Arkadia MUD MMORPG

Periodicus numer 49

Pod Miedziakiem, wynalazki, ogry, cykle

19
o-----------------------------------------------------------------------------o
|                         Data wydania: trzydziesty pierwszy dzien pory Yule  |
|                                                                             |
|                                                                             |
|                                    /)_(\                                    |
|                             ______( 0 0 )______                             |
|                            /_/_/_/\` ' `/\_\_\_\                            |
|                                    )'_'(                                    |
|                               ____.""_"".____                               |
|                             P E R I O D I C U S                             |
|                                                                             |
.                                                                             .
.                                                                             .
      Serdecznie  witamy w  kolejnym  wydaniu Periodicusa! Tym razem, jak
      zreszta zwykle,  przygotowalismy dla  Panstwa kilka  interesujacych
      artykulow.  W numerze znane  i lubiane cykle:  o milosci, o stylach
      walki, o  kulinariach i o  zwierzetach pocztowych.  Ponadto zacheta
      do zamawiania  gnomich wynalazkow wraz z wyjasnieniem  jak sie taka
      rzecz odbywa, dlaczego tak i co w  tym takiego niesamowitego. Teraz
      natomiast,  na sam koniec,  niczym wisienke na torcie,  przedstawie
      Panstwu  gwozdz  programu  tego  numeru -  reportaz z  dzialalnosci
      garkuchni Pod Ostatnim Miedziakiem. Zapraszamy do czytania.        
                                        
                                        
      Przypominamy takze o tym, ze nieustannie oczekujemy na Wasze listy.
      Jesli chcecie podzielic sie czyms ze swiatem, swoimi przemysleniami
      czy opinia  na jakis  temat, zapraszamy  do pisania.  Zapraszamy do
      zrobienia tego za posrednictwem naszej gazetki. W koncu tradycyjnie
      zyczymy Panstwu: Milej lektury!                                    
                                        
                                        
                          Aktualna Redaktorka Naczelna                   
                          Inz. Vyera Graff von Habenix                   
                                        
                                        
     W tym numerze:
     * "Pod Ostatnim Miedziakiem" - cz. 1...................strona 1
     * "Pod Ostatnim Miedziakiem" - cz. 2...................strona 2
     * "Pod Ostatnim Miedziakiem" - cz. 3...................strona 3
     * P jak Papuga.........................................strona 4
     * Co robic w gorace dni?...............................strona 5
     * Sztuki milosnej opracowanie: OGRY....................strona 6
     * P jak Partyzant......................................strona 7
     * Wszystko o gnomich wynalazkach I.....................strona 8
     * Wszystko o gnomich wynalazkach II....................strona 9
.                                                                             .
.                                                                             .
|                                                                             |
|                                                                             |
o-----------------------------------------------------------------------------o
Mozesz przeczytac konkretna strone.
> 
Zatytulowano: "Pod Ostatnim Miedziakiem" - cz. 1

o-----------------------------------------------------------------------------o
|           []                                                  []            |
|           ][                     Z CYKLU                      ][            |
|     _      __    ___   __   ____  _      _                                  |
|    | |_/  / /\  | |_) / /`   / / | |\/| \ \_/                               |
|    |_| \ /_/--\ |_| \ \_\_, /_/_ |_|  |  |_|                                |
|                                     __   _       _    __   _____   __       |
.                                    ( (` \ \    /| |  / /\   | |   / /\      .
.                                    _)_)  \_\/\/ |_| /_/--\  |_|  /_/--\     .
            ][                                                  ][  
       _/^^^[]^^\ /^^^^^\     /^^^^^^^^\  /^^^^^^\     /^^^^^\  [] /^^\
      |     ][   ^       ^^^^^          ^^        ^^^^^       ^^][^    \_
      /     []                                                  []       |
     
     
       >        |   )|   )|   )|___)|   )|    |   )|   )| |   )                 |__/ |__/||    | \  |__/ |__  |  / |  / | |__/|          >
     
      \     /  |         |      /  |      /         /         /         /
      /    (___| ___  ___|     (   | ___ (___  ___ (___  ___    _ _        |    |__/ |__/      |__/  __/ |__  |__/||__  |  / | |  /      >
      \                                                                  >
       |         /|/| /         |      /      /    /                    /
       |        ( / |   ___  ___| ___    ___ (       ___  _ _          
     <          |  / | |__  |__/ /__  | |__/|| \  | |__  |  /          |
      \                                                               
     |                                                                 /
      \    /^^^^\   /^^\    /^^^^^\     /^^^\ /^^\ /^\    /^^^^\  /^^\/
       ^^^^      ^^^    ^^^^       ^^^^^     ^    ^   ^^^^      ^^  
                 ___   ____  ___   ___   ___  _____   __   ____  
                | |_) | |_  | |_) / / \ | |_)  | |   / /\   / /  
                |_| \ |_|__ |_|   \_\_/ |_| \  |_|  /_/--\ /_/_  
                     goracy niczym specjalnosc szefa kuchni      
               )
        (   ( /(   )    (  (     (      )   (         (         (       )    
     (  )(  )\()| /( (  )\))( (  )(  ( /( ( )\ )  (   )\  (  (  )\ )   (     
     )\(()\(_))/)(_)))\((_))\ )\(()\ )(_)))(()/(  )\ |(_) )\ )\(()/(   )\  ' 
    ((_)((_) |_((_)_((_)(()(_|(_)((_|(_)_((_)(_))_(_/((_)((_|(_))(_))_((_))  

   CZESC PIERWSZA

     Gdy siedze nad pergaminem, na ktory mam przeniesc ogrom wrazen, ktore
     staly sie moim udzialem, to oczywiscie na pierwszym miejscu wspominam
     ze wszystko zaczelo sie od czekajacego pewnego razu na mnie od listu:

       GNomim WiEczoRem dziS powiNNismy otworZyc GarkuChnie
       w NovigrAdzie.
       ZapRaszaM cna rEdakTorke na degustAcyje.
       NiEch wiElmoZna TEdy najeDzoNa niE przyjDzie,
       by moglA wsZystkiEgo po trocHu sproBOwAc
       BedziEm uRzedoWac na GloWnym plAcu miAsta, alBo przed
       urzEdem pocztowYm.
       WySylAm wiElmoZnej menu garkuChni.
       NadmieniE jeno, ze roBilEm kiedYs ryby, ale mus poki Co z
       nich ZrezYgnoWac ze wzglEdu nA ceny i wystEpoWanie niEktorych
       gatuNkoW.

       Radgast z GraboWej Buchty

     Wiadomosc  wyczekiwana - niewiele  wczesniej sama  narzucalam sie jej
     autorowi z zapytaniem czy nie mialby nic przeciwko mojej obecnosci na
     miejscu, zrobieniu paru notatek i spytania o kilka kwestii zwiazanych
     z prowadzeniem tak niezwyklej garkuchni.

     Oczywiscie jasno i wyraznie zaswiadczam, ze nie brakuje restauracji i
     oberz  bardziej godnych  zainteresowania, przy czym  niejedna z  nich
     przebija "Ostatniego Miedziaka"  pod wieloma  wzgledami, wymienianymi
     zreszta przez przytaczane na dalszych miejscach opinie - jednakze to,
     co jest ich atutem - stali klienci, wsparcie wladz i rodakow, kapital
     poczatkowy  czy  atrakcyjna  lokalizacja  -  jest  niemal  heroicznie
     budowane od podstaw  przez zalozycieli  garkuchni, ktorzy wlasciwie w
     ten interes weszli z niczym i z niczego. No, moze co najwyzej z glodu.

     Tak czy owak, snujac w duchu dywagacje podobnej natury, stawiam sie o
     wyznaczonej porze w Novigradzie. Najwyrazniej - w kazdym razie jezeli
     pominac  tlum przypadkowych  przechodniow - na tutejszym placu jestem
     pierwsza. Mijaja mnie nieswiadomi najblizszej przyszlosci mieszkancy,
     ktos  mnie  rozpoznaje, podchodzi, wita  sie i pyta  co slychac, a ja
     uswiadamiam sobie w tym momencie, ze sama nie wiem, co mnie wlasciwie
     czeka. Sama wiec zagaduje:

      - Witam, zeby nie bylo. Kolega rowniez na degustacje?
      - Witaj. Degustacje?
      - Posilkow garkuchni. Niebawem tu sie rozlozy. Zna Kolega ten...
       lokal? Widzial wczesniej?

     Moj rozmowca usmiecha sie krzywo.

      - Juz jadlem kuchnie Radgasta...
      - Co moze Kolega na ten temat powiedziec?
      - Wysmienita potrawke z kota.

     Przechodzi obok jakis podroznik, usmiecha sie przelotnie, idzie dalej
     - w pierwszym odruchu ja rowniez chce, ale zatrzymuja mnie slowa:

      - Naprawde wysmienita. Tyle, ze z kota.

     Czuje sie uspokojona. Ba, nawet tym bardziej rozgladam sie za obsluga
     "Ostatniego Miedziaka". Czuje na sobie cien tablicy  ogloszeniowej, a
     na niej notki  zapraszajacej  gosci garkuchni. Na pewno dzis przyjda,
     wznowia dzialalnosc, uda sie, musi!

      - Czy moze Kolega to  jakos porownac  do tradycyjnych  dan lub ofert
       znanych karczm? - pytam dajac upust ciekawosci.
      - No... Dalej  wole zjesc  w Bialym Kle.  Niekonwencjonalna  kuchnia
       Radgasta jest ciekawa... jednak niebezpieczna.

     Znowu rozgladam sie mimowolnie  za ewentualnym  kierunkiem  ucieczki,
     ktory by nie byl kierunkiem gdzie zderze sie z Kolezenstwem Radgastem
     i Sesill, ale po chwili  dociera do mnie  prawdziwy  sens uslyszanych
     slow. Niekonwencjonalnosc! Odkrywanie nowych  ladow kulinarnych - nic
     dziwnego, ze  niebezpieczne. Praca  pionierow  nigdy nie  nalezala do
     latwych. Jeszcze chetniej wypatruje pracownikow garkuchni.

      - Bo jak wspomnialem. Potrawka z kota byla wysmienita. Jednak z kota.

     Glosy mych rozmowcow (w miedzyczasie dolaczyl do nas drugi) docieraja
     do mnie i nie przerazaja - po prostu musze przygotowac swoj zoladek i
     bedzie dobrze. Oczywiscie korzystam z okazji i nie wypuszczam swoich
     pierwszych opiniodawcow.

      - Ale dlaczego? Dania niedogotowane? Inaczej doprawione?
      - ...dla nieprzygotowanego zoladka.
      - Wiec odwaga, wizjonerstwo kulinarne, lamanie szablonow, uprzedzen?
       Czy moze cos innego?
      - Tak. Wlasnie zdefniowalas potrawke z ozorkow ghula w sosie
       pomidorowym.

     Jest mi wyjatkowo goraco i duszno. Niby kalendarzowa zima. ale...

      - Rowniez serwowana przez...? - slysze wlasny, slaby glos. Rozmowcy
       zgodnie kiwaja glowami.
      - Jakies wrazenia z kosztowania? Widze, ze Kolega mimo wszystko
       wyglada zdrowo.
      - Bo mialem czas dojsc do siebie.
      - A nie kazdy jest gotow zjesc kota. - powtarza jak mantre ten drugi.
      - A co najbardziej polecalby Kolega zainteresowanym? Gdyby oczywiscie
       musial...

     I oto promyk slonca wyjrzal zza chmury, a atmosfera jakby zaczela sie
     znow nadawac do oddychania...

      - Kaczke. Kaczka byla dobra.
      - Cos wiecej? Faszerowana? Doprawiona jakos?
      - Jak dobrze pamietam.. To chyba to byla kaczka w piwie.
      - I w sumie jestem ciekaw czym jest ta Zemsta Dziada. - dodaje drugi.

     Zerkam  mimowolnie  na tablice  z ogloszeniami.  Wiszaca tam  reklama
     moich dzisiejszych karmicieli wyraznie  zapowiada danie dnia. "Zemsta
     Dziada". Mimowolnie, nie wiedzac  dlaczego, zaczynam sie zastanawiac,
     czy  Kolega Radgast mnie  lubi i czy nie  podpadlam mu  w jakikolwiek
     sposob w przeszlosci. Chyba nie...

      - A jak... coz... obsluga? Jest Kolega zadowolony? Moze zaskoczony?

     I wlasnie w tym momencie dobiega mnie chrypliwe, starcze, aczkolwiek
     nie pozbawione energii i optymizmu:

      - Uszanowanie! Niedlugo otwieramy garkuchnie!

     Odwracam sie wiec w kierunku moich rozmowcow, zeby przeprosic ich na
     chwile, ale... ich juz dawno tu nie ma. Nawet nie widze dokad poszli
     - musieli sie wyjatkowo spieszyc. Lecz Koledze Radgastowi wydaje sie
     to wcale nie przeszkadzac.

      - Dziewka powinna zara sie pojawic. Zara zrobie rozenanie.

     Ani sie nie obejrzalam, a juz rozpoczelo sie wyszukiwanie klienteli.

      - Widze, ze moj ulubiony smakosz sie pojawil, mimo ze wasc elf.

     I za chwile:

      - Lece po opal. Nie rozchodzta sie!

     I jakby rzeczywiscie nagle wokol mnie pusty plac zaczal tetnic zyciem
     - w kazdym razie zyciem Kolegi Radgasta. Z drugiej jednak strony mimo
     tego widze, ze plac dosc szybko zaczyna rowniez pustoszec - zdaja sie
     tu przewidywac co sie za chwile stanie. A moze z drugiej strony tak
     mi sie jedynie wydaje...

     Postanowilam  zainteresowac sie tym razem  "ulubionym smakoszem, mimo
     ze elfem":

      - Jak widze, pomimo  rozmaitych  dolegliwosci,  perspektywa  wlasnej
       dzialalnosci dodaje sil. Jak Kolega ocenia ta inicjatywe?
      - Raczej perspektywa monety, ale inicjatywe bardzo pochwalam.
      - Doradzalby cos Kolega organizatorom tej garkuchni?
      - Lepsze miejsce. I chyba tyle.
      - Czy spotkal sie Kolega rowniez z oferta napitkow?
      - Naturalnie. Ma piwo.
      - Tylko piwo? Rozne marki?
      - Innych napitkow nie pamietam.
      - Kosztowal Kolega? Poleca?

     Wbrew temu co mi sie wydawalo, pojawiaja sie ciekawscy, jak sie potem
     okazalo, przybyli specjalnie na otwarcie garkuchni. Dzis, kiedy o tym
     mysle, otwieram mimowolnie usta na wspomnienie - co jak co, ale slawa
     garkuchni rozeszla sie szybko. W tym wlasnie momencie obok mnie staly
     juz trzy osoby. A moze cztery.

      - Do picia, co picia cos macie, ta?
      - Naturalnie.
      - Co daja?
      - Znowu bedzie czestowanie?
      - Zdajek sie ze jegomosc Radgast spac nie moze.
      - Cos do jedzenia macie?

     Przybywa sam zainteresowany.

      - Witam, witam... Zara garkuchnie otwieramy!

     I jak na potwierdzenie zywotny oberzysta natychmiast uklada ognisko i
     zapala je. Kolejne wiazki chrustu sprawiaja, ze ogien jest wyzszy ode
     mnie. Ognisko jest ogromne, czuc bijacy  od niego zar. Na takim ogniu
     mozna  przygotowac  prawdziwa uczte  dla wielu osob. Bedzie palic sie
     jeszcze bardzo, bardzo dlugo. Odsuwam sie z koniecznosci i przygladam
     jak przygotowania nabieraja rozmachu wraz z wysokoscia plomieni.

      - Cos do jedzenia macie? - powtarza ktos zainteresowany.
      - Natauralnie! Polecam Zemste Dziada.
      - Sadzac po rozmiarze ogniska, dzialalnosc ma wielki rozmach. - chce
       zapytac, ale moj glos niknie w ogolnym rozgardiaszu. Nawet trzymany
       przez Radgasta gwarek ma nagle wiecej do powiedzenia ode mnie.
      - Zemste Dziada? - pyta ktos.
      - Czym jest twoje nowe danie? - interesuje sie ktos inny.
      - Daaaj miedzfriiil naaa winiaka. - perswaduje gwarek Radgasta.
      - Delikatne miesko podane na ostro w sosie pomidorowym. Palce lizac!

     Rosnie ogien,  rosnie rowniez  zapas drewna.  Udaje mi sie przecisnac
     przez po czesci glodna po czesci zaciekawiona cizbe do gospodarza.

      - Czy stali klienci wiedza  o terminach  otwarcia i spodziewacie sie
        zawsze kogos konkretnego? - pytam rzeczowo.
      - A jakie miesko? - wchodzi mi w slowo ktorys z klientow.
      - I tak nie mam za co zaplacic... - biadoli inny.
      - Czym zaplacic?
      - Kurczaczek... - odpowiada rzeczowo Radgast.

     Uskakuje przed stawiana  obok solidna i wyraznie pelna beczulka. Tam,
     gdzie jeszcze  przed chwila stalam  pojawia sie  blat nakryty  bialym
     koronkowym obrusem. Gdzies w ferworze  wielbicieli garkuchni zgubilam
     czapke  w trakcie walki  o zycie w scisku i zgielku. Oczywiscie dawno
     juz zdazylam zapomniec o swoim  pytaniu. Wspomniany "ulubiony smakosz
     chociaz elf" posyla mi szeroki usmiech. O malo co nie wpadam na kogos
     innego, chyba tego ubolewajacego nad pustym mieszkiem klienta.

      - Ach, ta dziewka, niezgula, spoznia sie do roboty...

