone
          kluby, frakcje i stronnictwa: dzis Spolka Handlowa Blekitne
          Wagi, ktora po lekturze dzisiejszego numeru Periodicusa nie
                 pozostawia na swoj temat zbyt wiele tajemnic.
                                        
          Wszyscy  tu  w  Redakcji zgodnie  mamy  nadzieje,  ze nasze
          artykuly  skladajace sie na dzisiejsze wydanie  Periodicusa
          przypadna Wam do gustu - a kto wie, moze wsrod Was znajduje
          sie ktos, kto zechcialby do nas dolaczyc i sprobowac swoich
          sil w redaktorskiej pracy? Zapraszamy wszystkich, ktorzy by
          chcieli  sprobowac swoich sil  w Periodicusie - jezeli masz
          checi pisac  dla innych, opisywac  swiat, szerzyc wiedze na
          jego temat, opisywac glosne  wydarzenia wokol siebie lub po
          prostu pisac o tym co lubisz - napisz do nas, a redaktorski
          olowek, notatnik,  rozpoznawalnosc i satysfakcje dostaniesz
                                    gratis!
                                        
          Tymczasem w imieniu swoim i Redaktorow zycze milej lektury!
                                        
                           Inz. Red. Tuna Loon - Naai
                           Aktualna Redaktor Naczelna
                                        
     W tym numerze:
     * Krajobraz po bitwie..................................strona 1
     * Novigradzki konkurs wedkarski........................strona 2
     * Religie Swiata.......................................strona 3
     * Wywiad z Istrid - czesc 1............................strona 4
     * Wywiad z Istrid - czesc 2............................strona 5
     * O gatunkach najprzednieyszych........................strona 6
     * Zagadki Tileanskie...................................strona 7
     * Spolka Handlowa Blekitne Wagi........................strona 8
     * Karczmy Swiata.......................................strona 9
     * Gotuj z elfem - przyprawy............................strona 10
.                                                                             .
.                                                                             .
|                                                                             |
|                                                                             |
o-----------------------------------------------------------------------------o
Mozesz przeczytac konkretna strone.

pr strone 1
Zatytulowano: Krajobraz po bitwie           

o-----------------------------------------------------------------------------o
|                                                                             |
|                        .            )        )                              |
|                                (  (|              .                         |
|                             )   )\/ ( ( (                                   |
|                     *  (   ((  /     ))\))  (  )    )                       |
|                   (     \   )\(          |  ))( )  (|                       |
|                   >)     ))/   |          )/  \((  ) \                      |
|                   (     (      .        -.     V )/   )(    (               |
.                    \   /     .   \            .       \))   ))              .
.                     )(      (  | |   )            .    (  /                 .
                     )(    ,'))     \ /          \( `.    )
                     (\>  ,'/__      ))            __`.  /
                    ( \   | /  ___   ( \/     ___   \ | ( (
                     \.)  |/  /   \__      __/   \   \|  ))
                    .  \. |>  \      | __ |      /   <|  /
                         )/    \____/ :..: \____/     \  :  |  ~V+-I_I_I-+V~  |  : (.
                         (  \:  T\   _     _   /T  : ./
                          \  :    T^T T-+-T T^T    :<
                           \..`_       -+-       _'  )
                 )            . `--=.._____..=--'. ./         (
     )
  ( /(                    )                              )      )
  )\())(      ) (      ( /( (      )                  ( /((  ( /((  (  (   (
|((_)\ )(  ( /( )\  (  )\()))(  ( /( (    `  )   (    )\())\ )\())\))( )\ ))\
|_ ((_|()\ )(_)|(_) )\((_)\(()\ )(_)))\   /(/(   )\  ((_)((_|_))((_)()((_)((_)
| |/ / ((_|(_)_  ! ((_) |(_)((_|(_)_((_) ((_)_\ ((_) | |(_|_) |__(()((_|_|_))
  '         "GRUBA RYBA"        O  NAJDROZSZA RYBA                                                     
      >O  NAJCIEZSZA RYBA                                                     
      >O  NAJDROZEJ SPRZEDANY WOZ                                         


      Tabela  wynikow  aktualizowana  byla  kazdego  dnia,  dzieki  czemu  
      bioracy udzial  mogli na biezaco sprawdzac, ktorego z rywali nalezy 
      jeszcze pokonac w drodze ku zwyciestwu. A bylo o co walczyc! W puli  
      nagrod bowiem,  oprocz znacznej ilosci mithrylowych monet, znalazly
      sie takze rzadkie  i  drogocenne przedmioty  -  nie lada gratka dla
      kolekcjonerow. 

      Nie sposob nie wspomniec o creme de la creme,  nagrodzie dodatkowej
      dla zwyciezcy w kategorii glownej  -  unikatowym tytule. Ufundowany
      zostal przez Czarodziejow  w gescie poparcia inicjatywy. Nim jednak
      przedstawie  laureatow,  w tym  szczesliwca mogacego  tytulowac sie
      Zwyciezca Novigradzkiego Konkursu Wedkarskiego,  kilka slow od Pana
      Gelta. Byl tak mily, by poswiecic chwile na krotki wywiad.   



                    o 0 o   ----------------------   o 0 o   



                         Panie Gelt, jako glownego organizatora, nie moge
                         nie zapytac skad  zaczerpneliscie  inspiracje do
                         organizacji  tego  wydarzenia?  Jak narodzil sie
                         pomysl na Konkurs Wedkarski?


      Cech od lat wklada wiele wysilku w popularyzacje handlu. Subiektura
      u Mistrza Nixa nauczyla mnie, ze warto szukac nowych rozwiazan.  Od
      lat myslalem nad czyms, co  mogloby pobudzic mlodych  podroznikow -
      nie  tylko  do zarabiania,  ale do  poznania sie  nawzajem. Wielkie
      Miasto Novigrad  powinno byc  osrodkiem spotkan,  ale takze wlasnie
      takich  inicjatyw.  Jest  to  wiec  odpowiedz  na  potrzeby miasta,
      mlodych podroznikow i moje  -  wielu uczestnikow, ktorych poznalem,
      jest  teraz  stalymi  bywalcami  Novigradu.  Pozwala  to na szybszy
      rozwoj miasta i napedza handel.


                         Wydarzenie  cieszylo  sie  niebywala frekwencja, 
                         a to wymaga wiele sily i zaangazowania wlozonych
                         w reklame. W jaki sposob promowany byl konkurs?


      Konkurs  promowalem  nie  tylko  notkami  na tablicach i listami do
      znajomych podroznikow. Najwazniejszy byl kontakt bezposredni, czyli 
      mowiac prosto - zaczepianie kazdego  podroznika.  Dodatkowo zostaly    
      poczynione  tez  pewne  wysilki, zeby  dotrzec do osob, ktore lubia
      lowic, ale  nie pojawiaja sie w  miescie.  Rozrzucilem na pomostach
      i znanych  mi lowiskach  worki z wedka,  kotwiczka oraz  informacja
      o konkursie zapisana na pergaminie.


                               Czy spodziewaliscie sie az takiego odzewu?


      Odzew przerosl moje oczekiwania,  ale spodziewalem  sie, ze  ogolne
      zainteresowanie bedzie spore. Na  swiecie  dzieje  sie malo  takich
      wydarzen. Nie przypominam sobie zadnego w ostatnich latach.  Ludzie
      sa glodni tego rodzaju przezyc.


                         Biorac  pod  uwage popularnosc  konkursu, mozemy
                         spodziewac sie kolejnych wydarzen organizowanych
                         w Novigradzie? Uchylicie rabka tajemnicy?   


      Oczywiscie - bede kontynuowac swoja misje pomocy mlodym i populary-
      zacji handlu. Obecnie rozpoczyna sie konkurs  pod  patronatem Cechu
      Kupcow Novigradu - Diament Novigradu.  Powstala  rowniez  specjalna
      organizacja   Novigradzki   Diament,  ktora  zrzesza  osoby  chcace
      popularyzowac handel.



                    o 0 o   ----------------------   o 0 o 


                                |\   \\\\__     o
                                | \_/    o \    o 
                                > _   ((    <_)    |   +
                                 \       /\_|
                                  \...../\
                                   \\____/ 


                         WIATR ZE WSCHODU, RYBY CHODU

                                   - czyli -

                          Klub Wedkarski "Gruba Ryba"
                              i inne nastepstwa


                    o 0 o   ----------------------   o 0 o 




      Wielki Tydzien Wedkarski  oraz  zwiazany z nim konkurs to nie tylko
      rywalizacja i pogon za nagrodami. W ogniu walki zawiazalo sie wiele
      nowych przyjazni.  Nie trzeba  bylo dlugo czekac na powstanie klubu
      zrzeszajacego wedkarzy. 

      Oprocz  kontaktow  towarzyskich z osobami o podobnym zamilowaniu do
      lowienia ryb, czlonkostwo w klubie "Gruba Ryba" gwarantuje obnizona
      prowizje podczas sprzedazy ryb oraz mozliwosc tytulowania sie nazwa
      klubowa. Zapisy  prowadzi kupiec Gelt i do niego nalezy pisac listy
      w tej sprawie.

      Dzieki srodkom pozyskanym w wyniku dzialan okolokonkursowych, udalo
      sie  zakupic  nowe  komplety  ubranek  oraz  zabawki  dla  sierotek
      z "Promyczka". Kamienica bidula, znajdujaca sie przy ulicy Swiatyn-
      nej, vis-a-vis katedry Wiecznego Ognia, zostanie poddana gruntownej
      renowacji.

      To oczywiscie nie wszystkie pozytywne konsekwencje niedawnych wyda-
      rzen w  Novigradzie.  O pozostalych, na  zakonczenie, opowie Mistrz
      Nix.



                    o 0 o   ----------------------   o 0 o   



                         Jako Mistrz Cechu Kupcow Novigradzkich, jak oce-
                         niacie  konkurs,  zwlaszcza  pod  katem promocji
                         miasta?


      Bardzo rad jestem, ze  Gelt podjal  sie  organizacji. Cala formula,
      przeprowadzenie... Wszystko przebieglo  pomyslnie, zgodnie  z zasa-
      dami.  Ryby, przez  wielu niedoceniane,  nagle staly  sie pozadanym
      towarem. Wielu zabiegalo o najwieksze sztuki.  A ze konkurs organi-
      zowany byl  przez Cech,  lowiska w  okolicach  Novigradu zapelnione
      byly rybakami. A  przy okazji, poza  rybka,  mozna przeciez w Cechu
      sprzedac lub kupic cos innego. Rewelacyjny pomysl, wspaniala reali-
      zacja.


                         Novigrad jest  miastem  portowym, jednak  to nie
                         ryby sa tu zwykle najbardziej chodliwym towarem.
                         Wedlug Waszych  zrodel,  jaki wplyw mial konkurs
                         na sytuacje finansowa tutejszych rybakow?


      Czesto rybacy lowia ryby jedynie na uzytek wlasny.  Tym razem, jako
      ze zorganizowany byl konkurs, wiekszosc tego rybnego towaru trafia-
      lo do Cechu. A to wlasnie w nim  sa prawdziwi specjaliscie w targo-
      waniu,  dzieki czemu rybacy  mogli zarobic wiecej monet niz zwykle.
      Co oczywiscie przeklada sie na zroznicowanie ich diety.


                         Fantastycznie,  miejmy nadzieje,  ze popularnosc
                         rybolostwa wzrosnie juz na stale.  Chcecie dodac
                         cos jeszcze?


      Chcialbym  podkreslic  udzial Gelta  w rozmowach z Niesmiertelnymi.
      Ciesze sie, ze udalo mu sie przekonac ich do  nagrodzenia zwyciezcy
      tytulem, ktory bedzie wspominany przez dlugie lata.



                    o 0 o   ----------------------   o 0 o 




                      Niech Adamantite oslania Was swymi
                      poteznymi skrzydlami od nieszczesc

                         Zebrala i opracowala dla Was



                                    \    /
                                    ))  ((
                                   ((    ))
                                    \\^^//
                                    {o\/o}
                               ZOE Z ZERRIKANII
.  ,_,                               (#)                                ,_,  .
. (o,o)                             / vv \                              (o,o) .
|./)_)                                                                   (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
o-----------------------------------------------------------------------------o

pr strone 3
Zatytulowano: Religie Swiata                


o-----------------------------------------------------------------------------o
|                                                                             |
|                                  _o8888888o_                                |
|                               .o888' ...  '888o.                            |
|                            .o88'  ::: ( :::  '88o.                          |
|                           ,88'  .:: .) ) :::.  '88,                         |
|                          ,88'  ::: `(,' (, :::  '88,                        |
.                         ,88'  :::  ). (, (' :::  '88,                       .
.                         88'   ::: ( ) : ' )  ::   '88                       .
                          88    ':: ')_,_)_(` ::'    88                        
                          88      '::[_____]::'      88                        
                          88          \_ _/          88                        
                          88           |#|_          88                        
                          88,     __.-'(__ )        ,88                       
                          '88,     '-. \___ )      ,88'                       
                           '88,     _.\_)__ )     ,88'                         
  .-. .-. .   .-. .-. .-. .-. '88o, `'-\#/'   ,o88' .-. . . . .-. .-. .-. .-. 
  |(  |-  |    |  |..  |  |-    '888o,_   _,o888'   `-. | | |  |  |-|  |  |-| 
  ' ' `-' `-' `-' `-' `-' `-'      '8JGS88888'      `-' `.'.' `-' ` '  '  ` ' 
                                                                              
                                                                             
      Religia, wiara, nasza geneza, cel istnienia. Nie ma granic, czasem      
      dzieli sie okolica, a czasem przenosi ogarniajac kolejne dusze jak      
      plomieniem.  Kazdy w cos wierzy...  jeden w magie, inny w bogow, a      
      niektorzy w siebie. W co wierzysz Ty?                                    
 


                   ***  ***  WIERZENIA LESNYCH ELFOW  ***  ***

      Tajemnicze,  skryte w gestwinach,  do  ktorych dostepu bronia tako
      wlasna piersia, jak i dzieki pomocy driad czy rownie tajemniczych,
      skrytych w lesie drzewcow.  Lesne Elfy i ich wierzenia.


                                    GENEZA

      Lesne Elfy,  zwane Asrai lubo Elfami z Athel Loren  wywodza  sie z
      Wysokich Elfow zamieszkujacych Ulthuan,  ktore przybyly  na ziemie
      obecnie przez Lesne Elfy zajmowane w odleglych czasach, gdy driady
      i drzewce czesto podrozowaly posrod drzew.  Gestwiny Lasu wtenczas
      byly i dla nich strasznymi, zajmowali oni jedynie obrzeza Puszczy.
      Historia sprawila ze Las poczal ufac swoim mieszkancom,  wpuszczac
      ich glebiej w knieje i  otwierac  swoje  sciezki.  Gdy odkryto Dab 
      Wiekow, potezne, nieprawdopodobnie stare drzewo,  Las przemowil do
      Lesnych Elfow,  rozpoznajac w  nich sojusznikow i obroncow.  Wtedy
      tez elfy,  pelne  szacunku  dla  wszystkich  dziel natury,  obraly 
      Athel Loren za swoj dom i przyrzekly chronic  go  za wszelka cene,
      a Ariel i Orion, Krolowa i Krol Lasu,  stali sie wcieleniem Ishy i
      Karnosa, najwazniejszych bogow Lesnych Elfow.
      

                                   PANTEON

      Elfi panteon jest bardzo  rozlegly i opisuje wielu Bogow,  zarowno
      Niebios jak i Podziemi.  Jednak na Elfow zamieszkujacych Las Loren
      to Karnos  i  Isha  jawia  sie najwazniejszymi i wyznawanymi przez 
      wiekszosc  mieszkancow Athel-Loren.  Dla Lesnych Elfow Bogowie nie
      sa odleglymi i niedostepnymi bytami, traktowani sa przez wyznawcow
      bardziej jak bracia,  nizli wladcy zycia czy smierci.  Mimo, ze to
      Karnos i Isha  przywolywani sa najczesciej,  nie sposob jednak nie
      wspomniec o tych,  ktorzy tako zajmuja szczegolne miejsce w wierze
      Lesnych Elfow.

      Karnos (Kurnous) - Bog Lowow i Wladca Zwierzat. Przedstawiany jako
      potezna, ponad trzymetrowa istota o ciele elfa,  zwienczonym glowa
      jelenia. Przyjac tako moze postac kazdego z lesnych stworzen. Jego
      znakiem jest glowa jelenia z rozlozystym porozem. 

      Isha - Bogini Plodnosci i Urodzaju, zwana tez Matka Ziemia.  Wedle
      wierzen jest  corka Asuryana i Lileath,  a  jawi sie jako  lagodna
      kobieta niezwyklej urody, o dlugich, zlotych wlosach. Jej symbolem
      jest wszystkowiedzace oko z pojedyncza lza w kaciku.

      Loec - Bog Cieni i Nocy zwany tez Tancerzem Cieni. Patron Tancerzy
      Lesnych Elfow, uznawany za boga sztuczek, smiechu i tanca, ale tez
      cieni, zlosliwosci i zemsty.  Elfie legendy mowia, ze ratuje dusze
      zmarlych elfow przed zakusami Slaanesha.  Zazwyczaj  przedstawiany
      jest jako elf o smuklej posturze z twarza skryta w mroku, tanczacy
      w pustce,  wsrod cieni.  Jego  symbolem jest runa Ahrain,  noszona
      zwykle na szyi.  Laczy sie on w wierzeniach Tancerzy Wojny z innym
      bostwem elfiego panteonu - Adamnanem-na-Brionha.

      Adamnan-na-Brionha - Pan  Tanca,  zwany takze  Pierwsza Istota,  a
      narodzony,  wedle wierzen,  z polaczenia Dzwieku i Ruchu u zarania
      swiata.  Jawi sie on jako elf,  o  lewej polowie ciala wysmuklej i
      pelnej wdzieku,  zas prawej umiesnionej i pokrytej bliznami.  Lewe
      oko spoglada spokojnie, w prawym goreje ogien furii. Flet trzymany
      w zacisnietej piesci jest jego symbolem.

      Asuryan - Krol Feniks, wladca panteonu Elfow i maz bogini Lileath.
      Najstarszy z Bogow,  najwieksza  atencja  cieszy  sie w Ulthuanie. 
      Przedstawiany jest jako elf wielkiej madrosci, odziany w plaszcz z
      bialych pior i na bialym tronie  zasiadajacy,  dzierzacy w prawicy
      berlo - symbol wladzy. Jego znakiem jest piramida z umieszczonym w
      jej centrum feniksem rozkladajacym swe skrzydla.

      Lileath - Bogini Snow i Fortuny,  patronka prorokow i jasnowidzow.
      Mowi sie, ze jest opiekunka elfich snow, tym ktorzy ciesza sie jej
      laska zsyla przyjemne i mile, zas tych, od ktorych wzrok odwrocila
      nawiedzaja koszmary.  Przedstawiana jest jako  piekna elfka ubrana
      w snieznobiale szaty,  delikatne jak pajeczyna.  Czasami plecy jej
      zdobia skrzydla.  W prawej rece dzierzy kostur badz  rozdzke.  Jej 
      najbardziej popularnym symbolem jest elfi, skrzydlaty aniol.

      Khaine - Bog Wojny, znany takze jako Kaela Mensha Khaine.  Czczony
      zarowno na Ulthuanie,  jak  i  w Naggaroth.  Na Ulthuanie,  wiec i
      posrednio w  wierzeniach  Lesnych  Elfow,  odpowiada za wojownicza 
      czesc elfiej natury.  Przedstawiany jako  olbrzymi  elfi  wojownik 
      zakuty w zbroje  z  brazu  i  zbryzgany krwia.  Symbolem jego jest 
      sztylet, ze splywajaca zen kropla krwi.

      Mathlann - Bog Sztormow,  patron  zeglarzy i odkrywcow.  Zazwyczaj
      jego wizerunek przedstawia rozgniewanego boga noszacego  na glowie  
      miast korony przepiekna,  olbrzymia muszle.  Odziany jest w zbroje
      luskowa  udekorowana  przypominajacymi  pletwy  wypustkami,  zas w 
      prawej dloni dzierzy trojzab.  Powszechnym  znakiem Mathlanna jest
      tenze wlasnie trojzab.

      Morai-Heg - Bogini Dusz,  Losu  i  Smierci zwana  takze  Starucha.
      Strazniczka wszystkich elfich dusz,  ktora w swej sakiewce dzierzy
      los kazdego ze smiertelnikow.  Przedstawiana  jest jako uwiednieta
      staruszka w ubogie,  postrzepione szaty odziana,   ktora  w swojej 
      pomarszczonej dloni  trzyma  sekaty kostur z kolyszaca sie na jego
      koncu sakiewka.  Powykrecany kostur i sakiewka sa tez nieodlacznym
      symbolem tej Bogini.

      Vaul - Bog Kowalstwa i Metalurgii,  patron kowali,  ale takoz bywa
      uznawany za patrona rzemieslnikow  wszelakich.  Przedstawiany jest
      jako elf lancuchami mocnymi do kowadla przykuty, chociaz mowi sie,
      ize smiertelnym jawi sie jako elf o szlachetnej sylwetce,  w dloni
      dzierzacy mlot. Symbolem Vaula jest mlot i kowadlo.

      Hoeth - Pan Madrosci i Wiedzy. Ucielesnia prace tych elfow, ktorzy
      poszukuja wiedzy  i  magii.  Przedstawiany jest jako sedziwy elf w
      prostych szatach o spojrzeniu pelnym madrosci. 

      Liadriel - Bog lub Bogini Radosci  i Celebracji,  o nieokreslonej
      plci. Patron/ka sztuki, piesni, wina i zabawy. Przedstawiana jako
      androgeniczna,  mloda  postac  z  kielichem wina w jednej dloni i
      harfa w drugiej. Najbardziej rozpowszechnionym symbolem  Liadriel
      jest kielich wina z wygrawerowanymi winoroslami, harfami i innymi
      motywami nawiazujacymi do zabawy.       
   
                                 MIEJSCA KULTU

      Wiekszosci  wyznawanym  przez  Lesne Elfy Bogom nie stawia sie  ni
      swiatyn,  ni  innych  miejsc  wyznawania swej wiary sie nie szuka. 
      Zarowno Karnos,  jak i Isha,  caly Las jako swoja domene obieraja,
      choc mowi sie ize sa w ostepach lesnych takowe miejsca,  w ktorych
      obecnosc ich bardziej jest wyczuwalna.  Skryte to jednak miejsca i
      tylko Lesnym Elfom wiadome.  Wiara w Loeca czy Adamnana-na-Brionhe
      jawi sie tancem i walka  z  wrogami  Lasu,  podczas  gdy  Liadriel
      swiadectwa wiary w zabawie upatruje.  Religia Lesnych Elfow  mniej
      od innych obrosla w rytualy,  przykazania czy dewocjonalia.  Kazdy
      elf nosi  swiatynie  swoich  Bogow we wlasnym sercu,  a szacunek i
      czesc oddaje im nie w miejscach na ofiary przeznaczonych, a swoimi
      myslami i czynami.

      Na  Ulthuanie  mozna  odnalezc  swiatynie  z  drewna  i  kamienia, 
      wzniesione ku chwale Bogom,  ktorzy tam znajduja swoich  gorliwych
      wyznawcow.

                               OPIEKUNOWIE KULTU

      Wiekszosc z Bogow Elfiego Panteonu ma swoich kaplanow  czy  magow,  
      ktorzy opiekuja sie danym  aspektem  wiary,  a  ktorych  rozpoznac
      mozna glownie po kolorze szat. 

      I tak kaplanki Ishy - przewaznie stanowia je kobiety - nosza szaty
      snieznobiale,  podczas kiedy kaplani Karnosa nijak nie  wyrozniaja
      sie ubiorem sposrod innych elfow. Kolorami Asuryana sa czerwienie,
      zolcie i zloto, czesto z motywem plomienia,  zas Khaine lubuje sie
      w czerni i czerwieni, kolorze nocy i krwi. Kaplani Mathlanna nosza 
      szaty w roznych odcieniach niebieskiego i zieleni,  z kolei Ci, co
      piecze nad kultem Morai-Heg sprawuja przyodziewaja sie w kolory od
      ciemnego brazu do czerni. 

                                    OFIARY
  
      Lesne Elfy nie zwykly skladac ofiar  swoim Bogom.  Czesc oddaja im
      przez czyny swoje, podazajac ich sciezkami.

                                  SYMBOLIKA

      Kazde z Bostw,  ktorym  Lesny  Elf oddaje czesc symbolizowany jest 
      inaczej.  Wyznawcy  danego kultu lub jego czesci zazwyczaj nosza w
      widocznym miejscu symbol swojego Boga, choc nie mozna tego odniesc
      do kazdego z wyznan. 
   
                                DNI SZCZEGOLNE

      Dla Lesnych Elfow,  ktorych wiara jest zwiazanych glownie z kultem
      Karnosa i Ishy,  szczegolne znaczenie  maja rownonoce - wiosenna i
      jesienna oraz letnie przesilenie.  Jednak  istota wyznawanej przez
      Lesne Elfy religii nie sa daty, a to, by ich wiara widoczna byla w
      nich samych.

                             ZASIEG WYSTEPOWANIA

      Wierzenia Lesnych Elfow  nierozerwalnie  zlaczone sa z wierzeniami
      Wysokich Elfow z Ulthuanu oraz,  przynajmniej w czesci,  mrocznych
      elfow z Naggaroth. Jednak wiara w  Karnosa i Ishe rozpowszechniona
      jest glownie wsrod  Lesnych Elfow,  w  Ulthuanie  zajmujac  bardzo 
      marginalne miejsce.
           

      Na koniec przytocze slowa  jednego  z wyznawcow:  ' ...  Karnos  i 
      Isha to dwie strony naszej duszy - odrzucajac jedna  z nich,  sami
      sie okaleczamy.'