     I za chwile:

      - A klientela sie garnie. Kto pierwszy?
      - A piwko jakie? Jakies ciemne? Moze porter?
      - Poratrililluj...trrril...
      - Porter Krasnoludow z Mahakamu. (tu Radgast wskazuje beczulke, przy
       okazji takze mnie, dyszaca  z wrazenia i osuwajaca sie po wypalonym
       na niej symbolu Klanu Ar'Troth).

     Mimo to nie poddaje sie! I pytam:

      - Zatem  nowiny  o dzialalnosci roznosza sie? Czy stawia Kolezenstwo
       na tak zwany  marketing  szeptany  rowniez,  czy  liczy  na  srodki
       masowego przekazu?
      - Jak  widzita, oglaszamy sie. - odpowiada mi Radgast, a ja wreszcie
       mam co notowac - A garkuchnie otwieramy roznie. Nie ma stalej pory.
      - Miedziiaka nagwriiik... winiaaka. - dodaje gwarek.
      - Od czego to zalezy?
      - Od ludzisk i nieludzisk, za przeproszeniem wielmoznej. Od tego czy
       sie zjawia... I tez od tego czy czas sie znajdzie, czy towar sie
       zdazy sprowadzic...
      - Sprowadzic? Jakie Kolezenstwo ma zrodla? Dostawcow?
      - Rozne.  Zeby  daleko  nie  szukac,  Krasnoludy  portera nam waza -
       wymiajajaco odpowiada Radgast i wskazuje wyrob mahakmskich bednarzy
       (oraz  browarnikow),  po czym  natychmiast  dodaje - Ale  obiecalem
       wielmoznej  darmowa  degustacyje...  Wiec od czego zaczniemy?  Moze
       cosik nalac do picia?
      - Sral pies takaaaa dole.
      - Cichaj, ptaku czarny!

     W ognisku peka galaz, totez uznaje  za stosowne  odskoczyc i skrajnie
     zestresowana  wpadam  nieomal  na... Kolezanke Sesill. Nie uchodzi to
     uwadze samemu Koledze Radgastowi.

      - No, jestes dziewko!
      - Jestem wujeczku... jestem.
      - Do roboty! Trza gosci obsluzyc, lokal ogarnac!

     Musze przyznac, ze zdazylam  zapomniec, ze znajduje sie  w publicznym
     miejscu w centrum  Novigradu. Poprawiajac odruchowo juz nie posiadana
     czapeczke pytam:

      - Rozumiem, ze to interes... rodzinny?
      - Tak, ale w przyszlosc jak sie powiedzie to moze i zatrudnim nowych
       pracownikow. Ale my tu gadu, gadu... A nikt nic nie zamowil.

     No wlasnie - ogien sie pali, Kolezanka Sesill przykladnie sie krzata,
     a klientela, wciaz liczna, w pierwszym szeregu trzyosobowa milczaco..
     a jednak nie, nagle zaczyna sie ozywienie.

      - Zapytaj, dziewko, wielmozna Tune co sobie zyczy.
      - Co podac?
      - To poprosze twoj specjal i piwko. - wchodzi mi ktos w slowo.
      - Moze przystawke jakas. - decyduje z kolei ja.
      - Dobra, niech bedzie elf najpierw... - wyrokuje Radgast.
      - Panieneczka poczeka, siednie sobie i poczeka. Umile czas rozmowa.
     - obiecuje mi Sesill - Dobrze wujeczku?
      - Daj miiiedzi... naaa winiaaaka.
      - Zaproponuj wielmoznej ozorki w pomidorach. - podpowiada gospodarz.
      - Czy stosujecie jakies metody nawolywania? Naganiania? Sprawdzone?
     - walcze o kolejne pare slow do artykulu.
      - Miedzia... na wililiniaka. - tym razem przerywa mi gwarek.
      - Co podac panie? Moze ozorki? - pytany jest elfi smakosz.

     Mimo to nie czuje sie porzucona - zdecydowanie nie sposob czuc sie tu
     osamotniona.  Wrecz gnom  nie moze skupic swoich mysli posrod - teraz
     dopiero zwracam na to uwage - chronicznego kaszlu, kataru, a takze i
     pochrzakiwania... obslugi. Coz, zima...

      - Przednie jadlo! Zimne piwo! Mocna gorzalka! Garkuchnia "Pod
       Ostatnim Miedziakiem" zaprasza! - odbija sie echem glos Radgasta.

     Jako ze byla to (na swoj sposob) odpowiedz na moje poprzednie pytanie
     zadaje kolejne:

      - W takim  razie  prosze  powiedziec  jak  do tej  pory  ukladal sie
       interes. Zapewne poczatki byly ciezkie?
      - Danie dnia. Ta... Zemste Dziada. - odzywa sie kolejny z klientow.
      - Juze gotuje!
      - Wujeczku,  bedzie  danie  dnia... - i tu  przed  nosem  mija  mnie
     podawana z rak do rak obslugi karteczka.
      - Tak, slyszalem. Sluch mam jeszcze dobry.

     Wzdycham  w duchu zawiedziona, ale jednoczesnie pelna uznania - tutaj
     naprawde  sa  klienci, gwar,  ruch  i - jak juz  zdazylam  uslyszec w 
     podobnych kregach - zapieprz. A'propos  pieprzu i przypraw - licze te
     wylozone  obok  wujeczka - kucharza.  Szesnascie  torebek,  prawdziwa
     symfonia zapachow.  Tuz obok  wylozone miesiwa. Taka iloscia wykarmic
     by mozna bylo pol dzielnicy! Przechodza kolejni przechodnie - zarowno
     podrozni jak i mieszkancy. Czesc z nich wszakze rusza dalej.

     Przygladam sie obsludze garkuchni - jedno niemal zongluje przyprawami,
     chrzaka, drugie non stop dyga, usmiecha sie, kreci sie wokol kilkorga
     zgromadzonych gosci, troche pokasluje, jednak dzielnie radzi sobie.

      - A tymczasem moze pan.. - zagadywany jest kolejny klient - spocznie
     sobie.
      - Psia mac, gdzie chrzan?
      - Zara wroce.
      - To moze umile czas piosenka?

     To.  Moze.  Umile.  Czas.  Piosenka.  -  to  najbardziej brzemienne w
     skutkach piec slow w czasie calej mojej wizyty w tej garkuchni - lecz
     nie z powodu jakiegos nieudanego wykonania, co to to nie, gdyz Sesill,
     ktora to zaproponowala nie zamienilabym nawet na stu rzecznych bardow
     z gangu umilajacego czas podroznym rzecznymi szkutami. Raczej bylo to
     skutkiem doprowadzajacym do pasji i szalenstwa uporu z jakim piosenka
     ta walczyla z okolicznosciami pietrzacymi sie wokol uwijajacych sie w
     swoich  powinnosciach obecnych. Tak czy owak - jakkolwiek moze to byc
     przez Was, Czytelnikow, interpretowane, jednak zaswiadczam wyraznie -
     nie znajdziecie chyba lokalu, w ktorym publicznosc jest tak zabawiana
     spiewem. Moze 'Bialy Kiel' a i tam nie zawsze!

     Podsumowujac, tam gdzie inni dopatrywali sie  wlasnego niedowierzania
     i reagowali wstepnym pokpiwaniem, ja doszukalam sie pierwszego duzego
     plusa dla tego niezwyklego duetu - naprawde pomysleli o wszystkim.

     Nie wyprzedzajmy jednak faktow. Podswiadomie  z poczatku chcac jednak
     uniemozliwic Sesill rozwiniecie skrzydel Muzy, zagajam:

      - Czym Kolezanka zajmuje sie podczas dzialalnosci garkuchni?
      - Ajaj, chrzanu nie ma! - dobiega mnie glos wujaszka.
      - Podaje wszystko i umilam jedzenie...
      - Co robic... Co robic... - dobiega mnie od strony braku chrzanu.

     Tymczasem zarowno piosenka jak i ja przegrywamy z obowiazkami. Sesill
     bowiem wyklada... czego tam nie ma - ogorki, kapusta, salata, cebule,
     buraki, kalafiory, dynie, pietruszki, kalarepy, pomidory, ziemniaki..
     Naprawde hurtowe ilosci. W zimie!

     Moze sie tym kims naraze, lecz widzialam raz czy dwa zaopatrzenie dla
     oslawionego i chwalonego wczesniej 'Bialego Kla' i musze to napisac -
     na wlasna odpowiedzialnosc - Przegrywacie, polelfi przyjaciele.

     Coraz rzadziej slysze  o chrzanie, najwyrazniej jakos  przezwyciezono
     jego brak. Radgastowe pochrzakiwanie miesza sie z mila wonia miesiwa,
     przypraw oraz... w koncu opiekanego miesa.

      - To moze umile czas oczekiwania piosenka?

     Kiedy nie mozna z czyms walczyc, nalezy to wspierac. Wiec slysze sama
     siebie:

      - Prosimy.

     Jedyna potencjalna  Truwerka w promieniu wielu metrow jednak usmiecha
     sie niepewnie.

      - Dobrze wujeczku?

     Gwar  milknie, nawet  tubylcy.  Wszyscy, jak jeden  przyslowiowy maz,
     spogladamy na krzatajacego sie wujeczka.

      - Dla Periodicusa... - palnelam, pamietam to jak dzis.
      - "Byla sobie raz mala myszka biala cala..." - zaczyna Sesill
      - A co do picia, pytalas?
      - Ach, stara dobra fontanna! - slysze z tylu.

     No i po wystepie. 

      - A co do picia? - rozpoczyna sie ankietowanie licznych zebranych.
      - Piwo.
      - Porter.
      - Pan klient chce portera wujeczku.
      - Moze wielmozny wstac z beczki? Lepiej przy ognisku usiasc.

     Ktorys z klientow, rzeczywiscie siedzacy na beczulce, daje sie z niej
     spedzic.

      - Wujeczku... - rozpoczyna sie szarpanie za rekaw. Mieso dochodzi.
      - Psia mac! Rozlalem przez ciebie, niezgulo!
      - Sraal pies taka...rliii dole...triiili.

     Najwyrazniej istnieje jakis standard postepowania w razie denerwowania
     wujaszka - nawolywanie, gdyz tym sie wlasnie zajmuje Sesill.

      - Dobre! Tanie! Jadloooo!
      - Piwo podaj, wielmoznemu elfowi! - przerywa wujaszek.

     Jak sie domyslacie, tym razem przed nosem mija mnie gliniany kufel z
     piwna piana na wierzchu.

      - Bedzie z lekka przysmazone. - stwierdza skromnie nasz dobrodziej.
      - No to moze zaspiewam.

     Reakcja Kolegi Radgasta jest natychmiastowa.

      - Hej, ludziska i nieludziska! Najlepsza garkuchnia w miescie
       zaprasza!

     Natychmiast jednak przerywa, by z czapka w rece uklonic sie nastepnej
     nowej klientce.

      - Witamy, witamy...
      - W koncu otwarte!
      - Drogie to pewno.. - przypomina o sobie wiernie trwajacy na miejscu
     tkwiacy tu od poczatku, milczacy do tej pory klient, ludzki mezczyzna
     - ten, ktory wczesniej narzekal, ze "i tak nie ma, czym zaplacic."
      -  Znow podatki  podnosza  w Temerii. I jak ma mi sie cos oplacac? -
     wtoruje mu ktos inny z daleka.

     To mi przypomina, ze mialam pozniej zapytac o ceny - niskie nie sa...

      - "Byla sobie raz mala myszka biala cala..."
      - Danie podaj. Potem pospiewasz. Nie grzeb sie!

     Na razie zwracam sie do ktorejs z nowoprzybylych osob. W koncu to, ze
     przyszly pozniej nie znaczy ze nie przyszly w ogole.

      - Witam. A wiec nie po raz pierwszy "Pod Ostatnim Miedziakiem"?
      - Drugi raz! - dostaje entuzjastyczna odpowiedz.
      - O sosie pomidorowym zapomnilas! - slysze w tle - No...
      - Co Kolezanka sadzi o tej inicjatywie?
      - Juz.. juz dalam. Wujeczku.
      - Ma pan w koncu tego urodziwego parobka? - interesuje sie klientka.
      - Dobre pewnie? - indaguje Sesill klienta, tym razem Kolege elfa.
      - O wa! W garnku! Wlasnie sie gotuje! - odpowiada juz sama nie wiem
     komu Radgast.
      - Nie jest zle, ale mogloby byc lepiej. - odpowiada mi rozmowczyni.
      - Co podac panieneczce? I do picia co? - wchodzi mi w slowo Sesill.

     I za chwile do wujaszka

      - Dobrze?

     Wyglada na to, ze chyba moja kolej...

      - Wspominalam o przystawce i... moze cos bez alkoholu, poprosze.
      - Panieneczka chce przystawke i cos do picia bez... bez tego nooo...

     Dostaje  do rak...  cos, czego  ogladanie  sprawia, ze  dowiaduje sie
     wiecej  o  stworach  pokoniunkcyjnych.  Przypominaja  mi sie rozmowy,
     ktore prowadzilam w trakcie oczekiwania na garkuchnie:

     "Niekonwencjonalna kuchnia Radgasta jest ciekawa... jednak
      niebezpieczna."

     "- Wiec odwaga, wizjonerstwo kulinarne, lamanie szablonow, uprzedzen?
      - Wlasnie zdefiniowalas potrawke z ozorkow ghula w sosie pomidorowym."

     I wlasnie w tym momencie wrecza mi sie pomidora...

.  ,_,                                                                   ,_,  .
. (o,o)                      KONIEC CZESCI PIERWSZEJ                    (o,o) .
|./)_)                                                                   (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
o-----------------------------------------------------------------------------o
> 
> 
Zatytulowano: "Pod Ostatnim Miedziakiem" - cz. 2

o-----------------------------------------------------------------------------o
|           []                                                  []            |
|           ][                     Z CYKLU                      ][            |
|     _      __    ___   __   ____  _      _                                  |
|    | |_/  / /\  | |_) / /`   / / | |\/| \ \_/                               |
|    |_| \ /_/--\ |_| \ \_\_, /_/_ |_|  |  |_|                                |
|                                     __   _       _    __   _____   __       |
.                                    ( (` \ \    /| |  / /\   | |   / /\      .
.                                    _)_)  \_\/\/ |_| /_/--\  |_|  /_/--\     .
            ][                                                  ][  
       _/^^^[]^^\ /^^^^^\     /^^^^^^^^\  /^^^^^^\     /^^^^^\  [] /^^\
      |     ][   ^       ^^^^^          ^^        ^^^^^       ^^][^    \_
      /     []                                                  []       |
     
     
       >        |   )|   )|   )|___)|   )|    |   )|   )| |   )                 |__/ |__/||    | \  |__/ |__  |  / |  / | |__/|          >
     
      \     /  |         |      /  |      /         /         /         /
      /    (___| ___  ___|     (   | ___ (___  ___ (___  ___    _ _        |    |__/ |__/      |__/  __/ |__  |__/||__  |  / | |  /      >
      \                                                                  >
       |         /|/| /         |      /      /    /                    /
       |        ( / |   ___  ___| ___    ___ (       ___  _ _          
     <          |  / | |__  |__/ /__  | |__/|| \  | |__  |  /          |
      \                                                               
     |                                                                 /
      \    /^^^^\   /^^\    /^^^^^\     /^^^\ /^^\ /^\    /^^^^\  /^^\/
       ^^^^      ^^^    ^^^^       ^^^^^     ^    ^   ^^^^      ^^

   CZESC DRUGA

     Uswiadomienie  sobie  owej  niekonwencjalnosci,  ktora  szczerze sie
     zachwycalam  w  calkiem  nieodleglej  przeszlosci  przypomnialo  mi,
     ze pomimo  zimowej aury jest  mi znowu  duszno i parno - rzecz jasna
     zwlaszcza teraz, gdy rozwazalam na temat tych swoistych pionierskich
     podrozy i wypraw odkrywajacych nowe kulinarne lady.

     Mimo wszystko i wbrew pochodzeniu to, co dostalam wydawalo sie byc po
     prostu jadalne. Ozorki ghula? A co! Czy nie jada sie  rownie dziwnych
     wynalazkow  w innych krajach  i w innych  kulturach?  Im bardziej sie
     rozgladalam wokol siebie, tym bardziej sobie uswiadamialam, ze jestem
     w Redanii i trzymam przed soba danie niezwykle, niekonwencjonalne i
     oryginalne.

     I - uwaga! - naprawde jadalne.

     Z pewnoscia chcielibyscie przeczytac o tym, ze je zjadlam i zyje, ale
     nie - nie mialam na to przygotowanego zoladka. Czulam sie poza tym  -
     moze  i  nieoczekiwanie oraz zdradliwie, ale jednak, po prostu bardzo
     najedzona.

     Moje odkrycia jednak nie byly podzielane przez osoby z mego otoczenia,
     gdyz nie mieli najwyrazniej takich samych jak ja przemyslen o wlasnym
     apetycie. A wszystko miedzy innymi przez to, ze moja rozmowczyni, gdy
     odpowiadala mi na pytanie przyznala, ze inicjatywa tej garkuchni nie
     jest zla, ale moglo byc lepiej.

     Wlasnie to wywolalo pierwszy tego wieczora zgrzyt na linii niezawodna
     do tej pory obsluga - klient:

      - Lepiej? Lepiej?! Ja tu prawie za darmo ludziska poje i karmie!
      - Bardzo dobre byly tu pieczone ziemnaki. - przyznaje klientka.
      - I cos do picia tak? - zostalam zapytana przez Kolezanke Sesill.
      - Moze amulet magiczny?  Masc na potencje?  A moze masc  na szczury?
     Ale juz mi sie skonczyly... - slysze kogos zyczliwego w sasiedztwie.
      - A wlasnie nalicz dwanascie zlociszy, wielmoznemu elfowi. - dobiega
     mnie  polecenie  niczym  echo  argumentow broniacych  prawie darmowej
     oferty "Ostatniego Miedziaka".
      - Panie...  panie elfie...  sie nalezy  dwadziescia  zlotych  monet.
       Zjadles pan?

     I za chwile:

      - Dobrze wujku?
      - Naturalnie. Zasluzylas na napiwek, dziewko.

     Przyznacie sami, ze nie wszedzie uwzglednia sie napiwek dla obslugi -
     nie trzeba myslec ile dac od siebie.. jednak czuje sie w redaktorskim
     obowiazku poruszyc ta kwestie.

      - Nie  moge  nie  zauwazyc,  ze  ceny  sa  ekskluzywne,  poprosze  o
     komentarz...
      - To moze ja zaspiewam.
      - Macie rozmienic z mithryla?

     Kolejny raz sie okazalo, ze pieniadze rozbijaja sztuke.

      - "Byla sobie raz mala myszka biala cala..." Z ilu?
      - Poooratrilillujta kallllekriiik. - podpowiada gwarek.

     Tymczasem ja, nawykla juz  do pierwszej linii szlagieru z "Ostatniego
     Miedziaka"  zaczynam  rozumiec  dlaczego  spokojny,  ani nie  robiacy
     zamieszania z powodu napiwku elfi smakosz jest tutejszym ulubiencem.
     Oczywiscie wzmianka o mithrylowej monecie ponownie sprawila, ze nadal
     nie poznalam drugiej linijki utworu.

     W tym czasie na tle sesillowych zapewnien "mozna mi ufac panie zloty,
     dobrodzieju kochany" dotyczacych rozmienienia powierzonej mithrylowej
     monety u sasiadow prowadzacych okoliczne sklepy sam Radgast wprowadza
     mnie w meandry ekonomii gastronomicznej:

      - Ceny wcale nie sa eksluzywne... Wszystko kosztuje, droga pani.
      - A sasiadce  wczoraj  Mruczus  zdechl, chudzinka.  No ten w bialych
       skarpetkach  z  naderwanym  uchem.  Ponoc  strasznie  smierdzial. -
     przychodzi mu na odsiecz znajdujaca sie wsrod nas mieszczanka.
      - A poza tym dziewce sie nalezy napiwek. - dodaje gospodarz.
      - Rozumiem oczywiscie. Zatem napiwek jest wliczany w laczna cene?

     Musialam jednak popelnic faux-pas, stawiajac sie tak licznemu  gronu,
     gdyz w odpowiedzi otrzymalam jedynie ponure spojrzenie  podejmujacego
     mnie Kolegi Radgasta, wyrazny zawod w oczach jego pomocnicy, ktora az
     z wrazenia pomylila  mithrylowa monete z miedziana... w oczy tubylcow
     juz sie balam  spojrzec. Chyba zapominam, ze Novigrad to badz co badz
     miasto  kupieckie. Z opresji wyciaga mnie na szczescie  Sesill, ktora
     rozladowuje atmosfere:

      - A to ni ta juzem myslala ze pan szanowny chcial oszukac.. prosze o
       wybaczenie i ide rozmienic. To ja pojde wujeczku!
      - Ach, stara dobra fontanna! - mowi ktos z ulga.
      - Napiwek to napiwek.  Wielmozny elf ma gest.  Nie mo co rozprawiac,
       trza chwalic. - kwituje  Radgast - Pedz dziewko! Huk roboty jest! -
       i rozpoczyna  sie nawolywanie - Przednie jadlo!  Zimne piwo!  Mocna
       gorzalka! Garkuchnia "Pod ostatnim miedziakiem" zaprasza!

     Czujac sie socjalnie przygwozdzona zmieniam obiekt zainteresowania na
     hojnego elfa.

      - Najwyrazniej danie dnia zasmakowalo?
      - Juz mam! - tradycyjnie ktos wszedl mi w slowo. To Sesill powraca z
     reszta.
      - No.. Kaczka ktora kiedys jadlem tutaj byla lepsza. - przyznaje moj
     rozmowca.
      - Prosze ocenic, smak? Doprawienie?
      - Raz... dwa... trzy... cztery... piec... - rozpoczyna sie wydawanie
     reszty.
      - Ej ty tam! Zamawiasz cos? - pyta w tle Radgast.
      - Szesc...
      - Poprosze o datek.... - anonimowy glos rozlega sie obok mnie.
      - Siedem... osiem... dziewiec... dziesiec...
      - Szybciej! Bo nam klienty uciekna.
      - Poratrilujta kaagrrrik.
      - Pozniej jedenascie? - pyta Sesill swojego wujeczka.
      - Tak, tak...
      - Ciekawy, przyjemny smak.  W przyprawach... - odpowiada  mi klient,
     najwyrazniej korzystajac z zapowiadajacego dluzszego wolnego czasu.
      - Ja tez!  Ale chrzanu  nie bylo.  Normalnie  podaje  z chrzanem.  -
     zalamuje rece nasz gospodarz.
      - Osiemnascie...
      - No widzisz. Musisz sie nastepnym razem przygotowac.
      - Dziewietnascie...
      - Bylem pewien ze chrzan mamy.
      - Wrocmy  do warsztatu  Kolegi. - przerywam - Zauwazylam, ze nie dal
       sie Kolega odciagnac od pieczenia, pomimo obaw o przypalenie. Zdjal
       potrawe Kolega gdy dopiero uznal za stosowne. Czy ta potrawa wymaga
       rzeczywiscie takiego wyczucia? Musi byc trudna.
      - Oczywiscie!  Trza  umiejetnosci  i  doswiadczenia  by  piec  takie
       specjaly! Dziewko! Co sie obijasz?!

     Godziny szczytu  "Pod Ostatnim Miedziakiem" chwilowo zatrzymaly sie -
     przy ognisku  kladzie sie jeden z bywalcow lokalu, a z drugiego konca
     placu dobiegaja odglosy utarczki. Wsrod wymienianych nastepujacych po
     sobie liczebnikow towarzyszacych wydawaniu reszty po jednej monecie
     wracam do rozmowy z gospodarzem garkuchni:

      - Musi miec  Kolega za soba  stosowne  przeszkolenie, gdzie nabieral
       Kolega swego doswiadczenia i gdzie pobieral nauki?
      - Prosze wielmoznej...  Wszystko sie  zaczelo od tego, ze sam nieraz
       glodu zaznalem. I nieraz  nie stac mnie bylo  na karczmy. Trza bylo
       sobie radzic. No i w niejednej  kuchni sie bylo...  Zycie mnie tego
       nauczylo.  Jak  wszystkiego.  Tera sam  karmie  i  poje  glodnych i
       spragnionych.
      - Czterdziesci i dziewiec...
      - Po przystepnej cenie, zeby nie bylo?

     Mimo wszystko jednak kwituje milczeniem  uslyszane slowa. Wydaje sie,
     ze po tym co wiemy na temat  oslawionego dziada proszalnego, zasluzyl
     on na szanse, jaka daje rynek, a ktora wykorzystuje.

      - Zauwazylam brak pelnego menu, co Kolezenstwo jeszcze oferuje?
      - Daj mililedziaka na wiiniaka. - wchodzi mi w slowo gwarek.
      - Wyslalem wielmoznej menu. Ale moge opowiedziec, czemu nie.

     No tak, rzeczywiscie - menu zalega  gdzies w korespondencji. Sama sie
     ganie  za brak  profesjonalizmu, a ciesze  jednoczesnie  z mozliwosci
     wysluchania jego autora.

      - Piecdziesiat i osiem... A ile ja to mam dac wlasciwie?
      - Osiemdziesiat zlotych  monet. - podpowiada usluzny klient (mimo ze
     elf).
      - Mamy zajaca w buraczkach,  Kura po zlodziejsku,  Marcowy Przysmak.
       Kaczka w piwie juze troche kosztuje... Ale niebo w gebie, powiadam!
      - Szescidziesiat i cztery...
      - Kiedys robilem tez ryby. Robie swietnego Lososia Proroka Lebiody..
      - Szescidziesiat i osiem...
      - Dlaczego juz nie?
      - Szescidziesiat i... i... dziewiec...
      - Bo ryby drogie sa. I nie zawsze mozna dostac dany gatunek.
      - Siedemdziesiat i druga! - slysze coraz  wieksza pewnosc  siebie ze
       strony Sesill. Usiluje nie zwariowac i pytam dalej:
      - Widze, ze finanse sa traktowane drobiazgowo.
      - Bardzo drobiazgowo. - potwierdza elfi bywalec.
      - No pewnie - dodaje Kolezanka Sesill - przeciez zaufanie...
      - Gdzie pieniadze? Dwanascie zlocisza? Napiewek mozesz zatrzymac. -
     wtraca sie Radgast.

     Swoja droga, gdzies przegapilam moment zakonczenia wydawania reszty -
     naprawde co do zlotej monety!  Dobrze, ze wystarczylo zlotych monet i
     nie trzeba bylo sie uciekac do drobniejszego bilonu. 

     Nagle, kiedy juz zaczynam sie obawiac, ze nic sie nie  zdarzy godnego
     odnotowania, do naszej garkuchni przybywa nowa klientka. Elfka.

      - Truskawki.
      - Ni. Sesill, ale moze cos kupi panieneczka z naszej oferty?
      - Garkuchnie tu prowadzim! A nie truskawki! - wtoruje nieco bardziej
     oburzony Kolega Radgast.
      - Truskawki.
      - Jakie...  truskawki  panieneczko,  my tu sprzedajemy  gotowe dania.
       Polecamy...
      - Zemste Dziada. - podpowiada natychmiast Dziad... pardon, kucharz.
      - Zemsta Dziada. - wtoruje Sesill.
      - Chce truskawki.

     Twarz nowoprzybylej jednakze tezeje gniewnie i klapie ona dziko zebami
     na  nasza pomocnice. Zdecydowanie  schowalabym sie za Radgasta - gdyby
     nie fakt, ze jest tam juz zajete wlasnie przez Sesill.

      - Nie... nie mam. Moze sliweczke? - i do mnie - Panieneczka notuje.

     Dopiero teraz zauwazam i  sliwki i jablka  roznych gatunkow, gruszki, a
     nawet  winogrona.  Och, drogie  Kolezenstwo z 'Bialego Kla', bylibyscie
     dumni...

     Tymczasem  klientela wyraznie  wspiera  gospodarzy  w  konfrontacji z
     nowoprzybyla.

      - Pani se zyczy cos?
      - A ta to skad wypuscili...
      - Polecam owoce dzikiej rozy.
      - Nie zapomnij zajrzec na targ. Zamorskie specjaly jakich nigdzie nie
       ujrzysz.

     W  koncu  problematyczna  milosniczka  truskawek  odchodzi.  Klientela
     "Ostatniego Miedziaka", jak w tym  momencie zauwazam, ma niebywaly dar
     do natychmiastowego zmieniania tematu...

      - Dobrze, ze chociaz ten ogien za darmo...
      - Zglaszam skarge. Tyle tu siedze i nikt mnie nie obsluzyl.
      - Dziekuje za wspaniala pieczen. Z najprawdziwszym smutkiem musze sie
       oddalic.
      - Zapraszamy ponownie!

     Korzystam z okazji dostarczonej przez najnowsze perypetie i pytam:

      - No wlasnie, czy wegetarianie rowniez znajda tu cos dla siebie?
      - Eee... wegetarianie... Nie, to porzadna garkuchnia...
      - Najwyrazniej wlasnia na ta odpowiedz czekala klientka. - mowie.
      - Dziewko, do roboty! Klientki czekaja!
      - Ciepnela mnie jak lalka... jakas, jak scierka... - biadoli Sesill i
     szczerze mowiac nie dziwie sie, na szczescie pomocnica w garkuchni juz
     zbiera sie w sobie:
      - Co podac? Moze danie dnia? Jak panieneczka nic nie kupi to mi sie
       jeszcze...
      - Nie jestem  panieneczka...  I nie wycieraj nosa  w ubranie. Tak nie
       przystoi kobiecie. - ripostuje klientka.

     Tymczasem jestem zagadywana przez gospodarujacego Radgasta:

      - Na poczatku przesladowala nas jedna elfka! Gasila nam ognisko! Piec
       nie bylo jak!  Ale lekko nie ma.  Nie raz  sie ludziska  w ogole nie
       zatrzymuja. Nieludziska tez. Ale potem zasmakowala w mojej kuchni...
      - Nie moge nie zauwazyc, ze straz miejska nie ingeruje, ale... daje
       tez Kolezenstwu spokoj. Czy miasto popiera taka prywatna inicjatywe,
       czy pod tym wzgledem poczatki byly rowniez nielatwe?
      - Tanie! Dobre! Jedzenie! - krzyczy Sesill. Zastanawiam sie, czy jest
     to jakas  zorganizowana  akcja na rzecz  mojego nie-dokanczania-pytan-
     ktore-sa-nie-do-konca-wygodne.
      - Obsluga jest niemila. - niezadowolona  klientka chyba dopiero teraz
     uswiadomila sobie, ze pracuje dla prasy. Juz mam cos powiedziec, gdy:
      - Pobili mnie... a teraz, a teraz obrazaja. - lka Kolezanka Sesill.

     Juz mam cos i na to odpowiedziec, gdy...

      - Poooratuj... kaleke.

     Przylapuje sie na ocieraniu oczu ze zmeczenia. Moze Radgast wymyslilby
     rowniez potrawe  z wlasnego gwarka?  Wreszcie sam Radgast  wyrozumiale
     nawiazuje do mojego pytania:

      - Trza umiec pociagnac za rozne sznurki... Co tu duzo gadac. Poza tym
       kto by sie przejmowal nami, maluczkimi. Dziewko! Zamawiasz cos?
      - Niby gdzie cie obrazam?
      - No to moze ja zaspiewam...
      - Bylas nieuprzejma dla klietna.
      - "Byla  sobie  raz  mala  myszka  biala  cala..."  Klienci kupuja. A
       panieneczka to raczej ni.

     Sluchajacy tego Radgast zaczyna rwac wlosy z rozpaczy. Ja takze mam na
     to ochote - czy ta piosenka naprawde nie ma drugiej linijki?

      - Chcialam kupic, ale nikt mnie nie chcial obsluzyc.
      - Ja wielmozna obsluze. - chrypi juz Radgast - Co podac?
      - Pewnikiem czeka panieneczka jak w ferworze cos za darmo wpadnie.
      - Ja to bym kupil... - wzdycha zapomniany klient lezacy przy ognisku
       - jakbym za co mial...
      - Jak mialam obslugiwac jak mnie elfka o brak truskawek bila?
      - Moim cierpieniom nie widac konca... - duma lezacy przy ognisku.
      - Co zwrocilo uwage Kolegi w asortymencie garkuchni? - pytam go, gdyz
     przeciez do tej pory nie mialam sposobnosci.
      - Skocz po chrust to moze jakas bulke dostaniesz. Dobrze wujeczku?

     Taaak... dlaczego mialabym dokonczyc jakakolwiek rozmowe!?

      - My biedota musimy sobie pomagac.
      - Skoczyc to moze nie skocze... Ale jakos sie dotargam...
      - No to idz.
      - No to ja zaspiewam.

     Czuje, ze juz wszystko mi jedno. Wlasciwie to perspektywa poznania tej
     legendarnej juz drugiej linijki sesillowej przyspiewki jest tez rownie
     kuszaca. Sesill bierze oddech, napiecie siega zenitu i...

      - Dostala panieneczka soczku?
      - Sralll pies taka dollle.
      - Tak, pomidorowego. - odpowiadam slabo.
      - Elf oddal kufel? - wtraca Radgast.

     (pelne konsternacji milczenie)

      - Nijak.
      - Zlodziej. - i do mnie - Pisze panieneczka ze kradna.

     Ale jak to? Ulubiony smakosz mimo ze elf? Obok przechodza straznicy -
     sadzac po ich reakcji, a raczej jej braku, "Pod Ostatnim Miedziakiem"
     rzeczywiscie nie wchodzi w sklad ich rewiru.

      - Chyba  sobie  dzis  podaruje. - oswiadcza  zawiedziona  klientka -
       Do widzenia.
      - Jak  rozumiem  - pytam -  takie incydenty  sa wliczone  w rachunek
       zyskow i strat.
      - Ehe... Lekko nie ma.
      - To ja pojde zwolywac gosci - wzdycha Sesill - Dobre! Tanie! Jadlo!
       Mila obsluga!

     Kolezanka Sesill opuszcza nas celem wykonywania swoich obowiazkow (jej 
     "Dobre! Tanie! Jadlo! Mila obsluga!" dobiega nas z oddali), natomiast
     w tym czasie:

      - Cosik jeszcze upichcic? Winna wielmozna wszystkiego sprobowac.

     Trzeba przyznac, ze wzbudzamy zainteresowanie. Brodaty koscisty kupiec
     patrzy na nas chytrze wietrzac jakis interes. Wraca rowniez Sesill.

      - Siedz tu! Potrzebna jestes!
      - Nie spiewac?
      - Nie tera.
      - Moze cos z owocami?  - proponuje i dodaje -  Wspominal Kolega o tym,
       ze goscil tu na przyklad Mistrz Cechu tutejszych Kupcow...
      - Moze amulet magiczny? Masc na potencje? A moze masc na szczury? Ale
       juz mi sie skonczyly... - tradycyjnie ktos mi przerywa.
      - Dobre! Tanie! Jadlo! Mila obsluga! - dobiega z oddali...

     Zgadnijcie czy dokonczylam zdanie... tak czy owak nieoczekiwanie Sesill
     znajduje chwile. Rozmawiamy we troje.