                                                                  
.  ,_,                                                                   ,_,  .
. (o,o)                                      Zebrala i opracowala       (o,o) .
|./)_)                                       Nazira Drwydd'anilwch       (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
o-----------------------------------------------------------------------------o

pr strone 4
Zatytulowano: Wywiad z Istrid - czesc 1     

o-----------------------------------------------------------------------------o
|                                                                             |
|                        ...........     ............                         |
|                   ,..,'           ',.,'            ',..,                    |
|                 ,' ,'               :                ', ',                  |
|    _ \               |     |              |     /              |            |
|   |   |   _ \  _  /  |  /  | |  _` |   _` |   _ \  \ \  \   /  |  /   _` |  |
|   __ <   (   |   /     <    /  (   |  (   |  (   |  \ \  \ /     <   (   |  |
|  _| \_\ \___/  ___| _|\_\ _|  \__,_| \__,_| \___/    \_/\_/   _|\_\ \__,_|  |
.       ,' ,'.......................  :  ........................', ',        .
.     ,' ,'                         ',:,'                          ', ',      .
    ,'  '........................     '     .........................'  ',
     ''''''''''''''''''''''''''''':''''''':''''''''''''''''''''''''''''''
                                   '''''''

          czyli cykl wywiadow i nie tylko dla (niekoniecznie) cichych
                          wielbicieli i wielbicielek

                                  a na niej

                     I S T R I D   F I O R S D A T T E R

                                  -==-

                                Czesc pierwsza

    Po przekonywujacym sukcesie i nieslabnacej popularnosci "Rozkladowki",
    doczekalismy sie  w niej pewnych zmian. Pierwsza jest osoba prowadzaca
    wywiad, z ktorym mozecie zapoznac sie ponizej, jako ze Redaktor Alicie
    zastapila Redaktor Tuna. I musze przyznac, ze  po przygotowaniu, jak i
    po przeprowadzeniu ponizszej rozmowy zywie nadzieje, ze zmiana ta jest
    tymczasowa gdyz "Rozkladowka" jest cyklem tak lubianym jak i po prostu
    praco- i czasochlonnym.

    Druga zmiana, zreszta naturalna i oczywista jest tozsamosc dzisiejszej
    bohaterki cyklu: zasluzona Inzynier Stowarzyszenia Gnomich Wynalazcow,
    Kierowniczka  Wydzialu  Gorniczo - Maszynowego,  lektorka  z  Akademii
    Jezykowej Lingnom, a nade wszystko jedna z ostatnich  przedstawicielek
    gnomow ze Skellige, pasjonatka  i spelniona gnomka sukcesu. W skrocie:
    Inzynier Istrid. Prywatnie dodam, ze wszak rowniez moja przyjaciolka i
    wspolpracowniczka z SGW. Wydawac by sie moglo, ze osoba i okolicznosci
    - jako ze towarzyszy nam  przyniesiona przez Istrid szarlotka i kawa -
    sa idealne do zadebiutowania w dziale z wywiadami, ale mimo to zadania
    nie mialam latwego gdyz, nawet pomimo tak dlugiej i zazylej przyjazni,
    odkrywanie  na nowo  osobliwosci  Istrid  bardzo szybko  przestalo byc
    rutynowa przyjemnostka i testem znajomosci a przerodzilo sie w calkiem
    nowe doswiadczenie, a sam  wywiad w zaskakujaco  szczera i zaskakujaca
    niekiedy rozmowe - ale jak sama Istrid rzekla:  "A Pewnie, Pozwolmy Mu
    Sie Rozwijac I Nie Stawiajmy Zbednych Ograniczen." slusznie cytujac do
    tego  przyslowie,  ze wszak  "Gdzie Dwie Gnomki W  Jednym Miejscu, Tam
    Trudno Mowic O Organizacji".

    Zapisany ponizej efekt tej rozmowy zostawiam Czytelnikom  do zyczliwej
    recenzji, a bliskim, przyjaciolom  i kontrahentom zycze takiego samego
    odkrywania osoby  tej niesamowitej gnomki, pelnego zaskoczen i zwrotow
    akcji. Tymczasem nasz wywiad zaczal sie od przygotowan. Profesjonalnie
    (zeby potem nie bylo, ze o czyms zapomnialam) zaczynam od wyciagniecia
    liny, dopiero teraz sobie uswiadamiajac, ze nie przypominam sobie, aby
    byl to element towarzyszacy poprzednim wywiadom. Ale co tam!

      Tuna: No dobrze, Kolezanka siada, zebym mogla ja przywiazac.

    Istrid czerwieni sie na twarzy i wybucha opetanczym rechotem na widok
    moich przygotowan.

      Tuna: Moze byc nawet za biurkiem!

    Istrid (siadajac na krzesle przed biurkiem): A nie nie. Dostosuje sie,
            juz  Kolezanka zastosowala taki  dominujacy ton, to az mi nogi
            podcielo. Bo wie Kolezanka, ja jednak wiekowa dosc jestem.

    Uwijam sie z oplatywaniem Istrid kolejnymi zwojami liny.

    Istrid  (sledzac moje poczynania):  To tego. Wpadlam jak sliwka w... w
            co to sliwka wpada?

      Tuna: W trawe na przyklad.  Wlasciwie to nalezaloby wpierw ustalic z
            czego wpada.

    Istrid: W pudding!

    Po pomyslnym rozstrzygnieciu losow przyslowiowej sliwki pouczam Istrid
    o prawach i obowiazkach bohaterki wywiadu, na czele z obowiazkiem dumy
    i chwaleniem sie juz  opublikowanym  wywiadem, mowienie prawdy i tylko
    prawdy, moze z odrobina zmyslania dla ubarw...

    Istrid: Zmyslac to moze  tylko nieco  w temacie mojej  obowiazkowosci.
            Reszta jest dostatecznie barwna by i tak wiekszosc czytelnikow
            w polowe nie uwierzyla.

    Omawiamy ramowy plan wywiadu, po chwili jednomyslnie zgadzajac sie, ze
    i tak pewnie nie wytrzyma konfrontacji z praktyka, no ale...

    Istrid: ...ale racja, nie pozwolmy by te ramy az tak zadygotaly.

      Tuna: Zacznijmy  zatem, prosze  Kolezanki, od  poczatkow! Jak to sie
            zaczelo, bo jakos przyjelo sie, ze wszystko sie jakos zaczyna,
            Kolezanka takze! Ja tak  osobiscie mysle, ze dla prawie calego
            swiata Kolezanka to od zawsze byla na pokladzie gnomosterowca,
            ewentualnie w strukturach SGW, jednak najwczesniejsze swe lata
            spedzala chyba Kolezanka gdzie indziej?

    Istrid: Powiem szczerze, ze jak to sie zaczelo, to ja sama nie wiem bo
            to raczej  sprawy naukowe moich rodzicow. Ale tak, z pewnoscia
            nie zaczelo to kontrolowanie w gnomich labolatoriach.

    Istrid chichocze pod nosem.

    Istrid: Zaczelo sie na Skellige. Mysle, ze  w obecnych  czasach smialo
            moge powiedziec, ze jestem jedna z bardzo nielicznych, jak nie
            ostatnich Skelliganek rasy gnomiej. Teraz jakos nawet gdy gnom
            osmieli narodzic sie  w tamtejszych malo  goscinnych stronach,
            to jakos... tamtejsi urzednicy  przymykaja na ten aspekt oko i
            pomijaja sprawe milczeniem, a przynajmniej  brakiem dokumentu.
            Natomiast  ja przyszlam tam  na  swiat, zostalam  wciagnieta w
            spis ludnosci i spedzilam tam praktycznie cale dziecinstwo.

      Tuna: A  kim  sa  rodzice  Kolezanki,  jak maja  na imie  i czym sie
            zajmowali, moze nadal sie zajmuja?

    Istrid: Prosciej bedzie  opowiedziec o Tacie, bo widzi  Kolezanka, nie
            ma juz go  miedzy nami,  ale swoj niewyparzony jezyk i zachwyt
            zyciem  jak nic  odziedziczylam  po nim.  Tato byl  Inzynierem
            pracujacym  w tamtejszej  stoczni, bardziej  z zamilowania, bo
            Mama nie raz i nie dwa narzekala, ze pieniadz z tego zaden i w
            dodatku sie marnuje.

      Tuna: Marnuje sie pieniadz czy Tato Kolezanki?

    Istrid: Oczywiscie  ze  Tato,  pieniadz  nie mogl  sie marnowac, bo go
            raczej nie bylo.

      Tuna: No tak!

    Istrid  smieje sie  rozbawiona  wlasnymi  slowami, jak i bez watpienia
    moim dojsciem do wlasciwego stanu rzeczy.

    Istrid: Mama  czesto   wypominala   Tatkowi,  ze  gdyby  nie  opuscili
            rodzinnego  Tir  Tochair,  to  nie  takie  granty  badawcze by
            otrzymal.  Ale  dlaczego  opuscili, to  do dzis  nie wiem,  bo
            zwykle jakos tak  Tatulo malal  w oczach po tym stwierdzeniu i
            sprawie przyslowiowo ukrecalo sie leb.

      Tuna: A wiec rodzice Kolezanki mieszkali wczesniej w Tir Tochair? Co
            sklonilo ich do przeprowa... ach, rozumiem. A Mama Kolezanki?

    Istrid: Mama...  Mama tez jak na gnomke  byla swego rodzaju dziwaczka,
            bo widzi  Kolezanka... (Istrid  drapie sie  po glowie szukajac
            slow) To byla taka, jakby to ujac  jezykiem  innostworow, kura
            domowa.  Gromadka dzieci,  niekoniecznie swoich, bo  doczekali
            sie tylko mnie i siostry. Fascynowalo ja od zawsze zielarstwo,
            ale raczej uzytkowo niz naukowo.

      Tuna: Opiekowali sie innymi gnomiatkami? Czy dziecmi innostworczymi?

    Istrid: Raczej to drugie.  Na Wyspach ogolnie  innostwory nie  sa mile
            widziane.  A Mama  zawsze  miala  zamilowanie  do  opowiadania 
            legend, przygotowywania  herbatki  na zimne dni...  I jakos ta
            dziatwa tak  do niej  lgnela jak  do dziada  Pogwizda. (Istrid
            smieje sie). Taty zwykle nie bylo i jezeli czegos sie od niego
            uczylam, to nie  tego co Mama  aprobowala (i tu smiech  Istrid
            plynnie przechodzi w sugestywny rechot, przez co czekam chwile
            na dalszy ciag) Ot dla przykladu jak smakuje rum, co marynarze
            robia w portowych tawernach...

      Tuna: A te dzieci to po prostu dzieci z sasiedztwa, czy przygarniete
            na stale sierotki?

    Istrid: Nie nie,  na stale  nie  mielismy  nikogo,  z sasiedztwa.  Wie
            Kolezanka, wyspiarki  nie maja  prosto.  Chlop na morzu a baba
            musi  radzic  sobie  z tym  co przypisane  babie  i za  chlopa
            obrobic  to, co moze.  Takze te  dzieci to sa takie... (Istrid
            namysla sie) wszystkich i nikogo.

      Tuna: O! Chyba rozumiem.

    Istrid w zadumie gladzi kosciana klamre swego nieodlacznego plaszcza.

    Istrid: I w sumie dziecmi sa krotko.

      Tuna: A Tato Kolezanki plywal po morzach, czy nie opuszczal stoczni?

    Istrid: Nie  opuszczal  stoczni.  Klasyczny gnomi  projektant: szkice,
            pomiary,  przeliczenia.  Tyle ze  bez grantow  badawczych i za
            grosze.  Ale On tym  po prostu  zyl. Ilez  ja swiata  poznalam
            podrozujac z nim palcem po mapie.

      Tuna: Projektowal   drakkary,   czy   cos   mniej   lub   bardziej
            innowacyjniejszego?

    Istrid, dla ktorej najwyrazniej jest to reakcja na powazniejsze tematy,
    gladzi ponownie poly swego turkusowego  plaszcza, muskajac haftowana na
    nim mewe. Przypominam sobie, ze mewa to rownie nieodlaczny symbol mojej
    rozmowczyni i  z satysfakcja notuje sobie w duchu by nie omieszkajac ja
    o to spytac, tymczasem...

    Istrid: Wie Kolezanka... moglabym tu wysnuc opowiesc o tym, jak to Tato
            projektowal niezwyklej  mysli technicznej okrety napedzane para
            wodna, ale  sprawa  jest  bardziej  prozaiczna.  Po prawdzie to
            zwyczajnie nie wiem, co ten Tatko dokladnie tam robil poza tymi
            swoimi wyliczeniami i szkicami, ktore tez przynosil do domu.  A
            gdy  pojawil sie  czas, ze  mogloby  mnie  to  zainteresowac  i
            moglabym to zrozumiec, to juz Tatki z nami nie bylo. Bo, jak to
            sie mowi, kariere zlamala mu  przypadkowa belka, ktora zupelnym
            przypadkiem...  albo i nie...  spadla  Mu  w stoczni  na glowe.
            I Mama  z racji, ze  Wysp  nigdy  nie lubila,  to juz  niewiele
            dluzej tam zabawila. Jeszcze chwilke sprzedawala te swoje masci
            rozgrzewajace, a to jakies wzmacniajace ziolka.

    Kiwam glowa posepnie, troche nieprzygotowana na taki zwrot akcji.

    Istrid: Jak  to  sie  mowi,  zycie.   Nikt  z  nas  nie  wie  kiedy  ta
            przyslowiowa belka spadnie mu na glowe. Dlatego trzeba wyciskac
            kazdy dzien jak cytryne, to taka rada do Czytelnikow.

      Tuna: Zapisujemy!

    Istrid: I tak jak to wspomnialam, Mama nie lubila Wysp, zatem jak tylko
            udalo sie Jej cos  zgromadzic w skarpecie, to wybralysmy sie we
            trzy  na staly  lad.  Poczatkowo  tesknilam  do  Wysp, wiadomo.
            Ostatecznie  byly  wszystkim  tym  co  znalam,  Ale Mama jednak
            chciala dla mnie czegos wiecej niz kariery wyspiarki trudniacej
            sie sprzedarza ziolek na wzmocnienie.

      Tuna: A zanim przeniesiemy sie  wspomnieniami poza  wyspy, to jeszcze
            chcialam  o siostre  Kolezanki  zapytac.  Siostra jest starsza?
            Mlodsza? Kim jest obecnie?

    Palce Istrid  ponownie  muskaja jej  plaszcz, gdy ona sama  poddaje sie
    mimowolnej zadumie.

    Istrid: Siostra... siostra Liath jest mlodsza, duzo mlodsza. W sumie to
            bardziej skora  zdjeta  z Matki,  pod  wzgledem  urody, bo  pod
            wzgledem  ducha  to istny  Tatko,  tylko  to co  On  wyrazal  w 
            szkicach, Ona przekladala na zywiol. Podroze, wyprawy, niewazne
            jak,  byle dalej  w swiat.  Ostatnio  widzialysmy sie  zupelnym
            przypadkiem.  Lata temu, gdzies  na krancach swiata, ktore Elfy
            zwykly  zwac  Gory Sine.  Probowalam  posylac  goncow,  ale wie
            Kolezanka, to tak jak korespondowac z wiatrem. Mam nadzieje, ze
            gdzies obecnie pije rum i trafi do niej ten Periodicus.

      Tuna: Oby! Pozdrawiamy, zeby nie bylo!  A siostra tez jest wizjonerka
            i projektuje?

    Istrid: A skad, to znaczy z pewnoscia zwiedzenie calego swiata to jakis
            rodzaj wizjonerstwa. Ale projektowac to nie projektowala nigdy.
            To strata czasu, ktory mozna wykorzystac na podroze.

      Tuna: A Kolezanka wizualnie bardziej podobna do Taty?

    Istrid: Z pewnoscia oczy, bo w turkusowych kitkach to Tato pomimo calej
            fantazji nie chadzal.

    I tu Istrid smieje sie  niepohamowanie, zwracajac jednoczesnie ma uwage
    na swoje, a jakze, turkusowe kitki. Sama mam, musze przyznac, ochote na
    rozesmianie sie i chyba przyznacie, ze trudno sie temu dziwic.

    Istrid (jakby sie  tlumaczac):  No  i  jednak  dziecinstwo  na  Wyspach
            odcisnelo na mnie slad kolorystyczny.

      Tuna: No  wlasnie, jak minelo  Kolezance  dziecinstwo  w tak  surowej
            krainie?  Czym  Kolezanka  sie  zajmowala,  a czym  musiala sie
            zajmowac?

    Istrid wydaje z siebie dlugie hmmmmm...

    Istrid: Musialam  zajmowac sie, w skrocie ujmujac, rybami. Patroszenie,
            oprawianie, suszenie. (Istrid wzdryga sie)  Przypomnialo mi sie
            to potem po latach, gdy  umyslilam sobie, ze oswoje  maskonura.
            Dlugo,  dlugo  po opuszczeniu  Wysp  mialam  takie  nieuchwytne
            wrazenie, ze wszystko smierdzi sledziem.

    Musze chwilke zaczekac z moim pytaniem az Istrid przestanie sie smiac...

    Istrid: ...nawet Mamy nalewki i mascie tego nie potrafily wyplenic.

      Tuna: Ale zajmowanie sie  rybami bylo forma zarobkowania, czy czescia
            obowiazkow domowych?

    Istrid: Po prawdzie to  i tego  i tego.  Ryby  i cala reszta  morskiego
            drobiazgu to jednak bylo glowne pozywienie. A poza tym wiadomo,
            czesc trafiala w solanke, czesc suszona  byla pakowana w beczki
            i posylana na staly lad.

      Tuna: A poza tym? Czy byl czas na zabawe? Albo nauke?

    Istrid: Na  zabawe  tak, ale  trudno  tu  mowic  o zabawie, ktora  maja
            gnomieta wychowujace sie  w Tir Tochair, w Gnomim Miescie Czy w
            innych gnomich skupiskach. Tam jednak te zabawy zwykle sluza ku
            doskonaleniu siebie, swych umiejetnosci. A u nas to byla raczej
            forma zupelnej beztroski, plywanie w morzu, bieganie po Wydmach,
            przemykanie sie  na lodzie, ktore  wyplywaly  w morze...  yhym,
            powiedzmy w celach zarobkowych... (Istrid mruga psotnie) zwykle
            tez  byla  to  forma  rywalizacji.   I  jezeli  cos  te  zabawy
            doskonalily to  sprawnosc  fizyczna.  Ale Kolezanka  panuje nad
            opowiescia, bo nam Czytelnicy zasna.

    Istrid ponownie smieje sie rozbawiona.

    Istrid: Zreszta, to moja chwila, zatem  w sumie moge przynudzac. Zawsze
            moga opuscic akapit.

      Tuna: Zapewne, jak  mniemam, bylo to wstepne  przygotowanie rdzennych
            chlopakow do roli zeglarzy i wojownikow?

    Istrid (potakujac zgodnie): Raczej nie bylo czasu  na rozwijanie swoich
            pasji naukowych. Chociaz... Mama uczyla nas czytac i z racji na
            swoje zajecia  to zielarstwo wlasnie  pokochalam  dzieki Mamie.
            Mysle, ze bardzo sie  meczyla na Wyspach.  Pytala tez Kolezanka
            dawno temu  o imiona rodzicow.  Tato mial na imie Fior, Mama ma
            na imie Etris. Stad tez wlasnie Istrid Fiorsdatter, Corka Fiora
            po prostu.

    Istrid rozjasnia swa surowa twarz usmiechajac sie nieznacznie.

      Tuna: A  czy  funkcjonowala,  moze  funkcjonuje,  jakas  instytucja
            edukacyjna, do ktorej Kolezanka uczeszczala?

    Istrid: A niech bogowie bronia (i tu Istrid znow zanosi sie smiechem).

      Tuna (zaskoczona): Jak to niech bogowie bronia!?

    Istrid: Lato krotkie, trzeba lupic. Znaczy...

    Obie jak na komende spogladamy gdzies wymijajaco.

    Istrid: ...polawiac ryby.

      Tuna (z ulga): Ach...

    Istrid: Zima dluga, trzeba dzieci robic. Gdzie tu czas na nauke?

      Tuna: Ale... to znaczy, tak wlasnie Kolezanka spedzala lato i zime?

    Istrid: Na robieniu  dzieci?  Nie.  Zbyt mloda  bylam jeszcze.  Zime na
            spedzalam na sluchaniu legend

    Istrid zaciska  mocno dlonie  na polach  swojego  dlugiego  turkusowego
    plaszcza i zaczyna  opowiadac jedna z legend, te ktora  jest najblizsza
    wszystkim mieszkancom wysp Skellige. Lekko ochryplym glosem deklamuje:
     - Slyszysz?  Pieje  kogut  Kambi...  Fala  bije  o brzeg,  fala pchana 
    dziobem Naglfara.  Rozbrzmiewa rog Hemdalla stojacego  twarza ku wrogom
    na teczowym luku Bifrostu.  Nadciaga  biale zimno,  nadciaga  wichura i
    zamiec...  Ziemia  drzy  od  gwaltownych   poruszen  weza.  Wilk pozera 
    slonce.  Ksiezyc czernieje.  Jest  tylko  zimno i ciemnosc.  Nienawisc, 
    zemsta i krew... Pieje kogut Kambi...

    Slucham Istrid  jak zahipnotyzowana  i mimowolnie  nie zwracam uwagi na
    to,  ze  robi  mi  sie  -  moze   wbrew   okolicznosciom  -  zimno.  Na
    stwierdzenie, ze  od tej strony  mojej  wlasnej  kolezanki  nie  znam i
    nigdy  nie znalam juz chyba zabraklo  mi poczytalnosci. Potracona przez
    przypadek przeze mnie lampka  rozswietlajaca  pomieszczenie kolysze sie
    szalenczo, az  w koncu  z transu wybija mnie ksiazka  przewracajaca sie
    na polce, czego  odglos sprawia, ze podskoczylam  na krzesle tak, ze po
    dzis  dzien  mam  siniaki  na udach  od uderzenia sie  od spodu  w blat
    biurka, przy ktorym siedzialysmy.

    Istrid (jak  gdyby  nigdy  nic):  Do dzis  jak sobie  to wspomne,  to w
            zimowe noce tak... jakos  nieswojo sie czuje. Ale takie to byly
            legendy, nie to co te tutaj...

      Tuna: A ja... a ja jakos  nie  potrzebuje  do tego  nawet  nocy i tez
            sie czuje nieswojo...

    Istrid: To teraz  Kolezanka  doda  do tego zime, sztorm, ktory  szarpie
            okiennicami.  (i dalej  jak  gdyby  nigdy nic):  Wie  Kolezanka
            jakie to bylo trudne, jak w Oxenfurcie  kazali mi siedziec tyle
            czasu  nad  podrecznikiem, ktory ja i bez jego tresci znalam na
            pamiec, bo traktowal o eliksirach ziolowych.

    Istrid usmiecha sie zlowieszczo.

    Istrid: Tak  trudne... ze  az trzeba  bylo  zainwestowac  w pulapki  na
            mlode gnomieta. Ale o nich to juz Kolezanka swoje wie, ze udaly
            sie wybornie.

    Zaniemawiam na dluzsza chwile. Oczywiscie, ze wiem!              .---. 
    Sama uczylam sie w Oxenfurcie i czerpalam "profity" z bycia     /  .  \
    raczej mala i mloda na tle starszych rocznikow gnomka.         |\_/|   |
    Dla mnie i dla Istrid nie jest tajemnica, ze uczeszczalysmy    |  /|   |
    razem na ten sam       .---------------------------------------------' |
    Uniwersytet. Nie jest /  .-.    Fragment przewodnika po Uniwersytecie  |
    tez sekretem komu w  |  /   \   autorstwa Tuny (Periodicus 40, str 10) |
    tamtym czasie        | |\_.  |                                         |
    zawdzieczalam wlasne |\|  | /|   "Juz wygasle po swicie latarnie       |
    poczatki kariery     | `---' |  otaczaja imponujaca fontanne - ja      |
    awionicznej. Kto by  |       |  akurat nie mam z nia wspomnien, ktore  |
    pomyslal, ze Istrid  |       |  by byly mile, gdyz gnomy chetnie       |
    przywola stare       |       |  instalowaly wyrzutnie sprezynowa w     |
    demony:              |       |  pokrywie kanalizacji - wystarczajaca   |
      .---.              |       |  aby moc pozniej obserwowac moj lot do  |
     /     \             |       |  wnetrza fontanny... nawet nie wiecie   |
    |   |\_/|            |       |  jak sie ciesze, ze ja zamurowano, lecz |
    |\  |   |            |       |  i tak boje sie nan stapnac."           |
    | '------------------------------------------------------------.      /
    |                                                          ___  \----'
    |             Wywiad z Tuna (Periodicus 59, str 3)        /   \  |
    |                                                        |  ._/| |
    |  Ala: To wlasnie wspomnienie z mlodosci?               |\ |  |/|
    |                                                        | `---' |
    | Tuna potwierdza.                                       |       |
    |                                                        |       |
    | Tuna: Sprezynowa pulapka na przyklad byla niezwykle    |       |
    |       irytujaca gdy sie bylo mala gnomka w otoczeniu   |       |
    |       zlosliwego kolezenstwa.                          |       |
    |                                                        |       |
    |  Ala: Niebezpieczne sa mlode gnomy! Ktos was juz       |       |
    |       wtedy szkolil z bezpieczenstwa pracy?            |       |
    |                                                        |       |
    | Tuna: Oczywiscie, sama widzisz, ze w ten sposob mozna  |       |
    |       bylo sie przekonac jak sie koncza takie zabawy,  |       |
    |       zmoknieciem i zlym humorem co najmniej do        |       |
    |       podwieczorku.                                    |       |
     \                                                       |       |
      '------------------------------------------------------|       |
                                                             |       |
    Tymczasem twarz mojej rozmowczyni czerwienieje gwaltownie \     /
    w miare jak Istrid zanosi sie opetanczym rechotem.         `---'
    Mrucze cos  niezrozumiale, lypiac na nia chmurnie i niechetnie wracajac
    myslami  do tej wspolnej przeszlosci.  Juz sama nie wiem, czy lepsze to
    niz apokaliptyczne  proroctwa ze zlowieszczym  kogutem  w roli glownej.
    Jak  tak dalej  pojdzie, to zalamie sie przed  najblizsza  skelliganska
    opowiastka.

    Istrid (mrugajac psotnie): A w sumie nawet nie wiem dlaczego tak wyszlo,
            chyba wizjonerstwo. Bo z zalozenia gnomom prosto na uczelni nie
            bylo.

    Postanawiam sie w koncu odetkac, uspokoic tetno i sprobowac przejac
    kontrole nad naszym wywiadem:

      Tuna: No dobrze, wiec  skoro juz  tak plynnie  przechodzimy  na staly
            lad...  co sie  z  Kolezankami - to  znaczy  z Kolezanka  i jej
            rodzina - stalo po opuszczeniu wysp? Gdzie osiadlyscie?

    Istrid: Mama zrobila jak sobie zaplanowala. Zamieszkalysmy w Oxenfurcie,
            a z racji ze preznie dziala tam  zielarz Myhrman, to mialam tez
            pierwszego  nauczyciela  poza Mama. A Mama zyskala zrodlo zbytu
            dla swoich masci i nalewek. Do dzis sie wspieraja, chociaz Mama
            przeprowadzila sie  w okolice  bardziej, hmm, lesne. Powiem tez
            otwarcie, ze  kontakt  mamy  raczej... jakby  niewielki. Ot...
            okolicznosciowe  listy   z   okazji  wielkich  wydarzen,  czyli
            powiedzmy mojego trzeciego slubu.

    Rozbawiona swoimi slowami Istrid wybucha opetanczym rechotem.

      Tuna: Do  tego, mam  nadzieje,  dojdziemy, ale  dlaczego  taki  skapy
            kontakt? Z powodu podrozniczego trybu funkcjonowania SGW?

    Istrid: Mnie meczy Mamy wspominanie, ze gdyby nie Wyspy, to dzis bylaby
            naukowcem  w Tir Tochair, ale nie  zrobila nic, by tam  wrocic.
            Mame irytuje moj, jak to mowi brak obycia.

      Tuna: Az trudno  uwierzyc w brak obycia u Kolezanki, jakos dziwnie to
            brzmi w jej ustach...

    Istrid: Teraz  to sie tak ladnie nazywa, wie Kolezanka...  (drapiac sie
            po glowie) roznica pokolen.

      Tuna: Wiec, jak  rozumiem, Kolezance  byla pisana kariera farmaceutki
            lamane przez zielarki!

    Istrid: Tak mi sie  wydaje i wszelkie  znaki w legendach  musialy na to
            wskazywac.

      Tuna: Z dyplomem uniwersyteckim.

    Istrid: Bo nawet  na Wydzial  dostalam sie dzieki  zamilowaniu do ziol.
            Ach, i to nie na obecny a na AIS.  Za czasow Kierownika Yaloma,
            mam   nadzieje,  ze   gdzies  tam...  gdzie  obecnie   przebywa
            wciagniety przez  podroze miedzy uniwersalne, bedzie czytal ten
            wywiad i usmiechnie sie pod nosem.

      Tuna: Tytulem wyjasnienia dla czytelnikow: AIS czyli...?

    Istrid: Ha, i tu zagadka.  Niech Czytelnicy wysila  umysl i domysla sie
            co to tez za  tajemniczy kierunek.  W koncu nie zapominajmy, ze
            naszym obowiazkiem jako Inzynierow jest nieustanna edukacja.

      Tuna: Wyznaczamy nagrode?

    Istrid: A pewnie, badzmy rozrzutni i wyznaczmy.

    Klaszcze  z aprobata i oczywiscie umieszczam stosowne wyzwanie dla was,
    Czytelnikow:

    ----------------------------------------------------------------------
     Czym jest owy bliski sercu Istrid  AIS, ktory to zaslynal pojawieniem
     sie w jej zyciu? Prawidlowe rozszerzenie tego skrotu mozna wysylac do
     Istrid listownie, a nagroda jest jednorazowy rabat w wysokosci 10% na
     dowolny dostepny  wyrob SGW - ich liste udostepni wam kazdy Inzynier,
     z Istrid i Tuna wlacznie - wystarczy sie skontaktowac.  Na odpowiedzi
     natomiast czekamy do pojawienia sie nastepnego wydania Periodicusa.
    ----------------------------------------------------------------------

    Istrid: Od razu zarzekam, ze Majstra odpowiedzi nie uznamy za trafna.

      Tuna: A jak jeszcze  Kolezanka wspomina swa, jakby nie bylo, pierwsza
            instytucjonalna  edukacje   w  Oxenfurcie?   Opowie   co  nieco
            Kolezanka?   W  koncu  Oxenfurt   tetni  rozna  wariacja  zycia
            codziennego i niekoniecznie  jest to  zycie akademickie. Juz po
            czesci  zdradzilysmy, ze uczylysmy sie  razem i ze dzielilo nas
            kilka  rocznikow, ale mysle ze  nie tylko ja jestem perspektywa
            Kolezanki zainteresowana.

    Istrid: Powiem Kolezance  i nie  bedzie sie  to wiele roznilo z opisem,
            ktory  umiescilam  pozniej  w podaniu  do  SGW.  Trudno  mi cos
            powiedziec o zyciu  w Oxenfurcie, bo jedyna rozrywka to wlasnie
            byly  te rozmowy  o pulapkach  na gnomieta, czy  jakies  drobne
            psikusy,  ze cos... przypadkiem... gdzies wybuchlo.  A poza tym
            to byla  wieczna nauka, bo  musialam  nadrobic  wszystko to, co
            studenci trafiajacy na Uniwersytet juz maja w malym palcu.

      Tuna: Coz, no tak.

    Istrid: I nie mowie  o wiedzy  akademickiej,  chociaz tu braki tez byly
            ogromne. Ale o takich calkiem  prozaicznych, ot stosowny ubior,
            fakt, ze  w karczmie  to jednak lepiej  uzywac  sztuccow, a nie
            jesc paluchami.

      Tuna (zgodnie): Przynajmniej z zalozenia.

    Istrid: I ze ryba plywajaca  w oczku  wodnym, moze tam  sobie swobodnie
            przebywac w swojej ozdobnej formie i nie musi stanowic kolacji.

      Tuna: Pamietam rybe!

    Istrid: Niedoszla kolacje.  Zupelnie  nie umialam  pojac, jak mozna tak
            marnowac dobra rybe, skoro mozna ja wylowic praktycznie reka.

      Tuna: A juz mialam pytac co sie z nia pozniej stalo... no ale...

    Istrid: Och... zdechla ze starosci...

    Kiwam glowa  nie do konca  przekonana.  Istrid, jak to Istrid, ponownie
    gladzi swoj plaszcz, najwyrazniej  zdradzajac ze temat, choc trywialny,
    nie do konca jej lezy.

    Istrid: ...czy z innego powodu. To zycie oxenfurckie  niesamowicie mnie
            zmeczylo.  I cale  szczescie, ze zupelnym  przypadkiem trafilam
            na Kolezanke  Faige.  (mamroczac  pod  nosem)  Straszny  z niej
            spioch.  (po chwili)  A chwile potem  trafilam na  ostatnie Dni
            Gnomiej Nauki.

    Istrid namysla sie.

    Istrid: Ostatnie to moze zle powiedziane.  Ale ostatnie tak rozglaszane
            na swiecie. Kolezanka sobie  wyobrazi, ze  w portach mozna bylo
            spotkac  dwoje  Kolezenstwa, ktorzy  informowali o tym, ze dnia
            tego a tego odbeda sie opodal Novigradu takie a takie Dni.

    Moze i cos chcialam powiedziec  w tym momencie, lecz w ostatniej chwili
    decyduje sie byc  zaskoczona  slowami Istrid.  Jak siegam pamiecia, nie
    pamietam takiego zaangazowania. Tymczasem Istrid kontynuuje:

    Istrid: Ze beda  odczyty, eksperymenty...  one naprawde byly z ogromnym
            rozmachem. Byl ogromny namiot, byla prezentacja  poszczegolnych
            warsztatow. Dla mnie byla to niemal magia.

    Zerkam  roziskrzonym wzrokiem na Istrid, dla mnie pewnie rowniez bylaby
    to magia.

    Istrid: Pamietam ze na stanowisku  odpowiadajacym Wydzialowi Gorniczemu
            mozna bylo odsiewac zloto z piasku. A ilu bylo Inzynierow, choc
            siedziba  w  Gnomim  Miescie  byla  raczej  niewielka.  Wlasnie
            podczas  tych  Dni  zrozumialam,  ze to  fantastyczne  tak  byc
            Inzynierem,  moc robic  to co sie lubi, a jeszcze  robic to dla
            dobra nauki.  Pamietam ze  tez byla  loteria  prowadzona  przez
            Bialy  Kiel... no,  czy  tez  na  tamte  realia  Stowarzyszenie
            Polelfow. A losy byly  sprawiedliwie  wydzielane przez  maszyne
            losujaca.  Sporo   bylo  odczytow,  zabawy.  Nie  wszystko  tez
            niestety  pamietam,  bo szmat  czasu  juz uplynal, ale... nigdy
            pozniej takich Dni  nie udalo nam  sie zorganizowac, az na taka
            skale.  Z tamtych  zostala mi  ogromna  drewniana  bransoleta z
            napisem DGN.

      Tuna: O, ma ja Kolezanka przy sobie?

    Istrid: A  nie mam, ale  podesle szkic.  Nie  przygotowalam sie,  a tak
            lubie ozdoby...

      Tuna: Wlasnie Dni Gnomiej Nauki zmienily zycie Kolezanki?

    Istrid: Tak, takie inzynierskie, to mozna powiedziec ze tak. Byly wrecz
            kolebka  dla nowej Istrid (mrugajac  psotnie) juz nie wyspiarki
            wyciagajacej  ryby  z fontanny.  Ale to nie  tak, ze od razu po
            tych Dniach  trafilam  z podaniem  do Gnomiego  Miasta.  Miedzy
            tymi Dniami Gnomiej Nauki  a moim podaniem jeszcze sporo wody w
            Pontarze  uplynelo.   Wie  Kolezanka,  takie  dylematy  mlodych
            gnomow. Czy jest w ogole sens, czy mam szanse sprostac.

      Tuna: Wiem, zeby nie bylo!

    Istrid: Slyszalam tez, ze egzaminy bywaja bardzo trudne.

      Tuna: A kto byl w tamtych czasach Majstrem?

    Istrid: Ha! I tu dowod na to, czego Majster sie wypiera!

    Usmiecham sie z zaciekawieniem.

    Istrid: A  mianowicie,  ze skoro  On nie jest  stary, to ja tez nie, bo
            byl to wlasnie Majster Ulik.  Czyli wedle naszej rachuby to juz
            bedzie jak nic lat  trzynascie  jak  nie wiecej, bo w samym SGW
            bedzie ze  spedzilam juz lat  dwanascie, czego  z przyzwoitosci
            wole nie przeliczac na tutejszy elfi kalendarz.

    Istrid wybucha smiechem, a i ja usmiecham sie poddajac zaskoczeniu. Ale
    juz po chwili:

      Tuna: Wiec  po kolei,  najpierw  byly DGN, czy  wspomniana  Kolezanka
            Faiga?

    Istrid: A co bylo, najpierw  w sumie to  Kolezanka Faiga zaprosila mnie
            na Dni Gnomiej Nauki, ot jako przypadkowo  poznana mala gnomke.
            Nie to zebym obecnie byla duza, ale... bardziej doswiadczona.

    Istrid chichocze chwile.

    Istrid: Ale takim  prawdziwym  przelomem to byl  moment w ktorym Kolega
            Pyrdek,  pozniejszy   moj  maz  zreszta  -  szczere  usciski  i
            pozdrowienia  dla niego,  jezeli sie  w ogole  ocknie  by pismo
            przeczytac  -  pokazal  mi  gnomiometro,   obecnie  juz  relikt
            nawiedzajacy tylko wspomnienia nielicznych.

    Wzdychamy jak na komende.

    Istrid: I wlasnie to przeklinane psujace sie wiecznie metro, wymagajace
            nieustannego dbania  o opal sprawilo, ze poczulam iz musze miec
            do niego staly dostep, by  ostentacyjnie obwozic  swoja osobe z
            przystanku  na przystanek.  Teraz niestety  istnieje  ono  jako
            wspomnienie i zapis w balladzie Kolezanki Isil.

      Tuna: Moze sie zgodzi i opublikujemy?

    Istrid: Warto  zapytac, bo  to  idealne  odczucia  innostwora  po tejze
            podrozy, a  i dla mnie pierwsza  podroz byla  wlasnie taka. Nie
            wiedzialam co sie  dzieje, dlaczego sie dzieje, ale chcialam by
            sie dzialo nieustannie. To tak jak z zakochaniem.

    Istrid naprzemiennie  rechocze i smieje sie, zadowolona z porownania, a
    i ja dziele z nia te wesolosc.

    Tymczasem Isil, autorka  "Gnomiometra", zapytana o to juz po wywiadzie,
    rzeczywiscie  wyrazila  zgode,  publikujemy  wiec te  przytoczone przez
    Istrid muzyczne wspomnienie:
      __________________________________________________________________
     / _\                                                               \
    | /  |                                                               |
    | \_/_______________________________________________________________/
     \                                                               \
      \                                               aut. Isil       \
       \                 " G N O M O M E T R O "                       \
        \                                                               \
         |             Pod Gora Carbon inzynierzy                        |
         |             Wybitne gnomy, gnomki takze                       |
         |             Kazdy z nich w swoje racje wierzy                 |
         |             Zjednoczyc umia sie, a jakze!                     |
         |                                                               |
         |             Do gnomometra                                     |
         |             Wsiasc wagoniku                                   |
         |             Miec w swej sakiewce                              |
         |             Kilka kamykow                                     |
         |             I drzaca dlonia                                   |
         |             Sciskajac dzwignie                                |
         |             Czuc calym soba jak cialo stygnie                 |
         |                                                               |
         |             Juz jada wagoniki w trasie                        |
         |             I szumi w uszach az tak gonia                     |
         |             Pomyslal ktorys gnom ze "Da sie!"                 |
         |             Zapieprz...                                       |
         |                                                               |
         |             (Tego owego... Jak to szlo...)                    |
         |                                                               |
         |             Byc szybszym od raczego konia                     |
         |                                                               |
         |             Do gnomometra                                     |
         |             Wsiasc wagoniku                                   |
         |             (...)                                             |
         |                                                               |
         |             Gdy stacja "MAHAKAM" majaczy                      |
         |             W wielkiej szybkosci tak rozmyta                  |
         |             Czy kiedys jeszcze swiat zobaczyc                 |
         |             Bedzie Ci dane sam sie pytasz                     |
         |                                                               |
         |             Do gnomometra                                     |
         |             Wsiasc wagoniku                                   |
         |             (...)                                             |
         |                                                               |
         |             A zanim skonczy sie piosenka                      |
         |             Co o wrazeniach mocnych prawi                     |
         |             To ktorys z gnomow w swoich rekach                |
         |             Nowym sie wynalazkiem bawi                        |
         |                                                               |
         |             Do gnomometra                                     |
         |             Wsiasc wagoniku                                   |
         |             (...)                                             |
      ___|                                                               |
     / \ |                                                               |
    |  /_|                                                               |
     \__/_______________________________________________________________/

    Istrid: Ach, no i  od niedawna  mamy  tez  sredniej jakosci, ale jednak
            budzaca wspomnienia replike wagonika.

      Tuna: A prosze powiedziec,  czy w tym okresie  Kolezanka trudnila sie
            czymkolwiek innym? Szukala alternatyw?

    Istrid potakuje, lecz  natychmiast, zaraz potem, kreci ni to z humorem,
    ni to z niedowierzaniem glowa.

    Istrid: Marzylam by byc ochotniczka w mahakamskim Hufie!

    Zaniemawiam z wrazenia.  I pomyslec, ze jeszcze  kilka minut temu sobie
    myslalam, ze juz nic mnie w Istrid nie zaskoczy...

    Istrid: Cale szczescie  Pulkownik Maurois, ten z pewnoscia  z zaswiatow
            na pismo rzuci okiem, wybil mi ten durny pomysl z glowy.

      Tuna: Ale dlaczego? Zazwyczaj stowarzyszenia pozadaja rekrutow.

    Istrid: Bo  widzi  Kolezanka,  do wojska  trzeba  miec  dryg.  Wstac na
            rozkaz, jesc na rozkaz, spac  na rozkaz i nawet pierdziec tylko
            na rozkaz.

    Na dalszy ciag czekam cierpliwie  az Istrid przestanie sie smiac, w tym
    czasie moze-tylko-troche-zbyt-powaznie  zastanawiam sie jak to jest zyc
    w takim rygorze.

    Istrid: A ja wiecznie sie gubilam,  zajmowalam nie tym co trzeba, a jak
            poszlam  zbierac ziola  to ignorowalam wszelkie  posylane przez
            goncow rozkazy.

      Tuna (z niedowierzaniem):  To znaczy, ze probowala  chociaz Kolezanka
            tam dolaczyc? Zlozyla z poczatku podanie, byla ochotniczka?

    Istrid: Nic z tych rzeczy. Cale szczescie.

      Tuna: Najwyrazniej Pulkownik znal dobrze Kolezanke i bez tego.

    Istrid: Dobrze to pewnie nie, ale na tyle, ze  odradzil mi  ten  pomysl
            nim zaczelam go  naprawde  realizowac. Wie kolezanka, zanim sie
            dowiedzialam gdzie sklada sie podanie, to juz zrozumialam, ze z
            ochotnikami to ja moge wypic kufel piwa, ale dzielic obowiazki,
            to moze sie  nie udac.  Nie ta krzepa,  nie ten styl zycia. Ot,
            fascynacja, jak to sie mowi, mundurem. (Istrid mruga figlarnie)
            Do dzis  bardzo lubie  Huf, zawsze moge  na Kuzynostwo  liczyc.
            Obronia  tak  przed  wilkiem  jak  i widlogonem, a i sucharow i
            kabanosika nie poskapia.

    Istrid oblizuje sie, a ja zapisuje wytrwale.

      Tuna (sugestywnie): Pozdrawiamy oczywiscie!

    Istrid: Oczywiscie. Ze pozdrawiamy.

      Tuna: A tymczasem co  w koncu  Kolezanke  ostatecznie  przekonalo  do
            SGW?  Wylacznie brak  lepszych  opcji, czy jednak  ta milosc do
            gnomiego... no wlasnie  bardziej  gnomiego  dorobku  naukowego,
            czy bardziej gnomiego personelu?

    Istrid kiwa glowa z zafrasowaniem.

    Istrid: Dobre pytanie. (ze smiechem) Jak powiem, ze do personelu, to mi
            Czytelnicy zarzuca awans przez lozko.

      Tuna: Mozna powiedziec, nielatwy dylemat!

    Istrid: Wlasnie. (po chwili) Zrobmy tak by wilk byl syty i owca cala bo
            na mnie to i tak suchej nitki nie zostawia.

    Spogladam na nia z zaciekawieniem.

    Istrid: Do SGW jako  Stazystka dolaczylam  z milosci i pedu do wiedzy i
            nauki.  A akces  na  Inzyniera  zawdzieczam  zapalowi  z  jakim
            Kolega Pyrdek  staral sie uczynic  ze mnie swoja zone, a ja nia
            byc nie chcialam, bo nie bede od meza gorsza.

    Gdy juz Istrid... zreszta obie, tak wlasciwie, skonczylysmy sie smiac:

    Istrid: O, widzi  Kolezanka, fascynacja  Hufem  obudzila sie  jeszcze w
            czasach pozniejszych, ale to juz tez zupelnie inny jej wymiar -
            skoro  nie nadawalam sie do drygu wojskowego, to wyszlam za maz
            za wojaka, a ten spedzal ten czas miedzy  spaniem a pierdzeniem
            na  rozkaz  ze mna.  (po chwili)  Zaraz  wyjdzie, ze  perypetii
            milosnych mam wiecej niz opracowan naukowych. I bedzie to jakas
            forma prawdy.

    Notuje slowa Istrid z rozbawieniem.

      Tuna: Wiec jak to sie zaczelo? Jak wspomina Kolezanka poczatki w SGW,
            jako stazystka?

    Istrid: W sumie to troche nudno.

    Nie kryje zdumienia.

    Istrid: Bo widzi  Kolezanka,  grono  inzynierskie  bylo  liczne  i dosc
            mocno ze soba zzyte.  Kazdy wiedzial  co robi, z kim i dlaczego.
            Dzialalo jak zebatki w dobrze naoliwionej maszynie.

    Kiwam glowa z zainteresowaniem.

    Istrid: I przychodzi  taka  stazystka, ktora  to czegos by chciala, ale
            sama nie wie czego. Warsztat ja przeraza  ogromem mozliwosci, a
            nikt tez nie ma czasu by go oswoic. No i tak zajelam sie tym co
            znalam  najlepiej, czyli ziolami. Opracowalam  jeden z lepszych
            na tamte czasy  zielnikow, az  po umieszczeniu go  w bibliotece
            ogolnej posypaly sie do Majstra listy  z zazaleniami, ze wiedze
            udostepniamy, nad zbiorami ktorej niektorzy pracowali pol swego
            zycia.

      Tuna: W tamtym czasie to byla ujma?

    Istrid: Zielarstwo?

      Tuna: Dzielenie sie wiedza.

    Istrid: Ujma nie,  raczej zielarz  byl  naprawde  rozchwytywany,  bo o
            odnawianiu formy  sila woli, to nikomu  sie nawet nie snilo...
            To chyba  do tej  pory  jest  temat  taki  jakby  to...  mocno
            niewygodny.  Jedni sa zdania, ze dzielic sie trzeba, drudzy ze
            niech bogowie bronia, zdobyles to miej  dla siebie i niech Cie
            prosza. Ja zawsze  bylam tego  zdania, ze nic tak  nie sprawia 
            radosci jak mozliwosc podzielenia sie  wiedza. Tak czy inaczej
            zielnik, jak  metro, zostal  reliktem  przeszlosci.  Ale dlugo
            wspieral  mlodych  zielarzy.  Do dzis jest  dostepny  w Gnomim
            Miescie, chociaz trzeba ostroznie, bo slyszalam (i tu chichot)
            ze tam w bibliotece spotyka sie ogromne okazy sieciarzy.

      Tuna: Przyblizyl on jakos Kolezanke do kariery w SGW?  Wczesniej cos
            tam Kolezanka  napomykala, ze stalo sie  to dzieki  milosci do
            ziol.

    Istrid: Zdecydowanie.  Byl kamieniem milowym,  bo dzieki niemu wlasnie
            moglam przystapic do egzaminu  inzynierskiego. Za moich czasow
            kazdy stazysta  musial sobie  obrac jakas dziedzine wiedzy, na
            temat ktorej sie  przygotowywal, pisal opracowania i prowadzil
            badania, by nastepnie mogl podejsc do egzaminu.

      Tuna: A inne  wspomnienia ze stazu?  Miala Kolezanka jakies pamietne
            zadania, przygody albo wspomnienia?

    Istrid namysla sie dosc dlugo.

    Istrid: Z pewnoscia musialy byc jakies zabawne  momenty, ale caly staz
            to pamietam tak... troche przez mgle. Zdecydowanie wiecej tych
            wspomnien mam jak bylam juz opiekunka tego czy innego stazysty.
            Jedyne,  ktore  do dzis  mnie  bawi  to  wlasnie  moj awans na
            pracownika AIS - nie zapominajmy o nagrodzie.

      Tuna: A coz to za wspomnienie?

    Istrid: Bo widzi  Kolezanka,  Kierownik Yalom  byl  bardzo  konkretnym
            gnomem. Nie zadne tam lanie wody, tylko po co ty chcesz akurat
            pracowac wlasnie na tym  Wydziale. Rozluznial sie jedynie, gdy
            zalegal,  ale  to juz  w  pozniejszych  czasach, w  wannie  na
            sterowcu.

    Smiejemy sie razem, pewnie ze tak bylo!

    Istrid: Potem  musielismy  opowiadac  innostworom, ze ta  woda smak ma
            taki, bo  wanna  metaliczna...  i takie tam, ale to juz akurat
            Kolezanka wie.

    Potwierdzam  slowa  Istrid, jako ze to juz rzeczywiscie  moje czasy na
    pokladzie SGW.

    Istrid: I ja tez dlugo sobie myslalam dlaczego akurat ten Wydzial. I w
            sumie wiedzialam, bo lubie ziola, bo wiaze z nimi swe badania.
            Ale to takie trywialne: lubie ziola. Zatem o tym ze chce obrac
            ten  wlasnie Wydzial  to wspominalam tak  tylko mimochodem, az
            Kierownik gdzies  to musial uslyszec.  I sam mnie  poprosil na
            rozmowe. A ja zielona jak przyslowiowy szczypiorek na wiosne.
            (Istrid wzdryga sie)  Na pytanie  czemu akurat  ten Wydzial na
            chwile dech stracilam, a potem odezwala sie we mnie krew tatki
            -wizjonera.

    Czekam cierpliwie, az Istrid w koncu sie wysmieje do konca...

    Istrid: Oswiecilam zatem  Kierownika, ze to jedyna  opcja by opracowac
            eliksir na dlugowiecznosc i porost piersi u elfek.

    Zaniemawiam na dluzsza chwile w zaskoczeniu.

    Istrid: Coz...  nie bardzo  dyskutowal  w tej sprawie.  W sumie  co tu
            omawiac, stwierdzil, ze od dzis jestem Pracownikiem.

      Tuna: A ze  tak zapytam...  ale to zupelnie  nie z ciekawosci...  ma
            Kolezanka jakies sukcesy na tym polu?

    Istrid (markotnie krecac glowa):  Elfki jak byly  plaskie tak sa.  Ale
            gdyby przypadkiem sukces sie trafil to mithryle bym przewozila
            wozem.

      Tuna: A podejmowala Kolezanka takie prace?

    Istrid: Powiem  Kolezance  szczerze, ale tak  wiadomo, miedzy nami, ze
            skoro osiagnelam juz  wymarzone stanowisko, to skupilam sie na
            tym, co do tej  pory robilam  bez niego, czyli na  zielarstwie
            stosowanym doraznie. Ale.. bo jest tez Ale, dzieki awansowi na
            ten wlasnie Wydzial, zarazilam sie fascynacja lingwistyczna od
            Kierownika Yaloma.

      Tuna: Kierownik Yalom  byl lingwista? Jako ze ja sama nie jestem, to
            nie znalam go z tej strony.

    Istrid: Ano byl, gdzies tam  pomiedzy  jednym  machnieciem  drzewcem a
            drugim... w sumie to nie wiem, bo nigdy  nie bylismy, hmm... w
            stopniu   zazylym,  ale   byl   jednym   z  tworcow,  czy  tez 
            pomyslodawcow Lingnomu. (usmiechajac sie  ku posiadanemu swemu
            slownikowi - atrybutowi Akademii) I jakos tak do dzis tocze to
            dzielo. Chociaz  forma juz  zupelnie  inna, a  nauczycielami z
            przyczyn naturalnych, czyli braku narybku, nie sa tylko gnomy.
            Lingwista  to bardzo, hmm...  to taki troche relikt w obecnych
            czasach. Malo przydatny w pogoni za kluczem.