      - Mamy kuropatwe po krolewsku, nadziewana jablkami.               .---.
      - Zdam sie na Kolege, zatem niech bedzie. - i uparcie draze      /  .  \
     dalej - Wspominal Kolega o tym, ze goscil tu na przyklad Mistrz  |\_/|   |
       Cechu Kupcow... Czy moze Kolega pochwalic sie innymi zacnymi   |   |  /|
       lub ogolnie milymi goscmi?    .--------------------------------------' |
      - Przede wszystkim dokarmiamy /   ___ Na marginesie: wypowiedz Adamsona |
       potrzebujacych.              |  /   \   - Mistrza Cechu Kupieckiego    |
      - Bowiem sami wiemy co to     | |\_.  |                                 |
       glod.                        |\|  | /| Osobiscie postawilem przed nimi |
      - Otoz to.                    | `---' | powazne zlecenie, przygotowanie |
      - I bieda.                    |       | posilku dla kilku osob. Pomidory|
      - Potrzebujacych? - pytam -   |       | mozna umyc samemu, goraco niby  |
       Rowniez Mistrza Kupieckiego? |       | zabija bakterie - tak twierdza  |
      - Jak zamawia i placi to      |       | uczeni. Ale ja mysle, ze nie    |
       rowniez.                     |       | wszystko co zle zostanie w ogniu|
      - Tak nie odmawiamy jadla     |       | zabite. Wiec przynioslem wlasne |
       nikomu. Ale on nie jest      |       | mieso. Dziczyzna konkretnie.    |
       potrzebujacy, po prostu jest |       | Z pewnego juz zrodla wiem, ze   |
       glodny czasem. Dobre! Tanie! |       | mieso bylo swieze, a dziczyzna  |
       Jadlo! Mila obsluga!         |       | zdrowa.                         |
      - Ehe. Tera dajcie mi pichcic.|       |                                 |
                                    |       | Wiec uwazam, ze jesli nie mamy  |
     Jednak ja jestem zdecydowana   |       | czasu a mamy kilka miedziakow,  |
     powetowac sobie dotychczasowe  |       | to mozemy zjesc przyprawione    |
     niepowodzenia w zadawaniu      |       | mieso upieczone.                |
     wiec, miast dac pichcic pytam: |       |                                /
                                    |       |-------------------------------'
      - Kogo mozna zaliczyc do      \       |
       zadowolonych klientow, ktorzy \     /
       ubogaciliby artykul wlasnymi   `---'
       opiniami?
      - To ja zaspiewam...

     Tym razem reakcja kogos z obecnych w garkuchni jest natychmiastowa:

      - Slyszeliscie, ze pare dni temu zmarla  zona tego  straznika z portu?
       Byla cala opuchnieta. I podobno miala takie czarne plamy.

     Zal mi sie zrobilo  Sesill. Moze i ja nie  jestem w stanie  przebic sie
     przez wrzawe, ale ona chyba  nigdy nie zaspiewa  drugiej linijki. A tak
     dobry byl to  pomysl, zeby umilac jedzenie...  zrezygnowana Sesill wiec
     wraca do mojego pytania:

      - A bo to wiem? Nie przedstawiaja sie czesto ze imienia.
      - Tego  elfa  co  nam  kufel ukradl... - zauwaza Radgast - Paru ny sie
       jeszcze znalazlo.
      - Wysili Kolega pamiec?
      - Dobre! Tanie! Jadlo! Mila obsluga! - niezmordowanie krzyczy Sesill.
      - Czy to wazne kto?
      - To reklama Waszej garkuchni, zeby nie bylo.
      - Ale w  sekrecie  powiem...  Ze sam  Hierarcha Kaspian  zamawia u nas
       Marcowy Przysmak.
      - I to kilka razy czasem w tygodniu
      - Doprawdy! - dziwie sie szczerze - Z czego sie sklada?
      - A pamietasz goncow z Temerii? - podpowiada Kolezanka Sesill - Co dla
       krola Foltesta...
      - Pamietam, pamietam....
      - Co oni zamawiali... Tez przysmak i jakies przystawki.
      - Na uczte. - a do mnie -  A z przepisami sie nie dziela. To tajemnica
       szefa kuchni.
      - Oczywiscie, szanuje to.
      - A ten.. jak mu bylo, ten z tym no...
      - Daniem  dnia  jest  Zemsta  Dziada -  z satysfakcja wchodze w zdanie
     Sesill - skad taka nazwa?
      - Dobreeeee! Taaaaaanieeeee! Jadlo! Mila obsluga!
      - To miesko na ostro.

     Tymczasem moja kuropatwa wydaje sie byc gotowa.

      - Juz podaje panieneczko. Z czym to podac Wujeczku?
      - Zaproponuj piwo. Albo kozie mleko.
      - Nie zapomnij zajrzec na targ. Zamorskie specjaly jakich nigdzie nie
       ujrzysz. - podpowiada jakis entuzjasta kulinariow.
      - Moze piwo? Albo kozie mleko?
      - Poprosze mleko. Dziekuje.
      - Panieneczka chce mleko.

     I rzeczywiscie, otrzymuje swoj posilek. I mleko. W gustownym pasujacym
     kubku. Przychodzi mi oczywiscie  rozpoczac kosztowanie mojej potrawy -
     goszczace mnie Kolezenstwo juz mi sie badawczo przypatruje...

     Ha!  Kuropatwa  po  krolewsku  to moj  pierwszy posilek  "Pod Ostatnim
     Miedziakiem". I co? Smakowalo! POLECAM!

      - Jak smakuje?
      - Jestem  zachwycona.  - stawiam na szczerosc -  Bardzo  wizjonerskie
       podejscie do fantazji na temat szeroko pojetego dzikiego drobiu.

     Tymczasem juz zapomnianemu  przeze mnie klientowi  garkuchni, temu, co
     nie mial czym zaplacic, udalo sie powrocic z nareczem chrustu.

      - Ubogi czlowieku! Nakarmimy cie! Na koszt firmy!
      - Cos drobnego... co laska... Zbiere jeszcze drwa na zapas.
      - No, to podjedz  chlebka zebys  nie skapial.  - czestuje go Sesill i
     za chwile - Dobreeeee! Taaaaaanieeeee! Jadlo! Mila obsluga!
      - Zara  ci cosik  upichce. - mowi Radgast - A wielmoznej  dziekuje za
       uznanie!
      - To moze zaspiewam?

      - A zaspiewaj. - nieoczekiwanie cieszy sie Radgast - Byle krotko.

     I tak oto swiat wyplynal na delte muzyki wpadajaca do glebin talentu
     Sesill. Spelniajac redaktorka powinnosc wobec przyszlych pokolen tej
     garkuchni sprawozdaje niniejszym:

     Sesill spiewa melodyjnie: "Byla sobie raz mala myszka biala cala..."
     Sesill klaszcze.
     Sesill kreci sie w kolko.
     Sesill klaszcze.
     Sesill tupie rytmicznie.
     Sesill spiewa melodyjnie: "Ktora miala..." Nic ci wujeczku?

     A niech to! Nasz kucharz i gospodarz poparzyl sie od ogniska. A bylo
     tak blisko! Gwardzisci odchodza zawiedzeni, nawiasem mowiac gdzies w
     miedzyczasie znika rowniez nasz glodny zaopatrzeniowiec, a ja walcze
     ze lzami bezsilnosci.

      - "Ktora miala nic ci wujeczku?" - pytam niepewnie dla niepoznaki.
      - Nie, przyzwyczajonym do bolu.
      - To ja zaczne od poczatku.

     I tu wreszcie cos we mnie peka... i nie jest to bynajmniej posilek!

.  ,_,                                                                   ,_,  .
. (o,o)                       KONIEC CZESCI DRUGIEJ                     (o,o) .
|./)_)                                                                   (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
o-----------------------------------------------------------------------------o
> 
Zatytulowano: "Pod Ostatnim Miedziakiem" - cz. 3

o-----------------------------------------------------------------------------o
|           []                                                  []            |
|           ][                     Z CYKLU                      ][            |
|     _      __    ___   __   ____  _      _                                  |
|    | |_/  / /\  | |_) / /`   / / | |\/| \ \_/                               |
|    |_| \ /_/--\ |_| \ \_\_, /_/_ |_|  |  |_|                                |
|                                     __   _       _    __   _____   __       |
.                                    ( (` \ \    /| |  / /\   | |   / /\      .
.                                    _)_)  \_\/\/ |_| /_/--\  |_|  /_/--\     .
            ][                                                  ][  
       _/^^^[]^^\ /^^^^^\     /^^^^^^^^\  /^^^^^^\     /^^^^^\  [] /^^\
      |     ][   ^       ^^^^^          ^^        ^^^^^       ^^][^    \_
      /     []                                                  []       |
     
     
       >        |   )|   )|   )|___)|   )|    |   )|   )| |   )                 |__/ |__/||    | \  |__/ |__  |  / |  / | |__/|          >
     
      \     /  |         |      /  |      /         /         /         /
      /    (___| ___  ___|     (   | ___ (___  ___ (___  ___    _ _        |    |__/ |__/      |__/  __/ |__  |__/||__  |  / | |  /      >
      \                                                                  >
       |         /|/| /         |      /      /    /                    /
       |        ( / |   ___  ___| ___    ___ (       ___  _ _          
     <          |  / | |__  |__/ /__  | |__/|| \  | |__  |  /          |
      \                                                               
     |                                                                 /
      \    /^^^^\   /^^\    /^^^^^\     /^^^\ /^^\ /^\    /^^^^\  /^^\/
       ^^^^      ^^^    ^^^^       ^^^^^     ^    ^   ^^^^      ^^  

     CZESC TRZECIA

      Trzeba chyba byc bywalcem "Pod Ostatnim Miedziakiem", by doswiadczyc
      tak wyrafinowanych tortur jak oczekiwanie na piosenke - zdecydowanie
      jest to wada tego lokalu, choc nie moge sie jeszcze zdecydowac, czy
      wina jest niewrazliwe na sztuke otoczenie, czy po prostu asertywnosc
      Sesill. No chyba ze upijacie sie na miejscu (od dwoch zlotych wzwyz)
      - wowczas faktycznie wydaje sie byc wtedy wszystko jedno. W kazdym
      razie gdy po raz siodmy czy osmy wsluchuje sie pierwszy wers piosnki
      Sesill, nie wytrzymuje i pytam jak najszybciej odciagajac tym samym
      ja od kolejnej proby:

      - Bardzo dopracowana choreografia. Specjalnie na potrzeby zabawiania
       gosci garkuchni, czy jednak pasja realizowana niezaleznie?
      - A tak sobie czasem lubie potancowac.
      - My tu karmimy, poimy i bawimy. - dodaje nasz dzisiejszy karczmarz.
      - Tanio dobre! - kolejne echa rozlegaja sie po placu.
      - Jak to kozie mleko znajduje wielmozna?
      - Jakie swieze. - przyznaje znowu szczerze.
      - Sam doje kozy z ranca. Bo z ranca kozie mleko najlepsze.
      - Tanio dobre! - wola Sesill
      - Widac takze, ze wspolpracujacy dostawcy. Wiele ich Kolezenstwo ma?
      - Tanio dobre! Tylko u naaaaas!
      - Kilku... Ale ogolnie prawie ze wszystkim radzim sobie sami. - i tu
     Radgast dolacza do ogolnego nawolywania - Hej, ludziska i nieludziska!
     Najlepsza garkuchnia w miescie zaprasza! Tylko u mnie najlepsze zarcie
     pod sloncem! Nigdzie tak nie zjecie!
      - A nie u nas wujeczku?
      - O patrzajta!  Pachole juze by chcialo lokal przejac! Znaj pocpiego
       swoje miejsce!
      - Nie, skad, co tez wujeczek...  Dobre jadlo!  U Radgasta!  Dooobre!
       Tanieee!  Tylko u niego!  Sami Krolowie tu jadali  i o dokladke sie
       domagali! Spiewy i tance umila czas przy dobrym jadle i napitku!
      - Dobrze wujeczku?
      - Dobrze, dobrze...

     Usmiechamy sie wszyscy.

      - Ale moglas do roboty jakas sukieneczke zalozyc...
      - No mam przeciez...
      - Masz ta zgrzebna co zem ci kupil!

     Przybywa zaprzyjazniony dostarczyciel chrustu i w koncu udaje sie go
     zmusic do zaprzestania pracy i przyjecia poczestunku. Nagle slysze:

      - O, jakos impreza! Dziad znowu zabe gotuje!

     Nowa klientka!

      - Prosze wypowiedziec sie, jak Kuzynka ocenia taka inicjatywe? - tym
     razem moja rozmowczynia jest krasnoludzka podrozniczka.
      - Zabe? - wchodzi mi tradycyjnie w slowo Sesill.
      - Dziekuje Ci dobry Panie... - nadrabia wdziecznoscia za poczestunek
     dostawca chrustu.
      - Przecie ja nie Bretonczyk! Zab nie gotuje! - wtoruje Radgast.
      - Biedocie to  zawsze tak...  piachem w oczy sypna. Sami Krolowie tu
       jadali i o dokladke sie domagali! Dobrze wujeczku?
      - Nie ma  to jak  nasz zamek.  Niektorzy  podrozni  nie moga wyjsc z
       podziwu. - sukursuje ktorys z obecnych bywalcow.
      - Ehe. I zaden ze mnie pan.
      - Moze cos podac panieneczce jeszcze?

     Niniejszym kapituluje.

      - Tyle Kolezenstwo mowi o tym marcowym przysmaku... - pozwalam wybic
     sie z podejmowanej konwersacji z nowoprzybyla klientka.
      - Moze na meza sie nada? - komplementuje chrustodawce Sesill
      - Za biedny... - odpowiada wujaszek.
      - A tak. Przysmak marcowy.  - odpowiada Sesill. I do Radgasta -  Ale
       pracowity.
      - Panienko... pokochalem juz pewna... - wybranek Sesill lka...

     Ksiezyc rozswietla  plac otoczony cieplymi swiatlami  w oknach. Nasze
     ognisko roztacza cieplo, a  "Pod Ostatnim Miedziakiem" ja, Redaktorka
     Periodicusa,  jestem  swiadkiem  prawdziwej,  karczmnej  romantycznej
     historii.

      - Pisze panieneczka ze i my biedni... - rzeczowo instruuje mnie pare
     minut pozniej Sesill - Potrzebujemy ciepla i milosci.
      - I zarobku. - ponuro i jeszcze bardziej rzeczowo wtoruje Radgast.
      - Poooratu kallleke.

     Jak przystalo na prawdziwa karczme, dzielimy sie nagle na towarzystwo
     mezczyzn i niewiast.

      - Moze ogoreczka panieneczko? Sama kisilam.
      - Napijesz sie piwa? Psia mac, zapomnialem, ze kufel nam ukradli...
       Kubek!!!

     Wszyscy bez wyjatku patrza na mnie - jednakze nie dopilam mleka.

      - Dziekuje - odpowiadam Sesill - Zaczekam na ten przysmak.
      - Marcowy Przysmak! Juze sie robi! - podrywa sie Radgast.
      - Chyba  udam sie  wylewac swa  zalosc w samotnosci... - jeczy nasz
     opuszczony wlasnie przez kucharza opalodawca.
      - No to ja  zaspiewam.  "Tam gdzie szczurow jest..."  E nie, lepiej
       cos wesolego.

     Ostatecznie zegnamy nakarmionego klienta. Kto wie, moze poslyszymy o
     weselu "Pod Ostatnim Miedziakiem". Sesill udaje sie nawolywac dalsza
     klientele, a ja otrzymuje... Marcowy Przysmak. Z cebula.

     Co ja zreszta bede opisywac - chcecie skosztowac? Sami zamowcie!

      - Tak, tak...  - odgaduje moje mysli jakis tubylec - W porcie mozna
     ujrzec wiele dziwow.
      - Najadlam sie kuropatwa... Niemniej dziekuje. Mysle, ze mam dosyc
       materialu do naszego artykulu, choc jestem troszke zawiedziona tym
       brakiem listy zadowolonych klientow. Popytam na dworach w Wyzimie,
       w Novigradzie, zeby nie bylo. Czy Kolezenstwo chcialoby cos dodac
       dla naszych Czytelnikow?
      - Moge kubek z powrotem? Jesli wielmozna juze wypila?

     Tradycyjnie wlasciciele garkuchni moga liczyc na pomoc swoich stalych
     gosci:

      - Czego tu szukasz ? Chcesz sie bic...hiccc... wiesz ja dobrze
       wale...hhhiiccc... Naprawde.

     Zwracam  czym predzej  naczynie. I wowczas - a jakze - kolejny klient,
     ktory chwyta swoj prosty rzemienny bicz w dlon i z  niezwyklym zapalem
     zaczyna sie nim  okladac po plecach. Kolejne uderzenia pozostawiaja na
     tam krwawe pregi, mimo to z jego ust zdaja sie wyrywac okrzyki radosci.
     Sesill piszczy i szczerze powiedziawszy rowniez mialam na to ochote.

      - Grzesznicy!
      - Nastepni klienci. - mruczy bez entuzjazmu Radgast.
      - Grzesznicy! Otaczaja mnie sami grzesznicy! Pokutujcie! POKUTUJCIE!
      - Moze piwa? A jadla?
      - Oczysccie ciala z grzechu, zmyjcie winy z waszych czarnych dusz!
       Bol was oczysci! Ukorzcie sie przed Panem! Oddajcie sie Jedynemu!
      - W takich warunkach nawet... - wzdycha Sesill.
      - Modlcie sie do Sigmara, padnijcie i pokutujcie za grzechy!
       Nadciaga koniec, nadciaga zaglada!
      - Nie drzyjta sie tak! Klientow mi ploszycie!

     Nowy gosc smaga sie biczem po plecach. Zgodnie ocieramy krew z siebie.