      Tuna: A  jak  Kolezanka  wspomina  dotychczasowa  kariere  juz  jako
            pracownik i inzynier? Jak na przyklad poszedl jej egzamin?

    Istrid: Egzamin... moze nie mowmy  o tym oficjalnie.  Majster mowil ze
            dramatycznie, ale  w sumie mowil  tak kazdemu.  Ja  z egzaminu
            pamietam  ogien  buzujacy  w kominku,  wysmienite  babeczki od
            Kuzynki Rozalii z Fandall i  panicznie  niewygodny  taboret. A
            pytania... rutyna:  Nie wiem,  Nie wiem, Nie spotkalam, Trudno
            mi powiedziec.

    Istrid  smieje sie jakby  opowiedziala, czy tez raczej uslyszala dobry
    dowcip.

    Istrid: Potem chwila grozy.. "Nie powinienem  Kolezance  tego egzaminu
            zaliczyc, bedzie Kolezanka musiala wiele nadrobic ale na spory
            kredyt zaufania moze Kolezanka sie tytulowac Inzynierem." No i
            roznica byla taka, ze na tych egzaminach kiedys gromadzilo sie
            tych Inzynierow sporo. Fakt, niby spali ale jednak wprowadzali
            taka nute... niepewnosci, ze jednak moga powiedziec Nie, a ich
            glos  ma  znaczenie.  Ale mam  wrazenie, ze  oni  zasypiali na
            poczatku  egzaminu,  zaraz  po  wypiciu  kawy  i przegryzieniu
            babeczki i nawet jak chcieli zaprotestowac, to budzili sie juz
            po  werdykcie,  w przyslowiowym  miedzyczasie  zadajac  jakies
            przypadkowe  pytanie  zestresowanemu  stazyscie, dla przykladu
            czy wie Kolezanka co to takiego Adamantite. I spali dalej.

      Tuna: Niestety potwierdzam!

    Istrid: Wiem, bo potem czynilam tak samo.

      Tuna: Jest ciaglosc tradycji!

    Istrid: Choc egzaminow juz nie ma, jesli nie liczyc tych na wytrwalosc
            - kto sprosta Majstrowi  w cwiczeniach  w polsnie, albo kto mu
            dotrzyma kroku w pogoni za kluczem.

      Tuna: Moze nie podsuwajmy Majstrowi pomyslow.. dobrze jest jak jest.

    Istrid: Ja taki egzamin oblalabym z pewnoscia.

      Tuna: I rzeczywiscie  Kolezanka  nadrabiala?  Jak Kolezanka wspomina
            dalsza kariere? No i jestem  ciekawa jak to sie stalo, ze dzis
            Kolezanka reprezentuje przeciez Wydzial Gorniczo-Maszynowy.

    Istrid: Co do mojego  stanowiska na obecnym  Wydziale, jakby to ujac -
            przypadek.    Bardzo   nie   chcialam   obejmowac   stanowiska
            Kierowniczki,  ale czy  Majster o to pytal?  Wydzial  nie moze
            pozostawac  bez opieki. "Mianuje  Kolezanke  Na  Kierowniczke.
            Dziekuje,  Mozemy Wracac  Do Swoich  Zajec".  Nawet nie mialam
            kiedy powiedziec  "Nie chce".  Nie mam pojecia  o maszynach, a
            kopalni sie boje. W sumie, gdyby nie wsparcie Kolegi Beddara i
            Kolezanki  Fantaji,  to  zostawilabym  torbe  gdzies  na progu
            laboratoriow i poszlabym w swiat. 

      Tuna: Nawet obecnie? Wciaz Kolezanka czuje sie nieoswojona?

    Istrid: Tamci dwoje to prawdziwi pasjonaci.  Zarazili mnie kopalnia do
            tego stopnia, ze po licznych  wypadkach i przypadkach dostalam
            nawet oficjalny zakaz od Majstra by sie tam pojawiac. Niewiele
            to dalo bo dzieki fizycznej pracy jakos lepiej sie przyswajaly
            trudne slowka w obcych jezykach. Kolezanka Fantaji, spioch ode
            mnie gorszy byla swietna nauczycielka.

.  ,_,                                                                   ,_,  .
. (o,o)                                                                 (o,o) .
|./)_)                      Koniec czesci pierwszej                      (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
o-----------------------------------------------------------------------------o

pr strone 5
Zatytulowano: Wywiad z Istrid - czesc 2     

o-----------------------------------------------------------------------------o
|                                                                             |
|                        ...........     ............                         |
|                   ,..,'           ',.,'            ',..,                    |
|                 ,' ,'               :                ', ',                  |
|    _ \               |     |              |     /              |            |
|   |   |   _ \  _  /  |  /  | |  _` |   _` |   _ \  \ \  \   /  |  /   _` |  |
|   __ <   (   |   /     <    /  (   |  (   |  (   |  \ \  \ /     <   (   |  |
|  _| \_\ \___/  ___| _|\_\ _|  \__,_| \__,_| \___/    \_/\_/   _|\_\ \__,_|  |
.       ,' ,'.......................  :  ........................', ',        .
.     ,' ,'                         ',:,'                          ', ',      .
    ,'  '........................     '     .........................'  ',
     ''''''''''''''''''''''''''''':''''''':''''''''''''''''''''''''''''''
                                   '''''''

          czyli cykl wywiadow i nie tylko dla (niekoniecznie) cichych
                          wielbicieli i wielbicielek

                                  a na niej

                     I S T R I D   F I O R S D A T T E R

                                  -==-

                                 Czesc druga


    Gdzies mniej wiecej  w tym miejscu, same  nie wiemy  jak to  sie stalo,
    zeszlysmy spontanicznie z tematu wywiadu, poswiecajac sie dywagacjom na
    temat  najnowszych trendow  w obrobce stali - i choc bynajmniej nie byl
    to pierwszy raz kiedy  nam sie to zdarzylo, to jednak uznalysmy, ze nie
    jest  to najgorszy  moment, by przyznac ze jeszcze pewnie nieraz wywiad
    przerwiemy, by cos dopowiedziec.  Gdy dzis to wspominam, az trudno mi w
    to uwierzyc, ze  w koncu  udalo nam  sie dotrzec  do polmetku rozmowy - 
    zaznaczylam sobie  ten moment, by pocieszyc sie, ze skoro rozpoczelam z
    Kolezanka Istrid epizod  o SGW, a finalnie o niej samej, to pojdzie juz
    z przyslowiowej gorki i szybko dojdziemy do konca tego dziela. O tym ze
    tak nie bedzie, przekonacie sie czytajac dalej:


      Tuna: Bywala Kolezanka gornikiem, rownolegle z byciem Inzynierem?

    Istrid: Bardziej stalam sie gornikiem niz Inzynierem. Teraz chyba wiek
            nie ten, a i jakos  samotnie trudniej,  chociaz obecnie Kolega
            Zumberto powrocil.

      Tuna: Kolega Zumberto to rowniez weteran z Kolezanki Wydzialu?

    Istrid: Zdecydowanie.   Mial   dosc   grozny   wypadek   podczas  prac
            wydobywczych  i na dlugi czas  stracilismy  z nim kontakt, ale
            cale  szczescie  wrocil i  mam nadzieje,  ze wroci  rowniez do
            Periodicusa.

      Tuna: Byl i w Periodicusie?

    Istrid: A tak, ale  to pewnie  rozmowa  na zupelnie  nowy  wywiad. (po
            chwili konspiracyjnie) Slyszalam  tez... oczywiscie  Kolezanka
            tego nie wie ode mnie, bo skad,.. ze podczas  rekonwalescencji
            Kolega opracowal  spore zasoby  tekstow roznych. Ale jakos tak
            nie ma smialosci, by je opublikowac. Ale ja zupelnie nic o tym
            nie wiem.

      Tuna: Nie  bojmy sie  tez  napisac, ze  to dzieki  Kolezance  mozemy
            podziwiac wagonik gnomometra w pokladowym warsztacie.

    Istrid: Tak, to prawda. Bardzo mi na tym zalezalo, by tam sie pojawil.
            Kto z nas nie lubi wracac wspomnieniami do czasow mlodosci.

    Potwierdzam slowa Istrid.  I tak na marginesie, wszystkich Was chcacych
    zobaczyc  oryginalny pojazd  gnomometra (i przy okazji gnomosterowiec w
    calosci) zapraszamy do kontaktu z dowolnym Inzynierem SGW.

      Tuna: A teraz  pytanie, mysle, trudne: Jak okreslilaby  lub opisalaby
            Kolezanka SGW, zwlaszcza na potrzeby  mlodych czytelnikow? Czym
            dla Kolezanki jest SGW?  A moze czym jest i byl  kiedys, jezeli
            sie zmienia?

    Istrid: Przede wszystkim chaosem, ktory przybiera czasami forme naukowa
            jakby to ujac... bo gdy sie nie jest gnomem z SGW, to mysle, ze
            bardzo trudno  to zrozumiec, o ile w ogole mozna. Ale to jedyne
            miejsce  w mojej ocenie, jedyne  na calym  swiecie gdzie  kazdy
            moze robic swoje po swojemu, tak jak lubi, dodatkowo realizujac
            sie w ten sposob, moze robic cos dla dobra SGW. Majster sie nie
            obraza  na Inzynierow ze nie biora udzialu  w wyprawach, cieszy
            sie jak biora, nikt nie chce byc Kierownikiem, chociaz przeciez
            sa cztery Wydzialy. Fenomen.

      Tuna: A teraz byc moze jeszcze trudniejsze pytanie...

    Istrid: Miedzy  trudnym  pytaniem  a trudniejszym, przypomnialo mi sie,
            wie Kolezanka, pewne  wesole wydarzenie  z czasow jak juz bylam
            Inzynierem i moglam sie zadaniami wyzlosliwiac na stazystach.

      Tuna (z niepokojem): Ale nie bylam wtedy jednym z nich?

    Istrid: W sumie  to nikt  nie byl, ja  po prostu  nie lubilam, jakby to
            ujac, oczywistych  rozwiazan.  I dlatego to bylo odbierane jako
            upierdliwosc: jednym z mych zadan bylo "jaki jest twoj ulubiony
            kolor - tu stazysta radosny wymienil ten swoj i juz czul powiew
            awansu.  Ale  ja  chcialam  by  to  jakos  pokazac,  udowodnic,
            zaprezentowac. Padlo na Kolege Beddara - slyszalam ostatnio, ze
            niestety zaginal podczas jakiegos  badawczego rejsu - wybral on
            kolor  zielony  i  Kolezanka  sobie  wyobrazi,  przyparadowal w
            zielonej  spodnicy,  oliwkowym  kubraku, podzwaniajac  zielonym
            dzwoneczkiem, a na deser odpalil zielone fajerwerki.

      Tuna: Cos podobnego! Zapisujemy, zeby nie bylo.

    Istrid: A ja mam slabosc i zawsze mialam do wszystkiego, co choc troche
            lamie konwencje. (po chwili)  Moze poza wychodzeniem za maz, tu
            skupie sie na konwencji - do trzech razy sztuka.

    Skrobie olowkiem  po stronicy  notatnika  nadazajac z zapisywaniem slow
    Istrid, podczas gdy  ona sama dzielnie  pociaga kawy, sprowadzajac moje
    umiejetnosci krepowania jej lina, o czym byc  moze jeszcze pamietacie z
    poczatku tego wywiadu, do smetnego wspomnienia niekompetencji.

    Istrid: A teraz jestem gotowa na pytanie trudniejsze od trudnego.

      Tuna: Trzeba  bedzie  spojrzec  na  gnomosterowiec  z punktu widzenia
            warsztatu Wydzialu Gorniczo - Maszynowego...

    Istrid: Sprobujmy,  jezeli wyjdzie  brak wiedzy,  nie szkodzi. Gnom sie
            doskonali cale zycie.

      Tuna: Dawniej SGW  wrecz ocieralo sie  o kopalnie  Gnomiego Miasta  i
            wlasciwie czlonkowie Wydzialu Gorniczo-Maszynowego nie mieli do
            dziedziny swoich kompetencji daleko. Dzis SGW nierzadko lata po
            niebie, ku satysfakcji siostrzanego  Wydzialu, ktorego moze nie
            bedziemy wyrozniac... jak dzis Kolezanka okreslilaby role swego
            Wydzialu w nowej, obecnej rzeczywistosci?

    Istrid: Widzi Kolezanka, moznaby to ujac dwojako: w formie kultywowania
            pamiatek  typu  wagoniki,  czy   wystawka  roznych  narzedzi  i
            mineralow  w warsztacie, ale mozemy  podejsc  do tego od strony
            typowo  maszynowej, wraz  z Automatykami, bo wydaje  mi sie, ze
            jedni bez drugich  istniec  nie moga.  Mozemy  wciaz  zapewniac
            rozwoj maszyny, windy, wysiegniki, calej maszynerii w kotlowni.
            Konwerwacja i utrzymanie maszynowni i wewnetrznych instalacji?
            Gornictwo niestety musimy bardziej potraktowac, hmm...   Obecna
            forma  SGW  pozwala  traktowac  wszystkie  Wydzialy, jako jedna
            calosc,  bo  aby  ten  nasz  wspolny  sterowiec  polecial,  czy
            wyladowal, to potrzebujemy  Awionikow do kontroli nad wszelkimi
            pomiarami i mozliwosciami sterowca  w sprawie samego  przelotu,
            Automatykow i Gorniczo - Maszynowego, do kontroli i konserwacji
            maszyn,  no i niezastapionego AIS po to by byly mapy. Wczesniej
            kazdy Wydzial pracowal bardziej na zasadzie "kazdy sobie rzepke
            skrobie" a teraz jestesmy od siebie zalezni.

      Tuna: I tak oto zamknelismy temat dziejow Kolezanki oraz samego SGW.

    Istrid: O, mysle, ze bardziej moj niz SGW.

      Tuna: A teraz co nieco  o Kolezance tak jakby  mniej inzyniersko. Nie
            jest tajemnica, zwlaszcza po przeczytaniu dotychczasowej czesci
            wywiadu, ze Kolezanka jest tez lingwistka i czlonkinia Lingnomu.
            Czym jest Lingnom?  Byc moze wsrod  czytelnikow sa mlode osoby,
            ktore nie wiedza.

    Istrid: Grupa desperatow, ktorzy chca sprawic, aby kazdy mial dostep do
            nauki jezykow  dla niego obcych.  Pobieramy  oplaty  za lekcje,
            ale  sa one raczej  niewielkie, bo kazdy jest  przede wszystkim
            zapalonym fascynatem.

    Istrid rozpogadza sie na twarzy umiechajac sie nieznacznie.

      Tuna: Desperatow?

    Istrid: Ano desperatow, bo czasem  to nie jest proste by nauczyc ogra w
            jezyku  Elfow.  A jednak, pomimo  tego, ze  czasami  narzedziem
            dydaktycznym  jest  mlotek, a nie  slownik, to  jakos to idzie.
            Wiadomo,  trzeba  byc  elastycznym  i dydaktyke  dostosowac  do
            potrzeb ucznia.

      Tuna: O takim zestawieniu nawet nie pomyslalam. Wiec sa rozne oblicza
            i stopnie trudnosci nauczania?

    Istrid: Zdecydowanie. Ja stosuje metode kija i ciastka. Przy tej okazji
            serdeczne pozdrowienia  dla Kuzynki Orchis, bedaca  producentem
            zestawu  dydaktycznego. Ciastka  sa tak dobre, ze  uczniowie po
            nie, znaczy po nauke, wracaja z przyjemnoscia.

      Tuna: Czyli okazja do kolejnych pozdrowien!

    Istrid: Wymogiem jednak jest, by  nauczyciel mial opanowane co najmniej
            osiem  jezykow, a i mial  predyspozycje zawodowe  do bycia nim.
            Niby fanatyk ma predyspozycje, ale nie lubimy skrajnosci.

      Tuna: A az sie boje zapytac, a na co kij?

    Istrid: Kij to brak ciastka.  Ewentualnie subtelne  dzgniecie olowkiem,
            ale to od niedawna.

      Tuna: Co sklonilo  zalozycieli  do zalozenia  Lingnomu,  pasja,  chec
            zarobkowania, podrywanie plci przeciwnej?

    Istrid: Dobre  pytanie,  trzeba by sie,  jakby  to ujac  po gorniczemu,
            dokopac do korzeni.  Gdy przejelam  Lingnom ja, potem dolaczyla
            Kolezanka Vyera i Fantaji... ach i oczywiscie Kolega Pyrdek, to
            byla juz poniekad  kultywacja tego, co  odczytalismy ze starych
            plakatow  i mysl  nam sie  spodobala.  Jak  rozumiem  z dawnych
            zalozen, mysl byla taka, ze bedzie to grono uczonych Inzynierow
            specjalizujacych sie w lingwistyce, ktorzy - nie oszukujmy sie,
            w celach zarobkowych, ale i bardziej swiatlych - bedzie udzielac
            lekcji wszystkim zainteresowanym.

      Tuna: No wlasnie, co dokladnie glosily stare plakaty i kto i kiedy po
            raz pierwszy zalozyl Lingnom?

    Istrid: Plakaty wlasnie  oferowaly nauke jezykow na wysokim poziomie, a
            kto i kiedy, dobre pytanie... poza  Kierownikiem  Yalomem - nie
            wiem. Ale jezeli tym  wywiadem uderzymy w przyslowiowy stol, to
            z pewnoscia nozyce sie odezwa.

      Tuna: Ryzykujemy?

    Istrid: Zdecydowanie, sama jestem chetna dowiedziec sie wieciej. A moze
            kogos z SGW tym rozbudzimy? Jest warto.

      Tuna: To jeszcze  chcialam zapytac  o terazniejszosc! Kto dzis nalezy
            do Lingnomu - wspominala Kolezanka ze nie tylko gnomy - oraz co
            trzeba zrobic, by zapisac sie na lekcje jezyka obcego.

    Istrid: Poza gnomami to grono jest zdecydowanie mocno elfie i kazdego z
            nauczycieli  mozna  rozpoznac  po Slowniku  (wysluzony skorzany
            slownik z emblematem  szkoly jezykowej Lingnom - przyp. Red).
            Zatem, azeby zapisac sie na lekcje mamy  dowolnie wiele  opcji:
            zaczepic  osobe  ze  slownikiem  i  zapytac,  napisac  list, bo
            wiedza  o nauczycielach tez jest podawana  z ust do ust, mozemy
            umiescic ogloszenie  na tablicy ze poszukiwany  jest nauczyciel
            (po chwili) Wlasnie, obecnie stan grona  pedagogicznego nie byl
            dawno  aktualizowany. Niektorzy sie  rozespali, inni rozpoczeli
            dzialalnosc  bardziej na  wlasna reke, tak  jak  Kolega Ellax -
            ktorego oczywiscie goraco polecam jako nauczyciela.

      Tuna: Dlatego pytam o sklad!  A poza tym ogloszenie  o naborze mozemy
            zamiescic tutaj, w Periodicusie!

    Istrid: A oczywiscie, mozemy takie ogloszenie umiescic.

    +-------------------------------------------------------------------+
    |                                                                   |
    |       Znasz jezyki obce, masz dar dydaktyczny i nie czujesz sie   |
    |   spelniony (spelniona)? Brakuje ci rozpoznawalnosci, uznania,    |
    |   podziwu, wyrazow wdziecznosci, monet w sakiewce czy podobnych   |
    |   tobie uznanych wspolpracownikow?                                |
    |                                                                   |
    |       Akademia Jezykow Lingnom istnieje juz wiele lat i obecnie   |
    |   jest najstarsza szkola lingwistyczna, zbiera pochwaly a takze   |
    |   wyrazy uznania, ma grono uczniow, pobierajacych nauki jezykow   |
    |   calego swiata, takze tych, ktore znasz Ty.                      |
    |                                                                   |
    |       Dolacz do nas. Zostan lektorem Lingnomu!                    |
    |                                                                   |
    +-------------------------------------------------------------------+

    Istrid: Prawda  jest  taka, ze  rywalizacja  jest miedzy  nauczycielami
            zbedna, bo i tak wciaz nas malo.  Niegdys mielismy  ustanowiona
            takze jedna oplate  za jedna lekcje konkretnego jezyka. Obecnie
            kazdy nauczyciel ma  wlasny  pomysl na  zaplate, wiec jakas tam
            rywalizacja  o ucznia istnieje,  chyba tak, ale  kiedys kazdy z
            nas spac musi, a wtedy  drugi wypelnia  pusta nisze. Ja tez nie
            rywalizowalam  nigdy, bo widzi  Kolezanka, dla mnie to bardziej
            chyba rodzaj powolania.  Nie musze miec ogromnej ilosci uczniow
            ale milo po prostu kogos  z przypadku czegos nauczyc.  Nie jest
            to tez forma  zarobku, bo co tez ja mam  z tymi monetami robic,
            poza oddawaniem mlodym podroznym.

      Tuna: Satysfakcja?

    Istrid: Satysfakcja, tak.

      Tuna: Gdyby  zatem zebrac  liste osob, ktore  naleza do Lingnomu i sa
            jego lektorami, to kto by sie na niej znalazl?

    Istrid: Obecnie z osob aktywnych lub prawie aktywnych to Kolezanka Natt,
            Kolezanka  Isil,  Kolezanka  Shiris.  Kolega  Ellax,  z tego co
            rozumiem, to uczy we  wlasnym zakresie, ale  oczywiscie tez  go
            polecam,  bo to dobry  nauczyciel.  Smialo moge  powiedziec, ze
            jeden  z najlepszych. Niestety grono gnomie mamy niewielkie, bo
            obecnie to tylko ja.

      Tuna: I to kolejne okazje do pozdrowien!

    Istrid: A oczywiscie, wszystkich nauczycieli, tych aktywnych i spiacych,
            goraco pozdrawiam.

      Tuna: Z tego co  Kolezanka  wymienia, wylania sie  bardzo  atrakcyjny
            wizerunek Lingnomu dla uczniow - mezczyzn.

    Istrid  (ze  smiechem):   Zdecydowanie.  (nagle)  O,  widzi  Kolezanka,
            zapomnialabym  o Koledze  Adamsonie.  Ale to takze jest czlonek
            Lingnomu i bardzo dobry nauczyciel.

      Tuna: Na podsumowanie tego tematu zycze - choc we wspolnej mowie - by
            mimo wszystko Lingnom trwal i sie rozwijal.

    Istrid kiwa z usmiechem.

      Tuna: A teraz zagadka dla Kolezanki!

    Istrid: Nigdy nie bylam w tym dobra, ale sprobujmy.

      Tuna: Zaden  wywiad  w "Rozkladowce",  jak i takze  we wczesniejszych
            odslonach tego cyklu nie moze sie obejsc bez...?

    Istrid (goraczkowo):  Bez...   ciekawostki byly,  zyciorys byl... zatem
            pewnie jakies klopotliwe pytania o to co lubie, czego nie lubie
            i kiedy polubie?

      Tuna: A to moze pozniej.

    Istrid: To nie wiem.  Ale jak ustalenie kolejnej  nagrody mi pomoze, to
            ustalajmy!

      Tuna: Bez zapytania  o sprawy sercowe  i stan cywilny!  I teraz jesli
            Kolezanka pozwoli, to do tego przejdziemy. Bo ze do trzech razy
            sztuka to juz kilka razy slyszalam, ale niejeden czytelnik, nie
            wspominajac  o wielbicielach i dociekliwych kolezankach z pracy
            bedzie ciekaw szczegolow!

    Istrid  wybucha  smiechem, przechodzacym  w nieopanowany  z rozbawienia
    rechot.

    Istrid: Detale, pikanteria,  wszelakie basniopisarstwo  oraz  szczegoly
            takie jak tylko  Czytelnik sobie  zyczy i o jakich marzy, to ja
            polecam  udac  sie  do mojego  meza.  On dostosuje  z pewnoscia
            opowiesc tak, by dla kazdego bylo wedle potrzeb.

      Tuna: Milosc  to zawsze  chwytliwy temat, a ja jednak  mysle sobie ze
            Kolezanka   daje  sie   poznac  otoczeniu   roznorako - i  jako
            kompetentna  inzynier i jako  utalentowana lektorka,  a lepszej
            okazji do takich pikantnych zwierzen nie bedzie. Kilka slow wiec
            o mezczyznach w zyciu Kolezanki. Jak Kolezanka ich wspomina, czy
            zycie bez nich byloby inne, lepsze?

    Istrid parska wesolo.

    Istrid: Bez meza - Inzyniera, to  ustalilysmy, nie byloby awansu. I moja
            sakiewka pewnie bylaby tez mniej zasobna w monety i niekoniecznie
            stac by mnie bylo na wszystkie wymarzone kolczyki.

    Potwierdzam slowa Istrid.

    Istrid: Bez meza - piechura,  w dodatku niziolka, nie zrozumialabym, ze
            kulinaria winnam zostawic lepszym od siebie. Bo widzi Kolezanka,
            jako mloda gnomka trafilam kiedys do Kaspiana (hierarcha miasta
            Novigrad - przyp. Red.).  Ten mi zlecil przygotowanie dla niego
            jabluszka.  Pieczonego jabluszka.  Pelna zapalu udalam sie wiec
            zgromadzic komponenty, a gdy  wszystko mialam, stwierdzilam: co
            to takiego, upiec jablko. W piecu rozpalilam,  ulozylam  na nim
            jablko, posypalam cukrem, wszystko jak kucharz mowil. I z takim
            zapalem je pieklam, ze nagle ocknelam sie jak w oblokach dymu,
            ciagnac mnie za ucho  Kolega Kucharz  wyrzucil mnie z kuchni. A
            potem sluchalam, ze to jabluszko, to takie proste do upieczenia
            i prawie kazdy  w swoim zyciu piekl, zeby  zarobic pare groszy.
            Ja nie upieklam do dzis.

    Pocieszam Istrid na miare swych niezbyt wygorowanych mozliwosci.

    Istrid: Moj obecny maz bardzo cierpi z powodu mojego antytalentu ale mi
            zawsze powtarza ze cale szczescie sa dobre karczmy gdzie mozemy
            sie stolowac.  Moze to i lepiej, bo glupio  by tak bylo wille w
            Tilei  puscic  z  dymem.  A  wiem, ze  u  mnie  byloby  to  jak
            pstrykniecie palcami.  Wiec gdyby  nie moj  pierwszy maz, czyli
            Nork - pozdrawiam go oczywiscie serdecznie - to do dzis zylabym
            w przekonaniu, ze gotowac sie kiedys naucze. A tak to zostawiam
            to lepszym.

      Tuna: A trzeciemu co Kolezanka moglaby zawdzieczac?

    Istrid spoglada z usmiechem na delikatna srebrna obraczke.

    Istrid: Druga mlodosc, utrate rozsadku i wiare w marzenia.

      Tuna: Zeby  zatem juz  uprzedzic  nachalne  pytanie  o to,  czy serce
            Kolezanki jest obecnie wolne dla wielbicieli, opowiedzmy o mezu
            obecnym. Mozna oczywiscie pozdrawiac!

    Istrid: Pozdrawiam oczywiscie.  A wielbicieli? No to ze jestem mezatka,
            szczesliwa przy tym, to przeciez  nie sprawia, ze nie moge miec
            tabunow wielbicieli! Nie mozna im tego zabronic, by cenili mnie
            za dowcip, urode i za co to jeszcze? Wiedze!

      Tuna: No tak, wie  Kolezanka, o tym nie pomyslalam... ciekawe czy maz
            Kolezanki takze!

    Istrid: To  juz  trzeba  zapytac  meza,  jakie  przygotowal  metody  na
            wielbicieli.

      Tuna: Chcialam  jeszcze  zadac  pytanie  o imie  meza, ale  zrobie to
            inaczej: gdyby  mogla mu  Kolezanka nadac  rozbudowany tytul do
            przedstawiania sie, to jakby brzmial?

    Istrid: Moze  zostawie  tu fragment  wolnej  karteczki, by mogl sam sie
            zaprezentowac odpowiednio rozbudowanie.

      Tuna: No, jestem troche zawiedziona, ale dobrze!

    Istrid: Dla mnie to zawsze  bedzie, jakby to ujac:  Zawal W Kopalni.  A
            to malo rozbudowane, ale pozostajace poza wszelka kontrola.

    Twarz Istrid zaczyna powoli przybierac czerwonych barw, po czym wybucha
    ona nagle opetanczym smiechem przeradzajacym sie w prawie niemozliwy do
    opanowania rechot.

    Istrid: I wie Kolezanka ja sie nie przejmuje zbytnio wielbicielami, ale
            te wielbicielki meza to juz moga stanowic problem.

      Tuna: Az sie boje zapytac czy zamieszczamy tu kilka slow dla nich...

    Istrid: Tak. Pozdrawiam serdecznie.  Skoro maja podobny do mojego gust,
            to musimy sie koniecznie poznac. Mozemy sie nawet polubic.

      Tuna: Pozostaje zyczyc  Kolezance nieskonczonych pokladow szczescia i
            milosci do wydobycia! (juz po chwili)  A teraz, jak to w kazdej
            "Rozkladowce" bywa, nastapi teraz  seria pytan, ktore Kolezanka
            i czytelnicy byc moze kojarza z poprzednich wywiadow. I od razu
            pierwsze z nich: jest Kolezanka gotowa?

    Istrid (ze smiechem):  Nie jestem,  ale  ktory  student  jest  gotow na
            zaliczenie.

      Tuna: Kolezanki hobby, te najbardziej ulubione?

    Istrid: Wiadomo,  uganianie sie  za barwinkami  po  lesnych  gaszczach.
            Najlepiej,  wiadomo,  w towarzystwie  meza, ale jezeli  nie, to
            trudno.

      Tuna: Jakie cechy Kolezanka uwaza za najcenniejsze w zyciu?

    Istrid: Poczucie humoru, szczerosc i spontanicznosc.

      Tuna: Najbardziej ulubione cechy  u plci przeciwnej?  Niekoniecznie u
            swego meza lamane przez mezow.

    Istrid: No jak to! Bycie gnomem, prosze Kolezanki. Tego sie nie wybiera,
            ale co ja na to moge poradzic.

      Tuna: Kolezanka  jest  zdecydowanie  kojarzona z Ishtar, wiec teraz z
            dedykacja dla tych zza oceanu: najpiekniejsze na Starym Swiecie?

    Istrid: Powiedzialabym   Tilea,  ale  to   takie  krainy,  hmm,  troche
            powiedzmy...  jak dla mnie... lubilabym  Bretonie, ale... umiem
            jezyki Elfow, a nie rozumiem sie z Elfami.

      Tuna: Trudne pytanie, jak widze!  Ale pytalam o najpiekniejsze... ale
            niekoniecznie o miejsce.

    Istrid: Biorac  pod uwage i to nie  ze wzgledu na meza, lecz jezeli nie
            bywalam po tej  stronie morza, to bywalam  w Tilei, to jak nic,
            musi byc Tilea. Takie urokliwe bagna, takie glebokie przepascie.
            I kopalnia pelna zawalow.  Jesli to nie jest milosc, to juz nie
            wiem co nia jest.

      Tuna: A w takim razie  najpiekniejsze  na Starym Swiecie nie-miejsce,
            tylko inny motyw?

    Istrid oblizuje sie ze smakiem.

    Istrid: Szarlotka  w Krainie  Zgromadzenia.  Lubie tez  motyw  delion w
            Gorach Kranca Swiata, ale  nie wiem czy to sie nada  pod wywiad
            (po namysle) ale wlasciwie czemu sie nie nada?

      Tuna: W takim  razie  plynnie  przechodzimy  do nastepnego:  ulubione
            jadlo i napitek? Mozna czerpac juz z calego swiata.

    Istrid zamyka oczy  i wspomina soczyste kawalki krabow, krewetek, malzy
    i slimakow podane na porcji spagetti.

    Istrid: Wszystko,   wszystko   co   zwiazane   z  morzem!   Chyba  smak
            dziecinstwa  pozostaje  w pamieci  na  zawsze.   Moze  tylko...
            ostryg nie lubie. Napitek to kawa.  W kazdej szacie i odslonie.
            I zachwalam  wszystkim  jako napoj  bogow, ale sama nie lubie:
            nasza czekolade.

    Zamurowalo  mnie, bo  o tym pojecia  w ogole nie  mialam, podczas  gdy
    Istrid zanosi sie smiechem - niewykluczone, ze wlasnie na moj widok.

      Tuna: Kolezanka jest taka piewczynia czekolady i nie lubi?

    Istrid: Cale szczescie  wiekszosc lubi i docenia  ten moj podstep. Juz
            kiedys  zwrocilam  uwage  na to, ze  gdy  pada  haslo  "goraca
            czekolada", to wszyscy sie mimowolnie  oblizuja. To doszlam do
            wniosku, ze warto  uczynic z tego sukces sterowca, wiec jestem
            troche, jakby to ujac,  mistrzem  monologu  na temat dialogu -
            zachwalam  i polecam  goraco  goraca  czekolade, sama wybieram
            kawe.

      Tuna: Nono, wywrocila mi Kolezanka swiatopoglad...

    Istrid: Ze mozna nie lubic czekolady?

      Tuna: Chyba  dlatego, ze sama wierze, ze wszyscy lubia i ciezko jest
            przyjac do wiadomosci, ze nie.

    Istrid: Dla mnie forma czekolady  jest Cappucino Amaretto.  Co gorzej,
            trafilam na szalenca, ktory mnie w tych nielubieniach umacnia.

      Tuna: Meza?

    Istrid (potakujac): I tak nie lubimy czekolady oboje.

      Tuna: No dobrze, ale mialy  to byc  szybkie pytania, a tymczasem...
            mozemy dalej?

    Istrid (ze smiechem): Oczywiscie.  Po prostu w rozmowie ze mna zwykle
            dygresja jest dluzsza od sedna.

      Tuna: Najwieksze sukcesy i najwieksze porazki zyciowe Kolezanki?

    Kiedy juz mi sie wydaje, ze to jest mniej wiecej ten moment, kiedy to
    rozbawiona  Istrid  sie  uspokaja, ona  zanosi sie  jeszcze  bardziej
    opetanczym rechotem.

    Istrid: Ja nie  mam porazek, mam  tylko, jakby to ujac, eksperymenty,
            ktore przybraly nieoczekiwany obrot.

      Tuna (podejrzliwie): Bardziej zyciowe czy bardziej laboratoryjne?
            Pomijajac specyfik na porost... no, u elfek. Tego, wiadomo...

    Istrid: Dobre pytanie. Moim nieudanym eksperymentem jest fakt ze mimo
            nalegan gnomiometro nie ruszylo ponownie w trase po wybuchu w
            laboratoriach. A sukcesy, tych jest ogrom. Zadowoleni i mniej
            zadowoleni  z wynalazkow  klienci, stanowisko  kierownicze na
            Wydziale, ktorego nie chcialam  w ogole znac. Mam wspanialego
            meza, jestem bogata  i wciaz znajduje powod, zeby cieszyc sie
            swiatem. Gnomka sukcesu! Jak nic! W dodatku oswoilam maskonura
            a juz myslalam, ze go zabije.

      Tuna: Rzeczywiscie gnomka sukcesu z Kolezanki! Ulubiony jezyk? Jezyk
            mowiony, zeby nie bylo.

    Istrid: Skelliganski, zwlaszcza ten portowy rozdzial.

      Tuna: Chyba intuicyjnie nie chcialabym publikowac slowniczka...

    Istrid: Moze nie zaprezentuje, bo gotowa Kolezanka odebrac mi olowek.

      Tuna: Ulubiony wynalazek? Moze ale nie musi byc wlasny.

    Istrid: Wlasny  to moj  osobisty  turkusowy  plaszcz  (dlugi turkusowy
            plaszcz - przyp. Red.),  a  nie moj, ale  dla mnie  to to samo
            miejsce, to kurtka gnomiego patrioty (gnomia pamiatkowa kurtka
            z kolorowymi naszywkami), lubie ten prestiz, ktory daje ciezar
            naszywek.

      Tuna: O, naprawde?  Nawet byl razem  z Kolezanka  wspominany  w moim
            wywiadzie!

    Istrid (ze smiechem): Czuje sie poniekad matka tego wynalazku.

      Tuna: A gdyby  Kolezanka byla  jakimkolwiek  wynalazkiem,  nawet nie
            istniejacym jeszcze w naszym warsztacie, to jakim i dlaczego?

    Istrid: Z  pewnoscia  jakas  srebrna  nieprzesadnie  zdobiona  czescia
            bizuteryjna. Mysle, ze z naciskiem na kolczyk.

      Tuna: A skad  wlasciwie  taka slabosc  do kolczykow?  Bez  wyraznego
            powodu?

    Istrid: To slabosc do ozdob w ogole.  Moze sama  nie nosze  nadmiernie
            duzo, bo nie  w ilosci sila. Ale jakos tak  wie Kolezanka, jak
            projektuje  tego  typu ozdoby, to  mam wrazenie,  ze robie cos
            bardzo  osobistego wzgledem  projektodawcy. Ubrania zmieniamy,
            pozbywamy sie, a jednak  te ukochane  ozdoby zwykle  mamy przy
            sobie  cale  zycie.  I sa one  rozne, jak  rozne sa gusta, dla
            jednych to diamenty, dla drugich koraliki i rzemyki.

      Tuna: Wlasciwie   to  przypominam  sobie,  ze   Kolezanka  to  nasza
            specjalistka od ozdob.

    Istrid: Tak, ale chyba to troche tytul nad wyrost. Zapelniam po prostu
            nisze, w ktorej nikt  od nas nie czul sie  specjalnie  dobrze.
            Moze wiec na wyrost, moze nie.  Cos jak stanowisko kierownicze
            w Gorniczo-Maszynowym. Najgorsze ze jestem w tym troche, jakby
            to ujac, malo konkretna i techniczna.  Gdy mam wene, to siedze
            i projektuje,  a potem  zamowienie  czeka, klient  czeka, a mi
            wciaz  czegos  w tym  brakuje,  ciagle  jest  zle.  Wyjatkiem,
            wiadomo, sa projekty, ktore wymagaja bardziej warsztatu nizeli
            szkicownika, tu wena jest zbedna.  I tu przeprosiny skierowane
            do wszystkich przyszlych klientow, ktorzy moga sie nie doczekac
            ukochanego projektu tak szybko, jakby chcieli.

      Tuna: A wracajac  do plaszcza, to  ja znam  pewien  osobisty  fakt o
            Kolezance i jestem ciekawa, czy moglabym poruszyc ten temat...

    Istrid: Sprobujmy. Zawsze moge wykorzystac prawo do mowienia barwniej
            nizeli trzeba, albo subtelnie minac sie z prawda.

      Tuna: Mewa - wystepuje  na hafcie  Kolezanki  odziezy,  na kopertach
            slanych listow, a i niewykluczone ze jest szczegolnie obecna w
            w zyciu Kolezanki. Czy to jest jakis szczegolny, sentymentalny
            symbol?

    Istrid: Tak. Mewa jest ze mna od zawsze.  Pieczetowala moje podanie do
            SGW,  moje zielniki  i tak dalej.  A sprawa  jest  prozaicznie
            prosta: moj Tatko uzywal mewy jako swego znaku rozpoznawczego.
            A i legendy Wyspiarzy mowia ze po smierci te niespokojne dusze
            marynarzy przemieniaja sie  w mewy, by moc dalej przebywac tak
            blisko morza, jak to tylko mozliwe.  I dla mnie osobiscie jest
            to takze symbol nieskrepowania, wolnosci, odwagi zeby plynac z
            pradem wiatru jak mewa.

      Tuna: Pieknie powiedziane, zeby nie bylo.

    Istrid: Wyprowadzilam sie  z Wysp,  ale jak widac,  Wyspy ze  mnie nie
            wyprowadzily sie nigdy. Nigdy tez nie zmienilam nazwiska, mimo
            meza, meza i meza.

    Istrid rozjasnia swa surowa twarz usmiechajac sie nieznacznie.

      Tuna (nie  ukrywajac  wzruszenia):  Och,  no  to  moze  dalej,  choc
            zapomnialam  gdzie  skonczylysmy...  juz mam!  Osobisty idol i
            dlaczego?

    Istrid: Zeby wybrac jednego to tak naprawde trudno. Bo widzi Kolezanka,
            idolem staje sie ktos na kim chcielibysmy sie z jakiegos powodu
            wzorowac. Taki nasz autorytet, a jednak co dziedzina, to inny
            autorytet.

      Tuna (zgodnie): Tak sie przyjelo, mozna zatem wiecej.

    Istrid: Polechtamy zatem  proznosc Majstra, ale co tam, stary jest, to
            mu sie nalezy.  Bo mimo  licznych  zartow,  nie  wyplywajacych
            jednak ze zlosliwosci... no moze  troszeczke... to jednak jest
            sztuka   dowodzic   banda  nieswornych   gnomow,  niesamowicie
            zroznicowanych i kazdy  z nich  uwaza sie  za najmadrzejszego.
            Dowodzic, a  przy tym  zachowac  niesamowity  dystans  i umiec
            patrzec przez palce na te wszystkie nasze slabostki.

      Tuna: Ano, zeby nie bylo.

    Istrid: Tyle lat nami dowodzi i fakt, mozna powiedziec  z braku innego
            na stanowisko, ale  jednak to  nie tak, bo  gdyby nam bylo tak
            zle, to  znalezlibysmy  sposob  by  na tronie  osadzic  innego
            Majstra, a jakos tego nie robimy.  Niech bedzie  kto by chcial
            grzebac w papierach z przed trzynastu lat. Ale jednak.

            Tu zalamie  wiekszosc  czytelnikow, ale  to moj wywiad i moge,
            ale takim autorytetem zupelnie przeciwstawnym  do Majstra jest
            uwaga, uwaga - Dziad Radgast.  Pozdrowienia  dla Dziada  i oby
            bogowie zsylali co ranka  beczulke bimberku. A tutaj to podziw
            za wytrwalosc: Jestem Dziadem, los Dziada mi sie podoba i bede
            sobie dziadowal nawet jezeli irytuje to trzy czwarte swiata.
            To sztuka byc tak madrym, by wszyscy mieli cie za idiote.

            Mojego  meza   musze  pominac,  bo  by  opisac  dlaczego  jest
            skonczonym  idealem,  brakloby  nam   numeru,  ale  oczywiscie
            zapraszam  na prywatna  rozmowe przy kawie  i oczywiscie nauce
            obcego jezyka. (po chwili) Idziemy dalej.  Dalam ogolny zarys,
            bo tych idoli z polcienia jest ogrom, naprawde.  Cenie kazdego
            od kogo  moge sie  czegos nauczyc.  Czasami sa  to  rzeczy tak
            prozaiczne,  jak obowiazkowosc,  ktorej  zwyklam  uczyc sie od
            Kolezanki.

      Tuna (pospiesznie):  No juz rzeczywiscie  starczy, starczy.  W takim
            razie co by Kolezanka podpowiedziala lub zyczyla sobie samej z
            przeszlosci i sobie samej z przeszlosci?

    Istrid: Rob swoje,  nie patrzac  na opinie  swiata,  bo tej  i tak nie
            zmienisz.

      Tuna: To porada do przeszlej Istrid? A przyszlej?

    Istrid: Bardziej  do  obecnej.   Skelliganska  przewrotnosc!  Przeszla
            Istrid  niczego juz  nie zmieni, a  przyszla...  nie znamy sie
            jeszcze.

      Tuna: A teraz prosze dokonczyc zdania...

    Istrid: Oczywiscie nie na czas.

    Krece glowa uspokajajaco, co Istrid przyjmuje z wyrazna ulga.

      Tuna: Najlepsza randka to taka...

    Istrid: ...na ktorej rozmowa trwa do drugiej randki.

      Tuna: Gdybym nie byla w SGW...

    Istrid: ...to chyba w ogole by mnie tu nie bylo.

      Tuna: Warsztat to dla mnie przede wszystkim...

    Istrid: ...miejsce w ktorym marzenia nabieraja rzeczywistej formy.

      Tuna: Nigdy w zyciu bym...

    Istrid: ...nie  powiedziala,  ze czegos  nie zrobie, bo znajac siebie,
            zrobilabym to chwile pozniej.

      Tuna: Gdybym mogla cofnac czas...

    Istrid: Hmm, wolalabym go nie cofac...

      Tuna: To gratuluje!

    Istrid: ...ale jak to pytanie obowiazkowe, to dla uciechy czytelnikow
            - wyszlabym za maz tylko raz.

      Tuna: A za kogo?

    Istrid: Wiadomo, za Sonlaga  (gdyz tak wlasnie  ma na imie obecny maz
            Istrid - przyp. Red.).  Ale zapomnialam,  ja przeciez  za maz
            wybieglam. (mamrocze pod nosem) No tak, tak, ale to juz spora
            dygresja.

      Tuna: A nadaje sie do publikacji?

    Istrid: Papier wszystko przyjmie, ale co  zostanie mi na zachete, dla
            potencjalnych uczniow  zwabionych na lekcje  tylko pikantnymi
            detalami?

      Tuna: W takim razie nie pytac?

    Istrid: Moze faktycznie tak bedzie lepiej.

      Tuna: W takim razie zostaly trzy punkty do konca!

    Istrid: Wybornie bo kawa juz sie konczy, a Kolezanka to juz nawet jej
            nie ma.

      Tuna: Punkt pierwszy, pol zartem pol serio: wieksza trema i stres -
            wezwanie i rozmowa z Majstrem czy wywiad dla Periodicusa?

    Istrid: Wywiad.  Majster to  wiadomo, a to list nadejdzie, a to cos -
            latwiej odwrocic uwage.  A tu jednak  ktos bedzie to czytal i
            chcialby sie nie zanudzic.

      Tuna: Na prawie-juz-zakonczenie  nie moze nie pasc pytanie o plany,
            marzenia  i osobiste  cele Kolezanki.  Czego  Kolezance mozna
            zyczyc na przyszlosc?

    Istrid: Wygodnej willi  nad brzegiem  tileanskiego  morza, starosci z
            obecnym  mezem, malo  snu i samych  dobrych, realizowanych  w
            czasie, kosztownych projektow.

      Tuna: Jest wiec czego zyczyc!

    Istrid: I kawy, beczek kawy.

      Tuna: A teraz, jak  Kolezanka wie, wytypuje  Kolezanka  kilka osob,
            ktore  wypowiedza sie  na jej temat  pod naszym  wywiadem. Co
            Kolezanka  przekazalaby  tym  osobom,  ewentualnie  jak by je
            zachecilaby do podjecia wyzwania?

    Istrid: Nic na sile, ale...

      Tuna: Jest to miejsce na przeslania typu "Tylko mowcie prawde" albo
            "Pamietajcie, ze wiem gdzie mieszkacie" i podobne.

    Istrid: Nie  nie,  ja  jestem  tych  wypowiedzi  bardzo  ciekawa,  bo
            chcialabym  poznac siebie  taka, jaka widza  mnie inni. I nie
            ukrywam,  moze mi sie to  nie podobac, ale to ryzyko wywiadu.
            Zatem kazdego prosze  o wymienienie jednej mojej wady. Zalety
            umiem wyliczac sama pol dnia.

                                    -==-

    Czyzby, mysle sobie, obolalymi od notowania dlonmi rozplatujac Istrid
    z wiezow, przy okazji walczac z suplami, ktorych jeszcze przed chwila
    nie bylo.  Mimo wszystko moze  rzeczywiscie nie bedzie latwo wymienic
    wady tak niezwyklej gnomki.  Mam nadzieje, ze przyznacie, ze o Istrid
    Fiorsdatter  jednak  latwiej  sie mowi  wylacznie  w superlatywach...
    zreszta sami  przeczytajcie!  Oto bowiem co  o dzisiejszej  bohaterce
    wywiadu maja do powiedzenia jej wspolpracownicy i bliscy:

                                    -==-


        _ \             _)            |      _)        | _)          
        __/ _ \ \ \  \ / |   -_)   _` | _  /  |   -_)  |  |          
       _| \___/  \_/\_/ _| \___| \__,_| ___| _| \___| _| _| _) _) _) 

    ---------------------------------------------------------------------

                   Sonlag, zrodlo milosci oraz maz Istrid:


    Istrid  poznalem  przypadkiem,  gdy  odpoczywala  w Tawernie  u Maria
    pomiedzy kolejnymi naukami jezyka. Jednak niedlugo potem przysnela na
    dluzszy okres  (Jak pewnie wiekszosc czytelnikow wie, ona tak lubi) i
    dopiero gdy  przebudzila sie na nowo, praktycznie z dnia na dzien sie
    pobralismy - Istrid twierdzi ze do trzech razy sztuka - mam nadzieje,
    bo kto wie jak ta pozostala dwojka skonczyla..

    No i od tamtej pory  moge powiedziec, w pelni swiadomowie, ze co rusz
    mnie zaskakuje i ujmuje  swoim zachowaniem, potrafimy usiasc na kawie
    czy to  na sterowcu  (teraz nie, bo za tloczno i  nie mozna powciskac
    roznych guzikow...) czy w Urbimo i przegadac kilka gnomich godzin bez
    zadnego problemu.

    Samo to jest juz zaskakujace i niepowtarzalne. 

    Kocham Cie moja droga Pani Inzynier!

    ---------------------------------------------------------------------

     Natt, Ksiezna Twierdzy Deithwen, Radna Wydzialu Poezji i Truwerstwa
                  Akademii Oxenfurckiej, lektorka Lingnomu:

       Istrid.  Zaczynajac  od poczatku,  szczescie  poznania  tej  jakze
    szalonej, cieplej i bez watpienia  utalentowanej gnomki mialam dzieki
    jej mezowi i swoistemu przypadkowi. Ale ze trudno wierzyc w przypadki,
    a juz bez watpienia poetce nie wypada - nazwijmy to Przeznaczeniem.

       Od samego poczatku  Istrid zrobila na mnie  dobre wrazenie, jak to
    sie potocznie mowi  (by nie rzec, ze  piorunujace wrecz).  Jej smiech
    byl zarazliwy, pomysly szalone, ale wielce obiecujace, a otwartosc na
    nowe winna byc inspiracja dla kazdego. I tym mnie urzekla. Dodajmy do
    tego  ogromna gotowosc  by niesc pomoc, chocby tak banalna, jak dajmy
    na to, podzielenie  sie woreczkiem  na ziola, czy  oddania  ostatnich
    mithryli  potrzebujacym, i rysuje  nam sie obraz postaci drobnej, ale
    pelnej zywiolowej energii, ktora zalewa swiat.

       Juz  podczas  naszych  pierwszych  spotkan,  poswieconych  glownie
    jezykom obcym, nie sposob bylo  doszukac sie dystansu czy ozieblosci.
    Istrid   od  pierwszej  chwili   potrafi  zagarnac  kogos   do  grona
    serdecznych znajomych  i nie przeszkadzaja jej dlugie swiece spedzone
    na rozmowach  o wszystkim  i o niczym.  W zasadzie,  im dluzej  o tym
    mysle, tym czesciej dochodze do wniosku, iz byc moze to wrecz jeden z
    tych aspektow, ktory sprawia, ze Istrid tym chetniej zagarnia kogos w
    swoje poblize.  Zreszta plotki, ploteczki,  dyskusje i rozmowy bardzo
    szybko  w naszych relacjach zaczely wypelniac czas pomiedzy kolejnymi
    lekcjami,  a nawet  wypierac  te ostatnie.  Rzadki  klejnot  w naszym
    swiecie - ktos,  kto  portafi sie  zatrzymac  i dywagowac  o dlugosci
    spodnicy, ktora bedzie szyta, oraz  potencjalnych  zdobieniach, miast
    pedzic na zlamanie karku  nie wiadomo dokad. Istrid potrafi doskonale
    okrasic kazde  spotkanie takimi chwilami  spokoju.  Nie szczedzi  tez
    kasliwych zartow  pod adresem tych, ktorzy  dla odmiany  wciaz gdzies
    gnaja.  Zreszta jej poczucie humoru, ciety jezyk, gigantyczny dystans
    do siebie  i swiata, ale  zarazem ogromna  serecznosc i wrazliwosc to
    kolejne  z  tych  aspektow,  ktore  sprawiaja, ze  czas  mija  w  jej
    towarzystwie  zdecydowanie  za szybko.  Wciaz chcialoby  sie wiecej i
    wiecej.