      - Psie grzeszny! Widze jak na dloni twe przewinienia! Wyzbadz sie
       zlych postepkow, wybatoz je wraz z krwia!
      - Widzi panieneczka sama ze ciezko czasem o rozwage. - mowi Sesill -
       Takie szalone zycie prowadzimy...
     I rzeczywiscie, musze przyznac, ze nigdy nie pomysle zle o pracy w
     garkuchni, niezaleznie od tego co o niej sie mysli. Przynajmniej o
     nocnej zmianie.
      - Chlostaj grzeszne cialo, nedzniku! Biczuj sie dla zbawienia
       niesmiertelnej duszy!
      - No panie, obrus pan zachlapiesz.
      - Zbliza sie koniec! Niebo pokryje sie czerwienia! Gwiazdy zadrza na
       niebosklonie i spadna popielac ziemie!
      - No wujeczku, obrus zachlapie.
      - Hordy Chaosu ruszyly w swiat pustoszac go i niszczac!
      - Wlasnie! Bialy obrus sprowadzilem prosto z Wyzimy! Wara od niego,
       psi synu!

     Po dlugim i ocenzurowanym wieczorze... w koncu we troje. Dotrwalam do
     konca dzisiejszej dzialalnosci "Ostatniego Miedziaka"! Jestem nie tyle
     z siebie dumna, co po prostu WYCIENCZONA.

      - Wracajac do dodania paru slow od siebie...
      - No wiec... ten tego... Nakarmimy  i napoimy kazdego... Kazden jeden
       znajdzie tu cosik dla siebie.  To tez zapraszamy  wszystkich. Czy to
       krola czy zebraka. Dla stalych klientow przewidujemy takze specjalne
       rabaty.
      - Zapraszamy ponownie. - dodaje Sesill.
      - Chcialaby  Kolezanka dodac cos  wlasnego od siebie skierowanego dla
       Czytelnikow?
      - Mow,  dziecko  mow...  Pewnie  pragniesz  opowiedziec  jak  cie
       przygarnalem... Jak dalem ci uczciwa prace... Jak przycholubilem
       niczym pani matka...
      - To,  ze  jedzac  w  naszej  kuchni - oswiadcza Sesill -  wspieracie
       biednych, co sama  panieneczka  swiadkiem byla. I wujeczek to mi jak
       ojciec rodzony. I ze my nie naciagacze i uczciwie... I jeszcze ze...
       I jeszcze ze nie raz i nie dwa bija nas... A my nadal na posterunku
       dobrej kuchni stoimy. Wbrew wszystkiemu.
      - Bija, kopia, pluja, lza niegodziwie... - potakuje Radgast.

      - Dziekuje za wszystko Kolezenstwu. Wszystkiego dobrego, pomijajac
       wlasne potrawy.

     A na koniec...

     Dzieje sie cud.  Przybywaja mieszkancy, ksiezyc  zza chmur  rozswietla  
     snieg a wsrod  niego ona...  w lachmanie  psujacym  efekt, ale jednak!
     W naszych glowach jakas orkiestra z niebios znow, niczym w literackiej
     fikcji podejmuje przerwany akord...

     Sesill spiewa melodyjnie: "Byla sobie raz mala myszka biala cala..."
     Sesill klaszcze.
     Sesill kreci sie w kolko.
     Sesill klaszcze.
     Sesill tupie rytmicznie.
     Sesill spiewa melodyjnie: "Ktora procz bialego jeszcze czarne plamki
      miala"
     Sesill kreci sie w kolko.
     Sesill klaszcze.
     Sesill tupie rytmicznie.
     Sesill klaszcze.
     Sesill kreci sie w kolko.

     I wlasnie ten moment wybral sobie czuly na artyzm wujaszek, aby znowu
     sie poparzyc od ogniska. Novigrad chyba tylko czekal na te chwile.

      - Wujeczku moze oklad?
      - Te rynsztoki smierdza jak zaraza. Mogliby je wyczyscic. Za co
       podatki place?
      - Poratujta kaleketriiiii.
      - Ach, stara dobra fontanna!
      - Nie trza. Spiewaj, Ptaszyno, dalej.
      - A tak, piosenka, to ja zaczne od poczatku.

     Kurtyna ciszy opada ponownie. Chmury znow odslaniaja swiatlo ksiezyca.
     Ten sam przerwany, teraz kiczowato wznowiony akord...

     Sesill spiewa melodyjnie: "Byla sobie raz mala myszka biala prawie
      cala..."
     Sesill klaszcze.
     Sesill kreci sie w kolko.
     Sesill klaszcze.
     Sesill tupie rytmicznie.
     Sesill spiewa melodyjnie: "Spiewam prawie, bo ta myszka czarne plamki
      wszedzie miala."
     Sesill klaszcze.
     Sesill kreci sie w kolko.
     Sesill klaszcze.
     Sesill tupie rytmicznie.

     Slucham z napieciem...

      - Gdzie ten kulawy? I nie mowie o sobie. - rozglada sie Radgast.

     Ale oto nieslyszalna orkiestra wchodzi na wyzszy, glosniejszy akord. I
     udalo sie - mam nieomal ochote podskoczyc i krzyknac z ulga, gdyz oto
     "Pod Ostatnim Miedziakiem" swiat (przynajmniej jego reprezentant w mej
     osobie) wreszcie uslyszal ozdobe tej garkuchni - i tu, prosze bardzo,
     cala wersja po odjeciu efektow choreograficznych:

       Byla sobie raz mala myszka biala prawie cala...
       Spiewam prawie, bo ta myszka czarne plamki wszedzie miala.
       I ta myszka czasem jak ja glodna byla...
       Bo sie o nic sama, jak i ja nie prosila...
       Ni o chleb... ni o mieso... pachnace
       Ani o nic co jest bardzo sycace...
       Ojda dana... Wujaczku?
       Jestem glodna.

     Radgast wrecza swojej podopiecznej jakies jedzenie. I szczerze mowiac
     gdzies znika ta "Dziewka", ten "Parszywy Stary Dziad". Rozplywaja sie
     w nicosci, a ja mam wrazenie, ze choc ich widujemy, to jednak nigdy
     ich nie bylo.

      - Smacznego, Ptaszyno.
     I do mnie, z prawdziwa, nieskrywana duma:
      - Ale dziewcze ma glos... Prawda? Moja krew, moja krew....

     I tak - wydaje mi sie - w tej dzis najbardziej goscinnej garkuchni, w
     domu bez scian i  najbardziej niezwyklym  lokalu na swiecie  odkrylam
     najprawdziwsze  oblicze  dziela, ktore  mozna  stworzyc z niczego, za
     pomoca wzajemnego wspierania sie w nielatwych, przynajmniej dla nich,
     zametach zycia.

     Przybywajcie tu i Wy! I poznawajcie tych najbardziej niesamowitych
     restauratorow na swiecie.

        ... Jadlo ...                     ... Napitek ...
       Kur po zlodziejsku        12 zl   Tanie piwo                 2 zl
       Marcowy przysmak          10 zl   Piwo jasne Mahakamskie     3 zl
       Kaczka w sosie piwnym     15 zl   Mahakamski porter          7 zl
       Zajac w buraczkach         5 zl   Mleko kozie                1 zl
       Zemsta dziada              5 zl
       Ozorki w pomidorach        4 zl    ... Wina, winiaki, jabole ...
       Kuropatwa nadziewana      15 zl   Beserker                  20 zl
       jablkami po krolewsku             Jabluszko Kaedwenskie     17 zl
                                         Keleris                   16 zl
        ... Dodatki ...                  Boyar z Cidaris           17 zl
       Ogorek kwaszony            5 sr
       Pieczony ziemniak          1 zl    ...Slodkosci...
       Kapusta kiszona            7 sr   Rogalik z czekolda         3 zl
       Pomidor                    7 sr   Slodka bulka z lukrem      2 zl
       Chleb                     10 sr

     Aha, starajcie sie jednak placic odliczonymi.

      +-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+
            __   ___   ____  __      _    __    _     _      _   ____ 
           ( (` | |_) | |_  / /`    | |  / /\  | |   | |\ | | | | |_  
           _)_) |_|   |_|__ \_\_, \_|_| /_/--\ |_|__ |_| \| |_| |_|__ 
                    ___   _      __        _       __    __  
                   | | \ | |    / /\      | |\ |  / /\  ( (` 
                   |_|_/ |_|__ /_/--\     |_| \| /_/--\ _)_) 

                  ADAMSON, MISTRZ CECHU KUPCOW NOVIGRADZKICH

      Uwazam,  ze  pomysl  sam  w  sobie  jest  dobry  -  jedynie  strona
      estetyczna moze tu zastanawiac. Jakosc miesa i jego hmm pochodzenie
      - to takze moze zastanawiac. Do czego sie nie mozna przyczepic - co
      dla wielu wazne - nie rezygnuja z zielonej strony. Pomidorki, cebule
      czy  inne  dodatki  to czesto  dobre  i zarazem tanie  urozmajcenie
      posilku. 

      Moze to nie  szef szefow, ale  wie do czego sluzy ognisko. Widac po
      nim, ze z niejednego  ogniska  chleb  czy mieso jadal. Czasem mieso
      zdaje sie nazbyt doprawione. Zazwyczaj, z tego co sie dowiadywalem,
      przyprawiaja  w sam raz  wzbogacajac  smak.  Jednak niekiedy zdarza
      im sie przesadzic z przyprawami.

      Co nalezy zaznaczyc - nie slyszalem  od nikogo, osobiscie takze nie
      zauwazylem, zeby  miesa byly  przypalone czy  niedopieczone.  Co do
      napitkow czasem tam serwowanych nie moge sie wypowiadac, poniewaz z
      nich nie korzystalem.

      NASZE PYTANIE:
    - Jak Cech patrzy na dzialalnosc garkuchni na terenie swojego miasta?
      Rozumiem, ze  nie stanowia  powaznej konkurencji.  Czy ich obecnosc
      ocenia  sie jako  przyciagajaca  zainteresowanie  postronnych,  czy
      raczej przeszkadzaja w funkcjonowaniu miasta i interesach Cechu?
      Jak to wyglada z wyzyn handlu?

    - To chyba nie do konca tak. Uznalbym to za prowokacje polityczna ale
      niech bedzie. Novigrad to Wolne Miasto Kupieckie - to prawda. Ale ja
      jako Mistrz Cechu nie jestem Mistrzem Novigradu. Jesli nikt z strazy
      bezpieczenstwa  ani nikt  od wladz  ich nie  przepedzil,  widocznie
      dostali szanse na wypromowanie swoich uslug. Wolny rynek to podstawa
      - to Cech glosi od zawsze. Tylko jeden widze warunek: Kazdy z nas o
      ten rynek musi dbac, wiec nikt nie ma prawa go psuc.

      Zycze im szczescia i uwagi coby sie spelniali a moze cos dorobili -
      ale sobie jako potencjalny klient zycze, aby szczegolnie Panienka
      byla bardziej zadbana, a produkty szczegolowo sprawdzane jesli idzie
      o ich czystosc, swiezosc, jakosc i pochodzenie.

      +-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+
          ___   ___   _       _   ____  ___  ____  _   ____  _     _  
         | |_) / / \ \ \    /| | | |_  | | \  / / | | | |_  | |   | | 
         |_|   \_\_/  \_\/\/ |_| |_|__ |_|_/ /_/_ |_| |_|__ |_|__ |_| 

          (na temat garkuchni "Pod Ostatnim Miedziakiem" jej goscie):

     CO KOLEGA / KOLEZANKA SADZI O TEJ INICJATYWIE?

      ->  Sadze,  ze   pomysl  jest  jak   najbardziej  ciekawy.  Ceny  sa
          przyzwoite, wiec nie trzeba byc bogaczem, zeby sie tam stolowac.
          Pierwszy raz widzialam cos takiego, jak garkuchnia, wiec bylo to
          dla mnie nowe doswiadczenie. Proste jedzenie serwowane przez
          prostych ludzi.

      ->  O  tej  garkuchni?  To  je  zdzierstwo  zwykle!  Sam  tego  nie
          doswiadczylem, ale wydaje mnie sie, ze ta cala garkuchnia nie ma
          najmniejszego  sensu.  Moze to  dobry  pomysl, na  ten no, jakos
          integracyje, czy  jak  to  nazywajom  jednak  Elyty  to  to  nie
          przyciagnie, bynajmniej jak to mowio...

      ->  Darze oboje  szczero sympatia, a inicjatywie nalezy przyklasnac.
          Cos sie  wreszcie ciekawego  w nudnem  Novigradzie dzieje, mozna
          zawrzec nowe znajomosci i ogolnie rzecz biorac wejsc w kontakt z
          nowem i nieznanem. Jadlospisy w miejskich karczmach so nieciekawe
          i przewidywalne a kazden kto lub podrozowac spragnion jest nowych
          wrazen, nieznanego jadla i nowych trunkow. Dla kazdego podroznika
          ktoren trafi w Novigrad kontakt z kuchnio wyzej wymienionych moze
          stac sie niezapomnianem przezyciem.

     JAK SMAKUJE KOLEDZE / KOLEZANCE TA KUCHNIA?

      ->  Jedyne, co  jadlam stamtad  byly pieczone ziemniaki. Byly bardzo
          dobre, wzielam  kilka  dla  rodziny.  Im rowniez  smakowaly. Nie
          bardzo wiem, co powiedziec  o skladnikach  i doprawianiu, bo pan
          Radgast  po prostu  nadzial ziemniaka  na kijek i  piekl go  nad
          ogniskiem.

      ->  Ano dostalem  miesiwa.  I nie moglem  przelknac, wiec... Nie mam
          pojecia  czy to dobre...  Tak po prawdzie  to  najedzony  bylem,
          chyba.  Bo nie  moglem ani kesa wziac... Musze powiedziec... Nie
          wygladalo to  za ciekawie...  Mieso ze szczura?  Piwo to pewno i
          dobre bylo... Ale te mieso, to chyba nie bylo najlepszej jakosci.

      ->  Nie poznalam  wszystkich  pozycyj  z ichniego  menu, mniemam tyz
          sobie ze  nie wiem, czy zawsze  mialabym na  to odwage.  Ale raz
          jadla zem mieso dosc wprawnie przyprawione, w smaku zadziwiajaco
          przyjemne. I tylko  post factum jakem  sie dowiedziala, ze ponoc
          to  z kota bylo, to aby  ustac na nogach  trza mi  bylo solidnie
          gorzalko  popic. A  jak wiadomo  naszo wodka na  zdrowie idzie i
          jesli nio popic, to i noge stolowo zjesc mozna niestrawnosci nie
          zaznajac.

      OCENA KUNSZTU KUCHARZA GARKUCHNI?

      ->  Podejrzany czlowiek...

      ->  Co do kucharza, to w oparciu o moje skromne doswiadczenia musze
          go zdecydowanie pochwalic. Zadno sztuka przyrzadzic dobre jadlo
          w palacowej  kuchni,  majac  od dyspozycji  wszelkiego  rodzaju
          rondle  patelnie  i  insze  kucharskie  utensylia,  a  do  tego
          skladniki najlepszej jakosci.  Drogie i wykwintne produkta majo
          to do siebie,  ze zwykle same w sobie smakujo  dobrze. Zupelnie
          czym innem jest umiec wykorzystac  skladniki proste, za ktoremi
          nikt by sie nie  obejrzal  w taki sposob, zeby  poczynic z nich
          zjadliwe  danie.  A  w  tem  wlasnie  Radgast  celuje,  ze  ze
          skladnikow,  ktoremi  kazden  by  wzgardzil,  jest  w  stanie
          wyczarowac dania calkiem jadalne. Jadalne zwlaszcza wtedy, kiej
          konsument  nie  wie  jeszcze  jako  dokladnie  byla  receptura
          spozywanego dania.

      ->  Jest bardzo ciekawa... osoba. Na pewno dobrze sie z nim rozmawia.
          Co do umiejetnosci kulinarnych... nazwalbym go pionierem kuchni
          ulicznej.

      ->  Szczerze mowiac kojarzy mi sie z takim kulawym wilkiem morskim,
          co juz nie plywa po  morzach, ale nadal jest krzykliwym, pelnym
          opowiesci zgrzybialym gawedziarzem i bosmanem w swej garkuchni.

      RADY DLA PRZYSZLYCH KLIENTOW?

      ->  Jesli  chcecie, zeby  was  szybko  obsluzono,  krzyczcie, czego
          chcecie. Glosno. Ponoc tak sie tam zamawia...

      ->  Na pewno Pani chce wiedziec? Ja bym radzil omijac tego dziada...
          Klienci jak klienci, calkiem  przyjemne  towarzystwo... Jesc to
          tam bym nie radzil, nie radze wspierac tego calego procederu.

      ->  Przede  wszystkim  nalezy  byc otwartem  na nowe i niespodziane
          doznania, tak jak w  dalekiej  podrozy.  Wiadomo przeca, ze jak
          podrozujemy  gdzie daleko, czy do Zerrikanii, czy  nawet dalej,
          za Kislev, na pustkowia zamorskie, gdzie chaosne bestie bytujo,
          idziem tam  z oczami  otwartemi  na poznawanie  tego co  nowe i
          nieznane. Tako to z kuchnio Radgasta jest, tu tez klient winien
          najpierw otworzyc sie na to co nowe i niepoznane, bez zbednych
          dociekan i zadawania  nazbyt  wielu  pytan.  Z uwagi  jednak na
          specyfike  dan  zalecalabym  sie  zaopatrzyc  w  buklaczek
          krasnoludzkiej gorzalki, najlepiej spirytusu. Zapic kubek przed
          konsumpcjo, kubeczek po - i najdziwniejszo  receptura dania nie
          bedzie straszno. A nowe doswiadczenia so bezcenne.

      ->  Czasem zdarzaja im sie pomylki. Wiec trzeba sie wykazac
          wyrozumialoscia.

      CZEGO NALEZY ZYCZYC WLASCICIELOM INTERESU?

      ->  Sesill zycze, zeby przestala wycierac nos w ubranie i nie byla
          taka zarozumiala. Natomiast panu Radgastowi, aby zapanowal nad
          swoim kijaszkiem, ktory ponoc sam z siebie potrafi uderzyc.

      ->  Przede  wszystkiem, zeby im  wyobrazni nie zbraklo.  Odrobinka
          szalenstwa z  calkiem sporo dawko  fantazji jest warta jakiejs
          tam  lekkiej  niestrawnosci.  A na niestrawnosc, jak  wiadomo,
          tylko kransoludzko gorzalka.

      ->  Kelnerka powinna byc pewniejsza siebie. A Radgast... by uzywal
          miesa wlasciwego gatunku do swoich potraw.

      +-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+-+

     Ja osobiscie jestem zadowolona, i mimo ze nadal uwazam, ze nie brakuje
     zajazdow i gospod, ktore pod wieloma wzgledami beda bic na glowe moich
     dzisiejszych  gospodarzy, to jednak  wierze, ze czeka jeszcze niejedno
     (mile, zeby nie bylo) zaskoczenie. Czy dacie im na to szanse?

                                  Zapraszam osobiscie i naprawde polecam,

                                         Inz. Red. Tuna Loon - Naai.

.  ,_,                                                                   ,_,  .
. (o,o)                  KONIEC CZESCI TRZECIEJ, OSTATNIEJ              (o,o) .
|./)_)                                                                   (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
o-----------------------------------------------------------------------------o
> 
> 
Zatytulowano: P jak Papuga                  

o--------------------------------------------------------------------------o
|                                                                          |
|     __      Z cyklu           _           _                              |
|   _( o)>   ZWIERZETA         | )         | )                             |
|  (_{__)     POCZTOWE         |    jak    | A P U G A                     |
|    ||                                                                    |
.     ""                                                                   .
.                                                                          .

     Dosc dawno  temu  pytalam  czesci z panstwa,  to jest  czytelnikow  i
  nieczytelnikow - przypadkowo  napotkane osoby o  ich ulubione  zwierzeta
  pocztowe, o to, jakich panstwo uzywaja na co dzien i jak je  pielegnuja.
  Ponizej komentuje kilka odpowiedzi na temat papug.
     
     Zacznijmy od  ogolnego opisu  papugi. Pewnie wiekszosci przedstawiac
  jej nie trzeba. Znamy ja z opowiesci o egzotycznych krajach, kolorowych
  rycin i zartow. Niektorzy na pewno  mieli okazje obejrzec papuge bedaca
  towarzyszem wedrownego kataryniarza. Zwierze to wzbudza pewne emocje, a
  na pewno wzbudza zainteresowanie. Jest tak kolorowe, jak sen zloty (jak
  to mowia, zeby nie bylo, to nie ja wymyslilam). Posiada silny, hakowato
  zakonczony dziob, potrafi swietnie sie wspinac, calkiem wyraznie mowic.
  Papugi przewaznie nie maja nic przeciwko  towarzystwu ludzi i nieludzi.
  Nie  naleza do zwierzat  strachliwych,  raczej szybko  sie przywiazuja.
  Zdarza sie, ze to wlasnie one bawia towarzystwo rozmaitymi zartami. Nie
  ma jednak pewnosci, czy rozumieja, co mowia.
     

     Dlaczego papuga?
     
  - Chcialam cos gadajacego. Zeby sobie pogadac z kims inteligentym od
  czasu do czasu.
  - Wystarczy na nia spojrzec, zeby wiedziec dlaczego. Dzika, wolna,
  kolorowa...
  - Taka smiszna jest, zawsze mi humor poprawi.
     
     Podsumowujac: Papugi potrafia mowic. W zasadzie mowia duzo i szybko i
  czesto nie przejmuja sie  okolicznosciami. Moze to prowadzic do sytuacji
  zabawnych,  ale tez do  krepujacych, co  zostanie wspomniane  w kolejnym
  akapicie. W tym akapicie pozostajemy przy  zaletach, mianowicie - papuga
  bawi cale towarzystwo, stanowi towarzysza do rozmowy w przypadku podrozy
  samotnych, a ponadto to naprawde piekne zwierze.

     
     Dlaczego nie papuga?
     
  - Takie bzdury to plecie, ze daj mnie pani spokoj.
  - Nie ufam niczemu co nie je miesa.
     
     Podsumowujac: Znow wracamy do punktu poprzedniego. Papugi mowia duzo,
  wiec sa zabawne,  ale mowia duzo, wiec  sa denerwujace. Trudno je zmusic
  do zamkniecia  dzioba, no  chyba ze poda sie  im jakis smakolyk. Jednak,
  przechodzac  do tematu  smakolykow,  wspomniec nalezy,  ze spozywaja one
  chetnie jedynie owoce. Z owocami problemu duzego nie ma, mozna nazbierac
  ich w sadach, mozna kupic je na targach, a nieraz nawet w karczmach. To,
  ze trzeba zdobyc owoce, samo w sobie problemem nie jest. Problem pojawia
  sie dopiero wtedy,  gdy ktos (tak jak wlasnie nasz ankietowany)  nie ufa
  nikomu i niczemu,  co miesa nie je. A jak tu zyc z ptakiem,  ktoremu sie
  nie ufa?

     
     Co jada papuga?
  
  - Papugaje nie jedza ludzi.
  - Glownie owoce. Prawie wylacznie. No... dobra, tylko owoce.
     
     Podsumowujac: Papugi naleza do najbardziej wybrednych zwierzat. Owoce
  i kropka, nic wiecej dla nich nie istnieje. Ale, jak juz pisalismy nieco
  wyzej, zdobycie owocow nie wymaga wielkiego wysilku niezaleznie od tego,
  czy dysponujemy duza iloscia pieniedzy, czy tez nie. Wystarczy przyczaic
  sie przed jakims sadem  (oczywiscie nie namawiamy do kradziezy,  sad ten
  powinien byc porzucony  przez wlasciciela  i niepilnowany),  a nastepnie
  jesli tylko pora roku jest odpowiednia, przebierac w smakowitych kaskach,
  mozliwosciach wykarmienia swojego zwierzatka.


     Zwierze zakupic mozna w roznych miastach i portach Ishtar.

.  ,_,                                                                ,_,  .
. (o,o)                   Zebrala i opisala                          (o,o) .
|./)_)                  Vyera Graff von Habenix                       (_(\.|
|  " "                                                                " "  |
o--------------------------------------------------------------------------o
> 
Zatytulowano: Co robic w gorace dni?        

o---------------------------------------------------------------------------o
|     _                                       _                             |
|    / )   _   / '_      _   _ _ _ _   _/  '   )                            |
|   (__() / ()()/(  ((/ (/()/ (/( (-  (//)/   .                             |
|                      _/                                                   |
.                                                                           .
.                                                                           .
 Najlepiej nic nie robic. 
     Kazdy i kazda z nas musi jednak robic cos. 
     W gorace letnie dni  polecam chwile namyslu  zanim wezmiemy sie...  za
   cokolwiek. Czasem  wydaje nam  sie,  ze jestesmy  zobowiazani  wykonywac
   okreslona czynnosc, ale gdy zastapimy ja  jakas inna mniej wysilkowa   i
   klopotliwa okazuje sie, ze nie spotykaja nas z tego powodu zadne przykre
   konsekwencje. 
     Przynajmniej nie natychmiast.
     
     Waznym dla  zdrowia  elementem sa  warunki,  w ktorych  przyjdzie  nam
   spedzac czas. Oczywiscie wybieramy miejsce chlodne, a nie gorace
  cien,
   a nie  pelne  slonce.  Ze  wzgledu na  ryzyko  uduszenia  lub  nadmierne
   wytworzenie zolci powinnismy unikac miejsc zatloczonych.
     
     Po trzecie - nawadnianie i odzywianie organizmu. Ciezarem jest gotowac
   w upale, z tego wzgledu najlepiej przyjmowac potrawy zimne. Najlepiej  i
   najszybciej potrzeby  odzywcze  zaspokajaja  odpowiednie  napoje,  ktore
   saczyc nalezy powoli, lecz niemalze bez ustanku.
     
     Mniej domyslnym czytelnikom zalecam  po prostu zamknac  sie w  piwnicy
   /koniecznie wyposazonej wczesniej w wygodne lawy i stoly, ew. duza ilosc
   poduszek  i  chociaz  skrzynki   za  stoliki  robiace/  z   najblizszymi
   przyjaciolmi  i  duza  iloscia  przygotowanego  wczesniej  wlasnorecznie
   ciemnego piwa. Ponizej przepis na jego  wykonanie dla tych, ktorzy  moje
   rady wezma - slusznie! - do serca.
     
     
     
     I. Przygotowanie brzeczki.
     I.I. Puszke  z wybranym  syropem zanurz  na 10  min w  goracej  wodzie
   (dzieki temu znacznie latwiej bedzie go przelac).

I.II. Do garnka o
   pojemnosci okolo 6  litrow wlej 2  litry wody i  wsyp odpowiednia  ilosc
   cukru.
      I.III. Kiedy  cukier rozpusci  sie w  wodzie wlej  do garnka  syrop,
   gotuj calosc 10-15 minut, czesto mieszaj, zeby nie przypalic brzeczki.
     I.IV.  Przygotuj   umyty  i   w  miare   mozliwosci  czysty   pojemnik
   fermentacyjny o pojemnosci minimum 30l (polecane srodki dezynfekujace to
   ocet, wywar ze szczawiu lub bardzo goraca woda).
     
      II. Fermentacja brzeczki. (czas trwania od 5-7dni)
      II.I. Przelej zawartosc garnka do  fermentatora i uzupelnij woda  do
   objetosci 23 litrow.
     II.II. Kiedy temperatura brzeczki bedzie  wynosila mnij niz 28  stopni
   wsyp do fermentatora drozdze, tzw. zywe fermentatory. (Jesli czytasz  to
   ogrowi, zanacz wyraznie, ze to jeszcze nie jest gotowe piwo)
     II.III. Zamknij szczelnie pojemnik  fermentacyjny, gorny otwor  zatkaj
   rurka,  do  rurki  nalej   odrobine  wody  (brzegi  fermentatora   warto
   delikatnie przesmarowac olejem rozanym). (Informacja dla ogra: to  nadal
   nie jest gotowe piwo)
     II.IV. Odstaw fermentator  na 5-7  dni do  fermentacji w  temperaturze
   19-24  stopni  (po   12  godzinach  od   dodania  drozdzy  zacznie   sie
   fermentacja, ktora w zaleznosci  od temperatury otoczenia bedzie  trwala
   od 5 do 7 dni. (Nadal tego nie pijemy! zaznacz ponownie, upewnij sie, ze
   ogr zrozumial)
      
     III. Rozlew mlodego piwa  i refermentacja. (czas  trwania 14 i  wiecej
   dni) (Tu pewnie juz ogr i tak  bedzie pil. Jest niewielka szansa, ze  mu
   zasmakuje... w koncu to  ogr. Jesli jednak  nie, poczekaj az  przestanie
   ryczec wsciekle  i rozbijac  wszystko dookola.  W ukryciu  rzecz  jasna.
   Potem, jak  juz pojdzie,  sprawdz czy  brzeczka ocalala,  przejmij ja  i
   spokojnie kontynuuj dalej wedle instrukcji)
     III.I. Przygotuj duzo czystych szklanych butelek o pojemnosci 0,5l.
     III.II. Przelej mlode piwo  do butelek dodajac  do kazdej butelki  pol
   lyzeczki cukru.

     III.III. Zamknij szczelnie butelki  i wstrzasnij w celu  rozpuszczenia
   cukru.
     III.IV. Odstaw butelki  z mlodym  piwem i  pozwol fermentatorom  robic
   robote.
      IV. Degustacja
     
     Uwaga: Przepis jak widac nie jest prosty. Popijanie wlasnej  produkcji
   piwa niewatpliwie bedzie duzo wieksza przyjemnoscia, na wszelki  wypadek
   jednak zaopatrz sie  w beczulke  napitku z  renomowanego browaru.  Jesli
   Twoje piwo wyjdzie, zawsze bedziecie z przyjaciolmi mogli degustowac  na
   zmiane, zachwycajac sie Twoim i narzekajac na jakosc tego kupnego.
     
.  ,_,                                                                   ,_,  .
. (o,o)                                                                 (o,o) .
|./)_)     Wasza oddana kuchenna redaktorka, Kas Flowercook.             (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
|_____________________________________________________________________________|
> 
Zatytulowano: Sztuki milosnej opracowanie: OGRY

o---------------------------------------------------------------------------o
|                       _  _                                                |
|                      ( \/ )                                               |
|               .---.   \  /   .-"-.       MILOSNEY SZTUKI OPRACOWANIE      |
|              /   o_o   \/   / . . \         Y O NYEY DYWAGACYE, YAKO Y    |
|              \_  (__\       \_ v _/              PORAD ZACNYCH KILKA      |
|              //   \\        //   \\                                       |
|             ((     ))      ((     ))                                      | 
|       -------""---""--------""---""-------       (nikt nye gwarantuye     |
|                |||            |||                     ze zadzialaya)      |
|                 |              |                                          |
.                                      - CZESC DRUGA -                      .
.              Afekt a prowenyencya - czyli rzecz o rasach: OGRY            .
                 
     

    Yesli zaczynac mnye przyszlo swego rodzayu kontinuum dywagacyi, ktore
    traktowac ma o rasach rzeklam ya sama sobye yze nye bede sie wzdragac
    przed naybardziey trudnem, a moze y latwem yego... aspektem.

                                  Ogry.

    Yaki ogr yest, kazdy widzi - trudnem byloby nye zauwazyc skoro bestye
    a raczey osobniki sa  to rozmyarow  stodoly, a  przynaymney  solidney 
    szopy czy-li ziemyanki. Zdaye sobye sprawe, ze ton w yakiem dywaguye,
    nyektore z ogrow y ogrzyc czynic despekt moze (o ile potrafya czytac)
    zatem zapbyegliwye yuze  teraz sie  kayam,  przeblaganya  wykroczenya
    swego upraszayac. Nyech tez bedzie wyadomem yze dywagacye swe opyeram
    na konwecyach sztampowych,  uproszczenyach, przesadach a y schematach
    rase ogrza krzywdzacych (o ile sie tym przeymuya) ... (y wyedza yakie
    znaczenye uzywane przez mnye terminow) ... (pewnye maya to w przyslo-
    wyowey y obszerney "rzyci" totez nyech wolno mnye bedzie temat podyac 
    y kontynuowac daley z nadzieya ze zaden ogr czy ogrzyca mnye nye zez-
    ra). Tedy - dorodni synowye gorskich yaskin (nye bede prawic o sztuce
    ogrzego ars amandi, ktora z reguly okroyona yest do uzywanya maczugi)
    y hoze corki... Nyech rzekne rownyez  yaskin, to osoby... Osobniki...
    Drapyezniki. Drapyezniki z ktoremi ckliwy a romantyczny zwyazek slabo
    sie koyarzyc moze. 

    Wlasciwye... To wcale.
    
    Stawyam sobye sama pytanye, po co w  takyem razie dywagacye one daley
    wlec, ale  yako felyetoniska  nayczystszey wody z yey lanyem poradzic
    sobye nie tylez yestem zdolna, co raczey obowyazkyem moyem yest.
    
    Doysc trzeba nam zatem do przyczyn takyego stanu rzeczy.

    Aby na pewno yest to ogrza  natura, ktora karze byed... Nyeszczesn...
    Potencyalnemu aman... No nye. Nyech mnye  wybaczonem bedzie, ale pre-
    dzey sceptr onego wodoleystwa oddam, nizli nazwe ogra amantem.

    W kazdem razie...

    Nye yestem pewna, czy aby to  na pewno przez drapyezna nature tylko y
    wylacznye nye prawi sie o ograch yako o romantykach. Kto wye, czy pod
    masa myesni twardych yak spiz, nie krye  sie to rumyane maselko uczu-
    ciowey wrazliwosci. Byc-li to moze, ze wlasnye one krzywdzace koncep-
    cye to sprawyaya, acz sprawdzic  nye  mam yak,  gdyz ogrzyce lypya na
    mnye swemi slepyami a przed ogrami uciekam  w reyona ktore pyeprz byl
    zwykl porastac... Ale moze  wlasnye te schematy  zmuszaya ogrza nacye
    do takiech, a nye innech zachowan...

    Moze nyech przeyde do porad porzucayac filozofye.
 
    Drogi ogrze (yesli to czytasz) ... (yesli ktos Ci to czyta) pamyetay!
    Byc moze Twa  wybranka - a raczey  ta samica ktoras  sobye  upatrzyl,
    hygyena gardzi, kapyel uwaza za  swyetokradztwo a  zapach odmyenny od
    powyewu gazow trawyennych uwaza za truyacy dym - Ty yednak... Albo...
    Staray sie Yey oczekiwanya w tem temacie spelnyac.

    Ogrzyco - nie  naduzyway maczugi na  lbie swego lubego, gdyz-li potem
    tey drugiey uzywac nye bedzie mogl, badz praktyczna byalog... Ogrzyca.

    Ogrze - podarunkow, czyli co nastepuye: glow, truchel, wyatkowego eau
    d'ogr,  maczug (tych  oburecznych) ... (broni  to yest) albo  kamyeni
    szlachetnych (czy tez wszelakiech innech dobr) NIGDY ZA WYELE!

    Ogrzyco - powstrzymay czasem swoye zwyczayowo nyeposkromyone apetyta,
    y pozwol zeby Twoj partner nayadl sie do syta, wyecey bedzye myal sil
    by dla Ciebye yadlo upolowac  na wypadek, gdyby Tobye  sie akurat nye
    chcialo ruszyc  na polowanye (ktore  latwo przedzierzgnac sie  moze w 
    tak-romantyczna-yak-ogrza-prowenyencya-pozwala przechadzke: "Moze nye
    wrzuce go do tey przepasci?", "Moze nye rozwale mu dzisiay tego lba?"
    y potem... Uzywanye maczugi.)