       Jesli zas chodzi o nasze zawodowe pole styku, jakim jest nauczanie
    - tu niejednokrotnie  mialam okazje zaobserwowac, z jaka bezgraniczna
    cierpliwoscia podchodzi do uczniow. Oczywiscie czasem nie obeszlo sie
    bez uszczypliwego  komentarza, ale to zwykle w miejscach, w ktorym ja
    juz intensywnie rozwazalabym urwanie glowy delikwentowi. Istrid zas z
    niewzruszona mina  udzielala lekcji za lekcja, douczajac tych, ktorzy
    zlaknieni wiedzy potrafili zawedrowac za nia niemal na kraj swiata.
    Uwielbiam te jej gotowosc do dzielenia sie wiedza!

       Podsumowujac - znajduje Istrid osobka cudownie wrazliwa, rozkosznie
    uszczypliwa,  inspirujaco pomocna, nad wyraz cierpliwa, oszalamiajaco
    chetna by sie dzielic i szalenie pomyslowa (szalenie - od szalenstwa,
    rowniez). I pozostaje  we mnie  niegasnaca  nadzieja, iz nadal bedzie
    swoja  zywiolowoscia  zalewac nasz swiat, bowiem  dzieki niej jest on
    zawsze troszke lepszym miejscem.

       PS Dla zachowania przyzwoitosci, wszak tekst ma ukazac sie drukiem,
    przemilczam  cala  pikantna  czesc tej  znajomosci, ale Istrid bedzie
    wiedziala, a czytelnikom niech wyobraznia buzuje.

    ---------------------------------------------------------------------

          Wielce Niesyta Orchis Livett ze Zgromadzenia Halflinskiego,
     producentka najlepszych materialow dydakt... ciastek, tak naprawde:

    Rzadko  spotyka  sie  osoby,  z ktorymi  od  razu  zawiazuje  sie nic
    porozumienia.   Jesli  dawno  czegos  takiego  nie  doswiadczyliscie,
    polecam  spotkanie z Istrid.  Nie tylko  odezwie sie do Was  w Waszym
    ojczystym jezyku, ale swoja energia,  inteligencja i radosnym humorem
    szybko sprawi, ze bedzie to jeden  z najlepszych dni Waszego tygodnia
    (albo  miesiaca, lub tez roku - wszystko  zalezne od tego, jak czesto
    bedziecie sie  z Istrid spotykac).  To osoba,  z ktora  chcialoby sie
    (korsarzy prosimy o odwrocenie wzroku)  statki krasc  (hej, korsarze,
    juz mozna czytac), pic rum do wszesnych godzin porannych i rozprawiac
    o sprawach malych i duzych.

    Mowiac krotko: szalenie uwielbiam!

    ---------------------------------------------------------------------

          Isil de Soreil, Poetka z Bialego Kla, Truwerka Oxenfurcka,
           Redaktorka Periodicusa, wielbicielka i kolezanka Istrid:


     Istrid... 

     To szczegolna  gnomka. Naturellement,  to  ogromne niedopowiedzenie, 
     ale kazdy kto ja poznal, zgodzi sie ze  mozna zaczac od tych wlasnie
     slow wspomnienie o niej. Uwielbiam jej  poczucie humoru - jest... Na
     bogow... Jest niepowtarzalne. I to  tez bedzie niedopowiedzenie, ale
     opetanczy i wsciekly recho... To  jest uroczy i dzwieczny smiech tej
     niesamowitej  Inzynier to  jedna z jej  co bardziej ujmujacych cech.
     Niejeden raz  mialam  okazje go slyszec,  sama chichoczac z niemalze
     podobnym wdziekiem. Niemalze, bo pomimo wielu staran w tym wzgledzie
     trudno jest Istrid dorownac. Miedzy bogami a prawda w takim zlopaniu
     rumu tez - aczkolwiek jej rozliczne talenta na wielorakich polach to
     materia do dyskursu tak obszernego, ze nalezaloby nan poswiecic caly
     numer Periodicusa, a nastepny  na  przebogata historie jej zwiazkow.
     
     Z tego miejsca serdecznie pozdrawiam jej obecnego malzonka i jeszcze
     raz gratuluje nie-tak-juz-bardzo nowozencom zaslubin - niech Wam sie
     szczesliwie wiedzie! 

     Mam wiele wspomnien zwiazanych z Istrid...

     Popijanie czekolady na sterowcu, cykliczne wciskanie jednego z wielu
     fascynujacych przyciskow w warsztacie, obserowanie Istrid przy pracy
     jak i dyskusje o nowych projektach,  ba! Nawet wspolne projektowanie
     co poniektorych  wynalazkow (taki slownik dla  wykladowcow  Lignomu)
     i ubran (na przyklad  jednego slusznego koloru - to jest oczywiscie, 
     turkusowego). Wspolne  zwiedzanie  tez  sie t rafialo... Najczesciej 
     sklepow z ubraniami czy  miejsc gdzie wystepowaly  nowe ziola. Swego
     czasu swietnie sie bawilysmy  badajac szczatki stworow pokoniunkcyj-
     nych - trzeba jednak przyznac, ze taka ekimma nie podzielala naszego
     entuzjazmu, zupelnie nie rozumiem dlaczego.

     A nade wszystko czesto wielogodzinne pogawedki - zarowno o wszystkim
     jak i  o niczym. Bardzo je  lubilam i nadal  lubie. Pomyslec  ze  to 
     wszystko  zaczelo sie  od lekcji  jezykow (Istrid  uczyla mnie chyba
     najwiecej ze  wszystkich) - za wszystko to serdecznie chcialabym jej
     podziekowac: do zobaczenia niebawem, mam nadzieje!

     --------------------------------------------------------------------

    I tak oto  ten wywiad, pelen zaskoczen, zwrotow akcji i zasluzonych w
    pelni superlatyw dobiega konca. Zachwycona dokonanymi odkryciami, jak
    i zaskoczona nimi, odkrywajaca Istrid na nowo, dolaczam do powyzszych
    laudacji, zywiac jednoczesnie  nadzieje, ze i dla Was lektura wywiadu
    z ta nietuzinkowa gnomka pozostanie wrazeniem niezapomnianym.

    Tego ze swej ze strony zycze, samej  Istrid oraz jej bliskim dziekuje
    za ubogacenie dzisiejszego wydania Periodicusa a wszystkich zapraszam
    do lektury kolejnych odslon "Rozkladowki" - powroci Redaktor Alicia i
    nowi bohaterowie wywiadow. Do przeczytania!

                                         Inz. Red. Tuna Loon - Naai
.  ,_,                                                                   ,_,  .
. (o,o)                                                                 (o,o) .
|./)_)                       Koniec czesci drugiej                       (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
o-----------------------------------------------------------------------------o

pr strone 6
Zatytulowano: O gatunkach najprzednieyszych 

o-----------------------------------------------------------------------------o
|                                                      |                      |
|                                                       \.                    |
|   O   g a t u n k a c h                               /|.                   |
|                                                     /  `|.                  |
|                                                   /     |.                  |
|                                                 /       |.                  |
.   n a   l u k   d l u g i                     /         `|.                 .
.                                             /            |.                 .
                                            /              |.
                                          /                |.
    n a j p r z e d n i e y s z y c h   /                  `|.
                                      /                     |.
                                    /                       |.
                                  /                         |.
           \|                   /                           |\
             \#####\          /                             ||
         ==###########>     /                               ||
          \##==      \    /                                 ||
     ______ =       =|__/___                                ||
 ,--' ,----`-,__ ___/'  --,-`-==============================##==========>
\               '        ##_______ ______   ______,--,____,=##,__
 `,    __==    ___,-,__,--'#'  ==='      `-'              | ##,-/
   `-,____,---'       \####\              |        ____,--\_##,/
       #_              |##   \  _____,---==,__,---'         ##
        #              ]===--==\                            ||
        #,             ]         \                          ||
         #_            |           \                        ||
          ##_       __/'             \                      ||
           ####='     |                \                    |/
            ###       |                  \                  |.
            ##       _'                    \                |.
           ###=======]                       \              |.
          ///        |                         \           ,|.
          //         |                           \         |.
                                                   \      ,|.
                                                     \    |.
         a u t o r s t w o :                           \  |.
                                                         \|.
                                                         /.
                 S u f j a n                            |
               ===============

     ( i   m o z e   t r o c h e   t e z   A l i c i a )


                         Drogi Sasiedzie (i Sasiadko!)


          Pismo to specjalnie  dla Ciebie  kresle, co bys  nie musial, nie
     musiala,  mojej  gadaniny   na  zywo  sluchac.   Papier  bezcenna  ma
     przypadlosc  w tym, ze  mozna  go  odlozyc  na  pozniej, podczas  gdy
     odkladani na pozniej rozmowcy potrafia  wziac nasz dystans do siebie.
     A mi trudno jest znalezc zloty srodek w rozprawianiu o jednej z moich
     najglebszych pasji - tworzeniu luku. Ci, ktorzy jeszcze nie zakochali
     sie  w  organicznym,  drewnianym   luku,  jak  ja,  trudnosc  maja  z
     wsiaknieciem  w to zagadnienie  i traktuja je jako 'furtke' do mojego
     wewnetrznego  swiata, z uprzejmosci  zagladajac za nia  na moment, by
     sprawic mi  przyjemnosc, ale  nie dluzej.  Ci za to,  ktorzy bez luku
     zywota  sobie wymalowac nie potrafia, zasypuja mnie pytaniami, ktore,
     gdyby  chciec  rzetelnie na  nie  odpowiedziec,  odsunely  by  daleko
     perspektywe wieczornego niefiltrowanego. 

          Po to mi wlasnie wlasnie papier cobym mogl sie wygadac i wypisac,
     a i Tobie, drogi  Sasiedzie, droga  Sasiadko, umozliwic  wglad  w moj
     strumien swiadomosci oplywajacy ten ukochany przeze mnie temat (a nuz
     zechcesz sobie wlasnorecznie wykonany luk sprawic!).

          Pozwol, ze opowiem  Ci dzisiaj o  zakwitajacych wiosna krzewach,
     ktore  kryja  w sobie  potencjal  na daleko  donioslejsze  luki,  niz
     wskazywalyby  ich skromne  rozmiary.  Nasi  praprzodkowie, nie  majac
     jeszcze narzedzi  do pracy z olbrzymimi pniami, tworzyli swe pierwsze
     miotacze  strzal  wlasnie  z takich  niepozornych  mlodych  drzewek i
     odrostow, wsluchujac sie  w ksztalt  i rytm kazdego  z nich z osobna.
     Nakresle  pare slow  o gatunkach, ktore  cenie  wysoko  nie  tylko ze
     wzgledu na jakosc wykonanego  z nich luku, ale takze walory wizualne,
     kolorystyke oraz czysto ludzki rezonans. 

          Pierwszym  z tych  gatunkow  jest trzmielina, przez  bieglych  w
     pismie znana jako Euonymus. Serce sie kraje, gdy wycinasz taki krzew,
     gdyz owoc tego  cholerstwa trujacego posiada jeden z najpiekniejszych
     odcieni, jakie w naturze zobaczysz, tak  piekny, ze zazdrosni kaplani
     kaza sobie  w tym  kolorze  buty  sprawiac. Tnij wiec  oszczednie i z
     rozwaga, biorac sie jedynie za te pnie, ktore bez zadnych watpliwosci
     zdatne  na  luk  beda.  Kora tej  rosliny  miekka  jest  i korkowa  w
     charakterze, do tego miodem  pachnie. Cambium koscistobiale, zwykle z
     trzaskiem odpada, gdy  z lukiem  zaczynasz  pracowac  i jego  grzbiet
     napreza sie - niech Cie to  nie wystraszy, odglos jest  przerazajacy,
     ale nie  swiadczy jeszcze  o peknieciu luku.  Swoja droga, wiesz czym
     jest grzbiet i brzusiec luku, prawda? Na moje oko, sa to dwie czesci,
     ktore zwykle stoja w opozycji, pierwsza  od strony celu sie znajduje,
     druga od strony  strzelca. Wyobraz sobie  najedzonego kota, ktory sie
     przeciaga, robiac przyslowiowy  koci grzbiet. Piekne to zwierze swoje
     plecy rozciaga, ale nie  na tyle, zeby  napchany  brzuchol  z drugiej
     strony zaczal mu przeszkadzac. Dzialanie luku wyglada identycznie.

          Wracajac do trzmieliny, drewno tej rosliny to najwiekszy rarytas
     dla oczu, jest gladkie i jednorodne, struktura do bukszpanu zblizone,
     cytrusowymi  odcieniami sie  mieni i daje sie wypolerowac na szklisty
     polysk,  stad czesto  jako imitacja  kosci sloniowej  jest stosowane.
     Lekkie  calkiem  jest, ale  przy  tym odporne  na zgniatanie, dlatego
     dobrym  pomyslem jest  zaokraglenie  brzusca  luku, tak, by  profilem
     przekroj galeonu  przypominal. Pracujac  z trzmielina najczesciej sie
     decyduje  na dlugi luk,  71 do 75 cali  mierzacy, przy  wiekszej sile
     naciagu  na  calej  dlugosci  pracujacy,  przy  mniejszej  -  z nieco
     sztywniejszym  majdanem  i  koncowkami.  Koniecznie  drogi  oddechowe
     zabezpieczaj,  jesli  decyzje  o szlifowaniu  trzmieliny  podejmiesz.
     Z drewna, co Ci po stworzeniu luku  zostanie, mozesz rozmaitosci caly
     wachlarz  wykonac, gdyz, za Encyclopediae  Botanicae  podajac, 'robia
     sie z niego Wrzeciona, Szachy, Piszczalki do Organow, Spinety, Pratki
     do  wykalania zebow.  Wegle z niego  upalone sa  niayprzednieysze dla
     rysujacych, y na proch do strzelania'.

          Drugim,  a  zarazem  ostatnim  gatunkiem,  o  ktorym  chce  dzis
     wspomniec, jest sliwa, w szczegolnosci  tarnina i zdziczala mirabela.
     Znajdziesz  ja  na  miedzach,  wzdluz  zapuszczonych  drog,  a  takze
     spontanicznie rosnaca  po wzgorzach.  Niektorzy  mowia, ze pyl z tego
     drewna alergie  rozne  pobudzac moze, ale ja temu  wiary nie daje, ta
     roslina z wszystkim co dobre mi sie kojarzy. Drzewko to przesiakniete
     jest  macierzynstwem  i pewnego  rodzaju  dojrzaloscia, rodzi  bowiem
     jadalne owoce, nie jak ta niefortunna trzmielina, trujace. Stad tez i
     podobny jak uprzednio dylemat - ciac to, czy nie ciac?  Warto kolejny
     luk miec, czy moze lepiej zaczekac na owoce i nacieszyc sie rozkoszna
     tarta lub jaka inna nalewka? Na to pytanie odpowiedziec nie potrafie,
     poniewaz chcialbym  miec wszystkiego  po trochu, albo i nawet wiecej.
     Drewno to znosi suszenie najlatwiej, jezeli jest gleboka zima sciete.
     Soki  w drzewku  nie buzuja, bo  je mroz  zatrzymuje i  w ten  sposob
     mirabela  czuje sie  nalezycie  zdyscyplinowana.  Co innego teraz, na
     wiosne, albo  o zgrozo latem - drewno oszaleje, popeka a i zwichrowac
     sie moze, chyba ze by je  od razu przyciac do rozmiarow pozadanych, i
     do listwy  solidnej  przywiazac. Kore  ma mirabela  szczegolna, bo  w
     kolorze  dyni,  i  jak  owa  dynia  pachnie.   Przyjemny  ten  zapach
     intensyfikuje sie, jesli chcesz drewno  odksztalcic nad goraca para -
     wtedy  cala   izba  przesiaka   wonia  gotowanego   owocowego  drewna
     (niektorych moze to odstraszac!).  A ze drzewko to potrafi miec wiele
     krzywizn,  ktore   uniemozliwiaja  uzytkowanie  luku,  wyrownywac  te
     krzywizny  warto, zwlaszcza ze  podobienstwa z nami  nie majac na tym
     polu zadnego mirabela nie obraza sie, gdy  ktos prostowac ja probuje.
     Ostatnie  slowo,  zeby  kostrukcji  luku  z tego drewna  nie pominac.
     Rozlupawszy mirabele  na pewno  dostrzezesz  wyrazna  roznice  miedzy
     dyniowa biela, a zaskakujaca, purpurowo-brunatna  twardziela. Te dwie
     warstwy  podobnie jak  u cisa  dzialaja - biel  mieksza  jest, ale  i
     bardziej elastyczna, na rozciagany grzbiet luku sie nadaje. Twardziel
     muskularna,  zbita  i  odporna  na  zgniatanie,  na  brzusiec  bedzie
     doskonala  (a do  tego oko  zniewala!).  Jesli  mirabele masz  z duza
     iloscia twardzieli, zaokraglaj brzusiec luku w galeon, podobnie jak u
     trzmieliny, a moze  nawet  i odwazniej, grzbietu  pilnuj zas, by  byl
     mozliwie  nienaruszony i raczej szerszy. Jesli Twoja mirabela z samej
     bieli sie zas sklada, graniasty profil luku moze byc stosowniejszy.

          Tutaj skoncze moj wywod, co by nie zainteresowac Cie zbyt wieloma
     gatunkami, bo i dla mnie przeciez cos zostac musi. Dlatego pozwol, ze
     kiedy indziej wroce do opisania laburnum, wiazow rozmaitych, szaklaka,
     morwy i cisa, Ciebie zas zostawie z tymi dwoma najprzystepniejszymi i
     najpiekniej  rezonujacymi, ktore wlasne  doswiadczenie kaze mi silnie
     faworyzowac. Owocnych poszukiwan!

                                  S u f j a n

                (autorstwo wlasciwe, tresc, wiedza fachowa, 
              milosc do lukow, zachwycanie sie grafika Alicii)

                                  A l i c i a
.  ,_,                                                                   ,_,  .
. (o,o)          (grafika, sklad, lamanie, zachwycanie sie              (o,o) .
|./)_)                  wiedza i encyklopedia Sufjana)                   (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
o-----------------------------------------------------------------------------o

pr strone 7
Zatytulowano: Zagadki Tileanskie            

o-----------------------------------------------------------------------------o
|   (ooo)                                                                     |
|    (o`\`\                    O=======================================O      |
|      \\:..\       _          |                                       |      |
|        \/_./: __/^O/)        |  Z A G A D K I   T I L E A N S K I E  |      |
|           \/.888./:/         |                                       |      |
.            |8`./.:/          |                                       |      .
.          (^o://  \`          O=======================================O      .
          (O+//^^^\`\`\                                                       
           \O/     \`- \              
                     \-`\`     
                       `\`\     
                         \\\\    
                           `\`\   
                             \\\\ 
                               `\\    
                                 `\    
      
     POPRZEDNIE ZAGADKI
     
     Drodzy Czytelnicy!   Ostatnia zagadka nadal nie doczekala sie rozwia-
     zania - dwa gnomie lata,  ktore uplynely od jej sformulowania to wys-
     tarczajacy wiek, by oglosic jej przedawnienie. Tym samym pula nagrod, 
     ktora w momencie zamkniecia konkursu wzrosla do 26 mithrylowych monet 
     i dwoch zwojow zawilych zapiskow, przepada. Z kronikarskiego obowiaz-
     ku warto byloby przytoczyc jej tresc i - w koncu - rozwiazanie.

       W szescioosobowej grupie piratow kazdych dwoch albo sie z wzajemno-
       scia nienawidzi,  albo uwaza sie za przyjaciol.  Przy czym nie obo-
       wiazuje zasada  "przyjaciel mojego przyjaciela...",  czyli moze byc 
       tak, ze  A i B sie lubia,  B i C rowniez, ale A i C sie nienawidza. 
       Kapitan  pirackiego okretu wybiera  z tej bandy taka trojke,  ktora 
       podczas samotnej  akcji nie bedzie sprawiala  klopotow - czyli albo 
       wszyscy sie lubia, albo wszyscy sie nienawidza (co zapobiega zmowie 
       i zdradzie).
       
       Naszym zadaniem jest  przekonac w logiczny sposob kapitana, ze taki 
       wybor bedzie zawsze mozliwy, niezaleznie od ukladow wewnatrz grupy.

     Rozwiazanie:  Wybierzmy dowolnego pirata  i nazwijmy go A. Zalozmy na
     chwile, ze ufa on co najmniej trzem z pieciu swych kamratow - nazwij-
     my tych szczesliwcow B, C i D. Czy wsrod nich znajdzie sie choc jedna 
     para, ktora sobie ufa?  Jesli tak, to bierzemy te pare, dokladamy A i 
     mamy trojke wzajemnie ufajacych sobie piratow.
     
     A co jesli nie ma takiej pary,  czyli B, C i D nienawidza sie wzajem-
     nie?  Wtedy sprawa zalatwiona:  wysylamy tych trzech na misje, bo nie 
     beda spiskowac. Pozostaje ostatnie zalozenie:  co bedzie, jesli pirat 
     A nie ufa zadnym trzem pozostalym?  To znaczy,  ze nienawidzi co naj-
     mniej trzech z nich,  a wtedy rozumowanie  postepuje  identycznie jak 
     poprzednio, tylko zamieniamy slowa "ufa" na "nienawidzi" i odwrotnie.

     Dzisiejsze opowiadanie,  gdyby  bylo zmysleniem,  mogloby nosic tytul 
     "Przeklenstwo Sinej Perly". Jednak nim nie jest.
        
                              ----==== O ====----   
                              

     Stara Baba przycupnieta  w cieniu murow twierdzy Scala ma wiele zalet 
     jako miejsce do zalatwiania ciemnych interesow.  Nielatwo sie do niej 
     dostac, za to latwo obserwowac wszystkie wejscia, a bywalcy znaja tez
     inne niz drzwi sposoby opuszczenia tego przybytku  w razie naglej po-
     trzeby.  Zawsze  zatloczona przemytnikami,  rzezimieszkami, wszelkiej 
     rasy obcokrajowcami,  pozwala  wtopic sie  w towarzystwo przywykle do 
     niewtracania  sie w cudze sprawy.  Nierzadko w tlumie  zauwazyc mozna 
     liberie zamkowej  sluzby,  dyskretne stroje  urzednikow miejskich czy 
     kupieckie zupany.

     Tajemniczy wedrowiec,  znany nam  pod wieloma przydomkami, raczyl sie 
     wlasnie calkiem jadalna potrawka z zajaca przy okraglym stoliku wcis-
     nietym dyskretnie w kat zadymionej sali. Przed nim siedzial, rozparty 
     nad kuflem portera,  osobnik ktorego  postronny obserwator uznalby za 
     zamorskiego kupca. I tak wlasnie mialo byc: gdy Basilio Campofregoso, 
     stary przyjaciel Averlandczyka z tajnych sluzb Miragliano umawial sie 
     z nim na kontakt, zawczasu postanowili uchodzic za tileanskich kupcow 
     podrozujacych w interesach - podchmielonych, nieco halasliwych, ale w 
     gruncie rzeczy niegodnych zainteresowania.  Dla pewnosci w kluczowych 
     momentach rozmowy przechodzili z tileanskiego na dialekt poludniowcow 
     z Sartosy.

     - Pamietasz tego zbuntowanego barona zza gor Irrana,  ktorego Doza od 
     lat probuje przekabacic? -  Campofregoso przeszedl do rzeczy, gdy juz 
     powspominali dawne czasy i skomentowali lyrijska pogode.

     - Pewnie.  W koncu przez niego siedze  od pol roku  za morzem - Aver-
     landczyk usmiechnal sie mimowolnie na wspomnienie tylez ryzykownej co 
     efektownej akcji uwolnienia sie z bretonskich kazamatow.

     - Ostatnio sam sie  do nas zglosil.  Ma nam nieba przychylic,  jezeli 
     tylko odzyskamy  dla niego  trzy szczegolne  przedmioty.  Kilka sztuk 
     bizuterii,  zrabowanej z jego zamku na raty... Podobno tam ciagle do-
     chodzi do rabunkow.

     - Nie dziwie sie,  w koncu nie pozwolil mi dokonczyc pracy. Bylem tam
     przez chwile inzynierem od fortyfikacji.

     - Tak czy inaczej,  bizuterie zabrali  na te  strone Wielkiego Morza. 
     Baron probowal  ja wysledzic,  poczatkowo  z marnym rezultatem.  Dosc 
     rzec, ze najbardziej precyzyjne informacje to wizje jakiejs wynajetej 
     szamanki  od Mrocznych Elfow.  Wiesz co...  - Basilio  usmiechnal sie 
     krzywo - po prostu zacytuje doslownie. "Jeden jest u krolow elfow pod 
     otwartym niebem, drugi u kupcow z miasta w ich podziemnych komnatach, 
     trzeci u partyzantow, ludzkiej smierci pragnacych."

     - Brzmi jak z jakiegos  taniego romansu.  - Averlandczyk machnal reka 
     niedbale -  Na szczescie nietrudno zgadnac, o kogo chodzi. A probowal 
     nasz madry baron po prostu odkupic te przedmioty? Ukrasc?

     - Podobno probowal, ale dzielny lesny wojak spod znaku gryzonia oddal 
     to cos swej towarzyszce,  a ona nie sprzeda, bo to dla niej pamiatka. 
     Elfowie byli zbyt dumni,  zeby w ogole  odpowiedziec,  a kupcow baron 
     bal sie zapytac.  Jak by nabrali  podejrzen, ze to cos cennego, pier-
     scionek czy inny kolczyk przepadlby na wieki w ich skarbcach.

     - A rozwiazania silowe?

     - Z tym sa zwiazane jakies niedopowiedzenia... - Campofregoso spowaz-
     nial. Widac bylo, ze bardzo mu ten niepelny oglad sytuacji doskwiera. 
     - Baron podkreslal koniecznosc odzyskania wszystkich elementow jedno-
     czesnie. Sugerowal,  ze jesli pozyskamy jeden,  pozostali wlasciciele 
     szybko dowiedza sie czegos, czego nie powinni.

     Przez chwile pili w milczeniu, obserwujac miejscowych zakapiorow rzu-
     cajacych nozami  do tarczy. Wedrowiec byl  coraz mniej  przekonany do 
     racjonalnsci calego zadania, ale z drugiej strony pietrzace sie prze-
     szkody sprawialy, ze umysl agenta pracowal coraz szybciej.

     - Trzeba ich napuscic  na siebie, w koncu  sa na krawedzi  wojny. Ale 
     przeciez wtedy zwyciezca zagarnie i polaczy calosc...  - Averlandczyk 
     ukladal polglosem plany i jeszcze szybciej je odrzucal.

     - A wszystko  po to,  zeby  oczarowac  pare dam  z towarzystwa nowymi 
     blyskotkami  -  Campofregoso  wrocil  do swego  rubasznego wizerunku, 
     wznoszac z halasem kufel. Nasz dzielny agent rowniez siegnal po kufel 
     i gestami dal znak oberzyscie,  ze cos by  jeszcze zamowil. "Ciekawe, 
     dlaczego trzeba zdobyc wszystko na raz.  Pewnie jak nie wiadomo, o co 
     chodzi, to chodzi o magie. Magiczne komponenty..."

     - Co baron  z nimi zamierza zrobic?  -  powtorzyl mimochodem ostatnia 
     mysl.

     - Zgromadzic  je wszystkie w sypialni  i w ciemnosci zwiazac, tak jak 
     lubi. - Campofregoso zarechotal. Wedrowiec rozesmial sie, by nie psuc 
     kamuflazu,  czujac jednoczesnie  narastajaca  irytacje  rolami, jakie 
     musza grac w tej spelunce.

     - Ja nie  o damy pytalem.  Ale to jest mysl!  Zgromadzic  wlascicieli 
     fantow,  a skoro nie powinni sie pobic, to niech ktos inny pobije ich 
     wszystkich. Potrzebujemy pulapki z dobra przyneta.

     - Podziemia pelne skarbow?  Takie nieznane, zeby rzucili sie na nie z 
     ciekawosci?

     - Trudne do zrobienia.  Zrujnowanego zamczyska czy lochow nie zbuduje 
     sie z dnia na dzien. A jesli ktos inny ograbi?...

     - Ruchomy skarbiec? To moze statek.

     - Dobra mysl.  I jeszcze mocny przeciwnik...  I bedzie trzeba  bardzo 
     precyzyjnie ustalic czas i miejsce.  Musza  w tym samym czasie zjawic 
     sie konkretne osoby i najlepiej nikt inny. - Averlandczyk byl w swoim 
     zywiole.  Nareszcie zagadka do  rozwiazania, plan do ustalenia, w do-
     datku ze starym przyjacielem do pomocy.

     - Mam pomysl na przeciwnika,  tylko Doza  bedzie musial sypnac flore-
     nami na czarna magie. Posluchaj...

                              ----==== O ====----   
     
     -  Nie wchodz na poklad!  Ten statek jest przeklety!  -  roztrzesiony 
     blady mezczyzna  z przekonaniem  wykrzykiwal na brzegu ostrzezenia, a 
     wokol niego rosl tlum ciekawskich.  Nabrzeze w redanskiej Pianie bylo 
     wybrane idealnie:  w rozsadnej odleglosci od wszystkich zainteresowa-
     nych (czy raczej tych, ktorzy byli celem calej akcji), miejscowa lud-
     nosc pochowala sie w domach  po pierwszym ataku  wampirzycy, garnizon 
     zabarykadowal sie w straznicy.  Poczta pod dyskretna kontrola latwego 
     do skorumpowania naczelnika, ktory pewne listy przetrzyma, inne pusci 
     priorytetowo.  Nietrudno bylo to  tak zorganizowac,  by jako pierwsze 
     liczace  sie sily  przybyly dokladnie te trzy grupy, na ktorych zale-
     zalo baronowi z odleglej Bretonii.

     Averlandczyk obserwowal rosnaca grupe smialkow przez szczeline w kad-
     lubie szkunera.  Przygotowal tu sobie  bezpieczne,  wylozone miekkimi 
     skorami tlumiacymi kroki,  ukryte pomieszczenie z widokiem na najwaz-
     niejsze miejsca przyszlych zmagan.  Przyplyneli do portu przed godzi-
     na,  wkrotce po tym,  gdy trzy kluczowe osoby  pojawily sie w zasiegu 
     golebi  pocztowych.  Potem wystarczylo  dyskretnie  poinformowac paru 
     glodnych  przygod smialkow,  ktorzy akurat  byli w poblizu,  i wyslac 
     anonimowe donosy o nowym, niebezpiecznym i na pewno zyskownym zjawis-
     ku nadnaturalnym.  I przekupic tego bladego  na nabrzezu,  co wlasnie 
     skonczyl  opowiesc  i chowajac twarz w dloniach  zaczal  przekonujaco 
     lkac. Byc moze zreszta calkiem szczerze, bo Averlandczyk dla lepszego 
     efektu zapoznal go z wlascicielka szkunera.

     Plan byl skomplikowany i kosztowny, w koncu magow kontrolujacych wam-
     piry nie ma na swiecie wielu i do tanich nie naleza. A zorganizowanie 
     calego  przekletego szkunera  z nieumarla  zaloga,  przyzwanie wampi-
     rzycy,  by nim kierowala,  wszelkie  zaklecia  zabezpieczajace samego 
     Averlandczyka... Trudno to nawet policzyc, a wiec  skarb,  jaki w ten 
     sposob baron (za pomoca pieniedzy Dozy) probowal odzyskac, musial byc 
     naprawde bezcenny.  Oczywiscie byly tez  plany awaryjne.  I powielone 
     zabezpieczenia  -  na przyklad jako najwieksze zagrozenie uznano nie-
     spodziewana  i  niepozadana  pomoc  skelliganskich  korsarzy,  ktorzy 
     byliby  w stanie dotrzec  na czas,  a nawet scigac szkuner,  totez na 
     poczcie  w Kaer Trolde  rowniez umieszczono  kogos zaufanego.  Wedlug 
     podstawowego planu pierwsze grupy smialkow mialy dostac sie na poklad 
     i zostac pokonane.  Jesli w pierwszej grupie znalazlyby sie trzy klu-
     czowe postacie,  to na tym koniec - pozostaje  rozwinac zagle i wziac  
     kurs na Miragliano,  a wampirzyce  zapieczetowac z powrotem w trumnie 
     za pomoca zaklecia, ktore Averlandczyk  nosil  na pergaminach w kilku 
     kopiach.  Jesli padnie tylko jedna z poszukiwanych osob, to pozostali 
     nie odpuszcza  i zaatakuja wieksza grupa.  A wtedy bedzie trudniej... 
     Ale to niespodzianka.

     Na razie wszystko szlo  zgodnie z planem.  Zbrojne ramie ekonomicznej 
     podpory  Redanii  gromadzilo leniwie  sily,  gdy zwarta  i  gotowa na 
     wszystko grupa dumnych elfow  odwaznie  weszla na poklad i rozpoczela 
     szturm  kajuty kapitanskiej.  Szczek broni i upiorne  jeki ozywiencow 
     mieszaly sie z komendami  w Starszej Mowie, rzucanymi z iscie ksiaze-
     cym dostojenstwem, a przerzedzajace sie szeregi obroncow wydawaly sie 
     wrozba szybkiego zwyciestwa. Ale wtedy z wycieczki  po ulicach miasta 
     wrocila ona.  Niewidzialna  dla  atakujacych,  przepelniona  zlosliwa 
     moca,  wdarla sie  w dumne serca  starszej rasy  rzadko doswiadczanym 
     uczuciem przerazenia przechodzacego w panike.  Zaloga szkunera, jakby 
     przebudzona  z letargu  zebrala  wszystkie sily  i stanela  na drodze 
     wycofujacych sie  smialkow.  Skoordynowany atak elfow  zamienil sie w 
     paniczny  odwrot,  a  ciala tych,  ktorym  sie nie udalo  wydostac na 
     poklad, uslaly podloge.

     Averlandczyk  upewnil sie, ze wsrod cial jest tez to, o ktore chodzi. 
     To jeszcze dwa...  Oczywiscie atak,  choc zakonczony  tragicznie, nie 
     moglby w normalnych warunkach powstrzymac  kolejnych prob. Zwlaszcza, 
     ze  tlum  na nabrzezu  rosl  z kazda chwila,  a wsrod  lowcow przygod 
     zaczely sie juz pojawiac  rude ogony trzeciej zorganizowanej sily, na 
     ktora czekal  agent.  Oczywiscie  grupy trzymaly sie  osobno i bardzo 
     uwazaly, by nikt nie podejrzewal, ze maja jakies wspolne cele. O nie, 
     oni tu przypadkiem tak sobie przechodzili,  a teraz przypadkiem razem 
     wejda obic te paskude na statku.  A podzial skarbow jakos sie ustali, 
     moze nawet bez rozlewu krwi.

     Drugi atak byl liczniejszy, dobrze zorganizowany i poczatkowo calkiem 
     skuteczny.  Przynajmniej do momentu, gdy zza plecow przerzedzonej juz 
     zalogi szkunera  wychynely nowe sily,  wygladajace dziwnie znajomo... 
     Ot,  niespodzianka  -  Averlandczyk  usmiechnal  sie  ponuro.  Zginac 
     podczas  wyprawy to jedno, ale zginac walczac przeciw silom nekroman-
     cji to znaczy zasilic  szeregi wrogow!  Potem bylo  juz coraz gorzej. 
     Kolejne  posilki z nabrzeza,  kolejne ataki  paniki, wampirzyca poja-
     wiajaca sie znikad,  by wbic szpony w atakujacych...  Dzielni zbrojni 
     stajacy naprzeciw blademu ozywionemu cialu wlasnego komendanta, w do-
     datku ubranego w ulubiona magiczna zbroje.  Elfy padajace pod ciosami 
     magicznego oreza wlasnych poleglych towarzyszy, wkrotce powstajace by 
     zwrocic ostrze  przeciw pozostalym przy zyciu.  Szlachetnie  urodzony 
     wojownik, ktory przywrocony do zycia moca Niesmiertelnych powrocil do 
     walki,  by stanac  oko w oko  z samym  soba - w  kilku kopiach! I tak 
     przez dlugie kwadranse,  po czym fala atakujacych powoli  zaczela sie 
     wyczerpywac.

     Agent Dozy juz dawno odhaczyl w notesie trzy ciala, ktorych potrzebo-
     wal. Teraz tylko ostatni element planu: odplynac, odzyskac bizuterie, 
     a jako bonus  -  najwieksza  kolekcje  magicznej broni  i zbroi, jaka 
     Averlandczyk widzial w zyciu.  Wliczajac nawet magazyny tajnych sluzb 
     tileanskich.  Wszystko,  czego  w tej chwili  potrzebowal, to pustego 
     pokladu, by zrzucic cumy, oraz wampirzycy, bo bez niej zaloga moze go 
     nie posluchac. Akurat teraz nadobna Minerwa wyskoczyla posilic sie na 
     miescie, ale przed switem wroci. A tym niezdecydowanym niedobitkom na 
     pokladzie  w koncu  sie znudzi i zejda na lad...  A jak nie,  to jest 
     jeszcze plan B:  wezwanie oplaconych agentow Chapelle, by oczyscili i 
     zapieczetowali  gorny poklad pod  pozorem kontroli  celnej. I jeszcze 
     plan C i D... Tak czy inaczej, do rana mozna sie zdrzemnac.

                              ----==== O ====----   

     ...tylko piec minut do zniszczenia swiata!

     Averlandczyk wyrwany ze snu czyms, co brzmialo mu w glowie jak ponury 
     dzwon,  natychmiast oprzytomnial  i wyjrzal przez szpary swego schro-
     nienia. Do wschodu slonca brakowalo paru godzin, a na pokladzie nadal 
     podniecone  grupy  poszukiwaczy  przygod  probowaly  sklecic  cos  na 
     ksztalt ogolnoswiatowej  krucjaty.  Ale  i oni wlasnie zrozumieli, ze 
     juz za pozno.

     Groza sytuacji nie od razu dotarla do agenta. W koncu to tylko koniec 
     swiata!  Tyle, ze wampirzyca nie zdazy wrocic. Okret nie zdazy wyply-
     nac na otwarte morze,  a w porcie tez nie zostanie, bo sparciale cumy 
     zerwa sie  przy pierwszych  podmuchach burzy.  Averlandczyk nie zdola
     skompletowac lupu,  zreszta watpliwe,  by bez Minerwy ozywiona zaloga 
     oddala mu go dobrowolnie. Na plan B nie ma juz czasu,  zreszta na nic 
     nie ma juz czasu!

     Dwie minuty. Odlegle grzmoty i skrzyp takielunku pospieszaly do dzia-
     lania.  Poszukiwacze skarbow  -  glownie  zreszta  wlasnych,  jak sie 
     okazalo  -  w koncu  dali  za wygrana  i zaczeli  schodzic z pokladu. 
     Averlandczyk szybko ocenil sytuacje i uznal, ze statek jest stracony. 
     Pozostaje wmieszac sie w tlum zawiedzionych obiezyswiatow  i zejsc na 
     lad.  A potem?...  Gdy burza ucichnie, zaniesc raport Dozy, tlumaczac 
     sie  sila  wyzsza?  Czy moze  ktorys z planow na odlegle litery alfa-
     betu?...

     Pol minuty  przed uderzeniem  najwiekszej  nawalnicy agent obserwowal 
     rozkolysane statki  ukryty w bramie  nieodleglego magazynu.  Nagle na 
     tle  chyboczacych  sie na wietrze latarni  przemknal  cien  wielkiego 
     nietoperza,  a chwile  pozniej  szkuner  targniety  przez  silniejszy 
     podmuch zaczal  oddalac sie od brzegu.  I wowczas, w ostatnich sekun-
     dach, Averlandczyk zrozumial, ze nie ma szans wytlumaczyc sie z pora-
     zki,  bo to on zawiodl.  Przeciez caly  czas ma  przy sobie zaklecia, 
     ktore  mialy  odeslac  wampirzyce z powrotem  do grobu! To znaczy, ze 
     szkuner powroci i bedzie nekal wybrzeza calego swiata,  rowniez tile-
     anskie, juz zawsze... Bo magia zawarta w pergaminach nie przetrwa tej 
     burzy.

     Czyli pozostal plan Z.
        
                              ----==== O ====----       

     - Wasze Wysokopriewoschoditielstwo, wiecie juz, kim jestem?

     - Otrzymalem papiery z Centrali. Imponujacy dorobek. Mam do was mowic 
     Otto, czy moze Maksym?
     
     - Wsiewolod, jesli laska. Mieliscie okazje zajrzec do raportu z osta-
     tniego zadania?
     
     - Gratuluje  udanej akcji.  Zadac  wrogom  tyle  strat w sile zywej i 
     sprzecie, w dodatku za cudze pieniadze! Na pewno chcecie sie wycofac?  
     Naturalnie rozumiem, puklowniku,  zasluzyliscie na odpoczynek. Ojczy-
     zna czeka, i rodzina... Slyszalem, ze macie malego synka?
     
     - O tak,  bardzo tesknie za rodzina. Zony nie widzialem juz kilkanas-
     cie lat.  Sluzba u Dozy byla, jesli wolno mi ocenic, bardzo uzyteczna 
     dla naszej sprawy, ale nie powinienem juz tam wracac.
     
     -  Wsiewolodzie  Wladimirowiczu, lepiej bym tego nie ujal. Oczywiscie 
     odesle  Was pierwszym statkiem.  A nie bedziecie tesknic za tileanska 
     kuchnia?
     
     - Wole nasza! -  odpowiedzial Wedrowiec z przekonaniem. W koncu klam-
     stwem zajmowal sie zawodowo.
        
.  ,_,                                                                   ,_,  .
. (o,o)              Relacje naocznych swiadkow spisal                  (o,o) .
|./)_)                Giacomo Boccanegra di Chivasso                     (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
o-----------------------------------------------------------------------------o



pr strone 8
Zatytulowano: Spolka Handlowa Blekitne Wagi 

o-----------------------------------------------------------------------------o
|                        / \--..____                                          |
|                         \ \       \-----,,,..                               |
|                          \ \       \         \--,,..                        |
|                           \ \       \         \  ,'                         |
|                            \ \       \         \ ``..                       |
|                             \ \       \         \-''                        |
.                              \ \       \__,,--'''                           .
.                               \ \       \.                                  .
                                 \ \      ,/
                                  \ \__..-
    ___   __  __ __      ___ ____ _  _ __    __    __ __ ______   ___   ____ 
   // \\  ||\ || ||     //     // \\// ||    ||    || // | || |  // \\  |  \\
  ((   )) ||\\|| ||    ((     //   )/  ||    ||    ||<  \    '.
       :     '-./    '._/  |:                                     L-._'^.
       |                                                                |
       |                                                               |
       :                           _, .^. ,_                           :
       .                           )\'/|\'/(                           .
                        .&\_._._.'.#_-*-_#.'._._._/&.
                        'v_______$.' l_l '.$_______v'
                         I         _.' '._         I
                         O        '-: B :-'        O
                         I        -.^ W ^.-        I
                         O         '/i_i\'         O
                        .I.          : :          .I.
                       :   :         | |         :   :
                       /._.\         : :         /._.\
                     /       \       | |       /       \
                    C'-------'D      : :      C'-------'D 
                     "-.___.-"       | |       "-.___.-"
                                     : :
                                  _.'._.'._
                                 '-.__ __.-'
                                      '

                                 PODROZNIKU!

            Chcesz zarobic kilka koron na treningi? Brakuje Ci druzyny, 
         by skutecznie pocwiczyc? Chcesz zwiedzac niebezpieczne 
         samotnym podroznikom miejsca?
       .                                                                .
       :                          --~=#=~--                             :
       '                                                                '
            Spolka handlowa Blekitne Wagi oglasza juz druga, otwarta
         rekrutacje na stanowiska Pomocnikow: 
            - handlarz
            - trapper
            - zbrojny

            Poszukujemy mlodych, niezwiazanych z zadna organizacja 
         oraz nie posiadajacych otwartych wrogow poszukiwaczy przygod.
            Wymogiem jest, by kandydaci nie mieli zatargow z prawem!
       .                                                                .
       :                          --~=#=~--                             :
       '                                                                '
         ~ Chcesz sie rozwijac, ale nie martwic sie o polityke? 
         ~ Chcesz znalezc druzyne, z ktora pokonasz wieksze bestie? 
         ~ Chcesz pielegnowac swoje umiejetnosci miekkie podczas 
           wielu nowych rozmow handlowych?

         Nie wahaj sie, aplikuj listownie juz dzisiaj!
         Bede oczekiwal Waszego listu.

            Kriegswald Kreutzfeldt
            Kupiec Blekitnych Wag
       .                                                   ._           .
       :                                               .."'-.'-.        :
       '                                              .'     '.:        '
       '                                             (|  K K  |.'       '
       :                                             ''.     .':        :
       :                                              '-'-.-'-'         :
       |      -._                                                       |
       '-._,-'   '.   .-._   .':                                  .____.'
                   I_/    './  '/'._      .                   _.-'
                                    '---.'|_.'._./'._       .'
                                                     '._  _|
                                                         '|


     +===================================================================+
     Jest jeszcze wiele frakcji do opisania, ale to wam dajemy wplyw na to
     ktora z nich zostanie opisana w nastepnym wydaniu Periodicusa - w tym
     celu slijcie listy z waszymi propozycjami do Red. Tuny (rowniez jesli
     sami jestescie  ich zwierzchnikami  badz czlonkami i macie  ochote na
     promocje), a na ich podstawie  wybierzemy kolejna frakcje, zabiegajac
     o jej prezentacje - jesli wyraza swa zgode na to jej przedstawiciele!

     Jezeli wybierzecie frakcje juz opisana na lamach Periodicusa, wyslemy
     Wam artykul jej poswiecony.

                          A oto znana nam ich lista:

                   *---------------------------------------*

                    * Brac Proszalnych Dziadow
                    * Bractwo Blednych Rycerzy
                    * Bractwo Redanskich Rycerzy
                    * Braterstwo Kamiennych Nosow
                    * Grupa Mlode Wilki
                    * Grupa Zarzniety Troll
                    * Hanza Zbojeckich Szczurow
                    * Klub Gruba Ryba
                    * Kompania Jorgena
                    * Kompania Kupiecka Tarcza
                    * Krag Intelektualnych Glow
                    * Krag Uczonych Elfow
                    * Liga Stepowych Drakkarow
                    * Organizacja Novigradzki Diament
                    * Organizacja Tileanskie Slonce
                    * Przymierze Ciastkowych Potworow
                    * Przymierze Bialego Wilka
                    * Przymierze Dobrych Bostw
                    * Przymierze Sinej Perly
                    * Przymierze Szarego Pledu
                    * Spolka Handlowa Blekitne Wagi
                    * Spolka Handlowa Najlepsze Wynalazki
                    * Spolka Handlowa Stary Wilk
                    * Spolka Handlowa Tileanska Oliwa
                    * Szajka Nieoclonych Dloni
                    * Trupa Trupi Trup

                   *---------------------------------------*

              Jakas przegapilismy? Albo ktoras juz nie istnieje?
            Napiszcie bysmy poprawili wykaz w kolejnych wydaniach.


.  ,_,                 Dzisiejszy odcinek cyklu opracowala               ,_,  .
. (o,o)                                                                 (o,o) .
|./)_)                      R e d .   N o k t a r i a                    (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
o-----------------------------------------------------------------------------o

pr strone 9
Zatytulowano: Karczmy Swiata                

o--------------------------------------------------------------------------o
|                                                                          |
|                            ____.........__H_                             |
|                         __/VVVV|VVVVVVV|VVVV\                            |
|                    _ ()/VV|:II:|II:::II|:II:|_ _ _                       |
|                   |-(()|--|:II:|II:A:II|:II:|-|-|-|                      |
.                   `'.'"^  ^` "^ "^|"|^'"' `^`-.^~'                       .
.    _      __    ___   __   ____  _      _                                .
    | |_/  / /\  | |_) / /`   / / | |\/| \ \_/
    |_| \ /_/--\ |_| \ \_\_, /_/_ |_|  |  |_|
                                       __   _       _    __   _____   __
                                      ( (` \ \    /| |  / /\   | |   / /\
                                      _)_)  \_\/\/ |_| /_/--\  |_|  /_/--\


     POD ZLAMANYM OSKARDEM


     W tym odcinku cyklu zawitamy w miejsce dosc nietypowe w porownaniu do
     zazwyczaj opisywanych tu przybytkow. Bez nadmiernego przeciagania, na
     wstepie zdradze ze chodzi o 'Pod Zlamanym Oskardem', ktore to miejsce
     przez niektorych bywa nawet nazywane 'Karczma'. Ale by moc sobie choc
     wyobrazic  o czym  bedziemy  traktowac w tym  odcinku, nalezy  wpierw
     zarysowac  szerszy  kontekst, w ktorym  'Pod  Zlamanym  Oskardem' sie
     znajduje. Bo przybytek ten jest nieodzownym wytworem swego polozenia,
     historii i osob, ktore  w miejscu tym  przebywaja. Taka gospoda mogla
     powstac tylko tutaj. I tutaj nie mogla powstac zadna inna.

     Zagladnijmy  zatem  w pierwszej  kolejnosci  w  najblizsze  otoczenie
     naszego przybytku. Jestesmy na skraju Gor Czarnych. Na szlaku laczacym
     Pustkowia  z Averlandem, niedaleko  na poludnie  od Blekitnej Wstegi,
     znajdujemy  stara, krasnoludzka  Osade Gornicza. Osada powstala w tym
     miejscu, poniewaz pionowa skala, ktora nad nia goruje zawierala zloza
     kopalne. Nigdy nie odkryto tu zadnych zloz bardzo bogatych. Nigdy nie
     wykopano zadnego szlachetnego metalu ni kamienia. W najlepszym wypadku
     mozna bylo wydobyc tu rude zelaza.

     W  wiekszosci  przypadkow  wegiel.  A  i to  tylko  w  najglebszych i
     najbardziej niezbezpiecznych pokladach lokalnej sztolni. Ale najwiecej
     zawsze  bylo  tu  gruzu.  Z powodu  istnienia  tej  kopalni  do Osady
     przybywali co raz to nowi, glownie krasnoluddzcy gornicy, ktorzy Osade
     utworzyli. A z powodu niezbyt zasobnych zloz owej kopalni, Osada byla
     skromna, zeby nie powiedziec nedzna.

     Prozno tu szukac reprezentacyjnych miejsc, deptakow czy choc siedziby
     osob majacych w Osadzie wladanie.  Brak skwerow, zieleni czy zwyklych
     lawek.  To co mijamy  na kazdym  kroku to  kolejne rzedy  drewnianych
     barakow. Wzdluz kolejnych  ubitych, gruntowych i blotnistych uliczek,
     kolejne i kolejne baraki. Gdy sie im przyjrzec, zawsze podobne.

     Drewniane baraki sluza mieszkancom osady za schronienie w czasie, gdy
     nie  sa  zajeci  ciezka  praca  w  kopalni.  Szopy  niedbale  zbite z
     nieheblowanych  desek  nie wygladaja  zbyt ciekawie.  Jednak  mimo to
     zapewne spelniaja  dosc dobrze swe zadanie.  Czesc z barakow wykonana
     ze zwyklych desek, czesc z ociosanych bali.

     Na pewno nie jest  to szczyt mozliwosci  krasnoludzkich budowniczych,
     ale  widocznie  ich mieszkancy  nie widzieli  sensu  budowac  tu  nic
     trwalszego, a co wazniejsze - kosztowniejszego.

     I tak, jak  tutejsza  kopalnia  nie pozwalala  dorobic sie  wiekszych
     pieniedzy, a tutejsza osada wraz z poziomem kosztownosci jej zabudowy
     jest odwzorowaniem  miernego potencjalu samych zloz, tako i przybysze
     w osadzie zamieszkali, poziomem  swoich aspiracji i dazen dostosowani
     sa zarowno do charakteru kopalni, jak i specyfiki osady. Zazwyczaj to
     beda krasnoludzcy  gornicy, pojawiajacy sie tu  przelotem. Ktorzy bez
     obietnicy mozliwosci zdobycia  chocby niewielkiego majatku, beda stad
     uciekac  w poszukiwaniu  lepszej  szansy. Czesc  z nich  utknie w tym
     marazmie, ktory oferuje  za malo  zeby zyc, ale za  duzo zeby skonac.
     I oni, jak te  baraki,  ktore  mialy byc  zbite  byle jak  i tylko na
     chwile, zostana w tej bylejakosci na lata cale stajac sie fundamentem
     i budulcem na ktorym Osada stoi. Niektorzy zas mieszkancy to wygnancy.
     Uciekinierzy  szukajacy  w tym zapadlym  miejscu  azylu i schronienia
     przed swiatem zewnetrznym, lub soba samym.