    Ogrze - pamyetay aby swey  wybranki nie  okladac  pyeasciami, to yest
    swemi lapami, zbyt mocno. Takye karesy moga  doprowadzic do Yey czyli
    Twej partnerki, smierci. (Co prawda, yak  wyesc nyesie, nyektore ogry
    swoya zalobe po utraconey lubey y milosc  do nyey lagodza pozeranyem,
    y to doslownem a nye tylko  wzrokyem, yey ciala argumentuyac yakoby w 
    taki sposob przecie Ona dluzey z niem  zostanie. Logiki wbrew pozorom
    takyemu rozumowanyu odmowic nie sposob, lecz  (wracayac do filozofyi)
    trzeba takowoz zapytac, czy rozumowanye  takye  nye  bedzie logicznem
    yedynie do pyerwszey  wizyty w slawoyce (yesli  ogry z takyey korzys-
    taya) ...y moze tu znow porzucmy filozofye).

    Drogye ogrzyce y ogry:

    Podsumowuyac - pamyetaycie o dobrey dyecie (ktora mnye nye zawyera) a
    zarazem nye  traktuycie  konsmumowanya  zwyazku nazbyt doslownye, nye 
    przesadzaycie z sila z yaka zabyeracie sie do  milosnech zapasow... A 
    z pewnoscia przyjdzie Wam sie radowac pozyciem dlugyem (oby) y pelnem
    szczescia, czego y Wam zycze.

 
                                            Z szacunkyem wobec Was,
                                            czytayacy pozostaye,
                                               
.  ,_,                                                Erydycya         ,_,  .
. (o,o)                                                               (o,o) .
|./)_)                                                                 (_(\.|
|  " "                                                                 " "  |
o---------------------------------------------------------------------------o

> 
> 
Zatytulowano: P jak Partyzant               

o--------------------------------------------------------------------------o
|    .                                                                     |
|    |\     Z cyklu          _         _                                   |
|    | |     STYLE          | )       | )                                  |
|    |.|     WALKI          |   jak   | A R T Y Z A N T                    |
|    |||                                                                   |
.    |||                                                                   .
.                                                                   .
     |-|       "Zjawili sie znikad. Zaswiszczaly belty, strzaly, nawet
    (___)  kamienie. 
           - Zasadzka! - krzyczeli ludzie, podczas gdy oszalale konie
          tratowaly sie nawzajem.
         - Ratuj sie, kto moze! - wrzeszczeli, jak gdyby mialo to cokolwiek
         pomoc, jak gdyby samym wolaniem dalo sie uratowac czyjes zycie.
           Jednak nie bylo takiej mozliwosci. Znajdowali sie w potrzasku.
           Gdyby nie chodzilo akurat o ich smierc, z pewnoscia byliby pod
            wrazeniem. Niewatpliwie zadawaliby sobie pytanie:
          Jakim sposobem wcale liczna grupa oprawcow zdolala ukryc sie za
            tymi trzema raptem krzaczkami i niepostrzezenie ich okrazyc?
              Ale nie mieli czasu o tym myslec. Umierali.

                                     Zbior historyj prawie prawdziwych,
                                                Autor nieznany


 -- artykul czesciowo przeznaczony dla osobnikow nowych w tych stronach -- 
       -- niektore fragmenty moga znudzic osoby zbyt doswiadczone --
     
     Co to znaczy Partyzant?
     
     Partyzant to jedna z potocznych nazw stylow walki. Pozostale artykuly
  z tej serii  rozpoczynalam stwierdzeniem,  ze warto nauczyc sie  podstaw
  machania orezem, aby  moc sie obronic w razie  jakiejs napasci. Piszac o
  partyzancie, nie powiem, ze wystarczy nieco sie podszkolic, aby dac rade
  sie obronic.  Wystarczy natomiast nieco  sie podszkolic, zeby w sytuacji
  tego typu  dac rade uciec,  ukryc sie i przeczekac.  A potem dla  zemsty
  powrocic w bardziej dogodnym momencie. Zaskoczyc zbojow, gdy beda akurat
  spac,  biesiadowac lub chedozyc.  Jesli chcesz, Czytelniku,  nauczyc sie
  operowac tym  stylem walki, udaj  sie pod zachodnia  granice Lasu Loren.
  Tam zastac mozna elfa, ktory za drobna oplata, dzieli sie odrobina swych
  umiejetnosci.
     

     Co takiego robi Partyzant?
     
     Byc moze  jako  osobnik  cnotliwy  i  zyjacy  w  zgodzie  z  wszelkim
  stworzeniem nie miales okazji zostac napadniety i kulturalnie poproszony
  o wszystkie Twoje  pieniadze. W takim przypadku, jesli pieniedzy oddawac
  nie chcesz, masz kilka opcji do wyboru.  W sytuacji stresowej (do jakich
  z pewnoscia bycie napadanym nalezy) trudno jest wymyslic cos kreatywnego.
  Skupmy sie wiec  na najprostszych sposobach:  kombinowanie, ucieczka lub
  obrona. Kombinowanie, jak wyzej napisano,  raczej dosc trudnym jest. Tak
  na szybko  zwlaszcza. Przekupstwo nie  na wiele  sie zda, zboj  chetniej
  wezmie caly Twoj majatek niz pol.  Pozostaje wiec walka (partyzantem nie
  najlatwiejsza) i  ucieczka. Aby skutecznie uciekac,  nalezy odwrocic sie
  do niebezpieczenstwa  tylem. To z kolei rodzi  nowe problemy. Komus, kto
  ustawil  sie tylem,  latwo wbic  w plecy noz czy  poslac strzale  miedzy
  lopatki. Tu przydaje  sie partyzant. Zamiast uciekac na  oslep, ucieknie
  troszke, a nastepnie ukryje sie i pozostanie tam jak dlugo bedzie trzeba.

     
     To Partyzant w ogole nie umie walczyc?
     
     Oczywiscie  umie,  zadaje skuteczne  ciosy wiekszoscia  znanych typow
  broni, sporo unika, troche paruje. To calkiem niezly zestaw umiejetnosci.
  Problem lezy jedynie w tym, ze czesc czasu na treningi poswieca na nauke
  ukrywania, a wiec sila rzeczy walczyc  bedzie nieco gorzej niz inni. Sam
  moze wydawac sie bezbronny, ale ktoz nie wydaje sie bezbronny zestawiony
  sam na  sam z duza  druzyna?  Cala druzyna  partyzantow  jest  natomiast
  naprawde groznym przeciwnikiem. Ich miecze, mloty, topory i maczugi moga
  siac spustoszenie. I wiele razy takie spustoszenie sialy. Partyzant jako
  styl walki wciaz kojarzony jest bowiem z lesnymi komandami, napadajacymi
  nieraz na wozy, osady czy wojskowe obozy.

     
     Co jeszcze robi Partyzant?
     
     Jedna z rzeczy,  ktore dobrze Partyzantowi wychodza,  to zaskakiwanie
  osob, ktore nie  spodziewaja sie ataku. Porzadnie  wyszkolony, potrafi w
  ukryciu  podkrasc sie  calkiem  blisko do  ofiary wciaz  zajetej  swoimi
  codziennymi  sprawami. Gdy  sie podkradnie,  cierpliwie czeka. Ani zaden
  gest, ani  glosniejszy  oddech,  ani trzask  galazki  nie  zdradza  jego
  obecnosci. Jako profesjonalista bedzie tkwil w bezruchu godzinami, jesli
  zaistnieje taka potrzeba, jesli  wyczuje szanse na rozlew krwi. A potem,
  gdy nadejdzie odpowiednia chwila, gdy wszystko przeanalizuje i oceni swe
  szanse, zatopi  bron w ciele  nieswiadomej ofiary,  ktora wtedy  otworzy
  oczy szeroko  ze zdumienia. Blysk  zrozumienia pojawi  sie w  nich zanim
  ostatecznie zajda mgla...
     

     Czy to juz wszystko?
     
     Oczywiscie nie, o Partyzancie, jak o wielu innych kwestiach, pisac by
  mozna i pisac. Jednakze  kiedys wypada skonczyc,  aby Czytelnika ogromem
  tresci nie przytloczyc. Wiec  jeszcze tylko slow kilka. Partyzant wciaz,
  mimo tego,  ze stal sie  popularny w roznych  kregach, bywa  kojarzony z
  lesnymi komandami i lamaniem prawa. Dzis juz nieslusznie, nie bojcie sie
  walczyc jak  Partyzant, nie  jest to moralnie  naganne.  Nieraz styl ten
  bywa  takze  kojarzony z  tchorzostwem, czesciowo  z powodu  niecheci do
  otwartej walki,  a czesciowo znow z powodow reliktow  przeszlosci. Wiele
  slow napisano w dziejach o walce partyzanckiej.  Czesc z nich jest mocno
  nacechowana emocjonalnie. W utworach prozy  i poezji padaja takie zwroty
  jak "walka o  wolnosc", a z  drugiej strony  "bezlitosni mordercy".  Nie
  chce tu zajmowac zadnego stanowiska  w tej kwestii. Jesli Czytelnik chce
  dowiedziec sie wiecej o znanych  historii Partyzantach, polecam poczytac
  historie  Elireny, ktora  zreszta  spisana  zostala  juz  w dziesiatkach
  rozmaitych wersji,  mniej lub bardziej  szanujacych rzeczywisty przebieg
  wypadkow.



.  ,_,                                                                ,_,  .
. (o,o)                                                              (o,o) .
|./)_)                  Vyera Graff von Habenix                       (_(\.|
|  " "                                                                " "  |
o--------------------------------------------------------------------------o
> 
> 
Zatytulowano: Wszystko o gnomich wynalazkach I

o-----------------------------------------------------------------------------o
|ciemnozielony podrozny plaszcz, ciezkie wiazane wrotki, czarny kolczyk z gaga|
|tem w kszta  ______  lcie elipsy, dlugie cwiekowane rekawice z nareczna kusza|
|duza mied   /      \  ziana tuba, fikusne pudelko  /  |  z dzwigniami i przyc|
|iskami,    /$$$$$$  |_______   ______  _____  ____ $$/  ______  filcowy gnomi|
|plecak z   $$ | _$$//       \ /      \/     \/    \/  |/      \  zamkiem, gno|
|mi nowato  $$ |/    $$$$$$$  /$$$$$$  $$$$$$ $$$$  $$ /$$$$$$  |  rski pas z |
|polatomat  $$ |$$$$ $$ |  $$ $$ |  $$ $$ | $$ | $$ $$ $$    $$ |  czna klamra|
 grawerowa  $$ \__$$ $$ |  $$ $$ \__$$ $$ | $$ | $$ $$ $$$$$$$$/   ny runiczny 
 gwyhyr,    $$    $$/$$ |  $$ $$    $$/$$ | $$ | $$ $$ $$       |  gnomocyped,
 jaskrawy    $$$$$$/ $$/   $$/ $$$$$$/ $$/  $$/  $$/$$/ $$$$$$$/     kolczyk w 
 ksztalcie srubki                                                jaskrawozolte
 gnomie szczudla, kunsztowna platynowa zebatka, lekkie cienkie okulary z wielo
 barwnymi szklami, lniany dlugi sznur, maly wisiorek w ksztalcie kolka zebatego
 matowe szare gogle ochronne, miedzianozloty kolczyk z rubinami, ogromniasta
    __       __    skomplikowana luneta,   __  misterne srebrne __ gogle __ 
   /  |  _  /  |  z kolorowymi szkielkami /  | ozdobny srebrny /  |     /  |
   $$ | / \ $$ |__    __ _______   ______ $$ | ______  ________$$ |   __$$/ 
   $$ |/$  \$$ /  |  /  /       \ /      \$$ |/      \/        $$ |  /  /  |
   $$ /$$$  $$ $$ |  $$ $$$$$$$  |$$$$$$  $$ |$$$$$$  $$$$$$$$/$$ |_/$$/$$ |
   $$ $$/$$ $$ $$ |  $$ $$ |  $$ |/    $$ $$ |/    $$ | /  $$/ $$   $$    (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
o-----------------------------------------------------------------------------o
> 
Zatytulowano: Wszystko o gnomich wynalazkach II

o-----------------------------------------------------------------------------o
|ciemnozielony podrozny plaszcz, ciezkie wiazane wrotki, czarny kolczyk z gaga|
|tem w kszta  ______  lcie elipsy, dlugie cwiekowane rekawice z nareczna kusza|
|duza mied   /      \  ziana tuba, fikusne pudelko  /  |  z dzwigniami i przyc|
|iskami,    /$$$$$$  |_______   ______  _____  ____ $$/  ______  filcowy gnomi|
|plecak z   $$ | _$$//       \ /      \/     \/    \/  |/      \  zamkiem, gno|
|mi nowato  $$ |/    $$$$$$$  /$$$$$$  $$$$$$ $$$$  $$ /$$$$$$  |  rski pas z |
|polatomat  $$ |$$$$ $$ |  $$ $$ |  $$ $$ | $$ | $$ $$ $$    $$ |  czna klamra|
 grawerowa  $$ \__$$ $$ |  $$ $$ \__$$ $$ | $$ | $$ $$ $$$$$$$$/   ny runiczny 
 gwyhyr,    $$    $$/$$ |  $$ $$    $$/$$ | $$ | $$ $$ $$       |  gnomocyped,
 jaskrawy    $$$$$$/ $$/   $$/ $$$$$$/ $$/  $$/  $$/$$/ $$$$$$$/     kolczyk w 
 ksztalcie srubki                                                jaskrawozolte
 gnomie szczudla, kunsztowna platynowa zebatka, lekkie cienkie okulary z wielo
 barwnymi szklami, lniany dlugi sznur, maly wisiorek w ksztalcie kolka zebatego
 matowe szare gogle ochronne, miedzianozloty kolczyk z rubinami, ogromniasta
    __       __    skomplikowana luneta,   __  misterne srebrne __ gogle __ 
   /  |  _  /  |  z kolorowymi szkielkami /  | ozdobny srebrny /  |     /  |
   $$ | / \ $$ |__    __ _______   ______ $$ | ______  ________$$ |   __$$/ 
   $$ |/$  \$$ /  |  /  /       \ /      \$$ |/      \/        $$ |  /  /  |
   $$ /$$$  $$ $$ |  $$ $$$$$$$  |$$$$$$  $$ |$$$$$$  $$$$$$$$/$$ |_/$$/$$ |
   $$ $$/$$ $$ $$ |  $$ $$ |  $$ |/    $$ $$ |/    $$ | /  $$/ $$   $$< $$ |
   $$$$/  $$$$ $$ \__$$ $$ |  $$ /$$$$$$$ $$ /$$$$$$$ |/$$$$/__$$$$$$  \$$ |
   $$$/    $$$ $$    $$ $$ |  $$ $$    $$ $$ $$    $$ /$$      $$ | $$  $$ |
   $$/      $$/ $$$$$$$ $$/   $$/ $$$$$$$/$$/ $$$$$$$/$$$$$$$$/$$/   $$/$$/ 
               /  \__$$ |                                                   
 kolczyk z     $$    $$/      turkusem, pelna nowatorska maska przeciwpylowa,
 prosty gnomi   $$$$$$/    kompas, srebrna nausznica w ksztalcie pierscienia, 
 szeroki masywny       pas z nabrzusznikiem, szorstka filcowa burka, skorzane
 regulowane rekawice, wyprofilowana zelazna plytka, zlota bransoleta z cierni
 zlota spinka w ksztalcie ciernia, zloty pierscien z trokatnym rubinem, zloty
           _____    rubinowy naszyjnik      _        z cierni          _ ___
    __ _  |_   _|  _   _ __  __ _ ______   (_)_  _ ___  ____ __ _____ (_|__ \
   / _` |   | || || | | '  \/ _` (_-|_ /   | | || |_ / (_-\ V  V / _ \| | /_/
   \__,_|   |_| \_, | |_|_|_\__,_/__/__|  _/ |\_,_/__| /__/\_/\_/\____/ |(_) 
                |__/                     |__/                       |__/     


                                      * * *

     ZATEM GNOMIE WYNALAZKI TO ROWNIEZ OGRANICZENIA?
     Gdy zamawiamy gnomi wynalazek w SGW musimy pamietac przede wszystkim
     o czterech szczegolnie waznych ograniczeniach:

     Pierwszym z nich jest interakcja z innymi przedmiotami, a raczej jej
     niemoznosc - na przyklad  mozemy  zaprojetowac i zamowic  dla siebie
     oselke do ostrzenia naszej broni, ale nie bedzie przewidziane uzycie
     jej ani na ostrzu broni ani na zadnym innym przedmiocie. Jezeli wiec
     mamy wizje i pomysl na wynalazek, ktory jakos wspolgralby z innymi
     elementami naszego ekwipunku, musimy z niego zrezygnowac.

     Drugim ograniczeniem jest niemoznosc interakcji z innymi osobami ani
     ze zwierzetami - klatki w ktorych mozemy zamknac golebia czy szczura
     pocztowego, albo lusterko, ktorym  mozemy oslepic  kogos w poblizu -
     nie da rady (acz takie, w ktorych mozemy sami sie przejrzec, oslepic 
     samych siebie czy zachwycic wlasna uroda  tak). Zwierzeta raczej nie
     potrzebuja bezwzglednie wynalazkow, a i narzucanie sie innym biciem,
     glaskaniem czy draznieniem  za pomoca mniej lub  bardziej specjalnie
     stworzonych do tego przedmiotow takze nie jest naszym zamierzeniem.

     Najlatwiej zapamietac to wszystko w sposob nastepujacy: skupiamy sie
     na wynalazkach, ktore moga wchodzic w jakiekolwiek  czynnosci, gesty
     i interakcje  z samymi soba i nami samymi, ewentualnie z otoczeniem,
     ogolnie osobami wokol, ale z nikim i niczym konkretnym, wybranym.