     Chcialo  by sie  powiedziec, ze jedyne co  przelamuje  ten  monotonny
     schemat, to gorujaca  nad osada skala, w ktorej  wydrazono kopalniane
     chodniki. Barak  pelniacy  jednoczesnie  funkcje  sklepu  oraz  skupu
     wydobytego urobku.  Otaczajaca osade obronna palisada. Oraz przedmiot
     dzisiejszych odwiedzin:  'Pod Zlamanym Oskardem'.  Jednak nic  z tego
     nie bylo by prawda. A Karczma 'Pod Zlamanym Oskardem' jest nieodzowna
     cora  tego  miejsca, tych  mieszkancow, tej  kopalni  i tych barakow.
     I inna byc nie moze.

     Zasadniczo, pierwsze  co sie  jednak rzuca  w oczy to  fakt, ze nasza
     'Karczma'  barakiem  wcale  nie jest.  Na pierwszy  rzut oka  mamy do
     czynienia  z jaskinia.  Lecz chwilowy  oglad  okolicy  od razu  i bez
     watpienia  pokazuje, ze  znajdujesz sie  przed  wejsciem  do karczmy.
     Dobitnie swiadcza  o tym  fakcie  dzikie  okrzyki  dochodzace z groty
     skalnej, umiejscowionej  na poludnie od ciebie. Bez watpienia gornicy
     znajduja  tam  zasluzony  odpoczynek  po harowce  w kopalni. Skala, w
     ktorej wykuta jest jaskinia karczmy  pnie sie wysoko i niemal pionowo
     w gore.

     Fakt, ze szyldu tu na zwenatrz zadnego nie uswiadczymy i jezeli komus
     same dobiegajace z wnetrza odglosy i zapachy by nie wystarczyly, zeby
     bez watpienia uznac, ze stoi przed lokalna karczma, to wystarczy przed
     nia chwile poczekac, by byc swiadkiem  jak z jej wnetrza dochodza cie
     odglosy bojki  i po chwili  na ulice wypada, padajac twarza na ziemie
     jakis krasnolud.  Nie przejmujac  sie tym  zbytnio, puszcza  soczysta
     wiazanke  w kierunku karczmy  i spluwajac  na drzwi odchodzi  w tylko
     sobie znanym kierunku.  Nie jest to zdrzenie  ani rzadkie ani budzace
     zainteresowanie. A jak komu malo, to niech  poczeka do zmierzchu. Gdy
     przed  karczma  stanac, to nawet noca  dochodza cie  odglosy  hucznej
     zabawy.  Nie ma zadnej  watpliwosci. Wykuta  w skale  jaskinia  sluzy
     miejscowym gornikom  jako karczma. Z jej wnetrza dochodza cie odglosy
     swiadczace  o tym, ze humor  dopisuje jej bywalcom. Choralne spiewy i
     glosne  salwy  smiechu  sprawiaja, ze  masz ochote  wejsc do srodka i
     przylaczyc sie do hulanki.

     Przy  czym  uwaga.  To  co  uchodzi  za hulanke  w  tawernach  Krainy
     Zgromadzenia,  Bretonii,   tileankich  portach   czy  innych  znanych
     miejscach  swiata, tutaj  moze  wychodzic  poza wyobrazenie.  Karczme
     slychac  z naprawde  odleglych  zakatkow  osady, a nawet stojac przed
     samym wejsciem do kopalni, pomimo loskotu i dudnienia pochadzacego ze
     sztolni, niejednokrotnie odglosy  wydobycia w kopalni nie sa w stanie
     zagluszyc Karczmy i z zachodu dobiegaja cie pijackie spiewy.

     O  obecnosci  Karczmy  w tym  miejscu  nie  swiadcza  jedynie  zapite
     krasnoludy, ani  pijackie  okrzyki, ani  bijatyki.  Nie tak rzadko od
     tubylcow da sie wyczuc jej zapachy. W szczegolnosci zapach baraniny.
     O czym pozniej.

     Jedno jest pewne.  Jezeli kiedys  napadliby was  zbojcy, lub  dopadla
     choroba  i pozbawilo by  Was to  przytomnosci,  ockneli  byscie sie w
     zbitym z nieheblowanych desek baraku.  Po wyjsciu na zewnatrz okazalo
     by sie, ze jestescie na blotnistej  ulicy pelnej podobnych barakow, a
     mijajacy was  krasnolud  wyraznie by  zalatywal  baranina, to mozecie
     miec pewnosc.  Znalezliscie sie  w naszej Osadzie Gorniczej i wlasnie
     minal Was klient wracajacy z 'Pod Zlamanym Oskardem'.

     Ale czas najwyzszy by wejsc do srodka.

     Nasza jaskinia, bedaca  Karczma jest  dwuizbowa.  Polozone bardziej w
     glab skaly  pomieszczenie sluzy jako pokoj  sypialny dla podroznych i
     nowo przybylych gornikow.  Lokalni mowia na to pomieszczenie 'Pokoj w
     karczmie'.  Jestes   w  duzej  sali,  przeznaczonej  dla  podroznych,
     chcacych  spedzic  w osadzie  noc.  Nie ma  tu  zbyt  wiele  miejsca,
     wiekszosc sali zajeta jest przez poslania i derki rozlozone wprost na
     golej  ziemi.  No coz, luksusow tu  nie ma, ale zawsze  to lepiej niz
     nocowac na dworze.  Z drugiej strony, bedac  w takim miejscu nikt sie
     specjalnie luksusow  nie spodziewa.  Jednak jesli  przyszlo nam  tu z
     jakiegos  powodu  zanocowac, to trzeba miec  na uwadze poziom lokalu.
     W najwiekszym  skrocie  poslania  nie sa najczystsze.  Widac, ze byly
     wielokrotnie uzywane.

     Do 'Pokoju w karczmie' bezposrednio  przylega pomieszczenie wydrazone
     plycej. Jest to  glowna sala, jesli mozna  uzyc  takiego  okreslenia.
     Samo wlasciwe serce czyli Karczma 'Pod Zlamanym Oskardem'.

     Zazwyczaj  przy  duzym  stole  siedza  krasnoludy  -  stali  bywalcy.
     I obowiazkowo spotkamy tu rumianego barylkowatego krasnoluda. Jest to
     Dharid Haragranson, karczmarz. Tez krasnolud.

     I wreszcie samo sedno.  Tak wlasnie wyglada w szczegolach cel naszych
     dzisiejszych odwiedzin:

     Miejsce  w ktorym sie  znajdujesz  dumnie  nazywane  jest karczma. Na
     pierwszy rzut  oka jednak  widac, ze to  nic innego  jak  standardowa
     krasnoludzka mordownia. Opary alkoholu  sprawiaja, ze w pomieszczeniu
     jest goraco  niezaleznie  od pory  dnia czy roku.  Nad kontuarem wisi
     tabliczka  ze spisem  dostepnych  trunkow i dan.  Na jednej  ze scian
     zauwazasz  stylizowana  kamienna glowe ogra  umocowana dosc nisko nad
     ziemia. Niskie drzwi w poludniowej scianie prowadza do sali, w ktorej
     podroznicy, odwiedzajacy  osade moga  spedzic noc. Za kontuarem uwija
     sie wlasciciel tego przybytku.

     W najogolniejszym skrocie, w Menu Karczmy znajdziemy alkohol i mieso.
     Nie ma tu nic  ponad to.  I choc tak  sformulowane  stwierdzenie moze
     dotyczyc  rowniez  wykwintnych  lokali  zakladanaych  przy kupieckich
     faktoriach, tako  w naszym wypadku jak zwykle 'Duch Osady' krazyl nad
     Menu.  Gdyz w efekcie, w szczegolach  mamy tu  dokladnie  dwa rodzaje
     alkoholu oraz literalnie jeden rodzaj miesa.

     Czytajac Menu mamy spisane:

                      Karczma 'Pod zlamanym oskardem' poleca : 

                      Baranina                 : 30 miedziakow. 
                      Krasnoludzka gorzalka    : 40 miedziakow. 
                      Jasne piwo               : 30 miedziakow. 

     Jezeli kazda z tych pozycji opiszemy trojkatem: cena - jakosc -
     wielkosc  porcji, to pozycje alkoholwe  zdecydowanie nie wybijaja sie
     na zadnym polu.  Mamy przecietne  ceny, za niewielkie porcje, calkiem
     podlego alkoholu. Co sie  zas tyczy  dania miesnego, na pierwszy rzut
     oka widac, ze  serwowane porcje sa nad wyraz  duze i obfite. Czy przy
     tej  jakosci jest  to  akurat  atut, to  pozostawie  ocenie  odwaznym
     czytelnikom, ktorzy zechca tu zawitac. Pewne jest, ze nawet gdy kogos
     dopadnie  w kopalni  zawal  i tak  przylozy  skalami  po lbie,  ze od
     nieprzytomnosci  dlugiej  do  krain  zaswiatow  posle,  to jak  potem
     wyglodnialym sie  w karczmie  stawimy  w stanie  bardzo  glodnym,  to
     wystarcza trzy porcje by  nie moc  w siebie wcisnac juz ani odrobinki
     wiecej jedzenia.

     W naszej Karczmie znajdziemy jednak osobliwosc ktorej nie uswiadczymy
     w  absolutnie  zadnym  innym  miejscu.  Oprocz  Menu  i wykonanego  z
     polerowanego drewna debu kontuaru nie rzuci sie w oczy nic tak bardzo
     jak umieszczona na jednej ze scian, stylizowana, kamienna glowa ogra,
     umocowana dosc nisko nad ziemia. Patrzac na nia nie masz pojecia, kto
     i  po co umiescil  w krasnoludzkiej  karczmie glowe ogra  na scianie.
     Glowa wydaje sie  byc wykonana  z kamieni i przedstawia  rozdziawiona
     radosnie gebe jakiegos  przedstawiciela ogrzej rasy. Zalatuje od niej
     niezbyt  przyjemna  wonia, ale  nie  masz  pewnosci  czym  dokladnie.
     Po chwili dopiero olsniewa cie mysl, ze glowa ta sluzy krasnoludom tu
     przebywajacym za miejsce oddawania moczu.

     Szczerze przyznam, ze nie spotkalem nigdy, w zadnym innym wypadku, by
     w publicznie  dostepnym miejscu, w samym sercu jakiejkolwiek Karczmy,
     na jej glownej  sali biesiadnej  umieszczono  otwarcie  eksponowany i
     czynny  pisuar!  Nie tylko  czynny, ale  i regularnie  uzywany  przez
     klientele.  Do tego ustawiony tak, by mozna bylo organizowac zawody w
     jego uzytkowaniu na odleglosc!

     W  ogole  zauwazylem,   ze  tubylcy  ostroznie  podchodza  do  nowych
     przybyszow w osadzie. I pisuar owy stanowi dosc wazny punkt na drodze
     nowego przybysza do zdobycia akceptacji wsrod tutejszych. Korzystanie
     z niego jest  wrecz aktem oczekiwanym.  Jak gdyby publiczne staniecie
     do zawodow stanowilo  potwierdzenie aktu pelnoprawnego zamieszkania w
     Osadzie  w ocenie  tutejszych.  Dlatego  z owym  pisuarem  wiaze  sie
     ostatnia kwestia, ktora chcialem poruszyc.

     Klientele  karczmy  stanowia  zazwyczaj  Krasnoludy.  I w zasadzie na
     prozno szukac tu jakiejkolwiek osoby plci zenskiej. I wlasnie o dziwo,
     raz jeden jedyny widzialem tu przechodzaca kobiete!  Bo zasadniczo tu
     spotkamy  glownie mezczyzn.  Ten jeden, jedyny raz  kiedy odnotowalem
     obecnosc  plci  zenskiej  w Karczmie  mial  miejsce  wlasnie  podczas
     korzystania z 'paszczy ogra'. Wlasciwie wyglada to tak, jakby kobieta
     owa czekala  na komende by  sie pojawic,  podczas gdy jakis nowicjusz
     staje w szranki w dyscyplinie uzywania pisuaru na odleglosc.

     W praktyce wyglada to dokladnie tak:
     'Chcesz nasikac  do paszczy ogra.  Stajesz w rozkroku i bez pospiechu
     rozpinasz spodnie.  Sprezasz sie w sobie i wykorzystujac swa praktyke
     w  tej  kwestii  starasz sie  trafic  swoimi  szczynami  do  radosnie
     rozdziawionej geby ogra wiszacej na scianie.  Z blogim wyrazem twarzy
     zaczynasz oddawac mocz do glowy ogra, gdy nagle twoja uwage przyciaga
     przechodzaca dziewka sluzebna. Zerka ona na ciebie ciekawie i zaczyna
     nagle chichotac.  Zdezorientowany spogladasz na siebie i stwierdzasz,
     ze trafiles wszedzie, ale nie do paszczy ogra.'

     Prawdziwi  mistrzowie   w  tej  dosc  osobliwej  i  malo  estetycznej
     dyscyplinie  nie dadza sie  zdekoncentrowac  nikomu i niczemu, by nie
     uronic ani kropli  poza obrany cel.  Nawet dziewce, ktora pojawia sie
     jakby byla specjalnie do tego celu zawezawana do karczmy.

     Oto  'Karczma Pod  Zlamanym Oskardem'  w calej odslonie.  Najbardziej
     zapadla,  znana mi mordownia  Starego Swiata. Po ciezkim dniu pracy w
     zubozalej kopalni  wypelniaja ja  okrzyki,  spiewy,  hulanki,  burdy,
     zawody  w bekaniu, pluciu i sikaniu, ciagle  narzekanie na sztygara i
     picie na umor. Wszystko to  co chwile  przemieniajace sie w regularne
     mordobicia.

     Na koniec wspomne tylko, co moge potwerdzic jako doswiadczony gornik,
     ze  w Kopalni  tutejszej  ostatnimi  czasy  Krasnoludy  odkryly nowe,
     bardziej zasobne  niz do tej pory zloza wegla.  Do tego zlokalizowane
     dosc plytko. Pomimo  ze kopalnia  tutejsza  nadal  pozostaje  jedna z
     najbardziej niebezpiecznych czynnych sztolni, to dzieki temu odkryciu
     sa szanse na choc troche bardziej  przyzwoity dochod  z eksploatacji.
     Czy i w jaki stopniu te odkrycie  zmieni charakter osady, mieszkancow
     i samej Karczmy - nie wiem. Osobiscie, na ile znam Krasnoludy, na ile
     poznalem  krasnoludzkich  gornikow, obstawiam ze  nadal pozostanie to
     krasnoludzka  mordownia, choc moze  z nowym, drugim  rodzajem miesa w
     Menu.


     Podczas wielotygodniowych badan najglebszych i najdalszych zakamarkow
     tutejszej  kopalni na  potrzeby prac  Wydzialu Gorniczo - Maszynowego
     przy  Stowarzyszeniu Gnomich Wynalazcow, obaczyl, skosztowal i opisal

.  ,_,                                                                   ,_,  .
. (o,o)                       Zumberto von Habenix                      (o,o) .
|./)_)                                                                   (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
o-----------------------------------------------------------------------------o

pr strone 10
Zatytulowano: Gotuj z elfem - przyprawy     

o-----------------------------------------------------------------------------o
|                          .    .                                             |
|                                                                             |
|                         . _\/_ .                                            |
|                            /\                                               |
.                          .    .                                             .
.                                      .                                      .
              . .                     -:-             .  .  .
            .'.:,'.        .  .  .     ' .           . \ | / .
            .'.:.'.       ._. ! ._.       \          .__\:/__.
             ',:.'         ._\!/_.                     .':'.      . ' .
             ,'             . ! .        ,.,              .        .:.
            ,                 .         ._!_.              .        ',
           ,                  .           :
          ,                               ,
       jqs       ,-.     .                         .
                /        |        o                |  ,-
                | -. ,-. |-  . .  ,    ,-,     ,-. |  |  ,-. :-.-.
                \  | | | |   | |  |     /      |-' |  |- |-' | | |
                 '-' '-' '-' '-'  |    '-'     '-' '  |  '-' ' ' '
                                 -'                  -'
                                 "A CO JA MAM W OGOLE W KUCHNI?"
 
      I  oto  witam  Was,  drodzy  czytelnicy,  u  progu  kolejnego  okresu
    rozpoczetego  i zakonczonego wspolnym piciem szampana. Minione dni byly
    pelne  przygod,  zawodow i szczescia, emocji wszelakich a takze wyborow
    ktorych konsekwencje bedziemy jeszcze pewnie ponosic.
 
                                   --=  =--
 
      Tymczasem, niejako podpartujac Was jak gotujecie, zebralem mala garsc
    przemyslen  by  rozwiac  troche  watpliwosci,  i  dac  Wam, szczegolnie
    poczatkujacym, kilka wskazowek i odpowiedzi na jakze czesto pojawiajace
    sie   pytanie,   nieraz  ozdobione  inwektywami,  prawie  niesmiertelne
    "czym  ja   to   doprawie"?  A  przy  okazji  zaproponuje   Wam  zestaw
    przypraw ktore oprocz soli kazdy w kuchni swojej miec powinien.

    * Bazylia

      Bazylie  przewaznie  wiekszosc skojarzy z serem i pomidorem, poniekad
    slusznie.  Stosuje  sie  ja,  tak  suszona jak i swieza, do doprawiania
    wszelkich  potraw  zawierajacych  sery,  takich  jak pizza czy lasagne.
    Liscie  idealnie nadaja sie do kanapek, gdzie nie tylko przyozdobia ale
    i  dadza  aromat.  Szczypta  bazylii  suszonej  oraz  maly lisc swiezej
    nadadza  zupie  pomidorowej  egzotycznego  polotu. Polecana do domowego
    zielnika i hodowli szczegolnie ze wzgledu na dostep do swiezych lisci.

    * Chili

      W  zaleznosci  od  pochodzenia  spotkamy  sie  z  chili ostrzejszym i
    slabszym.  W  smaku  jak  papryka,  jednak znacznie ostrzejsza od niej.
    Ususzona   i   sproszkowana   bedzie   dodatkiem  do  mies  wszelakich,
    szczegolnie    gulaszy   i   stekow.   Takze   moze   byc   skladnikiem
    rozgrzewajacych   mieszanek  przyprawowych  do  kaw  i  herbat.  Swieza
    znajdzie  zastosowanie  tak  przy  gulaszach jak i na kanapkach, ktorym
    nada  troche  ostrosci.  Latwa  w  hodowli  w  warunkach  domowych, jak
    wszystkie  papryki.  W  ramach  ciekawostki: wywar ze swiezej papryczki
    chili  w  ilosci  kilku  kropli  dodany  do  soku z ananasa skatalizuje
    zrobienie z tegoz galaterki, co normalnie by sie nie udalo.

    * Cynamon

      Przyprawa   iscie  korzenna,  bardzo  aromatyczna,  wiekszosc  z  Was
    skojarzy  ja  z  jablkiem  czy  piernikami. Oto cynamonem doprawimy tak
    szarlotke, jak i ciasto na nalesniki czy omlet jesli zamierzamy podac z
    dzemem  czy  owocami. Dodatek szczypty cynamonu ubogaci smak biszkopta,
    opisanego  w  pierwszej czesci cyklu. Takze czy sam czy wespol z innymi
    przyprawami  stanowi  dodatek  do  kaw  i  herbat, a takze win w czasie
    fermentacji,  grzancow  z  winnych i piwnych. Cynamon zakupimy w formie
    sproszkowanej,  oraz  w  postaci  lasek  ususzonej  kory  do  zmielenia
    samodzielnego.

    * Czosnek

      Znienawidzony  przez  jednych  a przez innych uwielbiany, podobniez z
    leczniczymi  wlasciwosciami,  czosnek  stanowi  jedna  z  podstaw sosow
    opartych  o  pomidory,  czyli  sosow  do  lasagne  czy  pizzy,  oraz do
    makaronow.  Idealnie  skomponuje sie z pomidorami, pieczarkami, a takze
    nada miesom nieco polotu, zwlaszcza przy pieczeniach.

    * Estragon

      Przyprawa  o mocnym smaku, w bardzo niewielkich ilosciach stosowana w
    mieszankach  roznych.  Estragon w ilosci przesadzonej zagluszy zupelnie
    aromaty innych przypraw, dlatego nalezy z nim mocno uwazac. Zastosujemy
    go  do  doprawienia  ryb,  wieprzowiny, cieleciny, dziczyzny, drobiu, a
    takze  ziemniakow,  pomidorow  i serow. Liscie posiekane beda idealne w
    salatkach.

    * Gozdziki

      Niewielkie  maczugi ciemnobrazowego lub czarnego koloru to nic innego
    jak  nieotwarte  niedojrzale  paczki  kwiatu egzotycznego drzewa, ktore
    zasuszono.  Charakterystyczny  aromat  gozdzikow zdecydowanie poskresla
    smak  grzancow  winnych  czy  piwnych,  nadaja  sie  samodzielnie lub w
    kombinacji  jako dodatek do kaw i herbat. Jako ciekawostke mozemy nabic
    gozdzikami   dziczyzne  przed  pieczeniem.  Polecam  nie  przesadzac  z
    gozdzikami,   juz   jeden  czy  dwa  nadadza  silny  aromat  grzancowi.
    Pojedyncze sztuki mozna dodawac do win domowych by fermentowaly razem z
    zacierem.

    * Kardamon

      Ta  przyprawe  czesc  z Was moze znac malo albo i wcale. Tym bardziej
    zdziwi  was to ze historycznie uzywano jej do higieny jamy ustnej zujac
    nasiona,  albo  tez  jako  glowny  skladnik perfum. W handlu dostaniemy
    najczesciej  kardamon  juz  sproszkowany,  ale wytrwali dostana w swoje
    rece  nasiona  do  samodzielnego  zmielenia.  Charakterystyczny ostrawy
    zapach  w  polaczeniu  z  cieplym smakiem wpasowuje sie w dania z miesa
    czerwonego, rzadziej z ryb. Kardamon idealnie pasuje do kawy i herbaty,
    nadajac im lekko drapiacy posmak.

    * Oregano

      Tej    przyprawy    nie   trzeba   chyba   specjalnie   przedstawiac.
    Charakterystyczny  dla  niej  cieply aromat znany jest milosnikom dan z
    sosami  pomidorowymi,  w  szczegolnosci  pizzy, lasagne, czy spaghetti.
    Dostepne  w  postaci  ususzonej posiekanej liscie znakomicie skomponuja
    sie  takze z mozarella i pomidorami jako takimi. Spora czesc z Was moze
    kojarzyc oregano z roznorakimi tostami, szczegolnie zawierajacymi zolte
    sery.

    * Pieprz

      Ktoz  nie  kichnal  nigdy  oprozniajac  mlynek  czy mozdzierz. Ostry,
    drazniacy  zmak  i  zapach pieprzu znane sa wszystkim ktorzy choc raz w
    zyciu  jedli  rosol  czy  niesmiertelna  zupe  pomidorowa,  czy jajo na
    twardo.  Mozemy  w handlu dostac pieprz w postaci ziarenek (a wlasciwie
    jagod ususzonych), lub zmielonej. Baczcie prosze na dwie rzeczy: swiezo
    zmielony pieprz bedzie mial bogatszy aromat niz zmielony i przechowany,
    a takze na to ze pod wplywem temperatury pieprz traci swoj bukiet. Stad
    dla  uzyskania  najlepszego  efektu idealnie jest zmielic go pod koniec
    gotowania.
 
                                   --=  =--
 
      Spragnionych  zas  przepisow  jako  takich pragne w pierwszych dniach
    nowej  ery  zaspokoic  wzglednie  prostym przepisem na dobrze niektorym
    znana  pizze,  a  konkretnie  na jej ciasto, ktore dalej sami okrasicie
    indywidualnymi  kombinacjami,  od  prostych  jak  zwykly zestaw roznych
    serow,  przez  kontrowersyjne  jak  szynka  i  ananas,  az po wyszukane
    zawierajace kombinacje papryk, pomidorow, tunczyka i sera.
 
      Zatem skompletujmy na dwa placki:
      - drozdze swieze, 25 gramow,
      - ciepla woda (nie wrzaca), okolo pol szklanki,
      - cukier, pol lyzeczki,
      - maka pszenna, cwierc kilograma,
      - sol, jedna lyzeczka,
      - oliwa, jedna lyzka,
      - szczypta oregano (opcjonalnie).
      
      Do  naszej  cieplej  wody  dajemy  drozdze i lyzke maki, rozdrabniamy
    wszystko i miedzamy dokladnie, dodajac tez i cukier. Powstaly amalgamat
    pozostawiamy na okolo kwadrans w czasie ktorego winien urosnac.
      Przesiewamy  przez sitko make do miski lub tez na stolnice, na srodku
    robimy wglebienie w ktore wlewamy drozdze. Zagarniajac ku srodkowi make
    z  zewnatrz calosc mieszamy, dodajemy oliwe, i ugniatamy kilka minut az
    bedzie  miec  jednolita  gladkosc.  W  tej postaci pozostawiamy w misce
    przykrytej scierka na okolo godzine.
 
      Teraz  nalezy  nam  piec  nagrzac  najbardziej  jak  sie  da,  ciasto
    wyciagamy  z misy i zagniatamy w dwie pilki. Kazda wygniatamy na plasko
    az ksztalt placka dobrze znany przybierze z brzegiem grubszym. Wytrwali
    moga pokusic sie o zawiniecie w brzegu sera zoltego.
      Placek  zas  pokrywamy  sosem  pomidorowym, i innymi wedle upodobania
    skladnikami.  Chowamy  do  pieca na dziesiec minut, kontrolujemy by sie
    nie  przypalilo i oceniamy czy mozna dodac jeszcze dwie minuty zerkajac
    jak ciasto sie zarumienilo.
      Po wyjeciu kroimy  promieniscie na osiem  czesci. Potrawa szczegolnie
    polecana na roznorakie spotkania towarzyskie.
 
                                   --=  =--
 
      Tak  oto  konczymy  pierwsze  w  tym roku wydanie. Zas ja tradycyjnie
    zachecam  do  eksperymentowania w kuchni i dzielenia sie przemysleniami
    na  temat  laczenia  smakow  ze soba. Zycze Wam wszelkiej pomyslnosci i
    spelnienia marzen.
      
      Tradycyjnie zyczac wam smacznego,
.  ,_,                                                                   ,_,  .
. (o,o)                                    --Nahaan aen Dol Blathanna   (o,o) .
|./)_)                                                                   (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
o-----------------------------------------------------------------------------o