     Trzecim ograniczeniem  jest niemoznosc do zmiany wygladu. A zatem na
     przyklad  mozna zamowic tusz  do rzes i  nawet moc  go uzyc na sobie
     (interakcja z samym  lub sama soba),  ale  nasze  rzesy  nie zmienia
     wygladu dla postronnych.  Moda i fason sa wazne, jednakze niektore z
     takich wynalazkow nie pasowalyby do osob lysych, jeszcze inne bylyby
     wlasciwe osobom zarosnietym, inne dopasowane do koloru oczu, cery...
     nie chcemy ryzykowac bolu glowy  na widok lysego osobnika, ktory sie
     glaszcze lsniacym gnomim  grzebykiem, czy kobiety skrupulatnie sobie
     przycinajaca brode za pomoca mahakamskiej kosmetyczki gnomiej roboty
     - po prostu nie.

     Po czwarte, dzialanie wynalazkow  nie powinno byc rozlozone w czasie
     - klepsydra, ktora przesypuje sie mozolnie w minute, pozytywka ktora
     zajmuje nas melodyjka trwajaca pare gnomich minut czy sekund.. takie
     wlasciwosci nie sa  realizowane. Moze  kiedys, ale "apetyt  rosnie w
     miare  jedzenia" - dzisiaj  wiec  nacieszmy  sie wpierw  wynalazkami
     prostszymi i zachwycajmy  swiat stopniowo, w przeciwnym razie straca
     one w oczach zamawiajacych.

     Pomniejszymi ograniczeniami sa warunki w jakich korzystamy z naszego
     przedmiotu - odchylony  plaszcz  nie zawsze zalopocze  we wnetrzach,
     gnomia chusteczka  nie przemyjemy twarzy  gdy w poblizu nie ma wody,
     na gnomocypedzie nie pojedziemy gdy akurat siedzimy, natomiast zloty
     pierscionek nie zalsni slonecznym blaskiem w nocy - nie mowiac juz o
     uzywaniu zestawu do pielegnowaniu brody w czasie walki, czy lunety w
     calkowitych  ciemnosciach.  Nie  mowiac  juz o  tym jak  sie  konczy
     uzywanie szczudel przez ogry a jak  zestawu do pielegnacji zarostu w
     rekach niewiast. To nie oznacza, ze takie wynalazki nie beda dla Was
     konstruowane - to oznacza jedynie, ze musicie  liczyc sie  z wlasnie
     takimi okolicznosciami. Nie musicie przewidywac ich wszystkich juz w
     fazie snucia marzen i projektowania - zawsze dopilnuja tego gnomy z
     SGW!

                                      * * *

     NAJPIERW MOWISZ, ZE  WYNALAZKI NIE PASUJACE  DO DANEJ  RASY CZY PLCI
     NIE  BEDA  REALIZOWANE,  A POZNIEJ, ZE  "TO NIE  OZNACZA,  ZE  TAKIE
     WYNALAZKI NIE BEDA DLA NAS BUDOWANE"...
     Bo  z jednej strony  rozumiemy, ze odbiorcy i uzytkownicy wynalazkow
     sa rozni - wiec  musimy  uwzglednic, ze nieco inaczej  moze wygladac
     uzywanie specyficznego przedmiotu w rekach niewiast i mezczyzn, czy
     w rekach danej rasy. I to uwzgledniamy, natomiast to jaki ma zarost,
     fryzure, kolor oczu, czy inne szczegolowe roznice w obrebie wlasnej
     plci i rasy - nie.

                                      * * *

     MIMO WSZYSTKO TO DOSC SUROWE OGRANICZENIA, PODYKTOWANE "WIDZIMISIE".
     Spojrzcie na to z innej strony, juz sam fakt, ze warsztat Inzynierow
     ma takie mozliwosci i moze dzielic sie  z nami juz i tak wiekszoscia
     przedmiotow jakie mozna wymyslec a ktorych nie ma to postep ogromny.
     Apetyt naprawde rosnie w miare jedzenia - wychodzac naprzeciw  coraz
     wiekszym checiom  zaostrzamy jedynie apetyt zamawiajacych na jeszcze
     wiecej. Gdzies musi byc granica kompetencji za ktora, badz co badz,
     bierzemy odpowiedzialnosc.

     Moze kiedys zniesiemy te ograniczenia, jednak na razie nie rozwazamy
     takiego rozwiazania.

                                      * * *

     PODSUMUJMY CO JUZ WIEMY.
     Zamawiajac  wynalazek  wybieramy  czy ma byc to rodzaj broni, zbroi,
     pierscienia, bransoletki, kolczyka,  rekawic,  diademu,  naszyjnika,
     okularow,  maski,  pasa,  plaszcza, spinki, obuwia,  czy  przedmiotu
     osobistego.

     Ustalamy jego wyglad (lub pozwalamy zrobic to Inzynierowi), logiczny
     i niezbyt wyszukany na tle innych przedmiotow tego typu na swiecie.

     Ustalamy  jego  wlasciwosci  (lub pozwalamy zrobic to Inzynierowi) -
     nie wchodzace w zadne interakcje z innymi przedmiotami, zwierzetami,
     osobami i nie zmieniajace wlasnego wygladu ani otoczenia, zalezne od
     wlasciwosci otoczenia lub tozsamosci osob uzywajacych ich.

     Ewentualnie, jezeli zabrzmi to prosciej, nadajace sie do wykonywania
     gestow i czynnosci z nim samym  i z nami samymi.  Rowniez i tu Gnomi
     Inzynier dopilnuje, zeby te wlasciwosci byly do przyjecia.

                                      * * *

     I CO DALEJ?
     Znajdujemy Gnomiego Inzyniera i podsuwamy nasz pomysl. Jak latwo sie
     domyslec, nalezy oczekiwac, ze ktos sposrod  Inzynierow SGW podejmie
     sie realizacji  naszego zamowienia  i przekuje nasza wizje na gotowy
     wynalazek  -  najczesciej  powiadomi  nas o  tym osoba,  ktora  o to
     poprosilismy lub sam konstruktor osobiscie. Stworzy on i zaproponuje
     wszystkie opisy, badz po prostu zaakceptuje i przepisze nasze wlasne.
     Byc moze pojawia sie w korespondencji pytania, dopowiedzenia a takze
     konsultacje.

     Kiedy praca  konstruktora dobiegnie konca, wynalazek jest sprawdzany
     pod katem jakosci i poprawnosci - czy nie ma  bledow w zapisach, czy
     wszystko jest na pewno jasne, logiczne i dopuszczalne. Taka kontrole
     przeprowadza Inzynier inny niz konstruktor i jest to zdrowa praktyka.

     Gdy juz to sie wszystko stanie, ostateczny projekt jest prezentowany
     nam w korespondencji lub osobiscie - w tym  drugim przypadku jest to
     okazja do przyjecia zaproszenia na poklad gnomosterowca gdzie sie to
     odbywa, poniewaz  wewnetrzny  regulamin SGW  jednoznacznie  zabrania
     wynoszenia nieukonczonych prototypow poza nasza siedzibe.

     Gdy nasz wynalazek nam sie spodoba - albo za pierwszym razem, lub po
     wprowadzeniu  odpowiednich  poprawek  zaproponowanych  z obu stron -
     czeka on jeszcze na aprobate wladz SGW, po ktorej jest nam wreczany
     - po uregulowaniu zaplaty, zeby nie bylo.

                                      * * *

     NO TAK, ZAPLATA. MIEJMY TO JUZ ZA SOBA...
     Cena...  a  wlasciwie  ceny,  dwie ceny, sa ustalane indywidualnie i
     zaleza od...

                                      * * *

     HOLA! JAK TO DWIE!?
     Rzeczywiscie,  obowiazuja  dwie  ceny,  jedna wyzsza,  druga nizsza.
     Ta  pierwsza dotyczy  wszystkiego  o czym zostalo  wspomniane, czyli
     calej pracy gnomiego Inzyniera dzieki ktorej powstal wynalazek.

                                      * * *

     WIEC, LOGICZNIE UJMUJAC, JESLI ZAMAWIAJACY SAM WYMYSLIL CALY PROJEKT
     I NIE MA W NIM  NIC DO  ZARZUCENIA, TO NIE POWINIEN  ZAPLACIC NIC, A
     PRZYNAJMNIEJ POWINIEN MNIEJ.
     Zgadza sie. I tak wlasnie jest. SGW jednak  pobiera oplate za to, ze
     uzyje do  produkcji  wlasnych  materialow i narzedzi, oplacana  jest
     takze fatyga  kontrolera  jakosci, wiec nigdy nie jest  tak, ze ktos
     wymarzy  sobie wynalazek calkiem  za darmo - przynajmniej  dopoki na
     przyklad nie wynajdziemy sposobu na to, zeby za darmo  funkcjonowac.
     Ale za to  w ramach tej ceny zawsze otrzymujemy  pierwszy egzemplarz
     naszego wynalazku.

                                      * * *

     SKORO NIE ZERO, TO ILE MOZE WYNIESC TAKA CENA?
     Jej wysokosc zalezy od kilku czynnikow, mianowicie:

      - wartosci uzytych materialow, wiadomo na przyklad, ze to co jest
     cynowe bedzie tansze od miedzianego, a filc jest tanszy od atlasu.

      - ilosci uzytych materialow, co innego  noz kuchenny, a co innego
     gnomi  wielofunkcyjny  przybornik  z piecioma  roznymi ostrzami na
     rozne okazje.

      - zlozonosci projektu, jezeli interesuje  nas na przyklad obuwie,
     ktore bedzie ladnie  wygladac i nic wiecej, wowczas projekt bedzie
     tanszy - jezeli w naszych butach mamy tanczyc, tupac...

                                      * * *

     ...KOPAC INNYCH...
     Widac, ze niektorzy nie uwazaja przy czytaniu tego artykulu!     

                                      * * *

     ACH, NO TAK. ZADNEJ INTERAKCJI Z INNYMI OSOBAMI. WIEC... ILE?
     Rowniez  praca Inzynierow - jezeli  wszystkie opisy i zastosowanie
     zaprojektowalismy  i spisalismy  sami i  nie wymagaja one  korekt,
     wowczas  Inzynier  ma  niewiele  pracy  i z zasady  zaniza koszta.
     Jednak gdy mamy zyczenie cos zamowic i nie obchodza nas szczegoly,
     badz tez nie mamy talentu projektanckiego, wowczas cena moze objac
     dodatkowo wyreczenie nas  w procesie tworczym - tym bardziej, ze w
     takich  przypadkach  mamy  prawo  grymasic,  krytykowac  i negowac
     proponowane opisy  i rozwiazania.  Cena za samo  takie grymaszenie
     nie wzrasta - to nie nasza wina w koncu, ze Inzynier ma inny gust,
     a projekt ma sie podobac nam, nie jemu.

                                      * * *

     WIEC... ILE?
     No i wreszcie oplaty stale, praca kontrolerow i samego Mistrza SGW
     za dopuszczenie  wynalazku  do uzycia i tym samym opatrzenia marka
     SGW i odpowiedzialnoscia za jego istnienie.

     No i jest jeszcze zastrzezenie.

                                      * * *

     CZYLI?
     Jezeli wymarzymy sobie i zaprojektujemy  przedmiot bardzo osobisty
     i nie  chcemy, zeby  ktokolwiek  inny rowniez  taki mogl zamawiac,
     wowczas  obowiazuje  stosowna oplata.  Jest jednorazowa, ale za to
     gwarantuje, ze  nikt inny nie zamowi tego  konkretnego przedmiotu.
     Doskonale  rozwiazanie  dla  przedmiotow  z  umieszczonym  wlasnym
     imieniem,  osobista  dedykacja,  zyczeniami,  czy  portetem  kogos
     ukochanego.

                                      * * *

     DOBRZE. WYZNASZ WRESZCIE ILE TRZEBA ZAPLACIC ZA TO WSZYSTKO?
     Przeciez wcale tego nie unikam. Wynalazek rzadko kiedy jest tanszy
     niz trzy  mithrylowe monety.  I to jest ta wyzsza z cen. Z drugiej
     strony, w szczegolnie skrajnych przypadkach - przedmiot z mithrylu,
     pelny udzial Inzyniera w pracach, projekt skomplikowany i bogaty w
     tresc - cena ta moze wyniesc i dziesiec razy tyle.

     Sa to tak skrajne wzgledem siebie wartosci, ze rozwazenie  w duchu
     swoich wlasnych mozliwosci finansowych  przy planowaniu zamowienia
     wynalazku jest wrecz nieodzowne. Naturalnie Gnomi Inzynierowie juz
     na etapie pierwszego zamawiania pomoga  wycenic projekt, zwlaszcza
     jesli znaja jego szczegoly - materialy, ilosc zastosowan i inne.

                                      * * *

     DLACZEGO CENY SA DWIE?
     Jak wspominalam, powyzsza cena jest ta wieksza, jest jednorazowa i
     obejmuje  wszystkie prace, ktore zostaly  wykonane, zeby projekt w
     ogole powstal.

     W ramach powyzszej kwoty otrzymujemy pierwszy egzemplarz wynalazku
     dla siebie.  Gdy go zgubimy, zostanie nam  skradziony, zabrany lub
     po prostu zuzyje sie i rozleci, wowczas nie mamy  wyjscia i musimy
     zamowic kolejny egzemplarz. Jego cena srednio wynosi okolo czwarta
     czesc wartosci projektu - i to jest ta druga cena.

                                      * * *

     CZYLI JEZELI WYMYSLE, WYMARZE SOBIE  WYNALAZEK, OPISZE GO, ZAMOWIE
     I ZAPLACE  ZA TO DZIESIEC  MITHRYLOWYCH  MONET, TO ZA TE PIENIADZE
     MOJ WYNALAZEK POWSTANIE, DOSTANE JEGO EGZEMPLARZ, A POZNIEJ BEDZIE
     MOZNA ZAMAWIAC KOLEJNE EGZEMPLARZE ZA OKOLO JEDNA PIATA TEJ KWOTY,
     OKOLO DWIE I POL MITHRYLOWEJ MONETY?
     Tak.  Nie zawsze bedzie to zawsze jedna czwarta tej kwoty. Czasami
     wiecej, czesto  mniej. Jest to wyliczane matematycznie w oparciu o
     rozne czynniki, rowniez sam Inzynier ocenia wartosc samodzielnie.

                                      * * *

     I WYNALAZEK MOZE SIE ROZLECIEC?
     Kazdy nasz wynalazek ma swoja trwalosc - im wiecej bedzie uzywany,
     tym szybciej sie rozleci, zgadza sie.

     Niestety nasze wynalazki nie sa naprawialne - rzemieslnicy, ktorzy
     zajmuja sie na co dzien wyrobami z danej branzy nie znaja schematu,
     planu budowy danego wynalazku a i my, Inzynierowie nie podejmujemy
     sie napraw,  gdyz latwiej  uzyc nowych  czesci i zbudowac duplikat
     zamiast rozbierac i wymieniac jakies drobiazgi.

                                      * * *

     ILE WYNOSI TRWALOSC WYNALAZKU?
     Zwykle od  miesiaca  do ponad roku, ale tak naprawde  nic trudnego
     pobic te wyniki i w jedna i w druga strone.

                                      * * *

     PODPOWIESZ GDZIE ZNALEZC DALSZE INFORMACJE, KTORYCH ZABRAKLO
     POWYZEJ?
     Kazde z czlonkow SGW majace tytul inzynierski (nie Pracownik i nie
     Stazysta), w tym rowniez Mistrz Stowarzyszenia, powinni byc wladni
     odpowiedziec na wszelkie pytania, a takze przyjac zamowienie (lecz
     niekoniecznie  bedzie  to  oznaczac,  ze  osobiscie  podejma  sie
     realizacji). Mozna pisac na przyklad do mnie osobiscie.

     Osoba  z urzedu  wyznaczona do  przyjmowania  zamowien  (od innych
     czlonkow SGW lub od zamawiajacych bezpsrednio) i przydzielania ich
     do konstruktorow jest na dzis dzien Inzynier Felie.

                                      * * *

     NO TO... CHYBA WSZYSTKO!
     Chyba tak, zatem do zobaczenia i niech swiat stanie sie bogatszy o
     Wasze, spelnione przez Stowarzyszenie Gnomich Wynalazcow, marzenia.

                  * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

    W szczerej, burzliwej, nielatwej i pelnej sporow rozmowie, specjalnie
    dla Czytelnikow Periodicusa z:
      _____                       _             _____                   
      \_   \_ __  _____   _ _ __ (_) ___ _ __  /__   \_   _ _ __   __ _ 
       / /\| '_ \|_  | | | | '_ \| |/ _ | '__|   / /\| | | | '_ \ / _` |
    /\/ /_ | | | |/ /| |_| | | | | |  __| |     / /  | |_| | | | | (_| |
    \____/ |_| |_/___|\__, |_| |_|_|\___|_|     \/    \__,_|_| |_|\__,_|
                  |___/     ze Stowarzyszenia Gnomich Wynalazcow

    spierala sie, dociekala, wydzierala sekrety, przyprawiala o bol glowy
    i ogolnie byla nielatwa rozmowczynia i do tego jeszcze robila notatki
      na biezaco (ale czego sie nie robi w sluzbie marzen Czytelnikow o
        wlasnym wynalazku):
       __          _       _    _               _____                   
      /__\ ___  __| | __ _| | _| |_ ___  _ __  /__   \_   _ _ __   __ _  
     / \/// _ \/ _` |/ _` | |/ | __/ _ \| '__|   / /\| | | | '_ \ / _` |
    / _  |  __| (_| | (_| |   <| || (_) | |     / /  | |_| | | | | (_| |
    \/ \_/\___|\__,_|\__,_|_|\_\\__\___/|_|     \/    \__,_|_| |_|\__,_|
                   - bo przeciez czego sie nie robi w sluzbie informacji.
.  ,_,                                                                   ,_,  .
. (o,o)                                                                 (o,o) .
|./)_)                                                                   (_(\.|
|  " "                                                                   " "  |
o-----------------------------------------------------------------------------o